REPORTAŻ
AUDIO SHOW 2014 | cz. 2
Nazwa: AUDIO SHOW |
d tegorocznej, absolutnie rekordowej, i to pod wieloma względami, wystawy Audio Show minęły już ponad dwa tygodnie. Wszystkie relacje, te duże i te małe, te sensowne oraz te napisane na kolanie – to wszystko już się było (relacja w „High Fidelity” TUTAJ). Każdy, kto chciał przeczytał artykuł ze źródła, które najbardziej ceni, wszyscy czynni (lub „praktykujący”, tak często w naszej branży mówi się przecież o wierze w „coś”) audiofile przeglądnęli już każde możliwe zdjęcie, zapoznali się z opiniami. Krótko mówiąc: wszyscy mają już, przynajmniej jako taki, obraz Audio Show 2014 w głowie. Po co więc pisać kolejną relację, gdy wszystko zostało już powiedziane, pokazane, przedstawione? Powody na sensowność takiego działania znajduję aż trzy. Po pierwsze pisanie w jakiś czas po wydarzeniu pozwala odetchnąć autorom, nabrać do wszystkiego większego dystansu, przewartościować niektóre sądy, które początkowo wydawały się słuszne, lecz po głębszym namyśle sensu nie miały. Po drugie my, „spóźnieni” (ale, zastrzegam, celowo!) redaktorzy, mamy ogromny komfort psychiczny – niczego nie „musimy”, możemy podejść do tematu z dowolnej strony, nie mamy potrzeby pisania z kronikarskiego obowiązku i z poczucia dziennikarskiego profesjonalizmu, o wszystkich i wszystkim. Spokojnie możemy skupić się na rzeczach najbardziej nas interesujących, najlepszych, najgorszych, najładniejszych i najbrzydszych. Gdyby była to pierwsza taka relacja na „High Fidelity”, to jej pozorna losowość w sferze doboru opisywanych wydarzeń mogłaby razić. Jednak w takim wypadku jest to jak najbardziej na miejscu – po co wtrącać swoje trzy gorsze do spraw, które zostały już „przewalone” na tysiąc różnych sposobów, a które zupełnie nas nie interesują, nie wzbudzają szczególnych emocji? Po trzecie taka wolność daje spore pole do popisu i zabawy formą. Nie trzeba trzymać się sztywnych i miejscami krępujących zasad reportażu, można pisać z większą fantazją i zacięciem literackim. To powiedziawszy chciałbym zachęcić Państwa do przeczytania trzech relacji z tegorocznej edycji Audio Show 2014 – mojej, Marka Dyby, redaktora „High Fidelity”, który wziął udział w dwóch wyjątkowych pokazach, a także tłumacza HF i członka KTS-u Andrzeja Dziadowca: trzy różne spojrzenia na branżę audio, trzy różne bagaże doświadczeń ze sprzętem oraz wystawą, trzy wyjątkowe, unikatowe historie. BARTOSZ PACUŁA W swojej relacji z Audio Show chciałbym się skupić na emocjach pozytywnych. Jak już wielokrotnie było mówione: Audio Show 2014 było wystawą absolutnie rekordową - pod względem odwiedzających, ale także pod względem wystawców. Siłą rzeczy pojawiło się więc, moim zdaniem, więcej instalacji, które były dobre, zwiększyła się również liczba pokoi mniej udanych. O ile tymi drugimi w mniejszym lub większym stopniu zajmie się Andrzej (w mocno bezkompromisowej relacji), swój tekst poświęcę tym momentom, które były dla mnie najjaśniejsze, najważniejsze i utwierdziły mnie w przekonaniu, że za rok również warto będzie się na Audio Show wybrać. Chociaż w krótkim fragmencie, który zamieściłem w pierwszym reportażu na "High Fidelity" pisałem już o tej firmie, to chciałbym do tego tematu wrócić: Moje Audio i wszystkie cztery pokoje, które wrocławski dystrybutor "okupował". Pięknie dobrane systemy, fenomenalna dbałość o wszystkie szczegóły (a mówią, że akcesoria audio to voodoo), wyjątkowi goście na czele z właścicielami marki Trenner&Friedl, jedne z najlepszych dźwięków wystawy - to wszystko sprawiło, że Moje Audio rządziło w Sobieskim, a z ich pokoi nie chciało się po prostu wychodzić. Fantastycznie zaprezentowała się także firma Audiothlon z bardzo obiecującymi "ceramikami" Equilibrum Ether Ceramique. Zaskakująco duży, soczysty dźwięk, a przy tym naturalny i nienaprzykrzający się. W bardzo podobny sposób (tj. wielkim, miłym brzmieniem) zostałem także uraczony w pokoju firmy JPLAY, gdzie głównym bohaterem była para monitorów niemieckiego producenta Kaiser Acoustic Kavero! Chiara. Ze znakomitej strony zaprezentowały się także kolejne dwie firmy z Sobieskiego: Eter Audio oraz Pylon Audio. O obu pisałem już wcześniej, teraz tylko powtórzę, iż w obu wypadkach zaskoczyła dojrzałość brzmienia, dobre zestawienie systemów, a także ogólny poziom prezentacji. Krakowski dystrybutor w tym roku czarował w Sobieskim nowymi, bezprzewodowymi kolumnami Dynaudio XEO i monitorami typu BBC od Spendora oraz elektroniką japońskiego Accuphase'a. Czarował nas także właściciel marki, Philip Swift, który okazał się być niezwykle ciepłym, miłym człowiekiem. Fantastyczny wygląd mocno osadzony w modnych ostatnio latach 70., dobrzy ludzie, fajne wspomnienia. Na sam koniec, zanim opuścimy Sobieskiego, warto wspomnieć jeszcze o taśmach Lutz-Precision, które pojawiły się w tym roku w pokoju naszego magazynu, "High Fidelity". Oczywiście nie zamierzam tutaj wychwalać pod niebiosa tego, co robiliśmy, nie ma jednak co ukrywać się za fałszywą skromnością, tym bardziej, że za dźwięk odpowiadała firma "z zewnątrz". Każdy kto był i posłuchał kopii taśm-matek zagranych za pomocą Nagry wie, co to był za dźwięk i dlaczego ludzie bezpowrotnie zakochują się w magnetofonach szpulowych. I to pomimo ich upierdliwej, przynajmniej w porównaniu do plików i płyt CD, obsługi. Jeżeli będą mieli państwo okazję odsłuchać kiedyś jakiejkolwiek fajnej taśmy na Nagrze (lub innym magnetofonie) - proszę spróbować. Naprawdę warto. Warto było także odwiedzić hotel Bristol. Tam wystawców było o wiele mniej, a prezentacje były najczęściej kolejkowane/biletowane, dzięki czemu można było posłuchać urządzeń w spokoju. Podobnie jak w Sobieskim, tak i w Bristolu z bardzo dobrej strony pokazał się Eter Audio - kosmicznie drogi system, złożony z elektroniki Ayon Audio (znakomity Spheris III), kolumn Avantgarde oraz dwóch świetnych źródeł (Nagra oraz gramofon Artus niemieckiego producenta Transrotor), dał jeden z najlepszych dźwięków całej wystawy. Po ubiegłorocznej prezentacji z topowym wyrobem od Dynaudio (ogromne kolumny Evidence) nie spodziewałem się, że krakowskiej firmie uda się zbliżyć do tego poziomu. Cóż... udało się. Miejscem zaskoczeń i niespodzianek był jednak dla mnie hotel Golden Tulip. Pierwszym pozytywnym (i nieoczekiwanym) wydarzeniem była prezentacja nowego cuda od iFi Audio. Firma ta jakiś czas temu zaskoczyła cały świat śmiesznie tanimi, malutkimi i znakomitymi urządzeniami, które niejednokrotnie grały jak rasowy, duży sprzęt. Bardzo dobre wrażenia wyniosłem także z pokoju krakowskiego dystrybutora Living Sound, gdzie królowały podłogówki firmy Boenicke. Po wejściu do ogromnego pokoju odsłuchowego usłyszałem, a jakże, potężny (naprawdę POTĘŻNY) dźwięk. Naturalnie zacząłem poszukiwać jego źródła - jakiś miażdżących samym wyglądem, dwumetrowych kolumn. Tym większe było moje zdziwienie, gdy zamiast nich ujrzałem naprawdę malutkie, urocze kolumienki. Świetna sprawa! Trochę szkoda, że panowie z Living Sound nie wyciszyli swoich cudeniek na czas koncertu Hansa Theessinka, który odbywał się obok - jednak za tę prezentację jestem w stanie im to wybaczyć. Właśnie - koncert Hansa. Chociaż w rodzimej prasie i portalach audio próżno było szukać jakiejkolwiek relacji z tego wydarzenia, to nie znaczy, że Hans zagrał przeciętnie lub nawet słabo. Przeciwnie - Theessink to rasowy, dojrzały bluesman, wirtuoz gitary, wokalista o bardzo fajnej, charakterystycznej barwie głosu. A także wulkan energii. Jego pierwszy koncert, który odbył się w sobotę wieczorem trwał bowiem ponad dwie i pół godziny (ten niedzielny, na prośbę organizatorów, trwał tylko godzinę)! W tym czasie Hans "wymiatał" na trzech gitarach (oczywiście nie jednocześnie), z czego najlepiej wypadły popisy na trudnej do opanowania pod względem technicznym gitarze 12-strunowej, budował wokół widowni cudowny klimat Delty Missisipi, rozmawiał z publicznością, chętnie rozdawał autografy, pozował do zdjęć. Spotkanie dosłownie "twarzą w twarz" z takim artystą to wielki zaszczyt i przywilej - tym bardziej cieszę się, że mogłem wziąć udział w tym wydarzeniu. Koncert Hansa dawał także znakomitą możliwość, by porównać dźwięk wykreowany przez systemy z tym na żywo. Takie porównania są bardzo ważne, pokazują bowiem do jakiego miejsca dążymy jako audiofile. A jest to miejsce, powiedzmy to szczerze, bardzo odległe, fizycznie nieosiągalne. Występ Theessinka brzmiał wzorcowo, chyba nigdy nie słyszałem tak dobrze nagłośnionego wydarzenia live. Wielkie brawa dla akustyków, wielkie brawa dla artysty. To koncert, na którym powinno się być. Zdaję sobie sprawę, że de facto nie powiedziałem niczego nowego, że te informacje w ten czy inny sposób już wcześniej się gdzieś pojawiły. O dobrych rzeczach trzeba jednak mówić - i to cały czas, trzymając je na widoku, pokazując ludziom jako te referencyjne, najlepsze z możliwych. A trochę takich na Audio Show 2014 było. I to właśnie one przekonują, przemawiają do mnie, by na następną edycję wystawy się wybrać. Nawet jeżeli tak wiele pokoi w tym roku rozczarowało. MAREK DYBA Naszej rodzimej wystawie audio, powszechnie uznawanej już za drugą najważniejszą w Europie, stuknęła osiemnastka! Nietrudno zauważyć, iż impreza dojrzewa, rozwija się i ma coraz więcej do zaoferowania audiofilskiej, i nie tylko, braci. Pod pewnymi względami upodabnia się do europejskiego i światowego numeru 1, czyli wystawy High End odbywającej się co roku w Monachium. Mamy coraz więcej wydarzeń towarzyszących – seminaria, spotkania z ciekawymi ludźmi, dyskusje, koncerty, a w tym roku nawet i luksusowe samochody (koniec końców, ze względu na pogodę jeden) oczywiście z „wypasionym” systemem audio. Gołym okiem widać także, że impreza ma coraz wyższą rangę w audiofilskim świecie – zwiększa się bowiem nie tylko liczba odwiedzających i wystawców, ale także biorących udział konstruktorów i właścicieli firm produkujących sprzęt również topowych światowych marek. TECHNICS Marka Technics wraca na rynek po kilkunastu latach niebytu. Na początku tego wieku właściciel marki, firma Panasonic postanowiła ją się z rynku wycofać, choć przecież to marka z kilkudziesięcioletnią tradycją (na rynku funkcjonowała od 1965 roku!). Akurat w Polsce fakt ten wiele osób zabolał, bo pamiętały czasy, gdy sprzętu audio było tu jak na lekarstwo, a do wyboru mieliśmy produkty polskie, choćby Diory, czy Unitry oraz coś z Pewexu, właśnie Technicsa lub Pioneera. Dla wielu Technics był wówczas szczytem marzeń, nawet jeśli na naszym rynku pojawiały się głównie tańsze modele, a nie audiofilskie, które Technics i owszem, także produkował. Sam studentem będąc zarobiłem nieco wymienialnej waluty w czasie wakacji i szybciutko zamieniłem ją na zestaw elektroniki... Technicsa, który cieszył mojej uszy ładnych kilka lat. Swoją drogą zestaw ów. circa 20 lat później, nadal spisuje się bez zarzutu... Rozumiecie więc państwo mój sentyment. Gdy pojawiła się informacja o reaktywacji tej marki byłem po prostu ciekawy, czy będą to produkty z kategorii elektroniki popularnej, czy może bardziej audiofilskie. |
Miałoby to jednakże jedynie drugorzędne znaczenie gdyby nie zaprezentowany sprzęt Technicsa. Japoński producent nie mierzy bowiem obecnie już w tzw. rynek urządzeń masowych, ale w salony audiofilów. Zaprezentowano nam urządzenia z dwóch serii: R1, która jest linią referencyjną, oraz C700, która mierzy w górne stany segmentu hi-fi. Seria R1 obejmuje trzy urządzenia: wzmacniacz SE-R1 o nieco vintage’owym wyglądzie z pięknymi wskaźnikami wychyłowymi, odtwarzacz plików audio SU-R1 oraz imponujące kolumny podłogowe SB-R1. AUDIO TEKNE | FM ACOUSTICS Technics nie był jedyną marką, która zorganizowała zamkniętą prezentację swojego systemu dla przedstawicieli branży. Podobną drogą podążyli przedstawiciele dwóch topowych marek: Audio Tekne i FM Acoustics. Z tą pierwszą polscy audiofile mieli okazje zapoznać się już rok temu. Wówczas lampowy system grający w niewielkim pokoju w hotelu Sobieski podbił serca wielu osób, w tym i moje, i przeżywał prawdziwe oblężenie. W tym roku Audio Tekne i FM Acoustics wynajęły apartamenty w prestiżowym hotelu Brystol i to tam odbywały się pokazy ich systemów. System Audio Tekne składał się z wzmacniacza mocy TM-9801, przedwzmacniacza TFA-8695 oraz phonostage'a TEA-8695, uzupełnionych kolumnami dc10audio oraz gramofonem SME 20. Prezentację japońskiej marki prowadził jej twórca, pan Kiyoaki Imai. Opowieść pana Imai jako żywo przypominała mi choćby to, co czytałem o Kondo-Sanie. Urządzenia AudioTekne są bowiem wynikiem fascynacji, wręcz uwielbienia dla muzyki, szczególnie klasycznej, granej na żywo. Są próbą przeniesienia wrażeń, emocji i wzruszeń, których doświadczamy słuchając muzyki granej na żywo, do naszego pokoju odsłuchowego. To, co słyszymy u siebie w domu jest zwykle bardzo odległe od tego, co pamiętamy z koncertów, ale w wydaniu AudioTekne, na ile mogę to ocenić po tegorocznej i ubiegłorocznej prezentacji, emocji na pewno nie brakuje. Nie będę ukrywał, że chętnie skonfrontowałbym urządzenia tej marki z wrażeniami, których dostarczyły mi wzmacniacze Kondo. FM Acoustics to firma, która, choć istnieje już od dość dawna, nie bywa częstym gościem na wystawach audio, a jej produkty nie trafiają zbyt często do recenzji. Trochę szkoda, bo pan Manuel Huber (właściciel i główny konstruktor) to znakomity gawędziarz, który w sposób niezwykle interesujący potrafi opowiadać o historii swojej firmy i o jej produktach, ale także dzielić się ogromną wiedzą dotyczącą choćby technik nagraniowych. Wiele urządzeń z stosunkowo niewielkiej oferty firmy, gości w niej od wielu lat. Jej filozofia polega bowiem m.in. na tym, by opracować najlepszy możliwy układ, nie ma więc powodu, by tworzyć nowe tego samego rodzaju. Te powstają, gdy uda się wymyślić sposób na rozwiązanie pewnych problemów, które przecież nękają świat audio. Już choćby to jedno rozwiązanie każdego fana winyli powinno skłonić do bliższego zapoznania się z ofertą szwajcarskiej marki, acz trzeba zauważyć, że to nie jedyny as w rękawie pana Manuela. Jego wzmacniacze mocy są w stanie napędzić nawet najtrudniejsze kolumny (do takich należą jego własne). Jego przedwzmacniacz wyposażono także w funkcję linearyzacji dźwięku, co, jak mieliśmy okazję usłyszeć, potrafi znacząco wpłynąć na poprawę jakości dźwięku nieco słabszych nagrań. Słowem – osoby poszukujące dźwięku z najwyższej półki nie mogą pominąć FM Acoustics w swoich poszukiwaniach. ANDRZEJ DZIADOWIEC Jako świeżo upieczony 50-latek, byłem ciekawy swojej percepcji tegorocznego Audio Show i tego, czy i na ile w porównaniu z poprzednimi latami uległa ona zmianie za sprawą spojrzenia „z górki”. Moja konkluzja jest jednoznaczna: to nieprawda, że z wiekiem słyszymy gorzej – pasmo od góry może i robi się powoli coraz węższe, ale za to ile przybywa doświadczenia poprzez słuchanie muzyki, odsłuchy najrozmaitszego sprzętu audio oraz dyskusje z podobnymi sobie zapaleńcami! Nie jestem zresztą jedynym ani nawet pierwszym, który może o tym zaświadczyć w naszej wesołej, krakowskiej grupie pod wezwaniem św. KaTeeSu :) W tym roku ponad wszelką wątpliwość potwierdziłem jeden ważny aksjomat dotyczący Audio Show: wchodzenie w Sobieskim do któregokolwiek z tzw. „małych pokojów”, w którym nie ma żadnych ustrojów dla korekcji akustyki wnętrza, nie ma ŻADNEGO sensu. Bez względu na to, co tam gra, ile kosztuje i kto to wystawia. Żeby już mieć z głowy to, co mnie rozczarowało lub po prostu się nie podobało, wymienię dwie prezentacje w dwóch różnych hotelach, które łączyła atmosfera „pewnej takiej” niedostępności, spowodowanej koniecznością odczekania ok. 20 minut, żeby znaleźć się w kolejnej grupie szczęśliwców (?) wpuszczanych na odsłuchy. W prezentacji na 6. piętrze „Sobieskiego” dochodziła do tego jeszcze dodatkowo aura tajemniczości, nastrojowe czerwonawe światło i… no właśnie, nie było tego najważniejszego, czyli muzyki. Był grający sprzęt audio, ze źródłem plików w postaci MacBooka – jeśli dobrze dostrzegłem w półmroku. Cały „spektakl” trwał podobno ok. 18 minut, ja wyszedłem po niecałych dwóch. Po prostu szkoda czasu na więcej… Teraz o tym, co mi się szczególnie podobało. Chciałbym wyróżnić wszystkie (cztery) pokoje odsłuchowe firmy Moje Audio. Bez względu na to, czy był to topowy high-end z japońską elektroniką Reimyo i „szafami” Isis austriackiej firmy Trenner&Friedl, czy też skandynawskie klimaty spod znaku Hegla i Amphiona, bardziej przyjazny dla kieszeni system Retro brytyjskiej firmy iFi Audio z monitorami na licencji BBC, czy też dalekowschodni Lumin, w tym roku z topowym odtwarzaczem S1, do pary z przepięknymi włoskimi kolumnami Albedo Audio Aptica – wszystko brzmiało świetnie, była muzyka, były emocje, były pięknie wyglądające… „klocki audio”. Innymi słowy, to wszystko, co sprawia, że 50-latek wybiera się na dwa dni do Warszawy – żeby sobie posłuchać i pooglądać :) Pozostając przy Sobieskim, wymienię jeszcze prezentację polskiej firmy Amare Musica, na którą zwróciłem uwagę już dwa lata temu, za sprawą jej wzmacniaczy lampowych. W tym roku doszedł do tego nowy produkt, transport plików audio o nazwie Diamond Music Server. Świetnie brzmiące, znakomicie wyglądające, przemyślane i bardzo przyjazne w obsłudze urządzenie – Aurenderowi przybył godny przeciwnik :) Golden Tulip to jak zwykle znakomita prezentacja firmy Grobel Audio, w tym roku ze źródłem w postaci magnetofonu szpulowego Revox i z kolumnami podstawkowymi Accordo nieodżałowanego Franco Serblina, oraz bardzo ciekawa prezentacja maleńkich kolumn firmy Boenicke, które bez wysiłku radziły sobie z nagłośnieniem dużej sali. Wreszcie last, ale zdecydowanie not least: sala Kiepura i firma Eter Audio. Flagowy gramofon Transrotora, topowa elektronika Ayon Audio oraz potężne tuby Avantgarde Acoustic – i można było zapomnieć o całym świecie. Pozostawała tylko Muzyka. Jeszcze w tym miesiącu trzecia część relacji, ale nietypowa. Marcin Michalczyk z tekstem pt.: Ze ślepym o kolorach, czyli o tym, jak nie byłem na Audio Show 2014 - zapraszamy! HF |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity