Odtwarzacz SACD + wzmacniacz zintegrowany McIntosh MCD 301 + MA 6600 Cena: 17 000 + 22 000 zł Dystrybucja: Hi-Fi Club Kontakt: ul. Kopernika 34, Warszawa tel.: (22) 826 47 67 Fax: (22) 826 24 58 e-mail: salon@hificlub.pl Strona producenta: MCINTOSH Tekst: Krzysztof Kalinkowski Zdjęcia: Marcin Olszewski |
Ponieważ całe sierpniowe wydanie „High Fidelity” poświęcone jest urządzeniom amerykańskiej legendy hi-endu, firmie McIntosh i jej produktom, poszczęściło się i mnie, ponieważ w moje ręce trafił zestaw tego producenta. Oba elementy systemu, odtwarzacz SACD oraz wzmacniacz zintegrowany, zostały wprowadzone na rynek stosunkowo niedawno, w połowie 2008 roku. Zarówno odtwarzacz jak i wzmacniacz wyglądają typowo dla Maka: szklane fronty, na zielono podświetlone loga, błękitne wskaźniki mocy wyjściowej – o tym, z czym mamy do czynienia nie może być żadnej pomyłki. No właśnie, wzornictwo McIntosha nie uległo żadnym większym zmianom, praktycznie od samego początku istnienia tej firmy. Oczywiście są wprowadzane innowacje, wynikające z rozwoju techniki czy też przemian w pojmowaniu funkcjonalności urządzeń, ale w głównych punktach design pozostaje bez zmian. Duże niebieskie wskaźniki VU, szklane fronty, czarne gałki z chromowanym brzegiem, rząd czarnych przycisków z diodami wskazującymi ich zadziałanie – taki obraz znany jest każdemu, kto choć trochę interesuje się rynkiem audio. Okazało się, że ten design przetrwał próbę czasu, pojawianie się nowych rodzajów urządzeń (takich jak odtwarzacze płyt CD) i nadal sprawdza się doskonale. I jest czymś w rodzaju wizytówki firmy. Świadczy o tym, że Mac nie musi się niczego wstydzić. Że od lat konstruuje urządzenia znajdujące nabywców na całym świecie, zadowolonych nabywców. I jest dumny ze swojego dziedzictwa. Niewiele firm jest tak konsekwentnych, a chyba szkoda. Choć z drugiej strony, trzeba to powiedzieć, takie wzornictwo nie każdemu musi się podobać… Dla mnie było to pierwsze prawdziwe testowanie McIntosha. Jak dotąd jego produktów słuchałem jedynie z doskoku i w dość przypadkowych warunkach. Zawsze jednak były to spotkania o raczej pozytywnym wydźwięku, które miło wspominam, tak jak pokazy na Audio Show, gdzie te urządzenia grały w zestawieniu z kolumnami Thiela. Mogłem więc nie tylko dokładnie ich posłuchać, ale także dobrze im się przyjrzeć. Rzeczywiście, tak jak wspomniał naczelny w teście MCD 1000 + MDA 1000, jakość wykonania jest doskonała. Obudowy niemalże pancerne, doskonale poskładane, wydaje się, że wytrzymają więcej niż standardowy cykl użytkowania. Mnie się taki wygląd i wykonanie bardzo podobają (mam słabość do wskaźników wychyłowych), i jak się okazało, mojej żonie również :-). Tylko jedna rzecz mnie zaniepokoiła, ale może to być kwestia konkretnego egzemplarza, który trafił do mnie na odsłuchy, mianowicie kilkakrotnie w czasie testu musiałem resetować mikrokontroler sterujący wzmacniaczem (co wykonuje się naciśnięciem odpowiedniej kombinacji klawiszy na płycie czołowej urządzenia), ponieważ ten przestał wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki. Ale kiedy już zaczęły z głośników płynąć, robiło się bardzo przyjemnie. Wybór płyt użytych do testu:
Po podpięciu do moich Bowersów (opis mojego zestawu w stopce pod testem) zestaw McIntosha zagrał bardzo efektownym dźwiękiem. Okazało się, że to wrażenie zawdzięcza ustawieniu regulacji barwy dźwięku we wzmacniaczu. Otóż gdy ustawienie było na „0”, ale nie był włączony układ ominięcia kontrolera barwy, tzw. „bypass”, dźwięk był nieco „dopalony”, efekt podobny do działania przycisku „loudness”. Wobec czego, wszystkie odsłuchy przeprowadziłem mając uruchomione ominięcie tej regulacji. Zestaw McIntosha miał odmienny sposób prezentacji niż mój system odniesienia. Scena muzyczna została podana mocno do przodu, wypchnięta przed bazę kolumn. Ja akurat wolę scenę rozpoczynającą się na linii kolumn i budowaną za nimi, ale to oczywiście kwestia gustu. Taka prezentacja może być jednakże pożyteczną cechą, jeśli nasz zestaw audio stoi w naprawdę dużym pomieszczeniu. Z tym wiąże się fakt, że główny nacisk położony jest na to, co dzieje się na pierwszym planie, dalsze pozostawiając nieco w cieniu. Nie znaczy to jednak, że te są traktowane po macoszemu – gradacja planów jest bardzo dobra, tak samo odwzorowanie wielkości pomieszczenia nagraniowego przychodzi zestawowi bez większych problemów. Po prostu ich przedstawianie nie jest dla McIntosha priorytetem, woli skupić się na wokaliście lub solistach. Druga strona pasma akustycznego była nieco wycofana. W pierwszej chwili brakowało mi niektórych „smaczków” na płytach, które doskonale znam, ale okazało się, że wszystkie są tam gdzie powinny, po prostu nie są podawane na srebrnej tacy, a nieco w tle. Powoduje to wzmocnienie wrażenia złagodzenia dźwięku. Tak jak wspomniałem wcześniej, niektóre płyty wiele zyskiwały na takim przekazie, jak choćby nagrania The Police. Co więcej, może to być zbawienne dla posiadaczy kolumn, charakteryzujących się nieco ostrawymi wysokimi tonami (przychodzą mi na myśl niektóre modele Triangli czy B&W) – taka kombinacja może być strzałem w dziesiątkę. Byłem bardzo ciekaw, który element zestawu jest najbardziej odpowiedzialny za takie brzmienie. Okazało się, że w zasadzie odtwarzacz i wzmacniacz w równym stopniu. Po rozdzieleniu sekcji przedwzmacniacza i końcówki mocy – chyba końcówka jest najbardziej „neutralna” brzmieniowo, choć delikatne podbicie wyższego basu i osłabienie niskiego również i tam da się znaleźć. Szczerze mówiąc, MA 6600 podłączony do mojego zestawu zagrał tak fajnie, że narobił mi apetytu na posłuchanie innych końcówek Maka… |
BUDOWA
MCD 301 Wewnątrz również czekają na nas ciekawe rozwiązania. Centralne miejsce zajmuje napęd, przejęty od Denona (marki znajdującej się wraz z McIntoshem w jednym koncernie), szczelnie obudowany ekranami i zawieszony na specjalnych wspornikach. Układ audio znajduje się na jednej dużej płytce w kształcie litery L. Konwersja cyfrowo-analogowa dokonywana jest w układzie Burr-Brown DSD1792. Układy wyjściowe są zbalansowane i zdublowane – jeden komplet układów obsługuje wyjścia stałopoziomowe, drugi, rozszerzony o scaloną drabinkę rezystorową, wyjścia zmiennopoziomowe. Zasilanie umieszczono na osobnej płytce i podzielono na wiele sekcji, osobno obsługujących część cyfrową, analogową i napęd. Warto zauważyć dwa nietypowe rozwiązania – gniazdo IEC jest zblokowane z filtrem sieciowym, to niezbyt częste, a na pewno godne polecenia rozwiązanie, eliminujące część zakłóceń, a także możliwość zmiany napięcia zasilania poprzez przełączenie specjalnego wtyku, zasilającego uzwojenia pierwotne transformatora (nota bene typu R-Core) w inne gniazdo, odpowiednio oznaczone. Proste i skuteczne rozwiązania. MA 6600 Tylna ścianka podzielona jest na dwie części. Górna, większa, zawiera gniazda głośnikowe, złocone, akceptujące każdy rodzaj końcówek. Ciekawostką jest umieszczenie odczepów dla kolumn o impedancji 8, 4 i 2. Jest to związane z zastosowaniem w konstrukcji wzmacniacza autoformerów. Spełniają one podobną funkcję do transformatorów wyjściowych w konstrukcjach lampowych, dopasowując impedancję kolumn do impedancji wyjściowej wzmacniacza. W tej części tylnej ścianki znajdziemy też pojedyncze wejście zbalansowane na wtykach XLR. Dolna część tylnej ścianki jest o wiele bardziej wypełniona. Skrajnie po lewej umieszczono gniazdo zasilania IEC, potem całą baterię wejść i wyjść do komunikacji pomiędzy komponentami Maka, wraz z portem do zewnętrznego czujnika podczerwieni. Następnie mamy całą baterię gniazd RCA: pięć wejść wysokopoziomowych, wejście gramofonowe MM, wejście na końcówkę mocy; dwa wyjścia z przedwzmacniacza, jedno podłączone do wejścia na końcówkę mocy zworami, drugie wolne, oba z możliwością odłączenia z panelu przedniego; wyjście na magnetofon. Do gniazd RCA mam takie samo zastrzeżenie jak przy odtwarzaczu – są bardzo blisko siebie. Wewnątrz wzmacniacza znajdziemy jedną niespodziankę: gniazdo dla opcjonalnego modułu tunera, ładnie zaekranowane metalową, ażurową klatką. Układy końcówki mocy zbudowano symetrycznie dla obu kanałów, na pionowych płytkach drukowanych, przykręconych bezpośrednio do sporych rozmiarów radiatorów, znajdujących się po bokach obudowy. Każda końcówka oparta jest o cztery pary tranzystorów. Niestety nie udało mi się dostać do pozostałych elementów wzmacniacza, widać jedynie, iż pozostałe układy zmontowano na jednej, dużej płytce drukowanej, umieszczonej na spodzie wzmacniacza. Dane techniczne (według producenta): - Układ Power Guard® - chroni przed przesterowaniem - Układ Sentry Monitor® - zabezpiecza przed zwarciem - 200 W/2,4 lub 8 Ω - Czujniki temperatury - Zabezpieczenie głośników przed uszkodzeniem - Układ miękkiego startu - Autoformery – najsłynniejsze transformatory McIntosha - Symetryczne gniazdo wejściowe - Podświetlane wskaźniki mocy wyjściowej - Wysokiej klasy pięciozakresowy korektor - Niskoszumowe przełączniki elektromagnetyczne Wymiary: (WxSxG) 24 x 45 x 56 cm Waga: 34 kg |
||||||||
g a l e r i a
|
System odniesienia
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity