WZMACNIACZ ZINTEGROWANY/MOCY Marton
Producent: P.A. LABS |
Test
tekst MAREK DYBA |
No 239 16 marca 2024 |
˻ PREMIERA ˼
WE WPROWADZENIU DO RECENZJI napisałem, iż historia Martona sięga lat 70. ubiegłego wieku. Tak naprawdę chodzi o historię fascynacji audio człowieka, który stworzył tę markę, czyli pana MARKA KNAGI. To wówczas bowiem, już jako nastolatek otoczony w domu muzyką graną na żywo (dziadek był bowiem skrzypkiem), a i jego bracia byli muzykami, ów młody człowiek, fascynat elektroniki, zaczął budować swoje pierwsze urządzenia do odtwarzania muzyki. Zważywszy na fakt kiedy i gdzie (bo mówimy przecież o Polsce) rozgrywała się akcja tych wydarzeń, można w ciemno obstawiać, a pan Marek to potwierdza, iż były to układy oparte na... lampach. Wpływ na sposób podejścia do konstruowania urządzeń audio miał niewątpliwie specyficzny kierunek studiów, elektronika medyczna. Urządzenia stosowane w medycynie muszą być superprecyzyjne, można więc powiedzieć, iż nasz konstruktor przeszedł dobrą szkołę. Marka Marton zaistniała na rynku w latach 90. XX-go wieku, acz pan Marek już wcześniej związany był mocno z dźwiękiem. Zajmował się bowiem nagłaśnianiem zespołów muzycznych, serwisem i przeróbkami sprzętu, czy realizacją podkładów muzycznych do spektakli teatralnych. Później przez dwanaście lat pracował pracował jako dźwiękowiec przy dubbingu dla filmów. W końcu związał się ze słynną Łódzką Szkołą Filmową, gdzie przez ponad 30 lat, jako operator dźwięku, zrealizował kilkaset filmów. Jego fascynacja dźwiękiem i elektroniką, plus dobry przegląd tego, co w tym czasie było dostępne na rynku, doprowadziły do założenia własnej firmy, która miała oferować wzmacniacze wysokiej klasy. Wspomniane lata 90. były gorącym okresem na polskim rynku audio. Z jednej strony w końcu zaczęły być dostępne marki, o których wcześniej mogliśmy jedynie poczytać w zachodnich magazynach, z drugiej polscy inżynierowie, którym wiedzy i kreatywności nigdy nie brakowało, zaczęli tworzyć własne konstrukcje. Wiele z takich firm, nawet te oferujące całkiem dobre produkty, nie przetrwało zbyt długo, bo nie wszyscy zdawali sobie jeszcze do końca sprawę z tego, że dobry produkt to za mało, aby funkcjonować na trudnym rynku audio. Ale Marton musiał coś robić dobrze, bo nie dość że już pierwsze produkty zyskały duże uznanie, to marka przetrwała aż do dziś, choć z nowym właścicielem. ▌ Marton PAN MAREK KNAGA od samego początku stawiał sobie ambitne cele. Nie chciał po prostu budować kolejnych dobrych wzmacniaczy, ale założył, że będą one aspirować do kategorii high-end, i że będą budowane w Polsce. By to osiągnąć przyjął założenie, że jego wzmacniacz ma oferować neutralne brzmienie. To poniekąd nawiązanie do słynnej idei „drutu ze wzmocnieniem”, czyli maksymalnie prostej konstrukcji, która ma otrzymany sygnał jedynie wzmacniać bez utraty jakichkolwiek zmian fazowych sygnału audio/zniekształceń. Teoria jest prosta, a jej realizacja trudna, bo każdy komponent zastosowany w urządzeniu audio wprowadza coś od siebie. By zrealizować tak ambitne zadanie nasz konstruktor musiał wykazać się nie tylko wiedzą i doświadczeniem, ale i cierpliwością. Projekt tworzony był od podstaw, bez pośpiechu. Celem był nie termin wprowadzenia produktu na rynek, ale realizacja założeń i pełna satysfakcja z brzmienia. By to osiągnąć konieczny był staranny dobór każdego komponentu, przetestowanie każdego układu. Prace trwały więc dużo dłużej, niż ma to miejsce w przypadku wielu innych konstrukcji, a zastały zakończone dopiero, gdy pan Marek był zadowolony z dźwięku płynącego z głośników. Łatwo jednak nie było. Rynek audio jest dość specyficzny. Zdarzały się już historie, w których firma tworzyła (jej zdaniem) doskonały produkt, który nie znajdował uznania na rynku. Spełnienie wszystkich założeń konstruktora oznaczało jego satysfakcję, ale nie gwarantowało sukcesu rynkowego. W tym przypadku jednakże efekt żmudnej pracy pana Marka zyskał uznanie w oczach i uszach wielu wymagających audiofilów, którzy przekonali się, że i w Polsce mogą powstawać ambitne produkty audio śmiało konkurujące ze znanymi światowymi markami. Produkty Martona nigdy nie były tanie, ale ich klasę docenili nie tylko (zamożni) audiofile, ale i ludzie z branży, którzy kupowali te wzmacniacze do swoich systemów referencyjnych. Wspomniane przeze mnie perfekcjonistyczne podejście do tworzenia nowych produktów sprawiło, że na przestrzeni lat egzemplarzy urządzeń z logo Martona powstało niewiele, tym bardziej, że to zawsze była niewielka firma o, siłą rzeczy, ograniczonych możliwościach produkcyjnych. Kilka lat temu pan Marek Knaga podjął współpracę z inną uznaną marką, Gigawattem, którego właścicielem jest P.A. Labs. To specjaliści od produktów prądowych, a ich kondycjonery, listwy, kable sieciowe i szereg akcesoriów (gniazdka, bezpieczniki, kable ścienne) są wysoko cenione przez użytkowników na całym świecie. Jak można było wówczas przeczytać w informacji prasowej, pomysł na połączenie sił Gigawatta i Martona istniał od dawna, w końcu obie firmy mieszczą się w Łodzi i okolicy. Decyzja została w końcu podjęta w 2015 roku, a zrealizowana w 2018. Do wiedzy i doświadczenia Marka Knagi Gigawatt dołożył swoje doświadczenie z zakresu kondycjonowania zasilania, ale i wiedzę dotyczącą mechaniki obudów. Pierwszym efektem wspólnych prac był wzmacniacz Marton Opusculum Reference 3, a kolejnym, który mam przyjemność testować, to jego (nieco) mniejszy brat, czyli Marton Opusculum Omni. Tego pierwszego mogliśmy posłuchać w czasie Audio Video Show w 2018 roku. Wzmacniacz napędzał kolumny Wilson Audio Alexia II, a sygnał dostarczały dwa topowe źródła, czyli gramofon J.Sikora oraz DAC marki dCS. Pokazana wówczas „bestia” Martona była wielka i ciężka (100 kg), świetne wykonana i wykończona. No i grała, jak na warunki wystawowe oczywiście, wyjątkowo dobrze. Niespełna rok później miałem przyjemność gościć ten wzmacniacz w swoim pokoju i pozostawił on po sobie bardzo dobre wspomnienia. Ujmując rzecz krótko, był to niewątpliwie jeden z kilku absolutnie najlepszych wzmacniaczy (niezależnie od marki i ceny), jakie u siebie kiedykolwiek słuchałem. Ledwie dwa miesiące później, w czasie Audio Video Show 2019, pokazana została mniejsza wersja „bestii”, czyli Marton Opusculum Omni. ▌ Opusculum Omni MOŻE ZWRÓCILIŚCIE PAŃSTWO uwagę na początku na określenie „wzmacniacz” w stosunku do Martona Opusculum Omni. To określenie wynika z faktu, iż jego konstrukcja pozwala używać go na trzy sposoby. Omni może bowiem w systemie pełnić zaró wno funkcję wzmacniacza zintegrowanego, jak i stereofonicznej końcówki mocy, a po zmostkowaniu także monobloku. Zakup Omni nie oznacza więc dla jego posiadacza ograniczenia możliwości rozbudowy systemu. Można bowiem do niego dodać osobny przedwzmacniacz, a później także drugą sztukę Omni, by obie pracowały jako monobloki. Przypomnijmy, że podobną funkcjonalność oferuje wzmacniacz SIA-030 firmy Vitus Audio (test → TUTAJ). Opusculum Omni to wyraźnie mniejsza i lżejsza konstrukcja od Reference’a, co nie znaczy, że jest mały, czy lekki. 475 x 580 x 243 mm (szer. x gł. x wys.) i 49 kg to nadal nie przelewki (choć naprzeciwko 95 kg topowego modelu to nie tak dużo). Wzmacniacz ma konstrukcję typu dual mono, w którym zadbano o, jak pisze producent, maksymalną symetrię elektroniczno-mechaniczną. Jest w stanie dostarczyć 2 x 180 W (8 Ω) i 2 x 360 W (4 Ω), a po zmostkowaniu nawet 720 W (8 Ω) przy bardzo niskim poziomie zniekształceń dla maksymalnej mocy, wynoszącym – jak deklaruje producent – zaledwie 0,1% (THD). Warto zaznaczyć, że pierwsze 30 W na kanał oddawane jest w klasie A, a dopiero przy wyższych wymaganiach wzmacniacz zaczyna pracować w klasie AB. Ważne jest również, iż całkowite zniekształcenia harmoniczne przy 100 W/1 kHz to zaledwie 0,003%, co pokazuje, iż założenia pana Marka mówiące o wzmacnianiu sygnału bez jego zmiany/zniekształcania zostały zrealizowane. Podstawą efektywnej i stabilnej pracy każdego wzmacniacza jest jego sekcja zasilania. W Omni zastosowano transformator toroidalny o mocy 1000 W dedykowany wyłącznie obwodom audio, mechanicznie odizolowany od obudowy wzmacniacza. By zmaksymalizować izolację od drgań (własnych i zewnętrznych) transformator został dodatkowo zalany specjalną masą antywibracyjną. Oddzielny transformator EID zasila układy cyfrowe i sterowania. W jego przypadku również zadbano o doskonałą izolację antywibracyjną, zabezpieczono do również przed generowaniem niepożądanych zakłóceń. Zabezpieczenie zasilacza zrealizowano na elementach, które nie ograniczają przepływ prądu (to elementy wzięte z kondycjonerów Gigawatta), w przeciwieństwie do tradycyjnych bezpieczników topikowych. Zamiast tych ostatnich zastosowano tu bowiem bezpiecznik hydrauliczno-magnetyczny firmy Carling Tech. Dodatkowo w Omni mamy potężną baterię kondensatorów „long life” (długowiecznych) o sumarycznej pojemności wynoszącej 528 000 μF. Tak naprawdę zasilacz Martona to kilka odseparowanych stopni zasilania, zbudowanych z niskoszumnych układów stabilizacji. Jak twierdzi producent, budowa zasilacza ma zapewniać swobodny przepływ energii z potężnej baterii kondensatorów do stopnia końcowego, co przekłada się na możliwość błyskawicznego oddawania pików energii niezbędnych do prawidłowej reprodukcji muzyki. Jak pisze producent, Marton nie stosuje układów z pływającą klasą A, które zwiększają prąd po wykryciu skoku dynamiki sygnału. Według konstruktora, taki układ nie może odpowiednio szybko reagować na zmiany sygnału audio, a muzyka jest przecież zbiorem wielu szybko następujących po sobie impulsów. Dlatego klasa A Martona to constans. By zapewnić bezpieczną pracę urządzenia producent stosuje nowoczesny układ mikroprocesorowy zabezpieczeń termicznych i przeciwzwarciowych. Układ ten zapewnia pełną ochronę wzmacniacza przed awariami, co ważne, nie wpływając na jakość jego brzmienia. Układ stale nadzoruje pracę wszystkich stopni wzmacniacza i w razie awarii natychmiast wyłącza zasilanie, odcinając sygnał dla kolumn i układów wewnętrznych. PRZÓD I TYŁ • Front Opusculum Omni pozbawiony jest jakichkolwiek manipulatorów. Komunikacja między użytkownikiem a wzmacniaczem odbywa się za pomocą wykonanego z aluminium, zgrabnego pilota, a wszystkie informacje wyświetlane są na wysoce czytelnym, alfanumerycznym wyświetlaczu OLED. W czasie pracy zobaczymy na nim oznaczenie aktywnego wejścia i poziom głośności. Pod spodem umieszczono kilka diod, które sygnalizują pracę (bądź tryb standby) wzmacniacza, ewentualnie zadziałanie układu zabezpieczającego urządzenie. Wyświetlacz można wyłączyć, a przycisk „Save” na pilocie pozwala zapisać w pamięci urządzenia bieżące ustawienia. Na tylnej ściance znajdujemy pięć liniowych wejść analogowych: cztery wejścia analogowe niesymetryczne (złocone gniazda RCA) oraz dwa symetryczne (XLR). Dodatkowe, piąte gniazdo XLR wykorzystywane jest jak symetryczne wejście monofoniczne – niezbędne, gdy Omni używany jest jako monoblok. Zestaw złączy uzupełniają pojedyncze, solidne, pozłacane gniazda głośnikowe oraz gniazdo zasilające. Proweniencję studyjną, wynikającą ze wspomnianych doświadczeń konstruktora, podkreślają zamontowane z tyłu uchwyty. Są one rozwiązaniem bardzo praktycznym, gdy (w dwie osoby!) urządzenie trzeba przenieść. W zestawie producent dostarcza wysokiej klasy kabel zasilający GigaWatt LS-1 EVO+ o długości 1,5 m. Wiązki przewodzące w tym modelu zbudowane są ze srebrzonych żył miedzianych i wielowarstwo izolowane. Kabel wyposażono w bezstratny filtr pasywny wykonany z materiałów nanokrystalicznych. W zależności od potrzeb, kabel może być wyposażony w rodowane wtyczki w standardzie europejskim – SCHUKO, amerykańskim – NEMA, lub australijskim – AS/NZS 3112. Patrząc na urządzenie widać podobieństwa detali w jego projekcie plastycznym do kilku topowych produktów audio „ze świata”, na przykład do wzmacniaczy szwajcarskiej firmy Soulution z serii 700. Ale już całość to pomysł Gigawatta, w nieco innej wersji realizowany w jego topowych kondycjonerach z serii Powermaster. ŚRODEK • Układy elektroniczne wzmacniacza zostały zmontowane na płytkach drukowanych wykonanych z laminatu o grubości 2-3 mm i warstwie miedzi grubości 120 μm – to więcej niż zwykle. Ma to zapewniać maksymalną szybkość propagacji prądu. Wszystkie połączenia lutowane są stopem cynowo-srebrowym. Stopień końcowy wzmacniacza składa się z 28 bipolarnych tranzystorów mocy Sanken, pracujących w układzie push-pull. Sygnały wejściowe podawane do wzmacniacza są elektrycznie odizolowane od stopnia mocy. Wewnętrzne okablowanie zasilające, najkrótsze jak to było praktycznie możliwe, zrealizowano przy po mocy najlepszych kabli Gigawatta, Powerlink. Do sterowania mocą wzmacniacza nie wykorzystano potencjometru, ani tradycyjnej, często stosowanej także w highendowych konstrukcjach drabinki rezystorowej. Zdaniem pana Knagi te rozwiązania zazwyczaj wpływają na zmniejszenie dynamiki sygnału. Układ zastosowany w Opusculum Omni ma być pozbawiony tej wady. „Niezwykle precyzyjna”, jak mówią materiały firmowe, regulacja mocy możliwa jest dzięki bardzo dużej rozdzielczości układu sterującego i odbywa się w krokach co 0,5 dB, co zapewnia płynną i precyzyjną regulację głośności. Obudowa Omni przypomina tę z Opusculum Reference, acz jest wyraźnie mniejsza. Całość, oprócz ekranowanej obudowy transformatora, wykonano z materiałów niemagnetycznych odpornych na zakłócenia EMI i RFI. Wzmacniacz, jak wspominałem, pierwsze 30 W mocy oddaje w klasie A, co przekłada się na duże ilości oddawanego ciepła. Obudowę trzeba więc było zaprojektować tak, by zagwarantować efektywne oddawanie ciepła do otoczenia. Temu służą zarówno potężne radiatory frezowane techniką CNC, jak i perforowane pokrywy górna i dolna. Wszystkie elementy obudowy zewnętrznej, włącznie z radiatorami oraz wewnętrzne chassis wykonywane są jednostkowo na zamówienie firmy. Całość opiera się na wysokiej klasy nóżkach antywibracyjnych – GigaWatt Rolling-Ball Isolation System. ▌ ODSŁUCH JAK SŁUCHALIŚMY • Marton Opusculum Omni trafił do mojego systemu referencyjnego (z dodatkami). Źródłami były mój customowy serwer muzyczny z Roonem i gramofon J.Sikora Standard Max z ramieniem J.Sikora KV12 Max i wkładką Air Tight PC-3. Sygnał z serwera trafiał do LampizatOra Pacific 2 kablem David Laboga Custom Audio Expression Emerald mk 2. Sygnał z wkładki wzmacniał przedwzmacniacz gramofonowy GrandiNote Celio mk IV. Zarówno DAC, jak i przedwzmacniacz gramofonowy połączone były kablami niezbalansowanymi Bastanis Imperial z wejściami RCA Omni. Wzmacniacz z kolumnami Ubiq Audio Model One Duelund Edition łączyły na zmianę kable Soyaton Benchmark i Siltech Classic Legend 880L. Wspomnianymi dodatkami (oprócz kabla Siltecha) były odtwarzacz Ayon Audio CD-35 oraz „oczko w głowie” Adama Szuberta, szefa P.A. Labs, czyli kolumny izodynamiczne (planarne) Fonica FLAG L oraz topowy kondycjoner Gigawatta Powermaster, które to ekipa Gigawatta przywiozła wraz z wzmacniaczem. W czasie testu, po krótkich porównaniach między gniazdkiem w ścianie a gniazdkiem w kondycjonerze, Opusculum Omni pozostał podłączony do Powermastera. |
CHOĆ LUTY 2024 NALEŻAŁ do rekordowo ciepłych w naszym kraju (i nie tylko) to Omni po spędzeniu dłuższego czasu w samochodzie zachował się podobnie, jak niegdyś Reference. Mówię o procesie uruchamiania, który wymaga osiągnięcia przez niektóre elementy odpowiedniej temperatury zanim urządzenie zgłosi gotowość do pracy. Trwało to na tyle długo, że po prostu poszliśmy na lunch żeby nie marnować czasu :) Po powrocie Omni był już gotowy do pracy. Normalnie nie trwa to oczywiście aż tak długo. W normalnym użytkowaniu w temperaturze pokojowej wybudzanie wzmacniacza z trybu standby trwa kilka, a nie kilkanaście minut, więc nie stanowi to większego problemu. Warto wziąć natomiast pod uwagę fakt, iż Marton w czasie pracy potrafi dość mocno się grzać, więc należy go ustawić tak, by miał możliwość swobodnej wentylacji. Ale do rzeczy. MARTON & FONICA • Marton Jak wspomniałem, kolumny planarne włoskiej firmy Fonica to faworyci Adama Szuberta, więc to właśnie je pierwsze podłączyliśmy do Martona. Adam osobiście, z miarką w ręku, zadbał o optymalne (w moim pokoju) ustawienie tych kolumn tak, by tworzyły trójkąt równoboczny z miejscem odsłuchowym. Następnie z drugim przedstawicielem producenta, Piotrem Sadulskim, rozpoczęliśmy odsłuchy. Nie miałem wcześniej okazji słuchać kolumn tej firmy, a i wielkość modelu Flag L (2 metry wysokości) budziła moje obawy – właściwie z góry można było przyjąć, że lepiej zagrałyby w większym pokoju, więc nie wiedziałem czego się spodziewać (test modelu Flag M → TUTAJ). Z drugiej jednakże strony doskonale pamiętałem jak znakomicie zagrał Marton Opusculum Reference 3 z kolumnami Popori Acoustics w salonie J.Sikora w Lublinie. To, co prawda, elektrostaty, ale pewne pokrewieństwo w brzmieniu tamtych i testowanych kolumn można znaleźć. Przejście z kolumn Estelon Aura, które jeszcze ciągle grały u mnie po poprzednim teście, na Flag L było dość niezwykłym przeżyciem (test kolumn Estelon → TUTAJ). Włoskie kolumny napędzane Martonem stworzyły nieprawdopodobnie przestrzenne, pełne powietrza, plastyczne, oddychające widowisko, które jednakże nie było tak wypełnione i dociążone w dolnej części pasma jak kolumny do których przywykłem. Wzmacniacz Omni zapewnił znakomitą rozdzielczość, czyli ogromną ilość informacji podanych w precyzyjny, świetnie wyartykułowany i poukładany sposób. Dźwięk był czysty, przejrzysty, miał dobry tzw. „flow”, czyli płynność i spójność. Tyle że balans tonalny ustawiony był wyżej niż z Estelonami, czy podłączonymi po Fonikach moich kolumnach Ubiq. Mówiąc szczerze, po prostu trochę brakowało mi w tym dźwięku masy i wypełnienia. W tym połączeniu, nawet po zmianie kabla głośnikowego Soyaton Benchmark na nieco gęstszego i cieplejszego Siltecha, dźwięk był po prostu trochę chudszy, a zwłaszcza niski bas nie miał takiej masy, jak z pozostałymi dwoma parami kolumn. Co ciekawe, jak mi powiedział Piotr, w ich firmowym pomieszczeniu odsłuchowym, te same FLAG L reprodukują zdecydowanie lepiej dociążony i wypełniony dźwięk (zarówno z modelem Referencem, jak i Omni) niż to, co usłyszeli u mnie. Tam, jak tłumaczył, niskich częstotliwości jest odpowiednio dużo, nawet więcej w porównaniu do „normalnych”, wysokiej klasy konkurentów. To ważne przypomnienie dla tych, którzy niewystarczająco (albo w ogóle) nie biorą pod uwagę udziału pomieszczenia odsłuchowego w tym, co trafia do naszych uszu. Ten sam system może zabrzmieć bardzo różnie w zależności od tego, gdzie ustawimy kolumny. Pod pewnymi, opisanymi wyżej, względami brzmienie Omni z włoskimi kolumnami Fonica było wręcz bajeczne, ale nie było dźwiękiem kompletnym. Doświadczenie z topowym Martonem sugerowało, że i również mniejszy model Omni powinien się charakteryzować dźwiękiem kompletnym pod każdym względem, więc źródła nieco słabszych elementów należało szukać gdzie indziej – raczej w połączeniu testowanego wzmacniacza z Flag L i moim pokojem. Gdy więc panowie z Gigawatta wrócili do Łodzi/Zgierza, zamieniłem izodynamiczne włoskie panele na moje spore trójdrożne kolumny Ubiq Audio Model One Duelund Edition. Przypomnę, że to kolumny w obudowie zamkniętej z 30-cm głośnikiem niskotonowym. Po krótkim odsłuchu uznałem, że to na tym zestawieniu oprę niniejszą recenzję. MARTON & UBIQ AUDIO • Nie sposób po wszystkim, co do tej pory napisałem, nie zacząć od opisu prezentacji basu. Swoje Ubiqi bardzo lubię. Z jednej strony ich duży głośnik basowy to gwarancja odpowiedniej potęgi brzmienia i przepompowania wystarczającej ilości powietrza, by bas, gdy trzeba, był wręcz fizycznie odczuwalny. Z drugiej jednakże, pracuje on w obudowie zamkniętej, a co za tym idzie jest czysty, zwarty i konturowy (acz wcale nieprzesadnie). Nie ma żadnego ciągnącego się za nim dudnienia. Przez osoby przyzwyczajone do sposobu reprodukcji basu przez konstrukcje wentylowane bas-refleksem kolumny uważane jest to za niezbędne, bo kreuje wrażenie większe potęgi niskich tonów. Dzieje się to jednak kosztem ich czystości i precyzji. Od lat powtarzam, że mając do wyboru zwartość, soczystość i precyzję basu, albo maksymalne zejście i potęgę kosztem czystości zawsze wybiorę tę pierwszą wersję. By ją z kolumnami Ubiq uzyskać niezbędny jest oczywiście również wysokiej klasy wzmacniacz. Jak się okazało, Opusculum Omni należy do tej kategorii. Moje kolumny napędzane wzmacniaczem Martona pokazały się ze swojej najlepszej strony. Bas był mocny, żwawy i jednocześnie bardzo czysty. Testowany wzmacniacz prowadził membrany wooferów żelazną ręką, że tak to ujmę, bez wysiłku nadążając za popisami VICTORA WOOTENA, STANLEYA CLARKE’a, czy MARCUSA MILLERA, doskonale oddając szybkie impulsy ich gitar basowych, ale i serwując najcięższe dźwięki z odpowiednią masą. Świetne różnicowanie w zakresie barwy, cieniowanie dynamiki, plus wysoka rozdzielczość tworzyły znakomity, wciągający spektakl muzyczny pozwalający w pełni docenić maestrię każdego z tych genialnych muzyków. Połączenie wysokiej energetyczności Omni z odrobinę estradowym (w dobrym tego słowa znaczeniu) zacięciem Ubiqów dawało efekt w postaci dynamicznej, wysoce angażującej, dającej „fun” i przypominającej koncertowe wrażenia prezentacji. Tym bardziej, że mając tak wielką frajdę ze słuchania basowych popisów „odkręcałem” głośność coraz bardziej i bardziej. Pierwszym elementem, który się poddał, był... mój pokój, a konkretnie szybka w drzwiach, która wpadła w rezonans. Na Martonie zwiększanie głośności nie robiło żadnego wrażenia – grał ciągle tak samo, tyle że głośniej. Do podkręcania głośności zachęcał mnie również równie efektowny (co nie znaczy, że efekciarski) sposób prezentacji popisów perkusistów. Głośniki niskotonowy moich kolumn napędzane Martonem dawały odczuć wagę mocnych, szybkich, sprężystych kopnięć stopy, ale równie dobrze oddane zostało szybkie, twarde brzmienie werbla. Świetnie słychać było również sprężystość i odmienność odpowiedzi każdego bębna. Bezbłędny PRAT (tempo, rytm i timing) sprawiał, że właściwie każdy rodzaj muzyki, a szczególnie rock, czy blues, brzmiał po prostu właściwie. To może niezbyt mocne określenie, ale przecież o to dokładnie chodzi – system ma brzmieć nie efekciarsko, ale po prostu właściwie, tak by słuchacz ani przez chwilę nie zastanawiał się, czy to co płynie z głośników powinno właśnie tak brzmieć. Z Martonem nie było tematu akceptacji brzmienia, ono po prostu było dokładnie takie, jakie być powinno. Doskonała kontrola głośników, jaką pokazał Opusculum Omni nie oznacza bynajmniej utwardzania dźwięku. Doskonale pokazały to popisy Stanleya Clarke’a, Ray’a Browna, czy Christiana McBride’a na kontrabasie. Zamiast superzwartych, skupionych, konturowych uderzeń strun gitary basowej, z kontrabasu płynęły mięsiste, soczyste, głębokie, naturalnie miękkie, wsparte pudłem dźwięki, gdzie równie dobrze jak faza ataku pokazane zostały podtrzymanie i pełne wybrzmienia. Jako że każdego z tych mistrzów kontrabasu słuchałem ze świetnych nagrań, klasa Martona pozwoliła mi śledzić również miriad elementów około muzycznych: palce przesuwające się po strunach, skrzypnięcia podłogi, delikatne stuknięcia w pudła, itd. Nie muszę chyba dodawać, że wszystko to razem składało się na wysoce realistyczny sposób prezentacji muzyki – taki, który wciągał, zmuszał kończyny do wystukiwania rytmu, a głowę do kiwania się we wszystkie strony. Zaangażowanie rosło jeszcze bardziej w czasie odsłuchu nagrań koncertowych z racji wyraźnie, przekonująco oddanego udziału publiczności, a ta, zwłaszcza na koncertach Browna, bywała bardzo, bardzo aktywna. Góra pasma, w tym przypadku blachy perkusji, nie była aż tak dźwięczna jak z włoskimi Fonikami, ale wystarczająco by śledzenie popisów choćby mojego ulubieńca, Steva Gadda, także było wysoce ekscytującym doświadczeniem. Tu znowu dawały znać o sobie wysoka rozdzielczość i różnicowanie, najwyraźniej wrodzone cechy Opusculum Omni. Ale i jego umiejętność przekazania ogromnej ilości informacji w błyskawiczny, a jednocześnie precyzyjny i doskonale zróżnicowany sposób. Blachy potrafiły więc „sypać iskrami”, ale miały też swoją masę i, raz jeszcze podkreślę, były znakomicie różnicowane. W tej części pasma błyskawiczne, twarde uderzenia pałeczek oddawane były równie przekonująco, jak kontakty tychże z membranami bębnów, a i gdy przychodziło do delikatnej pracy miotełek mogłem bez wysiłku „zobaczyć” i rozróżnić każdy ich kontakt z każdą blachą. Słuchany nieco później krążek ANDREASA VOLLENWEIDERA Vox przeniósł mnie do zupełnie innego świata. Od razu dostałem wielki, otaczający mnie, podskórnie potężny, choć nie obfitujący w potężne dźwięki i rozciągający się daleko za kolumnami dźwięk. A zaraz potem czysty (znowu to słowo!) i niezwykle naturalny głos, a każde słowo na tle muzyki było z Martonem wyjątkowo czytelne. Choć piszę w kolejnych akapitach o wyróżniających się elementach dźwięku, to tak naprawdę w pierwszym rzędzie, niezależnie od rodzaju muzyki, liczyła się opowieść ubrana w nuty i słowa. Liczył się jej klimat, liczyła się plastyczność i głębia kolorowego, trójwymiarowego obrazu. Wszystko to z czysto półprzewodnikowego, wybitnie neutralnego, ale i naturalnego wzmacniacza tranzystorowego, a przecież opis ten brzmi niczym cytat z jednej z recenzji wysokiej klasy lampy, prawda? Czy to znaczy, że Marton Opusculum Omni brzmi jak wzmacniacz lampowy? Nie, raczej nie, nawet jeśli średnicy, o której pisałem niewiele, także nic nie brakuje i nie ustępuje ona w niczym imponującym skrajom pasma. Raczej, bo są w jego brzmieniu elementy, które są podobne do tego co oferują produkty Air Tighta, czy Ayona, w tym wysoka naturalność i zaskakująco realistyczna przestrzenność dźwięku. Więcej jest jednak tych, które charakteryzują najlepsze tranzystory. Bo nie da się pomylić tej energii, tej doskonałej kontroli nad prezentacją (niezależnie od kolumn), tej umiejętności oddawania najszybszych nawet i ciągle doskonale zróżnicowanych impulsów, czy radzenia sobie z najgęstszymi, najbardziej złożonymi nawet utworami muzycznymi, z niczym innym. Tak dobrze nie robi tego nawet większość znanych mi tranzystorów, choć są i takie, które owe typowo tranzystorowe cechy prezentują znakomicie, ale w których brzmieniu brakuje mi naturalności. Z Martonem nie brakowało mi jej ani przez chwilę, a uściślając, ani przez moment nie zastanawiałem się, czy to co słyszę brzmi naturalnie. Czyli byli to Aussies z AC/DC, Jankesi z AEROSMITH, czy jazzujące CASSANDRA WILSON, albo KARI BREMNES, opera MOZARTA pod Currentzisem, czy JARRETT solo, czy w końcu niesamowity, choć tak młody, bluesman CHRISTONE „KINGFISH” INGRAM – Marton każdy rodzaj muzyki zagrał w sposób, który nie wzbudzał we mnie żadnych wątpliwości, że dane nagranie tak właśnie ma brzmieć. Nie znaczy to bynajmniej, że grał wszystkie płyty tak samo. Świetne różnicowanie podkreślałem już wiele razy, ani że wzmacniacz nie należy do grupy urządzeń pobłażliwych względem jakości realizacji. Różnice w klasie nagrań pokazuje jasno, ale nie stara się obrzydzić słuchaczom tych słabszych. Wymaga pewnego minimum, a gdy je dostaje stara się, by słuchanie sprawiało frajdę i doskonale mu to wychodzi. ▌ Podsumowanie TRUDNO JEST MI W PEŁNI wiarygodnie porównać Opusculum Reference 3 z Opusculum Omni, bo ich odsłuchy dzieli kilka lat, a w dodatku od tamtej pory mój system trochę się zmienił. Ale, jeśli mogę to powiedzieć, wydaje mi się, że wyższy model zapewniał jeszcze lepszą kontrolę, że energia prezentacji była jeszcze wyższa. Mam również wrażenie, że Reference to było jeszcze nieco bardziej neutralne brzmienie. Tyle tylko, że wzmacniaczowi Opusculum Omni nie da się zarzucić braku energii, czy kontroli, nie znalazłem również nawet śladów jakichkolwiek podbarwień – w końcu wiele razy w tekście pojawia się słowo „czystość” odmieniane przez wszystkie przypadki i to nie jest przypadek! Testowany Marton nie dość, że bez najmniejszego wysiłku poradził sobie z napędzeniem i kontrolą każdych podpiętych do niego kolumn, to na dodatek jego brzmienie okazało się nie tylko neutralne, ale i naturalne, płynne i spójne. Chwilami trudno było mi uwierzyć, że gdzieś tam w środku nie siedzą jednak jakieś lampy, bo przestrzenność, otwartość i napowietrzenie tego grania przypominały mi najlepsze wzmacniacze lampowe, a nie tranzystory. OK, Omni ustępuje najlepszym SET-om w zakresie namacalności grania, tego wyjątkowego poczucia obecności wykonawców w pokoju. Nie powiększa, ani nie przybliża źródeł pozornych, co im się zdarza. To raczej granie przenoszące słuchaczy tam, do wykonawców niż zabierające tych ostatnich do naszego pokoju. A gdy już zabierze nas w miejsce, gdzie odbywa się dane wydarzenie muzyczne, Marton Opusculum Omni robi wszystko, by było to jak najpełniejsze, jak najbardziej ekscytujące przeżycie, a osiąga to poprzez możliwie prawdziwą, wierną prezentację nagrania. Kapitalny wzmacniacz! High-End pełną gębą! No i Made in Poland! I ▌ Dane techniczne (wg producenta)
Znamionowa moc wyjściowa: Test powstał według wytycznych przyjętych przez Association of International Audiophile Publications, międzynarodowe stowarzyszenie prasy audio dbające o standardy etyczne i zawodowe w naszej branży; HIGH FIDELITY jest jego członkiem-założycielem. Więcej o stowarzyszeniu i tworzących go tytułach → TUTAJ. |
System referencyjny 2024 |
|
ŹRÓDŁA CYFROWE |
1. Pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10 • karty JCAT XE USB i JCAT NET XE recenzje › TUTAJ + zasilacz Ferrum HYPSOS SIGNATURE recenzja › TUTAJ • JCAT USB ISOLATOR, optyczny izolator LAN + zasilacz liniowy KECES P8 (mono) • przełącznik LAN: Silent Angel BONN N8 recenzja › TUTAJ + zasilacz liniowy Forester recenzja › TUTAJ 2. Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr PACIFIC recenzja › TUTAJ + Ideon Audio 3R Master Time recenzja › TUTAJ |
ŹRÓDŁO ANALOGOWE |
1. Gramofon J.Sikora STANDARD w wersji MAX recenzja › TUTAJ • ramię J.Sikora KV12 • wkładka Air Tight PC-3 2. Przedwzmacniacze gramofonowe: • ESE Labs NIBIRU V 5 recenzja › TUTAJ • Grandinote CELIO Mk IV recenzja › TUTAJ |
WZMACNIACZ |
1. Wzmacniacz zintegrowany GrandiNote SHINAI recenzja › TUTAJ 2. Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio SYMPHONY II (modyfikowany) 3. Przedwzmacniacz liniowy AudiaFlight FLS1 recenzja › TUTAJ |
KOLUMNY |
1. GrandiNote MACH4 recenzja › TUTAJ 2. Ubiq Audio MODEL ONE DUELUND EDITION recenzja › TUTAJ |
OKABLOWANIE |
1. Interkonekty analogowe: • Hijiri MILLION KIWAMI • Bastanis IMPERIAL x 2 recenzja › TUTAJ • Hijiri HCI-20 • TelluriumQ ULTRA BLACK • KBL Sound ZODIAC XLR 2. Interkonekty cyfrowe: • David Laboga EXPRESSION EMERALD USB x 2 recenzja › TUTAJ • David Laboga DIGITAL SOUND WAVE SAPPHIRE x 2 recenzja › TUTAJ 3. Kable głośnikowe: • LessLoss ANCHORWAVE 4. Kable zasilające: LessLoss DFPC SIGNATURE, Gigawatt LC-3 recenzja › TUTAJ |
ZASILANIE |
1. Kondycjoner Gigawatt PC-3 SE EVO+ recenzja › TUTAJ 2. Kabel zasilający AC Gigawatt PF-2 Mk 2 3. Dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y 4. Gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R) |
ANTYWIBRACJA |
1. Stoliki: • Base VI • Rogoz Audio 3RP3/BBS 2. Akcesoria antywibracyjne • platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16 • nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII • nóżki antywibracyjne Franc Accessories CERAMIC DISC SLIM FOOT • nóżki antywibracyjne Graphite Audio IC-35 recenzja › TUTAJ i CIS-35 recenzja › TUTAJ |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity