|
|
dnoszę dziwne wrażenie, że dzisiejszy świat zaczyna być przesycony pojęciem „3D”. Za rozsądną cenę możemy stać się posiadaczami szczoteczki do zębów, która jest 3D. Mamy też zmywarki, które myją w trybie trójwymiarowym. Dzisiejsze żelazko również może prasować w trybie 3D. To jest chyba przereklamowane.
Coraz bardziej natarczywy marketing jest przekleństwem naszych czasów. Służy na ogół do sprawiania wrażenia, że dany produkt jest lepszy niż w rzeczywistości. Mając wersję HD wierzymy, że mamy coś lepszego. Ale czy faktycznie wszystko, co się świeci, jest złotem? To chyba jasne, że nie.
Jakże się cieszę, że branża audio jest bardziej odporna na marketingowe wygłupy, niż dajmy na to przemysł kosmetyczny czy odzieżowy. Krem do twarzy przecież też jest reklamowany jako 3D. Na całe szczęście, albo nieszczęście. Świat hi-fi jakimś cudownym sposobem ten problem dotyczy w marginalnym stopniu, przynajmniej na razie. Oczywiście mamy obraz i dźwięk 3D, ale w tym przypadku mamy zachowaną fizyczność wielowymiarowości. Możemy jej „dotknąć”. Obraz 3D w dobrym wydaniu potrafi nas nieźle zaskoczyć, a wielokanałowy dźwięk sprawi, że pójdziemy sprawdzić, czy może ktoś nie zapukał do drzwi. To jest jasne i oczywiste.
I tutaj dochodzimy do czegoś istotnego. Znacznie łatwiej jest zaprezentować coś fizycznie działającego, od razu. Bez pomocnych schematów, wykresów i innych łamigłówek. Trzeba przyznać, że niełatwe zadanie ma osoba, która oferuje - dajmy na to – jakiś kosmetyczny specyfik, który w cudowny sposób poprawi naszą atrakcyjność w bliżej nieokreślonym terminie. I w dodatku jest kilkaset procent droższy od pozostałych, podobnych produktów. Wtedy może faktycznie dobrym argumentem będzie wykorzystanie technologii 3D… Zawsze to będzie “mocniejsza rzecz”.
Ktoś, kto sprzedaje auto, również ma ułatwione zadanie. Wsiadając do budżetowego, nowego auta musimy się pogodzić z pewnymi kompromisami i równocześnie staramy się znaleźć jakieś korzyści. Różnica między samochodem tanim a takim z klasy średniej czy wyższej jest oczywista, natychmiastowa. Taka musi być z oczywistego punktu widzenia - ceny.
Ze sprzętem audio sprawa na szczęście ma się podobnie. Różnica między wzmacniaczem miernej klasy a takim ze średniej półki jest oczywista. Nie płacimy za coś, co może się nigdy nie pojawić. Dotyczy to również w nie mniejszym stopniu kolumn głośnikowych. Przeznaczając więcej środków na dane urządzenie otrzymujemy nie tylko ładniejsze opakowanie, ale też sprzęt wyższej klasy, wykonany z lepszych podzespołów. Dajmy na to - kanadyjski Bryston, poza wysoką jakością oferowanych urządzeń daje 20-letnią gwarancję. Tam nie ma mowy o przypadkowości.
Oczywiście od pewnego pułapu różnice stają się coraz mniej oczywiste, ale nadal istnieją. Producenci często popisują się nowatorskimi technologiami oraz ilością użytego aluminium. Tutaj mamy pole do popisu, szczególnie przed osobami, które dopiero zaczynają przygodę z hi-fi, bądź twierdzą, że „dla mnie i tak to nie ma to znaczenia, bo nie jestem audiofilem”. Ale czy trzeba być audiofilem? Z całą pewnością - nie.
|
Bardzo się cieszę, gdy można zaprezentować różnicę pomiędzy urządzeniami tańszymi, a tymi z “wyższej półki”. Przypadkowymi i „firmowymi”. Chociaż tych przypadkowych w naszym sklepie brak. Sztuka raczej do trudnych nie należy. Okazuje się również, że nawet mało wprawione ucho potrafi szybko wychwycić różnice. Wtedy zaczyna być interesująco. Zupełnie niechcący sztuką dobrego słuchania zaraziliśmy już wiele osób. Nie tylko klientów naszego sklepu, ale też znajomych i przyjaciół.
Najciekawsze jednak zjawisko można zaobserwować podczas prezentacji słuchawek. Pokazujemy wówczas, na czym polega różnica między “jakimiś” słuchawkami, a słuchawkami dobrej klasy. Od razu zaznaczę, że dobre słuchawki nie muszą kosztować majątku. Wystarczą takie do kilkuset złotych.
Chyba za każdym razem jest tak samo. Słuchacz stwierdza “nie wiedziałam/wiedziałem, że w tej muzyce tyle się dzieje. Zaskakujące!”. To prawda! Na dobrym sprzęcie, dobrych słuchawkach można na nowo odkryć ulubioną muzykę. Nawet wiele pozornie mało interesujących nagrań nabiera nowego znaczenia.
Zadanie jest tym bardziej ułatwione, kiedy możemy zaoferować urządzenia, których jesteśmy pewni, których moglibyśmy spokojnie używać na co dzień i się nimi cieszyć w zaciszu swoich domów. Powiem więcej – używamy!
Gorzej jest w drugą stronę, gdy sami nie mamy zaufania do tego, czego życzą sobie kupujący. A i tak bywa, szczególnie z super pożyczkami i rachunkami oszczędnościowymi.
Dobrze jest wiedzieć, że za towarem czy usługą stoi pasja, staranność i niekoniecznie chęć maksymalizacji zysków. Jak w przypadku fantastycznej, amerykańskiej marki Audeze, która od niedawna jest w naszej ofercie. Firma oferuje wysokiej klasy słuchawki planarne. Zwane również ortodynamicznymi, są odmianą słuchawek dynamicznych, z cewką umiejscowioną na całej powierzchni membrany drgającej. Słuchawki należą do klasy „premium”, są zatem kosztowne. Ale wraz z ceną nabywamy konstrukcje inne od wszystkich. Ekskluzywnie wykonane i całkowicie poświęcone muzyce. Muszle wykonane są z naturalnego egzotycznego drewna, pady oraz kabłąk obszyte są naturalną skórą. Mimo iż gabarytowo niemałe, na głowie leżą wyjątkowo przyjemnie. Od razu czuć, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym – wykonanym bez zbędnych kompromisów. Dodatkowo do słuchawek otrzymujemy pancerny kuferek oraz aromatycznie pachnący wosk do pielęgnacji drewnianych elementów.
Warto również wspomnieć o nietuzinkowej marce z USA – EgglestonWorks, której zestawy głośnikowe właśnie prezentujemy. Sam producent twierdzi, że kolumny powstały z pasji do muzyki i wzorem do ich strojenia były naturalne instrumenty, a nie bezduszne komory bezechowe i wykresy. Kolumn naprawdę warto posłuchać i wyrobić sobie własne zdanie.
Producenci stoją dzisiaj, jak i 40 lat temu, przed poważnym wyzwaniem: muszą udowodnić, że to ich produkt jest lepszy od pozostałych. Sprawa jest na pozór prosta i zdawać by się mogło, że wystarczy „dobra” kampania marketingowa, znana modelka i całkiem przyzwoity produkt wystarczą. Otóż nie. Jeżeli ktoś tak myśli, to może popaść w tarapaty. Przynajmniej tu, w hi-fi. Cały czas mamy możliwość testowania nowych marek, nowych produktów i modeli. Po zapoznaniu się i dokonaniu selekcji te wybrane można znaleźć na półce w naszym sklepie. Czy robimy to trafnie? Państwa wybory wskazują na to, że tak.
Szczęśliwie, nie muszę sam siebie przekonywać o klasie takich marek jak ATC, Beyerdynamic, PMC, RLS, Hegel czy Naim. To klasa sama dla siebie. Taki sprzęt nie potrzebuje dodatkowych oznaczeń 3D czy czegoś tam innego...
O autorze
Adam Kiljańczyk jest zaprzyjaźniony z Audiopunktem od wielu lat. Pasję do sprzętu odziedziczył po Tacie, który to z kolei był i jest częstym gościem sklepu przy ul. Batorego.
|