Wzmacniacz zintegrowany Sophia Electric
Producent: SOPHIA ELECTRIC, Inc. |
ą takie nazwy, które automatycznie kojarzą się z jakimś typem produktu. Dla przykładu: Ancient Audio – ze wzmacniaczami lampowymi, Takatsuki – z lampami 300B itd. Podczas kiedy pierwszym produktem Ancienta były kolumny głośnikowe, a Takatsuki ma w swojej ofercie również wzmacniacz. Podobnie jest z amerykańską firmą SOPHIA ELECTRIC. Wystartowała w 2001 roku oferując lampy 300B „Mesh Plate”, ale już rok później zaproponowała wzmacniacz, który z nich korzystał. Była to konstrukcja bazująca na legendarnym wzmacniaczu Western Electric No.91-A – zbieżność nazw nieprzypadkowa. Było to monofoniczne urządzenie zaprojektowane pod koniec lat 20. XX wieku do pracy w kinach, pracujące na triodach 300A (wyjściowej) oraz 310A (sterujące). A dźwięk w kinach był wówczas priorytetowy, ponieważ kino było najbardziej dochodową gałęzią przemysłu rozrywkowego. Na kolumny i wzmacniacze do tego przeznaczone zwracano szczególną uwagę, inwestując w badania duże pieniądze i to dzięki tym badaniom mamy dziś do czynienia z audio wysokiej jakości. Jedną z cech szczególnych systemów dźwiękowych było wówczas połączenie wzmacniaczy o niskiej mocy z kolumnami o wysokiej skuteczności. Wzmacniacz Western Electric, korzystający z lampy 300A, będącej poprzednikiem 300B, oferował 5-6 W mocy wyjściowej, potrzebował więc kolumn o skuteczności powyżej 100 dB. Taka aranżacja ma swoje zalety i wady. Zaletami są niskie zniekształcenia – im niższa skuteczność kolumn, tym są one zazwyczaj wyższe – i bardzo duża szybkość odpowiedzi na impuls – membrany kolumn niemal się nie ruszają. Wśród wad wymienia się najczęściej niską liniowość, ograniczone pasmo przenoszenia i wrażliwość na szumy własne wzmacniaczy. | TECHNIKA W zeszłym roku obchodziliśmy osiemdziesiątą rocznicę wprowadzenia na rynek lampy 300B, chyba najsłynniejszej triody wzmacniającej w dziejach audio. Oferowała ona wyższą moc niż poprzednik, 300A, była też bardziej liniowa. I to dla niej został zmodyfikowany projekt wzmacniacza No.91-A, który stał się podstawą pierwszego wzmacniacza Sophia Electric. Modyfikacje wynikały nie z jakiegoś szalonego pomysłu, nie były wynikiem impulsu. Za nowym projektem stał bowiem pan Dr. DWU, ojciec Richarda Wuganga, szefa Sophia Electric, zakochany w lampach i technice lampowej. On, a także jego syn, który budował swoje własne wzmacniacze już mając dziesięć lat, mieli bogatą kolekcję „vintage’owych” wzmacniaczy, w tym wiele egzemplarzy monobloków Western Electric. Z tej miłości narodziły się lampy 300B z logiem Sophia Electric, mające łączyć „magię” brzmienia oryginalnych lamp z lat 30. i 40. XX wieku z wymaganiami naszych czasów, czyli niższymi zniekształceniami i szerszym pasmem przenoszenia. To samo podejście firma zastosowała w swoich transformatorach – bo one również wykonywane są samodzielnie. Bazują one na kształtkach EI, czyli tradycyjnych, wykorzystują też na przekładki papier podobny do tego, jaki stosowany był we wzmacniaczach WE. Już jednak materiał rdzenia, a także sposób nawinięcia to nowe opracowania. Jednym z wyróżników transformatorów Sophia Electric jest ich niewielki rozmiar, pomagający osiągnąć szersze pasmo przenoszenia (w czym przypominają transformatory stosowane przez inną amerykańską firmę – Manley). Konstrukcja elektryczna to odwołanie do najlepszych technik sprzed lat. Mamy więc montaż punkt-punkt, dobierane na słuch kondensatory sprzęgające i zasilające, a także sztywną obudowę. Oprócz wspomnianego wzmacniacza, pana DWU inspirowały również konstrukcje firm RCA oraz Klangfilm. Jego projekty nie są jednak kalką, a czymś, co Jeff Day w swojej recenzji nazwał „reinterpretacją”. Kiedy w 2007 roku ojciec pana Wuganga zmarł, wiedza nie zaginęła, ponieważ wszystkie swoje spostrzeżenia zapisane zostały w Green Book, kompendium wiedzy pana DWU. To z niej pochodzą pomysły, które zebrane razem dały wzmacniacz 91-03 300B. | 91-03 300B Lampy | 91-03 300B jest stereofonicznym wzmacniaczem lampowym, pracującym w trybie SET (Single Ended Triode). Na jego wejściu zastosowano podwójną triodę 6SN7, której jedna połówka pracuje w przedwzmacniaczu, a druga steruje lampą wyjściową. Tam mamy z kolei bezpośrednio żarzoną triodę 300B. W standardowej wersji wzmacniacza lampy sterujące to produkty chińskie typu NOS, ale za dodatkową opłatą możemy zamówić parowane lampy Sophia Electric blue glass Grade A 6SN7. Także lampy wyjściowe to może być klasyczny, podstawowy model Sophia Electric – czyli jest dobrze – ale za dodatkowa opłatą otrzymamy lampy Royal Princess 300B, czyli najwyższy model tego producenta, który – jak czytamy w materiałach firmowych – przewyższa zarówno wersję mesh tego producenta, jak i wersję carbon. Lampy zasilające 5U4G/5Z3PAT dostępne są w wersji NOS z Chin. I jest jeszcze jedna wersja wzmacniacza, o nazwie Super quiet, w której dodatkowo zminimalizowano szum i przydźwięk. Testujemy wersję podstawową, ale z lampami wyjściowymi Royal Princess 300B. | ROYAL PRINCESS 300B Z zewnątrz lampy Royal Princess 300B wyglądają podobnie do karbonowej wersji Princess 300B (dzielą tę samą bańkę szklaną), jednak filozofia projektowania była w ich przypadku zupełnie inna, inna jest również wewnętrzna konstrukcja oraz użyte do produkcji materiały. Cena: 5950 zł/para Model 91-03 swoją nazwą nawiązuje wprost do nazwy wzmacniacza Western Electric. To środkowy model tej firmy, należący do serii 03. W serii 01 znajdziemy ortodoksyjnie zaprojektowane monobloki, oferujące klasyczny dźwięk z tego typu urządzeń. Seria 05 to topowe rozwiązania i destylacja najlepszych technik i rozwiązań, jakie firma ma do zaoferowania. Z kolei testowany wzmacniacz to, jak mówi pan Wugang, monobloki 01 w jednej obudowie z przedwzmacniaczem. Jego dźwięk ma być wypadkową klasycznego brzmienia Western Electric oraz wymogów współczesnego audio, przede wszystkim dotyczących szerokiego pasma przenoszenia. Wygląd | To wzmacniacz lampowy, z lampowym zasilaczem typu dual-mono. ma wygląd klasycznego wzmacniacza tego typu, to znaczy lampy zostały zamontowane na górnej ściance, za nimi są obudowy transformatorów, a z przodu, na niskiej ściance przedniej umieszczono gałki. Stylistycznie urządzenie zbliża się do wzmacniaczy o nowoczesnym projekcie plastycznym, o ile urządzenia QUAD-a uznamy za niemal dosłowną replikę wzmacniaczy z lat 30. i 40. XX wieku, a produkty polskiej firmy EGG-SHELL za oddech współczesności. To projekt przywołujący na myśl lata 70. z ich funkcjonalizmem i niemal laboratoryjną „czystością”. Obudowę wykonano z grubych, aluminiowych płyt, srebrnych na górze i dole oraz czarnych na poziomych elementach. Podobnie wykonane zostały obudowy transformatorów. Na przedniej ściance są dwie, chromowane gałki – zmiany siły głosu oraz wejść. Tych ostatnich mamy pięć. Ich wejścia, złocone gniazda RCA, znalazły się na tylnej ściance. Są one rozmieszczone szeroko, możemy więc zastosować dowolne interkonekty. Trzeba zwrócić uwagę na odwrotne niż obecnie się to przyjmuje, umieszczenie lewego i prawego kanału – prawy kanał (czerwony) jest na górze. Podobny układ znajdziemy w przedwzmacniaczach Marka Levinsona z lat 70. Transformatory wyjściowe są nawijane samodzielnie przez producenta, podobnie jak transformator zasilający i dławiki w zasilaczu. Zasilacz jest większy niż by to zakładała specyfikacja, bo transformator ma moc 220 W. Ma on podwójne uzwojenie wtórne dla napięcia anodowego. Okablowanie wewnętrzne wykonano z miedzi OFC. Wyłącznik zasilający umieszczono z boku, niedaleko od gniazda zasilającego. To solidne, dokładnie wykonane urządzenie. Zabrakło mi tylko opisów na tylnej ściance – jest tam tylko naklejka. | JAK SŁUCHALIŚMY Wzmacniacz stanął na górnej ściance stolika Finite Elemente Pagode Edition i zastąpił w torze, kosztujący ponad 300 000 złotych dzielony system złożony z lampowego przedwzmacniacza Ayon Audio Spheris III oraz tranzystorowego wzmacniacza mocy Soulution 710. Sygnał wysyłany był z wyjścia odtwarzacza SACD Ayon Audio CD-34 HF Edition (№ 1/50). Zasilany był przez kabel Hijiri SM2R „Sound Matter”, a sygnał do głośników wysyłałem kablem typu NOS: American Insulated Wire Corporation WE16GA. Nagrania użyte w teście (wybór):
|
Testując wzmacniacz Sophia Electric byłem w samym środku przygotowań do wystawy Audio Wideo Show 2019, w czasie której miałem zaplanowane cztery różne warsztaty (pięć spotkań). Jednym z tematów miał dotyczyć roli kontrabasu i perkusji w nagraniach. Z myślą o tym przygotowałem zestaw płyt, które przetestowałem z ekspertem, Marcinem Olesiem. I to te płyty wykorzystałem do przetestowania amerykańskiego wzmacniacza. Perwersja? 8 W z Harbethami M40.1 i bas? Zdziwiliby się państwo, jak doskonale to zabrzmiało! Już monofoniczna, klasyczna realizacja z 1952 płyty Penthouse Serenade Nat ‘King’ Cole’a pokazała coś, co potem będzie wracało z niemal każdym nagraniem i każdą płytą – niesamowitą kulturę. To dźwięk, który płynie, wypełnia pokój dźwiękiem w nieagresywny sposób i bez nienarzucania się. Kreuje duże źródła pozorne, bez ich przybliżania. Fortepian lidera był więc fantastyczny w swojej „obecności”, jakiś metr za linią łączącą głośniki, a za nim słychać było pozostałe instrumenty. Co ciekawe, perkusja nie była stłoczona do wąskiej kreski, a – nie wiem jak to możliwe, ale tak to słyszałem – wychodziła z obydwu stron fortepianu, dając mu solidne tło. Skupienie na osi był świetne, nie chodziło o rozjeżdżanie się prezentacji, wynikające z nierównomiernej odpowiedzi lewej i prawej kolumny. To było realistyczne odwzorowanie sytuacji na scenie, gdzie mocniej słychać fortepian, a perkusja, która jest z tyłu, brzmi ciszej, bo ciszej jest grana – do takich nagrań muzycy musieli modyfikować swój sposób. To intensywny dźwięk. W tym sensie, że mamy wrażenie, jakby cała energia zawarta w nagraniu była transmitowana do naszego pokoju bez zakłóceń i bez przeszkód. Ale to kompletnie inny rodzaj energii niż ten, który dostajemy z dużą częścią innych wzmacniaczy – nie ma znaczenia, czy lampowych, czy tranzystorowych. Tutaj to energia, która wypełnia nasz pokój dźwiękiem w miękki sposób. To nie jest wydrapywanie sobie miejsca, a jedwabiste wejście w nasz świat. Co bardzo dobrze pokazała kolejna płyta, We Get Request The Oscar Peterson Trio. To była energia! Był swing, rytm, dynamika! Bo to niesamowicie rytmiczny wzmacniacz. A do tego wspaniale rozdzielczy – rozdzielczością naturalną, czyli w doskonałej proporcji z selektywnością. Słychać więc było zupełnie inny rodzaj pogłosu niż na poprzedniej płycie. Ale wielkość instrumentów i ich proporcje były zaskakująco podobne do tych z krążka Cole’a. Zaskoczeniem może być pasmo przenoszenia – jest ono bardzo szerokie. Mówią o tym materiały firmowe, pan Wugang podkreśla to w każdym wywiadzie, jaki czytałem, ale co innego jest słyszeć to od kogoś, a co innego usłyszeć to samemu. To wzmacniacz, który nie udaje mocarza, to znaczy nie schodzi jakoś szczególnie nisko na basie, ale trudno nam to będzie stwierdzić, chyba że z elektronicznie generowanym basem. Z muzyką akustyczną dostaniemy wiarygodny obraz kontrabasu i stopy perkusji, z ich pełnią, gęstością i świetnym wybrzmieniem. Podobnie będzie z drugiej strony spektrum. Blachy perkusji były otwarte, dźwięczne i miały sporą wagę. Były również miękkie i jedwabiste. Były, mówiąc wprost, niesamowicie naturalne. To nie jest ostatnie słowo w selektywności, ich sposób i ciężar uderzenia nie są tak dobrze różnicowane, jak w najlepszych wzmacniaczach, które słyszałem. Ale różnice – o ile mnie pamięć nie myli – nie są wcale duże i bez bezpośredniego porównania są nieistotne. Z kolei obrazowanie czyli budowanie brył w przestrzeni są z testowanym wzmacniaczem ponadprzeciętne i należą do najlepszych, jakie u siebie słyszałem. Dostajemy duże plany, jest rozmach, scena dźwiękowa ma duże rozmiary w głąb i wszerz. Przede wszystkim jednak instrumenty są doskonale skorelowane z pogłosem. Jeśli to nagranie z blisko ustawionymi mikrofonami, jak na dwóch poprzednich krążkach, to wszystko jest bliżej i jest większe. Jeśli z kolei mikrofon jest dalej, jak na płycie Charliego Hadena i Chrisa Andersona None But The Lonely Heart, zarejestrowanej za pomocą dwóch mikrofonów, obraz jest wówczas dalej. Ale niebywałe było to, że wzmacniacz nie pozwolił zmniejszyć kontrabasu i fortepianu i pokazał perfekcyjnie odwzorowane ustawienie tych dwóch instrumentów względem mikrofonów. Przekaz miał więc duży wolumen, był jędrny o mocny. A przy tym momentalnie wiedzieliśmy, z jak różnym typem nagrania mamy do czynienia. Po chwili ten „szok poznawczy”, wynikający z zupełnie innej perspektywy, mijał i można było słuchać muzyki bez zwracania uwagi na technikę – rzecz niesłychanie ważna. Dźwięk zawsze był przede mną, za linią łączącą głośniki. A mimo to miałem wrażenie, że jest namacalny, że to intymne spotkanie z artystą. Ale tak właśnie brzmią najlepsze wzmacniacze lampowe, zazwyczaj wzmacniacze typu SET. Być może dlatego, że wzmacniacz doskonale zachowuje proporcje pomiędzy poszczególnymi pasmami i planami. Posłuchajmy Mercy Street z płyty So Petera Gabriela, żeby usłyszeć o co mi chodzi. Wokal lidera jest tam zdublowany. Mamy główną ścieżkę, a poniżej, dokładnie oktawę niżej, dograno jego miękki, cichy wokal dopełniający całość. Tę dodatkową partię wokalną zarejestrowano wcześnie rano, zaraz po tym, jak Gabriel się obudził – chodziło o uzyskanie takiego właśnie efektu, efektu smutku i melancholii. Wzmacniacz Sophia Electric pokazał to bezbłędnie, świetnie wtapiając w to bezprogowy, pięciostrunowy bas firmy Yamaha (BB5000), na którym zagrał Larry Klein (basista, producent muzyczny, zdobywca dwóch Nagród Grammy, wówczas mąż Joni Mitchell). Nie miałem cienia problemu z zejściem basu, z jego wypełnieniem, ani z jego energią. Niesamowite, jak te osiem watów wypełniły dźwiękiem mój pokój, z trudnymi do wysterowania kolumnami Harbetha. Nie słychać było przesterowania, ani spłaszczenia dźwięku, które jest jego wynikiem. Nie było też wyostrzenia wokali. Tyle tylko, że to nie jest wzmacniacz, który by je „zaokrąglał”. O ile najwyższa góra, czyli blachy perkusji i ich alikwoty, są pokazywane w jedwabisty, przyjemny sposób, o tyle wokale pokazywane są bardzo neutralnie. Czyli bez ocieplania i bez zaokrąglania ataku. Jeśli w głosie jest nieco więcej głosek syczących i są one w nagraniu lekko podkreślone – a tak było z wokalem Gabriela, tak też jest z głosem Patricii Barber – to wzmacniacz to pokaże. Zadziała więc inaczej niż duża część wzmacniaczy z 300B, bo niczego nie „przytnie”. To dobrze, bo pokazuje to, z jak neutralnym – co byśmy o nim nie powiedzieli – urządzeniem mamy do czynienia. Ale, trzeba to też powiedzieć, testowany wzmacniacz nie jest alfą i omegą. Bo to, ostatecznie, wzmacniacz o bardzo niskiej mocy, a co za tym idzie, ograniczonej wydajności prądowej. Dlatego też mocniejsze wzmacniacze, także lampowe – jak Kondo OnGaku i Air Tight ATM-3211 – pokazują muzykę z jeszcze większym rozmachem, niżej schodzą też na basie. System odniesienia, a więc wzmacniacz tranzystorowy, był też bardziej skupiony, dokładniej ukazywał bryły instrumentów, nie tracąc przy tym, ani na chwilę, z oczu całości wydarzenia. Żaden z nich nie był jednak tak jedwabiście gładki (może poza OnGaku) i aż tak naturalny, jak Sophia Elecric. Takie życie. | PODSUMOWANIE Pisząc to podsumowanie słucham płyty Uptown Conversations Rona Cartera. To typowa dla lat 70. realizacja, z wielościeżkowym nagraniem, słabą rozdzielczością i niedoskonałym obrazowaniem. A mimo to wzmacniacz Sophia Electric przeszedł nad tymi problemami jak ninja nad kanałem. Wszystko to, o czym mówię – pokazał. Niczego nie schował, nie wycofał, nie podbarwił. Ale była w tym taka prawda, tyle muzyki, że realizacja zeszła na drugi , a może nawet na trzeci plan. Była ważna o tyle, że współtworzyła tę muzykę. I wzmacniacz o którym mówimy pokazał to właśnie w taki sposób. Jeśli to nie jest high-end, to nie wiem, co nim jest… Piękny przykład połączenia klasyki ze współczesnością. Wygląd | Wzmacniacz Sophia Electric 91-03 300B ma zwartą budowę, którą zawdzięcza grubym płytom z aluminium, z których została ona złożona. Większość informacji podaliśmy już we wstępie, dodajmy więc tylko kilka detali. Na przedniej ściance znalazła się czerwona dioda LED, wskazująca włączone zasilanie. Kolumny głośnikowe możemy podłączyć do jednego z dwóch odczepów transformatorów wyjściowych – dla impedancji 4 lub 8 Ω. Transformatory poddawane są procesowi, który „postarza” miedź (postarzanie polega na zmiękczaniu metalu) ponieważ brzmią wówczas tak, jak kilkudziesięcioletnie transformatory Western Electric. Urządzenie stoi na czterech, plastikowych nóżkach i nie ma pilota zdalnego sterowania. Środek | W środku zobaczymy najstarszą znaną technikę montażu – punkt-punkt, czyli bez pośrednictwa płytki drukowanej. Jest ona czasochłonna, a przez to droga, ma też ograniczenia – każdy produkt brzmi ciut inaczej, nie da się w ten sposób zapewnić 100% powtarzalności. Uważa się jednak, że daje ona najlepsze rezultaty. Podstawki dla lamp oraz inne elementy zostały przykręcone do płytki z włókna szklanego, a ona do górnej ścianki wzmacniacza. Ma to pomóc w redukcji drgań. W torze zobaczymy kondensatory sprzęgające MKP z logo Sophia Electric, wykonane na zamówienie przez któregoś z amerykańskich producentów, ładne oporniki, a także vintage’owe kondensatory katodowe. Kondensatory, na życzenie (i za dopłatą) mogą być zmienione na inne, na przykład olejowe. Podstawki lamp przedwzmacniacza, a także podzespoły, zostały zamknięte w metalowych ekranach. Ma to zmniejszyć szumy i przydźwięk. Budowa urzadzenia jest symetryczna, w tym sensie, że każdy z kanałów jest zbudowany identycznie, włącznie z zasilaczem. Znalazły się tu aż cztery dławiki – być może dla lamp wyjściowych i sterujących. Sygnał dostarczany jest przez wykonywane ręcznie kabelki z miedzi OFC o wysokiej czystości w teflonowych rurkach. Siłę głosu zmienia czarny tłumik firmy Alps z silniczkiem; ze sterowania jednak nie skorzystano. Klasyka klasyk :) ■ Dane techniczne (wg producenta) Moc wyjściowa: 2 x 8 W/4 lub 8 ΩCzułość wejściowa: 450 mV Impedancja wejściowa: 100 kΩ Pasmo przenoszenia: 12 Hz - 35 kHz (+/- 3 dB) Szum/przydźwięk: wersja Super Quiet: 0,9 mV | wersja standardowa: 2 mV Zniekształcenia: 0,18% (1 W/1 kHz) Czas wygrzewania: 50-100 h |
System referencyjny 2019 |
|
|1| Kolumny: HARBETH M40.1 |TEST| |2| Podstawki: ACOUSTIC REVIVE (custom) |3| Przedwzmacniacz: AYON AUDIO Spheris III |TEST| |4| Odtwarzacz Super Audio CD: AYON AUDIO CD-35 HF Edition No. 01/50 |TEST| |5| Wzmacniacz mocy: SOULUTION 710 |6| Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS| |7| Filtr głośnikowy: SPEC REAL-SOUND PROCESSOR RSP-AZ9EX (prototyp) |TEST| |
|
Okablowanie Interkonekt: SACD → przedwzmacniacz - SILTECH Triple Crown (1 m) |TEST|Interkonekt: przedwzmacniacz → wzmacniacz mocy - ACOUSTIC REVIVE RCA-1.0 Absolute Triple-C FM (1 m) |TEST| Kable głośnikowe: SILTECH Triple Crown (2,5 m) |ARTYKUŁ| |
|
Zasilanie Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → odtwarzacz SACD - SILTECH Triple Crown (2 m) |TEST|Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → przedwzmacniacz - ACOUSTIC REVIVE Power Reference Triple-C (2 m) |TEST| Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → wzmacniacz mocy - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 |TEST| Kabel zasilający: gniazdko ścienne → listwa zasilająca AC - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 (2 m) |TEST| Listwa zasilająca: AC Acoustic Revive RTP-4eu ULTIMATE |TEST| Listwa zasilająca: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) |TEST| Platforma antywibracyjna pod listwą zasilającą: Asura QUALITY RECOVERY SYSTEM Level 1 |TEST| Filtr pasywny EMI/RFI (wzmacniacz słuchawkowy, wzmacniacz mocy, przedwzmacniacz): VERICTUM Block |TEST| |
|
Elementy antywibracyjne Podstawki pod kolumny: ACOUSTIC REVIVE (custom)Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS| Platformy antywibracyjne: ACOUSTIC REVIVE RAF-48H |TEST| Nóżki pod przedwzmacniaczem: FRANC AUDIO ACCESSORIES Ceramic Classic |ARTYKUŁ| Nóżki pod testowanymi urządzeniami: |
|
Analog Przedwzmacniacz gramofonowy: Wkładki gramofonowe:
Docisk do płyty: PATHE WINGS Titanium PW-Ti 770 | Limited Edition Mata:
|
|
Słuchawki Wzmacniacz słuchawkowy: AYON AUDIO HA-3 |TEST|Słuchawki:
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity