pl | en
Test
Przedwzmacniacz gramofonowy
Art Audio VINYL ONE REFERENCE

Cena: 3500 GBP (około 17 000 zł)

Dystrybucja: Pełne Brzmienie

Kontakt:
Piotr Bednarski
tel.: 695 503 227

e-mail: kontakt@hi-endstudio.com

Strona producenta: Art Audio

Tekst: Wojciech Pacuła

Z Tomem Willisem, właścicielem i konstruktorem brytyjskiego Art Audio miałem okazję porozmawiać przy okazji wystawy Audio Show 2008, kiedy to przyjechał do Warszawy, by prezentować swoje urządzenia. Dobrze pamiętam jego spokojny głos, którym wyjaśniał mi, dlaczego lampy są najlepszym, co melomanom mogło się w życiu zdarzyć. Koherencja harmoniczna lamp, ich naturalne barwy i odporność na przesterowania są, dla niego, kluczem do sukcesu. Nic więc dziwnego, że wszystkie swoje produkty wyposaża w próżniowe bańki. Nie inaczej jest z przedwzmacniaczem Vinyl One Reference, który testuję. Jego wygląd jest charakterystyczny dla tego producenta – czołówkę wykonano z polerowanej, nierdzewnej stali i wygrawerowano na niej duże napisy. W środku – same lampy: w torze wzmocnienia 12AX7LPS Sovteka i jeszcze jedna, 6FQ7, wyglądająca tak, jakby pracowała w stabilizacji napięcia. Pewności nie mam, ale tak to wygląda. Równie ważne, jak to, co otrzymałem jest to, co mogłem otrzymać. Art Audio to bowiem niewielka firma, oferująca swoje urządzenia w wielu wersjach wykończenia, z różnymi elementami wyposażenia, różnymi lampami. To chyba klucz do sukcesu „specjalistów” – coś, co mój znajomy nazywa „audio custom”, a co oznacza „szycie” urządzeń pod konkretnego odbiorcę. Po co? Tylko wówczas można bowiem przygotować synergiczny, koherentny system. Dlatego też wersja, którą otrzymałem do testu, to tylko jedna z wielu możliwych. Zamiast srebrnej czołówki może być czarna, zamiast srebrnej gałki siły głosu – złocona. Gałki zresztą może w ogóle nie być, może to być wersja ze stałym napięciem na wyjściu. Testowana wersja to model Reference, z usprawnieniami w torze zasilania i wzmocnienia, ale za 2600 GBP można zamówić wersję podstawową. No i jeszcze można mieć inne lampy. I wreszcie można zamówić wersję MM, korzystając z zewnętrznego transformatora step-up.

Do tej pory testowaliśmy:

  • Wzmacniacz zintegrowany Jota Sentry – test TUTAJ
  • Przedwzmacniacz liniowy + wzmacniacz mocy Conductor + Diavolo – test TUTAJ
  • Wzmacniacz zintegrowany Quintet MkII – test TUTAJ

ODSŁUCH

Płyty użyte do odsłuchu:

  • Musik wie von einem anderen Stern, Manger Products, MANG-2010, 2 x 180 g LP.
  • Billie Holliday, Songs For Distingue Lovers, Verve/Classic Records, One-sided, 2 x 180 g, 45 rpm LP.
  • Depeche Mode, Fragile Tension/Hole to Feed, Mute Records, 12BONG42, 2 x 180 g, maxi-SP LP.
  • Frank Sinatra, Sinatra&Strings, Warner Music/Mobile Fidelity, MFSL 1-313, No. 199, 180 g LP; recenzja TUTAJ.
  • John Coltrane, Giant Steps, Atlantic/Rhino, R1 512581, 2 x 45 rpm LP.
  • Julie London, Julie is her name. Vol.1, Liberty, LRP 3006, LP.
  • Kraftwerk, Tour The France Soundtracks, EMI Records, 591 708 1, 2 x 180 g, LP; recenzja TUTAJ.
  • Mel Tormé, Mel Tormé Sings Shubert Alley, Verve/Polydor K.K. Japan, KI 8212, LP.
  • Mel Tormé, Mel Tormé at the Red Hill , Atlantic/London Records, HA-K 8021, LP.
  • The Cult, Electric, Beggars Banquet/Sire, W1-25555, LP.
  • Yamamoto, Tsuyoshi Trio, Midnight Sugar, Three Blind Mice/Cisco Music, TBM-23-45, 0080/1000, 45 rpm, 2 x 180 g LP; recenzja TUTAJ.

Japońskie wydania płyt CD na stronie CD Japan.

Art Audio jest przedwzmacniaczem lampowym i chociaż pewne rzeczy z próżnią i gnającymi przez nią elektronami pozostają niezmienne, to jednak inne, najwyraźniej, dają się modyfikować. Mówię o tzw. „lampowym” brzmieniu. Testowany przedwzmacniacz bez cienia wątpliwości ma właśnie taką proweniencję, jednak nie jest to coś, co byłoby słuchaczowi narzucane nachalnie, wciskane przez dziurkę od klucza, żeby aby na pewno zrozumiał, że: „ma przecież, do cholery, do czynienia z lampami!”. Tom Willis widzi to jednak inaczej. Chociaż uważa – jak mówię – że lampy to najlepsze, co mogło się reprodukowanej mechanicznie muzyce przytrafić (proszę rzucić okiem na mini-wywiad poprzedzający test Conductora i Diavolo – TUTAJ), nie forsuje tego na siłę, a raczej sugeruje, raczej zachęca niż „wkręca”. Przejawia się to tym, że dźwięk tego przedwzmacniacza wcale nie jest „ocieplony” w tym sensie, w jakim zwykle o tym myślimy, mając przed oczyma lampy. Wyższa góra jest trochę złagodzona i delikatniejsza niż to, co dookoła, ale o tym za chwilę. Nie jest to bowiem powód do traktowania tego dźwięku tak, jak wcześniej mówiłem. Dookoła, dookoła, ale doszedłem – góra tego urządzenia nie jest wycofana, ani zaoblona. To dwa elementy, do których najczęściej w lampach się dąży, tak rozumiejąc ich dźwięk. Moim zdaniem to błąd, dopuszczalny tylko wtedy, kiedy dążymy do tego świadomie i świadomie przyjmujemy odstępstwo od neutralności, zdając się raczej na swoje preferencje, bez oglądania się na „akuratność”. To, że góra jest mocna, wyraźna, niezamglona mogłem się przekonać przy nowym singlu Depeche Mode Fragile Tension/Hole To Feed, wytłoczonym z prędkością 33 1/3 rpm na 12” winylu. To remiksy tytułowych utworów, przeznaczone do klubów tanecznych, a więc niebojące się mocnego „świerszczenia” na górze pasma, z potężnym bitem, nieco „utechnicznione”. Chociaż ostatni album Depeszów jest znakomicie nagrany, co słychać przede wszystkim w wersji winylowej, to jednak tego typu remiksy zawsze brzmią nieco dobitniej niż oryginał. Art bardzo ładnie pokazał, o co w tym chodzi, starając się wydobyć z tego artystę, zamiar, pomysł. Nie robił tego jednak kosztem „techniki”. Jak mówię, to zdecydowanie taneczne, klubowe wersje i konieczne jest zachowanie także i tej ich strony. Brytyjski przedwzmacniacz zachował się, jak dżentelmen, delikatnie podkreślając „człowieka”, bez jego ugrzeczniania. Miałem więc szybki puls, znakomicie trzymany, ale i fantastycznie pokazane zabawy z głosem, ładnie rzucane przed całą rytmiczną „machiną” pod spodem.

Kierunek „na wykonawcę” będzie się zresztą przewijał przez całość odsłuchów. Wspomniałem o wycofaniu wyższej średnicy. Słuchać to jako brak wyostrzeń i trzasków. To raz. A dwa, to – jednak – faworyzowanie wokali. Nie jest to jednak „dopalanie” ich, ocieplanie itp., już o tym mówiłem, a prosta konsekwencja uplastycznienia dźwięku – jeśli coś jest cichsze, to automatycznie to, co dookoła wydaje się mocniejsze. Tak jest i ze środkiem. Wokal Mela Tormé z płyty Mel Tormé Swings Shubert Alley był więc duży, mocny i – tak, jednak tak, trochę ciepły. Tak się jednak składa, że dźwięk tej płyty jest właśnie taki – blachy są lekko wycofane, choć bogate wewnętrznie, nie-papierowe, a środek gra główną rolę. Art Audio lekko tylko ten zakres „pchnął”. Nic się nie wywróciło, ale kroczek do przodu zrobiony został. Lepiej to, o czym mówię słychać było przy oryginale płyty Julie London Julie is Her Name. Vol. 1, gdzie – inaczej niż na cyfrowej reedycji HQCD – wokal jest nieco nosowy i bardzo głęboki. Właśnie w tym przypadku nałożyły się na siebie charakter płyty i przedwzmacniacza. Bez histerii – nic się nie stało, po prostu głos był nieco mniej rozświetlony niż z moim przedwzmacniaczem. Prawdę mówiąc, w dużej mierze przypominało to, co słyszałem wcześniej z przedwzmacniaczem Pulsare firmy Avid. To dokładnie taki sam sposób traktowania środka.

Przy czym Art Audio od swojego brytyjskiego pobratymca różni się jednym szczegółem – ma lepiej wybudowaną, dokładniejszą górę. Przy London nie było tego szczególnie wyraźnie słychać, bo to właśnie taka, ciepła płyta, jednak przy Tormé – już bardziej. A jeszcze ładniej tę różnicę pokazała nowa reedycja (Atlantic 45 RPM Master Series) płyty Giant Steps Johna Coltrane’a. Wyraźnie chodziło Tomowi Willisowi o to, żeby przygotować zrównoważony tonalnie produkt, który nie podpadałby pod żadną kategorię ze względu na swoje wady, a raczej ze względu na swoje zalety.

No właśnie – zalety. Dużą część odsłuchów przeprowadziłem, korzystając z wkładki Miyajima Laboratory Waza, która – przypomnę – bardzo mi się podobała. Jej balans tonalny jest przesunięty w kierunku niższej średnicy, jednak to, co mnie w niej urzekło, to totalna koherencja, wewnętrzna zgodność wszystkiego ze wszystkim. Waza nie przynosi odpowiedzi na każde pytanie, jest w pewnym sensie ograniczona, ale te odpowiedzi, które padają, są absolutnie wystarczające, można powiedzieć, że w większości sytuacji wyczerpują temat. Jak zwykle, żeby wszystko dokładnie ukazać, troszkę przesadzam, bo Air Tight PC-1 i Air Tight PC-1 Supreme wszystko robią znacznie lepiej i to one – szczególnie Supreme – wydają się „odpowiedzią ostateczną”. Nie chodzi jednak przecież o aptekarskie wyważanie wszystkiego. Moja opinia o Arcie bazuje na tym, jak to urządzenie odebrałem w czasie dłuższego odsłuchu, bez kompulsywnego przełączania między wszystkimi dostępnymi mi przedwzmacniaczami. A każdy podzakres jest nasycony, jak to w dobrej lampie, ale całkiem precyzyjny, bez rozmywania krawędzi, bez spłaszczania perspektywy, bez jej przybliżania czy oddalania. Jeśli instrument został zarejestrowany blisko, jeśli mikrofon stał tuż przed nim, to będzie duży, będzie miał tendencję do „wychodzenia” z kolumn. Jeśli daleko, to będzie nieco pomniejszony. I to – tu wracam do Miyajimy – pomimo że wkładka ta idzie w podobnym kierunku. Jeśliby cieplenie, wycofanie, złagodzenie było „wpisane” na stałe w dźwięk tego przedwzmacniacza, to jego połączenie z podobnie grającą wkładką tylko by to pogłębiło. A tutaj inaczej – te dwa przekazy się „zazębiły”, uzupełniły, podparły swoje dobre strony, lekko kamuflując słabsze. Głos London wcale nie stał się bardziej nosowy, ani głos Sinatry cieplejszy.

Według badaczy Biblii jednym z podstawowych założeń, stojących za stwierdzeniem prawdziwości jej przekazu jest „wewnętrzna niesprzeczność”, albo „wewnętrzne potwierdzenie” każdego fragmentu Biblii przez dowolny inny. Uważa się, że każdy fragment, którego się nie da „uzgodnić” z pozostałymi jest apokryfem. Może to duży kaliber, ale chciałbym, żeby państwo pomyśleli właśnie tymi kategoriami o Vinyl One Reference – w jego przekazie wszystko jest „zgodne”, wszystko się uzupełnia, dopełnia i zgodnie współpracuje. Nie twierdzę, że akurat ten przekaz (nie mówię o Biblii, a o Art Audio) jest idealny, a tym bardziej kanoniczny. Ale jest spójny, konkretny, a to naprawdę bardzo dużo. Nie ma w tym dźwięku chaosu, jest bardzo dobra dynamika i głębokie brzmienie. Scena dźwiękowa jest całkiem głęboka i szeroka. Organizowana jest raczej wokół konkretnych wydarzeń niż „generowana”. Naprawdę bardzo udane urządzenie, któremu zdarzyło się być lampowym.

BUDOWA

Przedwzmacniacz Vinyl One to urządzenie o standardowej wielkości, przypominające gabarytami średniej mocy wzmacniacz zintegrowany. Jego ścianka przednia wykonana została ze stalowej, polerowanej płyty, na której wygrawerowano napisy. Ze zdjęć zamieszczonych na stronie firmowej wynika, że dostępne są też inne zestawienia kolorystyczne – np. czarny ze złotym. W innym, niż w testowanym egzemplarzu, kolorze może być także gałka. U mnie była srebrna, ale może być np. złocona. A gałka to rzecz w tym przypadku istotna – na wyjściu przedwzmacniacza zamontowano bowiem potencjometr – Alps „Blue Velvet”, którym możemy regulować poziom wyjściowy i podłączyć do Vinyl One bezpośrednio końcówkę mocy, z pominięciem przedwzmacniacza liniowego. Oczywiście pod warunkiem, że nie mamy żadnego innego źródła. Podobnie było zresztą w ikonie hi-endu, przedwzmacniaczu Steelhead v2 Manleya. Tam mieliśmy jednak dodatkowe wejście liniowe, które nie ograniczało takiego minimalistycznego systemu jedynie do gramofonu. Jakby nie było, regulacja siły głosu w przedwzmacniaczu gramofonowym jednoznacznie sugeruje, że w takim systemie to na analogu ma spoczywać główny ciężar grania muzyki. Z potencjometrem połączone są dwa pary wyjść RCA, można więc wykonać bi-amping. Kiedy odkręcimy potencjometr na maxa, otrzymamy klasyczny przedwzmacniacz RIAA, który można następnie podłączyć do przedwzmacniacza liniowego. Szkoda jednak, że nie ma osobnego, nieregulowanego wyjścia, które uprościłoby tego typu system. Warto jednak mieć na uwadze, że można Vinyl One zamówić w ogóle bez potencjometru. Oprócz gałki siły głosu na przedniej ściance jest jeszcze tylko mechaniczny wyłącznik sieciowy oraz niebieska dioda, która sygnalizuje działanie urządzenia. Z tyłu, oprócz wspomnianych wyjść liniowych mamy dwie pary wejść – osobno dla wkładek MM (i MC HO) oraz dla MC. Wybieramy między nimi małym, hebelkowym przełącznikiem. Jest tam też niezłocony zacisk masy.

Wejście MC jest nietypowe – to takie same gniazda RCA, jak w wejściu MM, ale nie przykręcone do obudowy, a wpuszczone w wycięcia. A to dlatego, że są one przykręcone bezpośrednio do cylindrów z mu-metalu, skrywających transformatory wejściowe. W Vinyl One sekcję MC obsługują bowiem transformatory step-up. Tom pisze, że rdzeń składa się w 75% z niklu i są tam dwie, zbalansowane sekcje, przedzielone czterema ekranami elektrostatycznymi. Kubki z mu-metalu są wyjątkowo grube. Układ wewnątrz zbudowano na jednej, dużej płytce drukowanej. Z transformatorów sygnał trafia do pierwszej lampy – to podwójna trioda 12AX7LPS Sovteka, gdzie „LP” oznacza „Large Plate”. To lampy typu NOS, niestety już nieprodukowane. Z wejścia MM trafiamy bezpośrednio do kolejnego stopnia – przez kondensatory Wimy wchodzimy do dwóch kolejnych lamp, także 12AX7LPS Sovteka, po jednej na kanał. I tyle. Na wyjściu mamy dwa, bardzo duże, bardzo ładne kondensatory Musicap Hovlanda. I to po nich sygnał biegnie do przedniej ścianki, do potencjometru i z powrotem do ścianki tylnej.

Bardzo rozbudowany jest zasilacz. Podstawą jest średniej wielkości, toroidalny transformator, z dwoma (?) uzwojeniami wtórnymi. Jedno jest dla żarzenia, które jest prostowane i filtrowane w czterech kondensatorach amerykańskiego Dubiliera, po 10 000 μF każdy. Obok jest kolejne, ze znakomitymi kondensatorami BHC i scalonym stabilizatorem i widoczną obok, podwójną triodą 6FQ7 (nieoktalowa wersja 6SN7) firmy Edicron, pracującą najwyraźniej w układzie stabilizacji napięcia. Obok niej umieszczono dwa przepotężne, przepiękne kondensatory Mundorfa – MtubeCap, połączone równolegle grubymi drutami. Całość wygląda naprawdę porządnie, a uwagę zwraca m.in. prowadzenie masy kablami w gwiazdę.

Dane techniczne (wg producenta):

Sekcja MM
Wzmocnienie: 50 dB (47 kΩ - inne wartości obciążenia na zamówienie)
Zniekształcenia: <0,05 %
Impedancja wejściowa: 100 Ω
Szum: -75 dB
Pasmo przenoszenia: 20 Hz-20 kHz (±1 dB)

Sekcja MC
Wzmocnienie: dodatkowe 20 dB (razem 70 dB; 1 kΩ - inne wartości obciążenia na zamówienie)
Pasmo przenoszenia: 10 Hz-20 kHz (±1 dB)
Przesterowanie: 75 mV


Pobierz test w PDF

g     a     l     e     r     i     a


System odniesienia

  • odtwarzacz CD: Ancient Audio Lektor AIR
  • przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC (test TUTAJ)
  • przedwzmacniacz: Polaris II + zasilacz AC Regenerator, (wersja z klasycznym zasilaczem, test TUTAJ)
  • końcówka mocy: Luxman M-800A (test TUTAJ)
  • wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version (recenzja CS300 TUTAJ)
  • kolumny: Harpia Acoustics Dobermann (test TUTAJ)
  • słuchawki: Sennheiser HD800, AKG K701, Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ω (recenzje TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ)
  • interkonekty: CD-przedwzmacniacz: Mexcel 7N-DA6300, artykuł TUTAJ, przedwzmacniacz-końcówka mocy: Wireworld Platinum Eclipse.
  • kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx
  • kable zasilające: Acrolink Mexcel 7N-PC9100 (odtwarzacz; recenzja TUTAJ) i 2 x Acrolink Mexcel 7N-PC7100 (przedwzmacniacz, końcówka mocy; recenzja TUTAJ)
  • listwa sieciowa: Gigawatt PF-2 (recenzja TUTAJ)
  • stolik SolidBase IV Custom; opis TUTAJ
  • pod odtwarzaczem podkładki Ceraball (artykuł TUTAJ)
  • Gramofony wciąż się zmieniają, podobnie jak wkładki. Moje marzenie: SME 30 z ramieniem Series V i wkładką Air Tight PC-1 (także w wersji PC-1 Mono).