247 Listopad 2024
- 01 listopada
- TEST Z OKŁADKI: Daniel Hertz MARIA 800 + CHIARA ⸜ wzmacniacz zintegrowany + kolumny (system)
- WYSTAWA ⸜ reportaż: HIGH FIDELITY na Audio Video Show 2024
- TEST: Accuphase E-700 ⸜ wzmacniacz zintegrowany
- TEST: Gold Note CD-5 ⸜ odtwarzacz Compact Disc
- TEST: Acoustic Revive USB-1.5 PL TRIPLE-C + RUT-1K ⸜ kabel USB + filtr USB
- TEST: Verictum FLUX ILLUMI ICX ⸜ interkonekt analogowy RCA
- TEST: XACT IMMOTUS CRX & CL ⸜ nóżki antywibracyjne
- 16 listopada
- WYSTAWA ⸜ reportaż: Audio Video Show 2024
- TEST: Miyajima Laboratory SHILABE (2024) ⸜ wkł. gramofonowa MC
- TEST: EPO Sound DEIMOS MILLENIUM ⸜ kolumny głośnikowe • podłogowe
- TEST: Espirt ETERNA RCA G9 + SPK G9 ⸜ interkonekt liniowy RCA + kabel głośnikowy
- TEST: Vienna Acoustics MOZART SE SIGNATURE ⸜ kolumny głośnikowe • podłogowe
- MUZYKA ⸜ recenzja: BOB DYLAN, The Complete Budokan 1978, Sony Records Int’l SICP 6540~4, 4 x CD (1978/2023)
KSIĘGA ŻYCZEŃ
Jak donosi „Gazeta Wyborcza”, film Avatar Jamesa Camerona zarobił w premierowy weekend 230 mln dol. (Witajcie na planecie 3D, P. Cieśliński, „Gazeta Wyborcza”, 28 grudnia 2009, s. 13). I nic dziwnego – to film przełomowy pod wieloma względami. Technologia 3D, w której został przygotowany nie jest dla kina niczym nadzwyczajnym, bo znana jest od lat 50. zeszłego wieku. Po oglądnięciu najnowszego filmu twórcy Titanica już jednak wiem, że tamte próby to były zaledwie przymiarki do prawdziwej trójwymiarowości. Avatar wgniata w fotel – kiedy, po 160 min., się skończył, odetchnąłem tak, jakbym na wdechu był od pierwszej sceny. Wrażenie uczestnictwa w wydarzeniach, wiara w to, że to, co przed nami (bo to nie jest już „na ekranie”) jest prawdziwe była tak wielka, że po wyjściu z Imaxa (bo tylko tam warto ten film zobaczyć) miałem wrażenie, że to świat wokół mnie jest nierealny, bo jest szary, płaski i beznadziejny. Tak, ja też chciałem być Avatarem… Piszę o tym nieprzypadkowo, ponieważ wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej widać teraz paralelę między światami wideo i audio, paralelę – dodajmy – wcale nie symetryczną. Jeśliby porównać to, co działo się z obrazem i z dźwiękiem, to zapewne najbliżej prawdy, tak mi się przynajmniej wydaje, byłyby następujące paralele: obraz czarno-biały – dźwięk monofoniczny; obraz kolorowy – dźwięk stereo; obraz kolorowy 3D – dźwięk wielokanałowy (przestrzenny, surround). Taka jest chyba logika tych zmian – od najprostszego przedstawienia do najbardziej wielopłaszczyznowego. Nie znaczy to, że automatycznie to, co nowsze jest lepsze – przywołajmy chociażby niewiarygodne obrazy z Obywatela Kane’a (reż. Orson Welles, 1941) i monofoniczne nagrania z płyty Saxophone Colossus (1956) Rollinsa, żeby wiedzieć, o czym mówię. A jednak, z punktu widzenia dążenia do jak najwierniejszego oddania tego, co jest w rzeczywistości, bliżej do niej obrazowi kolorowemu niż czarno-białemu – trójwymiarowemu niż płaskiemu. I z tym samym mamy do czynienia w dźwięku – przekaz wielokanałowy jest znacznie bliższy temu, co naprawdę słyszymy niż przekaz stereo czy mono. Problem polega na tym, że – przynajmniej do tej pory – i filmy 3D, i dźwięk surround były kiepskie, a widz/słuchacz odbierał je jako sztuczne, nieprawdziwe. Problem leżał po stronie nowych technologii i to, że wciąż wolę nagrania mono i stereo od surround, a także przedkładam klasycznie, dobrze nakręcony film nad 3D to wynik słabości nowych technologii, a nie zalet „płaskiego świata”. W audio wciąż jest niestety tak, że nawet bardzo dobry system wielokanałowy przegrywa na starcie z hi-endowym stereo. Są od tego wyjątki, ale dotyczą przede wszystkim eksperymentalnych pokazów, takich, jak system IsoMike Kimbera i do domu przenieść je jest niezwykle trudno. Dlatego wciąż, moim i tylko moim zdaniem, ale popartym wieloletnim doświadczeniem i trudną do ustalenia ilością pokazów, systemy wielokanałowe gorzej oddają rzeczywistość niż stereofoniczne. Tak, aspekt przestrzenny w tych pierwszych może być nieprawdopodobny, jednak – jak mi się wydaje – traci się przy tym barwę i definicję dźwięków. I chyba niewiele się w tej mierze zmieni. Jeśli jednak chodzi o kino, to wkracza ono właśnie, jestem tego pewien, w nową erę – w erę 3D. To, co przygotował Cameron jest tak niewiarygodnym skokiem do przodu, że teraz będziemy mówili o filmach „przed” i „po” Avatarze. W audio takiej cezury nie ma i raczej prędko (jeśli w ogóle) nie będzie. W branży, którą w „High Fidelity” się zajmujemy rewolucja wielokanałowa musi jeszcze poczekać na swojego Camerona. Czeka nas jednak inna zmiana – jak donosi firma analityczna NPD Group, sprzedaż muzyki w formie cyfrowych plików przegoni w roku 2010 sprzedaż na nośnikach fizycznych. Chociaż dane te dotyczą rynku amerykańskiego, to jak pokazuje doświadczenie, w ciągu jednego roku przełożą się na wyniki w Europie. Jak czytamy w oświadczeniu, ze sprzedaży płyt CD firmy uzyskują obecnie 65% przychodów, łatwo więc obliczyć, że pliki cyfrowe przynoszą 35% zysków. Liderem jest przy tym firma Apple, która, nie sprzedając fizycznych nośników w ogóle, zgarnęła 25% całego rynku. A przecież nikt nie podaje danych dotyczących ściągnięć plików w ogóle, a tylko ich sprzedaż. Skądinąd wiadomo, że to tylko wycinek tego, co w sieci zmienia właściciela. Następna rewolucja w audio będzie bowiem dotyczyła tego, jak muzyka będzie dystrybuowana i jak będzie przez nas odtwarzana. W pewnym sensie pozostaniemy na etapie 2D, w świecie telewizji kolorowej, ale – wreszcie – telewizji wysokiej rozdzielczości. Bo po raz pierwszy dostaniemy do ręki materiał odpowiadający taśmie-matce – wystarczy wspomnieć, że w takiej formie swoje archiwa zaczęła udostępniać monachijska wytwórnia ECM , a jej hitem jest Testament Keitha Jaretta w formie FLAC 24/96. To jednak, jak sądzę, jedyna duża zmiana w audio, jakiej możemy się w nowym roku spodziewać. Wszystkie pozostałe elementy łańcucha, jak wzmocnienie i kolumny pozostaną dokładnie takie same, jak były. Co jest – bądźmy szczerzy – dowodem na słabość branży, a i technologii w ogóle. Chociaż bowiem dźwięk uzyskany z dynamicznych kolumn może być olśniewający, to jednak wciąż jest on obarczony dużymi zniekształceniami i problemami związanymi chociażby z interakcją z pomieszczeniem. Próby ominięcia tego, podejmowane np. przez producentów elektrostatów, albo tych, którzy oferują korektory akustyki pomieszczenia są tylko, jak dla mnie, krokiem w bok, w ogólnym rozrachunku nie rozwiązują problemów, a jedynie zamieniają jedne na inne.
Niewiele zmieni się w sferze wzmocnienia. Chociaż tutaj sprawy mają się całkiem nieźle. Renesans lampy wymusił na producentach urządzeń półprzewodnikowych poszukiwania rozwiązań, dzięki którym można by wyeliminować najbardziej dokuczliwe dla tej technologii zniekształcenia. Wielu z nich się to w dużej mierze udało i produkty takich firm, jak Tenor Audio, Sovereign, Accuphase, Luxman, Goldmund, Spectral, FM Acoustics pokazują, że da się zagrać tak, że jest pięknie. A jednak… Wciąż najlepszy dźwięk, jaki słyszałem, pochodził ze wzmacniaczy lampowych. Różnica wcale nie była już jednak taka duża, wcale nie tak jednoznaczna, jak jeszcze dwa-trzy lata temu. System odniesienia Zmiany są czymś naturalnym, jednak świat audio jest na nie niebywale odporny. Jego konserwatyzm bierze się zarówno z przyzwyczajeń użytkowników, jak i z braku rzeczywistych nowości, rzeczywistych przełomów. Wciąż nie mamy swojego Avatara… Mimo to, drobnymi krokami, ale jednak, idziemy do przodu, jestem tego pewien. Najważniejsza zmiana, jaka dokonała się w grudniu, a z którą wciąż się oswajam, to przybycie do mnie nowego przedwzmacniacza. Mój ukochany Leben RS-28CX trafił w godne ręce, a na jego miejscu usadowił się Polaris II Ayona Audio, o którym jakiś czas temu pisałem (TUTAJ). Nie jest to jednak ten sam przedwzmacniacz. Pan Gerhard Hirt był tak uprzejmy, że przygotował osobiście, specjalnie dla mnie, model liniowy, z wyjściem do wzmacniacza słuchawkowego – o którym zaraz – z kompletnie nowym typem zasilacza o nazwie AC-Regenerator. Jest to urządzenie podobne do PS-510 Accuphase’a, generujące zupełnie nowe napięcie. W przeciwieństwie do japońskiego kondycjonera, w Ayonie generowane są od razu napięcia wymagane przez przedwzmacniacz – napięcie anodowe i napięcie żarzenia, a nie 230 V, z którego dopiero w zasilaczu wytwarzane są potrzebne napięcia. Preamp jest genialny, ale wciąż się z nim oswajam i próbuję zrozumieć. Druga zmiana dotyczy mojego odtwarzacza CD. Lektor Prime Ancient Audio, który mi wiernie służył, też znalazł sobie nowy dom, a ja zamówiłem u pana Waszczyszyna zupełnie nowy odtwarzacz. Tak, zamówiłem, bo go nie było – nowy „cedek” będzie właściwie prototypem. Prime był fantastycznym urządzeniem, ale drogie odtwarzacze, chociażby Grand SE tegoż producenta, ale i wiele innych, były lepsze. Najłatwiej byłoby pewnie po prostu przejść na wspomnianego Lektora Grand SE, ale to rozwiązanie było dla mnie nie do przyjęcia ze względu na jego trzypudełkową budowę – testując tyle różnych urządzeń muszę mieć coś zgrabnego i mobilnego, co będę mógł szybko wypiąć i wpiąć w system. |
I tak powstała idea Lektora Prime SE (czy jak tam będzie się nazywał). Obudowa pozostała z Prime’a, jednak w środku to zupełnie nowe urządzenie – nowa płytka, duże kondensatory olejowe V-cap na wyjściu, nowy zegar, dwa transformatory w zasilaniu itp. Pierwsze odsłuchy są niebywale obiecujące, jednak wciąż są problemy ze zgraniem wszystkiego już w obudowie. Dlatego też od dwóch miesięcy gram muzykę tylko z gramofonów. Rzecz, która na pewno pozostawi głęboki ślad w moim odbiorze muzyki… I wreszcie sprawa słuchawek – tutaj zmieniło się jeszcze więcej. Po teście HD800 Sennheisera, który przygotowałem dla „Audio” nie mogłem już ich sobie „odpuścić” i je kupiłem. Wciąż kocham moje AKG K701 za ich miękkość, aksamitność itp., ale HD800 przewyższają wszystko, co do tej pory zrobiono ze słuchawkami dynamicznymi. Żeby zapewnić im godny napęd, zamówiłem u pana Taku Hyodo, właściciela i konstruktora Lebena, specjalną wersję mojego wzmacniacza CS-300. I otrzymałem wersję CS-300XS Custom Version, przygotowaną własnoręcznie przez pana Hyodo, z selekcjonowanymi dobieranymi elementami oraz super-rzadkimi lampami wyjściowymi Toshiby. Moc wyjściowa wynosi teraz 8 W, a nie 16W. Na tylnej ściance jest własnoręczny podpis konstruktora i specjalna adnotacja dotycząca „High Fidelity”. Tak, trochę się chwalę, ale jest czym… Wciąż na zmianę czekają kolumny, ale mam z tym kłopot – chciałbym mieć Prince’y Hansena, ale mnie na nie nie stać. A niżej trudno zaproponować coś jednoznacznie i bezapelacyjnie lepszego od moich Dobermannów. Oczywiście w ramach estetyki jaką preferuję i jaka jest mi przydatna w testach – mój system jest ostatecznie czymś w rodzaju „laboratorium”. Ma świetnie grać, ale też ma być maksymalnie liniowy i przezroczysty. Taki zresztą dźwięk w tej chwili mam. Jest nieco mniej nasycony niż system Reimyo, czy ze wspomnianymi Hansenami. Jest za to szybszy i bardziej precyzyjny. Coś za coś. Lepiej od mojego Luxmana M-800A zagrały chociażby wzmacniacze Reimyo PAT-777 i Ancient Audio Silver Grand Mono , jednak obydwa były niepraktyczne w kontekście testowania różnych kolumn. Dobermanny zagrały z nimi bosko, ale ostatecznie to dość łatwe obciążenie, z płaską, wysoką impedancją. Przy innych konstrukcjach wzmacniacze dość szybko się dławiły. Genialny był także Emitter II firmy ASR (TUTAJ), ale, jak pisałem, to nie do końca „moja bajka”. Plany 2010 Mam już też wstępnie zaplanowane cztery następne numery „High Fidelity” na rok 2010. Zdecydowałem, że więcej będzie w nim numerów monograficznych. Pierwszy z nich, styczniowy właśnie państwo otrzymujecie do ręki, a poświęcony jest wzmocnieniu. Numer lutowy, jak można wyczytać z okładki (pod przyciskiem „W następnym numerze” na końcu wstępniaka) poświęcony jest z kolei źródłom cyfrowym – będą i odtwarzacze plików, jak Linn Klimax DS oraz (absolutna nowość) Bladelius Embla i przetwornik D/A USB Wavelenght Crimson v3. Od strony CD mamy z kolei przedstawiciela z Kanady, odtwarzacz Simaudio Moon oraz kolejną nowość, niedrogi odtwarzacz Ayon Audio CD-07. Jest on ciekawy przede wszystkim dlatego, że zintegrowano z nim gniazdo dla odtwarzacza iPod i to w bardzo fajny sposób – proszę zajrzeć na polską stronę Ayona. Z Katowic przyjechał już do nas niedrogi przetwornik D/A C.E.C.-a DA53N, a właściwie przetwornik/przedwzmacniacz/wzmacniacz słuchawkowy. To urządzenie pod względem funkcjonalnym podobne do Benchmarka DAC-1 USB, który jakiś czas temu testowaliśmy. I jeszcze cos, ale nie wiem na 100%, co… Bo planowanie testów to w Polsce spore wyzwanie – najczęściej ciekawe produkty są rozchwytywane, a małe firmy mają do dyspozycji pojedyncze sztuki. Nie raz i nie dwa (prawdę mówiąc dość często) zdarza się tak, że mam coś zaplanowane, mam przeznaczony konkretny czas na dane urządzenie, a tu w dniu, w którym miałem je postawić na półce dostaję telefon od dystrybutora z przeprosinami, bo urządzenie „właśnie udało się sprzedać”. Rozwala to całkowicie plan testów, trzeba szybko szukać jakiegoś odpowiednika itp. Z drugiej strony rozumiem jednak racje dystrybutora – ostatecznie jego podstawowym zadaniem jest sprzedaż, a promocja, budowa marki itp. to sprawy drugorzędne. Ale, jak mówię, to zawsze sieje zamieszanie w planach… A do tego dochodzą bardziej prozaiczne problemy, jak uszkodzenie urządzenia w transporcie, brak mojej akceptacji dla danego dźwięku (z założenia testuję tylko rzeczy dobre i takie, które warto pokazywać, inne mam w… wiadomo gdzie) itp. Zawsze znajdzie się COŚ… Dlatego też plany o których piszę równie dobrze mogą wystrzelić w kosmos. Chciałbym jednak, żebyście państwo wiedzieli, czego – mniej-więcej – można się w tym roku po „High Fidelity” spodziewać. Chciałbym, żeby wyglądało to tak: Okładka Roku 2010 I jeszcze krótko o konkursie – do dnia 29 grudnia, kiedy to piszę, nadeszło 188 zgłoszeń. Losowanie odbędzie się: HIGH END 2010 Biuro organizacyjne wystawy High End poinformowało nas o terminach tegorocznej imprezy: „High Fidelity” w Wikipedii |