INTERKONEKT ANALOGOWY • XLR Van den Hul
Producent: VAN DEN HUL B.V. |
Test
tekst MAREK DYBA |
No 228 16 kwietnia 2023 |
HOĆ RECENZOWANIEM PRODUKTÓW AUDIO zajmuję się już dość długo, to żaden z produktów van den Hula do tej pory nie trafił do mnie do recenzji. Co więcej, żadnego nie miałem nawet okazji u siebie posłuchać. Stąd też propozycja opisania The CNT była dla mnie miłą niespodzianką. Marka to zacna i doskonale znana, a na uznanie fanów dobrego brzmienia pracuje już od 36 lat! Jako fan czarnej płyty zawsze traktowałem van den Hula przede wszystkim jako producenta wkładek, ale nawet w ich przypadku okazje do posłuchania miałem wyłącznie w systemach innych użytkowników, tudzież kilka razy na wystawach i to bynajmniej nie na prezentacjach tej marki, tylko innych, gdzie wkładki były elementem setupu, a nie główną gwiazdą. Najbliżej o bezpośredni kontakt z van den Hulem otarłem się, gdy w swoim czasie rozważałem, czy wysłać wkładkę Koetsu do naprawy (wymiany igły) za ocean, czy może właśnie do polecanego przez wielu van den Hula (ostatecznie stanęło na tej pierwszej opcji). Swoją drogą to także jedna z działalności prowadzonych przez tę niderlandzką firmę. W ofercie, jak wspomniałem, marka ma własne wkładki, w tym chyba najszerzej znaną (jako „zielona żabka” :-)) serię Frog, ale zajmuje się również naprawą/retipem wkładek innych marek i robi to bardzo dobrze. Przypomnę jeszcze, że przygoda pana van den Hula z wkładkami zaczęła się właściwie od współpracy z jednym z uniwersytetów w celu opracowania nowego szlifu igły. Prace te zakończyły się powodzeniem, a zaraz potem igła z takim szlifem została zastosowana w wkładce van den Hula oznaczonej symbolem MC1000. Wszystko to miało miejsce w latach 90. ubiegłego wieku, czyli w czasie gdy czarne płyty gwałtownie traciły na popularności szybko wypierane z rynku za sprawą agresywnego marketingu łatwiejszej w użytkowaniu nowości, czyli płyty CD. Przypominam o tym dlatego, że to jeden z licznych dowodów świadczących o tym, iż nasz konstruktor nigdy nie bał się „iść po prąd”. Nie wszyscy są fanami analogu, stąd zapewne jeszcze więcej osób słyszało o van den Hulu za sprawą ich „węglowych” kabli. Kabli węglowych, czyli wykorzystujących specjalne odmiany węgla, zamiast tradycyjnej miedzi, czy srebra, jako materiał przewodnika dla sygnału audio. Są one kolejnym dowodem na nieszablonowe podejście szefa niderlandzkiej firmy do prac nad nowymi produktami. Szukając rozwiązania problemu związanego z degradacją jakości brzmienia przewodów audio, będącej efektem procesu utleniania się metali używanych jako przewodniki (dotyczy to przede wszystkim miedzi) nie bał się on bowiem wyjść poza powszechnie stosowane rozwiązania. Po żmudnych poszukiwaniach i wielu eksperymentach van den Hul uznał bowiem, że rozwiązaniem tej kwestii jest specjalna odmiana przewodzącego prąd węgla o nazwie Linear Structured Carbon. To z jego wykorzystaniem powstały chyba ciągle najbardziej znane (od tego czasu poprawiane i oferowane w kolejnych wersjach) modele kabli van den Hula, czyli The First (po prostu pierwszy), The Second (drugi) i The Third (czyli trzeci). Innym przykładem nietypowego (choć nie aż tak unikalnego jak kable wykorzystujące węgiel) produktu jest topowy interkonekt tej marki, czyli The Platinum Hybrid Mk II, w którym, jak sugeruje już nazwa, jako przewodnik zastosowano platynę. ▌ The CNT POD TAJEMNICZĄ NAZWĄ INTERKONEKTU, który w wersji zbalansowanej trafił do testu kryje się kolejny węglowy przewodnik, który, jak chwali się na swojej stronie producent, właśnie niderlandzka firma wykorzystuje jako pierwsza na świecie. CNT to skrót od Carbon Nanotube, czyli węglowych nanorurek. Jak czytamy w Wikipedii: Nanorurki węglowe (CNTs, z ang. carbon nanotubes) – rodzaj nanorurek zbudowanych z węgla. Są one odmianą alotropową tego pierwiastka (obok grafitu, diamentu i fullerenów). Zbudowane są zwiniętego grafenu (jednoatomowej warstwy grafitu). Najcieńsze nanorurki węglowe mają średnicę od rzędu jednego nanometra, a ich długość może być miliony razy większa. Wykazują niezwykłą wytrzymałość na rozciąganie i własności elektryczne oraz są znakomitymi przewodnikami ciepła. Te własności sprawiają, że są badane jako obiecujące materiały do zastosowań w nanotechnologii, elektronice, optyce i badaniach materiałowych. Tak naprawdę producent podaje jedynie znikomą ilość informacji o swoim produkcie. Z opisu na stronie dowiadujemy się jedynie, że CNT to najbardziej zaawansowany dostępny obecnie przewodnik (zakładam, że węglowy). Podkreśla się tam również, jak wspomniałem, iż to właśnie van den Hul wykorzystuje go jako pierwszy na świecie i to ogólnie, komercyjnie, a nie tylko w branży audio. Obecność słowa ‘nano’ sugeruje już, iż mamy do czynienia z ultracienkimi przewodnikami, a ‘tube’ z kolei, iż mają one postać rurek. Jak podaje producent, faktyczna średnica takiej rurki wynosi 15 mikronów (mikron to jedna milionowa metra, albo jedna tysięczna milimetra!). Każda żyła w kablu The CNT wykonana jest z 19 takich rurek skręconych razem. Dla porównania, starsze modele (The First, Second i Third) zawierały 12 tysięcy przewodników z węgla Linear Structured Carbon, z których każdy miał średnicę 5 mikronów. Jako ciekawostkę producent podaje jeszcze informację, iż przewodnik CNT produkowany jest każdorazowo w odcinku o długości 500 metrów. Skala trudności i wymagana precyzja takiej produkcji, zważywszy że mamy do czynienia z materiałem o tak znikomej grubości, jest dla laika (w tym temacie) trudna do wyobrażenia. The CNT dostarczany jest w eleganckiej metalowej walizeczce, w środku wyłożonej grubą, dość twardą pianką z wycięciem na interkonekt. Sam kabel, zwłaszcza jeśli zna się jego cenę, nie prezentuje się jakoś szczególnie imponująco. Zakończono go wysokiej klasy, ale przecież niekoniecznie efektownie wyglądającymi wtykami XLR Neutrika. Koszulka z kolei to firmowe rozwiązanie van den Hula, czyli HULLIFLEX. Jak wiele razy podkreślał konstruktor, najważniejszym elementem decydującym o klasie kabla audio są przewodniki, ale drugim jest izolacja. Zdaniem pana van den Hula, izolacja ma zapewniać dobre i trwałe zabezpieczenie przewodników przeciwko ich starzeniu się (utlenianiu) poprzez skuteczne blokowanie wpływu czynników zewnętrznych, zarówno środowiskowych, jak i np. chemicznych. W przypadku węgla co prawda o utlenianiu nie ma mowy, ale dokładnie ten sam materiał wykorzystywany jest także w niewęglowych modelach tej firmy. Według niego, dobra izolacja nie może również zawierać plastyfikatorów ani halogenów (które zawiera powszechnie stosowane PVC). Dlatego właśnie firma wybrała konkretne rozwiązanie, wspomniany HULLIFLEX, i stosuje go we wszystkich kablach, także The CNT. I to właśnie koszulka z tego materiału chyba najbardziej dokłada się do owego bardzo „zwykłego” wyglądu testowanego interkonektu. W porównaniu do naszego rodzimego produktu DL Custom Audio, modelu 3D-R, którego używałem jako głównego punktu odniesienia, być może najpiękniejszego kabla świata (moim zdaniem oczywiście), z zewnątrz wykończonego skórą, niderlandzki kabel prezentował się bardzo skromnie i prostu nie wyglądał na swoją cenę. Jego plusem jest natomiast giętkość, która ułatwia układanie go w systemie, no i nie trzeba będzie o niego tak dbać, jak o elegancką skórę. Dodam jeszcze, iż do testu trafiła jego 2-metrowa wersja. ▌ ODSŁUCH » JAK SŁUCHALIŚMY Tym razem odsłuchy wykroczyły poza mój zestaw referencyjny. Rzecz w tym, że nie posiadam zbalansowanych źródeł – moje obydwa przedwzmacniacze gramofonowe, jak i DAC, oferują wyłącznie wyjścia RCA. Przez sporą część odsłuchów The CNT łączył więc dwa najnowsze dodatki do mojego systemu, dwie w pełni zbalansowane konstrukcje, czyli przedwzmacniacz Circle Labs P300 i końcówkę mocy tej samej marki oznaczoną symbolem M200 (więcej → TUTAJ). Pewnym problem był również brak w moich zasobach referencji z odpowiedniego poziomu, jako że (z braku potrzeby posiadania interkonektu XLR) jedynym kablem zbalansowanym jaki mam jest KBL Sound Zodiac, w oryginalnej wersji. To naprawdę dobra łączówka za rozsądne pieniądze, niemniej nie jest najlepszym punktem odniesienia dla kosztującego jakieś osiem razy więcej produktu van den Hula. Z pomocą przyszedł mi inny polski producent, David Laboga Custom Audio. Od dłuższego czasu używam kabli ethernetowych i USB pana Davida jako swoich referencji, a od ponad dwóch miesięcy gościłem u siebie również zestaw topowych kabli analogowych tej firmy – zasilający, głośnikowy i interkonekt analogowy w wersji RCA. Brzmienie jako takie znałem więc już bardzo dobrze. Swoją drogą nie dość, że to chyba najpiękniejsze kable świata, to na dodatek znakomite (!), więc w czasie rozmowy z panem Davidem zapytałem, czy nie mógłby mi podesłać jeszcze wersji XLR. Dwa dni później takową już u siebie miałem. To model 3D-R lokujący się na podobnej półce cenowej co The CNT. Jak szybko ustaliłem, jego brzmienie jest na tyle podobne do wersji RCA tego modelu, że mogłem użyć go jako bardziej odpowiedni (niż posiadany Zodiac) punkt odniesienia dla testowanego van den Hula. Łączówki zwykle testuję jednak między źródłem a integrą bądź przedwzmacniaczem, a nie między pre i końcówką. Na szczęście szybko pojawiła się okazja, by i tym razem część testu wykonać w ten sposób. Otóż trafił do mnie przedwzmacniacz gramofonowy Boulder 508. |
Jak wiedzą wszyscy znający tę markę, oferuje ona wyłącznie zbalansowane konstrukcje i połączenia. Wystarczyło więc w specjalnej (bo dającej możliwość odpinania, zwykle zamontowanego na stałe interkonektu) wersji ramienia J.Sikora KV12 zamienić firmowe okablowanie na Jormę zakończoną wtykami XLR by The CNT mógł połączyć 508 z P300. Zważywszy jednakże na fakt, iż w tym zestawieniu brały udział nie do końca mi znane komponenty, tę część odsłuchów potraktowałem jako dodatek skupiając się na brzmieniu oferowanym przez van den Hula łączącego P300 z M200. PIERWSZĄ, WRĘCZ UDERZAJĄCĄ, bo jeszcze nigdy nie spotkałem się z takim jej poziomem, cechą The CNT jest absolutnie unikalna gładkość dźwięku. Porównania do pewnej części ciała niemowlaka dziś już chyba używać nie można, więc przyjmijmy, że dźwięk z testowanym interkonektem jest gładki niczym najwyższej jakości aksamit. Dodam od razu, że odnoszę van den Hula już do kabla Davida Labogi, czyli porównywalnie wycenionego konkurenta, któremu nawet przy dużej dawce złej woli nie da się zarzucić ostrości, czy szorstkości. Podobnie wyglądało porównanie do interkonektów Hijiri Kiwami, choć w wersji RCA, i Bastanis Imperial. Mój dużo tańszy KBL Sound Zodiac i owszem, na tle wszystkich tych topowych kabli wypada nieco szorstko, jakby dźwięk z nim był trochę ziarnisty (choć bez porównania takiego wrażenia nie ma), nie ma tak doskonale gładkiej, spójnej faktury. Niemniej propozycji DL Custom Audio żadnej z tych wad zarzucić się nie da, a mimo tego van den Hul w porównaniu wydawał się wyraźnie jeszcze bardziej gładki. Z gładkości i podążających za nią w ślad świetnej spójności i płynności tego dźwięku właściwie wprost wynikała wybitna muzykalność. Taka przykuwająca uwagę, odrywająca siłą od innych zajęć i zmuszająca, by skupić się na tym, co płynie z głośników. Tak, zdaję sobie sprawę, że używam dużych słów, ale to właśnie jest taki, pięknie, ale nie efekciarsko, bo naturalnie brzmiący kabel, którego urokowi trudno się oprzeć i to już od pierwszych chwil odsłuchu. Oczywiście pod warunkiem, że nie szuka się wysoce analitycznej, pokazującej jak na dłoni wszelkie problemy nagrań łączówki. Bo takową The CNT po prostu nie jest. Postawmy więc sprawę jasno od początku – to propozycja dla ludzi, którzy słuchają muzyki (a nie nagrań) dla czystej przyjemności, którzy gotowi są skupić na niej 100% uwagi, a nie używać jej jedynie jako tła dla innych aktywności. To ostatnie może być bowiem dość trudne. Aczkolwiek... Ano właśnie, na tym wcale nie kończą się zalety tego interkonektu, one się tu dopiero zaczynają. Znam sporo tańsze kable, choćby wykonane z czystego złota, które serwowały mi podobne pierwsze wrażenie z odsłuchów: cudowną gładkość i naturalność brzmienia. Pamiętam jednakże również i to, że owa supergładkość miała swoje równie oczywiste „koszty”. Jednym z podstawowych było przyjemne dla ucha, ale wyraźnie oddalające brzmienie od wierności i neutralności, znaczące, sztuczne ocieplenie. Pamiętam pewne rozmycie konturów, czy braki w zakresie czystości i transparentności brzmienia, które nie pozwalały zakwalifikować tamtych propozycji do high-endu. W przypadku The CNT jest jednakże inaczej. Opisane do tej pory cechy są bowiem jedynie czymś w rodzaju ostatecznego sznytu definiującego postrzeganie dźwięku uzyskiwanego z tym interkonektem, ale dźwięku bardzo wysokiej klasy, opartego na całym szeregu kolejnych cech/zalet, których tamtym propozycjom brakowało. Dźwięk z The CNT w torze jest bowiem wysoce rozdzielczy. Owa rozdzielczość jest nieco mniej „eksponowana” niż w wielu innych kablach, bardziej podskórna, mniej narzucająca się, ale nie zmienia to faktu, że jest bazą dla budowania wysokiej klasy dźwięku. Ilość informacji, nawet jeśli prezentowanych bardziej „mimochodem” niż choćby ze wspomnianym DL Custom Audio 3D-R, była bowiem przeogromna. Tyle tylko że, by przyjrzeć im się bliżej, trzeba było nieco wyższego stopnia skupienia niż z polskim kablem. Nie zmienia to faktu, iż niderlandzki interkonekt niczego nie gubił, niczego nie zaniedbywał, nie zniekształcał informacji zawartych w nagraniu, niczego sztucznie nie upiększał. Każdy okruch informacji zawarty w nagraniu był przez niego reprodukowany, wkomponowywany w bogatą, spójną całość. Ot, choćby jak na starym (trochę umownym jeśli chodzi o biorące w nim udział instrumenty, ale należący do słynnej serii MTV) Unplugged” Alicii Keys, gdzie w jednym z utworów perkusista, umieszczony z tyłu, głęboko w tle, bardzo, ale to bardzo delikatnie uderza w blachy. Mimo tego ich dźwięk był czysty, odpowiednio dźwięczny, a poszczególne uderzenia dobrze różnicowane, choć, jak to miało miejsce w nagraniu, pokazywany jedynie w tle, w bardzo „dyskretny” sposób. Wszystko to, o czym do tej pory pisałem, prowadzi bowiem do prezentacji muzyki jako całości bardziej niż osobnych, występujących obok siebie elementów. Podobnie rzecz się miała na krążku zespołu Christian McBride’s New Jaws zatytułowanym Prime. Z jednej strony, choć McBride’a uwielbiam, muzyka na tym albumie to nie do końca moje klimaty, z drugiej jednakże sposób prezentacji The CNT sprawiał, że ta pokręcona, nienachalna muzyka mnie zafascynowała. Prezentując ją testowany kabel pokazał swoje ogromne możliwości w zakresie dynamiki, zwłaszcza tej na poziomie mikro oraz doskonałego różnicowania i dobrej separacji. A kolejną cechą robiąca wielkie wrażenie okazała się przestrzenność prezentacji, zwłaszcza w zakresie jej wieloplanowości i precyzji lokalizacji trójwymiarowych, nie wycinanych na siłę z tła, a mimo tego mających odpowiednią wielkość i masę, źródeł pozornych w kolejnych planach. Wspomniany 3D-R robił większe wrażenie w muzyce rockowej, czy elektrycznym bluesie, czyli tam, gdzie do większego realizmu potrzebne było wierne pokazanie „brudu” i ostrości brzmienia, choćby gitar elektrycznych. The CNT pokazywał je... ładniej. Miało to swoje plusy przy słabych realizacjach, gdzie brzmienie jest chwilami zbyt ostre, zbyt jaskrawe, co niderlandzki kabel nieco temperował, niemniej to polski konkurent wypadał bardziej energetycznie, z „większym jajem”, za przeproszeniem, niż wysoce-kulturalny van den Hul. Co prawda tempo i rytm oba kable prowadziły na podobnym, świetnym poziomie, oba potrafiły zejść bardzo nisko z basem, niemniej na samym dole zwartość i nasycenie energią stawiały 3D-R o ćwierć kroku przed testowanym interkonektem. Słowem, do takiej właśnie – szybkiej, wysoce energetycznej muzyki pośród tych dwóch wybrałbym akurat Davida Labogę. Choć wszędzie tam, gdzie owa nieziemska gładkość mogłaby być ważna wolałbym The CNT. Jak zwykle w audio, nie ma łatwych wyborów, czy raczej wybory powinny się opierać na preferencjach i wpasowaniu w konkretny system. Na koniec przygody z The CNT połączyłem nim przedwzmacniacz gramofonowy Boulder 508 z moim przedwzmacniaczem liniowym. Kombinacja gramofonu i ramienia J.Sikora i wkładki Air Tight daje precyzyjny, wysoce rozdzielczy, czysty, dynamiczny, kipiący energią dźwięk, a Boulder doskonale się w takie granie wpasowuje. Aż byłem ciekaw, co z tym zrobi ten nieprawdopodobnie gładki van den Hul. Ten po raz kolejny pokazał się z bardzo dobrej strony. Dodał, co prawda, ten swój niepowtarzalny sznyt brzmieniu mojego gramofonu, taką delikatną patynę spokoju i pewnej łagodności, ale jednocześnie była ona na tyle dyskretne, że wcale nie stłumiła charakteru tego źródła. Ot choćby na nowym, przez wielu krytykowanym jako „odgrzewane kotlety”, albumie U2 Songs of surrender, gdzie akustyczne wersje wielkich przebojów tej kapeli zabrzmiały w nowych aranżacjach po prostu magicznie. Ja od pierwszego odsłuchu, jeszcze z plików, ale winyl potwierdził moje wrażenia, tę płytę bardzo polubiłem. Nie dość, że jestem wielkim entuzjastą akustycznych wersji rockowych kawałków, to na dodatek ta realizacja jest pierwszą w historii tej kapeli, o której mogę powiedzieć, że naprawdę dobrze brzmi! The CNT sprawił, że wszystkie elementy z wokalem Bono na czele pięknie połączyły się w spójną i płynną całość, a właściwie nawet w opowieść o historii tego kultowego zespołu. Prezentacja była energetyczna, dynamiczna, słychać było bardzo dobrą rozdzielczość, różnicowanie i separację, barwa szczególnie bliskiej mojemu sercu gitary, ale i wspomnianego wokalu, wypadały bardzo naturalnie i przekonująco. Dźwięk był otwarty, swobodny, w głosie Bono pojawiały się sybilanty, ale także naturalne, nieprzeszkadzające w odbiorze. W pewnym momencie zamieniłem miejscami testowany interkonekt i 3D-R, czyli ten drugi wpiąłem między phono a pre, a The CNT między przedwzmacniacz liniowy oraz końcówkę mocy i... mówiąc szczerze chyba wolałem tę wersję. Brzmienie było bowiem jeszcze żywsze, wysokie tony miały jeszcze ciut więcej blasku, a dół wydał się bardziej zwarty. Słowem, gdybym dysponował odpowiednimi środkami, by kupić oba te znakomite interkonekty, to używałbym je właśnie w tej kombinacji: DL Custom Audio między źródłem a przedwzmacniaczem, a the CNT między przedwzmacniaczem a końcówką. W ten sposób dźwięk był najbardziej kompletny, najlepiej wykorzystane były cechy obu znakomitych, ale nieco jednak różniących się od siebie łączówek. ▌ Podsumowanie THE CNT NIE JEST TYPOWYM audiofilskim kablem. To raczej propozycja dla melomanów, muzykofilów, którym nie zależy specjalnie na możliwości wyszukiwania drobnych błędów wykonania czy realizacji, albo na precyzyjnym porównywaniu różnych wydań tych samych albumów. Tę propozycję van de Hula wpinamy w system, by ten zabrzmiał piękniej, bardziej gładko i naturalnie, by poczuć więcej emocji, by nawiązać bliższy kontakt z muzyką i jej wykonawcami. Z nim zawsze to muzyka, a nie dźwięk, będzie centralnym elementem prezentacji. Rzecz nie w tym, że każde nagranie zabrzmi doskonale, czy „ładnie” - The CNT nie ma problemów z ich różnicowaniem. Tyle że nawet z tych słabszych wydobędzie muzyczną i emocjonalną kwintesencję które prawią, że posłuchacie ich z przyjemnością. Jeśli dacie mu natomiast okazję „zagrać” klasowe nagrania to w pełni wykorzysta on bogactwo informacji w nich zawartych, by utkać z nich zachwycające muzyczne kobierce, które zachwycą naturalną gładkością, przestrzennością, piękną, naturalną barwą instrumentów i wysoką ekspresją pozwalająca nawiązać bliski kontakt z wykonawcami. Podkreślę raz jeszcze, że przy wszystkich tych „pięknych” cechach The CNT oferuje jednocześnie wszystko, czego wymagamy od topowego interkonektu, jak: rozdzielczość, różnicowanie, dynamikę, dobry PRAT, otwartość, szerokie, równe pasmo. To kompletna propozycja dla konkretnego, wymagającego użytkownika. Jeśli w muzyce szukacie przede wszystkim piękna, koniecznie go posłuchajcie! ● |
System referencyjny 2022 |
|
ŹRÓDŁA CYFROWE |
1. Pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10 • karty JCAT XE USB i JCAT NET XE recenzje › TUTAJ + zasilacz Ferrum HYPSOS SIGNATURE recenzja › TUTAJ • JCAT USB ISOLATOR, optyczny izolator LAN + zasilacz liniowy KECES P8 (mono) • przełącznik LAN: Silent Angel BONN N8 recenzja › TUTAJ + zasilacz liniowy Forester recenzja › TUTAJ 2. Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr PACIFIC recenzja › TUTAJ + Ideon Audio 3R Master Time recenzja › TUTAJ |
ŹRÓDŁO ANALOGOWE |
1. Gramofon J.Sikora STANDARD w wersji MAX recenzja › TUTAJ • ramię J.Sikora KV12 • wkładka Air Tight PC-3 2. Przedwzmacniacze gramofonowe: • ESE Labs NIBIRU V 5 recenzja › TUTAJ • Grandinote CELIO Mk IV recenzja › TUTAJ |
WZMACNIACZ |
1. Wzmacniacz zintegrowany GrandiNote SHINAI recenzja › TUTAJ 2. Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio SYMPHONY II (modyfikowany) 3. Przedwzmacniacz liniowy AudiaFlight FLS1 recenzja › TUTAJ |
KOLUMNY |
1. GrandiNote MACH4 recenzja › TUTAJ 2. Ubiq Audio MODEL ONE DUELUND EDITION recenzja › TUTAJ |
OKABLOWANIE |
1. Interkonekty analogowe: • Hijiri MILLION KIWAMI • Bastanis IMPERIAL x 2 recenzja › TUTAJ • Hijiri HCI-20 • TelluriumQ ULTRA BLACK • KBL Sound ZODIAC XLR 2. Interkonekty cyfrowe: • David Laboga EXPRESSION EMERALD USB x 2 recenzja › TUTAJ • David Laboga DIGITAL SOUND WAVE SAPPHIRE x 2 recenzja › TUTAJ 3. Kable głośnikowe: • LessLoss ANCHORWAVE 4. Kable zasilające: LessLoss DFPC SIGNATURE, Gigawatt LC-3 recenzja › TUTAJ |
ZASILANIE |
1. Kondycjoner Gigawatt PC-3 SE EVO+ recenzja › TUTAJ 2. Kabel zasilający AC Gigawatt PF-2 Mk 2 3. Dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y 4. Gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R) |
ANTYWIBRACJA |
1. Stoliki: • Base VI • Rogoz Audio 3RP3/BBS 2. Akcesoria antywibracyjne • platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16 • nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII • nóżki antywibracyjne Franc Accessories CERAMIC DISC SLIM FOOT • nóżki antywibracyjne Graphite Audio IC-35 recenzja › TUTAJ i CIS-35 recenzja › TUTAJ |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity