Odtwarzacz CD + wzmacniacz zintegrowany ISEM Audio Millenium eGo Phase 3 + Xtasis Cena: 10 900 zł + 5900 zł Dystrybucja: Audio Consulting Kontakt: Tadeusz Niedziółka ul. Karczówek 7, 05-480 Karczew tel.: 698 682 186 e-mail: info@audioconsulting.pl Strona producenta: ISEM Audio Tekst: Wojciech Pacuła Zdjęcia: Wojciech Pacuła |
ISEM Audio to dla mnie kompletnie nowa marka. Choć jej urządzenia widziałem kilkakrotnie, to nigdy wcześniej ich nie miałam u siebie, ani nie słyszałem. Załozona w 1987 roku przez Erica Islera, ma siedzibę we Francji, blisko wschodniej granicy, tuż obok Niemiec i Szwajcarii. Firma ma dwa oddziały – jeden (ISEM Audio) specjalizujący się w urządzeniach audio na potrzeby sektora hi-fi/hi-end i drugi (ISEM Industry), współpracujący z klientami spoza audio, w zakresie przesyłu i obróbki sygnału. Podstawą działania są samodzielne opracowania każdego tematu, każdego układu, a także samodzielne przygotowywanie projektów plastycznych. A te są po prostu fantastyczne – proste, ale i funkcjonalne. W każdym urządzeniu mamy tylko jeden manipulator – gałkę/przycisk, którym ustawiamy większość parametrów – rozwiązanie nazwano „One-touch Control” (OTC). Polski dystrybutor firmy, pan Niedziółka przysłał do testu odtwarzacz eGo phase 3 i wzmacniacz Xtasis. Choć różnica w cenie między nimi jest znaczna, wyraźnie słychać było, że ma to sens i że wzmacniacz jest w stanie pokazać różnice między naprawdę zaawansowanymi jakościowo i cenowo źródłami. Wspomniałem o designie – urządzenia są bardzo ładne i świetnie pomyślane. CD to top-loader z najlepszym (moim zdaniem) w tej chwili napędem, Philipsem CD-Pro2 M. Ta wersja francuskiego odtwarzacza wyposażona jest w dwie pary wyjść RCA – jedna jest z sygnałem regulowanym, a druga ze stałym. eGo jest bowiem odtwarzaczem ze zintegrowanym przedwzmacniaczem analogowym. Co więcej, można w nim zmieniać globalne wzmocnienie, dopasowując poziom wyjściowy do wzmacniacza i kolumn. Xtasis jest z kolei wzmacniaczem, który 15 pierwszych watów oddaje w klasie A. Mały, a cwany… Także on jest wzorcowy jeśli chodzi o funkcjonalność. CD i wzmacniacz wyposażono w „uczący się” pilot zdalnego sterowania Universalis, którym możemy sterować każde urządzenie w domu. Płyty użyte do odsłuchu:
Japońskie wersje płyt dostępne na CD Japan Firmowym hasłem firmy ISEM Audio jest: “Pour une restitution naturelle du son”, w wersji angielskiej: „Closer to a natural sound”, czyli: „Bliżej naturalnego dźwięku”. Zaś w tzw. „flayerze”, czyli karcie informacyjnej, z jednej strony zdjęcia wzmacniacza mamy „wchodzące” zera, a drugiej „wychodzące” nuty. Obydwa te elementy, należące oczywiście do kanonu PR-u, dobrze jednak oddają to, co usłyszymy po podłączeniu do systemu ISEM kolumn. Francuzi znani są z posuniętej nieraz do granic arogancji odrębności i płynącego z tego przekonania o wyższości, dlatego często produkty audio z tego kraju są na tyle inne, od tego, do czego świat nas przyzwyczaił, że trzeba się też w stosunku do nich jednoznacznie określić, nie da się ich zbyć wzruszeniem ramion. Także system ISEM zagrał zupełnie inaczej niż 99 % produktów z bieżącej produkcji światowej. Nie jest to jednak „dziwadło”, bo tak też czasem bywa, a dźwięk zupełnie „normalny”, że tak powiem, tyle że – w ramach tej „normalności” – na tyle różniący się od tego, czego na co dzień słucham, że zasługujący na szczególną uwagę. Krótko mówiąc, to niebywale nasycony, dość ciepły, bardzo „naturalny” dźwięk. Słuchając go niemal widziałem kolumny, z którymi zapewne współpracował przy projektowaniu, czyli Triangle i JMLaby. Powiem jednak, nieco przewrotnie, że choć nie wykluczam właśnie takiego zestawienia, to jednak właśnie z bardziej liniowymi kolumnami, o bardziej wyrównanym paśmie przenoszenia, w którym nie ma ani mocniejszej góry, ani podkreślonego ataku średniego basu, elektronika z Francji zagra jeszcze przyjemniej, jeszcze lepiej rozwinie aspekty brzmienia, które odróżniają go od konkurencji. Jeśli mógłbym pójść na całość w porównaniach i antropomorfizacji – za co pewnie puryści (językowi, audiofile) urwą mi głowę – powiedziałbym, że pod eleganckim garniturem, niezwykle nowoczesnym, ale nie zimnym, bije gorące, wielkie serce. I choć sposób „noszenia się” narzuca pewne kierunki działania, to i tak najważniejsze decyzje, najgłębsze pragnienia wiążą się z tym, co w środku. Pojechałem po bandzie, ale mam nadzieję, że główna myśl tego tekstu będzie przez to jeszcze lepiej czytelna: to niezwykle emocjonalne, bardzo naturalne brzmienie, które nie sili się na super-poprawność. Nie mówię przez to, że to niepoprawny dźwięk, ale to, że to przychodzi „za” tym, co najważniejsze, a nie „przed”. W rozmowie z panem Niedziółką, dystrybutorem ISEM w Polsce, ten wspomniał, że w swoim systemie korzysta właśnie z tego odtwarzacza CD, tyle że z mocniejszą i droższą końcówką mocy. Jedną z cech jego systemu, które wymienił była „przezroczystość”. Nie, żebym się z tym nie zgadzał, ale jednak dla mnie inne cechy były ważniejsze i uważam, że co innego decyduje o odbiorze tego dźwięku. System rzeczywiście jest całkiem przejrzysty, nieźle rozdzielczy itp., ale to elementy, które przychodzą bez wysiłku, raczej towarzyszą przekazowi niż są jego głównym składnikiem. A odsłuchy zacząłem nietypowo, bo od płyty Magnetic Fields Jarre’a. Dawno jej nie słyszałem i z przyjemnością wróciłem do znajomych dźwięków. Od razu słychać było, że system nieco łagodzi przekaz i że nie jest to najlepsza dynamika, jaką można mieć. Ale też do samego końca płyty nie wyłączyłem. Bo te wady nie były priorytetowe. Ważniejsza od nich była piękna barwa poszczególnych keyboardów, znakomite jej cieniowanie, a także szczególna, ale i łatwo akceptowalna prezentacja poszczególnych podzakresów pasma. Góra i dół są lekko wycofane, ale nie na tyle, żeby można było mówić o „rządach średnicy”. Pod tym względem znacznie bliżej takiemu, stereotypowemu postrzeganiu klasy A (przypomnę – Xtasis do 15 W pracuje w takiej właśnie klasie) do dźwięku wzmacniacza A1 Musical Fidelity. To ikoniczne urządzenie właśnie tego typu – niewielkiego wzmacniacza pracującego w klasie A. Xtasis, bo to o niego głównie chodzi, gra bardziej wyrównanym dźwiękiem i trudno mówić o takim ociepleniu, jak przy wzmacniaczach lampowych, np. Prima Luny. Pewna miękkość, którą słychać powoduje jednak, że myślimy o „analogowości” w kontrapunkcie do „cyfrowości”. Tak gra i odtwarzacz, i wzmacniacz, ale właśnie przez brzmienie tego ostatniego, choć to przecież urządzenie w pełni analogowe – wzmacniacz, a nie odtwarzacz – takie właśnie skojarzenia rządzą odbiorem systemu. Jak mówiłem, skraje pasma są raczej miękkie. Jest ich sporo i niczego w rozciągnięciu nie brakuje. Nie jest to jednak „brzytwa” i nie słychać wszystkiego tak wyraźnie, jak np. ze wzmacniaczem LAR-a IA-30T, czy nawet Lebenem CS-300XS (SP). Dźwięk ISEM budowany jest inaczej – jeśli uderzają blachy, to jest to raczej pewna całość, jak pociągnięcie pędzlem. Nie ma wyraźnego ataku i wyraźnego wybrzmienia – góra jest jednym wielkim podtrzymaniem, czyli jądrem każdego dźwięku. Jest ono podciągnięte na maxa, dając wrażenie pełni, dużego wolumenu instrumentów itp. Ilość góry, a także jej jakość w dużej mierze zależy od wybranego w odtwarzaczu trybu upsamplingu. Przy maksymalnej wartości 176,4 kHz góra jest wyraźniejsza i bardziej dokładna. Dobrze słychać, że upsampling pomaga w wyrafinowaniu dźwięku, w wychwyceniu z niego większej ilości informacji, przy jeszcze jego większej „analogowości”. A jednak – nie w tym trybie eGo podczas testu pracował. Miałem trochę problemów z ustaleniem, który przekaz jest lepszy, jednak kiedy raz uchwyciłem podstawowe elementy każdego z nich, bez żadnych wątpliwości wybrałem wersję w ogóle bez upsamplingu (44,1 kHz) jako tę lepszą, tę, która bardziej mi osobiście „leży”. W trybie tym blachy nie były tak dokładne, nie tak wyrafinowane. Cały dźwięk był jednak bardziej koherentny, lepiej zorganizowany. Głosy wokalistów – Savage’a, Freddiego Cole’a, Laurie Anderson, Diany Dors były ładniejsze, miały większe rozmiary. Z upsamplingiem wokal się zmniejszał i lekko rozjaśniał. Być może w niektórych systemach to właśnie takie granie zapewni lepszy balans tonalny. U mnie jednak tak nie było. Bas także jest nieco miękki i nie tak kontrolowany jak w innych konstrukcjach z tego przedziału cenowego. I znowu, podobnie jak z górą, nie jest to żadnym problemem, przynajmniej w ramach tej estetyki. To także dzięki takiemu, a nie innemu prowadzeniu tych zakresów dźwięk jest tak niezwykle normalny, naturalny. Nic nie kłuje, nic nie dudni. Niskie zejścia na płycie Homeland Laurie Anderson, a także mocne, rockowe granie grupy Kings of Leon zostały pokazane w dobry, wypełniony sposób. Niczego nie brakowało. Nie było jednak mowy o takiej idealnej kontroli, o „trzymaniu” dźwięku. Nie na tym ten przekaz polega. |
Żeby dobrze go zrozumieć, trzeba pomyśleć o nim jak o dźwiękach w codziennym życiu – nie zwracamy przecież uwagi na to, że coś ma „dobrą górę”, czy „niski bas”, a po prostu odbieramy komunikat, chłoniemy itp. I tak jest z ISEM-em. To komunikatywny system, który przekazuje zarówno emocje, jak i informacje – ale właśnie w takiej kolejności i w takiej hierarchii. Ani na pierwszy rzut oka, ani na drugi nie słychać, żeby w jego dźwięku dominowała średnica, chociaż słuchając muzyki właśnie na nią zwraca się przede wszystkim uwagę. Nie dlatego, że jest uwypuklona czy ocieplona, a dlatego, że w muzyce chyba tam dzieje się najwięcej i w naturalny sposób najpierw tam szukamy informacji. Nie dostaniemy dokładnie wyodrębnionych źródeł pozornych w tym sensie, że nie będą to trójwymiarowe bryły, ale też cena systemu niczego takiego nawet nie sugeruje. Głosy będą jednak sporej wielkości, będą komunikatywne i dobrze zespolone z resztą przekazu. Scena dźwiękowa jest dość duża, ale i tak najważniejszy jest pierwszy plan. Z oczywistych względów do CD można podłączyć droższe końcówki i dźwięk będzie jeszcze lepszy – będzie szedł w kierunku lepszej rozdzielczości i szczegółowości. Warto jednak trzymać się w takich poszukiwaniach urządzeń ISEM Audio, bo dobrze słychać, że były one razem projektowane i razem dają ową „wartość naddaną”. Bardzo mi się francuski system podobał. Proponuje dźwięk inny niż zwykle, ale wciąż pozostający w marginesie dźwięku „poprawnego”, w sensie „high fidelity”. To bardzo relaksujący, ale wcale nie „wybaczający” dźwięk taki, jak w „ciepłych” systemach. Warto poszukać dobrych kolumn do niego, a przede wszystkim przyjrzeć się firmom Monitor Audio i Harpia Acoustics. Jeśli jednak chcielibyśmy mieć coś bardziej stylowego, idealnym partnerem – sonicznym i wizualnym będą kolumny Terra II firmy Everything But The Box, które właśnie testuję. Koniecznie z firmowymi podstawkami! To nie jest oczywiście wszystko, ale od tego bym zaczął. Niezwykle ważne jest coś innego – wzmacniacz ISEM nie toleruje pewnego typu kabli głośnikowych, a mianowicie „wstęg”. Kable Nordosta i inne tego typu traktowałbym z największą ostrożnością. Test przeprowadziłem bowiem z kablami Ramses-II, właśnie wstęgami, a w tym czasie wzmacniacz niemal się ugotował. Nawet bez podpiętych kolumn, z samymi kablami nagrzewał się niemiłosiernie. Ale nic to – to niezwykle udany design z prawdziwie „wypasionym” dźwiękiem i tego bym się trzymał. BUDOWAFrancuskie urządzenia zostały zaprojektowane przez kogoś z dużym wyczuciem smaku i gustem. Ich obsługa jest ściśle związana z wyglądem – oparta jest bowiem o koncept OTC (One-touch Control). Polega on na tym, że i w CD, i we wzmacniaczu mamy tylko jedną gałkę, służącą także jako przycisk. To nią sterujemy wszystkimi parametrami. Z początku opanowanie tego nowego „języka” było dla mnie dość kłopotliwe, ale po jakimś czasie się przyzwyczaiłem i traktowałem jak coś normalnego. A przecież dzięki temu design jest tak wyjątkowy! Część z komend można wydać z pilota zdalnego sterowania, a wszystkie za pomocą gałki. Piloty są zresztą uniwersalne – bardzo rozbudowane; mogą stanowić podstawę dowolnego systemu audio-wideo. Fronty obydwu urządzeń wykonano z aluminium, a pozostałe ścianki z pomalowanej na szary kolor blachy aluminiowej. Z przodu mamy wspomnianą, stożkowatą gałkę oraz czerwony, całkiem czytelny wyświetlacz. I maleńką diodę wskazującą pracę układu „standby”. Uwagę należy zwrócić na nóżki – te tutaj są duże, gumowe, ale można dokupić specjalne nóżki ISEM o nazwie equipod (firma konsekwentnie stosuje nazewnictwo z małymi pierwszymi literami). Ciekawe, ale nóżki są tylko trzy i przykręcono je tak, aby środek ciężkości był na ich przecięciu, a nie po prostu dwie z przodu i jedna z tyłu. Millenium eGo Phase 3Odtwarzacz eGo Phase 3 należy do serii Millenium. Jest to odtwarzacz typu top-loader. Inaczej niż zwykle, płyty nie chowa się jednak do komory – jest na wierzchu, podobnie jak w urządzeniach Ancient Audio, Musical Fidelity i 47 Laboratory. Tutaj płyta jest jednak zakryta od góry krążkiem przezroczystego plastiku. Czy to słusznie? Sądzę, że nie, ale najwyraźniej chodziło o zabezpieczenie płyty przed przypadkowym dotknięciem. Krążek dociskowy, magnetyczny, jest zamocowany w metalowym „ramieniu”, opuszczanym ręcznie na płytę. Warto zwrócić uwagę na pewien szczegół – żeby jak najlepiej wycentrować krążek dociskowy, do standardowego elementu w kształcie odwróconego spodka, nasuwanego na oś silnika, przymocowano coś w rodzaju trzpienia. To ważne – Jadis i inni, także korzystający z tego samego napędu już dawno zastępują zwykły stożek metalowym. Najwyższy czas, żeby Ancient Audio o czymś takim pomyślało… Z tyłu mamy dwie pary wyjść analogowych RCA – jedną z sygnałem regulowanym, drugą ze stałym, wyjście cyfrowe RCA (S/PDIF) oraz gniazdo sieciowe. A napęd jest godziwy – to jeden z najlepszych mechanizmów, jakie znam, odlewany z aluminium napęd Philipsa CD-Pro2 M. Co jest w środku nie udało mi się jednak zobaczyć – śruby mocujące chassis były tak zapieczone, że nie mogłem ich odkręcić… Może innym razem. Parę słów o setupie. eGo jest znakomicie wyposażonym odtwarzaczem, który może stanowic podstawę minimalistycznego, wysmakowanego systemu. Ma on dwie pary wyjść, ponieważ na jednym sygnał jest regulowany w krokach co 1 dB, od -78 dB do 0 dB. Na obydwu wyjściach można natomiast ustawić wzmocnienie ogólne („gain”) – może to być albo 0,775 mV, albo 1 V, albo 2 V (czyli standard CD). Pozwala to na idealne dopasowanie poziomu dźwięku do konkretnego systemu. Można też wybrać upsampling – x1 (44,1 kHz), x2 (88,2 kHz), x4 (176,4 kHz). Millenium XtasisSzerokość ścianki przedniej wzmacniacza jest taka sama, jak odtwarzacza eGo. Jego wysokość jest jednak sporo większa, podobnie jak długość. Przód to aluminiowa płyta z wyciętym okienkiem na czerwony wyświetlacz i gałka. Z tyłu mamy dwie pary złoconych gniazd głośnikowych z plastikowymi zakrętkami. Gniazda RCA są lutowane do płytki, dość przeciętne, są za to w całości złocone. Są tam cztery pary gniazd liniowych, wejście magnetofonowe oraz wyjście do nagrywania. Jest też gniazdo sieciowe IEC, a nad nim mechaniczny wyłącznik sieciowy. Od razu przejdę do setupu, ponieważ to jest dobry moment. Czułość każdego wejścia można indywidualnie ustawić: „Hi” to 400 mV, a „Lo” to 800 mV. Można też dezaktywować wyjście magnetofonowe. Można też ustawić wejście magnetofonowe tak, aby Xtasis pracował jako końcówka mocy, np. w systemie kina domowego, albo z innym przedwzmacniaczem. Rozwiązanie to nazwano DyCC (Dynamic Configuration Checking). Układ elektroniczny rozmieszczono na trzech płytkach ze złoconymi ścieżkami – małej, do której wlutowano gniazda RCA, większej z logiką (przy przedniej ściance) i dużej, z układami wzmocnienia i zasilaczem. Podstawą dla tego ostatniego jest bardzo duży transformator toroidalny. Napięcie trafia do dużego mostka prostowniczego, wokół którego mamy cztery kondensatory filtrujące, po dwa na kanał. Sekcja przedwzmacniacza ma swój własny, mały toroid, przykręcony do tylnej ścianki. Z płytki wejściowej na główną sygnał płynie taśmą komputerową. Selektor zbudowano z użyciem dwóch układów scalonych ADG413 Analog Devices. Za nim jest układ scalony LM1972 National Semiconductor – scalona drabinka rezystorowa. Wygląda na to, że w CD jest podobna. I to cały przedwzmacniacz. Sygnał trafia następnie do końcówek – minimalistycznych układów tranzystorowych. Na ich końcu pracuje para szybkich tranzystorów bipolarnych. Niestety nie udało mi się podejrzeć, jakich. Tranzystory przykręcono do aluminiowych „ceowników”, pełniących role radiatora. Urządzenie bardzo się grzeje, wydaje się więc, że radiatory powinny być nieco większe. Jak pisze firma układ wzmocnienia jest absolutnie unikalny. Pracuje z bardzo niskim sprzężeniem zwrotnym i ma to być pojedynczy stopień wzmacniający. Wzmacniacz do 15 W (przy 8 Ω) pracuje w klasie A. Wyjście chronione jest układem zabezpieczającym. Dane techniczne (wg producenta):
Pobierz test w PDF |
||||||||||||
g a l e r i a
|
System odniesienia
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity