Wzmacniacz zintegrowany
White Bird Amplification
Producent: White Bird Amplification |
rześniowy numer „High Fidelity” jest wyjątkowy, ponieważ co roku poświęcamy go rodzimym produktom. Myślę, że możemy się nieco pochwalić zdradzając informację, że wyjątkowy jest on także dla producentów, jako że wielu z nich stara się przygotować nowe produkty tak, by ich premiera mogła się odbyć właśnie w tym specjalnym numerze naszego magazynu. Ma to dobre strony, ale i jedną, jedyną ciut słabszą. Przygotowując pierwsze egzemplarze danego urządzenia zawsze może się wydarzyć coś, zwykle niezależnego od producenta, co sprawi, że nie uda się skończyć wszystko na czas. Tak też zdarzyło się tym razem, w związku z czym planowany na ten miesiąc test wzmacniacza na lampie 300B musieliśmy przesunąć na późniejszy termin, a na jego miejsce wskoczył... Inny wzmacniacz na lampie 300B, który w zasadzie był planowany na nieco późniejszy termin. Dla mnie frajda taka sama – tak czy owak testuję polski wzmacniacz na mojej ukochanej triodzie. Dla Państwa informacja jest o tyle istotna, że w związku z przyspieszonym terminem testu wzmacniacza WBA Virtus 300 otrzymaliśmy egzemplarz prototypowy. Urządzenie co prawda, jak dla mnie, zupełnie nie wygląda na prototyp, ale konstruktor, pan Piotr Bocianek, uprzedził mnie, że wersje produkcyjne mogą się nieco różnić wyglądem, jako że ich estetyka ma nawiązywać nieco bardziej do Virtusa 300B. Co ważne ewentualne różnice będą dotyczyć wyłącznie wyglądu, więc brzmienie, w stosunku do tego, co spróbuję dla Państwa opisać, nie powinno się zmienić. Nagrania wykorzystane w teście (wybór)
Jako że nie było mi dane posłuchać żadnego ze wzmacniaczy słuchawkowych pana Piotra Bocianka, Virtus 300 był moim pierwszym kontaktem z jakimkolwiek jego produktem. Wiedziałem natomiast, że słuchawkowcom tej marki Wojtek wystawił swoją rekomendację, miałem więc prawo oczekiwać, że i na integrze się nie zawiodę. Swoją drogą ekscytację u mnie wywołuje już sama informacja, że oto będę recenzować wzmacniacz oparty o lampę 300B, a gdy dodatkowo jest to urządzenie, które powstało w naszym kraju, cieszę się podwójnie i nie mogę się doczekać odsłuchu. Moje spotkanie z Virtusem 300 mógłbym określić jako niemal niekończące się pasmo niespodzianek. Po pierwsze, jak już pisałem, decyzja o jego recenzji do numeru wrześniowego zapadła niemal w ostatniej chwili. Kolejna niespodzianka czekała mnie, gdy kurier wręczył mi paczkę od pana Piotra. Opakowanie, jak na wzmacniacz lampowy, wydawało się niezbyt duże, a gdy wziąłem je w ręce moje zdziwienie jeszcze wzrosło, bo i waga wydała mi się zaskakująco niska. Tu jednak niespodzianki wcale się nie skończyły – kolejną była cena, o którą zapytałem w tzw. międzyczasie pana Piotra – okazało się, że to wzmacniacz jeszcze tańszy niż znakomity, a przy tym niedrogi (jak na SET-a na kultowej 300B) wzmacniacz łódzkiego JAG-a (czytaj TUTAJ). Czy przy cenie niewiele przekraczającej 5 tys. PLN wzmacniacz na 300B może wyglądać i grać dobrze? To było pytanie za 100 punktów. Odpowiedź na pierwszą jego część czekała na mnie tuż po rozpakowaniu testowanego wzmacniacza. Stylistyka okazała się zupełnie inna niż wspomnianego JAG-a – tam drewniany front i wspólna pokrywa wszystkich traf budowały obraz urządzenia vintage’owego, jakby z innej epoki, złotej ery lampy. Tu mamy obudowę z barwionych na czarno, giętych blach aluminiowych, z eleganckimi, srebrnymi elementami na froncie (gałki regulacji głośności i selektora wejść) oraz niewielkim, niebieskim wyświetlaczem umieszczonym w srebrnej ramce, który nadaje wzmacniaczowi całkiem nowoczesny wygląd. Gdy przyjrzeć się dokładniej można nad wyświetlaczem odczytać napis: Intelligent Tube Protection System („inteligentny system ochrony lamp”), co sugeruje zastosowanie wykonującego to zadanie układu elektronicznego. Faktycznie – po włączeniu wzmacniacza wyświetlane są kolejne informacje, informujące o nagrzewaniu lamp, a następnie zmierzone parametry pracy lamp. Dopiero wtedy, kiedy są one poprawne można przystąpić do słuchania muzyki. W przeciwnym wypadku wspomniany układ wyłączy wzmacniacz. Wszystkie wyżej opisane niespodzianki powinny mnie były przygotować na największą, ale jakoś im się to nie udało. Największym zaskoczeniem były bowiem możliwości i brzmienie testowanego urządzenia. I to, na początku, brzmienie z Amphionami Argon 7L. To wyjątkowe kolumny w asortymencie fińskiego producenta, jako że w przeciwieństwie do właściwie wszystkich innych charakteryzują się całkiem wysoka skutecznością – 93 dB, co przy 4 omowej impedancji sprawia, że są względnie łatwym obciążeniem dla wzmacniaczy, także lampowych. Mimo to nie sądzę, żeby zbyt wiele osób wpadło na pomysł podpinania ich do wzmacniacza na triodach 300B dysponujących z definicji niewielką mocą. Od razu rzuciłem więc White Birda na głęboką wodę podpinając do niego spore, fińskie podłogówki i na dodatek każąc mu się zmierzyć od razu z płytą Lee Ritenoura (to jedno z moich nowych „odkryć”, więc grałem ją bardzo często w czasie testów wzmacniaczy do tego numeru HF). I tu właśnie czekała mnie największa niespodzianka, przy której wszystkie wcześniejsze blakły. Zamiast oczekiwanego ciepłego, lekko zmulonego dźwięku, z powolnym, przeciąganym basem i zgaszoną, a przynajmniej wyraźnie zaokrągloną górą i co najwyżej dobrze dociążoną średnicą, usłyszałem coś przeciwnego. |
Szybka, twarda gitara basowa, stopa z zaskakującym „kickiem”, dość delikatna, ale konturowa gitara, jasna, detaliczna góra; i jedynie lekko ciepła, gładka średnica jako jedyna wydawała się jak najbardziej na miejscu. Idąc dalej tym tropem zagrałem kilka płyt rockowych – Floydzi, Zeppelini, AC/DC, czy w końcu także i Marcus Miller, szalejący na gitarze basowej. Wnioski były zawsze te same – to było mocno nietypowe granie, jak na wzmacniacz na 300B, zwłaszcza w połączeniu z takimi kolumnami. Szybki, jasny, energetyczny dźwięk z konturowym i rytmicznym basem, z bardzo czystą, klarowną górą pasma i bez szczególnego podkreślenia średnicy. Choć już miałem pewne podejrzenia, jak udało się taki dźwięk osiągnąć postanowiłem najpierw posłuchać jeszcze muzyki akustycznej, która – przynajmniej mnie – najwięcej mówi o tym, co testowany sprzęt potrafi. Albumy Raya Browna i Isao Suzuki pokazały mi dość jasno to, co wcześniej podejrzewałem. Otóż balans tonalny Virtusa 300 jest nieco przesunięty w górę. Z tego bierze się z jednej strony wrażenie, że dźwięk jest dość jasny (ale nie rozjaśniony!), a z drugiej to tłumaczy po części ów zaskakująco szybki, zwarty bas. Wzmacniacz gra bowiem głównie średnim i wyższym basem i to na tym ostatnim jest chyba położony akcent, a uzyskanie zwartego i szybkiego wyższego basu jest niewątpliwie łatwiejsze niż najniższego. Czy to jest zarzut wobec Virtusa? Absolutnie nie! Większość niedrogich wzmacniaczy lampowych, a do tej kategorii można zaliczyć testowane urządzenie, stara się grać niskim basem, co kończy się często, przepraszam za kolokwializm, tzw. „bułą” na basie, czyli słabo kontrolowanymi, ciągnącymi pomrukami niewiele mających z graniem na żywo. Czy w tym wypadku był to wybór świadomy pana Piotra – nie wiem, ale efekt jest bardzo dobry. Wiąże się z tym co prawda jeszcze jeden mały kompromis, mianowicie nieco gorsze różnicowanie niskich tonów, ale budując urządzenie, które ma być sprzedawane w umiarkowanej cenie na jakieś kompromisy trzeba się zdecydować, a tę decyzję w pełni popieram. Tym bardziej, że są jeszcze co najmniej dwa sposoby, by nieco dociążyć, a może i ciut lepiej zróżnicować bas. Po pierwsze w celu uzyskania dobrego stosunku jakości do ceny pan Piotr zastosował dobre, ale niedrogie lampy (Tesli i Electro-Harmonixa). Pole do popisu w zakresie lamp sterujących (ECC88) jest ogromne, począwszy od wielu produkowanych współcześnie po spore ilości NOS-ów, a i wybór lamp 300B nie jest obecnie aż tak mały – można więc kształtować brzmienie stosując inne lampy (można nawet zamówić wzmacniacz od razu z innymi lampami, za dopłatą oczywiście i pod warunkiem, że poprosi się o w miarę łatwo dostępne). W końcu to jedna z wielu radości związanych z posiadaniem urządzeń lampowych, przynajmniej tych opartych o w miarę łatwo dostępne lampy – możliwość zabawy, szukania takich, które dadzą najbardziej odpowiadające nam brzmienie. Druga kwestia to dobór kolumn. Wystarczyło zmienić Amphiony na moje Matterhorny, które są jeszcze łatwiejszym obciążeniem (100 dB i 8 Ω), dysponują 15-calowym, papierowym wooferem i same w sobie grają raczej pełnym, mięsistym basem, by na brzmienie Virtusa spojrzeć nieco inaczej. Oczywiście bas Isao Suzuki w Aqua Marine nadal nie zszedł do czeluści piekieł, jak to czynił np. na Hansenach Prince, ale bez wątpienia nabrał nieco więcej masy, niż dało się jej słyszeć z Amphionami. Co ważne, i co pokazały inne nagrania, niskie tony nie straciły przy tym na swojej szybkości, a i konturowość była nadal bardzo dobra. Odniosłem także wrażenie, że odrobinę poprawiło się różnicowanie niskich tonów, przez co choćby kontrabas stał się nieco bardziej kolorowy, ale ta różnica była naprawdę niewielka. Dźwięk z Matterhornami nadal opisałbym jako raczej dość jasny, choć oprócz owego niewielkiego dociążenia basu, również i średnica nieco zyskała na wypełnieniu, dzięki czemu wspomniane wcześniej przesunięcie balansu tonalnego w górę stało się mniej wyraźne. Generalnie rzecz biorąc, choć po wzmacniaczach z lampami 300B oczekuję raczej przede wszystkim gęstej, gładkiej, płynnej średnicy i nieco gorszych skrajów pasma, to jednak dość odmienna prezentacja zaoferowana przez Virtusa zdecydowanie przypadła mi do gustu. Znikoma liczba niedrogich wzmacniaczy lampowych (przynajmniej tych, które znam) w tak wyraźny sposób jak testowane urządzenie, zaprzecza dość powszechnemu stereotypowi ciepłej, powolnej, mało detalicznej prezentacji. Tu dostajemy dźwięk bardzo żywy, gdzie średnica i owszem jest płynna i gładka, ale większą uwagę zwraca jednak punktowy, żwawy bas i jasna, otwarta, detaliczna góra. Nie oznacza to wycofania średnicy – gdy słucha się np. wokali, mamy sporo „magii” 300B. Niewiele innych lamp, o tranzystorach nawet nie wspominając, jest w stanie tak przekonująco, naturalnie oddać brzmienie ludzkiego głosu jak ta legendarna trioda. W przypadku Virtusa, choć tej przysłowiowej magii jest ciut mniej niż zwykle, to nadal wystarcza jej do tego, by głos Evy Cassidy całkowicie oczarował słuchacza (znaczy mnie) ilością i siłą emocji w nim zawartych. Jest tu ta namacalność i intymność prezentacji wokali, która jest cechą charakterystyczną lamp, a triod w szczególności. Nie mogło także zabraknąć obszernej sceny z niezłą gradacją planów, acz z pewną preferencją tego, co dzieje się z przodu. To właśnie pierwszy plan jest najbardziej namacalny, tu „widać” najwięcej detali, subtelności, to źródła dźwięków ulokowane z przodu są wyraźnie trójwymiarowe, a te grające w głębi sceny są zlokalizowane w konkretnych miejscach, acz wydają się raczej pewnym miejscem w przestrzeni, z którego dobiega dźwięk, a nie posiadającym określone wymiary instrumentem. Bardzo dobrze za to oddawana jest otoczka akustyczna nagrań zrealizowanych na żywo – samo wrażenie wielkości sali, w której odbywa się koncert, pogłos, odbicia dźwięków – słowem elementy, które niejako uwiarygodniają prezentację, które czynią ją bardziej realną, pozwalają poczuć atmosferę wydarzenia muzycznego. Co dla mnie było bardzo ważne to fakt, że pomimo owej nieco odmiennej prezentacji niż to, co uwielbiam choćby w moim Symphony II, gdy słuchałem muzyki właściwie ani przez moment nie traktowałem tej odmienności jako gorszego sposobu prezentacji muzyki, ale raczej jako inny sposób, ciekawy, wciągający, dający sporo radości z odsłuchu. Tak, byłem świadom, iż mój wzmacniacz ArtAudio oferuje bardziej wyrafinowany dźwięk, pokazuje nieco więcej detali, schodzi nieco niżej z basem. Zwykle taka świadomość odbiera choć część przyjemności ze słuchania, bo gdzieś tam z tyłu głowy pojawia się co chwilę – o, to powinno zabrzmieć inaczej, o, tu czegoś brakuje, itp., itd. Tymczasem w czasie odsłuchu Virtusa 300 królowała po prostu muzyka – nie wiem, czego Państwo szukają w tej całej audiofilskiej zabawie, ale ja właśnie tego – muzyki. Podsumowanie Spotkanie z Virtusem było dla mnie swego rodzaju powiewem świeżości, niespodzianką, której moja ukochana trioda nie dostarczyła mi od dawna. Poszczególne prezentacje wzmacniaczy opartej na tej triodzie różnią się zwykle klasą brzmienia, na którą składa się oczywiście wiele elementów, ale po prostu stopniowanych; jedne rzeczy robione są lepiej, a inne gorzej, natomiast wszystkie te prezentacje zachowują w miarę podobny charakter. Integra White Bird zaoferowała mi natomiast inne spojrzenie na tę samą muzykę, nieco inny sposób jej podania. Tak, wiąże się to z pewnymi kompromisami, które z kolei wynikają zapewne z założonej atrakcyjnej ceny tego urządzenia, ale te konkretne wybory dały w efekcie pewną spójną, bardzo ciekawą całość, której słucha się znakomicie. Nie jest to oczywiście dźwięk doskonały, nie jest to także na pewno najlepszy dźwięk, jaki słyszałem z 300B, ale osoby, które zawsze chciały spróbować smaku legendarnej triody, a powstrzymywały ich przed tym wysokie ceny wzmacniaczy i konieczność dobrania kolumn, które z bardziej „normalnymi” wzmacniaczami niekoniecznie grają, mogą wreszcie tego spróbować. Także starzy wyjadacze powinni w ramach zdobywania doświadczeń posłuchać tego wzmacniacza, by przekonać się na własne uszy, że 300B może grać inaczej, niż do tego przywykli. Rzecz nie w tym, czy lepiej czy gorzej, ale po prostu inaczej. Virtus 300 to pierwszy wzmacniacz zintegrowany w ofercie znanej do tej pory z wzmacniaczy słuchawkowych firmy White Bird Amplification. To wzmacniacz pracujący w klasie A oparty o parę legendarnych triod 300B, sterowanych parą ECC88. Urządzenie wyposażono w ładnie prezentującą się, czarną obudowę wykonaną z giętych blach aluminiowych i stalowych (wewnątrz). Na akrylowym froncie urządzenia znalazło się kilka srebrnych elementów – dwie gałki – regulacja głośności i selektor wejść, główny włącznik oraz ramka wokół umieszczonego centralnie, niebieskiego wyświetlacza. Na tylnej ściance umieszczono solidne gniazda głośnikowe z odczepami 4 i 8-omowymi, trzy pary wejść liniowych (RCA), oraz gniazdo sieciowe IEC. Także otwory na lampy w górnej pokrywie wzmacniacza otoczone są ładnymi, srebrnymi pierścieniami. W pokrywie wzmacniacza, za lampami, wycięto podłużne otwory wentylacyjne – ich obecność jest w pełni uzasadniona, ponieważ w tym urządzeniu wszystkie trafa, zasilające i wyjściowe, umieszczono wewnątrz obudowy. Transformatory wyjściowe pochodzą od dobrze znanego na naszym rynku pana Leszka Ogonowskiego. Producent wyposażył Virtusa w system zwany Intelligent Tube Protection System (inteligentny system ochrony lamp). To system, który na bieżąco kontroluje pracę wzmacniacza, aczkolwiek nie jest on sprzężony z torem audio, więc w żaden sposób nie wpływa na dźwięk. Jego zadaniem jest badanie parametrów pracy lamp. Gdyby nastąpiła ich awaria układ wyłączy wzmacniacz. Informuje on również użytkownika o stopniu wyeksploatowania lamp mocy. Dane techniczne (wg producenta)
|
|
|||
|
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity