WYWIAD ⸜ konstruktor WOJCIECH PADJAS
Pierwsze „wyjście” z ciszy to decyzja o wizycie u audiologa. Dla wielu to decyzja życiowa. Drugie „wyjście” to powiedzenie o tym, że się niedosłyszy ludziom wokół siebie. A co, jeśli tymi uszami zarabiasz na życie? |
Wywiad
rozmawiał WOJCIECH PACUŁA |
|
No 228 16 kwietnia 2023 |
EDNĄ Z RZECZY, ZA KTÓRĄ jestem niesamowicie wdzięczny Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy jest to, że moja córka zaraz po urodzeniu została zbadana aparatem wykrywającym problemy ze słyszeniem. Program, zainicjowany w 2001 roku był unikatem na skalę światową. Współpracujący od lat z Fundacją prof. dr hab.med. Jerzy Szczapa, Prezes Polskiego Towarzystwa Neonatologicznego rok wcześniej stwierdził, że „najpilniejszym zadaniem do zrealizowania jest stworzenie możliwości wczesnego wykrywania wad słuchu i wzroku u noworodków poprzez badania przesiewowe prowadzone w oddziałach noworodkowych” (więcej → TUTAJ). IX Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, 13 stycznia 2001 roku, przebiegał więc pod hasłem ratowania wzroku i słuchu noworodków. Do marca 2023 roku przebadano 7 150 334 dzieci. Wady wrodzone to jedna strona medalu. Drugą są wady nabyte. Definicja, którą przytoczyliśmy powyżej mówi o obydwu rodzajach. Nie wspomina jednak o zjawisku, które często określa się za pomocą efektownego zwrotu „plaga naszych czasów”, czyli utraty słuchu na skutek zmiany w otaczającym nas świecie. Jak czytamy na portalu Medycyna Praktyczna: „Eksperci wskazują, że najgroźniejszą przyczyną problemów ze słuchem jest hałas. W 9 największych polskich miastach na hałas uliczny powyżej 70dB w ciągu dnia narażonych jest 360 tys. osób”. W związku z czym nawet 40% Polaków ma problemy ze słuchem; więcej → TUTAJ. Skoro ponad 1/3 populacji ma takie problemy, to znaczy, że – statystycznie – ma je również 1/3 audiofilów. A przecież nie wspomnieliśmy nawet o ubytkach słuchu wynikających ze starzenia się, czyli tzw. presbycusis – głuchocie starczej. To proces powolny, lecz skumulowany. Jak czytamy na stronie Medycyna Praktyczna, jest ona spowodowana „zmianami zwyrodnieniowymi w uchu wewnętrznym, w szczególności uszkodzeniem komórek słuchowych ślimaka (…). Najczęściej pierwsze objawy głuchoty starczej występują już w 5. i 6. dekadzie życia. Szybkość narastania ubytku słuchu nasila się wraz z wiekiem” (więcej → TUTAJ, dostęp: 04.04.2023). Jednym słowem – to normalne i naturalne. Ponadto problem ten dotyczy szczególnie głosów dziecięcych i kobiecych, szeptów i niektórych „gwiżdżących” spółgłosek, co wynika z tego, że niedosłuch zaczyna się od tonów wysokich i postępuje w tempie ok. 1-1,2 dB rocznie (więcej w: Psychospołeczne problemy osób z ubytkami słuchu → TUTAJ, dostęp: 04.04.2023). Przez to, że niedosłuch rozwija się stopniowo, dotknięte nim osoby czasem nie zauważają, że mają wadę słuchu. W świecie perfekcjonistycznego audio to temat tabu. Mimo że, patrząc realnie, osób spełniających powyższe warunki jest w naszej społeczności znacznie więcej. Przecież audio to kosztowny sposób na spędzenie czasu, a majątku nabywamy zwykle wraz z wiekiem. Majątku i – to ważne – doświadczenia. Te dwa elementy sprawiają, że najlepsze systemy grają u osób w wieku popoborowym, że tak powiem. To nie jest reguła, ale tendencja ta jest wyraźna. Coś się jednak zmienia w postrzeganiu tego problemu także i w naszym mikrokosmosie. Kilka lat temu na łamach magazynu „Stereo Sound”, najważniejszego pisma audio Azji, a więc populacji połowy świata, pojawiły się reklamy wyspecjalizowanych aparatów słuchowych, nacelowane na rynek audiofilski. Nie była to pomyłka. Jak się okazuje, postęp w tej dziedzinie jest niesamowity i dzisiejsze aparaty przypominają wysokiej klasy słuchawki bezprzewodowe z aktywną redukcją szumów, z dedykowanymi im aplikacjami i wieloma trybami pracy. Po raz pierwszy możemy więc mówić o poprawie słuchu służącej nie tylko komunikacji, ale także słuchaniu muzyki. Stygmatyzacja osób mających problemy ze słuchem musi się więc skończyć, o ile naprawdę chcemy doświadczać świata w jego pełni. Jak mówi mój rozmówca, muzyka słuchana przy pomocy aparatów słuchowych jest piękniejsza. A rozmówcą jest WOJCIECH PADJAS, wieloletni dziennikarz radia RMF, a później RMF Classic, kolekcjoner płyt LP, prowadzący także internetowy sklep z akcesoriami do gramofonu i płytami z klasyką, przygodny felietonista „High Fidelity”, użytkownik aparatów słuchowych. Jest to jego „coming out”, a jednocześnie koło ratunkowe rzucone ludziom, którzy uważają, że ich życie muzyczne już się skończyło. ⸜ WOJCIECH PACUŁA Zacznijmy od najważniejszego: spotykamy się, ponieważ zdecydowałeś się na swego rodzaju „coming out”. ⸜ WOJCIECH PADJAS Bardzo długo się nad tym zastanawiałem i nie przyszło mi to prosto. „Coming out” w każdym przypadku jest bardzo trudny. W moim jest to szczególnie trudna decyzja. Nigdy nie miałem ambicji do tego, aby oceniać sprzęt, aby wdawać się w szczegóły recenzenckie. Niemniej jednak jestem postrzegany jako człowiek, który słyszy muzykę. Tym czasem od wielu lat noszę aparaty słuchowe (wszystkie podkr. – red.). Bardzo długo wydawało mi się, że nikt tego nie widzi. W ciągu ostatniego czasu dowiedziałem się jednak o słuchu – i o sobie – wielu ciekawych rzeczy i postanowiłem wyjść z tej podwójnej „ciszy” – samej w sobie i ciszy nad tematem. Pomyślałem, że to twoi czytelnicy powinni się o tym dowiedzieć pierwsi. A to dlatego, że uszy okazują się być niezwykle istotnym elementem audio. Powiedziałbym nawet, że są najbardziej niedocenianym elementem systemu odsłuchowego. Często kłótnie i dyskusje na temat dźwięku oparte są o to, że inaczej słyszymy. Ja – bez aparatów – słyszę źle. Nie ukrywam, że do tego „wyjścia z cienia” skłoniło mnie to, że chciałbym, aby wielu z twoich czytelników i słuchaczy odważyło się zbadać słuch, bo może się okazać, że oni inaczej słyszą. ⸜ WP Jest przecież prawdą, że jako społeczeństwo szybko się starzejemy, a do tego dochodzą problemy cywilizacyjne, jak wszechobecny hałas (temat ten poruszany był na łamach „High FIelity” kilkukrotnie, na przykład w artykule Cisza, czyli słów kilka o samochodach elektrycznych → TUTAJ – red.). To chyba dobry moment, aby zacząć tym mówić. ⸜ WP Dziesięć lat temu średnia wieku przychodzących po aparaty do audiologów – jak wynika z moich rozmów z nimi – to było jakieś siedemdziesiąt parę lat. Była taka teza, że jak „babcia” nie słyszy, to trzeba ją zaprowadzić na badanie słuchu. W tej chwili w gabinetach zaczynają się pojawiać ludzie, którzy mają jakieś 45-50 lat. Są to często ludzie na wysokich stanowiskach, którzy muszą mieć dobry kontakt z otoczeniem, ze swoim zespołem. Zwykle bywa tak, że są to ludzie, którzy „robią” biznes w kawiarni lub w restauracji przy obiedzie. Ludzie prowadzący spotkania w dużych salach. I nie mają świadomości, że jeśli gorzej słyszą, to powinni umawiać się w innej restauracji, a nie w wielkiej sali – to powinno być zaciszne miejsce, gdzie są dobre warunki akustyczne. Kiedy ktoś prowadzi spotkanie w biurowcu ze ścianą szkła, z lustrzanym stołem, często odczuwa bardzo duży dyskomfort, bo nagle orientuje się, nie rozumie swoich rozmówców – to jest TA chwila, kiedy powinien udać się do audiologa. Często to jest problem warunków akustycznych, zauważ, że żyjemy w bardzo niekomfortowych warunkach, jeśli chodzi o akustykę – poczynając od mieszkań, w których nie ma już zasłon, foteli, dywanów. Nawet jeśli były one duże, to tworzyły niezwykły komfort dla słuchu. Współczesne, zwłaszcza apartamenty, mają tragiczne własności akustyczne. ⸜ WP Taki współczesny minimalizm, w którym chodzi tylko o to, aby nie było niczego, a nie o to, aby było tylko to, co powinno się znaleźć, a to różnica. ⸜ WP Dokładnie – minimalizm, ale bez pomyślunku. I nawet nie wchodźmy w to, że słuchanie muzyki w takim pomieszczeniu jest bardzo trudne, a pozostańmy przy codziennym życiu. Słychać każde stuknięcie garnka, drobne detale, głosy odbijające się od ścian – to wszystko męczy słuch. Miałem niedawno taką historię, że zadzwonił do mnie jeden z moich „płytowych” klientów i zapytał, czy nie pomógłbym mu naprawić jego sprzętu. Jak mówił, kompletnie mu się wszystko rozstroiło i „nie grało”. Nie wiedziałem, jak mu pomóc, ale w pewnym momencie powiedział kluczowe zdanie: „Niedawno byłem na koncercie i chciałem w domu sobie posłuchać tego samego zespołu – zupełnie to nie brzmiało”. Wtedy wiedziałem już o co chodzi. – Niech pan posłucha płyty za trzy dni, poradziłem mu. I rzeczywiście, zadzwonił do mnie i powiedział, że nie miał świadomości, w jak dużym stopniu jeden koncert potrafi zniszczyć ludzki słuch. Taka jest brutalna prawda i często są to rzeczy nieodwracalne. Także słuchawki, zwłaszcza dokanałowe, czyli bez wymiany powietrza, bardzo degradują słuch. ⸜ WP A czy jednym z powodów, że do audiologów z prośbą o pomoc przychodzą coraz młodsi ludzie, coraz lepiej sytuowani itp. jest społeczna akceptacja tych problemów? ⸜ WP I to jest jeden z powodów mojego „coming outu”. Mam nadzieję, że tak się stanie i do tego dążą czołowe firmy audiologiczne: że to jest ładne, nie tylko dyskretne, ale – ładne. Możesz sobie założyć aparaty słuchowe w kolorze czerwonym, czarnym, czy niebieskim i będą one przypominały słuchawki Bluetooth. Kiedyś były tylko w kolorze skóry i wyglądały strasznie. Przyznajmy się twoim czytelnikom i powiedzmy im, że zanim siedliśmy dzisiaj do rozmowy, jakiś czas temu przyszedłem do ciebie i spytałem się, czy się przyznawać do noszenia aparatów. Podpytałem też kilku innych kolegów. Czego się obawiałem – tego, że przez ten krok stracę wiarygodność. Jako ktoś, kto robi audycje o muzyce, kto się wypowiada na temat dźwięku, może bez ambicji recenzenckich, ale jednak. Bałem się, że ludzie powiedzą, że „głuchy jest, to co on tam wie”. Wielu ludzi powiedziało mi wówczas ciekawą rzecz: jesteś starszym facetem – a mam 72 lata – i my postrzegamy to jako pozytywną cechę, że chcesz lepiej słyszeć. I to nie jest nic złego. To nie jest jeszcze taka moda, jak z okularami, że nawet wypada je nosić. Ale wydaje mi się, że za dziesięć lat noszenie aparatów słuchowych nie będzie znakiem, że NIE SŁYSZĘ, ale że CHCĘ LEPIEJ SŁYSZEĆ. ⸜ WP Ale żeby naprawdę lepiej słyszeć trzeba mieć odpowiedni aparat – nie oszukujmy się, to jest podobnie jak w sprzęcie audio, prawda? ⸜ WP Słuchałem ostatnio bardzo ciekawego wywiadu, jaki Marcin Meller przeprowadził z Kazikiem Staszewskim. Kazik przyznał się mu, że ma bardzo silny niedosłuch. On się do tego może przyznać, ponieważ jest artystą estradowym, a większość z nich jest przygłucha. ⸜ WP Tym bardziej współcześnie, kiedy nie ma już odsłuchów scenicznych w postaci kolumn, tylko wszyscy noszą odsłuchy osobiste – słuchawki dokanałowe. ⸜ WP Tak. Zwróciłem uwagę na charakterystyczną postawę Staszewskiego, człowieka, który dużo słucha muzyki, lubi ją, robi ją, fascynuje się nią. Mówił, że kiedyś szedł ulicą, przy której był gabinet audiologiczny i zdecydował się wejść i – na wszelki wypadek – zobaczyć, co tam, nomen omen, słychać. Przebadał się, zmartwił się, założyli mu aparaty i po powrocie do domu przeprosił rodzinę za to, że nie zdawał sobie sprawy że ma problem. A to dlatego, że wszystkiego słuchał bardzo głośno. Tak przy okazji – ludzie niedosłyszący mówią też głośno. Jeśli zauważysz u siebie, że mówisz głośniej niż kiedyś, to może być znak, że nie słyszysz. Kazik powiedział wtedy ważną rzecz – wyrzucił wtedy cały sprzęt audio, bo nie mógł niczego słuchać. Ja też to przeszedłem. Kiedy zachorowałem, bo przyczyną ubytku słuchu u mnie była infekcja ucha. Pamiętam, jak dzisiaj – jechałem z Warszawy i myślę sobie: „Jaki fajny, cichy pociąg. Może coś zmienili, czy coś? Tak cicho jedzie…” Do głowy mi nie przyszło, że to jest coś ze słuchem. Wsiadłem do samochodu, a miałem diesla – cicho, wsiadłem do windy – to samo. Tak – przy okazji – nie ukrywajmy – ludzie niedosłyszący żyją w większym komforcie dźwiękowym niż ludzie słyszący. Są odcięci od wielu nieprzyjemnych bodźców. Ale wracam do tej opowieści. To był moment, w którym zdemontowałem cały swój system audio – sprzedałem, rozdałem, pozbyłem się wszystkiego. Powiedziałem sobie – już nigdy! Po co mi słuchać, jak nie słyszę tego wszystkiego, co stanowi muzykę. Aż trafiłem na pewnego audiologa, zresztą z Krakowa, który z jakiegoś powodu się mną zainteresował. Chyba wydałem mu się inny niż klasyczni klienci. Powiedziałem mu wtedy: „Panie Wojtku – bo to nasz imiennik – ja nie chcę słyszeć, ja chcę słuchać. Niech pan coś zrobi”. Udało się. To, co się w ostatnich kilku latach zmieniło w branży audiologicznej to jest to, że dobrej jakości aparaty są po to, aby nie tylko słyszeć, co się wokół nas dzieje, ale żebyśmy mogli też słuchać, aktywnie rozumiejąc te dźwięki. ⸜ WP Czym wchodzimy w część technologiczną: czy w audiologii jest podobnie jak w perfekcjonistycznym audio? ⸜ WP Absolutnie tak! Mamy wybór od prostych aparatów, które mają przenieść pasmo mowy aż po aparaty, które przenoszą skorygowany dźwięk do 12 000 Hz, a więc bardzo szeroko. Panowie w pewnym wieku – i nie mówię, broń cię panie Boże o tobie :) – słyszą do jakiś 9000 Hz, taka jest naturalna kolej rzeczy. Dla nich te kilka kHz to bardzo dużo. Po drugie, nowoczesne aparaty mają bardzo, bardzo rozbudowane oprogramowanie. W mojej aplikacji mam tryby: uniwersalny, głośne otoczenie, muzyka na żywo, muzyka nagrana i program dla muzyków. Czyli już na etapie tego podstawowego software’u ktoś zwraca uwagę na różne rodzaje muzyki. Różnice w odbiorze muzyki na żywo i nagranej, kiedy nosisz te aparaty, jest kolosalna. Na żywo zwykle chodzi o to, aby trochę jednak zabrać, ale z głową, a w odsłuchu muzyki w domu, aby dodać. Ludzki słuch z wiekiem nie degraduje się liniowo, tylko osłabia się głównie wysokie pasmo. Protetyka obecnie jest zupełnie inna niż kiedyś. Najpierw badanie słuchu – puszczają ci serię dźwięków o różnej częstotliwości, a ty podniesieniem dłoni albo wciśnięciem przycisku sygnalizujesz, że coś słyszysz. Ale to dopiero pierwszy krok. Dopasowanie aparatów słuchowych powinno się odbyć z wykorzystaniem specjalistycznego sprzętu – to się nazywa REM (ang. Real Ear Measurements), który mierzy poziom dźwięku w środku ucha, za pomocą sondy włożonej do samego bębenka. Okazuje się, że ogromnie ważny jest kształt ucha. ⸜ WP Najważniejsza część toru audio :) ⸜ WP No tak. Z tego, co widziałem, działa to jak equalizer korygujący przenoszenie dźwięków sprzęgnięty z sondą można regulować wzmocnienie aparatów słuchowych nawet w 20 pasmach. Czyli można za pomocą takiego sprzętu skorygować przenoszenie w naprawdę precyzyjny sposób, a nie tylko – jest/nie ma. |
Wspomniałem o uszach. Chcę, żebyście państwo zrobili prosty eksperyment: usiądźcie przed swoim sprzętem audio, złapcie się za uszy i je rozciągnijcie, nakierowując na sprzęt. W ten sposób poszerzycie sobie kanaliki słuchowe. Nie uwierzycie państwo, jaka jest różnica w słyszeniu w taki sposób. Prawda jest też taka, że zazdroszczę ludziom, którzy mają spore, odstające uszy i szerokie kanaliki słuchowe. ⸜ WP Powiedzmy to wprost: zazdrościsz mi… ⸜ WP Nie chciałem być tak obcesowy, ale zgoda – zazdroszczę między innymi tobie. Ty masz uszy do słuchania, a ja nie mam i mówię to absolutnie serio. Ja mam uszy przystające do głowy, a więc dźwięk dociera do mnie zupełnie inaczej. Popatrz, dyskutujemy w audio, czy głośnik powinien być odstawiony od ściany na 35, a może na 45 centymetrów, że 10 centymetrów robi różnicę, a anatomia ucha ma wielokrotnie większy wpływ na dźwięk, jaki odbieramy. Według dawnej technologii badania słuchu każde ucho było traktowane jakby było identyczne. Nikt nie zwracał uwagi na to, aby pomóc ludziom w większym stopniu niż tylko zrozumienie mowy. Takie aparaty były trochę jak laska, a nie jak doskonała proteza. Co powiedziawszy, dodajmy, że dzisiaj robi się też znakomite implanty słuchowe. Profesor Skarżyński, autorytet jeśli chodzi o audiologię, przygotował ostatnio film, oparty o autentyczną historię chłopaka, który stracił słuch, a który miał talent muzyczny; gra w nim Jerzy Stuhr (Sonata, reż. – Bartosz Blaschke, 2021 – red.). Dzięki implantom mógł grać. Dzisiaj nie ma już więc sytuacji Beethovena… Ale nie trzeba iść tak daleko. Popatrzmy na naszych przyjaciół i kolegów słuchających muzyki. Na pewno zauważyłeś, że siada trzech ludzi i każdy mówi coś innego. Denerwujemy się z tego powodu, głównie na nich, a powinniśmy na siebie. Każdy z nas inaczej słyszy albo – uwaga – nie słyszy. Uświadomienie sobie „nie słyszę” jest kluczowe do tego, aby można było słuchać, naprawdę słuchać. Pytanie, czy ja słyszę? – Kiedy wyjmę aparaty, równie dobrze mógłbym słuchać muzyki za pomocą sprzętu podłej jakości. Dlatego wyrzuciłem kiedyś sprzęt, dlatego Kazik Staszewski wyrzucił swój sprzęt. Słuchanie muzyki, kiedy masz słabszy słuch, nie sprawia przyjemności. Niedawno byłem proszony o porównanie dwóch wkładek gramofonowych. Znasz je dobrze, bo jedna to Denon DL-103R, a druga Gold Note Vasari. To wkładki o bardzo podobnej charakterystyce dźwięku. Ja słyszę różnice między nimi. Jeśli więc na takim poziomie jestem w stanie przeprowadzić analizę dźwięku, a to przecież dość subtelne zmiany, to znaczy, że dobre aparaty słuchowe są na zupełnie innym poziomie niż kiedyś i o niebo lepsze niż się to ludziom wydaje, lepsze niż nasz naturalny słuch. ⸜ WP Ale nie tylko słyszysz, ale i rozumiesz tę różnicę? ⸜ WP Tak, również ją rozumiem. Można sobie oczywiście zadać pytanie, czy ja te różnice naprawdę rozpoznaję, czy tylko sobie wyobrażam – to osobne zagadnienie. ⸜ WP A czy nie jest tak, że mózg potrafi sobie skompensować ubytki słuchu? Pracowałem wielokrotnie z dyrygentami, będącymi w słusznym wieku. Teoretycznie nie powinni zbyt wiele rozumieć z tego, co się przed nimi dzieje, a jednak byli w tym, co robią, bardzo sprawni. ⸜ WP Kiedy mnie ta przypadłość dotknęła, miałem możliwość porozmawiania z jednym z profesorów z Akademii Muzycznej. Polecił mi go mój audiolog, który uważał, że będzie to dla mnie ciekawe doświadczenie, również zawodowe. Profesor, o którym mowa, przeszedł tę samą drogę, którą przechodzi każdy z ubytkiem słuchu. Czyli najpierw uważał, że rodzina robi mu na złość i cicho do niego mówi, bełkocze, że ludzie na sali konferencyjnej mówią mniej wyraźnie itd. Po czym poszedł do audiologa i zaczął nosić aparaty słuchowe. Zadałem mu wówczas pytanie: „Jak pan słyszy?”, a on odpowiedział: „Inaczej, ale równie pięknie”. Rzeczywiście jest tak, że kiedy siądzie trzech ludzi i jeden z nich – nie daj Boże, bo to ogromne utrudnienie w życiu – będzie posiadaczem słuchu absolutnego, to każdy z nich powie coś innego, ale jednak zgodzą się co do meritum. Nota bene, audiolodzy uważają, że ludzie ze słuchem absolutnym powinni nosić aparaty słuchowe, które by ograniczały ich „czułość”, ponieważ cierpią. Ale do rzeczy – co robi nasz mózg? Uważam, że „dopowiada”. Byłoby więc to potwierdzenie tego, o czym mówisz. Tego nie da się zbadać, a jednak jest faktem. Popatrz, można napisać niemal niezrozumiały tekst, z ogromną ilością błędów, a i tak damy sobie z nim radę, to znaczy przyswoimy jego przekaz. Myślę, że przy słuchaniu muzyki fajnie jest, kiedy słyszysz wszystko – skrzypce, że coś jest wyżej, czy niżej. Pamiętam, jak kiedyś u ciebie czegoś słuchałem i oczarowało mnie to, że jeden wykonawca siedzi wyżej od drugiego, a ten niżej od innego, a kolejny jest w głębi. Czyli przestrzeń, która jest istotna dla właściwego odbioru, która tworzy wyobrażenie, jest bardzo ważna. Ale drugie przeżycie jest równie ważne – nazywam to „komfortem słuchania”. Większość dyskusji w dziedzinie audio sprowadza się do tego, że „mój” komfort jest inny niż „twój” komfort. Oczywiście niedosłyszenie w słuchaniu muzyki bardzo przeszkadza. Nie ma co tego ukrywać. I nie da się tego skompensować dokładaniem dźwięku. Jeśli jesteś melomanem lub audiofilem i zauważyłeś, że twój sprzęt ciszej gra, że musisz go podgłośnić, to może nie sprzęt gorzej gra, tylko ty gorzej słyszysz. I nie powinniśmy się tego wstydzić. Tak, jak nie wstydzimy się kupować lepszych kabli , tak nie wstydźmy się pójść do audiologa – być może ta wizyta odmieni nasze życie na lepsze. Świadomość branży audiologicznej jest obecnie taka, że nie dąży się do tego, aby poprawiać słuch, tylko zwiększać komfort życia. I bardzo mi się to podoba. Bardzo mnie to cieszy. Powiedziałem kiedyś mojemu audiologowi – i mówię to tym spośród czytelników HIGH FIDELITY, którzy też chcieliby się udać na badania słuchu – że chcemy słuchać, a nie słyszeć. Niestety wciąż nie ma zbyt wielu gabinetów w Polsce, które miałyby przyzwoity sprzęt audio. ⸜ WP A ty gdzie poszedłeś? ⸜ WP W Krakowie jest taki niewielki gabinet pana WOJTKA GÓRALCZYKA, który poświęcił mi bardzo dużo czasu – właśnie dlatego, że chciałem czegoś więcej niż tylko słyszeć, co się do mnie mówi. Potem poznałem pana PAWŁA ROBAKA z firmy SIVANTOS, który mi pomógł w moich poszukiwaniach. Kiedyś była to część grupy Siemens, a od 2015 roku to osobna firma z własną marką aparatów słuchowych – SIGNIA. Na świecie jest tylko kilka firm, które oferują topowe rozwiązania, a marka Signia ta jest jedną z nich. ⸜ WP Czyli technologia w tym przypadku jest równie ważna, jak w audio? ⸜ WP Absolutnie tak! Dlatego urządzenia Signia okazały się dla mnie tak dobrym wyborem. Widziałem w Poznaniu ich fabrykę – bo się oczywiście zainteresowałem tematem – i byłem pod ogromnym wrażeniem tego, co i w jaki sposób się tam produkuje. To jest niewyobrażalne. Tam każdy aparat jest dobierany indywidualnie do człowieka, który został wcześniej przebadany To jest realny high-end, że nawiążę do tytułu książki twojego syna. Co więcej – nowa technologia w aparatach słuchowych marki Signia jako jedyna wykorzystuje podobną technikę, co w przemyśle muzycznym – wielościeżkowe przetwarzanie sygnału. Sygnał wejściowy rozbijany jest na dwie niezależne ścieżki – dla mowy i dla środowiska akustycznego. W ten sposób, za pomocą inteligentnego miksera, można wytworzyć potrzebny kontrast do zrozumienia mowy w trudnych warunkach czy dobrego słyszenia muzyki, na przykład w warunkach na żywo. Dla każdego robią wycisk ucha, z którego powstają potem indywidualne wkładki, które są idealnie dopasowane do danego ucha. Tak zresztą wykonuje się najlepsze odsłuchy sceniczne. Dopasowanie za pomocą badania aparatem REM i wielokanałowego korektora jest naprawdę bardzo precyzyjne. Ale równie ważne było to, że tym ludziom chciało się rozmawiać ze mną o muzyce, co było bardzo fajne. Chciałbym, żeby w dobrych gabinetach audiologicznych stał dobry sprzęt audio, bo to jest ten następny krok, który należy wykonać, aby pomóc ludziom. Muzyka jest źródłem największego komfortu i dyskomfortu. Badasz słuch, mówią ci, że musisz mieć aparat słuchowy, dobierają ci go, wychodzisz i znajdujesz się w kompletnie innym świecie. Musisz na nowo zacząć uczyć się słuchać, a muzyka jest najlepszym „stress testem”. Charakterystycznym i często pierwszym objawem niedosłuchu są piski i szumy w uszach. Często te szumy w uszach są nie do zlikwidowania, bo to szumi nasz mózg, który próbuje sobie zrekompensować to, czego nie słyszy. Wspomniany przeze mnie prof. Skarżyński powiedział mi w czasie badania, kiedy jeszcze miałem nadzieję, że „coś z tym da się zrobić” – na szumy uszne powiedział – słuchać muzyki. ⸜ WP No właśnie, powiedz proszę coś o swoich odczuciach, kiedy po raz pierwszy usłyszałeś świat na nowo. ⸜ WP Proponuję taką próbę: załóż sobie na uszy miękką poduszę lub dwie. Zakryj nią uszy. Będziesz słyszał. Nie dotrą do ciebie wysokie tony, ale zobaczysz, jak się przyjemnie żyje. Kiedy odsłonisz uszy, a zrób to na ulicy, to dostaniesz taką „bombę dźwiękową”, że poczujesz się źle. I tak mają ludzie wychodzący od audiologa. To jest bardzo niekomfortowe przeżycie. Przez długi czas mnie to męczyło. Kiedy zacząłem nosić aparaty słuchowe, a było to jakieś dziesięć lat temu, nie było jeszcze takiej technologii, jak dzisiaj. Teraz aparaty łączą się z sobą i „czytają” to, co ty słyszysz, nakierowują swoje mikrofony na rozmówcę. Kiedyś aparaty „słyszały” wszystko bez rozróżnienia, czy to dla ciebie ważne, czy nie. wchodząc do restauracji dostawałeś dźwięk zewsząd i cały był on wzmacniany. Słyszałeś wszystkich. Teraz ustawiam program „restauracja” i słyszę tylko to, co chcę. Ten skok technologiczny pozwala przejść na tę drugą stronę, to znaczy wyjść z ciszy, w o wiele łatwiejszy i bardziej komfortowy sposób. Co nie znaczy, że to jest łatwe. Kiedy spotykam się na święta z rodziną, a jest nas trochę, to – nie ukrywam – po czterdziestu minutach lekko sobie ściszam moje aparaty, bo jestem zmęczony. Kiedy ludzie mówią równocześnie, a masz bardzo dobry słuch, to ta analiza mózgowa zaczyna się już na pierwszym etapie. Mózg selektywnie wybiera to, co masz usłyszeć, resztę pomija. Kiedy nosisz aparat, to nawet ten najdoskonalszy odbiera więcej, dociera do ciebie wszystko. Mózg musi więc wykonać większą pracę, co męczy. Ale tego da się nauczyć. Jeśli chodzi o słuchanie muzyki, to miałem to szczęście, że degradacja mojego słuchu zachodziła stopniowo. Teraz jestem w takim momencie życia, że noszę aparaty bez przerwy. Tak przy okazji, do nas ludzi niesłyszących nie trzeba mówić głośniej, a trzeba mówić wyraźniej. Nie tracimy słuchu liniowo, tylko pewne pasma. A te pasma odpowiedzialne są zwykle za zrozumienie mowy. I tak też, w aparatach, słyszę teraz muzykę – wyraźniej. Wcale nie muszę jej słuchać głośniej, żeby zrekompensować ograniczenia pasma w środku i – zwłaszcza – u góry. ⸜ WP Czy przez to, że wyraźniej słyszysz teraz muzykę, poprawiło to przyjemność, jaką z niej czerpiesz? ⸜ WP Absolutnie tak. Ponieważ na początku nie miałem silnej wady wkładałem aparaty do słuchania muzyki, taka ciekawostka. Po prostu muzyki było więcej. To czysta fizyka. Trochę mi więc żal ludzi, którzy gonią za najlepszym dźwiękiem bez świadomości tej drugiej strony. To stąd bierze się wiele predylekcji do takich, czy innych wkładek, kabli czy kolumn – może to mieć związek z tym, jak pogarsza się nasz słuch. Jest jakaś grupa ludzi, którzy tracą słuch liniowo, równo. Ale większość nas traci go wybiórczo i stąd wiele nieporozumień co do tego, czy średnica jest „wypchnięta” czy „schowana”. ⸜ WP Podsumowując, powiedz proszę, jak powinny wyglądać poszczególne kroki w przypadku, w którym podejrzewamy, że coś nie gra z naszym słuchem. ⸜ WP Kiedy zaczniemy się irytować, że ludzie mówią cicho, że rodzina bełkocze, że musimy głośniej słuchać muzyki, że szumi nam w uszach, to jest znak, że czas na badanie. Można iść do dowolnego audiologa, ale trzeba wyraźnie powiedzieć na czym nam zależy. Ważne, żeby audiolog znał nasze preferencje i oczekiwania. Musimy mu powiedzieć, że chcemy słuchać muzyki, albo potrzebujemy prowadzić spotkania tak, żeby słyszeć innych. Są oczywiści lepsi i gorsi audiologowie. Poszedłbym więc do takiego, który nie ma w swojej ofercie tylko jednego rodzaju aparatów. Najlepiej gdybyśmy mieli wybór spośród kilku producentów. Kolejnym krokiem jest bowiem wybór aparatów. I to jest jak w audio – są lepsze i gorsze, droższe i tańsze. Ich technologie różnią się od siebie. Jedni producenci zwracają większą uwagę na zrozumienie mowy, inni doskonalą łączność ze smartfonem – dla mnie – np. - niezwykle wygodne jest to, że rozmawiam przez telefon przez aparaty, nie przykładam smartfona do ucha. Są aplikacje, które są doskonalone pod kątem dostosowania dźwięku do głośnego otoczenia – sali konferencyjnej, restauracji, kawiarni. Jest taki program, o nazwie „restauracja”. Te wybierają zwykle ludzie zajmujący się zarządzaniem i kontaktami z ludźmi. Możliwości jest naprawdę wiele. Należy więc pójść do miejsca, w którym będziemy mieli możliwość wyboru. I, powtórzę, powiedzmy o co nam chodzi. Audiolog bez wskazówek z naszej strony będzie postępował standardowo, to znaczy będzie nam chciał ułatwić codzienne życie. Określ swoje życie swoje potrzeby. Dla mnie najważniejsza muzyka ale dla innych może to być coś innego. Do Pana Pawła, do Poznania, przyniosłem swoje płyty – jak do salonu audio – bo zauważyłem, że jest już całkiem dobrze, ale przy chóralnym śpiewie, przy wysokich poziomach dźwięku i przy sopranach słyszałem zniekształcenia. Oznaczało to, że muszę zrezygnować ze słuchania Pasji Mateuszowej Bacha, a przecież rezygnować nie chciałem. Pan Paweł z Sivantosa – przy pomocy REM – pracował więc nad małym wycinkiem mojego świata. I ten wycinek też naprawił. Na koniec powiem, z doświadczenia, żeby zacząć od najlepszego modelu aparatów i schodzić do niższych, które są w naszym zasięgu finansowym. Nie róbmy odwrotnie. Nie znaczy to, że wszyscy musimy kupić najdroższe, bo być może nie potrzebujemy wszystkiego, co oferują. Porządny audiolog dobierze aparaty i poprosi, abyś wrócił za trzy dni, żeby coś poprawić. I tak do skutku. To o wiele wygodniejsze i często skuteczniejsze, niż dobór sprzętu. Po pierwsze i najważniejsze – nie trzeba tyle dźwigać. Mnie w życiu niczego nie brakowało tak bardzo, jak muzyki. Ani telewizji, ani rozmów. Jestem przekonany, że tak, jak ja odzyskałem przyjemność ze słuchania muzyki, tak i wielu z melomanów i audiofilów może odnaleźć drugie życie. Pamiętam dobrze, jak usłyszałem fragment z Mszy Koronacyjnej Mozarta pod dyrekcją Karajana, który w 1985 roku dostał zgodę Papieża na nagranie tej kompozycji w watykańskiej Bazylice św. Piotra. To miejsce o absolutnie niezwykłej akustyce. Papież odprawiał mszę, Karajan dyrygował wielkim zespołem i z tego wydarzenia powstała płyta. Jej najbardziej przejmującym fragmentem jest Agnus Dei, który zaczyna się od jednego głosu sopranu Kathleen Battle, potem wchodzą trzy głosy, cztery, orkiestra, a w końcu ogromny chór. Niezwykłą umiejętnością Karajana było to, że umiał wykorzystać przestrzeń. Agnus Dei kończy się błyskawicznym „cięciem” – słychać wtedy Kaplicę Sykstyńską i nic więcej. Zanim zacząłem nosić aparaty, które mam teraz, ja tego nie słyszałem. Pomyślałem wtedy, że to jest koniec mojego życia, moich przeżyć. Można spytać, jakie w ogóle znaczenie ma ten kawałek ciszy – właściwie żadne. Ale dla mnie miał największe. Teraz znowu to słyszę. A jeśli to słyszę, to słyszę wszystko. ⸜ WP Dziękuję ci Wojtku za spotkanie i szczerą rozmowę, oby ośmieliła innych do zadbania o siebie. ⸜ WP Również dziękuję i zachęcam do tego! ● |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity