Odtwarzacz Compact Disc MOON by Simaudio
Producent: SIMAUDIO Ltd. |
OON to ciekawa firma, która wydaje się bardzo konserwatywna, a jednocześnie nie boi się eksperymentować. Jej konserwatyzm przejawia się w przywiązaniu do określonego wyglądu jej urządzeń, w utrzymywaniu produktów w ofercie dopóki jej inżynierowie nie zaprojektują czegoś wyraźnie lepszego, a także w klasycznym podejściu do procesu projektowania, w którym łączy pomiary i sesje odsłuchowe. Z kolei jej progresywną twarz dostrzeżemy w rozwiązaniach, które pozornie są podobne do innych, a tak naprawdę przynoszą drobne, ale bardzo ciekawe zmiany. Tak było, dla przykładu, z odtwarzaczem DVD Calypso. Było to high-endowe urządzenie, co dla tego typu produktów jest rzadkie, ale ważniejsza była jego modułowa budowa. Mógł być kupiony jako transport z cyfrowymi wyjściami audio i wideo, można było do niego dokupić moduł Faroudja służący do „rozplatania” sygnału wideo (rzecz dzisiaj właściwie zapomniana), a nawet wyposażyć w przetwornik ośmiokanałowy cyfrowo-analogowy. Jeszcze ciekawszy był odtwarzacz Moon Eclipse, w którym zastosowano dwa różne filtry cyfrowe. Dzisiaj to normalne, producenci oferują nam pięć i więcej takich filtrów, do wyboru, ale wówczas była to idea nowatorska. Tym bardziej, że chodziło o filtr Pacific Microsonics PCM-100, czyli część dekodera HDCD. Nigdzie indziej nie spotkałem się z taką sytuacją, ponieważ licencja HDCD mówiła jasno, że nie można go wyłączać, musi być częścią systemu. A, jak się okazało, zwykłe płyty CD lepiej brzmiały, kiedy w torze nie było dekodera, a klasyczny filtr Burr-Brown DF1704. Filtr Pacific Microsonics w odtwarzaczu Eclipse można było więc „obejść” korzystając ze specjalnej łączówki. | 650 D Dzisiaj „nowoczesność” w audio przejawia się niemal zawsze poprzez nawiązanie do techniki komputerowej – albo w formie odtwarzaczy plików (streamerów), albo przynajmniej przez obecność wejścia USB. Moon ma w swojej ofercie zarówno transporty plików, jak i urządzenia, takie jak model 390, będące połączeniem przedwzmacniacza, DAC-a i transportu plików. Na tym tle testowany model 650 D może się wydać zupełnie „zwykły”. To, ostatecznie, jedno ze starszych urządzeń tej firmy, wciąż w ofercie od ośmiu lat. Ale i w nim firma podkreśliła coś, co pojawiło się już wcześniej w odtwarzaczu 750 D z 2009 roku, to znaczy traktowanie tego typu produktów jakby to były dwa urządzenia w jednej obudowie – odtwarzacz o którym mowa nosił nazwę „Digital-to-Analog Converter” i firma określała go jako „przetwornik D/A z transportem CD”. Z punktu widzenia systematyki to nonsens, wciąż mówimy po prostu o odtwarzaczu Compact Disc, ale z punktu widzenia informacji to ważne. Firma wskazała w ten sposób na coś, co stało się jasne dopiero kilka lat później, a mianowicie, że jednym z najważniejszych elementów współczesnego systemu audio jest przetwornik cyfrowo-analogowy, który konwertuje sygnał „wyciągnięty” wcześniej z plików przez komputer lub transport plików. Model 650 D w dużej mierze korzysta z tak ustawionej perspektywy. W materiałach firmowych czytamy, że jest to „DAC and CD Transport”, w czym kolejny raz podkreśla się jego dwoistą naturę. I dalej: MOON 650D łączy wysokiej klasy DAC z funkcjonalnością, jaką daje transport CD, zamontowany na naszym, czteropunktowym, żelowym zawieszeniu M-Quattro.
Podział obowiązków manifestuje się w nim przez wyposażenie urządzenia w wejścia cyfrowe – to sekcja DAC oraz wyjścia cyfrowe – to z kolei sekcja transportu. Mamy więc cztery wejścia dla zewnętrznych źródeł cyfrowych – AES/EBU (XLR), S/PDIF (RCA), TosLink i USB – do których prześlemy sygnał PCM od 16/44,1 do 24/192. Nie prześlemy do niego sygnału DSD, ponieważ w czasie, kiedy powstawał nie było jeszcze takiej potrzeby. Mamy także dwa wyjścia do zewnętrznych przetworników D/A – S/PDIF (RCA) oraz AES/EBU (XLR). Sygnał analogowy dostępny jest na gniazdach RCA i XLR. Wydaje się, że urządzenie ma budowę niezbalansowaną, ponieważ sygnał na wyjściach RCA i XLR ma takie samo napięcie i impedancję (2 V/100 Ω). Skupiając się na funkcjonalności nie powiedzieliśmy jeszcze ani słowa o wyglądzie i budowie mechanicznej urządzenia, chociaż wiele recenzji zaczyna się właśnie od tego aspektu. Trudno jednak winić ich autorów o nadgorliwość, bo 650 D jest jednym z najlepiej wykonanych źródeł cyfrowych, obok urządzeń Lumïn, Gryphon, dCS, Esoteric i Accuphase, jakie znam. I to pomimo upływu tylu lat! Jego obudowa została wykonana z grubych, frezowanych płyt aluminiowych, a boki z radiatorów – takich samych, jakie znajdziemy we wzmacniaczach tej firmy. Chodziło tu o zachowanie spójności stylistycznej, kiedy urządzenia stoją jedno na drugim, ale i o usztywnienie chassis. Także przymocowana na górze duża płytka z aluminium, na której wyfrezowano logo Moon, pełni dwojaką rolę – ozdobną i mechaniczną; przypomnijmy, że w podobny sposób tłumione były górne ścianki wzmacniaczy niemieckiej firmy Aaron, na przykład w Modelu No.1.a i Let's Rock!. Od pierwszego wejrzenia wiemy, że mamy do czynienia z „wagą ciężką” – dosłownie i w przenośni. Odtwarzacz ważny sporo, bo 16 kg, ale charakteru dodaje mu również bardzo nisko położony punkt ciężkości – jest niski, za to głęboki. Zaraz potem dostrzeżemy duży, czytelny wyświetlacz zbudowany z modułów LED dot-matrix. To jeden z najlepszych wyświetlaczy, z jakimi miałem do czynienia, ponieważ idealne pełni rolę do jakiej został powołany – nie trzeba się wpatrywać w niego, żeby coś odczytać. A większość producentów sprzętu audio idzie na łatwiznę i stosuje wyświetlacze dostarczane przez producentów transportów w „pakiecie”. Powyżej widać cieniutką szufladę transportu. Pracuje on cicho, pewnie, a szuflada, choć plastikowa, sprawia solidne wrażenie. Z obydwu boków mamy sporo guziczków, a mimo to nie przytłaczają. Możemy za ich pomocą zaprogramować odtwarzanie, wybrać aktywne wejście i przyciemnić wyświetlacz. I, oczywiście, sterujemy za ich pomocą transportem. Część z funkcji sygnalizowana jest czerwonymi diodami LED. Klasyka w świetnym wydaniu. Urządzenie dostarczane jest z sensownym pilotem, można go jednak apgrejdować kupując pilot zdalnego sterowania FRM-3. Jest on świetnie wykonany, dobrze wyważony i ma podświetlane przyciski. To pilot z membranowymi przyciskami, ale najwyższej klasy – tak wyglądają interfejsy bardzo drogich, sterowanych numerycznie, urządzeń przemysłowych. Jest naprawdę dobrze :) | JAK SŁUCHALIŚMY Moon 650 D stanął na górnej półce stolika Finite Elemente Pagode Edition, na swoich nóżkach, tuż obok odtwarzacza odniesienia Ayon Audio CD-35 High Fidelity Edition (80 000 zł). Sygnał z liniowy wyprowadziłem wyjściem niezbalansowanym – w moim systemie zawsze daje to lepsze efekty niż sygnał zbalansowany. Sygnał biegł do przedwzmacniacza Ayon Audio Spheris III (140 000 zł). Do przesyłu użyłem interkonektów Siltech Triple Crown. Z przedwzmacniacza sygnał przesyłany był do wzmacniaczem mocy Soulution 710 (obecnie nieprodukowany, 135 000 zł), a następnie do kolumn Harbeth M40.1 (również nieprodukowane) stojących na podstawkach Acoustic Revive Custom Stand (komplet – 80 000 zł). Także i w tym przypadku skorzystałem z kabli Siltech Triple Crown. 650 D zasilany był przez kabel Hijiri SM2R „Sound Matter”, a sygnał do jego sekcji DAC przesyłany był kablem Acrolink Mexcel 7N-6100II. Źródłem sygnału cyfrowego był laptop HP Pavilion dv7 z dyskiem SSD128, Windows 10 i odtwarzaczem JPLAY Femto, a także odtwarzacz plików Lumïn T1. Nagrania użyte w teście (wybór): | CD
Odtwarzacz Moona należy do nielicznej grupy odtwarzaczy cyfrowych, których barwa ustawiona jest bardzo blisko tego, co na co dzień słyszę ze swojego referencyjnego odtwarzacza Ayon Audio CD-35 HF Edition. 650 D, choć dwuipółkrotnie tańszy od austriackiego źródła, choć ma swoje lata, pokazał fantastycznie nasycony dźwięk z punktem ciężkości przesuniętym ku niskiej średnicy. Nie mówię, że to najlepszy sposób prezentacji dźwięku, bo inaczej, a równie zachwycająco brzmi, dla przykładu, dCS Vivaldi One. Ale mówię, że to ten rodzaj dźwięku, który mnie się podoba i który ja uważam za naturalny. Bo to, jak Moon pokazał utwór otwierający płytę Go Right Andrzeja Kurylewicza zasługuje na specjalne podkreślenie. Duet lidera na trąbce z tłumikiem oraz Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego na saksofonie był dokładnie przede mną, miał ciepły charakter, a mimo to nie zlewał się, każdy z tych instrumentów miał własną – jeśli tak mogę powiedzieć – barwoprzestrzeń w ramach tego duetu, własną dramaturgię. Grałem tę płytę z krążka Master CD-R, który jest dokładniejszy i bardziej rozdzielczy niż wytłoczona wersja, a jednak Moon nie pokazał tego jako rozjaśnienie – a wiele odtwarzaczy tak robi – a właśnie jako większą ilość informacji. |
Równie mocne wrażenie zrobi na państwu, tak mi się przynajmniej wydaje, dynamika. Zaraz do tego przejdę, ale muszę już teraz wspomnieć o tym, że Moon nastawiony jest na środek pasma. To nie jest jednak „ciepłe” brzmienie w ten sam sposób, w jaki ciepłe są wzmacniacze lampowe na EL34, w jaki ciepłe są źródła cyfrowe firmy emm Labs, w jaki ciepłe są łączówki Crystal Cable. A to dlatego, że odtwarzacz Moona ma fantastyczną mikrodynamikę. W skali makro brzmienie odtwarzacza jest delikatnie uspokojone, to jasne od pierwszego taktu. Mimo to, inaczej mówiąc – nie zważając na to, pięknie pokazuje uderzenie, zmiany w intensywności, w tym, z jaką energią w danym momencie grają muzycy. Słychać to było z fortepianem Wojciecha Karolaka na płycie Kurylewicza, a jeszcze lepiej ze stopą perkusji z płyty We Get Request The Oscar Peterson Trio. To było realne uderzenie w skórę, mocne pchnięcie, szybko gaszone i kontrolowane. To wszystko dostaniemy nie tylko z jazzem i nie tylko z perfekcyjnie nagranymi wydanymi krążkami CD – równie duże wrażenie zrobił na mnie odsłuch utworu Here She Comes Again z płyty The Inevitable End duetu Röyksopp. Mocny bas na początku, a za chwilę stopa elektronicznej perkusji i ciepły, podwojony wokal pośrodku – było tu wszystko, co w tej piosence kocham. A skoro jesteśmy przy basie – schodził on bardzo nisko i był nasycony, gęsty. Jego różnicowanie i skupienie na samym dole nie jest tak dobre, jak z odtwarzacza odniesienia, ale – podejrzewam – że większość kolumn i tak tego nie pokaże. A z innymi zostanie to, co najlepsze, czyli ciepła barwa i spora masa. Bo, tak w ogóle, to duża część nagrań, jeśli nie po prostu większość, równie dobrze mogłaby być odtworzona z dobrego gramofonu – to charakter „własny” odtwarzacza 650 D i jego DNA. Urządzenie pokazuje „świat przedstawiony” nagrań w uważny, zmysłowy sposób, w którym dużą rolę gra kremowa barwa. Rozdzielczość jest znakomita, bo dostajemy mnóstwo informacji, właściwie z każdego podzakresu. A i tak, na koniec dnia, zostajemy z przekonaniem, że najważniejszy jest tu środek pasma. Jest on lekko dopalony, przez co wokale są lekko wysunięte przed linię łączącą głośniki i to na nie zwracamy uwagę. Tak było i przy płycie Röyksopp, tak też to usłyszałem z wokalem Ayako Hokosawa z samplera pt. Audiophile Reference IV wytwórni First Impression Music. Nie było to nachalne działanie, a raczej coś w rodzaju sugestii, wrażenia. Mimo to było ono na tyle sugestywne, że to właśnie wokale i instrumenty operujące w tym zakresie – jak już wspomniane trąbka z tłumikiem i saksofon – będą zwracały na siebie uwagę przede wszystkim. Ponieważ to rasowy odtwarzacz nie dzieje się to przez zamknięcie góry. Nagranie Misty z samplera FIM-u jest rejestracją analogową i to wykonaną bez użycia Dolby A, co słychać w sporym szumie obecnym za muzyką. Ale to szum tak „analogowy” w swoim charakterze tak wybaczający, że traktujemy go jak część tej kreacji. Moon nie wycofał go, nie zamknął, a pokazał dokładnie tak, jak mówię, jako element „za” muzyką, a nie zniekształcenie. Świetnie tę zależność pomiędzy ciepłem, otwarciem i rozdzielczością pokazała płyta Faith: Special Edition George’a Michaela. Zremasterowana w dość twardy sposób, dość jasno, tylko z odtwarzaczami o dobrze dobranej barwie pokazuje swoją lepszą stronę. Moon 650 D poradził sobie z tym bez problemu, bo nie dopuścił do wyostrzenia brzmienia, nie zamknął go, a tylko lekko dosłodził. Pokazał za to niski, mocny bas i dobrą przestrzeń. Jeślibyśmy bowiem mieli rozpatrywać jego dźwięk w kategoriach absolutnych, to jest w odniesieniu do najlepszych źródeł cyfrowych, jak i do analogowych taśm „master”, trzeba by powiedzieć, że to jednak jest dźwięk w pewien sposób „zrobiony”. Osobom, które są za niego odpowiedzialne chodziło o połączenie dwóch światów, to jest winylu z jednej, z jego barwami, naturalną miękkością i trójwymiarowością, i cyfry z jej precyzją, otwarciem i zrównoważeniem. Wszędzie tam, gdzie zachodził konflikt pomiędzy tymi elementami wybierano „winyl”. To dlatego brzmienie jest lekko ciepłe i miękkie. Dlatego też pierwszy plan jest nieco wysunięty w naszym kierunku. I dlatego wreszcie wokale są tu numerem jeden. Są one delikatnie podkręcone, przez co mają więcej „nosowości” w swojej barwie, ale nie na tyle, żeby to przeszkadzało. Nie przeszkadza to także w tym, że rozdzielczość i różnicowanie są w tym odtwarzaczu znakomite. Pliki | Wszystko to, co napisałem odnosi się do płyt Compact Disc – Moon 650 D jest bowiem dla mnie przede wszystkim odtwarzaczem CD. Przejście na pliki pokazało, że za takie, a nie inne brzmienie odpowiadają wspólnie transport CD i DAC, każde dodając coś od siebie. Sygnał ze zdekodowanych plików był więc z jednej strony bardzo podobny, a z drugiej jednak inny. Podobne były: barwa, skupienie na dużych wokalach, ładny bas i dobra rozdzielczość. Inne było jednak to, że wyższa góra została z nimi doświetlona i podciągnięta. Dostałem więc bardziej otwarty przekaz, a co za tym idzie bardziej atrakcyjny w krótkim odsłuchu. Żeby była jasność – uważam, że z płyt CD dźwięk był lepszy. Ale sygnał hi-res z plików granych zarówno z Tidala, jak i z dysku NAS był wysokiej próby, bo był gesty naprawdę dynamiczny i nigdy nie prowadził do rozjaśnienia. Nawet z nagraniami, które mają tendencję do lekkiego „zakłucia” tu i tam miałem kremowe, choć otwarte brzmienie. Choć, z drugiej strony, bas nie był już tak dobrze kontrolowany, jak z płytami CD. | PODSUMOWANIE To wyrafinowane urządzenie dla ludzi, którzy wiedzą, czego chcą. Nie wrzuca do pokoju wiadra detali, z których sami musimy sobie poskładać obraz, bo podaje go nam już ustalony, przemyślany. To gęste granie z obniżonym punktem ciężkości. Jest bardzo rozdzielcze, dlatego nie mamy wrażenia zamknięcia dźwięku. Przestrzeń robi duże wrażenie, ale nie spodziewajmy się bardzo głębokiej sceny – jest ona przesunięta w naszą stronę. Mimo to jest tu wszystko, czego oczekujemy po wysmakowanym źródle cyfrowym – zarówno jeśli chodzi o płyty CD, jak i wejścia cyfrowe. Już o tym mówiłem, ale nie da się inaczej zacząć opisu: firma MOON BY SIMAUDIO wypracowała swój własny styl, polegający na łączeniu dwóch kolorów obudowy – srebrnego i czarnego. Urządzenia można zamówić całe czarne, ze srebrnymi guzikami, logotypem i aluminiową płytką na górze – srebrne, albo czarno-srebrne. Zostały przygotowane do tego, żeby stanęły jeden na drugim, tworząc „wieżę”. Podobnie swoje urządzenia przygotowuje brytyjski Chord. Urządzenia mogą stać na chromowanych stożkach lub masywnych nóżkach, które służą do postawienia poszczególnych elementów na sobie. Przód i tył | Front składa się z dwóch części – płaskiej ze wszystkimi elementami sterującymi i obłych elementów po bokach; taki typ konstrukcji jest charakterystyczny dla produktów amerykańskich, że przywołam BAT-a czy Marka Levinsona. Na płaskiej części umieszczono czerwony, duży wyświetlacz z modułów dot-matrix LED. Powyżej widać cienką szufladę napędu CD, a po bokach srebrne guziki sterowania i czerwone diody LED. Pomiędzy wyświetlaczem i napędem świeci się niebieska dioda LED. Prawdę mówiąc nie ma ona sensu, bo włączenie urządzenia powiązane jest z włączeniem wyświetlacza. Miałaby jakieś zastosowanie, gdyby zapalała się po wygaszeniu wyświetlacza. Tył urządzenia jest zatłoczony, a to ze względu na obecność wejść cyfrowych oraz wyjść – cyfrowych i analogowych. Wszystkie gniazda są złocone i wysokiej jakości. Poza przyłączami audio znajdziemy tu również gniazdo zasilające IEC z mechanicznym wyłącznikiem oraz komplet gniazd służących do sterowania urządzeniem z zewnętrznego systemu kontroli komputerowej (RS-232) i w systemie SimLink firmy Moon. Ważniejsze wydają mi się jednak dwa wielopinowe gniazda, dzięki którym możemy poprawić jakość dźwięku bez sprzedawania odtwarzacza – służą one do podłączenia zewnętrznego zasilacza, modelu 820 S. Środek | Układ elektroniczny zmontowano na trzech, specjalizowanych, płytkach drukowanych. Z boku widać zasilacz z dwoma transformatorami toroidalnymi, zalanymi w masie tłumiącej drgania i zamkniętymi w charakterystycznych, niebieskich osłonkach, które je dodatkowo tłumią. Napięcie dla każdego systemu jest tu prostowane i filtrowane – dokładna stabilizacja napięcia, w stabilizatorach scalonych, ma miejsce tuż przy zasilanych układach. To zaawansowany system, oparty o układy i2 DCf (Independent Inductive DC Filtering), po jednym induktorze na każdy układ scalony w torze audio – razem mamy aż 18 stopni filtrowania. Ciekawostka – kondensatory tłumiące tętnienia sieci noszą logo Moona. Pośrodku widać napęd CD. Został on kupiony w tajwańskiej firmie ASA. Mechanizm nosi symbol ASA-8829B-07-01 i współpracuje z optyką KHM -313AAM firmy Sony. To sensowny napęd, stosowany przez wiele firm, na przykład Audiolaba, który tutaj został znacząco podrasowany. Mechanicznie poprawiono jego działanie przez przykręcenie napędu do aluminiowej płyty, która jest odsprzęgnięta od czterech, ciężkich walców żelowymi damperami. Od góry przykręcono stalowy element, który dodatkowo całość usztywnia i ją ekranuje. Od strony sterowania został on poprawiony w Moonie przez zmiany w kodzie. Układ sterujący znalazł się na głównej płycie, wraz z przetwornikiem. Zmiany były na tyle istotne, że napęd nosi firmową nazwę M-Quatro. Kość DAC-a to znany Moonowi, stosowany przez tę firmę od dawna, 8-kanałowy układ ESS ES9016S Sabre32. To 32-bitowy układ o wysokiej dynamice i układzie eliminującym jitter. Tuz obok widać układy stabilizujące napięcie. Na jego wyjściu mamy dwa układy scalone, po jednym na kanał, zamieniające sygnał prądowy na napięciowy (I/U) STMicroelectronics L49701. Filtrowaniem i wzmacnianiem sygnału zajmują się z kolei klasyczne układy NE5532. Poza kondensatorami polipropylenowymi Wima wszystkie elementy są nalutowane powierzchniowo. Powyżej umieszczono płytkę z wejściami cyfrowymi. Przy gnieździe USB widać kość XMOS XS1-L1. To stary układ, pozwalający na przyjecie sygnału PCM do 24/192. Przy pozostałych wejściach umieszczono odbiornik sygnału cyfrowego Cyrrus Logic 8416, a dla wejść elektrycznych dodatkowo transformator dopasowujący impedancję. Taki sam transformator znalazł sie też przy wyjściach cyfrowych. To wszystko są układy mające już swoje lata, ale wciąż bardzo dobre. Pilot | Klasyczny pilot zdalnego sterowania CRM-3, który dostajemy w podstawowym wyposażeniu, jest naprawdę w porządku. Test przeprowadziłem jednak z osobno kupowanym, kosztującym 2290 zł, pilotem FRM-3. Ponad 2000 złotych za pilot to bardzo dużo, można za to kupić bardzo przyjemny wzmacniacz zintegrowany. Ale już po krótkim czasie okaże się, że FRM-3 jest po prostu częścią czegoś, co można nazwać „solidną pewnością”, a co mają urządzenia Moona. Pilot wykonany jest za aluminium i ma membranowe przyciski. Są one jednak wysokiej klasy, przez co działają pewnie i jednoznacznie. To pilot systemowy, służy więc również do sterowania wzmacniaczami i przedwzmacniaczami tej firmy. Zabrakło na nim tylko możliwości zmiany wejścia w odtwarzaczu oraz jasności wyświetlacza, będziemy się więc musieli pofatygować do urządzenia. Na plus zapiszmy podświetlane automatycznie delikatnym, niebieskim światłem, przyciski. ■ Dane techniczne (wg producenta) Pasmo przenoszenia (zewnętrzne źródło): 2 Hz – 100 kHz (+0/-3 dB) Dystrybucja w Polsce ul. Henryka Sucharskiego 49 30-898 Kraków | Polska audiocenter.pl |
System referencyjny 2019 |
|
|1| Kolumny: HARBETH M40.1 |TEST| |2| Podstawki: ACOUSTIC REVIVE (custom) |3| Przedwzmacniacz: AYON AUDIO Spheris III |TEST| |4| Odtwarzacz Super Audio CD: AYON AUDIO CD-35 HF Edition No. 01/50 |TEST| |5| Wzmacniacz mocy: SOULUTION 710 |6| Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS| |7| Filtr głośnikowy: SPEC REAL-SOUND PROCESSOR RSP-AZ9EX (prototyp) |TEST| |
|
Okablowanie Interkonekt: SACD → przedwzmacniacz - SILTECH Triple Crown (1 m) |TEST|Interkonekt: przedwzmacniacz → wzmacniacz mocy - ACOUSTIC REVIVE RCA-1.0 Absolute Triple-C FM (1 m) |TEST| Kable głośnikowe: SILTECH Triple Crown (2,5 m) |ARTYKUŁ| |
|
Zasilanie Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → odtwarzacz SACD - SILTECH Triple Crown (2 m) |TEST|Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → przedwzmacniacz - ACOUSTIC REVIVE Power Reference Triple-C (2 m) |TEST| Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → wzmacniacz mocy - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 |TEST| Kabel zasilający: gniazdko ścienne → listwa zasilająca AC - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 (2 m) |TEST| Listwa zasilająca: AC Acoustic Revive RTP-4eu ULTIMATE |TEST| Listwa zasilająca: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) |TEST| Platforma antywibracyjna pod listwą zasilającą: Asura QUALITY RECOVERY SYSTEM Level 1 |TEST| Filtr pasywny EMI/RFI (wzmacniacz słuchawkowy, wzmacniacz mocy, przedwzmacniacz): VERICTUM Block |TEST| |
|
Elementy antywibracyjne Podstawki pod kolumny: ACOUSTIC REVIVE (custom)Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS| Platformy antywibracyjne: ACOUSTIC REVIVE RAF-48H |TEST| Nóżki pod przedwzmacniaczem: FRANC AUDIO ACCESSORIES Ceramic Classic |ARTYKUŁ| Nóżki pod testowanymi urządzeniami: |
|
Analog Przedwzmacniacz gramofonowy: Wkładki gramofonowe:
Docisk do płyty: PATHE WINGS Titanium PW-Ti 770 | Limited Edition Mata:
|
|
Słuchawki Wzmacniacz słuchawkowy: AYON AUDIO HA-3 |TEST|Słuchawki:
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity