Przetwornik cyfrowo-analogowy
Lector
Producent: LECTOR STRUMENTI AUDIO |
nieco już zamierzchłych czasach bywałem służbowo we Włoszech kilka razy w roku. Wyjazdy owe, nawet jeśli niekoniecznie do najatrakcyjniejszych regionów słonecznej Italii, dały mi okazję zwiedzenia kilku pięknych miejsc, do których później chętnie wracałem (choćby do cudownej Florencji). Miejscowi partnerzy biznesowi zadbali o to, bym poznał znakomitą włoską kuchnię, oraz naprawdę niezłe wina – to zdecydowanie ich wina, że do dziś pytany o ulubioną kuchnię odpowiadam, że włoska. Już wówczas byłem miłośnikiem muzyki, w tym klasycznej, i dlatego jeden z naszych gospodarzy, sam również wielki fan pięknych dźwięków, zabrał mnie np. by z dumą pokazać mi dom niezapomnianego Luciano Pavarottiego. Pozostaje mi trochę żałować, że wtedy nie byłem jeszcze audiofilem. Jakiś sprzęt już wprawdzie miałem, ale to były czasy, gdy większość ludzi w Polsce posiadała sprzęt jaki po prostu udało się kupić, więc wybór nie miał za wiele wspólnego z preferencjami brzmieniowymi, a ja nie należałem do wyjątków. Recenzowanie sprzętu sprawia, że pomału nadrabiam zaległości i w końcu mam okazję posłuchać urządzeń włoskich marek, które z nazwy znam od dawna. Kolejną z nich jest Lector-Docet. A przynajmniej taka nazwa zapewne wszystkim się kojarzy, bo przecież urządzenia te są dostępne na polskim rynku nie od dziś. Tyle, że dziś, jak wyjaśnił mi przedstawiciel aktualnego dystrybutora należy raczej mówić o dwóch markach – Lector i Docet. Do testu trafił przedstawiciel nowej linii Lectora, przetwornik cyfrowo-analogowy o nazwie Digitube S-192. Nazwa zawiera w sobie całkiem sporo informacji – po pierwsze to urządzenie z lampami na pokładzie, po drugie akceptuje sygnał PCM wysokiej rozdzielczości o częstotliwości próbkowania do 192 kHz. Dotyczy to „zwykłych” wejść cyfrowych, jako że wejście USB akceptuje sygnał do rozdzielczość DXD, czyli 384 kHz i 32 bity. Na stronie producenta znajduje się już informacja o kolejnym produkcie, który w nazwie ma DSD – można więc wnosić, że będzie on obsługiwał także i pliki w tym formacie, czego testowany DAC robić nie potrafi. Urządzenie jest dość tradycyjnie wyposażone, w pięć wejść cyfrowych (coax, BNC, AES/EBU, Toslink i USB) oraz wyjście analogowe RCA. Wykonanie jest solidne, wykończenie staranne – trudno się do czegokolwiek przyczepić. Sztywną obudowę o obłym kształcie wykonano z metalu, front to gruba, akrylowa (jak mi się wydaje) płyta pod którą umieszczono niewielki, niebieski wyświetlacz, a diody sygnalizujące wybrane w danym momencie wejście także są niebieskie i na mój gust nieco zbyt jasne. I gdyby ten produkt pochodził z jakiegokolwiek innego kraju tu zakończyłbym wstępny opis. Ale jako miłośnik Włoch, fan pięknych przedmiotów różnego rodzaju stamtąd pochodzących muszę powiedzieć, że po produkcie ze słonecznej Italii oczekiwałbym nieco więcej. Jak mówiłem to urządzenie bardzo estetyczne, ale brakuje mi tu tego „włoskiego” akcentu, choćby detali sugerujących, że to urządzenie pochodzi z ojczyzny mnóstwa wspaniałych artystów. Znakiem firmowy wielu produktów Lectora były zawsze drewniane boczki. Tu, być może ze względu na cenę urządzenia, z tego zrezygnowano. Cóż, de gustibus non est disputandum, ja lubię drewno, ale wiele osób go nie lubi. Tak czy owak ważniejsze jest brzmienie i funkcjonalność. Tej drugiej, ewentualnie poza brakiem obsługi modnych obecnie plików DSD i pilota zdalnego sterowania nic zarzucić nie można. Lampy ECC81 w stopniu wyjściowym dają użytkownikowi możliwość wpływu na ostateczne brzmienie, dostosowania go do własnych preferencji (oczywiście w pewnym zakresie) i to oczywiście ważna zaleta lampowego urządzenia. Test oczywiście przeprowadzałem z lampami „stock”. Nagrania użyte w teście (wybór)
Dystrybutor uprzedził mnie, iż dostaję urządzenie nowe, które będzie musiało pograć zanim pokaże co potrafi. Dostało pięć dób niemal (lampy na pokładzie skłoniły mnie do dawania Lectorowi przerw od co kilkanaście godzin) ciągłego grania i dopiero potem wziąłem się za słuchanie. Przełączenie się niemal bezpośrednio na Digitube'a pokazało jak różnie mogą brzmieć przetworniki cyfrowo-analogowe, nawet jeśli są i tacy, którzy twierdzą, że czasem trudno je odróżnić. Zapewne przynajmniej część z państwa spodziewa się, że napiszę, iż testowany DAC gra ciepłym, nasyconym, miękkim dźwiękiem. Digitube (swoją drogą połączenie w nazwie cyfry [przedrostek digi] i lamp to ciekawy pomysł) w swoje prezentacji stawia mocno na barwę i fakturę. To właśnie te dwa elementy, w połączeniu z bardzo przestrzennym, dobrze poukładanym, pełnym powietrza graniem, są odpowiedzialne w dużej mierze za stworzenie bardzo udanej iluzji odsłuchu prawdziwych instrumentów. Mój TeddyDAC, testowany Lector, Young DSD M2Techa, czy np. świetny Ayon Stratos mogą nie być aż tak precyzyjne, tak przejrzyste, ale - w moim odczuciu oczywiście - tworzą (odpowiednio do swoich półek cenowych) równie przekonującą iluzję tyle, że innymi środkami. Kto którą wersję woli, to kwestia gustu, przekonań, czy czego tam jeszcze. Ja osobiście doceniam klasę tych pierwszych, ale większą przyjemność z obcowania z muzyką dają mi te drugie, również testowany Lector. Oczywiście to z jak dobrą iluzją „prawdziwej” muzyki mamy do czynienia zależy (niestety) w dużej mierze od ceny urządzenia, bo wspominany Ayon robi to lepiej niż M2Tech, czy Lector, a topowy set dCS-a lepiej niż MA-1, czy Hegel, ale rzecz w tym, iż urządzenia poszczególnych grup starają się osiągnąć ten sam efekt podobnymi środkami. W przypadku DigiTube'a S-192 kontrabas Raya Browna był bez wątpienia odpowiednio dużą bryłą, acz nie była ona narysowana precyzyjną kreską, raczej odróżniała się jako trójwymiarowy kształt na tle całej reszty. Odróżniała się wyraźnie, tak że dźwięk kontrabasu nie zlewał się z pozostałymi instrumentami, że było widać go wyraźnie przed perkusją oraz nieco bliżej niż stojący po prawej fortepian. Odległości między instrumentami były tu naturalnymi elementami prezentacji, które przyjmowałem do wiadomości tak, jak się to dzieje na koncercie, gdzie nie mam żadnego wpływu na to gdzie który instrument się znajduje. Włoski DAC oferuje mocną podstawę basową, dobre zejście basu i jego różnicowanie, a przede wszystkim zaskakująco, zważywszy na jego cenę, dobry wgląd w nawet niewielkie zmiany w barwie i dynamice. Dorzućmy do tego jego umiejętność przekonującego pokazywania faktury dźwięków i otrzymujemy prezentację, nad którą człowiek się nie zastanawia, nie kombinuje czy poszczególne elementy są na właściwym miejscu, czy brzmią jak powinny itp., itd. Gra muzyka. |
Nie tylko gra – wręcz płynie od znajdujących się blisko instrumentów. Płynie, bo przekaz jest bardzo płynny, bez śladów cyfrowego nalotu, naturalnie miękki, bo zamiast zastanawiać się, czy aby na pewno kontrabas „wygląda” jak kontrabas, człowiek cieszy się faktem jak pięknie oddana została barwa, jak długie, piękne są wybrzmienia, jaką potęgę brzmienia oferuje ten instrument. To elementy, które sprawiały, że kompletnie nie miałem ochotę zajmować się oceną tego DAC-a. Po co, skoro słuchanie jego wersji muzyki dawało mi tyle przyjemności? Dotyczyło to nie tylko kontrabasu. Fortepian także miał piękną barwę, naturalną masę, czy wręcz potęgę brzmienia, był żywy, dźwięczny, był taki jakim chciał go mieć muzyk. Tsuyoshi Yamamoto „walił” w klawisze, jak to on, a Lector nie „przewalał” tego walenia, ale pokazywał je jak należy – jako mocne, żywe granie. Jarrett dla odmiany snuł swoje opowieści delikatnie muskając klawisze, a Leszek Możdżer katował na różne sposoby struny swojego instrumentu. Lector brał to wszystko dzielnie na „klatę” i niezależnie od stylu muzyka sprawiał, że słuchanie wciągało, a ja zamykałem oczy i słuchałem każdej z płyt od początku do ostatniego dźwięku. Lector sprawił, że po pierwszej płycie z kręgów nowoorleańskiego jazzu automatycznie sięgałem po kolejne. Instrumenty dęte brzmiały bowiem świetnie – to znowu była kwestia świetnego oddania barwy, ale także faktury. W przypadku trąbek, czy puzonów bardzo naturalnie brzmiała lekka chropowatość, czy pojawiająca się czasem nawet ostrość brzmienia. Nowoorleański jazz bywa bardzo żywiołowy, a Lector choć teoretycznie skupiony na barwie i fakturze także i ten aspekt przekazywał zaskakująco dobrze. Dygresja. Często używam określenia „zaskakująco”, więc wyjaśnię tylko, że chcąc nie chcąc na każde testowane urządzenie muszę patrzeć także przez pryzmat ceny i to ceny na tle rynku – w tym kontekście DAC za 9 tysięcy złotych jest urządzeniem stosunkowo niedrogim (choć kwota to przecież spora). To właśnie połączenie umiejętności oddania żywiołowego charakteru muzyki z uporządkowanym, nie pokazującym śladów nerwowości graniem sprawiały, że słuchało się tego tak dobrze. Digitube należy także do kategorii urządzeń, które świetnie się czują w nagraniach koncertowych. To jedna z rzeczy, którą lampy, moim zdaniem, robią po prostu lepiej – świetnie oddana jest cała otoczka akustyczna, pogłos, wybrzmienia, odbicia od ścian, a nawet ta nieuchwytna atmosfera koncertu. Może i Digitube nie pokazywał wszystkiego z taką precyzją jak sporo droższe „daki”, w sensie obrysu brył instrumentów i ich precyzyjnej lokalizacji na scenie, ale... to jakoś nie miało znaczenia, zupełnie się tym nie zajmowałem bo nie pozwalała mi na to wciągająca, płynna muzyka. Czyli wracamy do tego co napisałem wcześniej – to urządzenie, które sprawia, że człowiek zapomina natychmiast o analizie dźwięku, nawet i o samym dźwięku, bo po prostu szkoda na to czasu – lepiej dać się ponieść. To wcale nie jest tak, że Lector to DAC jedynie do „audiofilskiego plumkania”. Radził sobie naprawdę dobrze gdy przyszło mu zagrać grającą „z przytupem” wielką orkiestrę symfoniczną. Tak, było słuchać, że nie ma aż tak dobrej rozdzielczości i selektywności jak np. wspomniany Ayon, ale to znowu nie były „słabości”, które odbierałyby przyjemność słuchania. To nadal było spójne, barwne, otwarte granie, przydawała się także mocna podstawa basowa, by nadać orkiestrze odpowiedniej masy i rozmachu. I tak samo jak przy niewielkich składach jazzowych tak i tu nie było śladów nerwowości w graniu, nie wkradał się bałagan nawet w najdramatyczniejszych momentach. To płynne, spójne, dobrze poukładane granie, którego nie sposób było nie docenić. Lector radził sobie dobrze także z muzyką rockową. Tą jak wiadomo trudno nazwać „audiofilską”, oczywiście nie z racji poziomu artystycznego, tylko poziomu realizacji samych nagrań. Włoski DAC z jednej strony wykorzystywał swoje mocne strony – dobrą dynamikę, rozmach, mocną podstawę basową, z drugiej jego natywna „miękkość” prezentacji przydawała się, by nieco łagodzić wyostrzenia, utwardzenia dźwięków, jakie są niemal nieodłącznym elementem takich realizacji. Podsumowanie Lector Digitube S-192 to kawał świetnie grającego DAC-a. To bardzo muzykalne, spójnie, gładko brzmiące urządzenie, które po prostu gra muzykę. Jak wspomniałem to nie jest źródło zachęcające do analizy dźwięku. To pośrednik między nagraniem a słuchaczem, który wciąga w świat muzyki czarując barwą, płynnością i otwartością brzmienia. Jako narzędzie do analizy dźwięku mógłby się nie do końca sprawdzić, bo do tego przydałaby się wyższa rozdzielczość i nieco lepsza selektywność i bardziej precyzyjny sposób pokazywania sceny i instrumentów na niej się znajdujących. Tyle, że słuchając muzyki, a nie dźwięku, na te elementy nie zwraca się większej uwagi. Liczą się emocje, liczy się brak elementów przeszkadzających w słuchaniu, brak nerwowości, wyostrzeń, liczy się płynność i spójność przekazu, liczy się bliski kontakt z muzyką i muzykami. I to właśnie oferuje włoskie urządzenie. Zdecydowanie warto go posłuchać, bo w tej cenie nie ma wielu urządzeń, które tak potrafią zagrać. To nieco podobny rodzaj brzmienia jak mój TeddyDAC, czy świetny Young DSD, ale lampy na pokładzie robią swoje, nadając muzyce jeszcze bardziej organiczny charakter. Miłośnikom muzyki poszukującym DAC-a do powiedzmy 10-12 tys. zł polecam odsłuch Digitube'a – to może być właśnie to. Lector Digitube S-192 to przedstawiciel nowej linii znanego, włoskiego producenta, do której należą urządzenia w nowej stylistyce – nie ma drewnianych boczków, ale za to jest oryginalny kształt z zaokrąglonymi ściankami bocznymi. S-192 to przetwornik cyfrowo-analogowy z lampami w stopniu wyjściowym, akceptujący na wszystkich wejściach cyfrowych sygnał wysokiej rozdzielczości – do 24 bitów i 192 kHz, za wyjątkiem wejścia USB, które potrafi przyjąć sygnał o rozdzielczości do 32 bitów i 384 kHz. Urządzenie wyposażono w 5 wejść cyfrowych – BNC, koaksjalne, Toslink, AES/EBU oraz USB. Dodatkowo na złączach BNC zrealizowano wejścia dla zewnętrznego zegara, oraz cyfrowe wyjście. DAC posiada jedynie niezbalansowane (RCA) wyjście analogowe. Urządzenie nie wyposażono w pilota zdalnego sterowania. Obsługę ograniczającą się do wyboru wejścia cyfrowego realizuje się za pomocą pojedynczego przycisku selektora wejść umieszczonego na froncie urządzenia. 5 niebieskich diod znajdujących się obok wskazuje, które wejście jest w danym momencie aktywne. Na froncie umieszczono także niewielki wyświetlacz wskazujący częstotliwość próbkowania odtwarzanego materiału. Cyfrowym sercem urządzenia jest 32-bitowa kość AKM4397 japońskiej firmy Asahi Kasei Microdevices Corporation, wspierana przez cyfrowy odbiornik tej samej marki, AK4113VF. Za wejście USB odpowiada osobna mała płytka, nieco ukryta przed wzrokiem ciekawskich. O ile dobrze wypatrzyłem wykorzystano chip Tenora TE8802L. Co ciekawe, producent pokazuje na swojej stronie wyniki faktycznych pomiarów Digitube S-192, patrz TUTAJ Dane techniczne (wg producenta) Impedancja wyjściowa: <= 250 Ω Dystrybucja w Polsce: |
- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa - Końcówka mocy Modwright KWA100SE - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100 - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11 - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator |
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM) - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC - Kolumny: Bastanis Matterhorn - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr - Słuchawki: Audeze LCD3 - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako - Przewód głośnikowy - LessLoss Anchorwave - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3 |
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R) - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity