Wzmacniacz słuchawkowy
Ear Stream
Producent: Ear Stream |
ednym z mniej zrozumiałych, dla klasycznie wyszkolonych inżynierów, fenomenów podnoszonych w kręgach perfekcjonistycznego, bezkompromisowego audio (większość mówi na to – audiofilizm) jest wpływ zasilania na dźwięk. Generalnie, jakość zasilania jest istotnym czynnikiem kształtowania pomiarów każdego produktu, bez względu na to, jak dokładnie ktoś poznał świat audio i jakie ma przygotowanie zawodowe. Tyle tylko, że zazwyczaj zaangażowanie inżynierów kończy się na etapie scalonych układów stabilizujących, trochę większych niż standardowo stosowane transformatorów, trochę lepszych kondensatorów filtrujących. Takie układy przy statycznych pomiarach pokazują bardzo dobre tłumienie tętnień sieci i stabilne utrzymywanie założonego napięcia. Problem w tym, że modyfikują też dźwięk. I to w złym kierunku. Próby z układami dyskretnymi, zarówno tranzystorowymi, jak i lampowymi pokazują, że scalone stabilizatory napięcia w wysokiej klasy systemach nie są dobrym rozwiązaniem. Zastępuje się je więc wspomnianymi układami tranzystorowymi, albo lampowymi. Daje to naprawdę dobre efekty. Ale można jeszcze inaczej. Od jakiegoś czasu coraz popularniejsze stają się zasilacze oparte na akumulatorach. Ich popularność wiąże się z eksplozją audio PC, w tym przetworników D/A USB, wzmacniaczy słuchawkowych, konwerterów USB-S/PDIF i innych. Krótka historia… Od ostatniej recenzji pokrewnego dla Black Pearl produktu minął właśnie rok. Wówczas miała miejsce premiera prasowa wzmacniacza Ear Stream Sonic Pearl na łamach „High Fidelity”, a recenzował go redaktor Wojciech Pacuła. Trzeba przyznać, iż mimo otrzymania nagrody Best Product 2012 nie był to produkt doskonały, do ostatniej chwili dopieszczany w szczegółach technicznych i brzmieniowych, ale mimo to konstrukcyjnie i dźwiękowo nierówny; przyjąłem wyróżnienie jako swego rodzaju zachętę do dalszej pracy. Moją uwagę zwrócili na to koledzy audiofile, wynikało to jasno z recenzji, a i ja sam metodą odsłuchów i dalszych walk z konstrukcją doszedłem do wniosku, że nie jest całkiem dobrze. Nie będę krył, że interesuje mnie bycie najlepszym, ale nie w sensie tytułów, tylko własnego, organoleptycznego o tym przekonania się. A jeśli coś nie jest doskonałe, to kandydowanie do miana najlepszego staje się wówczas zdane na ślepy traf i błędy konkurencji. Już jakiś czas temu zauważyłem, że konstruowanie urządzeń audio ma sporo wspólnego z gotowaniem. Trzeba dobrać składniki w postaci elementów, tylko te w najlepszym gatunku, następnie odnaleźć, najczęściej metodą prób i błędów, ich idealne proporcje oraz sposób użycia każdego z nich. W elektronice jest to ich właściwe rozlokowanie na płytce drukowanej lub w punktowo łączonej przestrzeni. Mimo iż wcale tego nie planowałem, zmiany proporcji wyselekcjonowanych dla wzmacniaczy słuchawkowych Ear Stream podzespołów zajęły kolejnych kilka miesięcy, a praca nad optymalną topologią i geometrią wzmacniaczy zabrała kolejne. Przykładowo, został zmieniony typ dwóch rezystorów w układzie wzmacniającym, ze wskazaniem na konkretnego producenta i serię; takich działań systematyzujących było więcej. Im bliżej zamierzonego efektu, tym mniejszy stosunek kroków do przodu względem kroków w tył, nie licząc wielu kroków w bok i dreptania w miejscu. Można powiedzieć, że etap składu surowcowego zamknął się kilka tygodni temu, a wlicza się w to także okablowanie wewnętrzne i zewnętrzne, jego ułożenie, itp. Dość powiedzieć, że kabel łączący wzmacniacz z zewnętrzną baterią ma spore znaczenie, a testowanych przewodów i ich geometrii było co najmniej kilka – miedziane druty srebrzone w izolacji teflonowej, kable srebrne, miedziane od różnych producentów. Stanęło na wybranym modelu kabla głośnikowego z jedną żyłą ze srebrzonej miedzi, a drugą miedzianą, skręcanego pod gorącym powietrzem. Testowane też były nóżki pod wzmacniacz i baterię, ale się na końcu okazało, że te silikonowe od kompletu obudów są optymalne, przynajmniej w założonym budżecie, gdyż nabywca zawsze może podłożyć pod wzmacniacz i baterię coś dedykowanego. Wiem z forów internetowych, że dobór przewodów dla wielu to już jest voodoo. Muszę jednak powiedzieć, że dla inżyniera to się jeszcze mieści w ramach nauki. Natomiast „grać” potrafią też elementy mechaniczne, o czym już w sumie było powyżej, no i... chemiczne. Okazuje się, że materiały dielektryczne są podatne na traktowanie ich różnymi preparatami i ma to nieraz istotny wpływ na dźwięk kabla czy urządzenia. Mamy więc już pierwsze uzasadnienie do nazwy „revision C”. C jak chemia. Tego wcześniej nie braliśmy pod uwagę, aż do ostatnich miesięcy tego roku. My, czyli ja i mój współpracownik, czynny meloman i audiofil. Pierwsza litera jego nazwiska to „C”, więc jest kolejne uzasadnienie do oznaczenia tej wersji Black Pearl tak, a nie inaczej. ;) Założenia mamy proste – ma grać naturalnie, jak najbliżej tego, co słyszymy na żywo lub na koncertach, w aspekcie zarówno skali i dynamiki, jak i czysto przyjemnościowym. Wiele z wprowadzonych do Black Pearl poprawek rzutuje także na inne produkty Ear Stream, czyli wzmacniacze słuchawkowe Sonic Pearl i Moonlight, a także na okablowanie audio, znajdujące się w ofercie firmy. Trzeba też wspomnieć, że Black Pearl to nie jest produkt nowy. Ma już ponad trzy lata. Mocno jednak ewoluował ucząc swojego konstruktora pokory i zmuszając do zbierania doświadczeń – muzycznych, audiofilskich, inżynierskich. Generowany w ten sposób postęp to mechanizm, który sam siebie nakręca, ale kręci się powoli, skłania do wielu refleksji i częstych powrotów do tego, co już było, ale w nowym, lepszym świetle. To takie krążenie po spirali, której koniec znajduje się na środku tarczy, w czasie którego widać tylko przebyty odcinek, przez co podróż ciągle trwa. Maleństwo, które przywiózł do mnie któregoś dnia pan Michał Wyroba, właściciel i konstruktor w firmie Ear Stream, może być zasilane akumulatorowo. Standardowo można do niego kupić zasilacz impulsowy, albo droższy, stabilizowany, jednak docelowo trzeba pomyśleć o akumulatorze. Tego typu zasilanie jest z tej trójki najdroższe, ale to klucz do sukcesu.
Płyty wykorzystane w teście (wybór)
Nie wiem, jaka jest tego przyczyna, czy to wynik nabranego doświadczenia, pomocy ze strony przyjaciół, czy może życzliwej krytyki pewnych elementów poprzedniego wzmacniacza, jaką wyraziłem onegdaj w teście (to zapewne najmniej, ale zawsze można się łudzić), ale słyszę wyraźną zmianę „tonu” w brzmieniu wzmacniacza pana Wyroby. Choć, gdyby trochę „pogrzebać”, okaże się, że to nie jest zmiana paradygmatu, a raczej modyfikacja poprzedniego; na tyle jednak istotna, że zmienia się nasz odbiór. Problem dotyczy niemal zawsze kształtowania barwy – różnice między dwoma słuchawkami, nawet podobnymi, mogą być ogromne! Dobre wzmacniacze, grające najlepiej z kilkoma, wybranymi słuchawkami, pokażą jednak swoje zalety z każdą konstrukcją. Wydaje mi się, że takim urządzeniem jest właśnie Black Pearl. Choć jego niewielka obudowa, ultra-minimalistyczny układ oraz „oszczędnościowa” forma na to nie wskazują. Dźwięk, jaki siedzi w tym niepozornym pudełeczku, wspomaganym jednak solidną baterią akumulatorów, jest naprawdę wysokiej próby. Powiem więcej: bardziej mi się podoba niż to, co słyszałem ze znacznie droższego Sonic Pearl. Nie mówię, że poprzednio przeze mnie testowany wzmacniacz krakowskiej manufaktury był gorszy; to paradoks świata audio – lepszy wcale nie musi być tym preferowanym. rzecz w tym, że dobór wszystkich elementów w Czarnej perle przemawia do mnie znacznie bardziej i że lepiej mi się tego urządzenia słuchało. W ostatecznym rozrachunku do swojego systemu wybrałbym właśnie Czarną, a nie Soniczną perłę. Jestem pewien, że od tamtej pory Sonic Pearl przeszła gruntowną przemianę – bazuję jednak na swoich własnych doświadczeniach, a nie na deklaracjach. Nowy wzmacniacz Ear Streamu podoba mi przede wszystkim dlatego, że tak ładnie połączono w nim czystość dźwięku i dobre jego nasycenie. Brzmienie ma głębię i fundament. Nie ma mowy o „cienkim” brzmieniu, nawet z „lżejszymi” niż słuchawki dynamiczne magnetostatycznymi HE-6 HiFiMAN. Ciekawe, ale urządzenie bez problemu wysterowało te wymagające konstrukcje, a wiele innych, nawet potężnych urządzeń bezradnie się na tym rozkładało, grając jasno, piskliwie, bez dynamiki. Tutaj dynamika jest znakomita, naprawdę wyjątkowo dobra. Szczególnie wyraźnie słychać to było ze wspomnianymi słuchawkami magnetostatycznymi, także z modelem HE-400, ale – może nawet jeszcze fajniej – z Sennheiserami HD800. Dźwięk z tymi ostatnimi był blisko słuchacza, ale nie aż tak jak z HiFiMANami, dla których pewne „zamknięcie” jest czymś normalnym. Black Pearl z Sennheiserami pokazuje dźwięk, np. monofoniczny, bliski nas, ale bez ograniczania „ścianami”. Tak, to namacalne brzmienie, gęste i „grube”, że tak powiem. Niska średnica jest w dobrej proporcji z pozostałymi podzakresami, dlatego brzmienie jest, niemal zawsze, dobrze osadzone, ugruntowane. Jest po prostu pełne. Innymi słowy – naturalne. Forza AudioWorks NOIR Lubię taki rodzaj wyczucia detalu, jaki mają produkty Forza AudioWorks. Wcześniej spotkałem się z podobnym przy wyrobach gdańskiej firmy Acuhorn. To praca na naturalnych materiałach, wskazanie na rzemiosło jako na wartość, skupione podejście do każdej rzeczy ze świadomością, że liczy się wszystko z osobna i wszystko jako całość. |
Widać to w samych produktach, jak również w sposobie ich pakowania, wizytówkach i layoucie strony internetowej. Najlepszym słowem, który to wszystko opisuje jest: „organiczność”. Prowadzący firmę pan Mateusz „Muflon” Przychodzień najwyraźniej wie, co robi. Jaki pan, taki kram – czy jakoś tak, prawda? W audio parafraza tego powiedzenia brzmiałaby mniej więcej w ten sposób: jaki wygląd ma, tak i gra. Przynajmniej jedna z jego wersji. A to dlatego, że – nie po raz pierwszy – przy okazji tego testu spotykam się z sytuacją, w której wygląd produktu, a także nazwa bardzo trafnie opisują jego brzmienie. Może nie całkiem, ale przynajmniej oddają pierwsze wrażenie. Kabel pana Mateusza jest czarny, nosi nazwę przywołującą „ciemny” nastrój i w pewien sposób gra też „ciemno”. Opatruję to słowo cudzysłowem nieprzypadkowo. W pierwszej chwili odbieramy dźwięk tego kabla, niezależnie czy po przejściu z któregoś z kabli firmowych, czy z wypasionego, bardzo drogiego kabla Entreq Challenger 2013, jako ciemniejszy. Nie ma wątpliwości, że Forza lekko wycofuje wysokie częstotliwości, skupiając naszą uwagę na środku pasma. Chodzi przy tym raczej o jego zintegrowanie z resztą przekazu niż wycofanie. Nie, to nie paradoks – od razu państwo usłyszą, że góra brzmi słabiej, ciemniej. Po krótkiej akomodacji dostrzeżemy jednak, że wszystko brzmi też spójniej, jakby wcześniej wysokich tonów było za dużo. Szczególnie dobrze słychać to było z firmowymi kablami HiFiMANa, które dość szybko wypadły z „gry”. Bardziej konkluzywne spostrzeżenia dało się sformułować z kablem Entreq – jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym kablem słuchawkowym, jaki znam. Szwedzki kabel jest nieco bardziej rozdzielczy i gra mocniejszą, bardziej selektywną i lepiej definiowaną górą. Z modelem HE-300 i HE-400 jednoznacznie lepszą parę stworzył jednak kabel z Polski. Dźwięk był bardziej naturalny, głębszy i przyjemniejszy. Podłączenie go do HE-300 doprowadziło do szczególnej wolty. To bardzo fajne słuchawki, troche jednak cierpiące z powodu wycofanego środka. Z Noir zagrały wreszcie rasowo, z „groovem”, że tak powiem. Po raz pierwszy brzmiały spójnie, głęboko. Z HE-6 sprawa była nieco inna. Podparcie średnicy czymś głębszym, mocniejszym, co oferuje polski kabel także im przydało aksamitności. Z drugiej jednak strony zniknęła część wyrafinowanej rozdzielczości. Barwa była lepsza, a rozdzielczość – nie. Niezależnie jednak od tego, jakie są nasze preferencje, trzeba powiedzieć, że kable Forza AudioWorks są wybitne, pod każdym względem: wykonania, pakowania i dźwięku. Ich cena jest śmiesznie niska. Gdyby kosztowały pięć razy tyle powiedziałbym, że trzeba się po nie od razu zapisać. Jeśli ktoś już ma drogie kable, np. wspomnianego Challengera 2013 (albo Konstatntina), niech ich koniecznie posłucha. Najlepiej będzie, jeśli je kupi i korzysta, wymiennie, z obydwu. Jeśli nie mamy tak dobrego kabla, zróbmy sobie i naszym słuchawkom przysługę: fundnijmy sobie i im kable Noir. To drobny prezent, a może się okazać jedną z lepszych zmian w naszym systemie od lat. Cena: 161 euro forzaaudioworks.com Ale chciałbym wrócić jeszcze do czystości, o której mówiłem na początku. Ilość wysokich tonów ze wzmacniaczem Bakoon Products HPA-21 jest większa i są bardziej rozdzielcze; mają też lepiej różnicowaną „wagę”. Black Pearl jest jednak w dokładnie tym samym „korytarzu”, podchodząc do materiału w zbliżony sposób. Nie jestem pewien, czy aby to na pewno jest cecha charakterystyczna urządzeń zasilanych akumulatorowo, ale znając dobrze Bakoona, mając doświadczenia z kilkunastoma takimi produktami (np. ze wspomnianym odtwarzaczem CD Human Audio Libretto HD) sądzę, że jest coś na rzeczy. Najlepiej słychać to właśnie przy wysokich tonach, ponieważ to one, jako pierwsze, padają łupem zniekształceń. Podsumowanie To nie jest najlepszy wzmacniacz, jaki znam. Pewnych rzeczy nie jest w stanie zrobić tak dobrze, jak referencja. Chociaż bowiem bardzo ładnie różnicuje nagrania, to jednak robi to przez pokazanie zmiany barwy i dynamiki, pomijając zmianę głębi dźwięku i głębi sceny dźwiękowej (oczywiście w rozumieniu „sceny” słuchawkowej). Dźwięk nie jest też tak rozdzielczy, jak z Lebena CS300 XS [Custom Version], ani tym bardziej z Bakoona. Ma jednak cechy wyrafinowania, o które w świecie słuchawkowym trudno, bez względu na cenę i technologię. Chodzi przede wszystkim o wiarygodność dźwięku, jego gęstość, sugerującą coś więcej niż płaska kartkę papieru, która może mieć nawet niebywale precyzyjnie powycinane, nakreślone kontury, ale zawsze będzie elementem dwuwymiarowym, a więc nieprawdziwym (jeśli za prawdziwą przyjmiemy rzeczywistość trójwymiarową). Black Pearl wcale nie schodzi tak nisko na basie, jak niektóre inne, dobre wzmacniacze słuchawkowe z zakresu 2000-3000 zł. Ponieważ jednak ma dobrą barwę, balans tonalny oparty jest na niższym środku, nie odbieramy tego jako braku, a jako charakter, który w dodatku jest całkowicie akceptowalny. Ważniejsze, dla mnie jest to, że jego brzmienie jest kolorowe i dojrzałe. Chyba niczego więcej nie trzeba. I jeśli jesteśmy w stanie zaakceptować prostą, raczej „zgrubną” niż wyrafinowaną obudowę, wówczas może to być urządzenie na stałe. Na zawsze. A jeśli coś zostanie w nim poprawione pan Wyroba to na pewno u nas też zmieni – to wyjątkowa zaleta produktu z niewielkiej firmy. Wzmacniacz zasilany akumulatorowo ma tę zaletę, że może podczas pracy stać gdziekolwiek, nawet daleko od źródła zasilania. Przetestowałem więc Black Pearla w różnych miejscach. I choć praca na platformie antywibracyjnej Acoustic Revive TB-38H dała najlepsze efekty, to nawet na drewnianym stole grał naprawdę fajnie. Testowany rok temu Sonic Pearl kosztował niemal 6000 zł. Jego obudowa wykonana była bezbłędnie i to ona w znacznej mierze pochłaniała pieniądze. Błędem byłoby jednak traktować przemyślaną, wysokiej klasy obudowę jako fanaberię – tak nie jest! Doświadczenie uczy, że to element w bardzo mocny sposób wpływający na dźwięk. Dlatego też rezygnacja z ciężkich odlewów w Sonic Pearl na rzecz przygotowywanej przez Hammonda uniwersalnej obudowy, nawet jeśli z tego samego materiału (aluminium) oznacza świadomą rezygnację z części jakości dźwięku. Ale taki był chyba zamysł – chodziło o możliwie najmocniejsze zbicie ceny – Black Pearl kosztuje 1699 zł. Trzeba do niego dokupić jednak jeszcze zasilacz. I tutaj otwiera się sporo możliwości – najlepsza będzie bateria akumulatorowa za 799 zł, umieszczona dokładnie w takiej samej, tyle że dłuższej, obudowie, co sam wzmacniacz. Bateria to – 18 ogniw NiMH łączonych szeregowo, o pojemności 2600 mAh. Ich czas pracy wynosi 40 godzin bez ładowania, a więc bardzo dużo. Wzmacniacz informuje o rozładowaniu baterii poprzez zgaśnięcie diody LED. Dwa gniazda DC na tylnej ściance obudowy z akumulatorami umożliwiają ładowanie w trakcie odsłuchu. Gniazdo oznaczone jako AMP ma krótszą ścieżkę płynącego prądu, ale funkcjonalnie gniazda są równoważne. Ze wzmacniaczem akumulatory łączone są kablem DC z miedzi OFC, z jedną żyłą srebrzoną; żyły skręcane są na gorąco. Do kompletu dostajemy automatyczną ładowarkę o maksymalnym prądzie ładowania 0,9 A, obniżanym w końcowej fazie ładowania. Dzięki temu pełny cykl ładowania akumulatora nie przekracza trzech godzin. Komunikacja stanu pracy odbywa się za pomocą wielobarwnej diody LED. Wzmacniacz jest niewielki i dość lekki – sztywniejsze kable podnoszą go bez trudu. Na obudowie nie ma żadnych oznaczeń, grawerów, sitodruku – nic, co by podrażało sprawę. Na przedniej ściance mamy niewielkie pokrętło siły głosu, bursztynową diodę LED wskazującą włączenie zasilania oraz złocone gniazdo słuchawkowe. Z tyłu – para gniazd RCA, wejściowych, gniazdo dla zasilacza oraz hebelkowy wyłącznik. W środku najwięcej miejsca zajmują duże kondensatory elektrolityczne w zasilaczu. Płytka z elektroniką jest nieduża i widać, że sam układ został zminimalizowany jak tylko się dało – to akurat najtrudniejsza część całego procesu projektowego. Sercem są dwa układy scalone, nalutowane powierzchniowo na podstawki, współpracujące z dwoma tantalowymi kondensatorami. Montaż jest łączony – część elementów wlutowana jest do płytki, a część lutowana jest punkt-punkt. Sygnał z wejść RCA biegnie cienkimi drucikami do przodu, do małego potencjometru z przodu obudowy i dopiero potem do elementów wzmacniających. Minimalistyczna robota, dość jednoznacznie widoczny wynik wielu, wielu prób. Dane techniczne (wg producenta)
Przetwornik cyfrowo-analogowy/wzmacniacz słuchawkowy Xonar Essence One jest niewielkim urządzeniem, ale o świetnym projekcie plastycznym, wzorowanym na lata 70., w najlepszym ich wydaniu. Z przodu mamy dwie gałki - siły głosu na wyjściu liniowym i na wyjściu słuchawkowym, Są też dwa przełączniki – jednym zmieniamy wejście, a drugim włączamy zasilanie. Wybrane wejście sygnalizowane jest mikrodiodą LED; osobna dioda wskazuje tzw. „bit perfect”, czyli jeśli sygnał USB nie jest nigdzie po drodze zmieniony. Dwie mikrodiody pokazują wybrane wzmocnienie układu (gain). Wejścia cyfrowe są trzy – USB, TOSLINK oraz RCA. Wejście USB jest asynchroniczne i przyjmuje sygnał do 24 bitów i 192 kHz, włącznie z 88,2 oraz 176, 4 kHz. Jest też wejście analogowe typu mini-jack. I oczywiście wyjścia analogowe na solidnie wyglądających gniazdach RCA. Obok nich mamy przełącznik wzmocnienia. Urządzenie zasilane jest zewnętrznym zasilaczem impulsowym 12 V DC. Układ zbudowany jest wokół układu Cmedia CM6631 (odbiornika/konwertera USB), przetwornika cyfrowo-analogowego Burr Brown PCM1792oraz układów scalonych LME49720 Texas Instruments. Wyjście liniowe obsługiwane jest przez układ L4562M, a przy wyjściu słuchawkowym OPA2132. Układ ma montaż SMD, oprócz ładnych kondensatorów. Widać też dobre zegary taktujące. Dobra robota. Brzmienie tego urządzenia jest szybkie i przejrzyste. Czystość jest cechą, która pojawiła się przy odsłuchu wersji One Muse i która powraca i tutaj. Dobre nagrania mają głębię i namacalność, bez zlewania dźwięku w jedną masę. Rozdzielczość jest zaskakująco, jak na tak niedrogie urządzenie dobra. Pozwala słuchać nagrań z przyjemnością, bez nerwowego szukania wśród płyt tych „audiofilskich”. Wszystko, czego ze STU słuchałem brzmiało przyjemnie i satysfakcjonująco, nawet z wymagającymi słuchawkami magnetostatycznymi HE-6 HiFiMANa! To, co dostaniemy z droższymi wzmacniaczami słuchawkowymi i droższymi „dakami” to większa namacalność dźwięku i gęstość. Także bas będzie schodził niżej. Tak, jak jest STU daje jednak przedsmak wyrafinowanych zabaw z dźwiękiem, najlepiej sprawdzając się z wejściem USB. Nie wiem, jak to jest, ale zwykle brzmienie z USB jest gorsze niż z transportu CD przez łącze S/PDIF. Tutaj były bardzo zbliżone, co pozwalało słuchać muzyki prosto z komputera (co zresztą robię, pisząc te słowa). Góra jest lekko rozświetlona, dlatego wybrałbym słuchawki z nieco obniżonym balasem tonalnym, jest ich sporo. Szczególnie dobrze Asus współpracował ze słuchawkami dousznymi AKG K3003 oraz nausznymi HiFiMAN HE-300. Pomogły nieco dociążyć brzmienie – STU ostatecznie nie jest produktem high-endowym i pewnych rzeczy, jak nasycić barwę – nie potrafi. Ale to nie jego problem, a ceny. To po prostu bardzo fajny, wszechstronny produkt z firmy zajmującej się komputerami. Najwyraźniej są na fali. Cena (w Polsce): 1390 zł www.asus.com www.audiocenter.pl |
|
|||
|
Źródła analogowe - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ Źródła cyfrowe - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD Wzmacniacze - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ Kolumny - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-101/GL Słuchawki - Wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-300, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Entreq Konstantin 2010/Sennheiser HD800/HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ Okablowanie System I - Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA Sieć System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ Audio komputerowe - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-801 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB Akcesoria antywibracyjne - Stolik: SolidBase IV Custom, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 Czysta przyjemność - Radio: Tivoli Audio Model One |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity