pl | en

Krakowskie Towarzystwo Soniczne | spotkanie № 145

POLSKIE NAGRANIA NA PŁYTACH SACD

29 września Warner Music Poland wydał pięć płyt Czesława Niemena na hybrydowych płytach SACD. Była to pierwsza część, zakrojonej na aż 75 płyt serii „Polskie Nagrania catalogue selections – Limited Edition SACD Hybrid”. Przyjrzeliśmy się wybranym tytułom, słuchając ich wraz z DAMIANEM LIPIŃSKIM, odpowiedzialnym za ich dźwięk.

24 lutego 2024
KRAKÓW ⸜ Polska



Krakowskie

tekst i spisanie z taśmy WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”


Towarzystwo Soniczne

16 marca 2024

SUPER AUDIO CD jest formatem powstałym z myślą o zastąpieniu płyt Compact Disc. Oferuje dźwięk wysokiej rozdzielczości stereo i wielokanałowy (do 6 kanałów). Pomyślany jako format archiwizacyjny, stał się de facto formatem audiofilskim. W zeszłym roku otrzymaliśmy w nim pierwsze płyty należące do polskiego archiwum rockowego wszech czasów.

DZIEŃ „ZERO” TO DLA SERII, o której mowa, 29 września 2023 roku. Ukazało się wówczas pięć albumów Czesława Niemena (˻ SERIA 1 ˺). Były to: Dziwny jest ten świat (1967), Katharsis (1976), Idée Fixe (1978), Niemen Enigmatic (1970) oraz Niemen vol. 1 i Niemen vol. 2 (Marionetki) (1972 | 1973). 20 października do Empików w całej Polsce trafiło pięć kolejnych płyt w ˻ SERII 2 ˺: Dżem Cegła, Perfect Perfect (tzw. „biały album”), Breakout Blues, Marek Grechuta Marek Grechuta & Anawa oraz NOVI Singers Novi Sing Chopin.

⸜ DAMIAN LIPIŃSKI jest najnowszym członkiem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego

1 grudnia do salonów trafiła ˻ SERIA 3 ˺. Tym razem dostaliśmy sześć, a nie pięć płyt: Mental Cut Maanamu, Mrowisko Klanu, Wołanie o słońce nad światem Dżambli, Astigmatic Komeda Quintet, Cień wielkiej góry Budki Suflera oraz Krywań, Krywań Skaldów. I wreszcie 27 stycznia do sprzedaży trafiła druga piątka płyt Czesława Niemena w formacie SACD (SERIA 4 ˺): Sukces, Czy mnie jeszcze pamiętasz, Niemen Enigatic (tzw. Czerwony album), oraz Niemen Aerolit.

Z regularnych albumów studyjnych Niemena nie ukazały się płyty wydawane przez wytwórnię CBS, jak również Terra Deflorata wydawnictwa Veriton (1989) oraz ostatni album nagrany przez artystę, Spodchmurykapelusza, a wydany przez Pomaton EMI w 2001 roku.

» Seria „Polskie Nagrania catalogue selections – Limited Edition SACD Hybrid” w HIGH FIDELITY:

⸜ CZESŁAW NIEMEN na płytach SACD ˻ SERIA 1 ˺, czytaj → TUTAJ.
⸜ PERFECT, BREAKOUT, BUDKA SUFLERA, MAANAM, KOMEDA QUINTET na płytach SACD ˻ SERIA 2 ˺ & ˻ SERIA 3 ˺, czytaj → TUTAJ.

Super Audio CD

SACD jest formatem 1-bitowym o częstotliwości próbkowania 2,8224 MHz. Taki sygnał charakteryzuje się wysokim poziomem szumu, dlatego stosuje się bardzo agresywne techniki typu „noise-shaping”, które przenoszą go poza zakres słyszany przez człowieka. Tak przygotowany sygnał DSD charakteryzuje się dynamiką 120 dB (20 Hz – 20 kHz) i pasmem przenoszenia sięgającym 100 kHz.

W praktyce jest ono nieco niższe (70-90 kHz), a w wielu odtwarzaczach instalowano filtr górnozaporowy przy 50 kHz. Obawiano się bowiem, że produkowane do tej pory wzmacniacze nie są przygotowane na tak szerokie pasmo przenoszenia (w tym szumów) i że mogą wpaść w oscylacje, co może doprowadzić do uszkodzenia zarówno wzmacniacza, jak i podłączonych do niego kolumn.

Do 2003 roku, kiedy to zanotowano najlepszy wynik w sprzedaży płyt SACD, kupiono ich 1,3 miliona sztuk. Choć wydaje się to dużo, należy popatrzeć na to w szerszej perspektywie: w samym 2003 roku sprzedano 800 milionów płyt (wszystkich formatów), z czego CD stanowiło 93%, a SACD i DVD-A wspólnie zaledwie 0,002%. W 2007 roku format wydawał się być martwy.

Powoli, ale konsekwentnie zmieniały to wytwórnie z USA – Mobile Fidelity, Audio Fidelity i Analogue Productions, małe wytwórnie z muzyką klasyczną, ale przede wszystkim wydawcy z Japonii. Dzisiaj to niszowy, ale widoczny format audiofilski.

» O SACD w HIGH FIDELITY:
Super Audio CD – taka piękna katastrofa, czytaj → TUTAJ).
Pochwała formatu cz. 3: Super Audio CD, czytaj → TUTAJ.

PO SZESNASTU TYTUŁACH mamy, zdaje się, całkiem dobre pojęcie o tym, czym jest seria Empiku i Polskich Nagrań i czego się po niej spodziewać. Przypomnimy, że za remaster odpowiedzialny jest DAMIAN LIPIŃSKI. Prace nad poszczególnymi tytułami dzieli na część o której mówi „rekonstrukcyjna” i właściwy mastering. Pierwsza polega na usuwaniu uszkodzeń taśmy, szumów, a często też na korektach błędów zapisanych wraz z sygnałem w czasie sesji nagraniowych.

Materiał wyjściowy (to jest przed remasterem) ma dwojaką formę – albo to są taśmy „master” lub taśmy produkcyjne, albo pliki hi-res, z różnych lat. Remaster dokonywany jest całkowicie w domenie cyfrowej na plikach DXD – 32 bity i 352,8 kHz (8 x 44,1 kHz, charakterystyczne dla formatu Compact Disc). Na końcu generowane są pliki DSD, a dla warstwy CD wykonywany jest downsampling i dithering. Płyty wydawane są w formacie SACD, to płyty hybrydowe, a więc z warstwą SACD (hi-res) i CD.

Aby dowiedzieć się czegoś więcej, a także aby poznać lepiej autora remasteru, zaprosiliśmy Damiana Lipińdkiego na 145. spotkanie Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego.

Spotkanie podzielone było na dwie części. W pierwszej (˻ I ˺) Damian opowiedział o sobie i o procesie remastering, podzielił się spostrzeżeniami i uwagami na temat samych nagrań, jak i opowiedział kilka anegdot przybliżających nie tylko sam remastering, ale i cały proces, którego jest on etapem końcowym. W drugiej części (˻ II ˺) posłuchaliśmy muzyki. Porównaliśmy wybrane płyty z serii „Polskie Nagrania catalogue selections – Limited Edition SACD Hybrid” z oryginalnymi wydaniami na LP, jak i wcześniejszymi remasterami, zarówno na CD, jak i na LP. A na końcu krótkie Post Scriptum.

CZĘŚĆ ˻ I ˺: DAMIAN LIPIŃSKI

MÓJ ŚWIAT ZWIĄZANY Z MUZYKĄ wiąże się z moim tatą – to chyba dość powszechny sposób nabywania tego typu wrażliwości. Tata grał na gitarze, słuchał bardzo dużo muzyki, w domu były płyty winylowe, nawet w formie pocztówek dźwiękowych, kasety, itd. i muzyka była stale obecna w naszym domu. Zaraziłem się nią do tego stopnia, że już w szkole podstawowej interesowałem się nie tylko samą muzyką, ale i sposobami jej odtwarzania. W ognisku muzycznym w Jeleniej Górze przebrnąłem przez kilka klas akordeonu – wspaniały lecz niedoceniany instrument.

Na tej fali poszedłem w Dzierżoniowie do Technikum Elektronicznego, żeby być przy tym sprzęcie jak najbliżej. Studia skończyłem na wydziale telekomunikacji, ale wybrałem sobie specjalizację związaną z przetwarzaniem sygnałów, żeby więcej nauczyć się o sygnałach akustycznych. Oprócz tego słuchałem oczywiście muzyki, zbierałem płyty itp. No i miałem grupę przyjaciół mocno zakręconych na punkcie muzyki z lat 80., szczególnie muzyki dyskotekowej. A nawet Eurodisco.

Jeden z nich otworzył swoją wytwórnię i nie bardzo wiedząc, jak do tego podejść od strony dźwięku zwrócił się do mnie, żebym mu pomógł. Było to jakieś dwadzieścia lat temu i w ten sposób wszedłem do branży zajmującej się stricte zarejestrowanym dźwiękiem. To było trochę partyzanckie grzebanie, bez studia, bez dostępu do sprzętu, na pewno niezbyt profesjonalnie. Ale z czasem zacząłem kupować różne urządzenia, dozbrajałem się, część z nich sam zrobiłem. To nie było tak, że wszedłem do sklepu i poprosiłem to, czy tamto – to wszystko były małe kroki.

⸜ DAMIAN LIPIŃSKI jest autorem transferu z taśm archiwum Wytwórni Filmów Rysunkowych w Bielsku Białej

Słuchałem też tego, co na temat mojej pracy mają do powiedzenia ludzie na forach, to był taki mój „feedback”. Jak się czyta takie rzeczy, byle w sensownych miejscach, to może być pomocne. Dopóki robi się coś samemu, to tak naprawdę nie wiemy, gdzie jesteśmy. Można się z tego śmiać, ale z płytą Savage Tonight dotarłem nawet do tak audiofilskiego wydawnictwa, jak „High Fidelity”, co było dla mnie zupełnie zaskakujące (recenzja płyty → TUTAJ – red.).

Było to niespodziewane, niespotykane i nawet nie wiedziałem, że taka rzecz się wydarzyła. Do dzisiaj nie wiem, który z moich znajomych dał znać Wojtkowi, że taka rzecz się ukazała. Szczerze powiedziawszy, kiedy się dowiedziałem, że w „High Fidelity” ukaże się recenzja byłem lekko załamany, bo nie byłem pewien jakości swojej pracy. A wyszło, jak się okazuje, bardzo dobrze, nawet – wspaniale. Recenzja była nadspodziewanie dobra i dzięki niej złapałem wiatr w żagle.

W międzyczasie dotarłem do MTJ, znanej polskiej wytwórni, z miłymi ludźmi itd. Firma ta ma w swoim posiadaniu potężne archiwum: całe archiwum Pronitu na taśmach, brakuje dosłownie pojedynczych sztuk, dużą część archiwum Tonpressu itd. Wtedy właśnie zacząłem pracować z taśmami. Wyszło wtedy mnóstwo wznowień polskiej muzyki popularnej, na których nauczyłem się, jak z tym wszystkim sobie radzić. To był cały katalog Lady Pank, przez moje ręce przeszły wszystkie taśmy Perfectu, Obywatela GC, IRY, potem Siekiera itp.

To było ze dwanaście lat temu. Ta współpraca nie zanikła, nie skończyła się, ale problemem jest brak pomysłu na dalszą eksploatację katalogu z jednej strony, a z drugiej problemy z tzw. clearowaniem praw autorskich. Bo posiadać taśmy to jedno, a móc wydać zawartą na nich muzykę – drugie. Część tego archiwum zostało bowiem kupione bez praw wydawniczych. Efekt jest taki, że od dwóch lat nie wyszła żadna płyta z back catalogu. Od strony dźwiękowej niemal wszystkie płyty z archiwum, z minimalnymi wyjątkami, zostały przeze mnie przygotowane do wydania.

I dźwiękowo wyszło to, moim zdaniem, bardzo fajnie. Miałem te wszystkie taśmy w rękach i możliwość pracy z nimi to była genialna rzecz. Zdarzają się oczywiście świetne płyty o słabym brzmieniu – właśnie IRA taka jest. To bardzo zły dźwięk. Płyta nagrana została w prywatnym studiu CCS Studio Warszawa , w którym zapięto mocne kompresory przy nagraniu, przy miksie, a potem jeszcze na masterze. W podobnym stylu została zarejestrowana (też w prywatnym System Studio) , płyta Bajmu Martwa woda. Wynik jest taki, że oryginalne płyty winylowe z tymi nagraniami mają dynamikę na poziomie 7-8 dB, a to bardzo słabo. To był czas gdy pojawiały się nieliczne „prywatne” inicjatywy, zazwyczaj gorsze od swoich „państwowych” odpowiedników.

W międzyczasie pojawił się również temat wydawnictwa GAD Records. Tam mniej robię masterów, natomiast ogromną część ich taśm digitalizuję. Dzięki Michałowi Wilczyńskiemu miałem okazję przenosić z taśmy do plików całe archiwum Wytwórni Filmów Rysunkowych w Bielsku Białej, a to 550 taśm. Zgrywałem taśmy z Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu. To było z 300-400 taśm. Pakowałem do bagażnika, oddawałem, pakowałem i tak w kółko. Efekt tego był taki, że kiedy widziałem taśmę, to było mi słabo.

Pamiętam oczywiście swoją pierwszą taśmę, którą miałem w ręku, już przywołaną Siekierę. Myślałem, że Pana Boga za nogi złapałem. Ale kiedy bierzesz do ręki taśmę numer dwa tysiące i wiesz, na 100% wiesz, że coś się zerwie, coś wyskoczy, zabrudzi na amen głowicę, że się rozciągnie, że będą z nią po prostu problemy, to autentycznie ci się tego wszystkiego odechciewa. Można stracić cały sentyment. Ale, jak mówię, to pomaga w rozwoju. Po kontakcie z – już – kilkoma tysiącami taśm wiem, jak do tego podejść, jak taśma powinna brzmieć i co z tym dźwiękiem następnie zrobić.

Przeskakując do przodu powiem, że w przypadku Polskich Nagrań część materiałów, które dostaję do masteringu jest zgrywana w ich studiu, nie przeze mnie. I to często jest problem. Duża część taśm w Polsce nagrywana była z procesorem Dolby „zapiętym” na masterze. To były procesory Dolby A, zapewne strojone jednorazowo na potrzeby danego studia, a często nawet jednego nagrania.

Dopóki taśma była odtwarzana w tym samym studiu, nie było problemu. Ale kiedy się ją przenosiło gdzie indziej, okazywało się, ze tam Dolby mogło być zestrojone inaczej – to był wyjątkowo mało kompatybilny system. Wczesne procesory w Polskich Nagraniach, należące do pierwszej generacji, stroiło się „na słuch”. Podawało się na procesor sygnał testowy z konsolety i słuchało się przełączając, czy to, co wychodzi z taśmy ma jednakowo głośny sygnał, jak to, co się na nią podaje (i odwrotnie z magnetofonu na konsoletę – w zależności czy nagrywaliśmy czy odtwarzaliśmy).

To po prostu nie mogło zostać idealnie zestrojone. Efekt jest taki, że duża część taśm została zgrana z takim samym ustawieniem Dolby, a w zasadzie powinno się go ustawiać indywidualnie do każdej taśmy. Tyle że przy tak dużym wolumenie zgrań nikt tego nie słucha, to – nomen omen – taśmowa robota. Ktoś siedział od rana do wieczora i przerzucał sygnał, patrząc tylko, żeby od strony cyfrowej go nie przesterować. Play-stop, play-stop, przewijanie… Późniejsze procesory Dolby mają „wyciągniętą” na zewnątrz możliwość strojenia a porównywanie sygnału odbywa się poprzez obserwację stanu dwu diod LED, które umożliwiają w sposób obiektywny ustawienie zera procesora a przełączanie poziomów sygnału na zasadzie odsłuchu jest już tylko pomocniczym elementem procedury.

Problemem systemu Dolby, systemu komparatorowego jest to, że nie do końca rozpoznaje co jest szumem taśmy, sprzętu mikrofonów, instrumentów, otoczenia, a co wysokimi tonami, szczególnie jeśli szum jest wysoki. Pół biedy, jeśli trochę tego szumu zostawi, z tym nie ma większego problemu. Gorzej, jeśli zadziała „bardziej”. Jak zabierze z szumem całą górę. W przypadku Maanamu był ustawiony tak agresywnie, że nic się z tym nie da już zrobić. Taśma została nagrana w taki sposób, że Dolby wyczyściło wszystko – to nieodwracalny, przynajmniej na obecnym etapie, skutek nagrywania z „przewalonym” Dolby A.

Doświadczenie w pracy dało mi swobodę. Teraz już wystarczy, że zgram taśmę i zerknę na widmo w komputerze widzę, że procesor zadziałał źle. I to jest coś, co zawdzięczam ekspozycji na te tysiące taśm – nabrałem dużego doświadczenia w obcowaniu z „analogiem”. Poznałem też od „kuchni” polskie studia nagrań. Często jest tak, że puszczam jakąś taśmę i po chwili wiem, gdzie została nagrana. Na przykład w Tonpressie, bo jazgocze i krzyczy, albo że w Polskich Nagraniach, bo triakowe oświetlenie studia rzęzi i szumi po całości. Tak było najczęściej w studiu nr 20.

Albo Polskie Radio Opole. Miałem kiedyś okazję poznać niezwykle miłego, starszego pana, który pomagał mi przy digitalizowaniu materiału. Kopiował on całe archiwum radia i okazałem się dla niego odpowiednim słuchaczem. A ja, ze swojej strony, popytałem o nadawanie – jestem przecież po takich studiach – i inne rzeczy, o których w żaden inny sposób nie da się dowiedzieć. Okazało się, że był on technikiem w studio i powiedział, mi, dlaczego taśmy z Radia Opole właściwie w ogóle nie mają dołu pasma. Jak się okazuje, mieli tak duże problemy z przydźwiękiem sieciowym, że nie wiedząc co z tym zrobić zapięli na stałe na masterze filtr, który wszystko wycinał. To jest nie do odtworzenia, tego nie ma.

Z kolei starsze płyty, lata 60. i 70., a nawet 80. mają innego typu problemy. Są one tak koszmarnie zaszumione, że są często filtrowane po 15 kHz. Na wykresie wyglądają, jak nie przymierzając plik mp3 – do tego stopnia, że można się pomylić. Podobne zmagania miałem z taśmami Tonpressu. Rozmawiałem kiedyś o tym ze ŚP. Sławomirem Wesołowskim i twierdził, że była to wina krosownicy, która bardzo szumiała – ponoć nawet było to zgłaszane ówczesnym władzom Tonpressu ale z żadnym skutkiem. W każdym razie w nagraniach było dużo szumu wysokoczęstotliwościowego i radzili sobie z tym w ten sposób, że po 15 kHz zapinali filtr, który wszystko wycinał. Alternatywą do takich działań był właśnie procesor Dolby A, ale nie wszyscy realizatorzy go „lubili” bo miał on swoją sygnaturę brzmienia.

Polskie realizacje z tamtych czasów są obarczone różnymi dziwnymi rzeczami, a zazwyczaj ich kombinacją: szumami, trzaskami, buczeniem, przydźwiękami. Kiedy dźwięk jest głośny, nie jest to jakimś problemem. Ale jest to szczególnie męczące w cichych fragmentach. Mam wrażenie, że kiedyś ludzie mniej na to zwracali uwagę, bo – miejmy tego świadomość – w tamtych czasach polskie gramofony czy kolumny nie były zbyt dobre. Sam nagrywałem muzykę na Kasprzaka z telewizora i mi to nie przeszkadzało :)

Do Polskich Nagrań trafiłem dzięki Michałowi i Łukaszowi z GAD Records. Wydawnictwo to współpracowało już wtedy z PN i widząc, że mój potencjał nie jest do końca wykorzystany, polecili mnie. Przy rekrutacji przeszedłem typową drogę z porfolio, z przykładowymi płytami, opisem itd. Chodziło o to, żebym pokazał, że nie jestem znikąd. Tam nie przychodzi się z ulicy, to tak nie działa. Tym bardziej, że mają swoich inżynierów współpracujących. Ale po przejściu tej ścieżki już w pierwszym telefonie zostałem zapytany o to, czy widzę coś, co można by zrobić z ich katalogiem.

Tak się składa, że z odpowiedzią na to pytanie chodziłem po rynku dwanaście lat. I nikt nie był tym zainteresowany. Opowiedziałem więc o płytach SACD i że można by spróbować wydać materiał w takim formacie, że nikt tego w Polsce na taką skalę nie robił. I że to mogłoby być ciekawe i inne od tego, co jest na rynku. Japonia, Stany Zjednoczone – tam to działa, dlaczego by nie spróbować i u nas?

Pierwsza reakcja była umiarkowana. Ale minął prawie rok, odbieram telefon i słyszę pytanie, czy ciągle jestem tym zainteresowany. I pada od razu propozycja: jeśli byłbym zainteresowany, to Warner Music Poland, jako duża firma, zaryzykowałaby taki projekt. Panie Ania Zając i Alicja Szymańska z Polskich Nagrań wymyśliły całość w bardzo fajny sposób – jako produkt niezwykle spójny, niewątpliwie premium ale dostosowany do polskich warunków. Prawdę mówiąc to, że wszystko doszło do skutku i że „się dzieje” to głównie ich zasługa. I, oczywiście, Empiku.

Ważne w tym wszystkim jest też to, że ludzie pracujący w Polskich Nagraniach wciąż mają pasję do muzyki, że wciąż kolejna i kolejna reedycja nie jest pracą przy taśmie, a czymś co można zrobić na nowo dobrze, lepiej… Dużo rozmawiamy, omawiamy, konsultujemy ze sobą. Dlatego też fajnie mi się z nimi pracuje. A wspominam o tym dlatego, że to nie jest zwyczajowe podejście, niezależnie czy wytwórnia jest mała czy duża.

Wróćmy jednak do meritum. Wchodząc do Polskich Nagrań musiałem się skonfrontować z poprzednimi remasterami. Nie wszystkim się one podobały, ale nie ma czegoś takiego, jak „master doskonały”. Można coś zrobić lepiej lub gorzej, ale nawet dwa mastery na tym samym poziomie mogą się od siebie mocno różnić. Ważne, aby postępować zgodnie z zasadami sztuki i aby to po prostu „dobrze grało”: żeby nie krzyczało, nie męczyło.

Przed wakacjami dostałem pięć pierwszych płyt – i były to płyty Niemena. Początkowo próbowałem je dociągać do tego, co zrobił Jacek Gawłowski, ale stanęło na tym, że musiałem to jednak zrobić po swojemu, bo pomyślałem sobie „po co komuś kolejny master Gawłowskiego?” Musiałem więc go sobie na nowo wymyślić. I, jak się wydaje, dobrze to wyszło, a seria spotkała się z zaskakująco dobrym przyjęciem.

Jak to się będzie rozwijało – nie wiem. Mam nadzieję, że seria zostanie skończona, a póki co wciąż jest taka wola. Tytuły dostaję z miesiąca na miesiąc – pięć tytułów i je robię. Mam miesiąc na zrobienie, materiał jest oddawany do tłoczni i za kolejny miesiąc płyty są w sklepach. Najnowsza grupa to głosy kobiece, a płyty będą w salonach Empik 29 marca. Oczywiście z niektórymi z nich były problemy, ale to jest, jak mówię, przypadłość polskich rejestracji. Ze swojej strony starałem się to zrobić jak najlepiej, ale bez burzenia tego, co jest tak naprawdę na taśmie.

Przypomina mi się Cegła grupy Dżem, na której głos Riedla jest schowany głęboko w miksie. Próbowałem go wyciągnąć zaawansowanymi narzędziami i się udało. Ale wszystko inne „siadło”. Zespół miksował sobie tę płytę sam, nie mając kompletnie o tym pojęcia i wyszło, jak wyszło. Niemena miksowano długo do mono, mimo że nagrywano go na magnetofonie czterośladowym, jak gdyby ktoś go nie lubił. A robiłem właśnie płytę Ewy Demarczyk z 1963 roku i jest to nagranie stereofoniczne i to doskonałe. To tak zabrzmiało, jakbym był tam przy niej. Breakoutom przydzielano, dla przykładu, gorsze studia. Jednym słowem – każde z tych nagrań ma zestaw swoich własnych, niepowtarzalnych problemów, z którymi trzeba się zmierzyć.

Miejmy przy tym świadomość, że mastery w Polskich Nagraniach są monofoniczne lub stereofoniczne. Nie ma wielośladowych taśm. Taka taśma kosztowała 300 dolarów, czyli tyle, co działka w Zakopanem. Wyglądało to tak, że jeden zespół kończył miksować, a za drzwiami stał już kolejny – taśmę kasowano i od razu nagrywano na nią kolejną sesję. I tak dopóty, dopóki w ogóle coś na nią dawało się nagrać. Jedyne taśmy wielośladowe, które pozostały, to z samego końca działalności studiów nagraniowych PN, bo po prostu nie było już kolejnych nagrań. Zdarzają się wyjątki, ale to zwykle taśmy w posiadaniu muzyków i trzymane u nich w domu.

Ciekawe jest to, że na Zachodzie wcale nie jest dużo lepiej. Poza największymi studiami i największymi zespołami czy wykonawcami, wieloślady również nie istnieją. Tyle, że z innego powodu i nie chodziło o dostępność. Jeśli ktoś miał wydać 300 dolarów na taśmę, to kasował starą, a na druk z rozliczeniem wpisywał, że kupił nową. Zwykle nigdy tego nie oddawał. Jeśli zespół się upomniał, taśmę dostawał. A jeśli nie, to była kasowana i wpisywana w zapotrzebowanie jako nowa.

Dodam, że dobieranie tytułów do serii nie jest przypadkowe. Przypomnę, że to przecież seria Empiku, który ma ogromną bazę danych dotyczących sprzedaży i dokładnie wie, które tytuły są „do sprzedania”, a które nie. Historycznie widać, co się i kiedy sprzedawało. Sukces sprzedażowy serii ma więc kilka źródeł, to nie tylko dźwięk i format.

CZĘŚĆ ˻ II ˺: ODSŁUCH

» NOVI Singers, Novi Sing Chopin ⸜ 1971
• Polskie Nagrania MUZA SXL 0755, LP (1971)
• Polskie Nagrania | Warner Music Poland 50541 9 78085 0 0 ⸜ SACD/CD (2023)

» BREAKOUT, Blues ⸜ 1971
• Polskie Nagrania MUZA/Polskie Nagrania SXL 0721/2007, seria „Czarne perły, cz. 3”, LP (2007)
• Polskie Nagrania | Warner Music Poland 50541 9 78085 3 1 ⸜ SACD/CD (2023)

» CZESŁAW NIEMEN, Niemen Enigatic
• Polskie Nagrania MUZA XL 0710-XL 0711 ⸜ 2 x mono LP (1971)
• Polskie Nagrania MUZA SXL 0710-XL 0711 ⸜ 2 x stereo LP (1971)
• Polskie Nagrania PNCD 1574 A/B ⸜ 2 x Compact Disc (2014)
• Polskie Nagrania | Warner Music Poland 50541 9 79359 1 6 ⸜ SACD/CD (2024)

DAMIAN ⸜ KTS • Siedzę o metr od głośnika, więc nie powiem nic o przestrzeni. Jesteśmy po odsłuchu Novi Singers, Breakoutów i Niemena i powiem krótko – za każdym razem bardziej podobała mi się wersja SACD. Szczególnie mi zapadła wersja SACD Niemena.

BARTOSZ PACUŁA ⸜ KTS • W przypadku płyty Breakout zdecydowanie najbardziej podobała mi się wersja SACD. Novi Singers – również SACD, szczególnie za energię, która się w tej wersji pojawiła. Największy problem mam z Niemenem, ponieważ wersja CD jest zdecydowanie najsłabsza, a winyl – w wersji mono – bardzo mi się podobał. Był bardzo miękki i bardzo przyjemny. Na jego tle wszystkie kolejne wersje brzmiały ostrzej, agresywniej. Jeślibym miał wybierać wersję cyfrową, to zdecydowanie SACD, ale ogólnie – to monofoniczny winyl.

DAMIAN LIPIŃSKI • Powodem takiego odbioru wersji stereofonicznych może być problem z lokalizacją instrumentów, które są tak porozkładane w panoramie, że trudno je ogarnąć. Nawet bas jest tu w panoramie. W momencie, kiedy robi się monofonizację, wszystko gra ze środka i może dlatego wszystko się lepiej ułożyło w miksie.

W stereo gdzieś tam zasuwa Hammond, tutaj gitara, a tak w ogóle to nie wiadomo, gdzie jest bas. Dźwięk nie zlewa się w całość na środku sceny, a powinien. Wygląda na to, że monofonizacja tego materiału wprowadziła do tego porządek, dlatego odbiera się tę wersję jako przyjemniejszą. Wreszcie wszystko jest w środku. To, tak generalnie, kłopot polskich realizacji, polegający na tym, że instrumenty o kompletnie różnym brzmieniu są porozstawiane na scenie, często skrajnie. I to nie gra…

ARTUR REICH ⸜ Audio Video Summit • Zacznę od Breakoutów. Dla mnie najlepiej brzmiała wersja SACD. Perkusja, wokal, gitara basowa itp. – wszystko to brzmiało w bardziej klarowny sposób, dla mnie lepiej. Już na płycie CD brzmiało to lepiej niż na winylu, ale trochę miejscami słuchać ją było w jakiś taki niezrównoważony przestrzennie sposób. Natomiast płyta SACD brzmiała po prostu super.

Novi Singers też mi się podobali z SACD. Ale odniosłem wrażenie, że wersja z winylu miała trochę więcej wybrzmień, było jaśniej, ale to było całkiem dobre. Dodawało to nieco przestrzeni luzu, wybrzmień. SACD brzmiał w trochę bardziej zaokrąglony sposób. Kultura całości została jednak bardzo dobrze zachowana.

RAFAŁ ⸜ KTS • Powiem tylko o płycie Breakoutów. Ja mam inaczej – SACD podobał mi się, ale wolałbym słuchać poprzednich wersji, CD i LP. A to dlatego, że na SACD zbyt wyraźny był dla mnie bas i nie pasował mi do reszty instrumentów, co mi przeszkadzało. To dlatego, siedząc tutaj, wolałbym słuchać CD i winyl. Ale, bądźmy szczerzy – SACD brzmi świetnie. Po prostu w tym utworze ta linia basu mnie zmogła :)

JULIAN SOJA ⸜ KTS, Soyaton • System Tomka znam, natomiast odtwarzacz Accuphase’a słyszę po raz pierwszy. Co do odsłuchu mam mieszane uczucia. Jeśli chodzi o Novi Singers, winyl był – jak dla mnie – bezkonkurencyjny. Na SACD to nie był dla mnie ten sam klimat. Z Niemenem miałem jeszcze gorzej, bo nie podobał mi się w żadnej wersji. Gdybym musiał coś wybrać, pewnie wybrałbym stereofoniczny winyl. W wersjach cyfrowych brzmiało to dla mnie za jasno. Ale już Blues Breakoutów najbardziej podobała mi się wersja SACD i to zdecydowanie. To fantastyczna robota. Wokal brzmiał jak z analogu – super.

RYSIEK B. ⸜ KTS • Uprzedzałem, że nie będziemy się zgadzali. Jeśli chodzi o Novi Singers, postawiłbym na remis. Obydwie wersje bardzo mi się podobały. Winyl zagrał tak, jakbyśmy byli na koncercie siedząc blisko sceny. SACD pokazał to samo, ale z dalszych rzędów. Na winylu dominował dźwięk bezpośredni, a SACD pokazało wszystko z większym pogłosem, z wieloma dźwiękami odbitymi. Ale obydwie wersje mi się podobały.

Z Breakoutami mam inaczej – najbardziej podobała mi się wersja CD, potem winyl i na końcu SACD. A Niemen – wersją SACD byłem rozczarowany. Dźwięk był jakby przefiltrowany przez filtry sepii w fotografii. Słyszałem mniejsze różnicowanie barwy, jakby dźwięk był matowy.

JANUSZ TUCHOWSKI ⸜ Audio Video Summit • Moim zdaniem najlepszy Niemen to wersja mono z winyla. Myślałem, że kiedy usłyszę wersję stereo, to będzie lepiej, a było gorzej, nie miało więc znaczenia, w jakiej wersji potem słuchałem. Novi Singers – podobnie, jak Julian uważam, że średnica, barwa, wybrzmienia – to było coś, co było lepsze na winylu. Płyta Breakout to z kolei wyraźna przewaga SACD, ale też dół słychać było mocniej. Ale siedzę w niekorzystnych miejscu, więc to mógł być ten problem. Mam też wrażenie, że Accuphase zagrał w tym systemie trochę za jasno.

TOMASZ KURSA ⸜ Audioform • Zgadzam się z Julkiem. Pierwsze porównanie, kiedy słuchaliśmy przygotowaną przez niego płytę z nagraniami przed i po obróbce, było jasne – jego wersje brzmiały znacznie lepiej. Zmieniała się barwa, temperament itp. Mnie bliżej jest do winyli, a taśma jest dla mnie najlepszym możliwym nośnikiem. Dlatego wersja cyfrowa wydawała mi się bardziej przymulona. Accuphase dodaje od siebie różne rzeczy. Dlatego jestem po stronie winyli, a Niemen – mono.

TOMASZ FOLTA ⸜ KTS • Ogólnie powiem, że tutaj mierzymy z sobą dwa formaty, analogowy i cyfrowy. Podobają mi się winyle, które przyniósł Wojtek, bo słychać w nich ducha epoki, to kawał historii polskiej muzyki. Natomiast cyfra wydaje mi się wybitna. W odróżnieniu to Tomka Kursy uważam, że to jest znakomite źródło.

Szacunek przy tym dla Damiana i jego reedycji SACD. Wiedziałem, że są, przechodziłem koło nich w Empiku, brałem do ręki, czytałem grupowe wpisy itd. Ale to nie moja muzyka i nie mój świat. Natomiast to, co dzisiaj usłyszałem, to jest po prostu fantastyczne. To, jak te nagrania brzmią z cyfry jest niesamowite. Do tego stopnia mi się to spodobało, że przez moment zamarzyło mi się, że znowu mam odtwarzacz srebrnych krążków i słucham sobie tych płyt dla przyjemności. Myślę, że to wiele mówi o wersjach Damiana.

DAMIAN LIPIŃSKI • Mam takie generalne odczucie dotyczące polskich winyli i jest ono skrajne odmienne od tego, co mówili tutaj Tomasz czy Julian. To, że one grają gładko, ciepło, przyjemnie, to dla mnie gra bez polotu i fantazji. Zawsze brakuje mi w tym dźwięku werwy. Intencją moich reedycji było oddanie w ręce ludzi muzyki, która żyje, która została przywrócona do żywych. I tutaj słychać było, że wszystkie winyle, których dzisiaj słuchaliśmy były jakby za kotarą. To może się podobać, ale mnie to nie odpowiada. Moim zdaniem polskie winyle są, pod każdym względem, złe i jest to zło absolutne :)

To dla mnie ciekawe doświadczenie, bo to system zupełnie inny od tego, z którym pracuję u siebie. U mnie to jest inaczej zestrojone. Kiedy słucham i siebie, to dźwięk jest jeszcze bardziej żywy – koledzy mówili wręcz, że „wyostrzony”. U Tomka brzmi on w bardzo ukulturalniony sposób, absolutnie nie za jasny.

BARTOSZ • A pamiętasz Julku, kiedy byliśmy w trzyosobowym składzie słuchając debiutu Santany? Słuchaliśmy różnych wersji – i winyle, i CD, i SACD. Kiedy słuchaliśmy pierwszych CD doszliśmy do ciekawej konkluzji, że pierwsze reedycje cyfrowe, jeszcze z lat 80., brzmią w sposób zaskakująco podobny do winyli, jakby starały się oddać brzmienie czarnej płyty. Ciekawi mnie w takim razie do czego ty, Damianie, dążysz skoro uważasz winyl za ułomy format. Co z tych nagrań chcesz „wyciągnąć” jako współtwórca dźwięku?

DAMIAN L. • Myślę, że pierwsze transfery płyt CD powstały bez osobnego masteru. To był najczęściej „flat transfer” taśmy analogowej, dopasowany poziomem do możliwości formatu cyfrowego. Nie było tam zbyt dużej ingerencji. Jeśli chodzi o polskie płyty tak było na 100% – dopóki nie pojawiły się „24-bitowe” remastery. To było, tak to widzę, jedno z większych nieszczęść, które się przytrafiły polskiej muzyce rozrywkowej. To bardzo źle brzmi, te transfery stały się na wiele lat jedynym źródłem sygnału do innych wydań, a poza tym te kopie mają hurtowo zamienioną stereofonię w stosunku do taśmy. Ktoś kopiując je do cyfry nie słuchał tego i miał źle podłączone kabelki.

A odpowiadając ci Bartku na pytanie, moim celem było wygnanie tego „historycznego” ducha i zaprezentowanie tych nagrań w świeższy, bardziej współczesny sposób. Ale też nie tak, aby wszystko wywrócić do góry nogami i wszystko spalić, zaorać. Raczej – stosując dzisiejsze techniki wpasować to w możliwości nośnika z optymalnym wykorzystaniem wszystkich zakresów. W pewnym sensie unowocześniając poprzez zdjęcie „analogowej kotary”, której nie ma w graniu na żywo, jest za to artefaktem starej taśmy. Chciałem, żeby to wyglądało, jakby ktoś nagrywał to wczoraj.

»«

» PERFECT, Perfect ⸜ 1981
• Polskie Nagrania MUZA/Polskie Radio PRCD 1596, Compact Disc (2013)
• Polskie Nagrania | Warner Music Poland 50541 9 78085 1 7 ⸜ SACD/CD (2023)

» BUDKA SUFLERA, Cień wielkiej góry ⸜ 1975
• Box, Cień Wielkiej Góry Live 2011 + Studio 1975, Budka Suflera Production BSP 05-2011, 2 x LP + 2 x CD (2011)
• Polskie Nagrania | Warner Music Poland 50541 9 78873 8 3 ⸜ SACD/CD (2023)

DAMIAN • Jesteśmy po odsłuchu Perfectu i Budki Suflera i, moim zdaniem, w obydwu przypadkach winyl zagrał najsłabiej. Po prostu najmniej mi się podobał. Jeśli chodzi o Perfect różnica między CD i SACD nie była wielka, mimo że spodziewałem się czegoś więcej. SACD zabrzmiał trochę ostrzej i do tej muzyki bardziej mi to pasowało. Z kolei Budka Suflera pokazała większą różnicę między SACD i winylem, na korzyść wersji cyfrowej. Było to bardziej rozdzielcze, miało więcej dynamiki i życia niż z LP.

BARTOSZ • Zgadzam się z Damianem, że Budka Suflera z SACD zagrała wyraźnie lepiej. Z Perfectem mam problem, bo do tej pory za każdym razem wolałem SACD niż CD czy winyl (poza Niemenem). To chyba ulubiona moja polska płyta i mam ją w wersji SACD w domu. To jest fantastyczna płyta i jeśliby się ukazała wówczas w Stanach Zjednoczonych, sprzedałaby się 10-20 milionach egzemplarzy. Ale zdziwiłem się tym, co powiedział Damian, to znaczy, że Perfect z SACD zabrzmiał ostrzej – dla mnie zabrzmiał bardziej płasko. Wersja z CD grała bardziej energetycznie. To chyba jedyna wersja, w przypadku której wybrałbym wersję CD. Winyl Perfectu był niezły, ale CD brzmiał lepiej.

ARTUR • Mnie znowu się „zmieniło” i to o 180 stopni, Z budką Suflera przy LP dostałem wewnętrznego oczopląsu, bo echo, zamiast być w głębi sceny, miałem wrażenie, że wokalista ma usta szerokie jak cała scena.

DAMIAN L. • To efekt Hassa, tyle że za daleko odsunięty. Zamiast zlewać się na środku sceny wychodzi za scenę, przez co wydaje się, że są dwa niezależne wokale – jeden jako „quasi echo”. Pomysł na echo był zły. Nagrywając wokale robi się to w ten sposób, że w jednym kanale jest podstawowy, a w drugim przesuwamy go o 30 ms. Mamy więc dwa źródła dźwięku, które zlewają się na środku sceny. I jest pięknie, szalenie szeroko, głęboko. Przy realizacji tej płyty zapewnie nie mieli efektora echo, w związku z czym przesunęli wokal ręcznie Ale za bardzo go przesunęli, przez co te dwa wokale się odseparowały.

ARTUR • No niedobrze to brzmi. Ale kiedy usłyszałem ten utwór z CD to tego już nie było. Kiedy wszedł wokal, to miałem ciary na plecach. Oddanie efektu człowieka odpadającego od ściany było niesamowite. Dlatego spośród tych trzech wersja CD wydaje mi się najlepsza. Jeśli chodzi o Perfect, to w wersji SACD kapitanie zabrzmiał bas. Był sprężysty, punktowy itd. Ale, tak generalnie, wersja SACD była ostra, szklista, bardzo wyraźna. W tej realizacji przeszkadzało mi, że wokalista jest cofnięty za linię instrumentów.

RAFAŁ • Mnie w obydwu przypadkach podobały się wersje SACD. Uważam, że winyl i CD były płaskie, smutne i bez wyrazu. Prawda, że Perfect z SACD brzmiał dość jasno, ale to akurat dobrze komponuje się z tym rodzajem muzyki. Mocne wysokie tony zrobiły super robotę.

JULIAN • Bardzo fajną kwestię przywołał Bartek: co przyświeca inżynierowi dźwięku, kiedy proponuje nowy remaster? Czy chce przybliżyć wersję oryginalną, czy chce przekazać swoją wizję płyty, czy próbuje coś, co – jego zdaniem – przypadnie do gustu współczesnej publiczności? To będą trzy, zupełnie różne warianty.

To kwestia gustu, ale w realizacjach Damiana nie podoba mi się wyciąganie góry. Jest jej, moim zdaniem, za dużo. Dla mnie to zbyt ostre brzmienie, dlatego z tymi dwoma nagraniami, jak dla mnie, tylko winyl i nic poza tym. Tak potraktowany bas super brzmi, ale góra już nie. Ta stara, „przymulona” wersja bardziej mi się podoba. Myślałem wcześniej o odtwarzaczu SACD, żeby sobie kupić, ale chyba to nie dla mnie. Mając dobry gramofon nie ma to dla mnie żadnego sensu.

RYSIEK • Budka Suflera z winylu zdominowała to brzmienie. Byłem nim zachwycony. To było coś, czego u Tomka dawno nie słyszałem. Podobnie – winyl Perfectu. Jeśli chodzi o porównanie CD i SACD, w obydwu przypadkach bardziej mi się podobała wersja SACD, ale raczej „ze wskazaniem” niż „bez żadnych »ale«”. A to z powodu przestrzeni – na SACD pojawił się trzeci wymiar, czego nie było na CD. Także wyczucie studia, pogłosów itp., było tu lepsze. Barwowo obydwa te nośniki przedstawiały taką samą wartość.

JANUSZ • Jeśli chodzi o Budkę Suflera, zarówno winyl, jak i SACD zabrzmiały podobnie. SACD było czystsze, klarowniejsze itp. A CD – w ogóle nie. Nie wiem, skąd te ciarki u Artura… Perfect jest płytą mojego dzieciństwa i winyl jest dla mnie najlepiej brzmiącym nośnikiem. Dla mnie to zupełnie inne światy. Mam wrażenie, że SACD zrobiło z tej płyty coś mniej prawdziwego Ale to porównanie z dźwiękiem „wyrytym” w mojej głowie, a nie obiektywne zdanie.

TOMEK K. • Myślę, że clou tego, co chciałem powiedzieć, dotyczy różnicowania barwowego, To, co pozwala nam rozróżniać jeden instrument od drugiego to barwa, czyli alikwoty, harmoniczne itd. To, co różni je od siebie to nie rozdzielczość, a kontrast. Accuphase, moim zdaniem, ma rozdzielczość, a nie ma kontrastu. To znaczy nie do końca rozróżnia barwę, a winyl to robi. Ponieważ, jak dla mnie, kluczem do słuchania muzyki jest barwa, dlatego w tym przypadku obydwa tytuły podobały mi się bardziej w wersji LP.

TOMEK F. • Zacznę od Budki Suflera, której to płyty bardzo nie lubię. Maniera wokalu na płycie CD była dla mnie nie do zniesienia. W wersji SACD było to zrobione znacznie lepiej, to było bardziej echo. Jeśli chodzi o Perfect, to niesamowicie spodobał mi się winyl. Miał klimat epoki, ale i spokój. Ta realizacja była tak dobra, że obydwie wersje cyfrowe były przy niej jak wyblakłe.

DAMIAN L. • Master Perfectu brzmi bardzo podobnie do tego, jak to słychać z LP. Mój pomysł na ten tytuł był taki, żeby zrobić coś takiego, co będzie mniej hałaśliwe niż na CD, które na tej wersji zlewają się z sobą. Chodziło i o to, żeby lekko odseparować od siebie materiał w górze pasma, ale żeby tego nie zgasić. Uważam, że jeśli na płycie są overheady (mikrofony nad perkusją, „zbierające” blachy – red.) to nie powinny być schowane – to bardzo głośny element perkusji.

BARTOSZ • Myślę, że to bardzo ważna uwaga i że chyba ma zastosowanie do wszystkich płyt Damiana. Zauważcie, że to płyty, które są w jakiś sposób „wrośnięte” w naszą podświadomość, a przez to porównujemy wszystkie nowe wersje do tej jedynej, do tej „naszej”. A konkurować z emocjami jest szalenie trudno. Dlatego to nie jest porównanie obiektywne.

To, czego nie można Damianowi odmówić, to fakt, że cała seria jest konsekwentnie realizowana według jakiejś myśli. Słyszeliśmy tu wiele różnych opinii, różnie ocenialiśmy taki, czy inny tytuł, ale w przypadku SACD wszystkie decyzje wydawały się podjęte świadomie. Przy winylach i CD było z tym różnie. Nie umiałem zrozumieć dlaczego Perfect mniej podobał mi się z SACD, a wszystkie poprzednie właśnie na SACD zagrały dla mnie najlepiej.

Teraz rozumiem, że ta decyzja nie była „moja”. To może się podobać czy nie, ale wszystko ma sens i jest spójne, to nie jest robienie wszystkich tytułów tak samo, jak z presetu, ale też nie jest to błądzenie we mgle – słychać, że stoi za tym dużo pracy. Mam wrażenie, że inne realizacje tego wieczora, głównie na CD, były losowe i przypadkowe. Niemen z CD był straszny, fatalny.

DAMIAN L. • No tak, to jest tak wymyślone, tak to słyszę. To nie jest przypadek, że coś brzmi tak, czy inaczej. Ja tak to słyszę, tak po prostu.

Post Scriptum

TOMEK LECHOWSKI • Niestety nie mogłem się pojawić spotkaniu z Damianem, gdyż w tym czasie podziwiałem dziką naturę Portugalskich Azorów. Jednak na następny dzień po powrocie udałem się do Tomka, żeby nadrobić zaległości.

Na początku bez żadnych porównań posłuchaliśmy kilka utworów z kilku płyt SACD z tej serii. Oczywiście zaczęliśmy od Perfectu, który gra świetnie na każdym poziomie głośności przekazując dużą dawkę pozytywnej energii. Jak to pięknie analogowo zagrało z SACD. Tomek, mimo że pozbył się odtwarzacza CD i ograniczył kupno płyt, skupiając się na streamingu, stwierdził, że kupi sobie tę wersję. Grzegorz Markowski śpiewa że chciałby być sobą. I tak jest. W utworze Niewiele mogę Ci dać i Nie płacz Ewka, daje nam wszystko. Jakbym przeniósł się w czasie i słuchał z winylu lub szpuli. Mimo braku środków na sprzęt w studiu udało się to świetnie nagrać. Płyta SACD genialnie przeniosła dźwięk z taśmy, bez tych analogowych niedogodności jak szumy taśmy, czy trzaski z płyty.

Mam w swoim systemie odtwarzacz SACD Acuuphase, jednak ten wyższy dzielony model „1000”, z którego słuchałem, pokazał swoją wyższość nad moim modelem, mimo że różnica w cenie jest spora. Oprócz tego, że srebrne krążki zagrały bez cyfrowego nalotu, jakbyśmy słuchali winylu, czy nawet taśmy z magnetofonu, to jeszcze odtwarzacz bardzo dobrze kontrolował bas, z którym gospodarz ma czasem problem i który u niego czasem jest poza kontrolą.

Wielokrotnie słyszałem opinię, że CD w nowych odtwarzaczach które stosują upsampling, konwersję do DSD lub inne sztuczki, jak MDS++ w Accuphase, grają prawie jak SACD i niewiele tracimy, więc szkoda się bawić w SACD. Oj, jak bardzo się mylą! Przejście na warstwę CD spłaszczyło dynamikę i zmniejszyło scenę, mimo że grało to ładnie, to słychać ograniczenia formatu i słychać było, że to „cyfrowe” wydanie.

Kolejną płytą SACD, której słuchaliśmy był Dżem, w którym wokal jest wycofany. O ile z gitarą jeszcze to gra całkiem fajnie, to po wejściu basu i perkusji – ginie. Na tym modelu Accuphase’a zagrało to dużo lepiej niż u mnie. Rysiek nie był już tak daleko za muzykami.

Dowiedziałem się, że podczas spotkania padło nawet stwierdzenie, że SACD zagrało na tym samym poziomie co winyl. Nie dziwi mnie to, bo DSD został wymyślony jako format do archiwizacji taśm-matek, więc płyty SACD mogą pokazać wierną kopię oryginału. Płyta analogowa ma oczywiście swój przyjemny szum, barwę, wielką przestrzeń, buduje klimat, ale kopia DSD z taśmy jest bliższa oryginałowi.

Na koniec – wisienka na torcie, płyta CD-R z porównaniem dźwięku przed i po rekonstrukcji dźwięku, którą przygotował Damian Lipiński. Co prawda tylko w wersji CD-R, ale możliwość posłuchania zgranej taśmy 1:1 i tego, co udało się zrobić Damianowi, było dla mnie niesamowitym przeżyciem. Głębokie ukłony i ogromny szacunek dla jego pracy. To, co udało mu się osiągnąć i nam podarować zasługuje na wielkie brawa. Udało mu się dodać do nagrań przestrzeń, lepiej poukładać muzyków, wyciągnąć – na ile się dało – wokale, które często są z tyłu miksu lub są przytłumione przez instrumenty.

BREAKOUT, Ona poszła inną drogą Oryginał grał bez energii, przygaszonym dźwiękiem, jakby był za kotarą. Po przejściu na SACD zabrzmiało to tak, jakbyśmy przełączyli z mono na stereo, pojawiła się przestrzeń, powietrze, a wokal czystszy i bardziej odseparowany.

BUDKA SUFLERA, Jest taki samotny dom Tak ogólnie – oryginalne nagranie jest niezłej jakości. Ma przestrzeń, dzwonki i talerze ładnie brzmią. Był to dobry materiał do pracy. Po obróbce Damiana gra to jeszcze bardziej przestrzennie, udało się lepiej uwypuklić wokale. A dzwoneczki jeszcze piękniej wybrzmiewają. Wokal Krzysztofa przyjemniej brzmi, teraz bez drażniących momentami dźwięków. Różne brudy w tle, które słychać na oryginale zostały wyczyszczone.

MAANAM, Simple story Ale to płasko gra! Perkusja brzmi, jakby była wycięta z papieru i odlana z plastiku. Kora brzmi płasko i jest sklejona z instrumentami. Są momenty, kiedy przestrzeń dla Kory próbuje zrobić pogłos, ale to i tak – słabe. Po rekonstrukcji nagranie nabiera energii i słychać, że fajnie udało się podkręcić wokal i odkleić go od reszty, choć nadal to brzmi słabo – ale taki był materiał źródłowy.

DŻEM, Ballada o dziwnym malarzu Baaardzo przygaszony wokal, jakby Riedel śpiewał schowany w kącie i tam podstawili mu mikrofon. W nagraniu jest bardzo mało góry – tylko talerze nagle odzywają się w górnym rejestrze, jakby ktoś je chwilowo podkręcił, przypominając sobie o całym paśmie. Nowa wersja Damiana każde nagranie gra, jakby otrzymało ono drugie życie. Ryśka udało się przybliżyć bliżej nas i zbudować klimat reszty zespołu. Pojawiło się miejsce dla każdego. Przyjemnie się tego słuchało.

MAREK GRECHUTA, Serce Oryginał ma dobrze nagrany wokal, oddaje klimat utworu. Nowa wersja czystsza, gładsza, Marek jeszcze bardziej czaruje. Jakby to nagranie zostało później zrealizowane z lepszym sprzętem.

PERFECT, Lokomotywa z ogłoszenia W wersji bez korekty jest dawka energii, ale bas przy zejściu niżej jest buczący i płytki, a wokal brzmi w trochę płaski i przytłumiony sposób. W nowej odsłonie nagranie dostaje dodatkowej dawki energii, a Marek brzmi lepiej, nawet kiedy w tle ma wiele innych dźwięków.

» Czesław Niemen, Nie wiem czy warto Przy tym utworze, z uwagi na to, że oryginał był monofoniczny, przejście na stereo dało od razu kopa. Pojawiła się dynamika, przestrzeń i Czesław nie śpiewa jak odtworzony z magnetofonu kasetowego, tylko jesteśmy z nim podczas nagrania. Świetna robota.

Wersja Damiana Lipińskiego to kawał dobrej roboty. Czekam na kolejne tytuły i cieszę się, że udało się to wszystko wydać na SACD, a nie standardowo na CD. Dużo byśmy na tym stracili.

Post Scriptum II

PARĘ DNI PO naszym spotkaniu Polskie Nagrania upubliczniły skład kolejnej grupy remasterów – będzie to ˻ SERIA 5 ˺: • HALINA FRĄCKOWIAK i Geira, debiut KRYSTYNY PROŃKO, MARYLA RODOWICZ z Sing-sing oraz MIRA KUBASIŃSKA Mira. Płyty zostaną wydane 29 marca.

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl