WZMACNIACZ MOCY ⸜ stereo Dan D’Agostino
Producent: DAN D’AGOSTINO MASTER AUDIO |
Test
tekst WOJCIECH PACUŁA |
No 238 16 lutego 2024 |
PRODUKTÓW DANA D’AGOSTINO nie da się pomylić z żadnymi innymi. Niesamowicie wykonane, zwarte, o raczej niewielkich rozmiarach – a przez to bardzo ciężkie – mają srebrne, wykończone z dbałością o najmniejszy detal, obudowy, w których po bokach umieszczono miedziane radiatory z charakterystycznymi okrągłymi otworami. Cechą szczególną jego projektów jest okrągłe, podświetlane na zielony kolor „okno” pośrodku przedniej ścianki, nieco steampunkowy element, przywodzący na myśl bulaj statku podwodnego kapitana Nemo, a mieszczący VU-metry pokazujące oddawaną przez urządzenie moc. Zapytany przez Chrisa Martensa o to, czy ten dizajn jest jego dziełem, odpowiedział: Całkowicie. Kiedy moi przyszli klienci po raz pierwszy widzieli Momentum (wzmacniacz mocy – red.) w czasie wystaw audio, stojący na podłodze swoim małym standzie, pytali: «Czy to jest makieta? To przecież nie jest prawdziwy wzmacniacz, prawda?» - a to dlatego, że był taki mały. Spodziewali się, że to będzie gigant. Taki też, to jest fantastycznie wyglądający, kosztowny, a niewielki, jest też najnowszy wzmacniacz mocy stereo, należący do serii Momentum, model S250 MxV. MxV, czyli masa razy prędkość, to równanie na wielkość fizyczną jaką jest pęd, czyli po angielsku – właśnie – momentum. ▌ S250 MxV JAKO SIĘ RZEKŁO, MODEL S250 MxV jest stosunkowo niewielkim urządzeniem. Ale swoje waży. A to dlatego, że niemal cały jego środek zajmuje potężny transformator toroidalny, a obudowa z aluminium i miedzi jest wyjątkowo gruba. Urządzenie mierząc zaledwie 317,5 x 54,6 1 x 133,4 mm oddaje do obciążenia 8 Ω 250 W, podwajając moc przy 4, dając niebywałe 1000 W przy 2 Ω, jeśli oczywiście trzymać się danych podawanych przez producenta. To oznacza, że wzmacniacz pracuje jak doskonałe źródło prądowe, przynajmniej w interesującym nas przedziale obciążenia. Materiały zamieszczone na stronie internetowej firmy mówią: Wzmacniacz stereo Momentum S250 MxV, następca udanego modelu S250, zapewnia niezwykłą jakość dźwięku monobloków Momentum M400 MxV w bardziej przystępnej cenie w formie stereofonicznego urządzenia w pojedynczej obudowie. Jak widać, pierwsze były monobloki, a ich stereofoniczna wersja powstała później. Co więcej, cała nowa seria MxV ma wykorzystywać techniki opracowane dla topowego wzmacniacza Relentless Mono Amplifier. Ma to, jak zaznacza producent, przynieść rozwiązania z droższych produktów w niższej cenie. Jako przykład podaje wykorzystanie tych samych miedzianych radiatorów, tych samych 1% metalizowanych rezystorów firmy Dale, tych samych tranzystorów mocy Sankena o częstotliwości granicznej 69 MHz i takiej samej, w pełni komplementarnej konfiguracji zbalansowanej. Testowany wzmacniacz jest więc urządzeniem stereofonicznym, o zbalansowanym torze wzmocnienia, wyposażonym jedynie w wejścia XLR. Podstawę jego zasilania stanowi nowy, jak mówi producent: „bardzo cichy” transformator o mocy 1800 W, który ma – jak czytamy – prawie 50% większą moc wyjściową w stosunku do poprzednika S250, przy tej samej wielkości. W zasilaczu znajdziemy również bank kondensatorów o pojemności prawie 100 000 μF. Stopień końcowy zbudowano przy wykorzystaniu nowych tranzystorów mocy, które pierwotnie zostały wybrane dla flagowych monobloków Relentless. Jak zapewnia firma, „należą one do najszybszych z dostępnych”, a ich częstotliwość graniczna wynosi 69 MHz, dzięki czemu są bardzo szybkie (chodzi o wysoką szybkość narastania sygnału). W Momentum S250 MxV zastosowano 26 tranzystorów, w układzie push-pull, w klasie AB. Pozwoliło to zmniejszyć impedancję wyjściową do 0,12 Ω, pomimo że przecież Dan D’Agostino nie stosuje w swoich konstrukcjach globalnego sprzężenia zwrotnego. Rzeczą niezwykle charakterystyczną dla tego urządzenia są radiatory. Raz, że miedziane, a dwa pozbawione klasycznych „piór”. Zamiast nich wyfrezowano w nich otwory. Producent mówi o nich Venturi Style Heatsinks, odwołując się, jak się zakłada, do efektu Bernoulliego, zastosowanego następnie przez Giovanniego Battistę Venturiego w przyrządzie do pomiaru prędkości przepływającej cieczy. Chodzi o to, że w połowie rury przez którą ona przepływa wykonuje się przewężenie, dzięki któremu w tym miejscu następuje jej szybszy przepływ. W języku polskim rozwiązanie to nosi nazwę zwężki Venturiego. Ja mam jednak inne podejrzenia związane z nazwiskiem Venturi. Może to tylko moja wyobraźnia, ale może jednak… | Venturi Style Heatsinks O RADIATORACH WZMACNIACZY Dan D’Agostino materiały firmowe mówią: Venturi Style Heatsinks. Rozumiemy, że chodzi o zwężkę Venturi’ego ale przez chwile popuśćmy wodze fantazji i załóżmy, że jest to odwołanie do nazwiska Roberta Venturiego (1925-2018), jednego z najważniejszych architektów, teoretyków i dydaktyków amerykańskich. W czasie studiów był on pod wpływem swojego profesora, Jeana Labatuta, co wpłynęło głęboko na jego rozwój. Już na uczelni Robert Venturi zaczął pracować nad pomysłami, które potem przerodziły się w słynną książkę-polemikę wymierzoną w modernizm. Jak czytamy w jego notce biograficznej na portalu PLN Design, swoje poglądy przedstawił w dwóch najważniejszych książkach: Złożoność i sprzeczność w architekturze oraz Learning from Las Vegas. I dalej: Postulował zerwanie z ascetycznym stylem modernistycznym, pragnął większych doznać estetycznych, tworzenia budowli nie tylko funkcjonalnych, ale i ładnych. Był zwolennikiem umieszczania budynków w szerszym kontekście, tego, aby architektura współgrała z kompleksowością miasta i dalszego otoczenia. Za swoją pracę otrzymał wiele międzynarodowych nagród, w tym te najbardziej cenne – Nagrodę Pritzkera w 1991 roku i Złoty Medal Amerykańskiego Stowarzyszenia Architektów w roku 1989. ● NIEZALEŻNIE OD TEGO, CZY forma wzmacniaczy Dan D’Agostino nam odpowiada, czy nie, jednego jej nie można omówić: oryginalności i bycia „jakąś”. W przeciwieństwie do przygniatającej większości produktów audio jest to przemyślany projekt plastyczny, który służy także technice. Wzmacniacz Momentum S250 MxV ma wyraźnie ustrukturyzowaną formę, z symetrycznymi podziałami i powtórzeniami. Ma przy tym dopracowane wszystkie boki, nie tylko front. Jest to odejście od projektu à la Strip (Las Vegas) – że się powołam do Venturiego – który od lat 70. ubiegłego wieku jest stylem obowiązującym w audio – liczy się tylko front, a to, co poza nim nie ma znaczenia. Od strony technicznej również wygląda to bardzo ciekawie. Testowany wzmacniacz korzysta z nowego układu zarządzania prądem podkładu, który – jak tłumaczy producent – zapewnia stałą polaryzację, „zapobiegając nadmiernym temperaturom nawet przy największym zapotrzebowaniu na moc oddawaną na głośniki”. I dalej: Dodatkowe tranzystory mocy w stopniu wyjściowym zmniejszają obciążenie każdego tranzystora mocy indywidualnie. Minimalizując obciążenie każdego pojedynczego tranzystora, cała sekcja wyjściowa działa lepiej i stabilniej. Rezultatem jest bogatsza, bardziej dynamiczna, intymna prezentacja niezależnie od gatunku muzycznego. Dan D’Agostino, obok wyjątkowego zasilacza i tranzystorów, dużą wagę przykłada również do odprowadzenia ciepła. O radiatorach już wspomnieliśmy, dopowiedzmy więc jeszcze jedno: każdy tranzystor jest mocowany za pomocą dwóch elementów mocujących ze stali nierdzewnej, co jest rzadkością wśród tranzystorów w obudowie płaskiej. D’Agostino robi to, ponieważ „tylko w ten sposób można osiągnąć maksymalny transfer ciepła do miedzianych radiatorów”. Dodatkowo każdy tranzystor jest dobierany, a do produkcji wzmacniaczy Momentum S250 MxV używane są tylko egzemplarze „spełniające wymagane specyfikacje”. Podobnie jak w przypadku wszystkich urządzeń D'Agostino, tor wzmacniający w testowanym wzmacniaczu został zbudowany za pomocą tranzystorów, a nie układów scalonych. Co więcej, w torze nie ma kondensatorów, mówimy więc o sprzężeniu DC. Pozwoliło to uzyskać bardzo szerokie pasmo przenoszenia – producent mówi, że zaczyna się przy 1 Hz i kończy przy 200 kHz, ze spadkiem 3 dB na obydwu końcach. Wzmacniacz stoi na czterech aluminiowych nóżkach z gumowymi podkładkami, ale można do niego dokupić oryginalny, aluminiowy stand antywibracyjny. Tanio nie będzie, to wydatek 11 250 złotych. Momentum S250 MxV wykorzystuje tę samą obudowę, co poprzednie wzmacniacze z tej serii. Już model S200 można było apgrejdować do S250. Dzięki temu wszystkie generacje wzmacniaczy stereo wchodzące w jej skład można zaktualizować do wersji MxV. W apgrejdzie uwzględniono wszystkie zmiany w układach wzmacniających, podczas gdy obudowa pozostaje niezmieniona. Poza jednym szczegółem: oryginalne wzmacniacze Momentum otrzymują za to nową płytkę miernika 250 W, odzwierciedlającą wzrost mocy wyjściowej. ▌ ODSŁUCH JAK SŁUCHALIŚMY • Wzmacniacz mocy Dan D’Agostino S250 MxV porównywany był do mojego wzmacniacza odniesienia, czyli tranzystorowego wzmacniacza mocy Soulution 710, i napędzał kolumny Harbeth M40.1. Wstępnym wzmocnieniem zajął się przedwzmacniacz lampowy Ayon Audio Spheris III. Ponieważ S20 MxV ma tylko wejścia zbalansowane, a nie chcąc korzystać z nikisje jakości przejściówek, do połączenia go z przedwzmacniaczem użyłem tym razem zbalansowanych interkonektów Acoustic Revive Absolute XLR. Wzmacniacz zasilany były przez kabel Acoustic Revive Absolute (wypróbowałem również kabel Harmonix X-DC350M2R Studio Master), a sygnał do kolumn dostarczał kabel głośnikowy Crystal Cable Da Vinci (test → TUTAJ). Źródłem sygnału był odtwarzacz SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition oraz odtwarzacz plików Lumin T3. Wzmacniacz Dana D’Agostino jest na tyle kompaktowy, że bez problemu zmieścił się na górnej półce stolika Finite Elemente Mk II, z którego korzystam. ⸜ Płyty użyte w teście | wybór
⸜ TAKESHI INOMATA, The Dialogue, Audio Lab. Record/Octavia Records OVXA-00008, SACD/CD (1977/2001), więcej → TUTAJ. RÓŻNIE SIĘ TESTY układają. W tym sensie, że choć ich struktura jest niezmienna – to ostatecznie pewien typ doświadczenia – jednak realizacja za pomocą konkretnych płyt potrafi się zmienić z minuty na minutę. Często jest tak, że to urządzenia w teście mnie prowadzą, „każąc” mi wybrać te, czy inne płyty. To działanie podświadome, choć mające solidne umocowanie „tu i teraz”. Tak też było z pierwszą płytą, którą wybrałem dla wzmacniacza Dana D’Agostino. Krążek The Dialogue pana TAKESHI INOMATA, japońskiego perkusisty jazzowego, lidera wielu zespołów, jest jedną z najbardziej dynamicznych i jedną z najlepiej nagranych płyt, jakie znam i jakie mam. Zarejestrowana została w naturalnej przestrzeni Lino Hall w Tokyo i stanowi zapis wspólnych sesji perkusisty z jego gośćmi, równie znanymi wówczas (to rok 1977) muzykami jazzowymi z Japonii. Nie czekałem długo, a zwykle zaczynam odsłuch od dialogu z gitarą ˻ 1 ˺, po czym przechodzę do perkusji i kontrabasu ˻ 2 ˺, by skończyć na dwóch perkusjach ˻ 3 ˺, aby usłyszeć, o co w nowym wzmacniaczu chodzi, a także jak bardzo ten dźwięk zmienił się od tego, z czym firma te kilkanaście lat temu startowała. |
To, przede wszystkim, niesamowicie rozdzielczy dźwięk. Rzecz, której mi przez lata we wzmacniaczach tej firmy trochę brakowało, tutaj jest doprowadzona do znakomitego poziomu. Nie, żeby starszym urządzeniom to w czymś szkodziło, miały one inne zalety i brzmiały wspaniale, ale S250 MxV jest pod tym względem wyjątkowy. Jak gdyby powiększenie mocy wyjściowej i wydajności zasilacza plus zmiany w układzie, doprowadziły do swego rodzaju przełomu. Testowany wzmacniacz znakomicie pokazał bowiem nie tyle, że same instrumenty – to oczywista oczywistość – ale także relacje przestrzenne między nimi, napięcie między muzykami. Niemal „widziałem” rzucane przez nich na siebie spojrzenia, sugerujące, kto i kiedy przejmuje rolę lidera, kto i kiedy chowa się na chwilę. Miałem wrażenie, jakby pan Okihiko Sugano, odpowiedzialny za to nagranie, nieco przybliżył mikrofony do instrumentów – tak wyraźniej było słychać ich dźwięk własny Ale przecież również i akustyka na tym zyskała, więc nie chodziło o przybliżenie instrumentów do mnie. Bo bliska perspektywa, ciepła perspektywa dodajmy, to była domena starszych wzmacniaczy tej firmy. Lubiłem ten dźwięk, podobał mi się, komfort osłuchu był dzięki niemu niezwykle wysoki, ale był to jednak wyraźny charakter własny urządzenia. Tutaj też co nieco z tego pozostało, bo to nie jest jasny dźwięk, ale jednak wgląd w nagranie, selektywność dźwięku i – to ważne – dynamika są z zupełnie innej bajki. I dlatego może się wydać jeszcze cieplejszy niż w poprzednich wzmacniaczach. Daje to także znacznie lepsze różnicowanie dźwięku. Specjalnie pod tym kątem posłuchałem zaraz potem realizacji pana Sugano, ale z roku 1983: RUDOLF FIRKUSNY Rudolf Firkusny Plays Schubert, Schumann, Brahms. Nagranie zostało wykonane bezpośrednio na taśmę stereofoniczną, podobnie jak poprzedni album, ale tym razem na cyfrową, w technice U-matic (16/44,1). Od razu słychać, że to jest inna przestrzeń – bardziej intymna, mocniej wytłumiona. Ale słychać również, że wysokie tony są nieco jaśniejsze, mniej dźwięczne niż wcześniej. To, co z cyfrowym nośnikiem udało się tu zrobić jest niesamowite, a jednak nagrania analogowe tego wybitnego miksera i realizatora dźwięku były lepsze. Wróciłem więc do realizacji analogowych. Wydana w 1955 roku, a w 2008 wznowiona przez EMI Music Japan na płycie HQCD, jest doskonałym przykładem na to, jak nagrać głos. Piosenkarce towarzyszą tylko jazzowa gitara elektryczna i kontrabas, przez większość czasu mamy ją więc na pierwszym planie. Wzmacniacz bardzo ładnie pokazał, że ta cyfrowa reedycja jest o wiele jaśniejsza niż oryginał winylowy, z którego ją zwykle gram. Chodzi głównie o podkreślenie kilku kHz w głosie London. Starszy wzmacniacz tej firmy starałby się to lekko uładzić, przykryć, a nowy niczego nie ukrył, pokazując ją w o wiele bardziej prawdziwy sposób. S250 MxV zrobił bowiem coś szczególnego. Pokazał nagranie takim, jakie ono – tak się wydaje – w rzeczywistości jest, czyli z podkreślonym wyższym środkiem, ale bez nieprzyjemnych konsekwencji, znakomicie nasycił dół energią, pozwolił wybrzmieć gitarze, mimo że to przecież remaster wersji monofonicznej, a więc trudniejszej w selektywnym okazaniu źródeł dźwięku. Słuchając tej płyty z amerykańskim wzmacniaczem łatwiej będzie zrozumieć, skąd wzięło się takie rozjaśnienie. A to stąd, że realizatorzy często nagrywali taśmy master z podniesioną górą po to, aby skompensować utratę wysokich tonów podczas wykonywania nacięcia, a potem matryc i wreszcie – tłoczenia. Jak widać, były to duże ubytki. Dlatego też remaster starszych taśm 1:1 przynosi czasem rozczarowania i dlatego tak sobie cenię to, co obecnie robi wytwórnia Acoustic Sounds w serii „Verve Acoustic Sounds SACD” dla japońskiego oddziału wydawnictwa Universal Music. Naturalnym krokiem było więc sięgnięcie po jedną z jego płyt. Wokal JOHNY’ego HARTMANA na krążku nagranym wraz z JOHNEM COLTRANEM był ciepły, duży, ale i charakterystyczny dla tego nagrania. A chodzi o dość mocne zanurzenie go w ciemnym pogłosie. Wzmacniacz w teście potrafi takie rzeczy pokazać bez trudu. Gra w organiczny sposób, więc dźwięk jest z nim naturalny i przyjemny, wręcz przyjazny. Ale jest też mocno różnicujący i otwarty – wzmacniacz odniesienia, Soulution 710 (!) gra wyraźnie niżej. Wyraźnie było więc słychać szum towarzyszący tym nagraniom. Bardzo niski z płytami pana Sugano, mocniejszy z London, tutaj był naprawdę mocny. Ale nie był „atakujący”. Dlatego też, kiedy w nagraniach ze wspomnianej płyty wchodzi Coltrane, to jest to nieco miękkie zmysłowe wejście. Muzyk tak tutaj gra. To płyta przypominająca styl, który znamy z jego – wydanego w tym samym roku – krążka Ballads (1963). I ten właśnie szum był z testowanym wzmacniaczem klarowny w swojej obecności w tym, jak się ma do dźwięku użytecznego. Niemal „widziałem” magnetofon na którym materiał został nagrany. Najwyższy czas, aby powiedzieć, że wzmacniacz o którym mówimy wycina z pomieszczenia odsłuchowego przestrzeń między kolumnami i umieszcza tam nową, swoją. To mocno wysycony przekaz, gdzie panorama jest ciągła i wszędzie równie gęsta, można by powiedzieć, że wręcz gruba. To szerokie granie, choć uwaga słuchającego skupia się na osi. A to dlatego, że dźwięk jest budowany daleko w głąb sceny. Dzieje się więc tam dużo, stąd taka perspektywa. Dzieje się tak nawet wtedy, kiedy instrumenty są rozłożone skrajnie po kanałach, jak na płycie Coltrane’a i Hartmana, a także kiedy mamy przed sobą naturalną, stereoskopową perspektywę, jak na płycie JOHNA AMBERCOMBIE’go pt. Timeless. To pierwszy album tego gitarzysty nagrany dla wytwórni ECM. Zarejestrowany w ciągu dwóch dni w 1974 roku jest wspaniałym połączeniem dźwięków gitary, delikatnej perkusji Jacka DeJohnette’a i różnego typu organów. Jak mówił grający na nich Jan Hammer, to był najpiękniejszy zbór tego typu instrumentów, z jakim do tej pory miał do czynienia. Ale do rzeczy – otwierający ją tytułowy utwór ˻ 1 ˺ rozpoczyna się delikatnie od dźwięku organów, które później schodzą niezwykle nisko. To tutaj usłyszałem, że „nowy” dźwięk Dana D’Agostino daje mocniejszy obraz środka pasma. Co może się kojarzyć z ciepłem. Nie ma już tak mocnego nasycenia przełomu środka i dołu, a nasza uwaga skupiona jest na o wiele większej ilości detali, szczegółów, niuansów niż wcześniej. Dlatego też z płytą tą mocniej słychać było to, co Hammer gra w wyższych partiach, wyraźniej słychać też było gitarę lidera niż niskie, mięsiste zejścia na basie. Znakomicie zaznaczona została też perkusja. Po raz kolejny dała o sobie znać wybitna dynamika i szybkość tego urządzenia, bo stopa była niesamowicie naturalna i „obecna”. Słyszałem to już wcześniej, przy The Dialogue Inomaty, ale tutaj przemówiło to do mnie jeszcze mocniej. Na sam koniec puściłem sobie nowy singiel PET SHOP BOYS z zaplanowanej na 16 kwietnia tego roku płyty Nonetheless, utwór zatytułowany Loneliness. Z amerykańskim wzmacniaczem podkreślona została rytmiczna struktura utworu, jego monofoniczny, generowany elektronicznie bas na osi odsłuchu i perkusyjne elementy nadający całości „pędu”. Miałem wszystko o czym mówiłem wcześniej, to jest dokładny wgląd w nagranie, ale i znakomicie utrzymane tempo. ▌ Podsumowanie NALEŻĄCY DO SERII MOMENTUM wzmacniacz S250 MxV przynosi doskonale kontrolowany, „szeroki” dźwięk. Szeroki w tym sensie, w jakim tego słowa używają muzycy i ludzie ze studia, to jest z rozmachem, zarówno jeśli chodzi o dynamikę, jak i panoramę czy poczucie obcowania z realnym wydarzeniem, które niemal nas „przygniata”. Mamy tak zarówno słuchając nagrań studyjnych, nawet tych intymnych, jak Julie London, jak i koncertowych – niech przywołam ˻ 3 ˺ Brush With The Blues JEFFA BECKA z jego płyty Who Else!. Urządzenie jest niesamowicie rozdzielcze i przynosi mnóstwo detali. A wydaj się przy tym cieplejsze. Jest więc dość wyraźnie odmienne od tego, co producent proponował jeszcze kilka lat temu. Teraz nie da się słuchać muzyki w podkładzie, ponieważ energia dźwięku jest tak wysoka, że przyciąga naszą uwagę, nie pozwala się skupić na niczym innym. Urządzenie doskonale wysterowało trudne pod tym względem kolumny Harbetha, co przy jego rozmiarach jest szczególnie godne podkreślenia. Trzyma bas pod kontrolą, niezależnie od tego, jak został on wygenerowany i wydany. To wysoki high-end dla tych, którzy słuchają muzyki aktywnie i którzy chcieliby wiedzieć o niej jak najwięcej. Wspaniały przykład topowej inżynierii. ▌ BUDOWA JAK MÓWIŁEM, forma wzmacniaczy jest oryginalna i jest „jakaś”. Formowana jest przez odbijające światło powierzchnie z aluminium i miedzi, czyli przez kontrast między zimnym i ciepłym światłem. A dochodzi do tego zielone podświetlenie okienka ze wskaźnikami, przypominającego cyferblat wysokiej klasy zegarka szwajcarskiego. Podświetlenie to, dodajmy, można wyłączyć małym hebelkiem na tylnej ściance. Miedziane są radiatory, a także chassis. Aluminiowe są pozostałe ścianki – to frez z jednego, dużego fragmentu aluminium. Wyjątkiem jest dolna ścianka, o mniejszej grubości. Z przodu umieszczono tylko wspomniany wcześniej „bulaj”. Wskaźniki mają kształt wskazówek zegarka. Choć mówi się o nich „mierniki mocy wyjściowej”, traktowałbym je raczej jako ozdobę. Raz, że to VU-metr, czyli miernik napięcia wejściowego, a nie oddawanej mocy, a dwa, że nie są one wyskalowane. Ale to ozdoba wyjątkowo smakowita. Z tyłu, w podfrezie, umieszczono dwie pary złoconych gniazd głośnikowych, dwa wejścia XLR oraz trzy gniazda do zdalnego włączania urządzenia; jest tam również gniado zasilające EIC. Wyłącznik standby znalazł się na dolnej ściance, tuż przy przedniej krawędzi, co przypomina rozwiązanie stosowane od lat przez Ayon Audio. Ponieważ urządzenie ma odwrócone proporcje, to znaczy jest głębokie i wąskie, elementy na tylnej ściance są mocno ściśnięte i mocno niewygodne w obsłudze. I tak, gniazda głośnikowe akceptują tylko wtyki widełkowe i gołe przewody. Ale jeśli chcemy skorzystać z wideł, musimy je wpiąć od góry, wyginając przez to mocno kabel Od dołu to niemożliwe, ponieważ drogę zagradzają tam wtyki interkonektów. Zatrzaski zwalniające męski wtyk interkonektu są tuż pod gniazdami głośnikowymi i są bardzo trudne w obsłudze. I tylko kabel zasilający można wpiąć bez żadnych problemów. Niemal całe wnętrze urządzenia zajmuje potężny transformator toroidalny z wieloma uzwojeniami wtórnymi; dla sekcji standby jest osobny transformator. Wraz z podzespołami zasilacza główne trafo zostało przykręcone „na plecach”, do miedzianej płyty, a ta do aluminiowej obudowy. Współpracuje z nim osiem dużych kondensatorów filtrujących tętnienia sieci, o pojemności 12 000 μF każdy. Pozostałe sekcje zasilacza, w tym stabilizowanego dla tranzystorów wstępnych i układów kontrolnych, znajdują się na osobnej płytce. Sekcja wejściowa i sterująca otrzymała osobną płytkę i jest to układ dyskretny. To zupełnie nowa płytka i to ona najwięcej zawdzięcza topowej serii Relentless. Teraz tranzystory są montowane powierzchniowo, podobnie jak większość kondensatorów, i jedynie oporniki Dale pozostały przewlekane. Producent mówi o skróceniu ścieżki sygnału i zoptymalizowaniu masy. Kolejną zmianą są układy zabezpieczające, teraz znajdujące się poza torem zasilania. W S250 były to termistory, które podawały coraz wyższe napięcie wraz z tym, jak się rozgrzewały. Ich wadą było to, że stale znajdowały się w torze zasilającym i zawsze reprezentowały jakąś oporność. Teraz zasilacz współpracuje z dwoma przekaźnikami, które po chwili od włączenia zasilania podają dalej napięcie. Ponieważ ich styki mają znikomą rezystancję, pozwala to na lepszy niż wcześniej transfer energii, głównie transjentów. Jak czytamy w relacji Mohammeda Samji dla portalu Part-Time Audiophile, największe zmiany miały miejsce przy układzie z tranzystorami wyjściowymi. Dan D’Agostino mówił wówczas: Jeśli chodzi o nowy stopień wyjściowy trzeba powiedzieć, że zastosowaliśmy w nim więcej tranzystorów sterujących, zyskaliśmy krótszy czas powrotu i lepszą kontrolę nad tranzystorami wyjściowymi w porównaniu z tym, co tradycyjnie robiliśmy w przeszłości. (…) Na radiatorach przykręcono płytki na których znajdziemy tylko oporniki i kondensatory współpracując z bipolarnymi tranzystorami wyjściowymi. Te pracują w układzie push-pull w klasie AB. To komplementarne pary NJW3281G + NJW1302G firmy Onsemi. Cały układ jest w pełni zbalansowany, co oznacza, że obydwa zaciski głośnikowe są „żywe” i nie wolno do nich podłączać masy ani układów tego typu. Patrząc na budowę wzmacniacza widać, że to wynik wieloletniego doświadczenia inżynieryjnego i że na niczym tu nie oszczędzano. ● ▌ Dane techniczne (wg producenta)
Nominalna moc wyjściowa: 250 W/8 Ω, 500 W/4 Ω, 1000 W/2 Ω Test powstał według wytycznych przyjętych przez Association of International Audiophile Publications, międzynarodowe stowarzyszenie prasy audio dbające o standardy etyczne i zawodowe w naszej branży; HIGH FIDELITY jest jego członkiem-założycielem. Więcej o stowarzyszeniu i tworzących go tytułach → TUTAJ. |
System referencyjny 2024 Interkonekt: przedwzmacniacz |
|
˻ 1 ˺ Kolumny: HARBETH M40.1 • → TEST ˻ 2 ˺ Podstawki: ACOUSTIC REVIVE (custom) ˻ 3 ˺ Przedwzmacniacz: AYON AUDIO Spheris III • → TEST ˻ 4 ˺ Odtwarzacz Super Audio CD: AYON AUDIO CD-35 HF Edition No. 01/50 • → TEST ˻ 5 ˺ Wzmacniacz mocy: SOULUTION 710 ˻ 6 ˺ Stolik: FINITE ELEMENTE Master Reference Pagode Edition Mk II więcej → TUTAJ ˻ 7 ˺ Filtr głośnikowy: SPEC REAL-SOUND PROCESSOR RSP-AZ9EX (prototyp) • → TEST |
|
Okablowanie Interkonekt: SACD → przedwzmacniacz - SILTECH Triple Crown (1 m) • → TESTInterkonekt: przedwzmacniacz → wzmacniacz mocy -SILTECH ROYAL SINGLE CROWN • test → TUTAJ Odtwarzacz plików → przedwzmacniacz -SILTECH ROYAL SINGLE CROWN • test → TUTAJ Kable głośnikowe: SILTECH Triple Crown (2,5 m) |ARTYKUŁ| |
|
Zasilanie Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → odtwarzacz SACD - SILTECH Triple Crown (2 m) • → TESTKabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → wzmacniacz mocy - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 • → TEST Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → przedwzmacniacz - ACOUSTIC REVIVE Power Reference Triple-C (2 m) • → TEST Kabel zasilający: gniazdko ścienne → listwa zasilająca AC - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 (2 m) • → TEST Listwa zasilająca: AC Acoustic Revive RTP-4eu ULTIMATE • → TEST |
|
Elementy antywibracyjne ⸜ Podstawki pod kolumny: ACOUSTIC REVIVE (custom)⸜ Stolik: FINITE ELEMENTE Master Reference Pagode Edition Mk II • więcej → TUTAJ ⸜ Platforma antywibracyjna (pod listwą zasilającą AC): Graphite Audio CLASSIC 100 ULTRA • więcej → TUTAJ ⸜ Nóżki antywibracyjne (przedwzmacniacz liniowy): Pro Audio Bono PAB CERAMIC 70 UNI-FOOT • test → TUTAJ ⸜ Nóżki antywibracyjne (odtwarzacz SACD): Divine Acoustics GALILEO • test → TUTAJ ⸜ Nóżki antywibracyjne (podstawki pod kolumny): Pro Audio Bono PAB CERAMIC 60 SN • test → TUTAJ |
|
Analog Przedwzmacniacz gramofonowy: Wkładki gramofonowe:
Docisk do płyty: PATHE WINGS Titanium PW-Ti 770 | Limited Edition |
|
Słuchawki Wzmacniacz słuchawkowy: Leben CS-600X • test → TUTAJPlatforma antywibracyjna (pod wzmacniaczem): Kryna PALETTE BOARD PL-TB-Cu-TP • test → TUTAJ Kabel zasilający (wzmacniacz): Acrolink 8N-PC8100 PERFORMANTE NERO EDIZIONE № 1/15 • więcej → TUTAJ Słuchawki:
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity