TECHNIKA | PORADNIK MIKRODOSTRAJANIE |2|
|
iedy rodziło się audio, czyli w latach 20. i 30. XX wieku, jego rozwojem zajmowały się laboratoria badawcze mające właściwie nieograniczony budżet. Ostatecznie chodziło o wynalazki mające zrewolucjonizować świat –przede wszystkim radio i kino. Nikt wówczas nie mówił o „high fidelity”, „high-endzie”, „audiofilizmie”, cudem było w ogóle to, że słychać dźwięk. Z czasem był on coraz lepszy. Z tych właśnie badań korzystamy po dziś dzień. Ogłoszenie prasowe z lat 50. XX wieku reklamujące wzmacniacz McIntosh 50W-2 Prace mające za cel poprawę jego jakości miały oczywiście miejsce, ale były to działania podejmowane przez inżynierów, ludzi w „białych kitlach”, a nie audiofilów – tych jeszcze nie było. Przyjmuje się, że eksplozja rynku audio związanego z odtwarzaniem muzyki przypada na lata po zakończeniu II wojny światowej, kiedy to do cywila wróciło mnóstwo świetnie wykształconych inżynierów, a w sklepach pojawiły się nieprzebrane ilości urządzeń z demobilu – w tym wzmacniaczy, kolumn i źródeł dźwięku. Pasja plus możliwości wykreowały pospołu to, co dziś nazywamy „rynkiem perfekcjonistycznego audio”, a w skrócie „audiofilizmem”. Ken Kessler pisał o tym w monografii firmy McIntosh w ten sposób: To niemal standardowe otwarcie dyskusji: założyciele każdej dużej firmy z tzw. Złotego Wieku audio – lat 50. – w jakiejś mierze byli związani w czasie II wojny światowej z elektroniką. […] Podstawy dla hi-fi można więc znaleźć w konflikcie militarnym, jego narodziny umożliwiły jednak warunki czasu pokoju. Cechą wspólną wszystkich pierwszych produktów audio z tego czasu jest ich utylitarna budowa. Popatrzmy na pierwszy w historii wzmacniacz firmy McIntosh, pochodzący z 1949 roku model 50W-2. Jego budowa jest niemal ikoniczna i w swojej prostocie piękna: to dwie metalowe obudowy w których ukryto elektronikę i transformatory, z wystającymi na górze lampami. Nie chodziło w tym o estetykę – dzisiaj lampy traktuje się zazwyczaj jak ozdobę – a o ich chłodzenie. Moduł zasilacza w 50W-2 łączył się z modułem wzmacniacza kabelkiem, który równie dobrze mógłby zasilać lampkę nocną. Kolumny do wzmacniaczy. Nie tylko tej firmy, jeszcze wiele lat później – patrz model Mc270 – podłączało się wkładając gołą końcówkę kabla pod śrubkę, którą należało następnie dokręcić – tak, jak to dzisiaj robi się w gniazdku elektrycznym. Proste i funkcjonalne, a więc i piękne. To piękno miało jednak skazę. Dzisiaj już wiemy, że wszystko „gra”, wszystko w audio ma znaczenie. W latach w których się dopiero rodziło zniekształcenia były po prostu tak wysokie, a podkolorowania dźwięku tak duże, że rzeczy o których będziemy tym razem mówili nie miały większego znaczenia. Tym bardziej, że trudno je było zmierzyć. A, przypomnę, ojcami hi-fi byli wykształceni w klasyczny sposób inżynierowie. Dla nich to, czego nie potrafią zmierzyć – nie istnieje. No właśnie, problem w tym, że nie potrafili, a nie, że nie było CO mierzyć… Mikrodostrajanie | Jak pisałem w pierwszej części tego mikrocyklu, w części poświęconej ustawianiu kolumn, chciałbym państwa „zarazić swoim entuzjazmem i obudzić waszą ciekawość”. Powtórzę: chociaż rzecz w często drobnych poprawkach, to ich wynik może być oszałamiający. To, o czym piszę, to podstawy, nie ruszamy nawet sprawy apgrejdów. Mam nadzieję, że usystematyzowanie sposobów poprawy dźwięku i podanie ich w możliwie najbardziej przystępnej formie, pomoże państwu w otwarciu się na „nowe”. A tym się przecież w audio zajmujemy, prawda? To schemat zamieszczany przez nas w opisie systemu referencyjnego pod każdym testem. Widać wyraźnie wszystkie trzy elementy o których mówię: stolik antywibracyjny, platformy antywibracyjne (niebieskie) i nóżki antywibracyjne (czerwone) Jesteśmy dzisiaj w o tyle komfortowej sytuacji, że duża część pracy została już wykonana przez naszych poprzedników. Wiemy więc więcej. To jednak wciąż wiedza „rozproszona”, nie do końca spójna i nie w całości akceptowana. Staram się ją jednak jak najczęściej wykorzystywać, ponieważ daje zadziwiające rezultaty. Nie jest tak spektakularna, jak ustawianie kolumn, nie jest też tak intuicyjna. Ale w dłuższej perspektywie zdaje się nawet ważniejsza. Ustawiając kolumny we właściwy sposób, z czułością i miłością, wynik otrzymujemy natychmiast i jest to wynik jednoznacznie pozytywny, także dlatego jest zgodny z naszymi oczekiwaniami. Mikrodostrajanie urządzeń elektronicznych intuicyjne nie jest i trzeba w sobie stłumić odruch negacji tylko dlatego, że o czymś takim nie słyszeliśmy i że według „negacjonistów”, w tym wielu inżynierów, to „dziwactwo”. Wypróbujmy przynajmniej kilka z poniższych porad, duża ich część w podstawowej formie nic nie kosztuje, jest niemal za darmo. Eksperymentujmy – tak, jak pierwsi ludzie zajmujący się audio! Co trzeba chronić i dlaczego | Historycznie rzecz biorąc pierwsze systemy audio miały postać czegoś w rodzaju komody, do której wmontowywano gramofon, tuner i wzmacniacz. Pozostało po tej historii przyzwyczajenie polegające na tym, że urządzenia stawia się na jakiejś półce lub w specjalnie do tego celu przygotowanych meblach. Choć na to nie wygląda, widzą państwo kompletny odtwarzacz CD The Stream włoskiej firmy Omega Audio Concept: podwieszona „misa” to transport CD, pod nią jest przetwornik i zasilacz, a wszystko na wyjątkowym standzie. Stolik antywibracyjny, bo o nim mówimy, pełni rolę mechanicznego interfejsu pomiędzy podłogą i urządzeniami, a także pomiędzy samymi urządzeniami. Oddziela je od drgań generowanych przez kolumny głośnikowe i od drgań generowanych przez inne urządzenia. Jest rzeczą oczywistą, że na drgania wrażliwe są lampy, dlatego konstruktorzy tego typu wzmacniaczy już od dawna zwracali szczególną uwagę na ich odsprzęgnięcie jeszcze w samym urządzeniu, a także na stosowanie lamp, które by były na mikrofonowanie odporne. Są to jednak półśrodki i takie urządzenie i tak musi być zabezpieczone przed zewnętrznymi wibracjami. Drugą grupą urządzeń, co do których istnieje konsensus, czyli takich, które trzeba chronić, są źródła sygnału korzystające z płyt optycznych, takie jak odtwarzacze CD (HDCD), SACD, DVD i Blu-ray. Układ optyczny czytający dane współpracuje z systemem korekcji błędów i teoretycznie powinien sobie poradzić nawet z poważnymi wstrząsami. Rzeczywistość jest inna – układ ten interpoluje utracone dane, czyli zmienia sygnał. Należy więc zrobić wszystko, aby tego uniknąć. Okazuje się jednak, że drgania wpływają również na urządzenia, co do których nikt nie miał takich podejrzeń – wzmacniacze tranzystorowe. To rzecz ciekawa i dość słabo zbadana, jednak krótka próba w dobrym systemie pokazuje, że tego typu urządzenia grają odmiennie w zależności od tego, na czym są postawione i w jakiej obudowie umieszczone. Często jest tak, że to właśnie w przypadku urządzeń półprzewodnikowych odsprzęgnięcie przynosi największe korzyści. Znika wówczas nerwowość w dźwięku, pojawiają się głębsze barwy, uporządkowaniu ulega obrazowanie, dzięki czemu instrumenty zyskują stabilne otoczenie akustyczne. Zazwyczaj poprawia się również jakość basu, który jest lepiej skupiany, a często również i lepiej różnicowany. | STOLIKI ANTYWIBRACYJNE Nagrania | Do tej części wybrałem nagrania bardziej „ogólne”, to znaczy bazujące na wrażeniu, niekoniecznie wchodząc głębiej w szczegóły. Niech to będą, dla przykładu, debiut Enyi (masterowany przez firmę Nimbus), gdzie mamy piękne plany, harmonie i barwy, a z drugiej strony sięgnijmy po jazz, na przykład Ballads Johna Coltrane’a w wydaniu na płycie Platinum SHM-CD; (Enya, Enya, BBC Entertainment BBC CD 605, CD, 1987 | John Coltrane Quartet, Ballads, Impulse!/Universal Music LLC (Japan) UCCU-40001, Platinum SHM-CD, 962/2013). Każde urządzenie elektroniczne na czymś stoi. Nawet, jeśli jest „podwieszone” w jakimś systemie odsprzęgającym, to i tak element na którym jest podwieszone na czymś stoi. W pokoju to, po kolei: podłoga, a następnie stolik (półka) i w końcu nóżki. Jeśli załóżmy, że na podłogę nie mamy wpływu, pierwszym elementem, o który należy zadbać jest stolik (półka). Stoliki antywibracyjne produkują różne firmy. Niewielu jednak potrafi to zrobić w tak wyrafinowany sposób, jak niemiecki Keiser Acoustics. Na zdjęciu stolik z serii Leading Edge, przygotowany wspólnie z firmą VertexQ. Najprostszym wyjściem jest ustawienie systemu na meblu. Może to być komoda, półka na książki itp. Ważne, aby taki mebel była stabilny, ciężki i czymś wypełniony – ubraniami lub książkami. Lepiej jednak sięgnąć po specjalistyczny stolik antywibracyjny. Taki stolik nie musi być drogi – patrz model Modular firmy Franc Audio Accessories. Fajne, niedrogie stoliki produkuje również firma Rogoz Audio. Ważne, aby taki mebel był przygotowany przez kogoś, kto się na tym zna i kto wie, jakie techniki mają sens, a jakie nie. Im wyżej w cenniku, tym więcej technik i technologii jest stosowanych po to, aby minimalizować drgania. Istnieją też meble, w których chodzi nie o wygaszenie drgań a o ich kontrolowane rozpraszanie. Istnieją bowiem dwie główne „szkoły” – jedna mówi, że należy tłumić drgania za wszelką cenę, a druga, że to niemożliwe, dlatego trzeba dobrać takie parametry stolika, aby były one odpowiednio kontrolowane. Rodzaje stolików | Przykładem pierwszej grupy są ciężkie, niezwykle solidne stoliki amerykańskiej firmy Harmonic Resolution Systems, w których połączono aluminium, granit, dwa rodzaje elastomerów, o dobranej wielkości i wadze. Przykład przeciwny to stoliki niemieckiej Finite Elemente z serii Pagode, w których drgania są do pewnego stopnia tłumione w sztywnej ramie i przez specjalne elementy antywibracyjne, ale część jest rozpraszana w drewnie – półki „dostraja się” do konkretnych urządzeń przez mocniejsze lub lżejsze rozkręcenie rozporowych trzpieni. Gdzieś pomiędzy nimi lokują się stoliki firm Artesania, gdzie do sztywnej, ciężkiej ramy głównej podwiesza się półki, oraz niezwykłe stoliki niemieckiego Keiser Acoustics z serii Leading Edge, przygotowane wspólnie z firmą VertexQ. Także w tym przypadku sztywna jest główna rama, jednak półki są lekkie i wypełnione specjalnie dobranymi materiałami stratnymi. To jedne z najdroższych stolików antywibracyjnych na rynku, ale też jedne z najlepszych. Stolik Finite Elemente Master Reference Pagode Edition, innymi słowy – mój stolik referencyjny. Jak widać stoi dokładnie tak, jak nie powinien stać: pomiędzy kolumnami i blisko tylnej ściany. Jedynie jego głębokość względem kolumn jest w miarę sensowna. Takie życie… Które są lepsze? To pytanie bez odpowiedzi – są po prostu inne. Wszystko zależy od konkretnej konstrukcji stolika i postawionych na nim urządzeń. Generalnie jednak jest tak, że ciężkie, masywne stoliki dociążają dźwięk i lekko odchudzają niski środek. Dźwięk jest z nimi szybszy, precyzyjniejszy, lepiej definiowany. Z kolei lżejsze stoliki mają tendencję do grania środkiem pasma, w nieco ciepły sposób. Są też zwykle bardziej „muzykalne”, szczególnie jeśli zbudowane są z drewna. Wgarantują też lepszą głębię dźwięku. Konstruktorzy starają się te cechy zbalansować, dobierając odpowiednie materiały na półki, stelaż i punkty odsprzęgnięcia. Gdzie stolik ustawić | Oprócz konstrukcji stolika ważne jest również to, gdzie stoi. Działają na niego bowiem zarówno drgania przenoszone przez podłogę – czy to od kolumn, czy z innych pomieszczeń – ale i fale dźwiękowe działające bezpośrednio na urządzenia, z pominięciem stolika. Reguł jest kilka. Przede wszystkim lepiej, jeśli stolik stoi z boku pomieszczenia, po naszej lewej lub prawej stronie, niż pośrodku, między kolumnami. Tam znajdują się bowiem węzły fal stojących, wzmacnianych dodatkowo bliskością tylnej ściany – przy ścianie najlepiej słychać bas, prawda? To ustawienie preferowane przez Amerykanów i część Japończyków. Tak swój system referencyjny ma ustawiony magazyn „Stereo Sound”, tak urządzenia ma ustawione nasz przyjaciel, redaktor naczelny magazynu hifistatement.net, Dirk Sommer. Minusem ustawienia systemu z boku jest konieczność prowadzenia długich kabli do głośników, a generalnie staramy się je utrzymać w długościach pomiędzy 2 i 5 m (do tego tematu powrócimy w trzeciej części Mikrodostrajania, poświęconej kablom połączeniowym). Wyczynową wersją tego typu ustawienia jest przeniesienie stolika ze sprzętem do pokoju obok – rzecz spotykana wyłącznie w topowych systemach. Dość często musimy jednak iść na swego rodzaju kompromis, czyli źródła dźwięku i przedwzmacniacze, a więc urządzenia potencjalnie najbardziej narażone na drgania, ustawiamy z boku, a pomiędzy głośnikami, na niskich platformach, stawiamy końcówki mocy. System przygotowany przez firmę Kharma na wystawie High End 2018 w Monachium – ładnie widać ustawienie „hybrydowe” – pomiędzy kolumnami ustawiono monobloki, a z boku resztę elektroniki Jak zwykle trzeba więc wybrać wersję, która nam najbardziej odpowiada i która jest możliwa do realizacji w naszym pokoju odsłuchowym (dziennym). Jeślibym jednak miał wskazać najlepsze rozwiązanie, to zapewne byłoby to rozwiązanie „hybrydowe”, ze wzmacniaczami pośrodku i elektroniką z boku. Wymaga to zastosowania długich interkonektów między przedwzmacniaczem i wzmacniaczem mocy, ale wszystkiego mieć nie można :) Dodajmy jeszcze, że swój pomysł na wyeliminowanie działania fali dźwiękowej ma, już wspomniana, firma Keiser Acoustics, oferująca do stolików Leading Edge specjalne, akustyczne „wstawki” zamykające stolik po bokach. Rzeczywistość jest jednak taka, że w niewielkich mieszkaniach nie ma miejsca na stolik z boku, urządzenia znajdują się więc pomiędzy kolumnami. Tak jest u mnie i w większości systemów, które znam. Warto w takim przypadku pomyśleć o odsunięciu stolika od tylnej ściany. Ułatwi do dostęp do kabli, ale też zminimalizuje wpływ fali dźwiękowej. Tyle tylko, że front stolika powinien się „chować” w cieniu kolumn, to znaczy od wewnętrznej krawędzi kolumn do czoła stolika powinna zostać zachowana jak największa odległość. Idealne rozwiązanie tego problemu widzą państwo od wielu lat, chyba już piętnastu, u Janusza, gospodarza spotkań Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. | PLATFORMY ANTYWIBRACYJNE Nagrania | Ta część wymaga większego namysłu i skupienia. Posłuchajmy więc debiutu gruoy King Crimson, ale w wersji Platinum SHM-CD, gdzie mamy mnóstwo powietrza i analogowego szumu, a także reedycję nagrań Horowitza z Met (King Crimson, In The Court of the Crimson King, Atlantic/WOWOW Entertainment [Japan] IEDG-01, 7” Platinum SHM-CD + DVD-Audio, 1969/2016 | Vladimir Horowitz, Horowitz at the Met, RCA Red Seal/BMG Classics 633142, „High Performance” CD, 1982/1990) Mamy więc ustawiony stolik. Dobry, dopasowany do naszych potrzeb, w miejscu w którym jest najmniej narażony na drgania. Jego półki są zazwyczaj odsprzęgnięte, co powinno wystarczyć. Tak nie jest – wieloletnie próby pokazują, że nawet najlepszy stolik antywibracyjny można w ten sposób „poprawić”. Podobnie jak w przypadku stolików, tak i w przypadku platform główny podział idzie pomiędzy platformami lekkimi i masowymi. Dochodzi do tego jednak dodatkowy element, to jest sposób odsprzęgnięcia – sztywny i „pływający”. I znowu, jak w przypadku stolików, ciężkie platformy oferuje firma Harmonic Resolution Systems (przykład: model M3X-1921 RD Isolation Base, HF | No. 111), a lekkie Finite Elemente (przykład: model Master Reference Pagode Edition HD-09, HF | No. 111). Platforma Finite Elemente Pagode Edition HD-09 z nóżkami Cerabase Compact i Resonatorem 1000 Hz – dzięki zdjęciu górnej półki ładnie widać jej konstrukcję (HF | No. 111) Platformy stałe oferują obydwie przywołane firmy, jak również japoński Acoustic Revive, polskie firmy Rogoz Audio, Divine Acoustics, Franc Audio Accessories i inni. Z kolei „pływające”, już wspomniany, Acoustic Revive (pneumatyczne), Pro Audio Bono (na autorskim systemie linkowym), Avatar Audio, Tewo Audio, Townsend Audio i Stacore (referencyjne zastosowanie odsprzęgnięcia kulowego). Platformą „pływającą” jest – choć na pierwszy rzut oka tego nie widać, model Pure firmy WK Audio. |
Które są lepsze? Powinno być już chyba jasne, że wszystko zależy od urządzeń i od nas samych. Zasada jest jednak taka sama, jak w przypadku stolików: platformy masowe poprawiają detaliczność, zwarcie, szybkość natomiast lekkie są bardziej muzykalne. Platformy stałe lepiej definiują dźwięk, a „pływające” poprawiają głębię i „odstresowują” brzmienie. Ale podobnie działają platformy nieodsprzęgane, a wykonane z drewna – to specjalność Japończyków. Stosują oni zwykle drewno używane do budowy instrumentów. Dla przykładu firma Acoustic Revive używa drewna o nazwie hickory (amerykański orzech biały), które służy do budowy gitar. Dobrym wyjściem jest po prostu gruba sklejka. Wszystko zależy oczywiście od urządzenia i stolika, ale samodzielne próby można rozpocząć od zwykłej deski z jakiegoś miękkiego, albo średnio miękkiego drewna. Wspomniana firma Acoustic Revive ma w swojej ofercie taką właśnie „deskę”, model RHB-20, która naprawdę przyjemnie modyfikuje dźwięk urządzeń. Zachęcam do samodzielnych eksperymentów! | NÓŻKI ANTYWIBRACYJNE Nóżki antywibracyjne są ostatnim elementem systemu antywibracyjnego. Często to jednak najważniejsza jego część, ponieważ najłatwiejsza do sprawdzenia i wymiany. Klasyczny układ nóżek w urządzeniach audio jest odbiciem ich „domowości” – przykręcane są one w czterech rogach. Aby jednak nóżki antywibracyjne pracowały w optymalnych warunkach, czyli tak, żeby działały jak najlepiej trzeba pomyśleć o ich innej aranżacji. Ile nóżek? | Przede wszystkim warto wypróbować ustawienie na trzech. Trójnóg jest najlepszym podparciem w audio, zarówno w przypadku kolumn, jak i elektroniki. Firmy produkujące tego typu elementy wychodzą naprzeciw takiemu myśleniu, ponieważ można kupić komplety złożone z trzech stopek. Możemy się wówczas zdecydować na jedno z dwóch ustawień – z jedną nóżką z przodu oraz dwoma z tyłu i odwrotne. To pierwsze rozwiązanie jest najpopularniejsze, proponuje je – na przykład – francuska firma YBA i ja sam je również stosuję. Ale nie znaczy, że zawsze bezwzględnie najlepsze, warto wypróbować również ustawienie odwrotne, którego gorącym orędownikiem jest japońska firma Soul Note. Trzy nóżki, z jedną z przodu, preferuje francuska firma YBA – na zdjęciu odtwarzacz CD Passion CDT 450 oraz wzmacniacz zintegrowany Passion IA 350 Obydwie są jednak pewnym uproszczeniem. Ideałem byłoby coś innego – ustalenie środka ciężkości danego urządzenia. Jeśli nam się to uda, trzeba nóżki ustawić w równych odległościach od niego i nie ma wówczas większego znaczenia, gdzie się ostatecznie znajdą. Nie jest to łatwe, ale da się wykonać nawet „na oko”, z pewnym przybliżeniem. Dokładnie w ten sposób swoje nóżki Kepler proponuje ustawiać firma Divine Acoustics (więcej o filozofii tej firmy w artykule pana Piotra Gałkowskiego pt. Dlaczego akcesoria antywibracyjne mają wpływ na dźwięk?). Gdzie stawiamy | Kupując nóżki antywibracyjne robimy to po to, aby postawić na nich urządzenia. Tyle tylko, że te mają już swoje nóżki prawda? Co trzeba więc zrobić? Na pewno nie stawiamy nowych nóżek pod starymi, to błąd. Najprostszym wyjściem jest wsunięcie nowych nóżek pod urządzenie i podparcie go tuż obok starych nóżek lub, jeśli mamy do dyspozycji trzy, dwóch przy starych i jednej w dowolnym miejscu. Przy czym stare pozostawiamy na swoim miejscu – będą „wisiały” w powietrzu. To dźwiękowo najlepsze wyjście. Jest jednak problematyczne, bo za każdym razem, gdy ruszamy urządzenie, musimy pamiętać o ponownym właściwym ustawieniu dodatkowych stopek. Dlatego innym sposobem jest po prostu wykręcenie starych i wkręcenie na ich miejsce nowych. Problemem jest zwykle zbyt mały gwint w otworze. W takim wypadku trzeba kupić odpowiednie przejściówki, albo powiększyć otwory w urządzeniu. W taki sposób zostały przykręcone nóżki w odtwarzaczu Ayon Audio CD-35 HF Edition – ich wymiana była jednym z elementów modyfikacji podstawowej wersji tego urządzenia. Odtwarzacz Ayon Audio CD-35 HF Edition otrzymał nóżki Franc Audio Accessories – są one przykręcone w czterech rogach (HF | No. 164) Jakie nóżki stosować? | Krótko mówiąc – dobre. Truizm, ale bardzo prawdziwy. Można oczywiście sięgnąć po niedrogie, naprawdę świetne krążki gumowe firmy Vibrapod, i będzie OK. Mają one różną podatność, wyrażoną cyferką, i można je dopasować do wagi stawianego na nich urządzenia. Opcjonalnie dokupujemy do nich firmowe stożki ze stalową kulką na końcu – i jest bardzo fajnie i niedrogo. Vibrapody modyfikują dźwięk w kierunku ciepła, łagodności, delikatności. Drugą możliwość pokazują japońskie systemy, gdzie pod urządzeniami, kolumnami i kablami ustawiane są drewniane podstawki – pamiętają państwo, co mówiłem o Japończykach i drewnie, prawda? Niektóre firmy, jak SPEC, po prostu wyposażają swoje wzmacniacze w drewniane platformy zintegrowane z obudową, do których od spodu doklejają drewniane nóżki. Można sobie takie nóżki zrobić – ważne, żeby były stabilne. Materiał? – Podobnie jak w przypadku platform raczej miękkie i średnio miękkie drewno, najlepiej takie, jakie stosuje się do budowy instrumentów muzycznych. Gotowe elementy tego typu oferują firmy, dla przykładu, Cardas (Myrtle Wood Block) i Acoustic Revive (HQ4). Co ciekawe, myrtle (mirt) jest drewnem twardym, co przełoży się na inny dźwięk niż drewno hickory w wydaniu AR. Przetwornik cyfrowo-analogowy Mytek, stojący na niewielkich nóżkach Acoustic Revive HQ4 z drewna hickory Jeśli jednak chcemy czegoś więcej, jeśli nie chcemy aby podstawki ukrywały problemy naszego systemu, a podkreślały jego zalety, będziemy musieli zapłacić i to sporo więcej. Jedną z możliwości są podstawki w których mamy do czynienia z kolcem i odpowiednio przygotowanym łożem. Kolce to najstarszy znany mechaniczny interfejs, stosowany w audio od lat. Jest on popularny, bo jest tani i dobrze spełnia swoje zadanie. Jeśli jednak ma dać wyrafinowany dźwięk, cały system odsprzęgający musi być wyrafinowany, a to oznacza – drogi. Taką budowę mają wspomniane Keplery firmy Divine Acoustics, gdzie łoże to kilka elementów z rubinu, ale podobnie działają bardzo popularne nóżki amerykańskiej firmy Stillpoints. Nóżki oparte na ostrzu porządkują dźwięk, poprawiając jego skupienie i definicję. Zazwyczaj pomagają też w wydobyciu głębi sceny oraz uwypuklają atak dźwięku. Nieco gorzej idzie im z nasycaniem barw i płynnością. Dlatego sprawdzą się przede wszystkim tam, gdzie te elementy są już osiągnięte, albo występują w nadmiarze. Interfejsem może być też kulka, tworząca wraz z dwoma płaszczyznami łożysko toczne. Tak zbudowane są, już ikoniczne, nóżki Finite Elemente, Franc Audio Accessories, ale i niezwykle wyrafinowane nóżki koreańskiej firmy HiFiStay. Swoją wersję mają także Symposium Audio i Avatar Audio. Co one z kolei dają? Przede wszystkim nasycenie, rozdzielczość i plastykę. Uspokajają dźwięk, bez jego wyostrzania. Każdy producent ma swoją własną „charakterystykę” dźwiękową, ale wszystkich łączy dążenie do pogłębienia brzmienia, nasycenia barw, nawet kosztem szczegółowości. Sprawdzą się więc tam, gdzie szczegółów jest sporo i gdzie nie ma problemów z dynamiką. Nóżki firmy Finite Elemente – widoczny jest element sprzęgający, ceramiczna kulka (HF | No. 114) Zamykając tę część powiedzmy, że istnieją także nóżki z poduszką magnetyczną, hybrydowe, łączące miękki element stratny i kulki i inne. Wszystkie one w inny sposób korygują dźwięk, dlatego – jak zwykle – zachęcam do samodzielnych prób. FILTRY MASY | FILTRY EMI/RFI | BEZPIECZNIKI Zebrałem w tej części trzy techniki poprawy dźwięku urządzeń elektronicznych, co do których nawet doświadczeni audiofile mają wątpliwości. Na wszystko potrzebny jest bowiem czas. Piszę o nich nie dlatego, że słyszałem o nich od innych, ale dlatego, że wiele z takich produktów przetestowałem i część z nich wykorzystuję na co dzień w swoim systemie. To ostateczny „szlif”, który ma sens dopiero wtedy, kiedy urządzenia są odpowiednio zabezpieczone przed drganiami. Z jednym zastrzeżeniem, o którym pod koniec. Nagrania | W tej części można ponownie skorzystać z nagrań typu Diana Krall z albumu Wildflower - chodzi o utwór, który ten album otwiera. Druga płyta jest szczególnie wyrafinowana i za jej pomocą usłyszymy zmiany w dynamice, rozdzielczości i barwie, to The Dialogue (Diana Krall, Wallflower, Verve/Universal Music LLC UCCV-9577, „Deluxe Edition”, SHM-CD + DVD, 2015 | Takeshi Inomata, The Dialogue, Audio Lab. Record/Octavia Records OVXA-00008, SACD/CD, 1977/2001) Filtry masy | Pasywne filtry masy (kondycjonery masy) oraz szumów EMI/RFI to produkty odkrywane w hi-fi od niedawna, choć od lat stosowane w przemyśle. Problemem było to, że konstruktorzy audio nie wiedzieli o ich istnieniu, a jeśli wiedzieli, to nie potrafili przenieść tych doświadczeń na nasz grunt – a to duża sztuka. O problemach z tym związanych rozmawiałem niegdyś z właścicielami firmy Verictum, która się w tego typu produktach specjalizuje i z rozmowy tej jednoznacznie wynikało, że mechaniczne przełożenie pomysłów, które sprawdzają się w przemyśle do audio to gotowy scenariusz na porażkę (zob. Magia systemu: VERICTUM). Dlatego też lepiej trzymać się specjalistów. A tych jest na rynku paru i są oni godni zaufania. To jest szwedzki Entreq, polskie firmy Verictum i Asura, amerykański Nordost i japoński Acoustic Revive. Tzw. sztuczna masa (filtr masy) to najczęściej mieszanka minerałów i sproszkowanych materiałów ferromagnetycznych, piezoelektrycznych i innych, często w połączeniu z metalowymi sztabami. Kondycjoner masy QAR S-15 (HF | No. 161) Okazuje się, że połączenie mas urządzeń w jednym punkcie, najlepiej z taką właśnie, sztuczną masą, skutkuje znacznie niższymi szumami. Rzecz jest łatwa do zmierzenia i do wysłuchania. Dźwięk jest po prostu głębszy, tło czarniejsze i bardziej aksamitne. A produkty tego typu są łatwe do podłączenia – to zazwyczaj coś w rodzaju puszki, niewielkiej obudowy (firma QAR korzystała z gotowego pojemnika ceramicznego), z której wystaje przewód połączeniowy. Podpinamy go do masy danego urządzenia lub do jego obudowy (najczęściej są one na tym samym potencjale). Mogą one stać obok urządzenia, albo w zupełnie innym miejscu – przewód połączeniowy nie powinien być jednak zbyt długi, ponieważ zdziała wówczas jak antena. Dobrym rozwiązaniem jest też połączenie wszystkich mas w tym samym punkcie to tzw. „gwiazda”, stosowana również w prowadzeniu masy wewnątrz urządzeń. Kondycjonery masy, które znam działają w dość podobny sposób, choć różnią się natężeniem efektu. Do ich pełnego działania potrzebny jest czas – po podłączeniu należy odczekać dzień, może dwa i dopiero wówczas przeprowadzać próby. Filtry EMI/RFI | Podobnie jak sztuczna masa, pasywne filtry EMI/RFI znane są z zastosowań w przemyśle. W audio występują w dwóch formach – dużych elementów kładzionych na urządzeniach, albo pod nimi, a także w postaci „zaślepek” do niewykorzystywanych gniazd sygnałowych. Filtr EMI/RFI Verictum X Block – to jego nowa wersja na wzmacniaczu Musical Fidelity M2is W pierwszej formie znane są, na przykład, w postaci drewnianych elementów z miękkim spodem, które kładziemy na urządzeniu – tak wygląda filtr X Bulk firmy Verictum. Można go podstawić też pod urządzeniem, ważne jednak, by znalazł się jak najbliżej obudowy. Aktywną wersją takiego filtru jest platforma antywibracyjna firmy Synergistic Research, będąca również platformą antywibracyjną. I coś jeszcze | Od dłuższego czasu wszystkie moje urządzenia przypominają „jeża”, ponieważ ich tylne ścianki nie są płaskie, a wystają z nich „kolce”. To swego rodzaju „zaślepki”, służące albo do minimalizacji szumów – zwierając wejścia lub ekranując wyjścia – albo do tworzenia lokalnej sztucznej masy. To, analogicznie do tego, co przedtem mówiliśmy, filtry szumów oraz kondycjonery masy, tyle że w miniaturze. Ekranowanie nieużywanych wejść to standardowa procedura w przemyśle. Chroni się w ten sposób delikatne obwody elektroniczne przed zakłóceniami wysokoczęstotliwościowymi – a otwór w obudowie-ekranie jest miejsce, przez które dostają się do wnętrza. Tak działają wtyki wpinane do wejść i wyjść. Te do wejść dodatkowo zwierają „gorący” pin (piny) do masy. Firma Acoustic Revive uważa, że równie ważna jest ich rola tłumienia drgań, dlatego szczególną uwagę zwraca na materiał, z którego wykonuje swoją wersję tych elementów, dodatkowo nakleja na nie małe elementy wykonane z kryształu górskiego. Stosuję je, jak mówię, od lat i jest to coś w rodzaju kropki nad ‘i’. Zmiany wprowadzane przez te elementy będą słyszalne tylko wtedy, kiedy ogarniemy wszystkie elementy o których pisałem powyżej. Ale warto, naprawdę warto! Same z siebie nie dodają niczego nowego, ale pogłębiają zmiany wnoszone przez elementy antywibracyjne i filtry. „Wchodzą” w nasze postrzeganie dźwięku osmotycznie, niezauważalnie. Nie jest tak, że je podłączamy i nagle „bum!”, „mamy to, panowie!” Nie, zupełnie nie tak! Dopełniają uzyskany przez nas dźwięk, jeszcze bardziej go wygładzają i pogłębiają. Bezpieczniki | Na tym można by właściwie zakończyć tę część cyklu o mikrodostrajaniu, gdyby nie jeden, drażliwy temat: bezpieczniki. Te małe diabelstwa znajdują się w każdym urządzeniu elektronicznym, ponieważ chronią je przed uszkodzeniami. To taka „piąta kolumna”, albo zrzuceni za nasze linie obronne dywersanci. Widzicie państwo – bezpiecznik jest elementem nieliniowym, wysoce niedoskonałym, który jest czymś w rodzaju nagłej przerwy na drodze napięcia – najczęściej napięcia zasilającego. Trudno ich wpływ zmierzyć, a jeszcze trudniej te pomiary zinterpretować. Najwyraźniej musimy jeszcze poczekać na odpowiednie narzędzia. Ale już dzisiaj można stwierdzić, że to przecież doskonale słychać – wymiana klasycznego bezpiecznika na taki, który przygotowała firma specjalistyczna, zmienia dźwięk w nie mniejszym stopniu niż postawienie urządzenia na dobrej platformie antywibracyjnej! Tego typu bezpieczniki mają lepsze styki, lepszy materiał z którego wykonany jest drucik „bezpieczeństwa”, lepsze są też materiały na obudowę. Chodzi z jednej strony o poprawę przewodności, a z drugiej i zmniejszenie wibracji. Bezpieczniki Quantum Blue firmy Synergystic Research. Fot.: Synergystic Research Bezpieczniki tego typu oferowane są przez sporą grupę producentów i każdy z nich brzmi nieco inaczej. Ale wszystkie poprawiają dźwięk. Zmienia się z nimi rozdzielczość, co jest podstawą dobrego grania. Poszerza się także pasmo przenoszenia. To naprawdę duża poprawa i to w dodatku kumulatywna, to znaczy im więcej bezpieczników w urządzeniu wymienimy, tym lepiej. Zacząć możemy od bezpiecznika głównego – umieszczany jest on najczęściej w gnieździe zasilającym IEC lub – rzadziej – w zakręcanym elemencie na tylnej ściance. Kolejnym krokiem powinna być wymiana bezpieczników wewnątrz urządzenia. Uwaga! – O ile wszystkie poprzednie modyfikacje były absolutnie bezpieczne, o tyle w tym przypadku należy się poradzić osoby z odpowiednim przygotowaniem, albo – jeszcze lepiej – taką wymianę jej zlecić. Bezwzględnie należy też pilnować wartości wymienianych bezpieczników – nowe powinny mieć zbliżoną obciążalność i typ (szybkie/zwłoczne). | MINI-MAX, CZYLI PODSUMOWANIE CZĘŚCI DRUGIEJ Ezoteryka? Absolutnie nie – po prostu życie. Wszystko, co opisałem zostało potwierdzone wieloma odsłuchami, zarówno przeze mnie, jak i przez innych, szanowanych przeze mnie ludzi, a większość z tych rzeczy ma potwierdzenie również w pomiarach. Chociaż każdy z etapów MIKRODOSTRAJANIA, o których pisałem, ma swoją własną specyfikę, to razem pozwalają wydobyć z urządzeń tak wiele muzyki, że czasem trudno uwierzyć. Zmiany te nie są przy tym uzależnione od ceny urządzenia, a tylko od jego jakości, czyli zawartego w nim potencjału. Równie spektakularne zmiany można uzyskać stawiając na fajnej platformie i nóżkach wzmacniacz za 2000 i za 20 000 złotych. Tak samo szokująca będzie wymiana bezpiecznika w odtwarzaczu za 20 000 i 100 000 złotych. A w tym za 1000? Nie uwierzycie państwo, jak zmienia się dźwięk takiego czegoś – musicie to po prostu sprawdzić, od prób jeszcze nikomu nic nie ubyło, może tylko sceptycyzmu. Hierarchia tych zmian jest prosta, choć inna niż kolejność w której je omawiałem: |1| platforma antywibracyjna, |2| nóżki antywibracyjne, |3| bezpieczniki, |4| stolik antywibracyjny, |5| filtr masy, |6| filtr EMI/RFI, |7| elementy wpinane do urządzeń. Pójdźmy tą drogą a – gwarantuję – znajdziemy się w zupełnie innym miejscu niż na jej początku. W miejscu o nazwie MUZYKA. ■ |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity