pl | en

No. 121 maj 2014
75 LAT | 10 LAT

Gdy wróciłem do Warszawy zadzwonił do mnie Franciszek Walicki i dopytywał się o jakieś zdjęcia Czesława, bo właśnie go zatrudnił w Niebiesko-Czarnych. Pomyślałem, że wszyscy powariowali i palnąłem, że złych piosenkarzy nie fotografuję. Walicki wkurzył się nie na żarty. Warknął: - Zobaczysz, on niedługo będzie wielkim artystą. – Wtedy mu będę robił zdjęcia - odparłem, po czym usłyszałem rzuconą słuchawkę.
Nie minęło wiele czasu, gdy spotkałem Niemena, który odbierał właśnie jakąś prestiżową nagrodę. Znaliśmy się z obozu w Zakopanem, więc bez ogródek wypalił: - Mam dla ciebie dobrą wiadomość, możesz mnie już fotografować.

Marek Karewicz, Marcin Jacobson, Big-Beat, Sopot 2014, s. 100.

bigbit a. big-beat [wym. bigbit] «nurt muzyki rozrywkowej z lat 60. XX w., obejmujący rock and rolla, rhythm and bluesa, twista, madisona i inne gatunki charakteryzujące się eksponowanym rytmem oraz prostotą melodyczną i harmoniczną».

Adam Wolański, Słownik terminów muzyki rozrywkowej, Warszawa 2000.

rudno byłoby sobie wyobrazić lepsze połączenie, bardziej sprzyjające mojemu sposobowi na życie niż numer „High Fidelity”, który państwo właśnie czytacie. Łączy trzy elementy tworzące u mnie całość, pełnię. To „rocznicowy” numer założonego przeze mnie 10 lat temu magazynu, który pozwala mi robić to, co kocham najbardziej. Czyli: słuchać i pisać o urządzeniach odtwarzających muzykę i o samej muzyce. I na tym zarabiać. HF jest pismem polskim, ale ukazuje się także w języku angielskim i poza granicami naszego kraju jest dobrze rozpoznawalny. To również numer „japoński”, poświęcony urządzeniom z Kraju Kwitnącej Wiśni. Od lat maj, czyli miesiąc „narodzin”, HF przynosi testy produktów powstałych w miejscu, w którym audiofilizm w połączeniu z muzyką są religią. Podziwiam ludzi zajmujących się tam produkcją urządzeń i płyt, bo jeśli są godni zainteresowania, to są w tym, co robią niesamowici. I wreszcie to numer, którego okładkę i wstępniak postanowiłem poświęcić temu, co absolutnie rodzime, a jednocześnie ponadczasowe i ponadnarodowe: płycie Dziwny jest ten świat… Czesława Niemena. Asumptem do tej ostatniej była, przypadająca w 2014 roku, 75. rocznica urodzin artysty oraz wydanie z jej okazji nowej reedycji wspomnianego albumu.

Nie od razu się to jednak ze sobą tak ładnie zazębiło. „Japonia” i Niemen – to było dla mnie jasne. Siłowałem się jednak z myślą o tym, czemu ten wstępniak ma być poświęcony – czy nie lepiej jednak poświęcić go rocznicy, pisząc jakieś wspominki, anegdoty, nostalgicznie wsłuchując się w siebie i głosy czytelników, pławiąc się w odbitym w ich oczach blasku…
Otrzeźwiła mnie historia, jaka wyłoniła się z rozmów i wywiadów przeprowadzonych podczas przygotowywania artykułu o płycie Niemena. Pierwsze maile wymieniłem z panią Małgorzatą Niemen, opiekującą się spuścizną po artyście, zarządzającą Fundacją im. Czesława Niemena. To w ich wyniku moje poszukiwania nabrały tempa i przyniosły ciekawe, jak sądzę, efekty. A z taką historią, takim człowiekiem, taką muzyką konkurować nie wypada, nie ma sensu.

Bo co mógłbym powiedzieć, czego czytelnicy „High Fidelity” by jeszcze nie wiedzieli? Że pomysł na to pismo przyszedł do głowy nie mnie, a mojej żonie? Że przez pół roku szukałem człowieka, który potrafiłby zamienić moje pomysły dotyczące pisma internetowego w realny byt (o ile w sieci cokolwiek jest realne)? Że początkowo nikt w Polsce nie rozumiał połączenia słów ‘magazyn’ oraz ‘internetowy’, a i dzisiaj u niektórych powodują charakterystyczny ruch brwi ku górze? Mógłbym wprawdzie powiedzieć, że dziesięć lat istnienia przekłada się na dziesiątki tysięcy czytelników każdego miesiąca, na rozpoznawalność pisma w kraju i zagranicą, na wieloletnią współpracę z największymi pismami tego typu na świecie, wreszcie na zaufanie czytelników. Nawet to nie byłoby jednak niczym odkrywczym. Historie tego typu zostawiam więc na spotkania przy piwie, przy muzyce i innych okolicznościach przyrody.

Nic nie może bowiem równać się z muzyką odtworzoną w najlepszy możliwy sposób i ludźmi, którzy stoją zarówno za zarejestrowanym materiałem, jak i produktami audio, dzięki którym za każdym razem ta zmartwychwstaje, budzi się z niebytu; bo muzyka nieodtwarzana, albo odtwarzana byle jak żyje tylko potencjalnie. Moją ambicją było, aby „High Fidelity” było jedynie punktem orientacyjnym, możliwie jak najbardziej transparentnym, przez który i muzyka, i urządzenia do jej reprodukcji świecą pełnym blaskiem.

Dziękuję Wam wszystkim za te dziesięć lat – dziękuję i czytelnikom, i dystrybutorom, i producentom. To wy stworzyliście to pismo. Bez was nie byłoby niczego.



CZESŁAW NIEMEN
Dziwny jest ten świat…


Artykuł ten nie jest historią powstania płyty, ani nawet historią samego Niemena. Dostępne są publikacje, które w dobry sposób przybliżają jego osobę i twórczość (patrz spis źródeł pod artykułem). Nie interesują mnie plotki, przynajmniej te, które nie tłumaczą się faktami z biografii. Moim celem jest przybliżenie czytelnikom fizycznej manifestacji wycinka twórczości Niemena, jakim jest jego debiutancka płyta, we wszystkich możliwych postaciach (poza kasetową). Interesuje mnie to, jak zmieniał się dźwięk i, w mniejszym stopniu, poligrafia różnych jej wydań. Ma to być projekt otwarty, dlatego liczę na państwa głosy korygujące moje informacje, coś do nich dodające.
Zapewne wielu czytelnikom wyda się to mniej ważne niż sama muzyka. Proszę jednak pomyśleć nad tym jeszcze raz – dzieło muzyczne żyje w trojaki sposób: w zapisie nutowym, w jego realizacji, tj. wykonaniu oraz rejestracji danego wykonania. W przypadku nagrań muzyki popularnej dwa ostatnie są tożsame – wydanie płytowe jest zarazem wydaniem wzorcowym. Każde inne wykonanie danego utworu, czy to przez samego artystę, czy kogoś innego jest wtórne. Przyjmuje się przy tym, że wydaniem wzorcowym jest pierwsze. Kolejne wydania, w tym remastery, są powtórzeniem, a właściwie próbą reinterpretacji oryginału. To inny przypadek niż w literaturze czy malarstwie, gdzie dziełem wzorcowym jest ostatnie wydane za życia artysty za jego zgodą i pod jego kuratelą (literatura) lub ostateczna wersja dzieła dokonana przez artystę (malarstwo).

W przypadku płyt mamy więc do czynienia z sytuacją, w której efekt końcowy ulega zmianie, dźwięk jest poprawiany i zmieniany, czy to przy pomocy artysty (zespołu), czy to bez jego wiedzy i zgody. Nie miejmy złudzeń – dźwięk jest nierozerwalną częścią dzieła muzycznego wydanego na dowolnym nośniku, jak również istniejącego wyłącznie w formie pliku. Jeśli zostaje zmieniony, zmienione zostaje samo dzieło. Na dobre i na złe. Dlatego też różnice w wydaniach płyty Dziwny jest ten świat… są dla mnie takie ważne. Ważne były też i dla samego artysty, który współpracował, albo wręcz tworzył brzmienie trzech z pięciu dostępnych obecnie wydań cyfrowych tej płyty.
Celem podstawowym było dla mnie określenie, w jaki sposób „Remaster 2014” modyfikuje wizję Niemena i czy jest on bliższy czy dalszy oryginałowi – pierwszemu winylowemu wydaniu z 1967 roku, a w szerszym planie jak się ma do dźwięku innych wydawnictw z tamtego czasu. Żeby mieć pełen ogląd kupiłem wszystkie dostępne reedycje tej płyty (legalne), zarówno winylowe, jak i cyfrowe (Compact Disc). Nie stanowiło to większego problemu, choć znalezienie pierwszego wydania z 1967 roku, czyli jeszcze bez naklejki „Złota płyta” i z grubo lakierowana okładką, egzemplarza w bardzo dobrym stanie trochę zajęło. Ale nie było niemożliwe. Znalazła się również dobrze wyglądająca i grająca „czwórka”. Nie udało mi się natomiast zdobyć debiutu z dwoma naklejkami jednocześnie – „Złota płyta” oraz „I Nagroda Plebiscytu Młodzieżowa Płyta Roku 1967”. Z wersjami cyfrowymi problemów nie było, choć pierwsze wydanie firmy Digiton jest dość drogie. Do czynienia mamy z sześcioma wersjami winylowymi oraz pięcioma Compact Disc.

Pierwotnie artykuł ten miał zająć nie więcej niż trzy strony A4. Zajął 19 drobnym drukiem. Wiem, że ludzie nie czytają teraz długich tekstów, wybierając zwarte „ściągi”. Wierzę jednak, że jeśli coś ich zainteresuje są w stanie się temu poświęcić – mam nadzieję, że tak będzie z państwem i z tym opisem. Zachęcam więc do wydzielenia sobie spokojnego czasu, zaparzenia dobrej herbaty lub kawy, nalanie czegoś do kieliszka lub szklanki i włączenia płyty o której mowa. Zapraszam do odsłuchu i dyskusji nad płytą Dziwny jest ten świat… Czesława Niemena.



ZŁOTA PŁYTA

Statutowym celem, powstałego w roku 1991 roku, z inicjatywy muzyków, producentów muzycznych i dziennikarzy Związku Producentów Audio-Video (ZPAV), jest reprezentowanie producentów oraz zwalczanie praktyki piractwa fonograficznego. Oprócz tych głównych zadań ZPAV ma promować wydawców i artystów przyznając wyróżnienie o nazwie Złota Płyta. Dane za rok 2013 mówią, że aby ją zdobyć polski artysta (wykonawca) musi sprzedać 10000 krążków (do 2005 było to 20000). W liczbie tej znajdują się nie tylko egzemplarze sprzedane, ale także zwroty i stany magazynowe.
Kiedy w 1968 roku wprowadzono w Polsce zwyczaj wręczania tego typu nagród ilość ta wzbudziłaby śmiech politowania. Aż do roku 1972 aby otrzymać Złotą Płytę trzeba było sprzedać 125 000 egzemplarzy płyty Long Play lub 250 000 egzemplarzy singla albo tzw. „czwórki” („Wikipedia” mówi o, odpowiednio, 160000 i 250000, a we wkładce reedycji Dziwnego… z 2014 roku mowa o 100000 tego pierwszego). Pierwszym polskim wykonawcą, który 20 grudnia 1968 dostąpił tego zaszczytu był Czesław Niemen (16 lutego 1939 – 17 stycznia 2004) za, wydaną rok wcześniej, płytę Dziwny jest ten świat… (Polskie Nagrania „Muza” XL 0411; na okładce tytuł ma postać: dziwny jest ten świat…; dodaję jedynie dużą literę na początku, zachowując przy tym trzykropek, przez większość publikacji gubiony).

Urodzony w Starych Waliszkach, wsi obecnie znajdującej się na Białorusi, Czesław Juliusz Niemen-Wydrzycki powtórzył tę sztukę w roku 1970 (płyta Sukces z 1968) i w roku 1971 (płyta Enigmatic z 1970). Na 91 Złotych Płyt przyznanych do roku 1988 aż trzy należą więc do Niemena (por. Złote Płyty w Polsce Ludowej: 1968-1988, czytaj TUTAJ).
Na ten, nagrany w wiosną, a wydany dopiero jesienią tego samego, 1967 roku, debiut długogrający złożyły się utwory znane już wcześniej. Dla przykładu, piosenka tytułowa pochodzi jeszcze z czasów paryskiej przygody Niemena w 1966 roku, a Gdzie to jest? z pierwszego okresu aktywności artysty, z roku 1963.
Sesja nagraniowa, w czasie której powstała, miała miejsce od 12 do 15 kwietnia oraz 17-18 i 20 kwietnia 1967 roku. Zarejestrowano w jej czasie dwanaście utworów, które ukazały się na albumie, jak również trzy kolejne: Jaki kolor wybrać chcesz, Proszę, przebacz oraz Domek bez adresu, wydane na tzw. „czwórce”, tj. 7” singlu 45 rpm z czterema utworami, sygnowanym nazwą i tytułem Niemen & Akwarele (Polskie Nagrania „Muza” N 0497). Czwartym utworem był Dziwny….

Nieodłączną częścią historii Niemena są jego zdjęcia. Fotografowali go najwięksi, w tym przywołany na początku w cytacie Marek Karewicz (ur. 1938) oraz jego starszy, niestety już nieżyjący kolega Władysław Pawelec (1923-2004), który jest autorem zdjęć do trzech pierwszych albumów artysty, w tym seminaryjnego, znanego chyba każdemu, zbliżenia oczu Niemena na jego debiutanckiej płycie.
Kariera pana Pawelca jest przykładem na to, do czego może dojść pasjonat, amator, mający do tego, co robi dryg. Zawodem wyuczonym miała być dla niego medycyna. Studia na Akademii Medycznej w Lublinie rozpoczął przed wojną i zdążył ukończyć trzy lata, zanim wybuchła II wojna światowa. Po wojnie pracował w laboratorium badawczo-rozwojowym. Szybko zaczął odnosić na tym polu sukcesy – w 1952 roku otrzymał Nagrodę Państwową II stopnia w Dziale Postępu Technicznego za uruchomienie produkcji środka przeciwreumatycznego A.C.T.H. Do fotografii przeszedł po linii zawodowej – w latach 1954–1964 pracował w Instytucie Surowic i Szczepionek, gdzie zajmował się fotografią techniczną. Dwa lata później został członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików i zaczął publikować swoje zdjęcia w magazynie turystycznym "Światowid". W 1976 roku Władysław Pawelec ulega wypadkowi samochodowemu, który powoduje roczną przerwę w pracy. Przerwa ta wpływa jednak pozytywnie na jego karierę, ponieważ wkrótce potem się usamodzielnia, zakładając własne studio w Warszawie. Wśród jego klientów byli najwięksi polskiej piosenki: Wojciech Młynarski, Czesław Niemen, zespół Czerwone Gitary, Katarzyna Sobczyk, Karin Stanek, Izabela Trojanowska. Równie znany jest jednak z fotografii erotycznej, której był w Polsce pionierem. Władysław Pawelec był autorem zdjęć do płyt Czesława Niemena Dziwny jest ten świat… (1967), Sukces (1968) oraz Czy mnie jeszcze pamiętasz (1969; wraz z Leopoldem Dzikowskim).

Mono

Dziwny jest ten świat…, pierwsza płyta Czesława Niemena, dostępna jest jedynie w formie monofonicznej. Dziwna sprawa z tym mono. W czasach, kiedy została wydana, płyty wydawnictwa Polskie Nagrania „Muza” nosiły na okładce podwójne oznaczenie: XL 0866 oraz SXL 0866. Podaję numery z płyty Nowy wspaniały świat grupy Dwa plus Jeden, zrealizowanej przez Zofię Gajewską, która odpowiedzialna była m.in. za rejestrację płyt Enigmatic i Człowiek jam niewdzięczny (1970) Niemena. Pierwszy numer oznaczał płytę monofoniczną, drugi stereofoniczną. W owych czasach wciąż wydawano bowiem płyty LP w obydwu wersjach – proszę sobie przypomnieć historię krążków The Beatles, które aż do The Beatles z 1968 roku swoje wydanie „numer jeden” miały w formie monofonicznej – to te miksy nadzorowali członkowie zespołu, wersje stereofoniczne zostawiając w rękach George’a Martina, nie zawracając sobie nimi zbytnio głowy (czytaj TUTAJ). Monofoniczne były również pierwsze i drugie wydanie Dziwnego…. Trzecie jednak, z „bananową” wklejką, nosiło oznaczenie SX 0411 i znaczek „S33” oznaczający płytę stereo. Dźwięk na tym krążku jest jednak, bez cienia wątpliwości, monofoniczny.



O ile jednak Beatlesi uważali stereofonię za „zabawkę”, o tyle Czesław Niemen widział w niej potencjał i szansę dla realizacji swoich pomysłów. O tym, jak bardzo go monofoniczny dźwięk irytował świadczy fragment wywiadu, jaki artysta udzielił Wiesławowi Królikowskiemu, naczelnemu pisma „Tylko Rock” (obecnie: „Teraz Rock”). Uwaga: fragment ten pochodzi z wersji wywiadu opublikowanego później przez „Pamietam.ovh.org”, w wersji dostępnej obecnie na stronie „Tylko Rocka” został usunięty:

Słucham, jak to było z tymi realizatorami podczas nagrań... Rzeczywiście zdarzały się dyskusje... Na przykład operator dźwięku – pani Jastrzębska, miała swoje wizje. Mówiła: po co tutaj ten werbel, on przeszkadza! Ja na to: ma być, bo bez tego nie ma takiej muzyki! (śmiech). I zaczynamy sie kłócić. W końcu dochodzi do tego, że macham na nią ręką i realizuję płytę po swojemu. W takiej atmosferze powstały bardzo kiepskie nagrania piosenek... Płyty Dziwny jest ten świat, Sukces, Czy mnie jeszcze pamiętasz mogły być w stereo, a oni to uprościli. Pani J. patrzyła w śmieszny przyrząd do sprawdzania kompatybilności - czy będzie można odtwarzać mono. I stwierdzała, że jak stereo zgrają, to nie będzie sie nadawało... Cały czas trwały jakieś zmagania. W niektórych nagraniach był „drewniany” bas, ale jak się dodawało niskich tonów, to bas zaczynał buczeć i zamazywał resztę. I teraz [tj. przy przygotowywaniu dwóch boxów Niemen od początku - przyp. red) naprawdę dużo czasu straciłem, aby pouzupełniać te - brakujące w moim pojęciu - pasma brzmieniowe.

Niemen - przekora uniwersalna, „pamietam.ovh.org”, czytaj TUTAJ; Wiesław Królikowski, Niemen: przekora uniwersalna, „Tylko Rock”, 1 kwietnia 1997, czytaj TUTAJ.


Takie szczegóły były dla muzyka, który zasłynął tym, że w czasie występu podczas V Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu (1967), po zaśpiewaniu piosenki Sen o Warszawie, poprosił (co można usłyszeć na płycie Pamiętam ten dzień wydanej przez Polskie Radio w 2011 r): „Inżyniera dźwięku proszę o maksymalne wzmocnienie mikrofonu, sam się będę miksował”, niesłychanie ważne. Był bowiem perfekcjonistą. Jak mówi pani Atalay, tata tłumaczył jej, że „jego miksowanie miało polegać na tym, że przy partiach głośniejszych będzie się odsuwał od mikrofonu a przy cichych przysuwał. Wolał tak panować nad głośnością niż pozwolić realizatorowi jeździć suwakami konsoli i tym samym przeszkadzać mu w interpretowaniu utworu”. Możliwości dotarcia tam, gdzie sobie wymarzył otwarły się wiele lat później, w okresie „elektronicznym”, kiedy kontrolował utwory od początku do końca. A stereofonii potrzebował naprawdę, o czym świadczy kolejny fragment z przywołanego już wywiadu:

Moje pierwsze, „południowoamerykańskie“ piosenki nagrywał profesor Karużas, który miał wybitne ucho. Mało tego: miał smak! I proszę sobie wyobrazić, że te nagrania z 1962 roku okazały się stereo, choć na singelku (pisownia oryginalna – przyp. red.), oczywiście, wyszły mono. Z tymi piosenkami miałem najmniej kłopotów... Także z Lekcją twista, której się wtedy strasznie wstydziłem. Jednym z powodów było kiepskiebrzmienie winylowej płyty, cienkie, bez właściwego pasma. A ja jeszcze na dodatek śpiewałem tym swoim cienkim głosem (śmiech). Ale kiedy dostałem taśmę–matkę, stwierdziłem, że podkład świetnie brzmi. I też został stereofonicznie nagrany! Tylko dodałem trochę equalizacji, wyczyściłem szumy. I uważam, że jest całkiem nieźle.

Wiesław Królikowski, dz. cyt.

Jego marzenie spełniło się dopiero wraz z płytą Enigmatic, jego pierwszą prawdziwie stereofoniczną płytą.
O tym, że bardzo mu to doskwierało świadczy autorska decyzja Niemena wdrożona w przygotowanych przez niego samodzielnie reedycjach płyty Dziwny…, w ramach serii Niemen retrospekcja z roku 1995 (Digiton DIG nae 101) oraz Niemen od początku II z roku 1996 (Polskie Nagrania Muza PNCD 358). Obydwa wydania zostały przygotowane z użyciem efektu pseudostereo. Technika ta znana niemal od samych początków stereofonii polegała na elektronicznej obróbce materiału w taki sposób, aby sztucznie uprzestrzennić dźwięk. Opisywana była w różny sposób. Dla przykładu, na reedycji, pochodzącej z 1966 roku, płyty My Cole Porter Franka Sinatry zaznaczono: „Electronically Enhanced For Stereo” i użyto odpowiedniego loga „Duophonic”. Co ciekawe, tego typu zabiegi stosowano właśnie w reedycjach – Sinatra wydany został w ramach serii Pickwick Series, wtórnej do oryginału.
Uzyskany w ten sposób efekt nie wszystkim się podobał i dzisiaj również nie wzbudza entuzjazmu. Być może dlatego pani Eleonora Atalay, córka muzyka, oraz pan Jacek Gawłowski, którzy przygotowali dźwiękowo najnowszą reedycję płyty Dziwny jest ten świat…, wydaną z okazji 75. rocznicy urodzin Czesława Niemena, zupełnie od niego odeszli.

„Remaster 2014”


Płyta ta została przygotowana niesłychanie starannie. O szczegółach powiem przy omawianiu jej dźwięku, tam też wskażę elementy, które inne firmy, japońscy mistrzowie, robią jeszcze lepiej, albo inaczej. Nie ma się jednak czego wstydzić. Wprost przeciwnie – choć można dyskutować nad konkretnymi wyborami, to jednak będzie to dyskusja nad założeniami, a nie nad jakością. Pomysł na reedycję wyszedł, jak się wydaje, wspólnie od wydawcy, Polskich Nagrań oraz "Fundacji im. Czesława Niemena. Za projekt odpowiedzialna była pani Anna Grzywacz, Główny Specjalista ds. projektów wydawniczych. Spytałem ją o kilka podstawowych spraw.

Wojciech Pacuła: W materiałach promocyjnych jest napisane, że to pierwsza płyta z cyklu – jakie są plany co do następnych tytułów?
Anna Grzywacz: Planujemy, aby ukazały się wszystkie płyty Czesława Niemena, które swoje pierwsze wydania miały na czarnych krążkach i były wydawane przez Polskich Nagrania. Najbliższym wydawnictwem będzie Sukces nad którym właśnie pracujemy. Wszystkie płyty ukażą się w dwóch wersjach: CD i winylowej. Dziwny jest ten świat… miał swoją premierę "winylową" w sklepach 28 marca. Obydwie reedycje przygotowywałam ja.

Czy wydawnictwo zamierza przygotować do płyt specjalny „box”?
Myślę, że o tym będziemy decydować bliżej finiszu. Cały proces przygotowania tego wydawnictwa jest dość długi i pracochłonny na wszystkich etapach, począwszy od odszumiania i remasteringu, a skończywszy na redakcji i druku.

Gdzie tłoczony jest winyl i kto przygotowuje to wydawnictwo?
Wykonanie produkcji płyt CD i LP zlecamy firmie Repliq Media.

To ostatnie było bardzo ciekawe. Repliq Media specjalizuje się w produkcji fizycznych nośników dźwięku i oprawy, która towarzyszy muzyce wydawanej na płytach – nietypowych opakowań, poligrafii, pudełek, modnych ostatnio książek uzupełnianych o płyty kompaktowe i wreszcie płyt winylowych. Jak mówi pan Dariusz Lutomski, współwłaściciel firmy, spora część ich pracy to projekty niskonakładowe, nowe projekty muzyczne, premiery płytowe i debiuty nowych zespołów, które zaczynają od ekonomicznych wydań - samplerów. W większości nie są to produkcje masowe a raczej wydania kolekcjonerskie i – jak mówi - „uszlachetnione” dosłownie i w przenośni. „Każdy z projektów wymaga specjalnego traktowania i troski, która obca jest produkcjom wysokonakładowym.” I dalej:

Osoby pracujące w Repliq mają bogate doświadczenie w branży i przede wszystkim w obsłudze wymagających klientów, którym zależy na wysokiej jakości i oryginalności, co oznacza mnóstwo nowych wyzwań na co dzień. Ja sam zacząłem pracować w branży kiedy jeszcze królowały kasety magnetofonowe i byłem świadkiem początków produkcji płyt CD i DVD w Polsce. Kasety zniknęły dosyć gwałtownie zastąpione przez płyty kompaktowe, a teraz przyglądam się zmierzchowi tego formatu i odrodzeniu nośników analogowych. Wszystko stało się w stosunkowo krótkim czasie, ale każdy z tych wymienionych formatów będzie funkcjonował na rynku i każdy będzie miał swoich wyznawców.
W naszej pracy jest w związku z tym szczypta sentymentu co sprawia, że takie projekty jak reedycja płyty, o której Pan pisze sprawia nam frajdę. Pochwalę się przy okazji naszym biurowym „centrum rozrywki”, którego zdjęcie umieściliśmy na naszej stronie portalu społecznościowego. Uruchomiłem mój stary (teraz mówi się „vintage”) adapter AKAI AP-002, model z połowy lat 70., o ile pamiętam. Do tego wzmacniacz Brandt QX3535, z ówczesnej produkcji eksportowej Unitry. Trzeba przyznać, że zdobycie wymarzonej płyty nie wymaga teraz odstania tego w długiej kolejce :)

Wracając do Pańskich pytań, mastering tej konkretnej płyty jest dziełem pana Jacka Gawłowskiego.
Odnośnie pytania o tłocznię, muszę z przykrością odmówić podania tej informacji jako zastrzeżonej do wiadomości naszej i klienta. Mogę jedynie dodać, że na co dzień korzystamy z kilku tłoczni w Europie, które teraz przeżywają oblężenie, co niestety przekłada się na warunki współpracy. Tak bywa – trzeba wydeptać sobie ścieżki u dostawców i wyeliminować partaczy. Z mojego doświadczenia i bazując na opinii naszych klientów, sprawdzone tłocznie nie różnią się pod względem jakości. Większość płyt winylowych, które zamawiamy to płyty czarne o wadze 180 g, oferujące najwyższą jakość.



Re-mastering na cztery ręce


Przywołany przez pana Dariusza Jacek Gawłowski jest, wraz z Eleonorą Atalay, kluczową osobą dla najnowszego wydania Dziwnego… i ponieważ został „wywołany” jako pierwszy, zacznę od niego. Jego „środowiskiem naturalnym” jest studio masteringowe. Jest autorem brzmienia wielu płyt, ale jedna wyróżnia się szczególnie: za miks Night in Calisia Włodka Pawlika otrzymał niedawno nagrodę Grammy. Jest reżyserem dźwięku i producentem, który karierę muzyczną rozpoczynał pod koniec lat 80. jako gitarzysta. W 1994 roku ukończył w Londynie szkołę realizacji dźwięku SAE. W latach dziewięćdziesiątych dał się poznać jako realizator nagrań, ale kolejna dekada przyniosła zmianę profilu. Powstało wówczas jego własne studio i firma JG Master Lab specjalizujące się w masteringu nagrań. Jego klientami byli wówczas m.in. Ania Dąbrowska, Sistars, Anna Maria Jopek. W 2008 roku powstało kolejne studio, do którego zakupił legendarną konsolę mikserską SSL. Począwszy od tego momentu miksowanie znów stało się głównym zajęciem pana Jacka. Wśród artystów pojawili się Kayah, Aga Zaryan, Randy Brecker. Rok 2012 to powstanie nowej marki iMix i kontynuacja dotychczasowych kierunków działalności. To również czas współpracy z grupą T. Love i miks płyty Old is Gold, która ukazała się także na winylu. Płyta ta była laureatem nagrody Fryderyk w kategorii „Album Roku”.



Kilka prostych słów…
JACEK GAWŁOWSKI | iMix
masteringowiec, realizator dźwięku, właściciel studia

Wojciech Pacuła: Proszę powiedzieć, jaka była pana rola przy remasteringu Dziwnego...?
Jacek Gawłowski: Moją rolą był transfer materiału z oryginalnych taśm analogowych do domeny cyfrowej w wysokiej rozdzielczości oraz remastering nagrań.

Jaki był podział pracy między panem i panią Eleonorą?
Pani Eleonora zajęła się odrestaurowaniem tych nagrań, a ja pracowałem nad brzmieniem.

Co było dla pana punktem odniesienia?
Punktem odniesienia w pracy był mój gust, smak i doświadczenie. Znałem też brzmienie oryginalnych winyli, ale chciałem podnieść też dodatkowo jakość tego, co było na taśmach i delikatnie wyciągnąć subtelne detale.

Proszę powiedzieć, w jakiej kondycji jest taśma-matka - dostał pan oryginalną, tj. sesyjną, czy kopię? Czy są inne jej wersje, np. stereofoniczna?
Dostałem oryginały stereo.Taśmy z lat sześćdziesiątych nie zawsze były w idealnym stanie. Zdarzały się ubytki w kanałach, trzaski i to wymagało szczególnej atencji ze strony pani Eleonory.

Proszę powtórzyć, bo się chyba przesłyszałem – taśma, którą pan otrzymał była stereofoniczna?
Tak, oryginalne taśmy były stereofoniczne. Jednakżeta stereofonia to tak naprawdę głównie „powrót” efektu ‘plate reverb’. Nie rozumiem dlaczego zostało to zmiksowane tak, że panoramy instrumentów są mono, a jedynie ‘reverb return’ stereo. W ten sposób zostały zmiksowane właściwiewszystkie albumy solowe Czesława Niemena z drugiej połowy lat sześćdziesiątych. Ma to swój urok i dodatkową zaletą tej praktyki jest 100% kompatybilność z radio/TV,bo radio i telewizja wtedy nadawały tylko w mono.

Pisze pan o przetwornikach A/D tak, jakby były dla tego procesu szczególnie ważne - z czego pan korzystał? Jakie inne narzędzia pan wykorzystał?
Wykorzystałem do transferu przetworniki Apogee Symphony. Dokonałem testów iwśródlicznych konwerterów te okazały się najbardziej transparentne. Remastering brzmienia odbył się natomiast w domenie cyfrowej na urządzeniachfirmy Weiss Engineering (EQ1 i DS1).

Co miał pan na celu, tj. co chciał pan osiągnąć? Pytam dlatego, że znana była wizja samego artysty dotycząca tego, jak jego nagrania powinny brzmieć. A nowy remaster jest znacząco inny.
Moją wizją nie była radykalna zmiana brzmienia tych nagrań, a jedynie delikatna poprawa. Myślę, że to się udało.Ten remaster został dobrze odebrany przez audiofilów i fanów artysty. Chodziło o próbę przeniesienia tego co powstało kilkadziesiąt lat temu w dzisiejszy świat w sposób jak najbardziej nieinwazyjny. Remastery, które wykonał sam Czesław Niemen w 2003 roku były próbą dość radykalnej zmiany brzmienia jego nagrań. Taka była jego wizja i należy to uszanować.

Jaka jest rola osoby odpowiedzialnej za remaster? Co powinno być dla niego punktem odniesienia? – Oryginalne wydanie, ostatnie wydanie z udziałem artysty, czy coś innego?
Każda antologia to inne wyzwanie masteringowe. W przypadku Czesława Niemena mamy do czynienia z utworami, na których wychowały się całe pokolenia. Punktem odniesienia powinny być tu oryginalne płyty winylowe i taśmy analogowe będące materiałem źródłowym.

Na jakim systemie odsłuchuje pan nagrania?
Na kolumnach Lipinski Sound L-707 z dwoma subwooferami oraz wzmacniaczami tej samej marki. (Firma Lipinski Sound naszego rodaka, pana Andrzeja Lipińskiego, wybrała dla swojej strony internetowej hasło „Timeless Analog”, co jest zabiegiem znaczącym – przyp. red.)

Z jakiego sygnału została nacięta płyta winylowa? Kto wykonał do niej mastering?
Ten sam mastering, wykonany przeze mnie na CD posłużył do produkcji czarnego krążka. Tłocznia otrzymała pliki WAV 16 bitów, 44,1 kHz. Nie nastąpiła już na tym etapie żadna dalsza ingerencja w brzmienie. Konwersja przy transferze odbyła się za pośrednictwem Apogee Symphony. Nie było sensu dawać do tłoczni materiału na taśmie analogowej, bo to wiązałoby się z dodatkową konwersją D/A. W dzisiejszych czasach tłocznie przygotowując winyle preferują wavy.

Czy przygotowywał pan też nagrania z "czwórki", które wchodziły na poprzednie wydania cyfrowe?
Tak. Zremasterowałem tę "czwórkę" na której znajduje się między innymi Sen o Warszawie.

Czy zostanie wydana?
Nie wiem.

Czy będzie przygotowywał pan również następne płyty Niemena? Ta jest doskonała…
Tak, oprócz Dziwnego… zremasterowałem również wspomnianą „czwórkę”, a także Sukces i Czy mnie jeszcze pamiętasz.

Pozostałe płyty też pan będzie przygotowywał?
Raczej nie – nie wiem kto teraz będzie pracował nad pozostałymi albumami.





Próżno szukać w słownikach i encyklopediach wyjaśnienia słów „mastering” oraz „remastering”. Jedynie wydany przez Wydawnictwa Naukowe PWN w 2000 roku Słownik terminów muzyki rozrywkowej Adama Wolańskiego je wymienia. Remastering byłby (muz.) ‘cyfrową korekcją i oczyszczeniem dźwięku z szumów i trzasków’. „Wikipedia” w angielskiej wersji dodaje, że chodzi o poprawę jakości dźwięku i/lub obrazu istniejących wcześniej nagrań. Podręcznik dla akustyków Podstawy nagłośnienia i realizacji nagrań Krzysztofa Sztekmilera dodaje informacje na temat masteringu: „Pod hasłem mastering kryje się cały szereg czynności, jakie należy wykonać, aby materiał otrzymany po zmiksowaniu w studio nagraniowym osiągnął najlepsze brzmienie u przyszłego odbiorcy” (Warszawa 2003, s. 150). Chodzi o dobór poziomów, edycję początków i końców oraz inne zabiegi.

Nie inaczej rzecz się ma jeśli chodzi o reedycje płyt Niemena (i nie tylko) – ‘reedycja’ jest najczęściej używana zamiennie z ‘remasteringiem’, czyli – jak o tym mówią muzycy zabiegiem „wyczyszczenia dźwięku”. Jak już mówiliśmy, w przypadku nowych wydań płyt artysty zajęły się tym dwie osoby – Jacek Gawłowski oraz Eleonora Atalay, córka Czesława Niemena. Podział pracy między pana Jacka i panią Eleonorę był też podziałem kompetencji. W pierwszym kroku właściciel studia iMix zajął się przeniesieniem dźwięku z taśmy analogowej do domeny cyfrowej w wysokiej rozdzielczości. Materiał został następnie wysłany do pani Eleonory, która przystąpiła do „czyszczenia” nagrań z szumów, trzasków, tzw. „dropów”, czyli zaników dźwięku wynikających z niedoskonałości oryginalnej taśmy. Myślę, że można tę część pracy określić jako „renowacja”. Poprawiony materiał wrócił do pana Jacka, który zajął się korekcją barwy, poziomów itp. Chciałbym zwrócić uwagę, że z definicji zamieszczonej w Słowniku terminów muzyki rozrywkowej wynika, że dopiero współdziałanie wszystkich tych elementów daje w rezultacie to, co znamy od terminem „remastering”. Moje doświadczenie to potwierdza. O części pierwszej i trzeciej już coś niecoś wiemy. O swojej roli w przygotowaniu płyty Czesława Niemena opowie zaś pani Eleonora Atalay.



Kilka prostych słów…
ELEONORA ATALAY
realizator dźwięku oraz członek Rady Fundacji im. Czesława Niemena



Moja rozmówczyni ukończyła podstawową szkołę muzyczną im. Karola Szymanowskiego w Warszawie. Przez sześć lat jej głównym instrumentem był fortepian a ostatnie dwa lata obój. W liceum śpiewała w funkowym zespole Ósmesmake, który występował w warszawskich klubach. Również w tym okresie zaczęła towarzyszyć Natalii Kukulskiej w jej trasach koncertowych w charakterze chórzystki. Zaraz po ukończeniu liceum wyjechała na kurs do szkoły Byhøjscholen w Århus, gdzie śpiewała w latynoskim zespole oraz uczęszczała na zajęcia z obsługi programu do tworzenia aranżacji muzycznych Emagic Logic (obecny Logic).
Pod koniec lat 90. można było ją usłyszeć przy okazji występów Natalii Kukulskiej i Wojtka Pilichowskiego oraz na płytach tych artystów. Była zapraszana między innymi do współpracy z Piotrem Szczepanikiem, Andrzejem Piasecznym "Piaskiem". Występowała w warszawskich klubach wykonując tak zwane covery.
W 2002 r. Eleonora nagrała debiutancką płytę, jeszcze pod panieńskim nazwiskiem Niemen. Na płycie znalazły się utwory przez nią skomponowane do których napisała również teksty. Wiele piosenek współkomponował, a wszystkie zaaranżował Rafał Gorączkowski, muzyk zespołu Goya. Promujacy album singiel Kochać będę utrzymywał się długo w pierwszej dziesiątce MTV Polska, zajmując tam 3. miejsce.
Kiedy w 2004 roku odszedł Czesław Niemen, jej tata, postanowiła zająć się realizacją dźwięku, aby pomagać w archiwizacji i wydawaniu jego spuścizny. W 2006 roku wyjechała do Londynu do SAE Institute, gdzie uczęszczała na roczny intensywny kurs inżynierii dźwięku.
Zanim rozpoczęła pracę przy remasterze klasycznych albumów taty, restaurowała wcześniej dźwięk do albumu Czesława Niemena wydanego przez Polskie Radio pt. 41 Potencjometrów Pana Jana. W pozostałych wydawnictwach Kattorna/Pamflet na ludzkość, oraz Pamiętam ten dzień prócz prac renowacyjnych robiła mastering wraz z Ewą Guziołek-Tubelewicz. Obecnie pracuje nad powstaniem Atologii przygotowywanej przez Polskie Nagrania. Jest członkiem rady nadzorczej Fundacji im. Czesława Niemena, gdzie razem z mamą, panią Małgorzatą Niemen oraz siostrą Natalią promują osobę i twórczość Czesława Niemena.

Wojciech Pacuła: Skąd wzięła się idea nowej reedycji?
Eleonora Atalay: Głównym powodem przystąpienia do prac było to, że jeszcze tego typu wydanie nie powstało - a okazuje się, że powinno. Wielokrotnie ilekroć udawało mi się znaleźć CD z jakimś materiałem, który znałam w wersji winylowej, cieszyłam się jak dziecko, że mogę teraz słuchać sobie ulubionej muzyki np. jadąc autobusem. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że masteringi zrobione przez tatę są tak bardzo autorskie, że aż odbiegają od oryginału. Pomyślałam, że trzeba w końcu pomyśleć nad upublicznieniem rzetelnej kopii cyfrowej. Okazało się, że producent – firma Polskie Nagrania – również są zainteresowane takim wznowieniem. Proszę zauważyć, że szata graficzna w najnowszym wydaniu nie odbiega od tego, co ukazało się w pierwszym wydaniu winylowym, jak to miało miejsce przy projekcie taty Niemen od początku. Zależało nam wszystkim, na przekazaniu ducha lat 60. zarówno w temacie brzmienia jak i poligrafii.

Wszystkie legalne wersje cyfrowe, które powstały do tej pory były oparte zawsze na autorskiej wizji taty. A jak sam mówił, zależało mu na poprawieniu tego, co zostało według niego źle zrealizowane przy pierwotnym wydaniu. Takie podejście jest dla mnie całkowicie zrozumiałe, jednak nie da się zanegować faktu, że nagrania te powstały w konkretnym czasie na takich a nie innych zasadach. Co więcej – mnóstwo osób osłuchało się z tym brzmieniem, tak bardzo innym niżto, które tata zaproponował w wydawnictwie Niemen od początku. Szczerze mówiąc kierowałam się również swoimi oczekiwaniami. Pamiętam, że kiedy udało mi się dostać Of The Wall Michaela Jacksona na CD, album z którym byłam osłuchana od dziecka, po włączeniu, oczekiwałam takich samych wrażeń słuchowych, które towarzyszyły mi podczas słuchania winyla. Jednak, mówiąc oględnie, nagranie wydało mi siębardziej "zimne" i "twarde". Skończyło się na tym, że ilekroć słuchałam CD mój mózg był zmuszony dopowiadać sobie brakujące informacje, które utrwalił kilkanaście lat wcześniej, rejestrując piosenki Jacksona w świecie analogowego dźwięku.

Co w poprzedniej edycji, tj. boksie Niemen od początku wydało się pani warte poprawy?
Nowy remaster jest raczej próbą oddania oryginału a nie poprawą czegokolwiek. Założeniem była jak najmniejsza ingerencja w źródłowy zapis. Natomiast tata chciał osiągnąć brzmienie, które w danym okresie było dla niego najlepsze (przypominam, że trzy razy robił remastery między innymi do albumu Dziwny jest ten świat). Jednym z jego celów było poprawienie, a naszym celem jest przekazanie tego, co zostało utrwalone w latach 60.

Box robiony był przez pana Niemena osobiście, sam wykonał konwersję A/D i sam zajmował się masteringiem – wie pani może, jak to wyglądało? Z jakich urządzeń korzystał? Co było dla niego ważne?
Tata zawsze starał się korzystać z najlepszych dostępnych urządzeń. Kolejność jest zawsze ta sama. Po przekonwertowaniu zapisu analogowego do przestrzeni cyfrowej tworzy się nową jakość. Tak też działał tata. Trudno jest mi opisywać przebieg prac jaki obrał. Z tego co pamiętam, do każdego utworu, każdego problemu podchodził bardzo indywidualnie. Nie oglądał się na stare brzmienie, historyczność nagrania. Koncentrował sięna tym co może "tu i teraz" wycisnąć z materiału, żeby osiągnąć twórczą satysfakcję. Tak zresztą było ze wszystkim co robił. Uważam, że te dwa boksy zremasterowane przez tatę w ostatnich dwóch latach jego życia są ważne nie tylko ze względu na to, że zawierająjego twórczość. Dla mnie, osoby pracującej z dźwiękiem jest to dokument mówiący o tym, jak Niemen słyszał i kreował w tym końcowym okresie dźwięk. Myślę, że jest to cały czas bardzo cenne wydawnictwo. Ale nie sposób nie zauważyć, że dopiero po przesłuchaniu nowej reedycji możemy zrozumieć o co właściwie Czesławowi Niemenowi chodziło w swoim ostatnim remasteringu i jak odniósł się do oryginału.

Na uwagę również zasługuje podejście taty do obróbki starych zdjęć umieszczonych w boksach. Proszę zauważyć, że te fotografie są podkolorowane. Że w projekcie graficznym, który stworzył jest wiele elementów abstrakcyjnych. Ten świat kolorów, który tata postanowił tchnąćw czarno-biały obraz, zaistniał również w jego wizji brzmienia, którąostatecznie przedstawił.

Pisze pani o odszumianiu – rozumiem że mówimy o odszumianiu w domenie cyfrowej, tak? Jak wygląda taki proces, jakich narzędzi się używa i co w pani ocenie warte jest poświęcenia (bo nie ma nic za darmo) w takim procesie?
Tak, przeprowadza sięto już w domenie cyfrowej. Co do kompromisów – każdy proces coś dodaje, albo zabiera z ogólnego obrazu dźwięku, dlatego każdy impuls do ingerencji w oryginał powinien być przemyślany. Myślę, że najwięcej tracimy czy straciliśmy przede wszystkim odwracając się od nośnika, jakim jest płyta winylowa. Cóż, kiedy ludzkość – jak widać – zadowolono małymi, niewidocznymi formatami cyfrowymi, o małej rozdzielczości, stało się oczywiste, że taka wygoda odbędzie się kosztem dźwięku.
Proces odszumiania może być przeprowadzony, prawidłowo lub nie. Prawidłowo przeprowadzony proces, polega na zabraniu szumu z materiału muzycznego nie zabierając przy tym elementów, które składają się na brzmienie. Na rynku są różne programy cyfrowe do odszumiania. Proponowałabym wypróbować różne i zaopatrzyć się w taki, który będzie precyzyjnie spełniał swoje funkcje. Uważam, że wszystkie dźwięki które, są konkurencją dla muzyki czy naturalnego brzmienia danego instrumentu należy usuwać. A później, zasada którą stosuję, to ograniczenie się do jak najkrótszych obszarów ingerencji w fale dźwięku. Czyli dokładna diagnoza problemu i zakaz dotykania sąsiednich obszarów, które są bez skazy.

Prawdę mówiąc, proces odszumiania to „pikuś” w porównaniu z czyszczeniem innych zabrudzeń, o krótkim czasie występowania. Te drugie zabrudzenia wymagająbardziej szczegółowego, czyli czasochłonnego podejścia. Jest wielu inżynierów, którzy nie czyszczą takich zabrudzeń, bo być może nie ma na to budżetu. Spotkałam sięteż z wyjaśnieniem tego typu, że proces czyszczenia objawia inny poziom brudów. Nie mogę się z tym zgodzić, zwłaszcza że doczekaliśmy czasów, w których istnieją plug-iny potrafiące zdziałać niemalże cuda. Są też realizatorzy, którzy dla przyśpieszenia pracy przepuszczają cały utwór przez proces, który miał tylko oczyścić np. 20 trzasków w pojedynczych, znacznie oddalonych od siebie milisekundowych obszarach. Wtedy cały muzyczny program zostaje w pewnym sensie poddany obróbce, na wszystko założona jest jakby pończocha (porównanie z filtrem fotograficznym). Tak jak wspomniałam, należy trochędłużej posiedzieć i zaingerować jedynie w te króciutkie popsute obszary.

Są jednak przeróżne stuki, brumy, których nie czyszczę, jeśli są to hałasy charakterystyczne dla danego instrumentu. Tak się sprawa ma np. z atakami (nut) instrumentów dętych. W omawianym albumie piosenka Chyba, że mnie pocałujesz jest oparta na brzmieniu fagotu. Są tam dobrze słyszalne stuki metalowych klapek o drewno – usunięcie tego elementu mogłoby skutkować tym, że te partie brzmiałyby sztucznie. Jest więc coś takiego jak kreatywne, tj. nieautomatyczne podejście do oczyszczania nagrań. Podając za przykład to stukanie klapek fagotu, muszę zdradzić, że niektóre zbyt głośne uderzenia po prostu doraźnie ściszałam. Dlaczego? Bo uznałam, że moja uwaga za bardzo skupiła się właśnie na tym głośnym stuku, a nie na emocji płynącej z całości wykonania twórczego. Co innego kiedy odtwarzamy płytę winylową i mechaniczne trzaski dodają uroku. Ale przecież pracując w tamtych czasach z taśmą również usuwano wszelkie zabrudzenia, jeżeli taka była możliwość. Jeśli takiej możliwości nie było, takie obce muzyce dźwięki zostawiało się i z czasem ginęły gdzieś wchłonięte przez zwielokrotniającą sięliczbę trzasków zdzieranej płyty. Uważam, że w świecie dźwięku cyfrowego wszystko jest "gołe" i do tego bardzo zależne od typu odsłuchu. Dlatego też wszystko, co tylko może wybić z przeżywania performance'u należy w sposób niezauważalny usunąć.

Jak pani widzi problem integralności dzieła muzycznego, tj.: muzyka-nagranie-medium na którym jest wydanie? Poprzednie wydania miały „imprimatur” pana Niemena – w literaturoznawstwie jest tak, że wydaniem obowiązującym jest ostatnie przygotowane pod auspicjami autora – w audio wydaje się to działać inaczej. Do którego miejsca twórca jest odpowiedzialny za swoje dzieło (muzykę)?
Wszystkie wymienione przez pana płaszczyzny, które składają się na integralności dzieła są na równi ważne. W momencie pozbycia się któregoś z nich dzieło mogłoby dla szerokiej publiczności przestać istnieć. Według mnie ta wielopłaszczyznowość jest gwarancją bezpieczeństwa. Każdy z właścicieli danego elementu może sięzgodzić na takie, a nie inne upublicznienie lub nie. Tata np. nie zgadzał sięna to, aby zawartość boksów była udostępniana jako mp3, co zresztąjest od początku nagminnie naruszane. Niewątpliwie powodem była niechęć do jakości, którą prezentuje ten format. W tym wypadku prawo do decydowania powinno gwarantować ochronę swojego dzieła oraz artystycznego wizerunku. Jest to określenie pewnych ram i poziomu na jakim dany artysta, wraz ze swoim dziełem, chce się pokazywać.
Dobrym przykładem na to, jak osoba nieuprawniona może zaszkodzić artyście jest pewna okładka, pirackiej kasety wydanej dawno temu z piosenkami taty, gdzie ktoś na froncie umieścił tułów papugi z głową Niemena. Gdybym coś takiego w sklepie zobaczyła pomyślałabym, że kasetka zawiera treści kabaretowe. A okazało się, że to miało zwabić do kupienia hitów artysty. Wachlarzyk takich kiczowatych bohomazów znajdujemy również na YouTube, gdzie nie wiadomo czy ktoś tak na poważnie czy nie, prezentuje kiczowate „made in home” wideoklipy do piosenek taty. Niestety, kultury i poczucia estetyki nie da sięnauczyć kogoś, kto tego za młodu nie posiadł lub później nie rozwijał.

O ile jeszcze porównywałabym pierwotne, według mnie wzorcowe, wydania analogów do wydań książkowych, to zupełnie nie robiłabym tego w stosunku do wersji cyfrowych. Proszę zwrócić uwagę, że dane brzmienie cyfrowe, które tata osiągnął było odbiciem pewnego trendu. Każdy okres charakteryzuje się danymi odkryciami technicznymi, modą na brzmienie, które kreowane jest przy pomocy popularnych narzędzi, oferowanych przez topowe marki w danym - zwykle krótkim - okresie czasu. Determinuje to tendencje w brzmieniu, w danym okresie.
Muszę też wspomnieć o trendziew masteringu cyfrowym, gdzie jeszcze do niedawna wszystko musiało brzmieć głośniej niż wszystko, niezależnie od stylu. Trudno więc porównywać serię Od początku z formą literacką w momencie, kiedy w jednym przypadku przekazem jest dźwięk, a w drugim słowo. Dźwięk, chcąc nie chcąc, trzeba przetworzyć tak, aby mógł zostać rozpowszechniony, natomiast "myśl" autora jest drukowana poza rozwojem technologii i trendów w dziedzinie grafiki.
Myślę, że można by było mówić o tym, że brzmienie boksów jest jedynym słusznym, gdyby nie było wcześniejszych analogowych wydawnictw lat 60. i 70. Niemen od początku to w końcu remastering, odautorskie przetworzenie czegoś, co już kiedyś powstało. Dlatego to pierwotne wydanie pozostaje według mnie wzorcowym brzmieniem, tak czy inaczej kiedyś przez tatę zaakceptowanym. Brak podjęcia próby zreamsterowania albumu Dziwny jest ten świat tak, aby wznowienie nie odbiegało od oryginału, byłoby tożsame z wyrzuceniem do kosza tego kultowego nagrania.

Tak jak wspomniałam, największy problem w tym, że dotąd nie powstało jeszcze wydanie cyfrowe, które zbliżałoby się brzmieniem do tego co zostało utrwalone na taśmie-matce. Ośmielę się więc stwierdzić, że tata nie zaprezentował nam kształtu brzmienia, które powinno obowiązywać, ale stworzył totalnie inną - alternatywną jakość w stosunku do oryginału. Myślę, że obowiązującym, może nie: „wydaniem” (bo przecież na winylu), ale: „brzmieniem” powinno być to utrwalone na taśmie-matce. Poza tym, znając tatę, wcześniej czy później zrobiłby kolejne mastery, będąc nie zadowolonym co osiągnął do tej pory. Do tego widząc, że w końcu zostały wypuszczone na rynek narzędzia, które wreszcie pozwolą mu zrealizować jego wizję zapewne, gdyby tylko żył, robiłby kolejne remastery, aż do skutku. Pytanie brzmi, czy miałby takie samo założenie jak my. Uważam, że podejście taty do masterowania swoich albumów było podejściem typowym dla twórcy, a nasze ograniczone jest do trzymania się koncepcji pierwotnego brzmienia.

To jeszcze dopytam – do którego miejsca twórca jest odpowiedzialny za swoje dzieło (muzykę)?
Uważam, że wszystko zależy od tego z jakiego rodzaju twórcą mamy do czynienia. Tata często był autorem kompozycji, które wykonywał nie tylko wokalnie, ale bardzo często również instrumentalnie. Z tego co opowiadał czy opisywał, pełnił rolę producenta muzycznego. Z powodu tak dużego zaangażowania i odpowiedzialności za dzieło, starał się zawsze wszystko kontrolować. Miał zawsze konkretną wizję swojej sztuki, czego nie można powiedzieć o wszystkich artystach-wykonawcach. Myślę więc, że to twórcawyznacza granice odpowiedzialności za dzieło w zależności od zaangażowania i samoświadomości.

Jakie jest miejsce procesu masteringu i re-masteringu w ostatecznym kształcie utworu?
Operowałabym jednak pojęciem remastering (które jak najbardziej zawiera w sobie to wszystko co należy zrobić podczas masterowania). Dzięki remasteringowi, możemy po prostu słuchać tego, co zostało dawno temu wydane, ale na nowoczesnych nośnikach. Upraszczając – remastering pozwala nam słuchać tego, co powstało dawno temu. A to jaką rolę mastering odegra w ostatecznym wyglądzie utworu, to już zależy od podmiotów decydujących. W tym przypadku widzimy jak różne może być podejście do zagadnienia remasteringu porównując podejście taty z przed ponad 10 lat i nasze.

Miała pani w głowie jakieś inne wydawnictwa przygotowując ten remastering, do których mogłaby się pani odnieść?
Od lat gromadzę różne albumy wydane na CD. Bardzo często są to tytuły, które znam z płyt winylowych rodziców. Ostatnio zaopatruję się w kolejne wznowienia tych samych tytułów. Zawsze interesuje mnie w którą stronę idzie trend brzmieniowy. Cóż – okazuje się, że nie zawsze w dobrą. Tak było np. z ostatnią reedycją Dark Side Of The Moon, która według mnie brzmi gorzej niż ta przedostatnia. Wspomnę też o płycie Jimiego Hendrixa Axis: Bold As Love z 1968 roku. Mam dwa wydania - jedno z początku lat 90. (niestety nie dopatrzyłam siędokładnej daty), a drugie z 2010. Właściwie oba wydania różnią sięjedynie głośnością. To drugie jest głośniejsze, adekwatnie do dzisiejszej mody. Pierwszy remastering był robiony przez Joe'a Gastwirta przy asyście Dave'a Mitsona. Ten z roku 2010 roku robił sam Eddie Kramer który nagrywał muzyków i zrealizował album. Zaraz po Kramerze wymieniony jest George Marino.




Dźwięk ponad wszystko - volume I WYDANIA ANALOGOWE

NIEMEN & Akwarele
NIEMEN & Akwarele
Polskie Nagrania „Muza” N 0497, SP LP
7” „czwórka”, rok wydania: 1967



Poprzedzająca wydanie Dziwnego… „czwórka” NIEMEN & Akwarele stanowi nieodłączną część tego wydawnictwa. Znalazł się na niej utwór tytułowy, a pozostałe trzy utwory dodawane były do wszystkich, poza najnowszym, wydań cyfrowych albumu. Materiał ten nie został jeszcze zremasterowany - zremasterowana została natomiast „czwórka” Sen o Warszawie. Jego autorem jest duo odpowiedzialne za „reedycję 2014”. Materiał ten nie został jednak dołączony do nowego wydania cyfrowego i nie został też wydany wraz z longplayem. Warto przypomnieć, że taki zabieg, tj. dołożenie do płyty LP dodatkowego singla, Niemen zastosował przy okazji wydania albumu Idee Fixe. Jak się wydaje becność płytki NIEMEN & Akwarele jako części nowego wydawnictwa byłaby jak najbardziej na miejscu.



Dźwięk

Single nigdy nie były specjalnie dobrym nośnikiem dźwięku, nawet pomimo wyższej prędkości obrotowej. Singiel Niemena i Akwareli nie jest wyjątkiem. Jego brzmienie wykazuje brak niskich tonów i spłaszczoną dynamikę. Z drugiej jednak strony balans tonalny został zachowany naprawdę dobrze, a góra pasma, z blachami, jest czysta i rozdzielcza. Trudno mówić o głębokości sceny, ponieważ wszystko pokazywane jest dość płasko. Biorąc wszystko pod uwagę jedyne, czego mi zabrakło, to nasycenia środka pasma. Tak wówczas jednak nagrywano i od tego nie da się chyba uciec.


Dziwny jest ten świat
Polskie Nagrania „Muza” XL 0411/SXL 0411, LP
„Niebieski label”, rok wydania: 1967



Z pierwszym wydaniem płyty Niemena jest spory problem. Nie ma bowiem jasności co do tego, jaka była jej poligrafia – rzecz idzie o logo Polskich Nagrań „Muza”. W 1967 roku ukazało się wydanie z grubo lakierowaną okładką i logo bez „banana”, z „kogutkiem” i napisem ‘Polskie Nagrania’ kursywą. „Banan” był na tylnej stronie okładki. Płyta była tłoczona przez kilka lat, ale już w 1968 ukazała się ze zmienionym logo i naklejką „Złota Płyta”, a niektóre także z naklejką „I Miejsce Plebiscytu Młodzieżowa Płyta Roku 1967” o której już mówiłem. Nowe logo było „bananem”, w którym znalazła się również informacja o tym, że dostępne są dwie wersje płyty – monofoniczna o numerze XL 0411 i stereofoniczna SXL 0411. Nie znam jednak wersji stereo – wszystkie wyklejki na winylu, jakie znam noszą informacje o tym, że to płyta mono.



Dźwięk

Długogrający debiut Niemena zachowuje balans tonalny z podniesionym akcentem, jaki pokazano na „czwórce”. Ale słychać tutaj ładną głębię, a bas – wcześniej bardzo skromny, ma lepszą artykulację, jest lepiej definiowany. Blachy mają odpowiednią dźwięczność i są ładnie wpisane w całość przekazu. Problemem jest oczywiście schowanie wokalu Niemena i nie do końca satysfakcjonująca dynamika. Słychać też podkreślenie sybilantów w głosie Niemena – słychać to było na wszystkich gramofonach i wkładkach, nawet tak ciepłych, jak Miyajima Labs Kansui. Nie jest to to samo, co podkreślenie głosek syczących w nagraniach cyfrowych, których przez to nie da się słuchać. W analogu daje to efekt świeżości i „otwarcia”. Jest jednak odstępstwem od neutralności. Generalnie to dźwięk średniej klasy, który czasem, np. we wstępach, przy pojedynczych instrumentach, wznosi się na wyższy poziom.



Dziwny jest ten świat
Polskie Nagrania „Muza” XL 0411/SXL 0411, LP
„Niebieski label”, rok wydania: po 1968



Wydanie to pochodzi z okresu po 1968 roku, o czym świadczy to, że oryginalne logo zostało nowym, nadrukowanym na czymś zakryte czymś w rodzaju czarnego, nieprzezroczystego „kółeczka”, jakby zostało dodrukowane na już wydrukowanej okładce wydania z 1967 roku. Pomimo tych różnic przyjmuje się jednak, że obydwa wydania są tożsame – mają identyczny Matrix Code.



Dźwięk

Egzemplarz wydania z 1968 roku, jakie kupiłem, brzmi dość znacząco odmiennie od tego z 1967. Różnice dotyczą kilku istotnych aspektów brzmienia. Przede wszystkim dostajemy bardziej stłumiony dźwięk, z wycofaną górą. Tutaj sybilantów, które poprzednio „wyskakiwały” co jakiś czas nie ma, bo góry jest naprawdę niewiele. Mocniejszy jest też bas, a organy mają lepsze nasycenie. Ale też wszystko brzmi bardziej głucho, a wokal Niemena jest jeszcze bardziej wycofany, jeszcze bardziej wtopiony w mix. Z kolei perkusja ma lepiej ukazany pogłos małego pomieszczenia – wcześniej nie było to takie jednoznaczne.
Podobne różnice występują między różnymi egzemplarzami tego samego wydania – matryca zużywając się traci najpierw wysokie tony, a potem mikroinformacje. Tutaj jednak jest chyba jeszcze coś więcej, jak gdyby korzystano z kopii taśmy użytej do pierwszej wersji. Przeciwko temu świadczyłaby tylko lepsza niektórych detali. Nie jestem więc tego na 100% pewny, ale powiedziałbym, że to jednak nieco inne wydanie – moim zdaniem, gorsze od 1. wydania.



Dziwny jest ten świat
Polskie Nagrania „Muza” XL 0411/SXL 0411, LP
„Czerwony label”, rok wydania: ?



Jeden z moich znajomych zauważył, że po wydaniu albumu mówiło się, że choć istnieją wersje z wyklejką niebieską i czerwoną, to chodzi o dokładnie to samo wydanie. Potwierdzałby to też identyczny Matrix Code. Wydanie to różni się jednak poligrafią, dlatego traktuję je jako oddzielne. Na pierwszej stronie mamy logo typu „banan”, ale w kolorze niebieskim i z pojedynczym numerem katalogowym – XL 0411. Najwyraźniej o wersji stereo zapomniano. Wyklejka ma kolor czerwony, a nie niebieski, ale poza kolorystyką obydwie są tożsame.



Dźwięk

Zakładałem, że „czerwony label” to wydanie tożsame z poprzednim, tak chyba jednak nie jest. Dźwięk jest nasycony, pełny i ma duży wolumen. Był znaczącym krokiem w przód w stosunku do wydania z 1968 roku, a nawet – choć w znacznie mniejszym stopniu – w stosunku do 1. wydania. Bas jest tu mocniejszy i głębszy. Choć egzemplarz, który mam nie jest w tak dobrym stanie, jak obydwa poprzednie, to i tak słuchało mi się go najlepiej. Wreszcie wokal Niemena był dość blisko, był duży. Blachy były rozdzielcze, jak na 1. wydaniu, a wstępy z instrumentami solo miały atak, pazur i brzmiały naprawdę czysto. Gęste powiązania z wyższymi harmonicznymi, dające zawsze i wszędzie wrażenie ciepła były wyczuwalne i świetnie uzupełniały to, o czym już mówiłem. Jak dla mnie to najlepsze spośród trzech „pierwszych”, tj. około ‘67-’68, wydań, bo dynamiczne, selektywne, ale i koherentne.



Dziwny jest ten świat
Polskie Nagrania „Muza” XL 0411/SXL 0411, LP
„Bananowy label”, rok wydania: ?



To wydanie z poligrafią o wyraźnie gorszej jakości, ale w którym wrócono do oryginalnego logo z roku 1967. Na tylnej stronie dodano też nowe logo PNM. Płyta nosi też inny numer katalogowy – SX 0411 i jest pierwszą reedycją płyty po latach. Niestety nie wiem, z którego roku pochodzi. Najważniejsza zmiana dotyczy wyklejki płyty – jest w kolorze „bananowym” i ma zupełnie inny wygląd niż „niebieska” i „czerwona”. Zaskoczeniem jest obecność znaczka mówiącego o tym, że to płyta stereofoniczna – na wyklejce płyty Dziwny… pojawia się on po raz pierwszy.



Dźwięk

Wydaje mi się, że po raz pierwszy wydano płytę Niemena tak, jak została zarejestrowana, tj. z dźwiękiem monofonicznym i stereofonicznym pogłosem. Byłoby to nawet ciekawe, gdyby nie to, że brzmienie jest fatalne. Stłumiona góra, płytki, dudniący bas i przede wszystkim fatalna korekta barwy, wycinająca wyższy środek. Nie ma dzięki temu podkreślonych sybilantów, ale też uciekło gdzieś życie. Dynamika jest spłaszczona. Choć, jak się wydaje, użyto tu oryginalnej taśmy-matki, poprzednie były monofoniczne (czyli były kopiami), to jednak dokumentnie całość schrzaniono. Płaskie, dudniące i suche granie, trochę jak ze studni. A mogło być tak dobrze – słychać czystość wysokich tonów (kiedy się w nie wsłuchać) i dobrze budujący przekaz, duży wolumen i czyste pogłosy. Mimo to – odradzam!



Dziwny jest ten świat
Polskie Nagrania „Muza” SX 2547, LP
„Z archiwum polskiego beatu. Reedycje vol. 22”, rok wydania: 1988



Edycja ta uważana jest za najgorszą. Na pewno ma najgorszą poligrafię – przekrzywiona okładka ma fatalną jakość. Nie zgadza się nic, nawet kolor typografii. Tylna strona również została zmieniona. Za projekt odpowiada pani E. Pomorska. Płyta została wydana w 1988 roku i nosi oznaczenie SX 2547. Label ma kolor „bananowy” i poza dodaną informacją „Z archiwum polskiego beatu” jest tożsama z poprzednią reedycją. Pozostało również logo „stereofonii”.



Dźwięk

Choć wydanie z „bananowym” labelem było słabe, to jest jeszcze gorsze. Powtarza wszystkie wady poprzednika, dodając do tego słabą rozdzielczość i jeszcze większe stłumienie, jakby korzystano z kopii tamtej taśmy. Dodajmy do tego mocno niecentrycznie wycięty otwór w egzemplarzu, który miałem i będziemy mieli jasność. Dźwięk jest równie zły, jak poligrafia. To jakieś okropieństwo, o którym trzeba zapomnieć.



Dziwny jest ten świat
Polskie Nagrania „Muza”/Polskie Nagrania XL 0411/2007, LP
„Czarne perły vol. 2”, rok wydania: 2007



Poligrafia tego wydawnictwa stoi na wysokim poziomie i jest powrotem do wydania z 1967 roku – razem z logo i wyklejką płyty. Mówi się, że zostało przygotowane z taśm analogowych. Wątpię w to jednak – pochodzi z 2007 roku i nosi logo Nota Aenigma, wydrukowane na specjalnym, tekturowym „obi”. Płyta została przygotowana w ramach serii „Czarne perły” i nosi numer „2”. Pierwszym krążkiem w tej serii było Astigmatic Komedy. Krążek ma inny Matrix Code niż poprzednie wydania i mamy też informację o firmie, która to wydawnictwo wytłoczyła: to GZ Media (dawna strona: www.gzvinyl.com). Tłocznia znajduje się w Czechach, w mieście Loděnice.



Dźwięk

Na odsłuch tej wersji poświęciłem najwięcej czasu, przekładając strony tam i z powrotem, wracając do poprzednich wydań, kontrując to wydaniami cyfrowymi. To bowiem wydanie kontrastów. Na jego korzyść świadczy sporo – to płyta o naprawdę niskim szumie przesuwu i niewielkich trzaskach. Dźwięk jest bardzo efektowny – podkreślono część niższego środka i część góry. Mamy więc powrót do mocniejszych sybilantów z pierwszego wydania. Wszystko brzmi selektywnie i wyraźnie, jakby dźwięk został „oczyszczony”. Powiedziałbym, że przypomina pierwsze wydanie Digitonu (cyfrowe), gdyby nie był mocniejszy. Ma też lepszy, niższy, bardziej koherentny bas. Wokal Niemena jest na pierwszy planie i ma głęboki „sound”, czego brakowało na większości poprzednich wydań. Ale są i wady, których nie da się przemilczeć. Rozdzielczość nie jest tak dobra jak przy pierwszych trzech wydaniach. Dźwięk wydaje się czystszy, bardziej selektywny, lepiej definiowany, ale tylko patrząc z „odległości”. Wewnętrznie jest uboższy i bardziej homogeniczny niż, dajmy na to, wydanie „czerwone”. Jeśli jednak miałbym je oceniać, to byłoby trzecim, po tym z 1967 roku (miejsce drugie) i znakomitym „czerwonym labelu”. To zaskakująca konkluzja, także dla mnie.



Dziwny jest ten świat
Polskie Nagrania „Muza”/Polskie Nagrania XL 0411, 180 g LP
„Reedycja 2014”, rok wydania: 2014



Założeniem stojącym za najnowszym tłoczeniem winylu Niemena było przygotowanie edycji jak najbardziej podobnej do oryginalnej. Druk okładki jest lepszy niż w 1967 roku, ponieważ kolory nie są przesunięte, a napisy są wyraźne. Znacznie lepszej jakości jest zdjęcie Akwareli na tylnej stronie okładki, a i sama okładka ma odpowiednie proporcje. Postarano się, aby niemal wszystkie składniki pierwszego wydania były na swoim miejscu. Choć są i różnice. Już na pierwszej stronie, w logo Polskich Nagrań „Muza” czcionki tworzące oznaczenie „XL 0411” są inne niż w oryginalnych wydaniach płyt tej wytwórni – ich krój wzięto z loga typu „banan” na tylnej stronie okładki. Zmieniono także czcionkę notki na tylnej stronie okładki, przez co tekst jest inaczej dzielony, jak i czcionkę z opisem utworów. Zniknęła też cena płyty, a w zamian dodano kod paskowy i informacje o obecnym wydawcy. Okładka nie jest lakierowana tak grubo, jak oryginał. Z kolei wyklejka płyty wygląda niemal identycznie. Pomimo tych zmian to najlepsza reedycja tego krążka. Płytę włożono do grubej koperty PCV – wszystkie reedycje Polskich Nagrań z poprzedniego i obecnego roku są tak wydawane. Dokładnie tak samo wydano płytę Do szlachty… grupy Hey, tłoczone są więc w tym samym miejscu.



Dźwięk

Słuchając najnowszego remasteru Dziwnego… co jakiś czas wracałem do oryginału. Od razu można powiedzieć, że remaster przesuwa balans tonalny w kierunku średnicy, eksponując gęstość wokalu. Jednocześnie jednak mocno redukuje ilość wysokich tonów. Tak, faktury na remasterze wydają się gęstsze, bogatsze wewnętrznie, ale też przytłumione. Uspokojona wydaje się też dynamika. Nie wiedziałem, co o tym myśleć, dopóki nie rzuciłem okiem na obydwa krążki leżące obok siebie – nowa wersja została upchana na znacznie mniejszej przestrzeni, redukując tym samym dynamikę. Myślę też, że zastosowane w tłoczni, do konwersji cyfrowo-analogowej, przetworniki, miały problem z wysoką górą. Choć brzmienie wydaje się gęste i pełne, to co słychać delikatne „cyknięcia” wysokich tonów, niezwiązane z tym, co poniżej.
Wersja z 2007 roku była bardzo efekciarska, ale też zachowywała ducha oryginału w tym sensie, że balans tonalny, poza mocniejszym basem, był do niego zbliżony. Remaster pani Atalay i pana Gawłowskiego jest odmienny, pokazuje materiał z innej strony. Uwypukla harmonie wokalu, wycofując górę i wprowadzając porządek do relacji między nim i pozostałymi instrumentami. Podczyszczono także elementy „za” nim, przez co pogłosy są wyraźniejsze, mocniejsze, mają sens.
Myślę jednak, że to nie do końca udana wersja. Przy jej przygotowaniu podjęto kilka decyzji, nie do końca właściwych, do których tłocznia tłocznia dodała swoje błędy. Nacięcie płyty w taki sposób, pozostawiający dużo miejsca między rowkami i labelem, bez wykorzystania tego na jak najszersze rozmieszczenie rowków to duży błąd. Nacięcie płyty z wersji CD (44,1/16), a nie wysokiej rozdzielczości (najlepiej 24/192) to błąd równie dotkliwy. Razem z innymi składają się na coś, co można uznać za nie do końca udany produkt – z aspiracjami i potencjałem, ale niewykorzystanym. A przecież, o czym zaraz powiem, cyfrowa reedycja ’14 Dziwnego… jest perfekcyjna, fantastyczna. Nie wydaje się więc, że to problem materiału jako takiego, a tego, jak wykonano wersję winylową. Szkoda, naprawdę szkoda!




Dźwięk ponad wszystko II
WYDANIA CYFROWE




Dziwny jest ten świat
Polskie Nagrania „Muza”/Digiton DIG 107, CD
Rok wydania: 1991



Na początku lat 90. nie było w Polsce tłoczni płyt CD. Obecny hegemon tego rynku, firma Takt, produkował wówczas kasety magnetofonowe, a płyty polskich, ale także zagranicznych wykonawców (ale licencjonowane np. przez Polskie Nagrania „Muza”) tłoczone były za granicą. Tam też, w berlińskiej firmie CDT-BERLIN wykonano pierwsze cyfrowe wydanie płyty Dziwny jest ten świat…. Pierwsza cyfrowa edycja albumu na lata ustaliła sposób wydawania następnych – wraz z podstawowymi utworami oryginalnego albumu wydano również trzy pozostałe, nagrane wraz z nimi, a opublikowane na „czwórce” utwory.
Okładka powtarzała wydanie winylowe, ale bez loga Polskich Nagrań „Muza”. Zdjęcie jest mocno rozjaśnione, a przez to „prześwietlone” i niezbyt przypomina oryginał. Układ elementów na tylnej stronie jest podobny jak w winylu, tj. po lewej stronie mamy zdjęcie zespołu Akwarele. Zachowana została typografia opisująca wykonawców („Niemen & Akwarele”). Dodano natomiast niebieskie logo Polskich Nagrań „Muza”, ale późniejsze niż to, które było na wydaniu oryginalnym – tutaj jest wersja z nutką wpisaną w czarną płytę. Nie ma oczywiście mowy o tekście napisanym przez Niemena. Ten znalazł się wewnątrz szczątkowej książeczki. Pudełko to klasyczny „plastik”, czyli „jewelbox”. Na krążku naniesiono kod SPARS (Society of Professional Audio Recording Services) ADD, informujący o tym, że dokonany został cyfrowy mastering. Co ciekawe, na krążku naniesiono również informację o tym, że jest to płyta stereofoniczna.



Dźwięk

Brzmienie płyty Digitonu jest poprawne, zaskakująco sensowne. Najważniejszym elementem jest w nim głos Niemena, a instrumenty ustawione są za nim – czasem, jak we Wspomnieniu blisko, a w Dziwnym… dość daleko. Brzmienie jest dość lekkie i nie jest specjalnie nasycone. Ale też jest całkiem czyste, tj. pozbawione wewnętrznego rozedrgania. Góra nie została nadmiernie podkreślona, choć w wokalu Niemena co jakiś czas słychać mocniejszy sybilant. Nie jest to jednak norma, występuje sporadycznie. Przyzwoicie pokazane są też plany, z czytelnymi dalszymi, np. chórkami Alibabek. Perkusja jest płaska barwowo i dynamicznie, ale taka już natura oryginału. Wydarzenia mają niezłą selektywność i czytelność. Oceniam to wydanie jako niezłe, tym bardziej, że powstałe w roku 1991, kiedy to sztuka konwersji analogowo-cyfrowej wciąż była w powijakach.

Dziwny jest ten świat
Polskie Nagrania „Muza”/Digiton | Nota Aenigma DIG nae 101, Gold-CD
“Niemen retrospekcja”, rok wydania: 1995



To pierwsze wydanie Dziwnego..., na którym Czesław Niemen zamieścił swoje własne grafiki komputerowe, które pojawiały się potem aż do wydania całej twórczości w boxie. Płytę wydała ta sama firma, co pierwsza, tj. Digiton, ale we współpracy z firmą Niemena Nota Aenigma. Na krążku zawarto informację, że jest to cyfrowy remaster. Ważne – płytę wytłoczono go na złotym podkładzie w czeskiej firmie GZ Media. Okładka jest identyczna z pierwszym wydaniem, tyle że przyciemniono zdjęcie, co wyszło mu na dobre. Poprawiono natomiast tył, gdzie znalazł się skład zespołu i informacje dotyczące nagrania. Na krążku i z tyłu okładki znalazło się także logo Nota Aenigma. Zabrakło natomiast loga Polskich Nagrań „Muza” – to powróci na wydawnictwie “Niemen od początku vol. II”.



Dźwięk

Wraz z ta płytą Niemen rozpoczyna poszukiwania „właściwego” brzmienia. Jednocześnie to jednak ostry zakręt w stosunku do tego, co ukazało się pierwotnie na winylu. Wydaje się, że mamy do czynienia z dokładnie tym samym transferem, co na pierwszym krążku kompaktowym Dziwnego…, ponieważ dźwięk jest mało selektywny, niezbyt klarowny i trochę stłumiony. Słabe są też plany (w porównaniu z analogowym oryginałem). Mając jednak w ręku cyfrowe pliki Niemen dokonał fundamentalnych zmian jeśli chodzi o „stereofonię”. Przesunął bowiem blachy perkusji do lewego kanału i nałożył na całość pogłos. Co więcej, skorzystał z jakiegoś programu uprzestrzenniającego, który jest po prostu manipulacją na fazie sygnału. Wokal wciąż ma niezłą konsystencję i większość wydarzeń ma miejsce na osi. Katastrowa nadejdzie później…

Dziwny jest ten świat
Polskie Nagrania „Muza”/Polskie Nagrania PNCD 353, Gold-CD
“Niemen od początku vol. II”, rok wydania: 1996



To druga wersja wytłoczona na złotym podkładzie, a nie aluminiowym. W kręgach związanych z audio na serio, nie tylko audiofilskich, ale i producentów nagrań oraz wydawców od lat znana jest prawda, mówiąca, że złoty podkład daje inny dźwięk. Chodzi o inny sposób odczytu przez laser odtwarzacza, a co za tym idzie odmienny sposób korygowania błędów. Pisaliśmy o tym wielokrotnie, a różnice między aluminiowymi i złotymi wydaniami danych płyt są duże i słyszalne nawet dla laika. Wykonaliśmy wiele takich prób w „ciemno” i wyniki są dla nas wiążące (czytaj TUTAJ). Koszt takiej płyty jest tylko o 8 groszy wyższy niż aluminiowej… Pisał o tym Jarek Waszczyszyn przygotowujący złotą edycję albumu Jarka Śmietany (czytaj TUTAJ). W przypadku Dziwnego… ma to szczególny sens, ponieważ była to przecież Złota Płyta.

Wydanie to powstało w ramach serii remasterów wykonanych osobiście przez Niemena w jego domowym studio, składających się na serię Niemen od początku i nosiła numer 2. Do transferu z taśmy analogowej użył 20-bitowych przetworników analogowo-cyfrowych, najwyraźniej takich samych jak przy wydaniu z roku 1995. Podejrzewam, że materiał wyjściowy do dalszej obróbki był dokładnie ten sam.
Pudełko to jewelbox z przezroczystą wkładką, pod którą widać grafikę Niemena, a z boku nazwę serii. Okładka jest dokładnie taka sama, jak w wydaniu Digitonu, z tym że ją przyciemniono – sprawia więc lepsze wrażenie. W niewielkiej książeczce dostajemy kilka zdjęć Niemena, z czego część obrobił graficznie w komputerze. Jest tam również zdjęcie oryginalnej Złotej Płyty. I jest jeszcze krótka nota autorstwa Niemena z roku 1996. Tylna strona, oprócz spisu utworów oraz zdjęcia zespołu przynosi również wykaz muzyków oraz informacje dotyczące osób odpowiedzialnych za nagranie i poligrafię. Na krążku ponownie znajduje się informacja o tym, że to nagranie stereofoniczne.



Dźwięk

To reedycja paradoksów. Znana ze „studziennego” pogłosu przynosi kompletną, autorską wizję materiału – taką, jaką Niemen miał w połowie lat 90. i jaką mógł zrealizować w swoim studiu domowym dysponując określonymi narzędziami. Już dlatego zasługuje na szacunek i należałoby ją mieć jako dokument.
Elementem dominującym jest dodany pogłos stereofoniczny, podkreślony efekt pseudo-stereo. Daje on wrażenie dużej przestrzeni. Nie ma już mowy o monofonicznym dźwięku w tym sensie, że ten zajmuje przestrzeń między kolumnami, a nie tylko na osi, przed słuchaczem. Słychać, że artyście zależało na dodaniu głębi sceny i na uwolnieniu instrumentów od jej środka. Dało to efekt, który nie został dobrze przyjęty przez melomanów i który nie podoba się również i mnie. Wokal Niemena, na pierwszym wydaniu solidnie zakotwiczony z przodu, mający konkretną bryłę, został rozmyty i brzmi jak „wydmuszka”, jest w środku pusty.
Podobnie rzecz się ma z instrumentami, chociaż w ich przypadku słychać jeszcze jedną rzecz, którą Niemen starał się poprawić – zmianę czytelności. Artysta uwypuklił w brzmieniu atak, wyżyłował selektywność po to, aby całość wydawała się bardziej dynamiczna i rozdzielcza. Wraz z rozjaśnieniem dźwięku i słabo definiowanym basem dało to też wrażenie krzykliwości i chaosu. Choć intencje, jak zakładam, były inne, to jednak brzmienie utworów w miejscach forte jest zbyt ofensywne, a przez to dźwięk wydaje się nawet przesterowany. Blachy są wyraźne, wreszcie słychać, o co w nich chodzi, a nawet stopa i kotły mają coś na kształt swojego własnego dźwięku. Podobnie jednak jak głos Niemena są w środku „puste”. Wyostrzenie brzmienia niekorzystnie wpłynęło też na barwę wokalu – teraz zbyt jasną i ofensywną. Chociaż płyta została wytłoczona na złotym podkładzie, a od lat wiadomo, że modyfikuje on brzmienie w kierunku ciepła i gładkości, nic z tego nie pozostało. To, moim zdaniem, najgorsza cyfrowa wersja płyty Dziwny jest ten świat…. Dokument – jak najbardziej, ale do słuchania – niekoniecznie.

Dziwny jest ten świat
Polskie Nagrania „Muza”/Polskie Radio | Polskie Nagrania PRCD 332, CD
BOX „Niemen od początku vol. 1”, rok wydania: 2002



Wersja ta jest częścią tzw. pierwszego z dwóch „boxów”, czyli pudełek, w którym sprzedawane były płyty w serii Niemen od początku. Aby objąć twórczość artysty (z pominięciem płyty Terra Deflorata wydanej przez Veriton – LP/Polton – CD – oraz późniejszej Spod chmury kapelusza) potrzebne były dwa takie boxy (o wydawnictwach typu „box” czytaj TUTAJ).
To pierwsza płyta wytoczona przez firmę Takt, na aluminium. Zamiast plastikowego pudełka mamy digibox z matową poligrafią i zdjęciem, które nie ma szlachetnej barwy oryginału i jest lekko niebieskie. Zachowano za to oryginalną typografię. Nie ma też loga PNM z oryginału. Ponieważ z każdym boxem dostawaliśmy książeczkę, tutaj takowej nie ma. Na krążku nie ma – po raz pierwszy – informacji o „stereofonii”, jest natomiast kod SPARS: ADD. Tylna strona powiela schemat znany z poprzedniego wydania, dodając do niego informację o tym, że autorem projektu graficznego jest Czesław Niemen i że dokonał on rekonstrukcji cyfrowej 24/96 (a więc przy użyciu nowszych niż poprzednio przetworników analogowo-cyfrowych). I jeszcze, że mastering wykonany został w jego studio NAE Studio. Mamy tu także informację o tym, że za konsultację odpowiedzialny była Gina Komasa, a za redakcję Monika Mandau i Jan Popis. Wydaniem tym razem zajęło się Polskie Radio, we współpracy z Polskimi Nagraniami. Logo tych ostatnich wciąż jest z tyłu, ale jest pokolorowane.



Dźwięk

Myślę, że należy traktować to wydanie jako korektę wydania na „złocie” z 1996 roku. To kolejna wizja Niemena dotycząca jego utworów i kolejny przykład na to, jak czas, w którym zaistniała wpłynął na jej kształt. Mamy bowiem do czynienia z ofiarą tzw. „loudness war”, czyli tendencji o której mówiła już pani Atalay – kompresowania sygnału tak, aby jak najbardziej podnieść średni poziom sygnału (więcej informacji TUTAJ). Otrzymujemy dzięki temu dźwięk, który na pierwszy rzut oka wydaje się głośniejszy, bardziej dynamiczny – a przez to lepszy. W rzeczywistości jednak jest płaski i trochę sztuczny.

Brzmienie tej wersji Dziwnego… jest specyficzne. Z jednej strony kompresja rzeczywiście przekłada się na dużą głośność. W radiu czy telewizji takie nagrania wypadają lepiej. Niemen znacząco zmodyfikował przy tym barwę nagrań, dodając im średniego basu i łagodząc górę. Obie te rzeczy, tj. mocniejsza kompresja i modyfikacja barwy przekładają się na całkiem duże źródła pozorne, tj. o dużym wolumenie, „obecne” między głośnikami i w pewnej mierze „namacalne”. To jednoznacznie dobry kierunek, bo wreszcie materiał ma solidną wagę i nie jest „cienki”. Dochodzi do tego jednak efekt pseudo-stereo znany już z poprzedniego wydania. Wysokie tony przez to są tutaj znacząco gorsze, nawet niż w poprzednim wydaniu. Tam lepsza selektywność, osiągnięta przez wyostrzenie i podkreślenie ataku dała w rezultacie wyraźny obraz blach. Tutaj, po skorygowaniu barwy niewiele z tego pozostało, poza dojmującym wrażeniem rozmycia, czegoś w rodzaju przepuszczenia blach i instrumentów dętych przez „dyfuzor”. Ogólnie rzecz biorąc to niezła wersja płyty, mimo wszystko znacząco lepsza od dwóch poprzednich, ale niedorównująca pierwszemu, niemieckiemu tłoczeniu.

Dziwny jest ten świat
Polskie Nagrania „Muza”/Polskie Nagrania PNCD 1570, CD
“Remaster 2014”, rok wydania: 2014



To pierwsze tak dobrze graficznie przygotowane wydanie Dziwnego…. Kartonowe opakowanie ma trzy segmenty, na środkowym naklejono książeczkę. Myślę, że mogłaby być wkładana do wycięcia. Z lewej strony mamy coś, co przypomina koncept mini LP znany z wydań japońskich. Nie do końca, to nie jest kwadrat jak w LP, ale jest blisko. Zdjęcie na okładce i typografia wyglądają zdecydowanie najlepiej spośród wszystkich dotychczasowych. Zachowano także logo PNM z tego okresu, choć bez oznaczenia wydawnictwa. Zabawne, ale to nie jest dokładnie to logo, które widniało na pierwszym wydaniu płyty z 1967 roku, a to znane późniejszych jej wersji, z roku 1968. „Banan” na remasterze z 2014 był pierwotnie na tylnej stronie longplaya, która z kolei jest tutaj dokładną reprodukcją tylnej strony oryginału. Zniknęła tylko cena (65 zł) i dodano informację o wydawcy. Reszta jest identyczna. Płytę wsuwa się w tę „okładkę” jak do okładki winyla. Płytę zapakowano do papierowej koperty, aby nie rysować dysku. Wymieniłbym ją jednak na bawełniane wkładki z Japonii – dostępne są np. na ebayu. Krążek wydano przy współpracy z Fundacją im. Czesława Niemena.


Najważniejsze jest chyba jednak to, że to pierwsza cyfrowa edycja bez dodatkowych utworów z „czwórki”. Ich brak wydaje się decyzją artystyczną, nie techniczną. Najwyraźniej płyta miała w jak największej mierze przypominać oryginalne winylowe wydanie. Jeślibym jednak miał coś do powiedzenia, to wolałbym przygotować nieco większy box, do którego weszłyby zarówno Dziwny… w formie mini LP, jak i Niemen & Akwarele, jako osobny krążek, również mini LP. Choć bowiem zgadzam się z decyzją o ich nieumieszczaniu na płycie, to jednak tworzą trudną do rozdzielenia całość, także artystyczną.
Krążek został wytłoczony w Unii Europejskiej, a firma odpowiedzialna za to wydawnictwo, Repliq Media nie chce ujawnić gdzie. Po raz pierwszy płytę wydano w taki sposób, aby także sama przypominała winyl. Naniesiono na nią odpowiednią grafikę, a dla wzmocnienia efektu dodano koncentryczne kręgi przypominające rowki na płycie winylowej. Tego typu rozwiązanie od lat proponuje swoim kontrahentom firma Sony i inne. Środkowa część poligrafii na krążku przypomina wyklejkę winyla, ale poza kolorem nie ma z nią wiele wspólnego. To pierwsze wydanie cyfrowe płyty Niemena przygotowane bez jego udziału.



Dźwięk

Nie jest tak, że każda nowa rzecz jest lepsza. Nie jest także tak, że każdy nowy remaster jest lepszy od starszego. Doświadczenie uczy, że jest dokładnie odwrotnie – znacząca większość nowych wydań klasycznych płyt brzmi gorzej niż ich pierwsze wydania. Są zazwyczaj mocno skompresowane i ostre, jak gdyby przygotowujący je ludzie za wszelką cenę chcieli poprawić ich czytelność, klarowność i selektywność. Słychać, że chodzi zwykle o poprawę szeroko pojętej „czystości”, czyli – w naszym rozumieniu – o poprawę rozdzielczości i detaliczności. Jak wiadomo – nie tędy droga.
Są jednak remastery przygotowane z wyczuciem, dające znakomite efekty. Tak było z wydawnictwami EMI z serii Signature Collection, Audiophile Edition przygotowanymi w roku 2012 przez Simona Gibsona (czytaj TUTAJ), tak też jest z nowymi remasterami przygotowanymi w 2013 i 2014 roku, wydanymi w Japonii jako Platinum SHM-CD (czytaj TUTAJ).

Nowe wydanie może być okropne, ale i bardzo dobre. Wersja Dziwnego… o której mowa nie dość, że należy do tej drugiej grupy, to jest do tego po prostu fantastyczna. Pomimo że i ona jest zapisem wyborów dokonanych przez panią Atalay i pana Gawłowskiego.
Zacząć wypada od docenienia barwy, jaka otrzymujemy. Jest nieco ciepła i nasycona. Dół, na oryginalnym wydawnictwie obcięty i niezbyt mocno rozciągnięty, tutaj nie został sztucznie uwypuklony. Choć jest mocniejszy niż na wszystkich innych wydaniach cyfrowych. Wydaje się także, że skorygowano także uwypuklenie wąskiego wycinka wyższego basu, który na wydawnictwie z „boxu” dawał wrażenie, że Niemen śpiewa nosowo.
Barwa to chyba najważniejsza zmiana, z jaką mamy do czynienia. Znakomite są jej proporcje, bo choć całość jest dość głośna, niemal tak głośna jak na poprzednim wydaniu (czyli, jak sądzę, tutaj też zaaplikowano kompresję), to jednak nie ma się wrażenia „żyłowania” dźwięku. To trudne do przecenienia, bo przekłada się na naturalną miękkość przekazu. Jak się wydaje, nie chodzi przy tym tylko o ruchy gałkami lub suwakami (prawdziwymi czy wirtualnymi) z barwą. To także znacznie lepsza rozdzielczość i czytelność, bez ostrości i twardego ataku. Jak gdyby zostało ściągnięte coś, co było wcześniej „za” dźwiękiem, co poprzednio go zmatowiało i rozmywało. Jak gdyby „doczyszczono” brudy słyszane na wszystkich innych wersjach. Po raz pierwszy tak wyraźnie i jednoznacznie na wydaniu cyfrowym słyszę też akustykę związaną z poszczególnymi grupami instrumentów, a nie nałożony na całość „return”.


To pięknie przygotowana reedycja – zarówno od strony poligraficznej, jak i dźwiękowej. Od oryginału różni się szczegółami okładki. Różnice są jednak minimalne. Od strony dźwiękowej jest najbliżej oryginalnego wydania winylowego z 1967 roku, a w pewnych elementach jest od niego lepsza – w plastyce, miękkości, głębi. Tak powinien wyglądać wzorcowy remaster.



Post Scriptum

Na część pytań, jakie kłębią mi się w głowie odpowiedzieli moi rozmówcy – pani Małgorzata Niemen, pani Eleonora Atalay, pani Anna Grzywacz, pan Jacek Gawłowski i pan Dariusz Lutomski. Niektóre wątpliwości i domysły pozostają jednak bez odpowiedzi. A przecież miałem taką okazję, kiedy osobiście poznałem pana Niemena. Przez dwie godziny siedziałem jednak, słuchając, nieśmiało o coś podpytując i starając się nie przerywać płynącej opowieści. A może zresztą i dobrze – być może w ten sposób odebrałem więcej niż gdybym starał się tą rozmową kierować. Zresztą i tak się już tego nie dowiem, nie tutaj.



ŹRÓDŁA
  • Tadeusz Skliński, Niemen – dyskografia, fakty i twórczość, Warszawa 2006.
  • Dariusz Michalski, Czesław Niemen. Czy go jeszcze pamiętasz?, Warszawa 2009.
  • Marek Gaszyński, Niemen. Czas jak rzeka, Warszawa 2009.
  • AgnieszkaPonikiewska, Zachwycam się jegomuzykalnością, „wSumie.pl”, czytaj TUTAJ [dostęp: 01.04.2014].
  • Wiesław Królikowski, Niemen: przekora uniwersalna, „Tylko Rock” kwiecień 1997, nr 4, czytaj TUTAJ [dostęp: 01.04.2014].
  • Wiesław Królikowski, Niemen, Czesław: Dziwny jest ten świat, „TerazRock.pl”, czytaj TUTAJ [dostęp: 01.04.2014].
  • Edyta Gietka, Niemena pamięci żałobny rapsod, „Polityka.pl” 7 kwietnia 2011, czytaj TUTAJ [dostęp: 01.04.2014].
  • Sebastian Łupak, "Dziwny jest ten świat", czyli Czesław śpiewa, „Newsweek Polska” 25.03.2014, czytaj TUTAJ [dostęp: 01.04.2014].
  • Łukasz Kamiński, Winylowe płyty mają wzięcie, „Gazeta.pl” 23.02.2007, czytaj TUTAJ [dostęp: 01.04.2014].
  • „niemen.aerolit.pl”; dyskusja o nowym wydaniu płyty Dziwny… TUTAJ [dostęp: 01.04.2014].
  • Niemen - przekora uniwersalna, „pamietam.ovh.org”, czytaj TUTAJ [dostęp: 01.04.2014].
  • Nagroda Muzyczna Fryderyk, informacje na stronie SPAV czytaj TUTAJ [dostęp: 01.04.2014].
  • Niemen - Dziwny jest ten świat, „Archiwum Polskiego Rocka 1962-2014”, czytaj TUTAJ [dostęp: 01.04.2014].
Wojciech Pacuła

Kim jesteśmy?

Współpracujemy

Patronujemy

HIGH FIDELITY jest miesięcznikiem internetowym, ukazującym się od 1 maja 2004 roku. Poświęcony jest zagadnieniom wysokiej jakości dźwięku, muzyce oraz technice nagraniowej. Wydawane są dwie wersje magazynu – POLSKA oraz ANGIELSKA, z osobną stroną poświęconą NOWOŚCIOM (→ TUTAJ).

HIGH FIDELITY należy do dużej rodziny światowych pism internetowych, współpracujących z sobą na różnych poziomach. W USA naszymi partnerami są: EnjoyTheMusic.com oraz Positive-Feedback, a w Niemczech www.hifistatement.net. Jesteśmy członkami-założycielami AIAP – Association of International Audiophile Publications, stowarzyszenia mającego promować etyczne zachowania wydawców pism audiofilskich w internecie, założonego przez dziesięć publikacji audio z całego świata, którym na sercu leżą standardy etyczne i zawodowe w naszej branży (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest domem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. KTS jest nieformalną grupą spotykającą się aby posłuchać najnowszych produktów audio oraz płyt, podyskutować nad technologiami i opracowaniami. Wszystkie spotkania mają swoją wersję online (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest również patronem wielu wartościowych wydarzeń i aktywności, w tym wystawy AUDIO VIDEO SHOW oraz VINYL CLUB AC RECORDS. Promuje również rodzimych twórców, we wrześniu każdego roku publikując numer poświęcony wyłącznie polskim produktom. Wiele znanych polskich firm audio miało na łamach miesięcznika oficjalny debiut.
AIAP
linia hifistatement linia positive-feedback


Audio Video show


linia
Vinyl Club AC Records