Przedwzmacniacz liniowy
Ayon Audio
Producent: Ayon Audio |
oje wspomnienia sprzed wielu lat, chyba z pierwszej edycji wystawy High End w Monachium (po przenosinach z hotelu Kempinsky we Frankfurcie), przetrwały w kilku kapsułkach. Każda z nich zawiera cząstkę mnie samego, ale także – co widać z perspektywy czasu – zapowiedzi na przyszłość. Tak było na przykład w czasie pierwszej edycji imprezy w stolicy Bawarii, z roku 2005, kiedy to poznałem się z Fabio Camorani, właścicielem firmy AudioNemesis, z panią Eunice Kron, rządzącą twardą ręką KR Audio, spotkałem pana Hervé Delétraz – szefa firmy darTZeel i innych. To wówczas po raz pierwszy rozmawiałem z Dirkiem Sommerem, wówczas jeszcze redaktorem naczelnym magazynu „Image Hi-Fi” (relacja TUTAJ), a dzisiaj naczelnym „hifistatement.net”. Wszyscy byli wówczas szalenie mili, z niektórymi od razu nawiązałem współpracę. Raczej zgodnie dystansowali się jednak zarówno do polskiego rynku, jak i do polskiego dziennikarza, argumentując to w sposób, który można streścić w ten sposób: „trudno mówić o high-endowym rynku w waszym kraju, może zainteresujesz się czymś tańszym?” Choć zwykle było to jakoś zakamuflowane, to przekaz był jasny. W 2006 roku zobaczyłem jednak coś, co w pamięci zostało mi chyba najdłużej: produkty firmy Ayon Audio. I znowu – podobnie jak wiele lat później przedstawiciele firmy Soulution, tak i ktoś z Ayona (zakładam, że był to jej właściciel, Gerhart Hirt, ale głowy nie daję) nie pozostawił cienia nadziei na to, że będzie szansa posłuchania czegoś z ich urządzeń w naszej redakcji. A przecież przedwzmacniacz liniowy, który wówczas został pokazany, model Spheris, wypalił mi na siatkówce znak przynależności. Od tej pory to ja należałem do niego. Wyglądał cudownie (jego zdjęcie można zobaczyć w relacji z imprezy), świetnie też grał i stanowił coś w rodzaju Świętego Graala. Wystarczyło mniej niż dziesięć lat, żeby świat (audio) wyglądał kompletnie inaczej. Większość firm, z którymi się wówczas spotykałem jest obecna w Polsce, która dla wielu z nich stanowi drugi, a czasem i pierwszy rynek zbytu w Europie. Acrolink, którego ówczesny przedstawiciel, pan Bé Yamamura, gorąco odradzał mi słuchanie tak drogich kabli, sprzedaje w naszym kraju kilometry swoich wyrobów, a ja mam u siebie cztery ich topowe kable sieciowe. Wzmacniacz mocy Soulution od kilku lat stanowi część mojego systemu referencyjnego. A Gerhard Hirt jest moim przyjacielem, honorowym członkiem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Co więcej: przedwzmacniacz liniowy jego produkcji, model Polaris (drugi od góry, najdroższym zawsze był Spheris), przez kilka lat był moją dumą. Żyjemy w ciekawych czasach i, w przeciwieństwie do wymowy tego powiedzenia w Chinach, to dobry znak. Testowana wersja miała dopisek „II”. Układ wzmacniający bazował na pentodzie Siemensa C3m, pracującej w układzie triodowym, miał lampowy zasilacz i regulację siły głosu na transformatorach dopasowujących. Kupiłem to urządzenie, bo bez niego nie wyobrażałem sobie słuchania muzyki. I było pięknie. Dopóki w 2009 roku nie posłuchałem topowego wówczas przedwzmacniacza tej austriackiej firmy, modelu Spheris II. To było COŚ. Pomimo że mniej więcej wiedziałem, czego się spodziewać. Po teście, nie mogąc sobie pozwolić na zmianę mojego Polarisa III na Spherisa II, poprosiłem Gerharda o apgrejd mojego przedwzmacniacza. Praca była nietypowa, wykonana tylko raz, a w jej efekcie powstał przedwzmacniacz Polaris III [Custom Version]. W stosunku do wersji podstawowej zmiany dotyczyły wszystkich elementów biernych, które zostały przeniesione z topowego przedwzmacniacza, a także paru innych detali. Różnica znowu była duża i choć nie był to Spheris, byłem niesamowicie zadowolony. Już wtedy wiedziałem jednak, że koniec musi być jeden: prędzej, czy później topowy przedwzmacniacz Ayona musi stanąć w moim domu na stałe. Kiedy więc firma pokazała Polarisa w wersji IV, choć doceniłem zmiany, jakie w nim wprowadzono, myślami byłem już przy Spherisie III. Urządzenie po raz pierwszy, w prototypowej wersji, pokazano w Monachium w 2013 roku i ten sam egzemplarz trafił na wystawę Audio Show 2013, do systemu, który zdobył nagrodę Best Sound Audio Show 2013. Kolejny rok zajęło ludziom w Gratkorn przygotowanie jego wersji produkcyjnej. Do testu trafił jeden z pierwszych egzemplarzy. I już u mnie został – takie życie… GERHARD HIRT Gerhard Hirt w czasie Audio Show 2014, Warszawa (wyjazdowe spotkanie Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego). Do uszka Gerhardowi szepcze Dirk Sommer, naczelny hifistatement.net. W roku 2000 odwiedził mnie inżynier odpowiedzialny za moje wzmacniacze single-ended, przywożąc prototyp przedwzmacniacza – zmontowany na desce, z plątaniną przewodów łączących poszczególne podzespoły. Jego hobby były eksperymenty z niecodziennymi, a nawet szalonymi pomysłami (nad tą płytką pracował w sekrecie przez osiem lat, do czego się wówczas nie przyznał). Wiedział chyba wszystko na temat przedwzmacniaczy, które w owym czasie dystrybuowaliśmy. Zajmował się też serwisowaniem urządzeń wielu topowych marek. Prosto z mostu zapytał mnie, czy nie zechciałbym, bez żadnych uprzedzeń, posłuchać tego „czegoś”. Na desce, o której mowa, były jednak najtańsze komponenty, kable itd., a wszystko wyglądało kompletnie inaczej (nawet lampy C3m) niż w „normalnym” przedwzmacniaczu, który na co dzień używałem. Muszę się przyznać, ale tak naprawdę to nie chciałem „tego” słuchać. Tak się jednak szczęśliwie złożyło, że mój referencyjny przedwzmacniacz się „posypał” i trzeba było zmienić w nim lampy. To, co usłyszałem, wywróciło do góry nogami moje wyobrażenia o innych przedwzmacniaczach. Nagle barwa wielu elementów okazała się inna, a przestrzenność, szybkość, niebywała kolorystyka, wyjątkowa przezroczystość i głębokie bryły instrumentów – wszystko było tak namacalne, prawdziwe, zaś przestrzeń taka, jakiej nie doświadczyłem nigdy wcześniej. A to wszystko z „deski”, najtańszych komponentów – układu, który ledwie działał. Spheris I (wersja pierwsza, z małym zasilaczem) – High End 2006, Monachium Pomyślałem wówczas, że coś takiego zdarza się raz na 20 lat. Usiedliśmy więc i rozmawialiśmy o możliwości małej, limitowanej produkcji tego urządzenia. Wcześniej trzeba było jednak zamienić tę plątaninę w prawdziwy prototyp; potrzebowaliśmy również odpowiedniego zasilacza. Miks podzespołów okazał się delikatną sprawą, zredukowaliśmy więc liczbę niekoniecznych elementów tam, gdzie to tylko było możliwe; przy każdym kolejnym wyrzuconym podzespole coraz trudniej było jednak ponownie wszystko dopracować. Zresztą same C3m nie ułatwiały zadania: te lampy frywolnie mikrofonowały, dlatego były trudne do zaaplikowania w urządzeniach audio. Ich tonalne właściwości są jednak poza wszelką dyskusją, żadna mała lampa (jak ECC81, 82, 83, 88, 6SN7, 6H30 itd.) nie jest w stanie im sprostać. Latami musieliśmy więc sięgać wyjątkowo głęboko do naszego bagażu doświadczeń i zawodowych tricków, aby opanować ich wady. Do dziś nie jesteśmy pewni, czy ktoś na serio próbował się z tymi problemami zmierzyć. Ale po prezentacji Spherisa, dwa topowe przedwzmacniacze innych firm, także na lampach C3m, momentalnie zniknęły z rynku. Widziałem także „śmieszny” wzmacniacz mocy, w którym zastosowano C3m w driverze lamp 300B – to po prostu nie mogło się udać… Spheris I (wersja druga, z dużym zasilaczem) Pięć lat zajęło nam dopracowanie wszystkich kluczowych punktów i pierwszy seryjny Spheris trafił na rynek – było to w 2005 roku. Nigdy nie myśleliśmy, że będziemy zmuszeni do pływania po tak wielu nieznanych wodach, ze tak długo dojrzewać będzie nasza techniczna biegłość. Napotkaliśmy niewyobrażalną liczbę problemów, bo okazało się, że każdy detal tego przedwzmacniacza ma ogromny wpływ na dźwięk. Wiele elementów musieliśmy zbudować samodzielnie, bo okazało się, że te dostępne się nie sprawdziły. Musieliśmy nawet zmienić obudowę, a układ płytek zmieniany był trzykrotnie. Sukces by jednak stymulujący i przyglądaliśmy się projektowi pod kątem jego poprawienia. Kolejne 5 lat upłynęło, zanim w 2010 roku na rynku pojawił się Spheris II. Zastosowaliśmy w nim kompletnie nowy zasilacz lampowy z regeneratorem (regenerator został zaadaptowany do dostarczania wszystkich napięć; mogliśmy zrezygnować z zamiany napięcia po nim na 230 V, jak to się dzieje we wszystkich tego typu kondycjonerach). Opracowaliśmy też filtr napięcia, z dławikiem oraz dwoma kondensatorami polipropylenowymi – na ten moment to top, jeśli chodzi o zasilanie układów przedwzmacniacza. Spheris II Kolejnym krokiem była wymiana czterokanałowego potencjometru Elma, ze 192 rezystorami, który stosowaliśmy w Spherisie I. Sensowne rozwiązanie było tylko jedno: umieszczone na wyjściu, superpermalojowe transformatory (ani jednego rezystora w regulacji głośności); było to ekstremalnie trudne wyzwanie, ze względu na kompletnie odmienne wymagania (napięcia), które musieliśmy wziąć pod uwagę. Było to też zupełnie różne podejście od innych, gdzie potencjometr umieszczany jest na wejściu układu. W czasie testów skorzystaliśmy z nieprawdopodobnej ilości transformatorów step-up, aż znaleźliśmy taki, w którym odpowiednia ilość zwojów, przełożeń itp. dały pożądany wynik. Bazujący na Spherisie I, budowany przez pięć lat Spheris II, ponownie wyznaczył punkt odniesienia. A tak przy okazji – Spherisy są składane ręcznie i testowane przez jednego człowieka, robi on wszystko samodzielnie, od początku do końca. Montaż jest ekstremalnie złożony i stanowi wielkie wyzwanie. Spheris III, prototyp – Audio Show 2013, Warszawa A jednak wciąż było „coś”, małego, ale irytującego, a chcieliśmy, aby Spheris II był perfekcyjny, w każdym calu; potrzebowaliśmy regulatora głośności bez żadnych mechanicznych przełączników. Pomysł był taki, aby sterować czterema superpermalojowymi transformatorami step-up nie przez mechaniczny przełącznik (jak w Spherisie II), ale przez zaawansowany, elektroniczny system. W miejsce przełącznika potrzebny był nam więc enkoder. Każdy transformator otrzymał płytkę drukowaną z 24 kontaktronami i układem sterującym MCU (Multi-Chip Unit), do którego napisaliśmy program. Mówimy o 96 kontaktronach i 4 układach logicznych. MCU otrzymuje sygnał z potencjometru enkodera, przetwarza go i w każdym z położeń przełącza, w określonej sekwencji, 8 kontaktronów z szybkością 2/1000 sekundy. Dopracowanie tego układu zajęło nam trzy lata, a w pracę musieli się włączyć nawet nasi cyfrowi specjaliści, zobowiązani do opracowania programu dla układów MCU. W ten sposób w przedwzmacniaczu znalazł się najbardziej zaawansowany, najbardziej skomplikowany układ regulacji siły głosu, jaki można spotkać w urządzeniach audio. Wreszcie, w 2014 roku, ruszyła seryjna produkcja przedwzmacniacza Spheris III. Gerhard Hirt ze Spherisem III, prototypem – Audio Show 2013, Warszawa Nagrania użyte w teście (wybór)
|
Trudno przecenić wpływ przedwzmacniacza liniowego na system audio. Z perspektywy czasu widzę, że kształtuje on jego wyraz w sposób podskórny, nie tak widoczny, jak przy zmianie kolumn, źródła, czy nawet kabli. Ale zawsze to on nadaje mu kształt, to on prowadzi wszystko w kierunku wybranym przez producenta. A Spheris III jest też, dodatkowo, jednym z najlepszych przedwzmacniaczy liniowych, jakie do tej pory słyszałem. Co więcej: zestaw cech, jakie z sobą wnosi do brzmienia niemal perfekcyjnie odpowiada moim potrzebom, oczekiwaniom, domykając system referencyjny „High Fidelity”. Jestem pewien, że da się jeszcze lepiej, że to nie koniec. Ale też zdaję sobie przy tym sprawę, iż to będzie trudne i nie wiem kiedy nastąpi. Na Spherisa III, na prezentowaną przez siebie jakość, czekałem bowiem dziesięć lat. Jego cechą prymarną jest gęstość. Element dźwięku interpretowany również jako nasycenie i dojrzałość, to umiejętność przekazania tkanki nagrania, nie tylko ataku. To jak pola do pokolorowania w kolorowance dla dzieci, jak obraz w ramie. Im więcej tam tego „czegoś” tym lepiej, tym bardziej naturalna; a może: tym bardziej namacalna i „normalna”. Z opisywaniem dźwięku odtwarzanego mechanicznie, i to w domu, za pomocą określenia „naturalny” bym uważał. Przeniesienie wydarzenia muzycznego do domu jest bowiem niemożliwe. To, co dostajemy, to swego rodzaju przybliżenie i artystyczna kreacja w jednym. Odpowiadają za nią: muzycy, procent nagrania, realizator dźwięku, a także (szczególnie w muzyce pop) wydawca. Coraz większą uwagę w kreowaniu efektu końcowego zwracamy również na rolę firmy produkującej fizyczny nośnik lub sprzedawcę plików. W każdym razie, „naturalność” w dźwięku systemu audio jest czymś niezwykle ważnym. To jednak wartość ruchoma, plastyczna, łatwo naginająca się do specyficznego przypadku. Bo skoro i tak odtworzenie w domu jest kreacją, mającą naśladować wydarzenie na żywo, ale tylko kreacją, to naturalność musi odnosić się do czegoś innego niż koncert „live”. Musi apelować do naszej estetyki i poczucia piękna. A kolejną zaletą testowanego Spherisa jest w tym przypadku rozdzielczość. Już Polaris III był pod tym względem fantastyczny. Co jakiś czas jednak, na przykład w porównaniu z Dionysosem firmy Thrax Audio (czytaj TUTAJ), Takumi K-15 Roberta Kody, czy też z Markiem Levinsonem №52 słychać było, że ma on ograniczenia. Bardzo ładnie wpisane w ogólną koncepcję, nie irytujące, ale jednak obecne. A to w high-endzie, szczególnie na tak wysokim poziomie, uwiera. Spheris III jest pod tym względem zupełnie innym urządzeniem. Tylko wspomniany Mark Levinson pokazuje coś na podobnym poziomie (mówię oczywiście o urządzeniach, które słyszałem u siebie w systemie). A to wszystko, proszę pamiętać, przy gęstym przekazie, którego Levinson na tak wybitnym poziomie nie ma. Testowany przedwzmacniacz ma pojedynczy stopień wzmacniający na lampie. Takie minimalistyczne układy, szczególnie z zastosowaniem tego typu techniki, trudno podejrzewać o umiejętność skupiania dźwięku i jednocześnie o bardzo niski bas. A takie właśnie złożenie mamy w tym przypadku. Z końcówką mocy Soulution 710 i kolumnami Harbetha M40.1 oraz Trenner&Friedl Isis, tj. z potężnymi paczkami wyposażonymi w ogromne głośniki niskotonowe, słychać to było doskonale. Obydwie kolumny miały fantastycznie nasycony dół, który miał coś w rodzaju „zapasu”, niezależnie od tego, jak nisko bas schodził i jak dużo energii było przekazywane. A to z kolei pozwalało pokazać więcej – akustyki, odcieni dynamiki, drobnych różnic w barwie. Niemal wszystkie pozostałe przedwzmacniacze, jakie znam, homogenizują te drobne zmiany. Nie było to chirurgiczne, beznamiętne granie, jakie dostajemy – niestety – z większością przedwzmacniaczy pasywnych lub tam, gdzie regulowane jest wyjście źródła sygnału (choć jest kilka wyjątków: dCS i Ancient Audio). Tam część z różnic o których mówię jest jeszcze bardziej widoczna. Ale w ich przypadku nie przechodzi mi przez gardło określenie „różnicowanie”, a co najwyżej „wykrawanie”. A to dla mnie znaczy zwykle tyle, co „wykrwawianie”. Tego nie znoszę, nie ma to nic wspólnego z muzyką, co najwyżej z techniką. Piszę o basie, ponieważ stanowi on fundament dla wszystkiego powyżej. Tak, mamy piękną, kolorową, nasyconą górę i niesamowicie rozdzielcze, plastyczne, ale i ciemniejsze niż z Markiem Levinsonem №52 wysokie tony. Nie jest tak ciepło, jak z niebywałym pod tym względem Tenorem Audio Line 1 , ale czegoś takiego, jak z tym kanadyjskim urządzeniem nie słyszałem chyba nigdy. Ayon pokazuje świat trochę bardziej stonowany niż on jest w rzeczywistości. Jakby czegoś nam oszczędzał, jakby wiedział więcej i z tej perspektywy oceniał, co jest dla nas dobre. Zanim powstał ten tekst Spheris III był w moim systemie kilka miesięcy, słyszałem go z wieloma urządzeniami i kolumnami. A wcześniej kilkakrotnie słyszałem go na wystawach, w jeszcze innej konfiguracji. Mógłbym napisać o nim naprawdę wiele słów. Nie ma to jednak sensu – jeśli na serio weźmiecie państwo to, co już napisałem, na chwilę odłożycie zdroworozsądkową niewiarę w cudze słowa (rzecz bardzo potrzebna, nic przeciwko niej nie mam), jeśli naprawdę PRZYJMIECIE to, co mówię „na wiarę”, nie trzeba będzie wiele więcej; niemal wszystko zostało już powiedziane. Ale chciałbym powiedzieć jeszcze parę słów o scenie dźwiękowej. Sposób, w jaki odbieramy przestrzeń nagrania, emitowanego przez dwie kolumny jest od początku do końca sztucznym zabiegiem. W przypadku nagrań dokonanych za pomocą mikrofonów, tj. z instrumentami akustycznymi lub elektrycznymi, ale z własnymi źródłami dźwięku (kolumny Leslie dla Hammonda, piece gitarowe itp.), przestrzeń determinowana jest przez technikę mikrofonową, wybraną przez realizatora dźwięku. Każda jest wadliwa i każda ma coś, czego nie mają inne. Złożenie kilku razem dodatkowo uwypukla jedne cechy, ale gubi inne. takie życie. Jeśli mówimy o elektronice i nagraniach w studio, stereofonia to kreacja od początku do końca, artystyczna wizja realizatora. Jest dla mnie czymś niebywałym, jak za pomocą tak niepewnych narzędzi udaje się osiągnąć, całkiem często, wiarygodną holografię. Myślę, że w dużej mierze dzieje się tak dzięki naszemu aktywnemu współuczestnictwu – przyzwyczailiśmy się do takiego przekazu i nieświadomie się do niego adaptujemy, przenosząc doświadczenia z występów na żywo do naszego domu. Działa to zadziwiająco dobrze. Scena dźwiękowa z przedwzmacniaczem Ayona niezauważalnie stapia się z pomieszczeniem i nie ma mowy o kolumnach jako źródłach dźwięku. Nawet jeśli dźwięki dochodzą bezpośrednio z danego głośnika, np. z nagraniami stereofonicznymi z lat 50. i 60., to zwykle słychać je ZA kolumną, albo w MIEJSCU, w którym stoi kolumna. Jeśli w nagraniu starano się OTOCZYĆ słuchacza, byłem ściśle otoczony dźwiękiem. Dźwięki za głową? Proszę bardzo i to nie tylko z Amused to Death Rogera Watersa, ale i ze stereofonicznymi nagraniami Opus3 i innymi. Gęsto, ściśle, bez podkreślania krawędzi. Raczej uzgadnianie niż wyróżnianie. Podsumowanie Nasycenie dźwięku i jego energia sprawiają, że to przekaz niezwykle angażujący emocjonalnie. Niemal każde nagranie, jakie z nim słyszałem, brzmiało ciekawie. Oczywiście jeśli samo w sobie było ciekawe. Ale nawet te nudniejsze, albo takie, które z jakiś (nieświadomych) powodów omijałem, zmieniały oblicze, wciągały. Nie wyobrażam sobie lepszej rekomendacji dla produktu audio. Nie znaczy to, że mówimy o „dźwięku absolutnym”, czegoś takiego nie ma, to idea. Kilka innych urządzeń ma w swoim dźwięku coś, co również mnie bardzo przekonuje: Tenor Audio w Line1 gęstość i ciepło, Soulution 720 niebywałą gładkość i spójność, Dionysos Thrax Audio zwartość, gęstość i gładkość, a Mark Levinson to wszystko, a do tego niesamowite otwarcie góry i energię każdego podzakresu. Urządzenie audio trzeba jednak dopasować do siebie, jak rękawiczki. Każde niedopasowanie będzie wadziło, nawet jeśli będzie to problem ręki, a nie rękawiczki. Spheris III pasuje do mnie idealnie. Z każdym z wymienionych przedwzmacniaczy mógłbym żyć, w szczęściu i z uśmiechem na ustach, ale Ayon jest o ten ostatni centymetr bliżej moich oczekiwań. Dlatego został częścią systemu referencyjnego. System dzięki niemu brzmi przyjemnie, ale wciąż jest świetnym narzędziem; zachęca do odsłuchu, ale nie zakrywa błędów, po prostu pozwala je zignorować. Ale to MY to robimy, nie system. Tak powinien brzmieć produkt referencyjny. GOLD FINGERPRINT Dwadzieścia pięć lat, czas poświęcony na doprowadzenie projektu przedwzmacniacza do jego obecnej postaci, trudno to sobie wyobrazić: ćwierć wieku! To oznacza 25 lat inwestowania w projekt – czasu i pieniędzy. Spheris III w każdej mikrosekundzie grania potwierdza jednak, że to czas dobrze spędzony, pieniądze dobrze wydane. Wybitny w każdym elemencie, proponuje swoją własną wizję dźwięku, idąca nieco w bok w stosunku do innych, przecież równie fantastycznych przedwzmacniaczy. W Spherisie III Ayon powtarza pomysł widziany już w wersji ‘I’ z 2005 roku: w osobnej obudowie mamy zasilacz, a osobno układ wzmacniający. Od wersji ‘II’ obudowa ma jednak kształty znane wcześniej z Polarisa, tj. z obłymi rogami i aluminiowymi płytami z wszystkich boków. Podobne są również chromowane, duże gałki, którymi zmieniamy aktywne wejście, siłę głosu i balans między kanałami. Mamy też element odróżniający go od stojącego w hierarchii niżej Polarisa: podświetlane na czerwono, akrylowe obwódki wokół wszystkich wspomnianych gałek. Podświetlenie można wyłączyć przełącznikiem na tylnej ściance. jest ono na tyle dyskretne, że nie czułem takiej potrzeby. Na przedniej ściance uwagę zwraca nowość, okienko z alfanumerycznym wyświetlaczem na modułach LED, w którym możemy odczytać siłę głosu. I właśnie to każe zastanowić się nad przeniesieniem z wersji ‘II’ takiej samej gałki siły głosu, z zaznaczonym wskazaniem. Wcześniej było to potrzebne do określenia jej położenia. Teraz gałka steruje enkoderem i kręci się dookoła. Duża kropka wprowadza więc w błąd. Tył urządzenie wygląda pięknie, to dwa rządki znakomitych gniazd RCA i wejście oraz wyjście XLR – to urządzenie w pełni zbalansowane. Wejść mamy do dyspozycji sześć – jedno zbalansowane i dwa niebalansowane – a wyjść aż cztery – jedno zbalansowane i dwa niezbalansowane, regulowane, jak również jedno wyjście do nagrywania lub d o wzmacniacza słuchawkowego. Aby z niego korzystać urządzenie musi być jednak włączone. Układ elektroniczny zmontowano na kilku płytkach drukowanych. Najważniejsze współpracują z umieszczonymi poziomo, czterema pentodami C3m firmy Siemens – te w moim egzemplarzu pochodzą z przedwojennych zapasów niemieckiej poczty. Każda z nich, w układzie triodowym, obsługuje jedna gałąź jednego kanału – stereofoniczny wzmacniacz ze zbalansowaną ścieżką potrzebuje czterech sztuk. To niebywale prosty układ, przynajmniej od strony sygnału. Z wejść trafiamy na płytkę z przekaźnikami. Sygnał płynie następnie interkonektami na przód urządzenia, do czterech (po jednym na kanał i na gałąź) transformatorów z wieloma odczepami. Poziom sygnału jest zmieniany przez zmianę stosunku uzwojenia pierwotnego do wtórnego, jak w przedwzmacniaczach Music First Audio, dla przykładu. Transformatory, z klasycznymi rdzeniami, wykonywane są przez Ayona samodzielnie, a do przełączania odczepów zastosowano innowacyjny układ z kontaktronami w miejsce mechanicznego przełącznika, stosowanego wcześniej. I wreszcie sygnał trafia do lamp, a potem do wyjść przez pojedynczy, duży kondensator Mundorfa MCap Supreme Silver/Gold. Elementy bierne są wysokiej klasy i dobierane były w testach odsłuchowych. Na płytce wejściowej widać transformatory symetryzujące Lundahla – sygnał z wejść RCA jest symetryzowany i w formie zbalansowanej jest przez urządzenie obrabiany. Układ główny ma osobną obudowę, łączoną z główną za pomocą wielożyłowego kabla. W Spherisie III wtyczka jest znacznie większa niż w Polarisie III (proszę rzucić okiem na zdjęcie w galerii), a kabel bardziej giętki. Urządzenia wyglądają klasycznie dla Ayona, tj. mają niezwykle solidną obudowę, grawerowane napisy, antyrezonansowe nóżki. Pomaga im jednak postawienie na dobrej platformie antywibracyjnej i na jeszcze lepszych nóżkach – ja korzystam z Ceramic Disc Classic Franc Audio Accessories. Układ elektroniczny jest prosty od strony elektrycznej, ale niezwykle rozbudowany w egzekucji. Zasilacz jest tu równie ważny, jak układ zasilający. Wzmacniaczem sterujemy z małego, aluminiowego pilota, na którym mamy tylko regulację siły głosu i „mute. Dane techniczne (wg producenta) Klasa pracy: klasa A/trioda Dystrybucja w Polsce: |
ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-301 |
SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity