Technika
|
estauracja. Rekonstrukcja. Remastering. Na cyfrowych wydaniach nagrań z epoki analogowej widnieją różne, zbliżone znaczeniowo określenia technologii i procesów obróbki zastosowanych do ich realizacji. Co się za nimi kryje? Niby wiadomo: chodzi o odtworzenie nagrań analogowych w domenie cyfrowej. Poszukiwacz pięknego dźwięku zapyta jednak: w jaki sposób to zrealizować zachowując wysoką, „pięciogwiazdkową” wierność brzmienia i nie ograniczając się do prostego zdigitalizowania archiwaliów? Czy jest to w ogóle możliwe? Czy warto? PO STRONIE ANALOGOWEJ Zacznijmy od skondensowanej wizji idealnego studia remasteringowego, w którym realizator ma do dyspozycji doskonale nagrany materiał, dobry i świetnie zachowany analogowy nośnik, który odtwarza na sprzęcie analogowym w idealnym stanie. Przetwornik analogowo-cyfrowy jest w takim studiu całkowicie „przezroczysty”, a ewentualna dalsza obróbka materiału w domenie cyfrowej prowadzi wyłącznie do poprawy brzmienia analogowego oryginału, zarówno jako całości, jak i poszczególnych jego aspektów. Realizator pracujący nad projektem dysponuje ponadto pełną swobodą czasową, finansową i decyzyjną. Na zaszłości historyczne współczesny realizator dźwięku nie ma wpływu. Dla niego proces rekonstrukcji nagrania rozpoczyna się od odtworzenia nośnika na odpowiednim sprzęcie. W archiwum można zwykle znaleźć materiał w dwóch wersjach: tzw. oryginał, czyli taśmę-master – stereofoniczne, ostateczne, zmontowane zgranie (w przypadku starszych nagrań, materiał jest monofoniczny) – oraz kopię produkcyjną wykonaną z oryginału i poddaną kompresji dynamicznej, odpowiednio do wymogów tłoczni. Zbiory archiwalne bywają jednak niekompletne, a stan taśm może pozostawiać wiele do życzenia. Na przykład, pewien rodzaj taśm Agfa, używany powszechnie w polskich instytucjach fonograficznych w latach 60. XX w., wykazuje po latach podatność na rozciąganie, które powoduje doskonale słyszalny defekt w postaci spowolnienia dźwięku i obniżenia jego wysokości. Z kolei wieść głosi, że z kilkudziesięcioletnich taśm marki Aphex podczas odtwarzania odrywa się nośnik magnetyczny, pozostając na głowicy (trudno to zweryfikować, bo w polskich archiwach niewiele jest taśm tej marki). Problemem jest też dostęp do taśm: podmioty dysponujące archiwaliami niechętnie wyrażają zgodę na wyniesienie ich na zewnątrz, proponując materiał w wersji cyfrowej, niekoniecznie przygotowanej zgodnie z oczekiwaniami audiofilów. Jeszcze większym wyzwaniem jest przygotowanie sprzętu analogowego do odtworzenia taśmy, na czym zna się obecnie garstka osób. W czasach analogu konserwacja magnetofonów (czyszczenie, smarowanie, regulacja elementów mechanicznych, rozmagnetyzowanie, strojenie, itd.) i innych urządzeń spoczywała nie na realizatorach nagrań, lecz na technikach. Cała ich wiedza z zakończeniem ich aktywności zawodowej i nadejściem epoki cyfrowej poszła w zapomnienie. A jeśli wziąć ponadto pod uwagę, że magnetofony i części do nich są coraz trudniej dostępne, nic dziwnego, że pracy z analogiem podejmują się obecnie nie tyle profesjonaliści, co pasjonaci. |
SAME ZERA I JEDYNKI Po założeniu taśmy na magnetofon nadchodzi wreszcie kluczowy moment konwersji materiału z domeny analogowej na cyfrową. Celowo nie używam przywołanych na początku określeń na literę R sugerujących działania w celu odnowienia niedoskonałego materiału analogowego. Przypominam sobie za to, jak swego czasu w celach poznawczych odsłuchiwałam – wprost z taśmy, przez czysto analogowy tor (bynajmniej nie referencyjny) – nagrania arii w wykonaniu barytona Andrzeja Hiolskiego z pianistą Sergiuszem Nadgryzowskim (1956) oraz monofoniczne rejestracje duetów Grażyny Bacewicz z bratem Kiejstutem (1953). Nawet w dość niedoskonałej konfiguracji sprzętowej nagrany prawie 60 lat temu pełny głos Hiolskiego zapierał dech w piersiach, a skrzypce Bacewicz, mimo ewidentnych niedoskonałości warsztatu fonograficznego, miały naturalne, rozpoznawalne brzmienie. Po wprowadzeniu w tor przetwornika A/C klasy studyjnej baryton Hiolskiego zgasł, a skrzypcowej „żylety” w ogóle nie dało się słuchać. Ponieważ namacalne, muzykalne brzmienie jest chyba największym atutem technologii analogowej, wartym – obok walorów artystycznych nagrań – ocalenia w reedycjach, raczej nie można mieć powodów do zadowolenia przy tak znacznych stratach jakości brzmienia materiału „odnowionego” w stosunku do „niedoskonałego” oryginału. Winę za ten stan rzeczy ponosi pierwszy cyfrowy element toru sygnałowego: przetwornik A/C. Wobec takiego odkrycia należałoby sięgnąć po inny przetwornik. Niestety, może to nie rozwiązać problemu, który wynika z niedopasowania zastosowanych rozwiązań cyfrowych do specyfiki technologii analogowej, a może nawet muzyki jako takiej. Oto jeden z przykładów: użycie układu sprzężenia zwrotnego. Według najprostszej definicji, sprzężenie zwrotne to oddziaływanie sygnałów stanu końcowego (wyjściowego) układu na jego sygnały referencyjne (wejściowe). Polega na otrzymywaniu przez układ informacji o własnym działaniu (o wartości wyjściowej). Brzmi to wspaniale, tyle że w przypadku sygnału audio nie ma zależności między tym, co pojawiło się na wejściu urządzenia w t = 1 s, a tym, co jest na nie podawane w sekundzie 2. i kolejnych (oczywiście, modulator posługuje się znacznie mniejszymi oknami czasowymi – chodzi o zasadę). Bo jak mają się np. dwa długie, głośne akordy rozpoczynające Scherzo h-moll Fryderyka Chopina do następujących po nich gęstych pochodów dźwięków biegnących przez całą klawiaturę fortepianu, od cichych do bardzo głośnych? Ze względu na niesinusoidalność sygnału audio, zastosowanie układu sprzężenia zwrotnego z dodawanym z opóźnieniem sygnałem porównującym może być odpowiedzialne np. za zjawisko „zamulenia” dźwięku. CORAZ DALEJ OD MP3 Problem z przetwornikiem jest kluczowy również dla późniejszej ewentualnej obróbki materiału. Rezultaty korekcji barwy, dynamiki, a nawet czyszczenia nagrania z szumu taśmy często nie są zadowalające, bo nie przybliżają do brzmienia utraconego podczas konwersji do domeny cyfrowej. A brzmienia tego nie definiuje ani sterylna czystość, ani dynamika podbita do 0 dB. W takiej sytuacji pojawia się pomysł wykonywania remasteringu z wykorzystaniem wyłącznie urządzeń analogowych, koncepcja czasochłonna, wymagająca znajomości np. technologii tłoczenia płyt oraz ograniczająca krąg odbiorców do słuchaczy płyt winylowych, za to z pewnością niszowa. O autorce Anna Wojtych jest absolwentką Wydziału Reżyserii Dźwięku Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Współpracowała z firmami DUX i Polskie Nagrania, zajmując się montażem, masteringiem i remasteringiem nagrań muzyki poważnej i rozrywkowej. Wybrane publikacje: Penderecki/Markowski Awangarda, Karłowicz/Hiolski Pieśni, Witold Lutosławski Centenary Edition, Krzysztof Komeda Live, DWA PLUS JEDEN Aktor. Recenzja reedycji, przygotowanej przez panią Wojtych, płyty Aktor, TUTAJ. Pasja: poznawanie innych kultur, szczególnie pozaeuropejskich. |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity