Kolumny podstawkowe Harbeth Audio P3ESR Cena: 5900 zł (para) Dystrybucja: Audio System Kontakt: tel.: (0-22) 662-45-99 fax: (0-22) 662-66-74 e-mail: kontakt@audiosystem.com.pl Strona producenta: Harbeth Audio Tekst: Wojciech Pacuła Zdjęcia: Wojciech Pacuła |
Oryginalne kolumny HL-P3 zaprojektował Alan W. Shaw po to, aby zastąpiły budowany na licencji BBC głośnik LS3/5A. Historia tego ostatniego jest bogata i zaskakująca – można się z nią zapoznać czytając test kolumn w wersji KEF-a TUTAJ. Koniecznie trzeba też rzucić okiem na tekst Johna Atkinsona, który jest jednym z pełniejszych kompendiów wiedzy o tych kolumnach (TUTAJ). Po dodatkowe, pogłębiające informacje odsyłam zaś do jednej z książek w audio podstawowych, do Sound Bites. 50 Years of Hi-Fi News Kena Kesslera i Steve’a Harrisa, konkretnie do rozdziału The BBC influence (IPC Media, Londyn 2005, s.116.). Dotychczas testowaliśmy:
Płyty użyte do odsłuchu:
Japońskie wersje płyt dostępne na CD Japan. Odsłuchy Harbethów rozpocząłem nieco nietypowo, bo nie od systemu odniesienia. Zazwyczaj staram sobie wyrobić opinię o produkcie „wpinając” go zamiast odpowiadającego mu urządzenia, kolumn itp. Daje to jasny obraz, ponieważ zmieniam tylko jeden element w systemie i od razu wiem, co ta zmiana przyniosła. Tym razem na półce, na platformie Pro Audio Bono, którą właśnie sobie kupiłem, miałem wzmacniacz QUAD-a II Classic Integrated, odsłuchiwany do tego samego numeru „High Fidelity”, co Harbethy. Jeden rzut oka wystarczył, żeby kable głośnikowe pobiegły właśnie do niego – mała forma, ładny design, szlachetne urodzenie – to wspólne cechy owych produktów. Połączenie tych dwóch brytyjskich (no dobrze – jednej na pół brytyjskiej) marek dało jednak tak fascynujące wyniki, że zostałem przy nim dłużej niż by tego wymagała procedura. Gdyby nie potrzeba przeprowadzenia klasycznego testu, dowiedzenia się, jak grają Harbethy, a nie Harbethy + QUAD, już bym przy niej pozostał. Jeśli czytali państwo test wzmacniacza Classic Integrated, wiecie, że charakteryzuje się on ciepłym, wręcz „dogrzanym” dźwiękiem. Jego góra jest raczej wycofana, zaś bas jest muskularny i mocny. Średnica jest w centrum uwagi, ale nie rządzi tam niepodzielnie, ponieważ średni bas w połączeniu ze środkiem daje mocne osadzenie wszystkich instrumentów oraz powoduje, że scena dźwiękowa jest duża, ekspansywna. Z Harbethami wszystkie te elementy były wyraźne, tak naprawdę mogłem z nimi ten test przeprowadzić. Niewiele wiedziałbym oczywiście o zachowaniu się niższego basu, bo tego z 3PESR nie dostaniemy, ale miałbym całkiem dokładny obraz opisywanego wzmacniacza. Tak, wiem, że to nie on jest przedmiotem tego testu. Trzeba jednak mieć na uwadze, że to QUAD narzucił temu zestawieniu ogólny charakter i to on jest elementem „znaczącym”. Brytyjskie kolumny podeszły jednak do tego w sposób synergiczny, komunikując się zarówno z elektroniką, jak i ze słuchaczem. Fenomenalnie, po prostu wbiło mnie to w kanapę, na której siedziałem (swoją drogą i tak mam ją zmienić, więc dodatkowe uszkodzenia mnie nie ruszyły…) zagrały płyty z lat 50. Nie tylko, o czym zaraz, ale to one jaśniały najbardziej. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że miłośników tego typu muzyki, spod znaku wytwórni Savoy, Bethlehem, Prestige, Mode Records, Tampa Records etc. nie ma aż tak wielu. Szkoda… Ale od czegoś muszę zacząć, a spostrzeżenia dokonane na przykładzie chociażby Carmen McRae Carmen McRae czy Moody Marilyn Moore Marilyn Moore przełożyły się potem świetnie na inne gatunki, także absolutnie współczesne. Zestawienie to zabrzmiało w bardzo przyjemny sposób. Określenie „przyjazny” szłoby ciut za daleko w stronę ujednolicenia i za daleko od neutralności. QUAD z Harbethami w swojej przepięknej barwie bliżej był raczej naturalności. To był raczej ocieplony dźwięk, ale nie zmulony. Nie miałem wrażenia braku dynamiki, czy „zamknięcia” przekazu w jakiś ramach. Góra nie była jakoś specjalnie rozdzielcza, ale nie była też zbytnio wycofana. Tak naprawdę to była tylko dodatkiem – istotnym, „tworzącym”, ale tylko dodatkiem – do średnicy i dołu. Tak – dołu. Brytyjskie kolumny to miniaturki w każdym aspekcie tego słowa. Niskiego basu z nich nie ma. Sztuka budowy kolumn polega jednak na przeciwstawieniu się ograniczeniom, na ich przezwyciężeniu – to ciągła walka o nadanie przekazowi sensu. Ostatecznie to wciąż najbardziej niedoskonały element toru muzycznego. A Harbethy komunikują się z odbiorcą perfekcyjnie. Trzeba im jednak nieco pomóc – tak, jak to robi QUAD. Jego mocny bas pozwolił na oddanie większości płyt z nadspodziewaną potęgą i wyjątkowym basem (oczywiście bez najniższej jego części). Wady małych kolumn są oczywiste, jednak w tym przypadku zostały na chwilę uchylone, na ułamek sekundy rozluźnione, dzięki czemu nagle wydało się, że to znacznie większe kolumny. Głosy miały niebywałą intensywność. Wspomniałem o dwóch wokalistkach nagrywających dla Bethlehem, ale to samo było z Frankiem Sinatrą i Savagem, żeby objąć możliwie szerokie spektrum. Z tą ostatnią płytą zaskoczyła mnie ponadprzeciętna w ogóle, a przy takich rozmiarach – zadziwiająca dynamika. To nagrania disco, wymagające rytmu i dynamiki „progresywnej”, o której pisałem w teście kolumn Terra II Pro EBTB (w tym samym numerze HF), z definicji więc taneczne. A rytm, „drive”, swing, czy jak to nazwiemy w małych kolumnach jest w najlepszym przypadku ograniczony. Tutaj niczego takiego nie słyszałem, a wręcz przeciwnie – wszystko grało jak z dużych, dobrze zrównoważonych kolumn. Bez niskiego basu, bez wybuchowej dynamiki, co jasne, ale jakoś mi tego specjalnie nie brakowało, jakoś za tym nie płakałem. Przesadą byłoby twierdzić, że wracając z Harbethami do kompletnego systemu odniesienia, z dwudziestokrotnie droższym wzmacniaczem, dziesięciokrotnie droższym przedwzmacniaczem itp. magia zniknęła. Nie, co najwyżej zmieniła się. Trzeba też jednak powiedzieć, że zacząłem wówczas słuchać muzyki z nieco większym wyrachowaniem. To był bez wątpienia znacznie lepszy dźwięk – o wiele bardziej rozdzielczy, z lepiej zachowanym balansem tonalnym, nieporównywalnie lepiej rysowaną sceną itp. A jednak wyraźniej słyszane ograniczenia kolumn nieco uwierały. To wciąż były rasowe monitory w pełnym tego słowa znaczeniu, przejrzyste, wierne itp., jednak i one przecież mają swoje słabe strony, a te w systemie z QUAD-em znikały jak w cyrku. Trick Tima de Pavariciniego, konstruktora wzmacniacza Classic Integrated, polegający na podkreśleniu średniego basu i ociepleniu dźwięku wpisał się w niezbyt wybaczający charakter kolumn wręcz idealnie. Czyżby to z nimi były odsłuchiwane prototypy tego wzmacniacza? Nie wykluczyłbym takiej możliwości. Zastrzeżenia te oczywiście po jakimś czasie zblakły, jak tylko przyzwyczaiłem się do nowego brzmienia, jednak nie zniknęły, cały czas były gdzieś w głowie, czekając na swoją szansę. Najpierw jednak trzeba wrócić do rzeczywistości. Opis jak tylko się da obiektywny musiałby się zacząć tak: to niezwykle wierne kolumny. Ich niski bas jest nieobecny, choć subiektywnie, z odpowiednią amplifikacją, jego brak nie będzie odczuwalny. Właściwości impulsowe obudów zamkniętych są znane, jednak tutaj nie tylko że są one powtórzone, to nie słychać wad tego rozwiązania. Bas nie jest suchy i anemiczny. Jest go tyle, ile na płycie i nawet jeśli nie „czujemy” niskich zejść, to ich wyższe harmoniczne nas o nich informują, wpisują się w cały przekaz. Ich selektywność jest doskonała i nawet bardzo niskie zejścia, na których budowany jest utwór Sleep Anji Garbarek z płyty Briefly Shaking nie burzyły przekazu. Im niżej, tym łagodniej bas był podawany, ale nigdy nie tracił zwartości, ani konturu. Nie jest to jednak granie „konturowe”. Pewne elementy brzmienia związanego z plastikowymi membranami słychać i tutaj (podobnie jest w kolumnach Dynaudio i Vienna Acoustics). Chodzi o lekkie zaokrąglenie ataku i subiektywnie nieco cieplejsze brzmienie niż np. z powlekanych membran papierowych. |
Nieprzypadkowo przywołuję tu jednak „subiektywność”, ponieważ w rzeczywistości takie właśnie brzmienie wydaje się bardziej naturalne, bardziej zgodne z naszymi doświadczeniami niż konturowe granie wielu wooferów. Tutaj woofer jest idealnie złączony ze średnicą i górą. Ta ostatnia jest mocniejsza niż w poprzedniej wersji tych kolumn, a także niż w modelu SA-1 Spendora, w jakiejś mierze kontynuującego licencję BBC. Wokale nie są wyostrzone, głoski syczące są w dobrej relacji z resztą pasma, ale słychać, że wyższego środka i góry jest tu więcej. Jak wynika z pomiarów w „Stereophile’u”, pasmo przenoszenia tej wersji rzeczywiście jest bardziej wyrównane niż przedtem, co by potwierdzało moje spostrzeżenia. To krok w kierunku jeszcze wierniejszego grania, jeszcze większej ilości „monitora w monitorze”. Paradoksalnie jednak wymaga to od otoczenia, tj. od elektroniki i okablowania, jeszcze wyższych umiejętności. Wspomniane Spendory grają oczywiście lepiej z droższą od siebie elektroniką, ale też bez problemu wpasują się w system z tej samej półki cenowej co one, a nawet tańszy. Harbethy – niekoniecznie. Albo inaczej – P3ESR zagrają dobrze z każdym systemem, dopóki ten nie będzie zbyt nachalnie ukazywał swoich słabości. A te w tym przypadku zostaną pokazane najpierw na wyższej średnicy. Głosy wokalistek, a także Sinatry mogą w niewłaściwej konfiguracji zabrzmieć trochę za bardzo z „gardła”, a za mało z „przepony”. Da to nieco odchudzony obraz głosu, co niekorzystanie wpłynie na balans tonalny całości. Bas nie będzie bowiem podkreślany – to prawdziwe monitory – starając się zwrócić uwagę na niższą część pasma. W dobrym otoczeniu dostaniemy jednak zadziwiającą rozdzielczość. O lekkim zaokrągleniu basu, ale i środka, już wspomniałem, jednak to tylko muśnięcie, nic poważnego. Góra jest niemal równie dobra co najlepszych kolumn, jakie słyszałem. Blachy, nawet blachy perkusji ukrytej za wokalistką, jak z utworu Ill Wind z płyty Moore, były klarowne, wyraźne i słychać było, jak są uderzane. Nie były przy tym podkreślane i wyostrzane – po prostu słychać je było za wokalistką, jakby tam stały. Dobrze słychać jakość nagranej góry, przez co nie dało się dłużej udawać, że np. blachy perkusji z płyty Kings of Leon nie są dość kiepskie – rozmyte, bez wyraźnego uderzenia. Z drugiej strony po raz kolejny potwierdziła się maestria pana Lipińskiego, który przygotował Tonight Savage’a, bo płyta zagrała jak marzenie. Mimo to kolumny nie podkreślają wad realizacyjnych. Nie bardzo pojmuję, jak to się dzieje, bo ich precyzja powinna zmiażdżyć mój remaster So Petera Gabriela, a tak nie było. Mogę się jedynie domyślać, że przywołane juz kilka razy leciutkie zaokrąglenie ataku woofera i lekuchne ocieplenie niższego zakresu mogło mieć coś w tym wspólnego, ale to tylko moje spekulacje; nie słychać tego wprost. Płyta Gabriela zabrzmiała dość lekko i nieco za jasno, ale nie było tragedii. Zaskakująca dynamika i klarowność przełomu środka i dołu, pozwoliły na ruszenie tej lokomotywy z miejsca – lokomotywy, która im dalej od początku, tym bardziej się rozpędzała, niezależnie od tempa danego utworu. Zaskakujące kolumny z rodowodem dłuższym od niejednego konia-championa. Można je zestawiać z bardzo dobrą elektroniką, także znacznie droższą od nich. Nie, że są niedoszacowane – myślę, że po prostu ich cena jest bardzo fair. Przy nich wydaje się, że duża część elektroniki jest za droga, dlatego tak duża dysproporcja cenowa. Z QUAD-em II Classic Integrated brzmienie było magiczne. Nie trzeba jednak wydawać tak dużo, żeby uzyskać zbliżony, a pod pewnymi względami może i lepszy wynik. Leben CS-300 X(S), albo – może nawet lepiej – Linear Audio Research AI-30T będą idealne. Warto też wypróbować Harbethy z końcówkami mocy (albo, albo) Audiomatus AS-250 i AS-500. Trzeba przy tym zadbać o dobry przedwzmacniacz (idealny byłby Manley Jumbo Shrimp). Można jednak wypróbować końcówki Audiomatusa z odtwarzaczem, który ma wbudowany przedwzmacniacz, jak chociażby ISEM Audio eGo Phase3, albo (taniej) Ayon Audio CD-07. A w przyszłości można – ewentualnie, niekoniecznie – także do tej konfiguracji dokupić zewnętrzny preamp. Moc wzmacniacza nie ma większego znaczenia, o ile nie jest za niska. Ha, ha – to jasne… Mój Leben, pomimo 8 W na kanał był całkiem OK., ale decydowały tu inne względy, jak np. ponadprzeciętne wypełnienie pasma itp. Klasyczna wersja X(S) powinna być w sam raz. To, że kolumny mają przyjazną impedancję i że pomimo ich bardzo niskiej skuteczności ładnie pracują z dobrym wzmacniaczem o niezbyt dużej mocy pokazało zestawienie z QUAD-em. Za głośno to nie zagra, ale w pomieszczeniu do 25 m2 poziom siły głosu będzie całkowicie satysfakcjonujący. Kiedy jednak podłączymy jakiś mocniejsze urządzenie, grające mocniej – jak np. Audiomatusy – dostaniemy znacznie lepiej kontrolowany, choć wiąż nie nieprzyjemnie konturowany, bas. Tak, te kolumny to kawał historii. Niepokojące jest jednak to, że wciąż pokazują konkurencji plecy, pomimo że ich pomysł jest starszy niż większość czytelników „High Fidelity” i niemal wszystkich czytelników „CD Action”… BUDOWANa pierwszej stronie instrukcji dołączonej do Harbethów czytamy: Kolumny mają klasyczne proporcje (powiedziałbym, że „złote proporcje”) i wyglądają tak, jak ich pierwowzór, BBC LS3/5A kilkadziesiąt lat temu. Częściowo jest tak z powodu ładnej, naturalnej okleiny, ale najbardziej chyba przez maskownicę, rozpiętą na metalowym stelażu, wsuwanym w wyfrezowane na przedniej ściance szczeliny. Zresztą, kiedy zdejmiemy maskownicę – choć Alan Show tego nie poleca – wrażenie to się utwierdza – z powodu wielu wkrętów mocujących przednią ściankę do obudowy. Podobnie mocowana jest zresztą tylna ścianka. Przypomnę, że mieliśmy w Polsce epizod, bo tak należy to nazwać, firmę, która to rozwiązanie powieliła w swoich kolumnach CM-11. Z powodzeniem. Zobaczyć to można TUTAJ. Na tylnej ściance widać pojedynczą parę średniej klasy gniazd głośnikowych. W poprzedniej wersji połączenie było bi-wiring, z dwoma parami gniazd. Widać więc, że – Alleluja! – zmienia się klimat wokół BW. Wszystkim to wyjdzie na zdrowie. Jak mówiłem, żeby zobaczyć przednią ściankę, trzeba ściągnąć maskownicę. Wykonano ją z cienkiego, czarnego materiału, który jednak w dość wyraźny sposób zmienia barwę dźwięku. Harbethy przychodzą w dobieranych parach, w których logo Harbetha powinno się znajdować bliżej zewnętrznej krawędzi. Ścianki przednia i tylna przykręcone są długimi wkrętami do drewna – przednia w kolorze czarnym, a tylna złotym. Zmontowana na dużej płytce drukowanej zwrotnica została przymocowana do tylnej ścianki, za pośrednictwem maty bitumicznej i miękkich podkładek, mających wytłumić nieco wibracje obudowy. Płytka jest duża, ponieważ mieści wiele elementów – bardzo duże kondensatory polipropylenowe, pięć cewek rdzeniowych i sporo masowych oporników. Kabelki połączeniowe są dość cienkie. Po odkręceniu tyłu widać, że obudowa jest wykonana w ten sposób, że najpierw skleja się ścianki górne i boczne, potem dokleja od środka wzmocnienia (elementy z drewna o kwadratowym przekroju), do których potem przykręca się przednią i tylną ściankę. Obudowa wykonana jest z niezbyt grubych płyt MDF i oklejona naturalnym fornirem od środka i zewnątrz. Na tym tle tłumienie tylnej ścianki matą bitumiczną jest ciekawe, ponieważ Harbeth twierdził zawsze, że ścianki powinny być jak najcieńsze, a obudowa powinna „współgrać” z głośnikami. Jak by nie było, wnętrze wytłumiono szczelnie białą pianką poliuretanową. Firma zbiera pomiary wszystkich egzemplarzy, które opuszczają jej fabrykę, co jest potwierdzone wpisem na tabliczce znamionowej na tylnej ściance: „Details of this loudspeakerare recorded in our Master Log Book”. Dane techniczne (wg producenta): Producent: Pobierz test w PDF |
||||||||||||
g a l e r i a
|
System odniesienia
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity