KOLUMNY AKTYWNE
Ancient Audio
Producent: Ancient Audio |
iedawne spotkanie Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, w czasie którego Raveen Bawa, szef eksportu dCS-a, prezentował nam system Vivaldi tej firmy było dla nas objawieniem. Przede wszystkim ze względu na wynik porównania tego szczytowego osiągnięcia cyfrowej reprodukcji dźwięku z innym topowym odtwarzaczem płyt, Lektorem Grand SE krakowskiej firmy Ancient Audio, (czytaj TUTAJ). Oto po raz pierwszy usłyszeliśmy odtwarzacz grający wyraźnie lepiej niż „duży” Lektor. A słyszeliśmy naprawdę wiele – włączając w to topowe gramofony (czytaj TUTAJ) i magnetofony szpulowe (czytaj TUTAJ). W tym procesie twórczym ważne były dwie składowe: próba prześcignięcia najlepszych urządzeń konkurencji oraz chęć powtórzenia wydarzenia na żywo. Innymi słowy takie ukształtowanie brzmienia odtwarzacza, aby na jego wyjściu otrzymać sygnał jak najwierniej powtarzający to, co znamy z sytuacji koncertowych. Obydwa założenia wymagają intensywnego treningu, polegającego na eksponowaniu się na dźwięk – zarówno innych urządzeń, jak i grających bez amplifikacji instrumentów. Jest jednak grupa instrumentów, w których mamy do czynienia z połączeniem tych dwóch metod. Wśród nich – pianina (fortepiany) elektryczne. Jestem pewien, że każdy coś takiego widział, chociażby w telewizji, w czasie koncertów – zwykle używa się wówczas pianin firmy Yamaha. Taki instrument wygląda jak pomniejszona wersja fortepianu – ma klawiaturę i pudło rezonansowe, a nad nim klapę. Pod nią nie ma jednak – w tej wersji, o której mówię – strun i młoteczków, a głośniki. Najprostsze pianina elektryczne w ogóle tej części nie posiadają i sygnał pobiera się z nich w formie elektrycznej z wyjść, jak z każdego innego źródła, np. odtwarzacza CD. O ich brzmieniu w równej mierze decyduje jakość instrumentu, jak i jakość toru wzmacniającego. W pianinach elektrycznych z pudłem rezonansowym obydwa te elementy znajdują się pod jednym „dachem”, a ich dźwięk ma w jak największym stopniu przypominać dźwięk instrumentu w pełni akustycznego. Tak narodziły się, testowane przez nas w zeszłym roku, kolumienki Studio Oslo (czytaj TUTAJ). Wyposażone w pojedynczy, szerokopasmowy przetwornik Dayton Audio RS100-4, napędzany wzmacniaczem scalonym Philips TDA8566Q, generowały duży, przestrzenny dźwięk o bardzo dobrze ustawionych akcentach. Niczego mi w nim nie brakowało, a kolumienki wyglądały po prostu uroczo. W opcji dostępne są też opcjonalne standy o wysokości nieco ponad 400 mm. Po co? Kolumny przeznaczone są do postawienia na biurku/stole, po dwóch stronach ekranu komputera. Odchylone są do tyłu tak, aby skierowane były bezpośrednio na uszy szczęśliwego posiadacza. Wielu użytkowników traktuje je jak pełnoprawny system odsłuchowy, zabierając je do domków letniskowych, a także na dłuższe wakacje, wraz z iPodem/iPadem. Niektórzy zaś słuchają ich w ten sposób w domu, zamiast klasycznych kolumn i wzmacniacza. Dla tych pierwszych powstał ladnie wykonany przez firmę Barczak Cases kejs „podróżny” (dostępny w opcji, za opłatą), dla tych drugich opcjonalne, niewysokie standy. Kilka prostych słów… Dwa lata temu rozpocząłem pracę nad niewielkimi, dobrze grającymi kolumnami. Pierwszy model, Studio Oslo, okazał się strzałem w dziesiątkę. Do komputera, do telewizora, do telefonu komórkowego - to było to. W ubiegłym roku była to podstawowa produkcja firmy. Studio Oslo miały być w założeniu niewielkimi kolumienkami do odsłuchu z małej odległości, najlepiej stojąc na biurku. Ich potencjał okazał się znacznie większy, zwłaszcza po dodaniu subwoofera. W roli pełnopasmowego systemu też wypadły przyzwoicie. Rekordem jest chyba salon jednego z klientów, połączony z kuchnią (w sumie 60 m2), nagłaśniany tym zestawem. Wielu klientów i dziennikarzy dopytywało się więc o większą wersję. Jak zwykle, takie inspiracje czekały tylko na odpowiednią okazję. Pierwszą z nich był test producenta obudów z bambusa. Bambus kojarzył mi się dotychczas z wędką i pierwszymi samolotami - czymś lekkim i delikatnym. Tymczasem prasowany bambus jest bardzo twardy, sztywny i ładny. Ponieważ jest to wielowarstwowa klejonka, zmiany wilgotności znosi znakomicie (to zmora produktów z pełnego drewna). Testem były obudowy do przyszłej, większej kolumny. Z biciem serca oglądałem pierwszy egzemplarz. Nawiązujący do słynnych monitorów z lat 50. wygląd kolumn był zniewalający - ale z dwóch metrów. Z bliska był dramat: niedoróbki jak w pracy ucznia ZDZ po pierwszym semestrze. O dokładności świadczy najlepiej różnica szerokości frontu i tylnej ścianki. Otrzymałem kilka obudów , w różnych wersjach technologicznych. Niestety, wszystkie do niczego. Co prawda znajomi pocieszali mnie, że trafiłem na wyjątkowo rzetelnego dostawcę - zwykle próbki są perfekcyjne, a potem przypływa kontener śmieci. Jakoś jednak przekonać się nie dałem. Projekt trafił na półkę, mimo bardzo dobrego dźwięku i niskich kosztów produkcji (jedna obudowa tylko 3,75 $...). Kolejną inspiracją był zupełnie inny produkt. Od wielu lat trwają próby skonstruowania fortepianu cyfrowego o dźwięku imitującym instrument akustyczny. Pomimo olbrzymich środków na to wyłożonych, brzmienie cyfrowych imitacji jest mdłe, plastikowe, ubogie. Dlatego poszukiwania trwają. Jeden z producentów zainteresował się moimi projektami aktywnych kolumn i zapytał o możliwość zastosowania czegoś podobnego jako nagłośnienia takiego fortepianu. Rzecz miała szansę na powodzenie, albowiem brzmienie jego modułów generujących dźwięk jego fortepianów (sample + synteza) jest naprawdę niezłe. Studio Oslo do takiego celu wymagały wsparcia subwooferem, który dość komplikował obudowę instrumentu. Potrzebne były więc dwie kolumny, ale mocniejsze. Rozwiązaniem był większy głośnik szerokopasmowy. Finalny test został wykonany niedaleko Włoch. W sali o powierzchni 100 m2 do dyspozycji mieliśmy trzy fortepiany koncertowe, kilka pianin oraz zestaw cyfrowy. Ze względu na poufność projektu nie mogę zdradzić ani producentów, ani zaprezentować fotografii. Najważniejszym był rezultat. We wszystkich przypadkach pianista preferował akustyczny instrument. Fortepian gra całym pudłem, pełna imitacja takiego złożonego akustycznie układu jest na razie niemożliwa. Natomiast słuchając z odległości rzędu 5-9 m, wszyscy preferowali instrument cyfrowy - miał ciekawszą, bardziej zróżnicowaną barwę. No i dynamikę - znacznie lepszą niż fortepian akustyczny średniej klasy. Nie był to dźwięk klasy Steinway model D czy Fazioli F 308, ale chyba najlepszy jaki słyszeliśmy z „cyfrówki”. Projekt jest rozwijany, a ponieważ ma być to najlepszy z możliwych fortepianów cyfrowych, na ostateczną wersję muszą państwo poczekać. Dźwięk fortepianu to najwyższe wymagania dotyczące rozdzielczości, neutralności i dynamiki w całym paśmie. W zasadzie kolumny spełniające te kryteria byłyby znakomite do odtwarzania muzyki. Ale fortepian ma niewielką energię w zakresie najwyższych składowych, co charakteryzowało też i sam przetwornik. Owszem, dzięki większej membranie, magnesowi i cewce generował znacznie więcej energii niż Studio Oslo. Wciąż ograniczeniem były jednak wysokie tony. Stąd konieczne było zbudowanie wersji zmodyfikowanej specjalnie pod kątem moich potrzeb. W tym celu „przetestowałem” kolejną firmę z Chin. Nie było żadnego kręcenia nosem na moje wymagania, szybki czas dostawy czy ilość liczoną w setkach sztuk, a nie kontenerach. Tym razem jakość była bez zarzutu - w końcu w tej fabryce wytwarzane są przetworniki słynnej angielskiej marki... Oczywiście, trzeba było poświęcić rok na dopracowanie nowego procesora sygnałowego, obudowy, wzmacniacza. Ten ostatni ma moc 2 x 50 W, co pozwala na maksymalny poziom dźwięku o 6 dB wyższy niż ze Studio Oslo. Nowy procesor sygnałowy w połączeniu z celulozową membraną może oddać więcej przestrzeni i detali, niż metalowy stożek Daytona. Od nowa zaprojektowana została również obudowa wraz z podstawką. Rozwiązała ona problem, na który wielu użytkowników Studio Oslo się skarżyło – małą stabilność kolumn. W poprzednim modelu zdarzało się, że ciężkie kable plus chwila nieuwagi przewracały lekkie kolumienki. Nowa koncepcja obudowy jest zdecydowanie bardziej stabilna. Na koniec została nazwa. Większy model, z mocniejszym basem i większą skalą dźwięku może być użyty do masteringu nagrań w niewielkich studiach nagraniowych. Stąd nazwa MASTER OSLO. JW |
Płyty użyte do odsłuchu (wybór) Płyty CD
Jeżeli są państwo po lekturze testu modelu Studio Oslo wiecie, że podstawowym kryterium w takim przypadku jest wybór odpowiedniej metodologii. Master Oslo, podobnie jak poprzednik, to niewielkie, rasowe kolumny do odsłuchu w bliskim polu. Oznacza to, że w idealnym przypadku łącząca je linia powinna być w odległości 1 m od słuchacza. Tak były przetestowane w pierwszej kolejności. Za źródło posłużyły mi komputer PC oraz dwa przenośne odtwarzacze plików. Komputer to mój sprawdzony laptop HP Pavilion dv7 z Win8, 8 GB RAM, 128 SSD + 500 HDD, z odtwarzaczem JPLAY/foobar2000. Sygnał wypuszczany był przez USB do zewnętrznego przetwornika D/A. Poprzednio był to Hegel HD11, tym razem użyłem modelu SUPER, testowanego przez mnie pierwotnie dla „EnjoyTheMusic.com” (polska wersja TUTAJ). Także mój podstawowy odtwarzacz plików był nowszy – model HM-901, z kablem Chord iChord mini-jack/2 x RCA. Odsłuch w polu półbliskim, w podobnym ustawieniu, jak z klasycznymi kolumnami, wyjaśniło w znacznej mierze tendencję o której mówił Jarek. Brzmienie Master Oslo jest absorbujące, a dźwięk duży. Większy niż sporej części klasycznych monitorów. Szczególnie z materiałem, który powinien sprawić im najwięcej problemów – z mocnym rockiem. Child in Time Deep Purple, cudownie zremasterowane przez Audio Fidelity poruszyło powietrze mocniej niż mogłem się tego spodziewać. Znając możliwości Studio Oslo miałem na uwadze, że to kolumny inne niż zwykłe aktywne mini-monitory. Nawet to doświadczenie pozostawiło jednak – jak widać – miejsce na zaskoczenie, na zwrócenie uwagi na coś, co wydawało się już przeze mnie „opanowane”. Gitary były duże, a perkusja dynamiczna. Szczególnie dobrze zabrzmiały blachy perkusji. Cały przekaz miał odpowiedni wolumen i pokazywany był dość blisko miejsca odsłuchowego, jednak to na czystość i intensywność blach zwróciłem uwagę w pierwszym rzędzie. Było to o tyle niespodziewane, że przecież mówimy o całkiem sporym głośniku szerokopasmowym, w którym góra powinna być dość wyraźnie osłabiona, albo – jeśli producent jakimiś sztuczkami postarał się o jej obecność – podbarwiona wąskopasmowymi rezonansami. Tutaj zapewne również występują, ale poniżej mojego progu wykrywania przekłamań. Ten zależy od danego produktu i w tym przypadku nic go nawet nie musnęło. Być może dlatego, że nasycenie przekazu, jego gęstość wymuszały uwagę, domagały się jej. Bez natarczywości, nie mówimy o konturowym, ani jasnym dźwięku, a swoją naturalnością. Ta była bowiem nadspodziewana. Impulsem do powstania Master Oslo był projekt związany z elektrycznym pianinem. W tego typu przedsięwzięciach chodzi o to, aby dźwięk był maksymalnie zbliżony do dźwięku prawdziwego fortepianu. Duże pudło rezonansowe i kilka, pracujących wspólnie głośników to dobry wstęp. Jeśli są wykorzystane we właściwy sposób, efekty mogą być bardzo satysfakcjonujące. Nie miejmy jednak złudzeń – pojedynczy głośnik w małej obudowie nie zrobi tego samego, co kilka w dużej. Przesłuchane pod tym kątem płyty Piotra Anderszewskiego z recitalem w Carnegie Hall, jak również dwa, fantastyczne projekty firmy Zenph – z ode-granymi mechanicznie, na fortepianie Bösendorfer Imperial (z mechaniką Stahnke Engineering 2), nagraniami Glena Goulda oraz Oscara Petersona – precyzyjnie pokazały, co trzeba było poświęcić i co udało się zachować. „Master” w ich nazwie tłumaczył się wówczas dość łatwo. Kolumn słuchało się niezwykle komfortowo. Jak dużych słuchawek, bez problemów z tym związanych. Tj. z realistyczną przestrzenią i gęstą, naturalną barwą. Ale to rozdzielczość powiązana z selektywnością przekonywała do nich najbardziej. Obydwie płyty Zenpha, o których mówiłem, zostały zarejestrowane równocześnie na dwa sposoby – klasyczną, wielomikrofonową techniką oraz binauralnie, przy użyciu „sztucznej głowy” Neumanna KU-100. To nie tylko różne podejście do przestrzeni, ale kompletnie inne – tak się wydaje – wykonania. Binauralne jest bardziej zdystansowane, z barwą nastawioną na środek pasma, zaś klasyczne jest dynamiczne, bardzo wyraziste, bliskie. I jeszcze jedno – „głowa” ustawiona była w miejscu, gdzie zwykle siedzi muzyk, „słyszała” więc prawą rękę po prawej stronie, zaś pozostałe mikrofony ustawione zostały od strony pudła rezonansowego, prawa ręka jest więc zarejestrowana po lewej stronie, z perspektywy słuchacza. To naprawdę różne wykonania, choć zarejestrowane w tym samym czasie i miejscu. Słucham ich zresztą najczęściej jedno po drugim. Przy niedużej odległości od kolumn bas był bowiem bardzo fajny. Jego rozdzielczość była wystarczająca, ale nie równała się z tym, co pokazują większe monitory zasilone dobrym wzmacniaczem, np. Castle Richmond Anniversary z Clones Audio i25. Mogło się wydawać, że to podobny dźwięk, jednak konsystencja dołu, oddech, z jakim został pokazany w większym systemie były po prostu lepsze. Podsumowanie Nie rozbijałem tym razem części poświęconej odsłuchowi na poszczególne źródła. Wysokiej klasy odtwarzacz CD zagra bowiem na tyle lepiej, że nie będziemy potem chcieli słuchać niczego innego. Jeśli jednak pozostaniemy w realnym świecie, wówczas komputer będzie najlepszym wyjściem. Odtwarzacze plików, zarówno iPod Classic 160 GB, jak i HiFiMAN HM-901 zagrały fajnie, ale bez takich emocji, jak nagrania z PC. I nie tak czysto. A czystość jest tym, co mi się w Master Oslo podobało szczególnie, zaraz po gęstości i spójności. Brak zwrotnicy i pojedynczy głośnik w takich aplikacjach mają niesamowitą przewagę nad wszystkim innym. Maleńkie, zgrabne, dobrze wyposażone – Master Oslo są najlepszym systemem aktywnym głośników, przeznaczonym do dotwarzania w środowisku komputerowym, jaki znam. Doskonale pamiętam brzmienie małych monitorów masteringowych, np. Yamahy, z różnych studiów i nawet nie ma czego porównywać – tam to był dźwięk „robiony”, a tu jest „reprodukowany”. To kolosalna różnica. Kolumny Master Oslo wyglądają podobnie jak poprzednik, model Studio Oslo. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Niedoskonałości wykonania znane już poprzednio pozostały. Jak: kabel łączący obydwie kolumny, wyszarpany przez Jarka z lampki ogrodowej (jestem tego na 99,9% pewien), brak grawerunków, opisów gniazd i gałek. Drugi rzut oka ujawnia jednak drobne różnice, które powodują, że nowe kolumny wyglądają po prostu ładniej, lżej, pomimo że są nieco większe. Opis przyłączy znajdziemy na karteczce podklejonej pod jednym z cokołów. Okazuje się, że mamy trzy stereofoniczne wejścia – dwa na gniazdach RCA i jedno na XLR – oraz dwa wyjścia – jedno wysokopoziomowe z sygnałem dla drugiej kolumny i jedno monofoniczne niskopoziomowe dla opcjonalnego subwoofera. Działanie systemu kolumny + subwoofer można było sprawdzić w czasie wystawy Audio Show 2013. Aktywny subwoofer Sub Oslo kosztuje 2999 zł. Wejścia RCA różnią się między sobą czułością – do górnego możemy podłączyć źródła o niższym napięciu wyjściowym, np. odtwarzacze plików, smartfony TV i inne, a do dolnego klasyczne źródła, z napięciem znamionowym 2 V, jak CD. Taki sam sygnał dostarczamy do wejść XLR. Nie widzę nigdzie przełącznika wejść, najwyraźniej więc, wszystkie są jednocześnie aktywne. Dwie gałki służą do regulacji wysokich i niskich tonów. W odsłuchu w polu bliskim nie korzystałem z nich, natomiast w półbliskim dodałem trochę basu. Głośnik o średnicy fi 115 mm, celulozowej membranie i wytłaczanym koszu pochodzi z jednej z chińskich fabryk, zaopatrującej pół audiofilskiego świata. Został on umieszczony w obudowie z płyty MDF wzmocnionej w środku pionową przegrodą. Przy głośniku widać niewielką ilość sztucznej wełny. Rura bas-refleksu wykonana jest z tektury. Wykończenie standardowe to: okleina z naturalnego hebanu, czarny wysoki połysk lub biały wysoki połysk. Dostępne są też wykończenia na zamówienie: dowolny kolor z palety RAL, dowolny legalnie dostępny fornir, czarny strukturalny (odporny na uderzenia) w dopłacie od 300 zł. Kolumny można zamówić w świetnej skrzyni transportowej z aluminium, sklejki i bakelitu. Koszt: 800 zł. Master Oslo bardzo mi się spodobały. Mogę już powiedzieć, że zostanie przygotowana ich specjalna wyjątkowa wersja na 10-lecie „High Fidelity”. Przygotowujemy bowiem specjalny konkurs dla czytelników, w którym będzie można wygrać dziesięć produktów polskich firm, przygotowanych specjalnie z tej okazji. Szykują się fantastyczne, jednostkowe (każdy zostanie wykonany w jednym egzemplarzu!) urządzenia, które będą niesamowitą pamiątką. Proszę się nie rozłączać – informacje na temat konkursu podawane będą w kolejnych wstępniakach. 10-lecie „High Fidelity” będziemy świętowali 1 maja. |
Źródła analogowe - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ Źródła cyfrowe - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD Wzmacniacze - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ Kolumny - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-101/GL Słuchawki - Wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-300, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Entreq Konstantin 2010/Sennheiser HD800/HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ Okablowanie System I - Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA Sieć System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ Audio komputerowe - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-801 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB Akcesoria antywibracyjne - Stolik: SolidBase IV Custom, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 Czysta przyjemność - Radio: Tivoli Audio Model One |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity