pl | en

PRZEDWZMACNIACZ GRAMOFONOWY ⸜ MM/MC

Accuphase
C-47

Producent: ACCUPHASE LABORATORY, Inc.
Cena (w czasie testu): 47 900 zł

Kontakt: 2-14-10 Shin-ishikawa
Aoba-ku Yokohama 225-8508 ⸜ JAPAN


www.ACCUPHASE.com
www.ACCUPHASE.pl

» MADE IN JAPAN

Do testu dostarczyła firma:
NAUTILUS Dystrybucja


Test

tekst MAREK DYBA
zdjęcia Accuphase, Marek Dyba

No 244

16 sierpnia 2024

ACCUPHASE to japoński producent audio, który zadebiutował na rynku już w 1973 roku. Za sprawą kolejnych znakomicie zaprojektowanych i wykonanych urządzeń, przede wszystkim wzmacniaczy, przedwzmacniaczy liniowych oraz cyfrowych źródeł, marka ta solidnie zapracowała na swoją renomę stając się jedną z najbardziej rozpoznawalnych i szanowanych na całym świecie. Tym razem sięgamy po przedstawiciela znacznie skromniejszej (ilościowo!), analogowej części oferty, czyli zbalansowany przedwzmacniacz gramofonowy Accuphase C-47.

W POLSCE, PODOBNIE JAK I W WIELU krajach całego świata, nazwa Accuphase jest synonimem perfekcji, a ich urządzenia stawiane są za wzór zwłaszcza w zakresie jakości wykonania i wykończenia. Japoński producent znany jest również z nieustającej, intensywnej pracy działu badań i rozwoju (R&D), dającej efekty w postaci coraz lepszych, mierzalnych parametrów ich urządzeń. Kolejne modele, które pojawiają się zwykle co kilka lat, to w zdecydowanej większości ulepszone wersje doskonale już znanych, które japońskim inżynierom udaje się po raz kolejny poprawić, czy to w zakresie czysto użytkowym, czy technicznym.

Te pierwsze ulepszenia przekładają się na większą wszechstronność i łatwiejszą, przyjemniejszą obsługę. Te drugie, choć na pozór zwykle niewielkie, sprawiają że kolejne generacje wzmacniaczy, czy odtwarzaczy CD i SACD Accuphase brzmią jeszcze lepiej, dojrzalej, pełniej, krok po kroku zbliżając się do (nieosiągalnego) celu - dźwięku doskonałego. Co istotne, ilość owych, najczęściej drobnych, ulepszeń musi się skumulować tak, by ich sumaryczny wpływ na brzmienie był znaczący i dopiero wtedy ma miejsce premiera nowej wersji.

Choć wielu osobom może się tak wydawać, oferta tej japońskiej firmy wcale nie kończy się na wspomnianych wzmacniaczach (zintegrowanych i końcówkach mocy), dzielących się zasadniczo na dwie grupy, czyli te które pracują w klasie A i te w klasie AB, przedwzmacniaczach liniowych i odtwarzaczach srebrnych krążków – także dzielonych. Bo przecież Japończycy proponują również kondycjonery prądu zasilającego AC, cyfrowe korektory akustyki, a nawet tuner radiowy. Wszystkie one są oparte na równie solidnej, często innowacyjnej inżynierii, a także perfekcyjnym wykonaniu.

Trzeba się dobrze przyjrzeć ofercie, by zobaczyć, że znajdą tam coś dla siebie również fani czarnej płyty. Pewnie sporo osób, zwłaszcza posiadacze integr Accuphase, wiec, że w katalogu ma ona naprawdę niezły moduł przedwzmacniacza gramofonowego, który można zamontować w ich wzmacniaczach i przedwzmacniaczach. Zapewne nawet oni nie zdają sobie sprawę z tego, że Japończycy budują również wkładkę gramofonową z ruchomą cewką (MC), obecnie model AC-6. Miałem niegdyś przyjemność testować dla Państwa jej poprzednika, model AC-5, który pozostawił po sobie świetne wrażenie’ test → TUTAJ.

Nie miałem natomiast okazji posłuchać ani bezpośredniego poprzednika testowanego wolnostojącego przedwzmacniacza gramofonowego, czyli C-37, ani żadnej z trzech jeszcze starszych generacji tego urządzenia. Pierwszą bowiem, model C-7, japoński producent zaprezentował już w 1979 roku. Pięć lat później premierowy przedwzmacniacz gramofonowy Accuphase’a został zastąpiony przez C-17. Ten z kolei przetrwał na rynku trudne do pobicia dwadzieścia cztery lata, jako że dopiero w 2008 roku schedę po nim przejął C-27. Po sześciu latach japoński producent wprowadził na rynek jego następcę, C-37, a w końcu od 2020 roku aktualnym modelem jest testowany C-47.

Nie znając żadnego z poprzedników do testu Accuphase C-47 przystąpiłem z czystą kartą do zapisania, że tak to ujmę, nie do końca wiedząc czego się spodziewać (poza licznymi doświadczeniami z innymi urządzeniami tego producenta, na podstawie których moje oczekiwania były dość wysokie). Swoją drogą, firma istnieje ponad 50 lat, a mamy do czynienia z dopiero piątą generacją wolnostojącego przedwzmacniacza gramofonowego, co tylko potwierdza, że Accuphase wprowadza nowe modele dopiero wtedy, gdy suma poprawek i ulepszeń jest tego warta. To nie rynek dyktuje Japończykom tempo aktualizacji oferty, a wymierne efekty pracy ich działu badań i rozwoju.

C-47

PODSTAWOWĄ, CZY KLUCZOWĄ INFORMACJĄ dotyczącą testowanego przedwzmacniacza gramofonowego, przynajmniej sądząc po materiałach prasowych, które ukazały się przy okazji jego premiery, jest fakt, iż to konstrukcja w pełni, od wejścia do wyjścia, zbalansowana. To cecha wyróżniająca model proponowany przez Accuphase, jako że takich produktów nie ma zbyt wielu na rynku. Niemniej ważna dla potencjalnych nabywców będzie jego funkcjonalność pozwalająca na współpracę zarówno z wkładkami typu MM, jak i MC.

Oczywiście są na rynku inne przedwzmacniacze gramofonowe, które dysponują zbalansowanymi wyjściami, rzadziej wejściami, ale to jeszcze niekoniecznie oznacza, że ścieżka sygnału jest w nich w prowadzona w sposób zbalansowany. A tak właśnie jest w przypadku Accuphase C-47. Takie podejście, do wszystkich urządzeń, a nie tylko przedwzmacniaczy gramofonowych, prezentuje niezmiennie choćby amerykański Boulder, ale to raczej wyjątek, a nie reguła na rynku.

Zachowanie zbalansowanej ścieżki sygnału ma dawać benefity przede wszystkim w postaci niższego poziomu zniekształceń i szumów. To w przypadku przedwzmacniaczy gramofonowych, zwłaszcza tych dla wkładek MC, które generują sygnał o bardzo niskim poziomie przez co wymagają ogromnego wzmocnienia (a wzmacniany jest przecież nie tylko sam sygnał muzyczny, ale i zakłócenia), jest dość mocny argumentem przemawiającym za takim wyborem. Czy to się sprawdza w praktyce? Jak zwykle, to test odsłuchowy powinien nam dać odpowiedź na to pytanie. Zanim do niego przejdziemy jeszcze kilka słów o samym urządzeniu.

Z zewnątrz C-47 to klasyczny produkt Accuphase’a z szampańsko-złotym, grubym, aluminiowym frontem, charakterystycznymi (dla droższych modeli) lakierowanymi drewnianymi bocznymi panelami. Wszystkie te elementy, plus podkreślane już wcześniej perfekcyjne wykonanie i wykończenie całości, sprawiają, że nie da się tej estetyki pomylić z żadną inną marką. Pokrywę obudowy wykonano z grubego płata szczotkowanego aluminium zabarwionego na (na moje męskie, czyli niespecjalnie wrażliwe na kolory oko) kolor ciemnobrązowy, który doskonale komponuje się i ze złotawym frontem, i z eleganckimi drewnianymi bokami. Całość ustawiono na czterech antywibracyjnych nóżkach.

Front C-47 jest równie charakterystyczny dla tej marki, jak i cała reszta, acz w przeciwieństwie do wzmacniaczy i przedwzmacniaczy liniowych ilość manipulatorów jest tu znacznie mniejsza. Pośrodku przedniej ścianki umieszczono duże okienko ze szkła, a jego powierzchnię za nim podzielono na trzy części, z wycentrowanym charakterystycznym, podświetlonym na zielono logotypem.

Po lewej (patrząc od frontu, naturalnie) zobaczycie trzy diody z podświetlonymi „podpisami” pod nimi. Wskazują one rodzaj wybranej wkładki, jako że C-47 może współpracować zarówno z konstrukcjami z ruchomą cewką (MC), jak i ruchomym magnesem (MM), wzmocnienie (standardowe i „high”, czyli wysokie), a trzecie informuje użytkownika, czy włączony jest filtr subsoniczny. Po prawej stronie znalazło się miejsca dla małego wyświetlacza wskazującego wybrane w danym momencie obciążenie dla wkładki podłączonej do aktywnego wejścia.

Wspomniana, mniejsza niż zwykle w przypadku Accuphase’a, ilość manipulatorów do obsługi urządzenia sprowadza się do (od lewej): głównego włącznika, małego pokrętła, którym wybieramy rodzaj wkładki, dwóch przycisków – jednym wybieramy gain (wzmocnienie), a drugim włączamy lub wyłączamy filtr subsoniczny. Kolejne małe pokrętło pozwala, pośród dostępnych, dobrać optymalne obciążenie dla danej wkładki. No i w końcu, jedyne duże pokrętło po prawej stronie, to selektor wejść.

Przedwzmacniacz gramofonowy Accuphase C-47 oferuje użytkownikom aż cztery wejścia, z czego jedno ma postać zbalansowaną (z gniazdami XLR), a trzy niezbalansowaną (RCA). Każdemu z nich towarzyszy zakręcany zacisk uziemienia. Wejście zbalansowane przeznaczone jest do współpracy wyłącznie z wkładkami typu MM, natomiast do niezbalansowanych można podpiąć sygnał zarówno z wkładek MM, jak i MC. Warto zauważyć, że japoński producent dba nawet o takie drobiazgi, jak zaślepki dla gniazd. Oprócz tak dużej ilości wejść do dyspozycji dostajemy również dwa wyjścia - zbalansowane (XLR) i niezbalansowane (RCA).

Dla wszystkich wejść możemy zastosować filtr subsoniczny (10 Hz/12 dB/oktawę) i ustawić obciążenie. Dla wkładek MC dostępne są następujące wartości: 3/10/30/100/300/1000 Ω, a dla MM: 1/47/100 kΩ. Wartości wzmocnienia wynoszą natomiast: dla MC: 64 dB, dla MM: 34 dB, natomiast po wyborze trybu „High” są zwiększane do, odpowiednio, 70 dB i 40 dB. Wybrane parametry zapisywane są osobno dla każdego wejścia w pamięci urządzenia. Można znaleźć urządzenia oferujące większy zakres regulacji, ale tak naprawdę to, co oferuje Accuphase C-47 jest wystarczające do niemal każdej wkładki dostępnej na rynku. Zważywszy na cenę testowanego urządzenia można przyjąć, że zwykle będą to wkładki z dość wysokiej półki.

Wnętrze C-47 podzielone jest na cztery części solidnymi ekranami i wygląda imponująco. W sekcji, w której umieszczono układ korekcji i wzmocnienia znajdują się dwie płytki umieszczone piętrowo, jedna nad drugą, a każda z nich odpowiada za jeden kanał. Jak twierdzi producent, korekcja RIAA jest bardzo precyzyjna mieszcząc się w granicach ±0,3 dB, co jest wynikiem znakomitym i w przypadku Accuphase, którego inżynierowie od pół wieku dążą do perfekcji, zupełnie nie dziwi. Za wzmocnienie sekcji MC odpowiada dziewięć wyselekcjonowanych par tranzystorów bipolarnych, a dla MM trzy pary FET-ów.

ODSŁUCH

JAK SŁUCHALIŚMY • Przedwzmacniacz gramofonowy Accuphase C-47 był testowany w moim systemie referencyjnym. Wraz z gramofonem (acz na osobnej półce rzecz jasna) stał na stoliku Rogoz Audio 3RP3/BBS, a w pewnym momencie dodatkowo na nóżkach Omex Symphony 3S. Źródłem sygnału był gramofon J.Sikora Standard Max z dwoma ramionami tegoż producenta. W główce KV12 Max znalazł się mój zaufany Air Tight PC-3, a na 9-calowym, czyli wyraźnie lżejszym ramieniu Janusza Sikora, zamontowałem The Frog van den Hula.

Sygnał do testowanego przedwzmacniacza trafiał własnymi niezbalansowanymi (!) kablami obu ramion (okablowanie pochodzi z firmy Soyaton, to pozłacana miedź, gwoli przypomnienia), a dalej biegł (niezbalansowanym) interkonektem Bastanis Imperial. Choć nie zdarza się to zbyt często, w systemie tym razem pracował mój SET 300B, czyli apgrejdowany trafami z wyższego modelu, Art Audio Symphony II (z lampami 300B Western Electric). Wzmacniacz ten napędzał kolumny GrandiNote MACH4 za pośrednictwem kabla głośnikowego Soyaton Benchmark mk2.

»«

W RAMACH, JESZCZE W ZAŁOŻENIU „LUŹNYCH”, odsłuchów na talerzu gramofonu J.Sikora wylądował krążek z największymi przebojami DIRE STRAITS. Zapewne to po fantastycznym koncercie AC/DC mam ciągle jeszcze fazę na muzykę rockową w wielu odmianach. Moje pierwsze wrażenie, później, w trakcie odsłuchów „właściwych” wielokrotnie potwierdzone, to mocne wypełnienie, dociążenie i nasycenie dźwięku. Dotyczyło to szczególnie niższej średnicy i basu, które były wyjątkowo pełne, gęste i, z braku lepszego określenia, muskularne.

Wydawać się może, że powyższy opis sugeruje może nawet mocne przesunięcie balansu tonalnego w dół. I faktycznie, środek ciężkości prezentacji z Accuphasem C-47 w torze został ustawiony nieco niżej niż z moim ESE Lab Nibiru, a nawet z pracującym w klasie A GrandiNote Celio Mk IV, czyli moimi referencyjnymi przedwzmacniaczami. Tak samo jednakże jak w ich, mocno różniących się charakterem brzmienia, przypadkach, prezentacja jako całość była dobrze zbalansowana. Różnica była de facto bardziej kwestią przesunięcia akcentów, niż zaburzeniem odpowiedniego balansu. No i z taką, nieco cięższą muzyką, charakter C-47 sprawdzał się bardzo dobrze.

Dół pasma, jak już wspomniałem gęsty i dociążony, nie był jakoś wybitnie zwarty, bo przecież taki w nagraniach rockowych, które nie należą do najlepszych realizacji, wcale taki nie jest, ani tym bardziej superkonturowy. Miał za to odpowiedni „wykop”, schodził tak nisko, jak było trzeba i to z odpowiednią masą i energią – to dlatego wspominałem wcześniej o „muskularności”. Pomimo owej relatywnej „miękkości”, a tak naprawdę braku tendencji do utwardzania elementów, które w nagraniach wcale „twarde” czy konturowe nie są, nie zdarzyło się żeby niskie tony się „rozlazły”.

A przy tym, Accuphase wykonywał dobrą robotę trzymając bas, a właściwie to nie tylko dół pasma – bo i reszcie nie można było niczego zarzucić – w karbach, pilnując porządku, wcześniej zapobiegając wkradaniu się chaosu w prezentację. Z taką muzyką, czy raczej w wyniku podejścia do jej nagrywania, czyli nieco innych założeń niż w przypadku nagrań audiofilskich, nie jest to wcale łatwe zadanie. Można to zrobić właśnie dokładając od siebie nieco konturowości, utwardzając atak, i tak właśnie robi wiele przedwzmacniaczy z niższej półki, ale C-47 to inny poziom. Odtwarza to, co z rowka płyty odczyta igła i jedynie pilnuje, by zaprezentować wszystkie informacje w uporządkowany sposób. Efekty takiego podejścia w przypadku nieidealnie nagranej muzyki były bardzo, bardzo dobre i dlatego nawet AC/DC słuchało mi się doskonale.

Słowem, choć dźwięk uzyskiwany z pomocą Accuphase C-47 nie jest tak szybki i zwarty, jak choćby z moim ESE Lab Nibiru, Tenorem Audio Phono 1, Doshi Audio Evolution Phono, czy Aavikiem R-280, to rozciągnięciem pasma i, powtarzam się, ale trudno tego uniknąć, wypełnieniem i dociążeniem mógł stawać w szranki z (niemal - Tenor Audio w tym względzie przewyższa wszystkie znane mi urządzenia) każdym innym, z każdej półki cenowej. To oczywiście wysoce pożądana cecha, gdy słucha się rocka, metalu, a nawet często (przynajmniej elektrycznego) bluesa.

Dlatego właśnie czy to głęboka, potężna chwilami perkusja na Private Investigations Straitsów, czy weterani z AC/DC, bo nie mogłem nie powspominać bratysławskiego koncertu i musiałem zagrać Live, z ich niezwykłą energią, dynamiką i, używając kolokwializmu, wykopem, czy kilka innych nieco cięższych, acz niekoniecznie „audiofilsko” zrealizowanych płyt, wszystkie one zabrzmiały po prostu dobrze, oferując wysoki poziom tzw. funu, o który przecież w rocku chodzi.

Spora w tym zasługa również równo prowadzonego tempa i rytmu oraz pilnowania timingu. Swoją drogą była to ciekawa obserwacja właśnie dlatego, że Accuphase C-47 nie należy do komponentów, które określiłbym mianem „szybkich”. Tu rolę wiodącą przejęły właśnie znakomita dynamika, wysoka energia i swoboda (niezależnie od gęstości muzyki) prezentacji i bardzo dobry PRAT. To one składały się na tak przekonującą i wciągającą prezentację cięższych odmian muzyki.

Nie samym rockiem człowiek jednakże żyje, plus recenzenckie obowiązki sugerowały sięgnięcie po lepsze jakościowo nagrania i tłoczenia, by bardziej wszechstronnie ocenić testowanego Accuphase’a. Na talerzu J.Sikory wylądował więc m.in. krążek MILESA DAVISA Sketches of Spain. Pierwszą stronę tego (i kilku innych) albumu przesłuchałem z PC-3, drugą z The Frog. Kilka rzeczy było jasne od pierwszych minut tego krążka. Po pierwsze C-47 nadal pokazywał się jako urządzenie „grające” bardzo pełnym, gęstym, wypełnionym dźwiękiem.

Tyle że, albo po drugie, wyższa część pasma, czyli trąbka mistrza (tudzież pozostałych muzyków), czy kastaniety, choć dociążone, pełne, lśniły jednocześnie odpowiednim blaskiem, a gdy trzeba było wręcz sypały iskrami. Bez tych elementów te nagrania nie brzmiałyby właściwie, a, czego byłem już absolutnie pewny, testowany Accuphase to urządzenie klasy high-end i jako takie nie może sobie pozwalać na pominięcia jakichkolwiek elementów prezentacji.

Całość była niezwykle otwarta, pełna powietrza, płynna i spójna. No i ten nastrój... . Accuphase ten właśnie element potrafi wyjątkowo dobrze zbudować, niczym dobra lampa chciałoby się rzec. Niezwykle łatwo było zatopić się całkowicie w doskonale mi przecież znanej muzycznej opowieści, oddać się jej „flołowi” i zapomnieć o ocenie brzmienia - to po prostu za dobrze, zbyt wciągająco brzmiało, żeby angażować analityczną część mózgu.

C-47 jest bowiem właśnie takim nieco „lampowo” brzmiącym urządzeniem, tzn. naturalnie i miękko, gładko, ale właśnie z dużą ilością powietrza, z dobrą przejrzystością, z rozdzielczością ograniczaną, jak się wydaje, jedynie możliwościami wkładki. Przy takich nagraniach, jak wspomniany album Davisa, Accuphase otula słuchacza dźwiękiem, wciąga w prezentowaną opowieść, sprawia, że liczy się jedynie to, co rozgrywa się przed oczami (uszami) słuchacza.

W jego przekazie jest bardzo dużo informacji, ale to nie one są w centrum uwagi, ale raczej stworzona z nich kompletna, przebogata całość. Jak już wiele razy pisałem, dla mnie, bardziej miłośnika muzyki niż audiofila, taki sposób prezentacji jest preferowany. Nic więc dziwnego, że na talerzu gramofonu lądowało wiele moich ulubionych płyt, bo chciałem usłyszeć jak zabrzmią z tym przedwzmacniaczem w torze sygnału.

O ile w rocku wysoka energetyka i dynamika testowanego przedwzmacniacza gramofonowego stanowiły jego największe atuty, gdy zabrałem się za bardziej „wypasione” jazzowe i wokalne albumy, ustąpiły one pierwszeństwa rozdzielczości, dobremu różnicowaniu, ponadprzeciętnej przestrzenności i bezbłędnemu obrazowaniu. No i tej wyjątkowej, pięknej naturalności i płynności brzmienia. Wszystko na scenie rozgrywało się za kolumnami, nawet trąbka czy skrzydłówka mistrza lokowane były za linią łączącą głośniki, a mimo tego wrażenie obecności muzyków było więcej niż przekonujące.

C-47 budował scenę ze spora precyzją popisując się ponadprzeciętną lokalizacja dużych, namacalnych źródeł pozornych. Te ostatnie kreował w przekonujący sposób także bardziej na „lampowy” sposób, czyli bez bardzo precyzyjnych konturów, ale raczej z pomocą masy, wypełnienia, gęstości oraz wspominanej już kilka razy wysokiej energii każdego instrumentu, która potęgowała wrażenie jego obecności. Wyraźny był nie tylko pierwszy plan, ale i kolejne za nim, a gdy w kilku nagraniach realizatorzy umieścili niektóre elementy, choćby werble, daleko w głębi sceny, Accuphase potrafił pokazać je tak, jakby faktycznie znajdowały się nawet kilkanaście metrów ode mnie.

Zainspirowany tym krążkiem sięgnąłem po kilka z klasyką wyróżniających się właśnie wielkością, a szczególnie głębokością sceny. Wśród nich znalazła się moja ukochana Carmen z Leontyne Price, czy wariacje na temat Monteverdiego GODARDA. W przypadku Godarda, gdzie mamy do czynienia z relatywnie niedużym zespołem (a właściwie z dwoma z instrumentami z epoki i jazzowymi), łatwo było docenić zarówno lokalizację źródeł pozornych, ogromną przestrzeń Opactwa Noirlac, jak i przekonującą prezentację barwy wokali i instrumentów.

Opery BIZETA, choć nie miałem początkowo takiego zamiaru, posłuchałem w całości, bo japoński przedwzmacniacz pokazał ją z odpowiednim rozmachem godnym dyrygującego orkiestrą von Karajana, jednocześnie równie przekonującą pokazując ogromną przestrzeń, barwę głosu śpiewaków i, co przecież bardzo istotne, warstwę emocjonalną chwilami bawiącej, a chwilami tragicznej opowieści. Nie bez znaczenia była podkreślana przeze mnie od początku „muskularność” prezentacji, czyli połączenie energii, dynamiki i nasycenia, która przekładała się na potęgę i dynamikę brzmienia wymagane gdy mamy do czynienia z wielką orkiestrą nawet „tylko” na nagraniu, bo przecież nagranie i jego odtworzenie to jedynie pewna namiastka tego, co można usłyszeć na żywo.

Były pewne aspekty tej prezentacji, które zdarzyło mi sie słyszeć pokazane jeszcze lepiej, acz większość tamtych przedwzmacniaczy kosztowała jeszcze sporo więcej niż C-47. Ot choćby natychmiastowość ataku i szybkość narastania sygnału da się pokazać nieco lepiej, acz z drugiej strony w zakresie podtrzymania i wybrzmień trudno było Accuphase’owi cokolwiek zarzucić. Niemniej próbując coś zrobić z tymi pierwszymi cechami pod koniec testu zdecydowałem się postawić testowany przedwzmacniacz na (również testowanych w tym samym czasie) nóżkach Omex Symphony 3S. W każdym z wcześniejszych przypadków, oto znaczy: gdy używałem ich z innymi komponentami, efekty ich użycia były w dużej mierze powtarzalne, a jednym z nich była większa precyzja, czy skupienie prezentacji.

Tak też było i tym razem, acz, co ważne, nie było w tym za gram sztuczności. Dźwięk nie został sztucznie utwardzony, ani tym bardziej wyostrzony, czy rozjaśniony. Stał się za to nieco bardziej zwarty, poprawiło się różnicowanie na poziomie mikro. Żeby było jasne – to nie były jakieś wielkie, czy zasadnicze zmiany. Takowych po nóżkach nie należy oczekiwać, chyba że konstruktorzy stawianego na nich urządzenia coś zaniedbali. Mogą jednakże być, i w tym przypadku były na tyle istotne, że będąc właścicielem C-47 i szukając (co nie znaczy, że każdy to będzie robił!) nieco większej zwartości i precyzji dźwięku, ja pewnie po te, albo im podobne akcesoria prędzej czy później bym sięgnął.

Podsumowanie

C-47 TO POD WIELOMA WZGLĘDAMI typowy Accuphase i używam tego stwierdzenia jako komplementu. Wysoce cenię bowiem tę markę nie tylko za perfekcję wykonania i wykończenia, ale i za niezwykłą kulturę i klasę brzmienia. To nie muszą być urządzenia, które są „naj, naj” w jakimś konkretnym aspekcie, ale raczej takie, w których liczy się ich suma, efekt końcowy w postaci wysokiej klasy, angażującego, naturalnego (!) brzmienia, takiego które jest nadal przyjemnie i ciekawe (!) po wielu godzinach, a nawet dniach i tygodniach słuchania. Dysponuje przy tym wysoką dynamiką i energią, nasyceniem i gęstością jakich pozazdrościć może mu niejeden konkurent.

Taki właśnie jest testowany przedwzmacniacz gramofonowy. Zachowuje spokój i kontrolę niezależnie od rodzaju muzyki kipiąc przy tym energią i z każdego z nich wydobywając to, co najważniejsze. Serwuje bowiem słuchaczom ogromne pokłady jakości brzmienia z dobrych wydań, ale potrafi też wyciągnąć na pierwszy plan wartość muzyczną z tych słabszych. Bardzo dobrze je między sobą różnicuje, to w końcu wysoce rozdzielcze urządzenie, ale opiera to na eksponowaniu w pierwszej kolejności zalet, a jakby nieco bardziej w tle wad odtwarzanych krążków.

Long story short: Accuphase C-47 to highendowy przedwzmacniacz gramofonowy, który imponuje kulturą brzmienia będąc przy tym niezwykle energetyczną i dynamiczna bestią. Takie połączenie nie zdarza się często.

Dane techniczne (wg producenta)

Precyzja korekcji RIAA (10 - 20 000 Hz): MC ± 0,3 dB; MM ± 0,3 dB
Całkowite zniekształcenia harmoniczne (THD): 0,005 %
Wzmocnienie: GAIN OFF (Normal): MC: 64 dB, MM: 34 dB; GAIN HIGH: MC: 70 dB, MM: 40 dB
Czułość wejściowa (1 kHz, 2 V): MC: 64 dB: 1,26 mV, 70 dB: 0,63 mV; MM: 34 dB: 40 mV, 40 dB: 20 mV
Maksymalne napięcie wyjściowe: 8 V
Maksymalne napięcie wejściowe (1 kHz, THD 0.005%): MC: 64 dB: 5,7 mV, 70 dB: 2,9 mV; MM: 34 dB: 180 mV, 40 dB: 90 mV
Impedancja wejściowa: MC: 3/10/30/100/300/1000 Ω; MM: 1/47/100 kΩ
Napięcie wyjściowe: XLR: 2 V/50 Ω, RCA: 2 V/50 Ω
Filtr subsoniczny: 10 Hz: -12 dB/oktawę
Pobór mocy: 21 W
Wymiary (szer. x wys. x gł.): 465 × 114 × 407 mm
Waga: 14,8 kg

Dystrybucja w Polsce

NAUTILUS Dystrybucja

ul. Malborska 24
30-646 Kraków ⸜ POLSKA

NAUTILUS Dystrybucja

»«

Test powstał według wytycznych przyjętych przez Association of International Audiophile Publications, międzynarodowe stowarzyszenie prasy audio dbające o standardy etyczne i zawodowe w naszej branży; HIGH FIDELITY jest jego członkiem-założycielem. Więcej o stowarzyszeniu i tworzących go tytułach → TUTAJ.

www.AIAP-online.org

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl


System referencyjny 2024

ŹRÓDŁA CYFROWE

1. Pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10
• karty JCAT XE USB i JCAT NET XE recenzje › TUTAJ + zasilacz Ferrum HYPSOS SIGNATURE recenzja › TUTAJ
• JCAT USB ISOLATOR, optyczny izolator LAN + zasilacz liniowy KECES P8 (mono)
• przełącznik LAN: Silent Angel BONN N8 recenzja › TUTAJ + zasilacz liniowy Forester recenzja › TUTAJ

2. Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr PACIFIC recenzja › TUTAJ + Ideon Audio 3R Master Time recenzja › TUTAJ

ŹRÓDŁO ANALOGOWE

1. Gramofon J.Sikora STANDARD w wersji MAX recenzja › TUTAJ
• ramię J.Sikora KV12
• wkładka Air Tight PC-3

2. Przedwzmacniacze gramofonowe:
• ESE Labs NIBIRU V 5 recenzja › TUTAJ
• Grandinote CELIO Mk IV recenzja › TUTAJ

WZMACNIACZ

1. Wzmacniacz zintegrowany GrandiNote SHINAI recenzja › TUTAJ

2. Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio SYMPHONY II (modyfikowany)

3. Przedwzmacniacz liniowy AudiaFlight FLS1 recenzja › TUTAJ

KOLUMNY

1. GrandiNote MACH4 recenzja › TUTAJ

2. Ubiq Audio MODEL ONE DUELUND EDITION recenzja › TUTAJ

OKABLOWANIE

1. Interkonekty analogowe:
• Hijiri MILLION KIWAMI
• Bastanis IMPERIAL x 2 recenzja › TUTAJ
• Hijiri HCI-20
• TelluriumQ ULTRA BLACK
• KBL Sound ZODIAC XLR

2. Interkonekty cyfrowe:
• David Laboga EXPRESSION EMERALD USB x 2 recenzja › TUTAJ
• David Laboga DIGITAL SOUND WAVE SAPPHIRE x 2 recenzja › TUTAJ

3. Kable głośnikowe:
• LessLoss ANCHORWAVE

4. Kable zasilające:
LessLoss DFPC SIGNATURE, Gigawatt LC-3 recenzja › TUTAJ

ZASILANIE

1. Kondycjoner Gigawatt PC-3 SE EVO+ recenzja › TUTAJ

2. Kabel zasilający AC Gigawatt PF-2 Mk 2

3. Dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y

4. Gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)

ANTYWIBRACJA

1. Stoliki:
• Base VI
• Rogoz Audio 3RP3/BBS

2. Akcesoria antywibracyjne
• platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16
• nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII
• nóżki antywibracyjne Franc Accessories CERAMIC DISC SLIM FOOT
• nóżki antywibracyjne Graphite Audio IC-35 recenzja › TUTAJ i CIS-35 recenzja › TUTAJ