Kolumny głośnikowe
Raidho
Producent: Raidho Acoustics |
ożna pokusić o się o stwierdzenie, iż rok ubiegły zawojowały kolumny podstawkowe firmy Raidho, model D1, które doceniono na wystawach CES w Las Vegas, High-End w Monachium, a w końcu i na warszawskiej Audio Show. Na CES-ie nie byłem, ale już w Monachium, w całkiem sporej salce zachwycałem się tym, co te, niezbyt duże kolumny potrafiły pokazać nie tylko w zakresie szczegółowości i przestrzenności grania, czyli cech właściwych dobrym monitorom, ale także i zrównoważenia pasma, dzięki zaskakująco mocnej, szybkiej i zwartej podstawie basowej. Odsłuch na Audio Show potwierdził wcześniejsze obserwacje, choć kolumny zagrały w wyraźnie mniejszym pomieszczeniu niż w Monachium – raz mógł to być przypadek, skoro dwa razy w trudnych warunkach wystawowych zagrały tak dobrze, pozostało przyjąć, że to po prostu cholernie dobre kolumny. W końcu trafiły one do Wojtka, któremu najwyraźniej także bardzo przypadły do gustu (zobacz TUTAJ). Złośliwi mogą powiedzieć, że za TAKIE pieniądze (bo w tańszym wykończeniu kosztują one circa 60 tys. złotych, a w droższym 70 000) kolumny muszą grać. Nie wiem czy muszą (zdarzają się i kolumny za większe pieniądze, których nie da się słuchać), ale grają i to niesamowicie, zapewne dzięki specjalnym, pokrywanym diamentem membranom (które znacząco podwyższają koszty producenta i stąd nieco kosmiczna, jak na podstawkowce, cena), czy napędowi z neodymowymi magnesami (na zdjęciach właściciel Raidho Lars Kristensen prezentuje układy magnetyczne i dwa rodzaje membrany – aluminiowo-ceramiczną oraz aluminiowo-ceramiczną, pokrytą diamentem; zdjęcia z wystawy Audio Show 2013 z listopada 2013 roku). W tym roku w Monachium Raidho zaprezentowało ogromne podłogówki D-5, które choć przytłaczały wielkością, grały znakomicie trafiając bez trudu do mojej prywatnej piątki najlepszych systemów tegorocznej wystawy. Wniosek kolejny – ludzie z Raidho po prostu wiedzą co robią i potrafią wyczarować świetny dźwięk nawet z ceramicznych (choć w przypadku serii D nie „czysto” ceramicznych) przetworników. Dobrze, dobrze, proszę powstrzymać święte oburzenie. Nie twierdzę, że głośniki ceramiczne grają źle, a jedynie, że to zwykle nie moja bajka. W przypadku większości z nich gotów jestem przyznać, że oferują dźwięk wysokiej klasy, ale za żadne skarby świata nie chciałbym na nich słuchać muzyki na co dzień. Wiem, że wiele osób te głośniki uwielbia i to ich prawo, podobnie jak moim jest je cenić, ale najchętniej z daleka. Wracając do rzeczy – Raidho to jedna z nielicznych firm, które potrafią z takich membran (nawet te pokryte diamentem są de facto sandwiczem ceramiczno-aluminiowym) wyczarować dźwięk, z którym nawet ja mógłbym z przyjemnością żyć. Ot, wyjątek potwierdzający regułę. A skoro doświadczenia wystawowe były tak dobre to pozostało mi zapoznać się bliżej z jednym z modeli. Wraz z Chillout Sudio, polskim dystrybutorem firmy, ustaliliśmy że będą to średniej wielkości kolumny podłogowe oznaczone symbolem S2. To względnie wysoka (bodaj 115 cm), smukła kolumna z linią transmisyjną mającą wylot w podstawie. Symbol wskazuje, że nie należy ona ani do serii C, ani do D – to jedyny przedstawiciel serii S na dziś. Wspomnianą podstawę kolumny wygięto w łuk by wylot linii transmisyjnej znalazł się w określonej odległości od podłoża. Choć regulowane nóżki pozwalają w niewielkim zakresie tą odległość zmieniać. Dodam tu jeszcze tylko, że z moich doświadczeń wynika, iż ma spore znaczenie, na czym się te kolumny postawi. U mnie grały zdecydowanie lepiej (w zakresie basu) postawione na cokołach niż bezpośrednio na parkiecie. Kolumna jest lekko odchylona do tyłu, by uzyskać zgodność czasową i fazową głośników, a obudowa, wykończona w kolorze piano black zwęża się ku tyłowi, który jest zaokrąglony. Każdą kolumnę wyposażono w wstęgowy tweeter umieszczony w zamkniętej komorze, oraz dwa ceramiczne przetworniki o średnicy fi 115 mm każdy. Wykonanie i wykończenie S2 stoi na wysokim poziomie, a same kolumny, choć dość wysokie, w pomieszczeniu sprawiają wrażenie niewielkich, zgrabnych konstrukcji. Nagrania użyte w teście (wybór)
Tak się złożyło, że Raidho miałem do dyspozycji dłużej niż to zwykle w przypadku recenzowanych urządzeń bywa. Stąd też zamiast słuchać ich wyłącznie w jednym, własnym systemie mogłem nieco poeksperymentować. Zacząłem od odsłuchów z urządzeniami obcymi, które także miałem w tym czasie w teście. Pierwsze wrażenie zapisane z odsłuchu to: świetna kontrola. Mimo że Lindemann nie dysponuje jakąś ogromną mocą (2 x 100 W dla 8 Ω), to jednak wydawał się trzymać Raidho na krótkiej smyczy, że tak powiem. Mocny, „kopiący”, sprężysty bas, czysta, dźwięczna góra, i gładka, choć nie tak wypełniona średnica jakbym sobie życzył. To nawiasem mówiąc jest zwykle mój prywatny zarzut względem ceramicznych głośników – średnica jest czysta, przejrzysta, ale (dla mnie) nieco zbyt chuda, sucha. Przez to mojej ulubionej muzyce akustycznej i wokalnej brakuje namacalności, naturalności – taka prezentacja po prostu mnie nie wciąga, nie daje mi bliskiego kontaktu z muzyką. Jak już pisałem Lindemannów słuchałem wcześniej ze znakomitymi kolumnami Mangera i było to świetne połączenie, więc pozostało mi przyjąć, że po prostu Lindemanny i Raidho nie zgrywają się razem najlepiej, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Choć trudno było nie docenić owej znakomitej kontroli, detaliczności i czystości dźwięku. Czy można rozciągnąć ten wniosek na całą klasę D? Nie ośmielę się, mimo że ta część odsłuchu niejako potwierdziła moją opinię o tego typu wzmacniaczach. Świetnie prowadzą bas, który ma wykop, jest sprężysty (tak, jak lubię) i schodzi dość nisko, ale brak odpowiedniego dociążenia, wypełnienia średnicy sprawia, że to nie do końca moja bajka. Kolejnym krokiem było więc podpięcie S2 do wzmacniacza lampowego – co, jak nie lampa, miałoby dać odpowiednie dopieszczenie średnicy? Nawet producent kolumn pisze na swojej stronie, że niektórzy bardzo dobre rezultaty brzmieniowe osiągali ze wzmacniaczami lampowymi niewysokiej mocy. Na test trafił do mnie akurat Crossfire III Ayona, słowem kolejne wcielenie jednego z moich ulubionych SET-ów, więc nie pozostało mi nic innego, jak spróbować i tego połączenia. Tak zestawiony system zagrał zupełnie inaczej. Gdyby połączyć bas Lindemanna z średnicą i górą Ayona byłoby na S2 idealnie (może należałoby dać użytkownikom opcję bi-ampingu?). Pojawiło się wypełnienie i gładkość i idąca za nimi namacalność dźwięku, których wcześniej mi brakowało. Bogactwo średnich tonów, ich bardzo dobre różnicowanie sprawiały, że zarówno głosy jak i brzmienie instrumentów akustycznych w końcu przykuwały uwagę, wciągały w świat muzyki. Góra pasma, choć i z MusicBookiem już mi się podobała bo była gładka, detaliczna i dźwięczna, zrobiła się nieco delikatniejsza, pojawiło się tam jeszcze więcej powietrza, a jednocześnie wydawała się także pełniejsza, bardziej naturalna. Za tym poszły dłuższe wybrzmienia, lepsze oddanie akustyki sali, większa, przede wszystkim na głębokość, scena. Teraz wreszcie usłyszałem, co potrafi wstęga stosowana przez Raidho. Dużo gram na kolumnach Ardento, wyposażonych we wstęgę Founteka, przyzwyczaiłem się więc do takiego grania – trzeba zadbać o optymalne ustawienie kolumn, ale wysiłek zawsze się „opłaca”. |
W pierwszym zestawieniu zalety wstęgi na górze nie były aż tak oczywiste, tzn. było już naprawdę dobrze, ale dopiero Crossfire III pokazał, że może być jeszcze lepiej, że S2 potrafią oddać hektary przestrzeni, jeśli tylko da im się na to szansę. Jak wspomniałem bas „doczepiłbym” jednak do Ayona z MusicBooka, bo brakowało mi tej znakomitej kontroli nad dołem pasma, tej zwartości i sprężystości basu i tego dynamicznego, mocnego wykopu. Trzeba pamiętać, że Crossfire III dysponuje ok 30 W mocy na kanał, co jest dla Raidho po prostu trochę za mało. Było niskie zejście, niezłe dociążenie basu, ale nie było konturu, sprężystości, szybkości jakie słyszałem wcześniej. Słowem – to nadal nie było zestawienie idealne, choć miłośnikom muzyki akustycznej spodobałoby się pewnie bardziej niż z Lindemannem, z którym np. rock brzmiał świetnie. Nadszedł więc w końcu czas by podłączyć mój zestaw Modwrighta – końcówkę tranzystorową KWA100SE z lampowym przedwzmacniaczem LS100. Zważywszy na opisane powyżej doświadczenia, oraz charakterystykę brzmieniową tego zestawu istniała spora szansa, że to właśnie będzie TO (oczywiście zdaję sobie sprawę, że ten zestaw to jeszcze nie koniec świata, ale zwykle z kolumnami za kilkadziesiąt tysięcy radzi sobie znakomicie). W muzyce nie chodzi jednakże o efekciarstwo, przynajmniej w moim przekonaniu. Wróć. W odtwarzaniu muzyki nie chodzi o efekciarstwo, bo przecież w samej muzyce i owszem, czasem tak. Przy odtwarzaniu muzyki przez sprzęt grający rzecz w zapewnieniu bliskiego kontaktu z odtwarzaną muzyką, stworzeniu doświadczenia jak najbliższego temu, które przydarza nam się, gdy słuchamy muzyki na żywo. Przynajmniej ja tak do tego podchodzę. Kolumny z głośnikami ceramicznymi, najczęściej w obudowach z niespecjalnie przeze mnie lubianym bas-refleksem, zwykle są, w moim odczuciu, dość dalekie od tego. Są wysoce detaliczne, analityczne, ale brakuje w tym graniu esencji właściwie każdej muzyki - emocji. Ludzie w Raidho udowadniają, że w tej branży nie należy stosować zbyt daleko posuniętych uogólnień. Jak to zrobili – trudno powiedzieć, bo firma ta nie należy do obficie dzielących się szczegółami swoich konstrukcji. Być może po części to zasługa zastosowania linii transmisyjnej zamiast bas-refleksu, ale ten jeden element na pewno nie wystarczył do osiągnięcia tak dobrych efektów. Tak czy owak stworzyli kolumny, które, z odpowiednią amplifikacją, potrafiły zagrać muzykę w sposób, które przekonał nawet takiego ceramicznego sceptyka jak ja. Z zestawem Modwrighta pojawił się kompletny (co nie znaczy doskonały), wciągający przekaz. Tak jak z Lindemannem, świetnie bawiłem się przy płycie AC/DC – rozmach, swoboda, pewnie prowadzony, dociążony, sprężysty bas, czysta, czytelna (na ile pozwalało nagranie) średnica i otwarta, dźwięczna góra składały się na wysoce energetyczną, wciągającą całość. Nagrania Isao Suzuki, czy Raya Browna to popisy kontrabasów – świetne różnicowany, czysty, sprężysty bas, z pięknymi wybrzmieniami, ale bez sztucznego przeciągania (co jest częste w konstrukcjach z bas-refleksem). Wyraźnie zaznaczona, szybka faza ataku podkreślała mistrzostwo muzyków, a długie, mocne wybrzmienia jasno pokazywały, jak wielką rolę gra ogromne pudło rezonansowe kontrabasu. W tym zestawieniu bardzo żywo, czysto wypadały dęciaki. Oprócz obowiązkowej (dla mnie) w takim przypadku wędrówki po nowoorleańskiej muzyce, zaliczyłem również klasyki Davisa czy Coltrane'a. Raidho bardzo udanie potrafiły pokazać soczystość, dźwięczność trąbki, saksu, czy puzonu i właściwą im ostrość, która jednakże nigdy nie „kaleczyła” uszy. Nie jest to jednak kwestia zaokrąglenia wyższej średnicy i góry, ale naturalność prezentacji – taka trąbka słuchana na żywo, nawet jeśli „tnie” uszy to nie odbieramy tego, jako czegoś nieprzyjemnego. Duńskie kolumny osiągały podobny efekt. S2 budowały imponującą właściwie pod każdym względem scenę, która oczywiście zależała od sposobu realizacji danego nagrania, ale w każdym znanym mi z innych odtworzeń nagraniu to właśnie Raidho wydawały się pokazywać maksimum tego, co uchwycono na taśmie. Dotyczy to nie tylko samej wielkości sceny, ale i jej uporządkowania, przypisania każdemu instrumentowi określonego miejsca, trójwymiarowego zobrazowania tychże instrumentów i muszę przyznać, że te kolumny potrafiły zaskakująco precyzyjnie opisać kontury każdego źródła dźwięku. Do tej pory uważałem kolumny na ceramikach za stworzone do muzyki rockowej, elektronicznej – słowem takiej gdzie potrzebny jest wykop, czystość, potężny bas, a średnica znajduje się niejako na dalszym planie. S2 wsparte zestawem Modwrighta pokazały, że muzyka akustyczna, wokale, klasyka mogą na ceramikach brzmieć dobrze, a nawet bardzo dobrze. Jeśli zadbać o dociążenie, wypełnienie średnicy, które skutkują odpowiednią namacalnością, ekspresją, to „normalne” zalety ceramików – czystość, transparentność, szybkość, wysoka detaliczność, mocna, dobrze definiowana podstawa basowa – doskonale z nimi współpracują tworząc bardzo ciekawą, muzykalną całość. W muzyce akustycznej jest więc feeling, jest poczucie bliskiego obcowania z wykonawcami, są rytm i tempo, a wszystko to pokazane bardzo dokładnie, czysto na bardzo dużej, przekonującej scenie. Na takim zestawie można więc słuchać właściwie każdej muzyki, a czegoż chcieć więcej od kolumn wysokiej klasy? Zadowoleni powinni być i ci, dla których najważniejsza jest barwa, wypełnienie i ci, którzy lubują się w wysokiej detaliczności i analityczności dźwięku. Wygląda więc na to, że S2 to po prostu uniwersalne kolumny dla każdego. Trzeba jednak pamiętać, że kluczem do osiągnięcia takich efektów będzie dobór elektroniki. Podsumowanie Osoby, które liczą na cud, czyli zakup za połowę ceny tak dobrego dźwięku, jaki oferują powszechnie chwalone, obsypane nagrodami D-1, mogą w pierwszej chwili być nieco zawiedzione. W tej branży cuda bowiem zdarzają się niezmiernie rzadko i to nie jest ten przypadek. Gdy jednak da się im szansę, znajdzie odpowiedni dla nich system, cenowo odniesie do konkurentów z podobnej półki cenowej, to spojrzenie na S2 zmienia się znacząco. Raidho S2 to w ofercie duńskiej firmy właściwie propozycja budżetowa. Co prawda X-Monitor LE to model tańszy, ale to niewielkie podstawkowce, podczas gdy S2 to nie tak mała kolumna podłogowa. Konstrukcja, to oczywiście linia transmisyjna z wylotem do dołu. Kolumnę umieszczono na podstawie wygiętej w łuk skierowany do góry – wylot linii transmisyjnej znajduje się więc w pewnej odległości od podłoża. Regulowanymi nóżkami można ową odległość w niewielkim zakresie zmieniać, ale ważniejsze jest to, na czym kolumnę ustawimy. Z moich prób wynika, iż wskazana jest równa i twarda powierzchnia, a więc nie dywan i nie drobno-klepkowy parkiet. Obudowę kolumny, smukłą, wysoką na ponad metr, wykonano (najprawdopodobniej) z MDF-u. Całość odchylono lekko do tyłu dla uzyskania zgodności czasowej i fazowej przetworników. Front kolumn jest stosunkowo wąski, a boczne ścianki zbiegają się ku zaokrąglonemu, wąziutkiemu tułowi. Pojedyncze zaciski głośnikowe umieszczono w podstawie kolumny. Wstęgowy głośnik wysokotonowy umieszczony w zamkniętej komorze, to poprzednia wersja tego, który jest w tej chwili używany w serii D i C. Przetworniki nisko- średniotonowe to sandwitche z membrana ceramiczną jak w serii C, jednak reszta drivera jest znacznie prostsza. Przede wszystkim zamiast złożonego z wielu części magnesu neodymowego zastosowanego w C i D, mamy tu magnesy ferrytowe. Budowa membrany mid/low (jak w serii C) to szkielet aluminiowy pokryty ceramika od spodu i frontu. W serii D membrany pokrywane są dodatkową warstwą z diamentu, przy czym powłoka diamentowa uzyskiwana jest w procesie wielogodzinnego nastrzeliwania cząstek węgla z bardzo duża prędkością, przez co węgiel się krystalizuje. Tu jednakże, z racji kosztów, warstwy diamentowej nie zastosowano. Kolumny pakowane są w ogromne, kartonowe pudła, w które spokojnie zmieściłyby się znacznie większe głośniki. Dane techniczne (wg producenta) Pasmo przenoszenia: 27 Hz – 50 kHz Dystrybucja w Polsce: |
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity