pl | en

Wzmacniacz zintegrowany

 

Eryk S Concept
RED KING

Producent: Eryk S Concept
Cena: 2000 euro

Kontakt:
Juliusza Kadena-Bandrowskiego 9/33 St.
01-494 Warszawa | Polska


e-mail: eryk@eryksc.com

Strona internetowa producenta: www.eryksc.com


obry projekt plastyczny produktu codziennego użytku to niemal zawsze bardzo duże pieniądze. Zarabiane przez pracownie projektowe nieznane zwykłym ludziom, mają na celu przyciągnąć wzrok kupującego, ale tak, aby go nie przestraszyć; taki projekt musi być jednocześnie nowatorski i klasyczny. Wedle zasady: „kocham to, co lubię”. Co jakiś czas spotyka się projekty sygnowane wielkimi nazwiskami, albo markami. Czyli znowu – pieniądze. Dlatego też kiedy mowa o rynku specjalistycznego audio (pomijając audio „masowe”) nieczęsto dzieje się to w kontekście projektu plastycznego. Audio jest bowiem branżą, w której inwestowanie tak dużych kwot nie ma szans się zwrócić. Choć przyzwyczailiśmy się, że „black box” to przeszłość, absolutnie normalna jest dla nas jej zmodyfikowana wersja. To tzw. „dekorowana buda”, jak określali prostopadłościenne budynki z bogatą dekoracją frontu autorzy Learning from Las Vegas: The Forgotten Symbolism of Architectural Form – Robert Venturi, Denise Scott Brown i Steven Izenour (MIT Press, 1972). Nazwa – może wbrew intuicji językowej – używana w pozytywnym kontekście, przeciwstawiona została tzw. „kaczce”, czyli budynkowi udającemu zupełnie coś zupełnie innego niż to, czym w rzeczywistości jest, przedkładającego ornament nad użytkowość, w którym ideologia jest ważniejsza niż człowiek.
W małych formach, takich jak produkty AGD, a więc i audio, spotykamy się z bardzo podobnymi problemami. Proszę popatrzeć na klasyczny produkt audio: to wciąż czarna skrzynka z dekorowanym frontem. Jeśli zdarzy się coś w rodzaju wzmacniacza lampowego, w którym w estetyczną grę z użytkownikiem wciągnięta jest górna ścianka, uznajemy to za coś na tyle odmiennego, że aż dziwnego (czasem – ładnego). A kolumny? – Tutaj obydwa przywołane określenia pasują jak ulał – podstawą są proste skrzynki, ale całkiem częste są dziwaczne kształty, rzadko nawiązujące do spełnianej przez siebie funkcji.


Dlaczego się więc temu nie dziwimy, nie buntujemy? Dlaczego nie wymagamy od konstruktorów większego zaangażowania w stronę estetyczną, ale prawdziwie estetyczną, a nie potworkowatą? Mam swoją teorię. Uważamy najczęściej, że jesteśmy bardzo postępowi, idziemy w szpicy postępu, popychając audio we właściwym kierunku, że to do nas należą nowatorskie rozwiązania, czyniące ten świat lepszym. W rzeczywistości jesteśmy tylko „szlifierzami”, poprawiamy to, co wymyślili inni. Dawno skończył się czas pracujących w domu, w garażu, genialnych inżynierów, konstruktorów, wynalazców, teraz postęp wiąże się z pieniędzmi. Wciąż stoją za nim inżynierowie, konstruktorzy, badacze, ale pracujący już w inny sposób, w zespołach, znacznie bardziej anonimowo, dla dużych ośrodków i koncernów. Co więcej – nie lubimy zmian. Każda nowość kojarzy się nam ze stratą czegoś wartościowego. Stąd ogromny sentyment, jaki czujemy dla lamp, kolumn z głośnikami szerokopasmowymi czy tubowymi, gramofonu. Tak, wiem – najlepsze źródło to wciąż analog, a absolutnie topowe wzmacniacze to zazwyczaj lampy, jednak poniżej topowego poziomu cenowego sprawa wygląda inaczej. Jeszcze bardziej ostrożni jesteśmy jeśli chodzi o wygląd produktów audio. Wszystko, co przyjemne dla oka kojarzy się nam z tzw. „lajfstajlem”, czyli badziewnymi produktami o ładnym wyglądzie. Jeśli tak, to co z Devialetem? A najnowszą propozycją Wadii? Z produktami włoskich firm? – Coraz częściej nowe urządzenia audio nie mieszczą się w kanonie „dekorowanej budy” i przesuwają audio w kierunku „kaczki”. Patrząc na to oczyma autorów Learning from Las Vegas… to zła wiadomość.

Choć przez długi czas nie zgadzałem się z głównym przesłaniem przywołanej pracy, wytykając jej promowanie złej architektury, słabej estetyki, to coraz częściej dochodzę do tego, że ma sens. Nowe – szybko przestaje być nowe. Stylowe – takie będzie zawsze. Tak, jak mistrzem stylu od lat jest i zapewne jeszcze dłużej będzie Warszawiak, Eryk Smólski. Najpierw zobaczyłem, poznałem i zakochałem się w jego kolumnach Nuvo, dwudrożnych, niewielkich monitorach z wstęgowym głośnikiem wysokotonowym. Na pierwszy rzut oka nic w paradygmacie takich konstrukcji nie zmieniały: prostopadłościenna, okleinowana naturalnym fornirem, paczka, głośniki na przedniej ściance, niewielkie rozmiary. Jej proporcje były jednak zachwycające, a detale wykończeniowe – genialnie dobrane. Patrzyło się na nią jak na dzieło sztuki. I podobnie też słuchało. Następne były kolumny Ketsus i wreszcie model Ketsus Special. Myślę, że to on zapowiadał to, z czym mamy do czynienia w przypadku testowanego wzmacniacza. Kolumny oparte o głośniki szerokopasmowe, ze wspomaganiem od dołu, o wysokiej skuteczności aż się prosiły o zgrany z nimi stylistycznie wzmacniacz. Ponad dwa lata zabrało Erykowi, żeby coś takiego zaproponować. Tak narodził się wzmacniacz zintegrowany Red King.

Jeśliby Eryk mieszkał we Włoszech byłby znanym projektantem znanej firmy, jestem tego pewien. Proszę rzucić okiem na wzmacniacz. Tak, czerwony lakier Ferrari Red, złote detale, smak – to jedno. Ważniejsze są jednak proporcje, po prostu fantastyczne. To prawdziwie designerskie urządzenie. Inaczej niż zazwyczaj, jego forma jest drugą stroną tej samej monety – dźwięku. Produkty Eryk S Concept są bowiem projektowane jako koherentne całostki, gdzie ich podstawową rolą jest praca jako urządzenia audio. Ale pięknego urządzenia audio. Drobna modyfikacja, a różnica ogromna.

Kilka prostych słów…
Eryk Smólski



Wojciech Pacuła: Skąd wziął się pomysł na elektronikę? - Zawsze robiłeś kolumny... Powiedz też proszę, co to za projekt?
Eryk Smólski: Pytanie krótkie, ale nie ma szans czytelnie na nie równie krótko odpowiedzieć, a zatem... Pomysł stąd, że pomimo posiadania różnych tranzystorów, w najlepszym przypadku czułem, że mam do czynienia z bardzo dobrą „sztuczną inteligencją”, która co najwyżej w „perfekcyjny” sposób naśladuje dźwięk. Nie mogłem złapać poczucia, że dźwięk jest naturalny, prawdziwy (że mamy pełną trójwymiarową scenę, mikrodetale i pełną paletę harmonicznych, które to w znacznym stopniu odpowiadają za ładunek emocjonalny w muzyce). Mimo różnych przygód z lampą nakierowałem się na nią, ponieważ już w dobrym układzie push-pull brzmiała jak należy, ale wciąż rzadko lepiej niż solidnie dopracowany tranzystor w klasie A. Układ lampowy ma zasadniczą przewagę: nie musi mieć wielu stopni, wielu układów korekcji – jest prosty. Prostota wymaga jednak perfekcyjnego zgrania tych kilku elementów. Nie ma drogi na skróty. Jadąc w ten sposób dotarłem do układów lampowych SE w klasie A, na pentodach, na triodach. Na triodach w SE przy banalnie prostym układzie (lecz i bardzo dopracowanym w parametrach poszczególnych elementów) wiedziałem, że mamy właśnie TO. Brak zniekształceń z tytułu dzielenia i składania połówek sygnału w klasie B oraz i, co równie istotne, generowanie zniekształceń parzystych, które ucho znosi ze stoickim spokojem vs push-pull /klasa B, gdzie szybko wyłapujesz nieparzyste harmoniczne generowane przez przesterowany choć trochę układ. Wrażenia przestrzenne też są wspaniałe z racji właśnie, że cały sygnał bierze na siebie jedna lampa od początku do końca.

A nie kusiło cię, żeby jednak zrobić coś na triodach – to marketingowo lepszy ruch…
OK, triody SE brzmią wspaniale – bardzo lubię słabą 2A3, ale niestety wymusza stosowanie efektywnych kolumn (wysoka efektywność to nadal pewna wymiana z utratą innych parametrów, jak np. wysoki rezonans, zatem słabe zejście w dół, zniekształcenia pasożytnicze membrany i nieliniowe układu – podkolorowania). Tym torem dochodzimy do układów PSE, które można składać z lamp mocy. Wybrałem EL84, nie tylko dlatego, że jest jej mnóstwo, ale przede wszystkim z faktu, że jest to nowoczesna pentoda o bardzo naturalnym dźwięku. Opinia o niej, że jest np. delikatna itp. jest tak miarodajna, jak werdykt, że wszystkie silniki V6 mają świetne osiągi – wszystko zależy od danej aplikacji, jaki obrano układ, gdzie i z czym lampa pracuje. Celowo pominąłem bardzo popularną EL34, bo zbyt mocno, mimo różnych schematów, odciska swoje piętno na muzyce. Oczywiście jest masa innych lamp, ale chcę by przyszły właściciel nie musiał spędzać bezsennych nocy w poszukiwaniu faktycznie sparowanego kompletu w idealnym stanie. PSE jest w stanie przy mocnych egzemplarzach lamp EL84 oddać ponad 13 W na kanał, co przy kolumnach o efektywności 89 dB gwarantuje już bardzo dobrą dynamikę. Układ PSE miękko wchodzi w przesterowanie i za to też go lubimy. Nie spinam pentod w triody, bo te lampy nie zostały do tego zaprojektowane i nie chcę wiązać im „rączek”.

Jakieś ciekawe rozwiązania?
Proszę bardzo:
- 3 sekcje zasilania: końcówki i pre;
- sterowanie pilotem jak i jednym pokrętłem umieszczonym na wzmacniaczu (turn & push – volume & input selector);
- 3 wejścia, w tym opcjonalne, bezprzewodowe BT, żebyś Ty lub Twoi znajomi mogli grać ze swojego smartfona ulubione kawałki;
- customizacja: prócz czerwieni wzmacniacz może mieć panele z drewna wykonane w innym, dowolnym kolorze (nóżki też);
- układ PSE sterowany jest przez triodę 6N6P dużej mocy w konfiguracji SRPP;
- kondensatory sygnałowe to papier w oleju,  pozostałe są marki: Nichicon, Elna, Rubycon;
- rezystory w torze sygnałowym: Dale 1%;
- część elementów powstaje też w technologii wypalania laserowego;
- tłumienie wibracji to sandwich: nóżki>panel dolny>gumowe absorbery> panel górny z lampami;
- podstawy dla lamp są pozłacane, ceramiczne.

Skąd masz transformatory?
Z Niemiec i więcej z racji bezpieczeństwa biznesowego nie mogę napisać.

Przeskakując między wejściami, jedno oznaczone jest jako PC - masz taką opcję? Na czym polega?
PC – to jest Bluetooth – w telefonie wyświetli Ci się jako DMZ Music – standardowo wpisujesz kod: 0000 i słuchasz…

Skąd inspiracja dla designu?
Inspiruje mnie wszystko, a głowę traktuję wyłącznie jako generator „nowego”. Na pewno efekt końcowy musi być przemyślany, świeży, niespotykany i harmonijny w formie. Nie umiem tylko powiedzieć ile lat, godzin dochodziłem do takich wniosków, układu obecnego tu wzmacniacza Red King i jego komponentów – suma plasuje się zdecydowanie poza rachunkiem racjonalnego podejścia biznesowego.


O firmie Eryk S Concept pisaliśmy
  • TEST: Eryk S. Concept KETSUS SPECIAL – kolumny podłogowe, czytaj TUTAJ
  • TEST: Eryk S. Concept KETSUS SUPERB – kolumny podłogowe, czytaj TUTAJ
  • NAGRODA ROKU 2007: Eryk S. Concept KETSUS – kolumny podłogowe, czytaj TUTAJ
  • TEST: Eryk S. Concept KETSUS – kolumny podłogowe, czytaj TUTAJ
  • NAGRODA ROKU 2005: Eryk S. Concept NUVO – kolumny podstawkowe, czytaj TUTAJ i TUTAJ
  • TEST: Eryk S. Concept NUVO – kolumny podstawkowe, czytaj TUTAJ
  • FELIETON: Nuvo w Krakowie, czytaj TUTAJ

  • Płyty użyte do odsłuchu (wybór)


    • Astrud Gilberto, The Shadow Of Your Smile, Verve 557 184-2, CD (1965/2002).
    • Daft Punk, Random Access Memories, Columbia Records/Sony Music Japan SICP-3817, CD (2013); recenzja TUTAJ.
    • Danielsson, Dell, Landgren, Salzau Music On The Water, ACT Music ACT 9445-2, CD (2006).
    • Dizzy Gillespie, The New Content, Limelight/Universal Music Japan UCCM-9097, “Immortal Jazz on Mercury”, CD (1962/2003).
    • Dominic Miller, Fourth Wall, Q-rious Music QRM 108-2, CD (2006); recenzja TUTAJ.
    • Frank Sinatra, Where Are You?, Capitol/Mobile Fidelity UDSACD 2109, “No. 251”, SACD/CD (1957/2012).
    • Hilary Hahn, Hilary Hann Plays Bach, Sony Classical/Sony Music Japan Entertainment SICC 30087, "Best Classics 100", 2 x Blu-spec2 CD (1997/2012).
    • Hilary Hann, Hilary Hann Plays Bach, Sony Classical SK 62793, "Super Bit Mapping", 2 x CD (1997).
    • Johann Sebastian Bach, Sonatas & Partitas, wiol. Henryk Szeryng, Sony Classical/Sony Music Japan SICC 840-1, 2 x CD (1965/2007).
    • Johann Sebastian Bach, Sonatas & Partitas, wiol. Jaap Schroeder, Smithsonian Collection of Recordings/ADDA 581134/35, 2 x CD (1989).
    • OMD, English Electric, 100%/Sony Music Japan SICP-3810, CD (2013); recenzja TUTAJ.
    Japońskie wersje płyt dostępne na


    Kiedy w literaturze mówi się o inspiracji, ma się na myśli wykorzystanie przez pisarza budowy, języka, motywów, albo nawet całych historii, znanych z twórczości kogoś innego.

    Jeśli jest to przeniesienie 1:1, albo z minimalnymi, kosmetycznymi zmianami, mówimy wówczas o zapożyczeniu lub cytacie. Jeśli dany autor udaje, że to wszystko, co „pożyczył” jest jego, sprawa jest prosta – to plagiat. Stopniujemy w ten sposób ocenę – od pozytywnej (zakładając, że przetworzenie ma wysokie walory artystyczne), przez neutralną po zdecydowanie negatywną. Tych, którzy piszą tak samo, nie wnosząc nic nowego, skreślamy.
    W audio, na pierwszy rzut oka, rzecz ma się inaczej. To też dziedzina sztuki, powstała na przecięciu techniki i artyzmu, ale mająca inny punkt dojścia – możliwie wierne oddanie tego, co zostało zarejestrowane, ew. tego, co miało miejsce przed mikrofonami (zależnie od przyjętej przez nas perspektywy). Wydawałoby się więc, że im więcej konstruktorów będzie szło tą samą drogą, tym lepiej, tym większe prawdopodobieństwo sukcesu. Jeśli jednak spojrzymy na to trzeźwo, bez przesądów (bo czym innym są w audio wszelkie „pewniki”?), okaże się, że w obydwu przypadkach – i w literaturze, i w audio – chodzi o to samo: o dojście do PRAWDY. Wielkie słowa, ale dobrze oddające sens tego, o czym mówię. Literatura piękna stara się opisać świat takim, jakim jest naprawdę – poezja innymi środkami, proza innymi, ale chodzi o to samo. Po bogactwie literatury można poznać, że nie ma jednego sposobu dotarcia do sedna, że można próbować robić to w różny sposób. Myślę, że w audio jest podobnie. Choć cel jest wspólny dla wszystkich konstruktorów, to starają się tam dojść różnymi ścieżkami. Większość z nich, choć odległych od siebie, jest równoważna. Część zaś jest bardzo zbliżona, a mimo to nie mówimy o plagiacie. Dlaczego? Ano dlatego, że idealna tożsamość w audio nie istnieje, a po drugie dlatego, że najczęściej odnosi się to do produktów z różnych przedziałów cenowych.

    Kiedy słuchałem wzmacniacza Eryka Smólskiego nie mogłem się powstrzymać od jego porównania z dzielonym wzmacniaczem Octave, który stał u mnie kilka dni wcześniej: przedwzmacniacza HP 500 SE oraz wzmacniaczy mocy MRE 220 (cena systemu – 35 000 USD). To dokładnie ta sama ścieżka, ten sam sposób rozumienia dźwięku i bardzo podobne wybory dotyczące tego, co jest w nim ważne, a co mniej, co musi się w przekazie koniecznie znaleźć, a z czym można iść na kompromis, z audio związany na amen.
    Red King gra bowiem w niesamowicie nasycony sposób. Patrząc na niego, znając jego moc, szczególnie po sześciu pudełkach i 220 W na kanał systemu Octave, zakładamy, że to będzie raczej mały, skupiony na detalu dźwięk. Nic z tych rzeczy. Kilka sekund z – nomen omen – One More Second Dominica Millera (album Fourth Wall) i wchodzimy w ciepły, kipiący kolorami świat. Posłuchajmy dłużej, kolejnych utworów, także tych z niezwykle nisko schodzącym basem i usłyszymy coś jeszcze – że bas z okolic 100 Hz jest lekko podkreślony, że to, co poniżej jest podawane raczej z umiarem i – przede wszystkim – że nie ma to żadnego znaczenia. Przyjemność, jaką daje odsłuch z „Czerwonym królem” w systemie jest bowiem nieprawdopodobna.
    Eryk w swojej konstrukcji postawił bowiem na apel do emocji, do głębokich pokładów wrażliwości słuchacza, przede wszystkim takiego, który zmęczony jest pogonią za nieosiągalnym celem, ma dość wsłuchiwania się w szczegóły i detale, chce odpocząć. To wzmacniacz, dla których „wystarczająco dobrze” jest w tej chwili punktem dojścia, a nie przystankiem. To urządzenie niekoniecznie dla „audiofila”, czyli osoby szukającej w dźwięku tego, co się najczęściej przywołuje w recenzjach. To bowiem wzmacniacz dla melomana, dla kogoś, kto naprawdę słucha muzyki, a nie sprzętu.


    Nagrana o 5 nad ranem, na pomoście wbijającym się w jezioro w Salzau przez Christophera Della, Larsa Danielssona oraz Nilsa Landgrena płyta Salzau Music On The Water jest przykładem na ultra-purystyczne, niezwykle udane muzycznie nagranie. Śpiew ptaków, odgłosy wydawane przez instalację „Music on the Water” i instrumenty na wyciągniecie ręki – to dla mnie zawsze niezwykłe przeżycie. Produkty audio pokazują ją w bardzo różny, często skrajnie odmienny sposób – pozwalają na to materia i bogactwo dźwiękowe realizacji. Mogą akcentować selektywność i detaliczność. Odpłaca się to ilością informacji, jakiej zwykle z nagraniem nie doświadczamy. Red King robi coś innego – buduje źródła dźwięku na wyciągniecie ręki. Pełne, duże, kolorowe. Słychać, że selektywność nie jest jego mocną stroną i że detali, szczegółów opisujących dźwięk w kategoriach hi-fi jest mniej niż np. ze wzmacniaczem Lebena CS300F. Dostajemy za to elementy znane z wydarzeń na żywo. Polski wzmacniacz buduje bowiem przed nami ścisły, gęsty przekaz. Instrumenty są różnicowane przez różnice w barwie, w sposobie grania, a nie przez szczegóły, ani nawet położenie w głąb sceny. To rzecz, jaką znam z najdroższych urządzeń, także ze wspomnianego Octave i mojego systemu referencyjnego.
    Choć bowiem przekaz można określić jako ciepły, nie jest zmulony i stłumiony. Blachy perkusji z The New Content Dizzy’ego Gillespiego, elementy instalacji w Salzau, góra wibrafonu z tej samej płyty, czy elektroniczna perkusja z nowej, bardzo udanej płyty English Electric grupy OMD – wszystko było czytelne i klarowne. Bez mocnego wybudowania w górę pasma, z zaokrąglonym atakiem, ale ze zmysłową bezpośredniością podtrzymania, nasycenia. To w ogóle taki właśnie „bebechowy”, głęboki przekaz, który nie epatuje informacjami i „planktonem muzycznym”, a daje wyobrażenie o całości, o tym, czym dane wydarzenie było w rzeczywistości. A to jest bardzo rzadkie. Łatwo „zrobić” wzmacniacz z dużą ilością detali, selektywny, z mocnym atakiem. „Zrobić” coś takiego, jak Eryk jest sztuką, która rzadko się udaje, bez względu na cenę.

    Przywołałem OMD – i nieprzypadkowo. Choć sporą część odsłuchów zapełniły płyty z małym instrumentarium, do czego zaraz wrócę, równie często sięgałem w tym czasie po elektronikę, w której basu nie szczędzono. Pomimo niewysokiej mocy wzmacniacz Eryka zagrał je wszystkie z rozmachem, z lekką kompresją dołu, ale na tyle łatwą do przełknięcia, że zdziwiony byłem, jak ładnie to wszystko brzmi, jak swobodnie Red King porusza się po terytoriach zarezerwowanych zwyczajowo dla mocniejszych konstrukcji. A przecież słuchałem go z kolumnami, które basu nie żałują i których potężny woofer potrafi przepompować sporo powietrza. Wzmacniacz zagrał nową płytę Daft Punk, Random Access Memories obłędnie, bo zachował rytm, nasycił wszystkie podzakresy, wypełniając je treścią, tkanką łączną. Tego się nie spodziewałem. Zachowane zostało przy tym różnicowanie barw i dynamiki. To nie jest granie na jedno kopyto, w jednym tempie, w jednej barwie.
    Wrócę właśnie do sposobu pokazywania odcieni kolorystycznych instrumentów, bo to najważniejsza umiejętność tego urządzenia. Żeby sprawdzić, jak sobie z tym radzi, posłuchałem zaraz po sobie urywków z Partity in D minor BWV 1004 J.S. Bacha, przede wszystkim Allemande, w trzech wykonaniach – Henryka Szerynga z 1955 roku (mono), Jaapa Schroedera z 1991 oraz Hillary Hahn z 1996. Wykonania różni niemal wszystko – od tempa (Szeryng – 3:33, Schroeder – 4:53, Hahn – 3:04; to moja ulubiona interpretacja) po sposób rejestracji. Red King pięknie to uchwycił, pokazując raczej tępe, jeśli chodzi o wysokie tony, nieco „romantyczne” granie z 1955 roku, przejrzyste, iskrzące się z 1991 oraz gęste i bezpośrednie z 1996. Mocny dolny zakres wzmacniacza pozwolił oddać instrumenty w odpowiedniej skali, nie zmniejszając ich, jak to często ma miejsce. To był świetny czas! W kategoriach absolutnych dźwięk był podbarwiony, bo okolice 800 Hz nieco dominowały, bo nie otwierał się tak, jak z systemem odniesienia. Ale, już o tym pisałem, nie miało to znaczenia, ponieważ brzmienie było tak naturalne, tak „normalne” w sensie – „przyswajalne”, że nawet przez chwilę się nad tym nie zastanawiałem. Tego typu dźwięk zawiesza naszą podejrzliwość, nie skupiamy się na detalach, a na całości, odbieramy taki przekaz, a nie składamy go w głowie z miliona fragmentów.

    Podsumowanie

    Pisanie o produktach audio w samych superlatywach jest na krótką metę owocne. Daje bowiem pismom do ręki argument w negocjacjach z producentami i dystrybutorami, dotyczącymi reklam, „nakręca” też melomanów, audiofilów, którzy są przecież fetyszystami i obsesjonistami w jednym. Obydwie strony wydają się więc być wygrane. W dłuższej perspektywie, a dzieje się to właśnie teraz, na naszych oczach, przede wszystkim jeśli chodzi o pisma drukowane, prowadzi do frustracji. Producenci/dystrybutorzy przestają bowiem ufać dziennikarzom („skoro dla mnie zrobił coś takiego, to pewnie to samo robi dla innych”), a wciąż pobudzani czytelnicy, tracą wiarę w to, że dowiedzą się czegoś naprawdę użytecznego. Wierzę w to, że „prawda was wyzwoli”. Dlatego też, pomimo że Red King jest dla mnie przykładem, jak powinien brzmieć wzmacniacz w ogóle, nie tylko za te pieniądze, chciałbym wskazać kilka rzeczy, jakich z nim nie dostaniemy, które drogie systemy robią lepiej.
    O selektywności i detaliczności już mówiłem. Nie są zbyt duże. Ponieważ jednak rozdzielczość jest zaskakująco dobra, można się do tego przyzwyczaić. Powiem więcej – po jakimś czasie wydaje się, że to inne wzmacniacze są krzykliwe i przejaskrawione w swoim dążeniu do pokazania jak największej ilości detali. Bas schodzi nisko, jest świetnie nasycony, dojrzały, ale i tak poniżej 100 Hz zaczyna słabnąć, by przy 50 Hz odzywać się tylko sporadycznie i niezbyt mocno. Jego zwartość przy tej granicy nie jest nadzwyczajna i nie oczekiwałbym konturowości i krótkiego uderzenia, jaki dostaniemy z mocniejszymi urządzeniami. To też jest jednak do przeżycia, a nawet do polubienia. To, z czym trzeba się będzie zmierzyć, to nie do końca rozwinięte obrazowanie. Dźwięk jest głęboki, ale raczej w ramach instrumentów niż jeśli chodzi o scenę. Wszystko jest blisko nas, pełne i ładnie oddzielane, ale wymiar w głąb jest uśredniany. I tyle.
    Jeśli jednak zobaczymy „Króla” w akcji, usłyszymy go, odlecimy. Gwarantuję godziny wspaniałej muzyki, podczas których nie będziemy się przejmowali tym, co właśnie napisałem, zatopieni, zanurzeni w gęstej materii nagrań. Najlepsze wyniki osiągnąłem z plikami wysokiej rozdzielczości i CD. Opcję Bluetooth oceniam jako fajny dodatek, przede wszystkim dla granej w podkładzie muzyki. Eryk Smólski przygotował wzmacniacz, z którym sam mógłbym żyć, nie zważając na to, że kosztuje ze trzydzieści razy mniej niż wzmacniacz odniesienia. Rewelacja!

    Testując wzmacniacze lampowe trzeba pomyśleć przede wszystkim o parametrach podłączanych kolumn. Choć odpowiednie dopasowanie dotyczy wszystkich produktów audio, bez względu na technologie, to jednak lampy wymagają jeszcze większej staranności. Na szczęście w moim przypadku nie było z tym problemu – moimi kolumnami odniesienia są Harbethy M40.1, stojące na wykonanych na zamówienie podstawkach Acoustic Revive (kosztujących niemal tyle samo, co same kolumny). A to oznacza łatą impedancje i sensowną skuteczność. Miałem też do dyspozycji małe monitory, Castle Richmond Anniversary i muszę powiedzieć, że to było niezwykle ciekawe połączenie. Źródłem był odtwarzacz CD Ancient Audio lektor AIR V-edition oraz odtwarzacz plików audio (streaming player) Naim NDS. test miał charakter porównania A/B, ze znanymi A i B. Jako punkt odniesienia wystąpił system referencyjny, przedwzmacniacz Ayon Audio Polaris III Custom Edition z końcówką mocy Soulution 710, przedwzmacniacz Octave HP 500 SE z monoblokami MRE 220 tej samej firmy, wzmacniacz zintegrowany Leben CS300XS [Custom Version] oraz Leben CS300F. Próbki muzyczne miały długość 2 min., ale odsłuchiwane były również całe płyty. Wzmacniacz stał na platformie Acoustic Revive RST-38H. Okablowanie – topowe kable Acoustic Revive.

    Red King jest wzmacniaczem zintegrowanym o niewysokiej mocy. W stopniu wyjściowym zastosowano parę lamp EL84, pracującą w trybie PSE, czyli z dwoma, pracującymi równolegle, lampami. To niewielkie pentody mocy, przez audiofilów niezbyt wysoko cenione. Przynajmniej do niedawna. Wydaje się, że wiele w ich popularyzacji zrobił pan Taku Hyodo ze swoim wzmacniaczem Leben CS300, który w moim systemie znajduje się od pięciu lat. W tym przypadku zastosowano lampy NOS polskiej produkcji firmy Telam (Zakłady Wytwórcze Lamp Elektronowych), mającej niegdyś siedzibę w Warszawie, stolicy Polski. Na wejściu, w układzie SRPP (Series Regulated Push-Pull) pracują podwójne triody NOS 6N6P, rosyjskiej produkcji z 1973 roku. SRPP to jeden z ciekawszych układów w audio. Dwie triody są w nim podłączone szeregowo (jedna nad drugą). Sygnał doprowadzany jest do dolnej, a w odpowiedzi nań górna lampa otrzymuje swój sygnał sterujący z anody dolnej. Jeśli zastosujemy podwójną triodę, cały układ zamyka się w obrębie jednej lampy. Jedną z podstawowych zalet takiego układu jest to, że jest w istocie spliterem fazy – do odwrócenia fazy nie jest potrzebny żaden dodatkowy stopień. Tutaj chodziło raczej o inne zalety tego układu. Lampy zamocowano w ceramicznych podstawkach ze złoconymi pinami i złoconymi obejmami mocującymi. Transformatory umieszczono z tyłu – nie są zamknięte w kubkach, jedynie ich boki zaekranowano (i zabezpieczono) stalowymi blachami.

    Z przodu, pomiędzy lampami wejściowymi naklejono charakterystyczną, aluminiową tabliczkę z pięknym logo Eryka. Wystaje z niej złoty trzpień. To pokrętło dla regulatora siły głosu oraz przycisk do zmiany wejść. Te same operacje wykonamy z maleńkiego pilota z membranowymi przyciskami, plus przejście w tryb standby oraz mute. Pilot rozpoczął życie jako klasyczny sterownik, używany np. przez Pro-Jecta i Heeda, teraz ma jednak drewniany front – minimalistyczny i ładny. Konstruktor zdecydował się na ruch w kierunku nowoczesności, dając użytkownikowi do dyspozycji wyświetlacz. Ukryty za bardzo grubym elementem z akrylu, o niebieskim kolorze, pokazuje siłę głosu oraz wybrane źródło.
    Na tylnej ściance, wykonanej z akrylowej płyty oklejonej warstwą drewna, mamy dwa zestawy wyjść głośnikowych, dla obciążenia 4 i 8 Ω, dwie pary złoconych wejść RCA oraz gniazdo sieciowe z mechanicznym wyłącznikiem. Stylistyka tego urządzenia „ustawiana” jest jednak przez sposób konstrukcji chassis – to dwie płyty z MDF-u, połączone wizualnie, cofniętą poza ich obrys, czarną taśmą z aluminium. Tak, jakby Don Garber, konstruktor wzmacniaczy Fi, zdecydował się „zamknąć” je w czymś stylistycznie bardziej akceptowalnym. Wzmacniacz mierzy 27 x 39 x 17 cm, waży 14 kg i stoi na złoconych nóżkach. Kolor płyt górnej i dolnej oraz nóżek można zmienić. Moc wzmacniacza wynosi 12 W na kanał.


    O tym, że to konstrukcja dual-mono wiadomo, kiedy patrzymy na górną ściankę. Dwa transformatory zasilające informują o tym, że obydwa kanały prowadzone są od początku do końca osobno. W środku jest jeszcze jeden transformator, niewielki, dla układów niskonapięciowych – przekaźników aktywujących wejścia oraz płyteczki z modułem odbiornika Bluetooth. Montaż jest klasyczny, punkt-punkt. W torze widać wiele elementów NOS, radzieckich jeszcze, ultra-precyzyjnych, niskoszumnych oporników wysokiej mocy, stosowanych w wojskowych produktach Układu Warszawskiego. Pracują w układach równoległych; szeregowo w torze mamy oporniki Dale 1%. Kondensatory katodowe i zasilające są jednak nowoczesne – Rubycon, Elna, Nichicon Fine Gold i Muse. Zasilacz to zmultiplikowany, szeregowy układ Pi. Widać, że starano się, aby okablowanie wewnętrzne było jak najmniejsze. Zabrakło mi jedynie wyjścia słuchawkowego.

    Dane techniczne (wg producenta)

    Typ: lampowy wzmacniacz zintegrowany z wejściem cyfrowym
    Moc wyjściowa: 2 x 12 W
    Wymiary: 270 x 390 x 170 mm (WxDxH) 
    Waga: 14 kg

    Test po raz pierwszy ukazał się w języku angielskim w magazynie „Enjoy The Music.com” w lipcu 2013 roku (czytaj TUTAJ).




    System odniesienia

    Źródła analogowe
    - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version]
    - Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ
    Źródła cyfrowe
    - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ
    - Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD
    Wzmacniacze
    - Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ
    - Wzmacniacz mocy: Soulution 710
    - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
    Kolumny
    - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ
    - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands
    - Filtr: SPEC RSP-101/GL
    Słuchawki
    - Wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
    - Słuchawki: HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-300, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ
    - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ
    - Kable słuchawkowe: Entreq Konstantin 2010/Sennheiser HD800/HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ
    Okablowanie
    System I
    - Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo, recenzja TUTAJ
    - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ
    System II
    - Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II
    - Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA
    Sieć
    System I
    - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ
    - Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ
    - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R)
    System II
    - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ
    - Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ
    Audio komputerowe
    - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-801
    - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ
    - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ
    - Router: Liksys WAG320N
    - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB
    Akcesoria antywibracyjne
    - Stolik: SolidBase IV Custom, opis TUTAJ/wszystkie elementy
    - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny
    - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ
    - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ
    - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4
    Czysta przyjemność
    - Radio: Tivoli Audio Model One