|
|
d pewnego czasu zacząłem przyglądać się baczniej pewnemu zjawisku, tym bardziej, że – mam takie wrażenie – w ostatnim czasie znacząco się nasiliło. Mowa o wypożyczaniu sprzętu hi-fi. Mówię to, zdając sobie oczywiście sprawę z tego, że jest ono uzasadnione, bo nikt z Nas nie chce kupić kota w worku. Ale zaraz, zaraz... Czy najnowszy elektroniczny gadżet spod znaku "jabłka", czy nowy samochód nie może być takim przysłowiowym "kotem"?!
Pasja audiofilska to jednak coś trochę innego, jest niesztampowa; rządzi się nieco innymi prawami. Dziś już często nie wystarcza odsłuchanie zestawu w sklepie, nawet kilkukrotne. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że poza pierwszym wrażeniem liczy się jeszcze wiele innych czynników.
Pierwszym z nich może być „wpasowanie się” zestawu w swoje miejsce przeznaczenia. Jedną z ważniejszych zmiennych, dlatego jedną z bardziej istotnych spraw jest akustyka pomieszczenia. System o nawet najlepszych parametrach technicznych i jubilerskim wykończeniem nie da sobie rady spotykając akustycznie złe miejsce. Jeśli tak się właśnie zdarzy, mamy do wyboru dwie, a nawet trzy możliwości. Możemy wpaść w wir dalszych poszukiwań, próbować zaadaptować nasze wnętrze odpowiednimi ustrojami akustycznymi – nawet, jeśli może się to skończyć pozwem rozwodowym. Możemy też - w ostateczności, jeśli jesteśmy wystarczająco mocno zdeterminowani - pomyśleć o przeprowadzce.
Kolejnym czynnikiem jest tzw. osobiste obcowanie ze sprzętem, przekonanie samego siebie do tego, czy aby to jest na pewno to, czego potrzebuję. Można to zgrabnie połączyć ze znanym współczynnikiem WAF (Wife Acceptance Factor). Współczynnik akceptacji żony w tym przypadku jest porównywalny do sytuacji, w której próbowalibyśmy przekonać żonę, że nowy samochód z 5 litrowym silnikiem benzynowym będzie lepszy, od ekonomicznego Diesla. To „niemożliwa niemożliwość, ale jest cień nadziei, że dana przedstawicielka płci pięknej da się przekonać metodą organoleptyczną. Pozostaje oczywiście problem - mamy nikłą szansę na pożyczenie na kilka dni lub na weekend auta za, powiedzmy, 250 tys. zł. Dokładnie takiego modelu, jaki nam się marzy, w odpowiednim kolorze i wyposażeniu. Jazda testowa? - Nie ma sprawy, jeśli jednak chcą Państwo wypożyczać, to – zapraszamy do wypożyczalni. Najprawdopodobniej coś takiego usłyszymy od sprzedawcy, naturalnie w bardziej zawoalowanej formie. Oczywiście sprzęt i samochód to decyzja na lata, więc nie ma miejsca na błędy.
Sprzęt audio można jednak bez problemu wypożyczyć – to zaleta tej branży. Tyle tylko, że wszystko ma granice wytrzymałości i moralności. Wielokrotnie darzyło się nam sprowadzać kosztowny sprzęt tylko po to, aby potencjalny nabywca mógł go wypożyczyć i sprawdzić w "swoim zestawieniu ". Niejednokrotnie były to towary bardzo ciężkie, delikatne i zamawiane z drugiego końca Polski.
Do wypożyczenia takiego - lub kilku - urządzeń dochodzi jeszcze odpowiedni kabel - na forum internetowym ktoś napisał, że gra obłędnie, więc „muszę go mieć!”... OK.
Nierzadko zdarzają się sytuacje, że angażujemy do pewnych przedsięwzięć wiele osób (np. do transportu), opłacamy wysyłki, a z interesu nici. Nawet częściowego sukcesu, bo nic do niczego nie „podpasowało”. Oczywiście pewne ryzyko i koszty wliczone są w prowadzenie interesu w prawie każdej branży. Tego typu, niespodziewane, wydatki trzeba po prostu wliczyć w koszty własne.
Sporadycznie spotykamy się ze zgrzytem, gdy informujemy o opłacie za użyczenie jakiegoś sprzętu – opłacie, która będzie naturalnie zwrócona przy jakimkolwiek poważniejszym zakupie. Byle w określonej, niedalekiej przyszłości.
Od razu przypomina mi się zabawna sytuacja, której sam byłem świadkiem. Jeden z moich znajomych wypożyczył bardzo drogi interkonekt pewnej amerykańskiej firmy. Kabel dostał w stanie fabrycznie nowym – przynajmniej takie robił wrażenie. W ciągu najbliższych 2 godzin XLR został przepięty 155 razy w celu porównania, czy aby na pewno jest lepszy od już posiadanej łączówki. Ponieważ zaglądał w tym samym czasie do internetu, znalazł tam poważnie wyglądającą informację o konieczności „ułożeniu się” kabla w torze, wypożyczenie przedłużyło się o kolejne 2 tygodnie - w celu „dojrzewania” i brzmienia, i kabla.
Nieznaczna poprawa podobno nastąpiła, ale nie na tyle aby „wydać tyle forsy na drut”. Kabel zwrócono.
Załóżmy, że taki kabel lub urządzenie zostanie wypożyczone 10 razy. 10 razy spakowane i rozpakowane. Wtedy robi się z niego tzw. towar DEMO, ponieważ nowy już nie jest. Zapewniam, że niemal żaden z polskich sklepów nie może sobie pozwolić na to, aby z każdego przedmiotu zrobić DEMO.
Są pewne towary, jak np. starannie pakowane kable Siltecha, kolumny czy wzmacniacze lampowe, którym każde wypożyczenie grozi powstaniem śladów użytkowania. I właśnie stąd, jak sądzę, wynika racjonalność opłat za wypożyczanie. Naturalnie może to dotyczyć właśnie towarów „specjalnej troski”, nie każdego. Zapewne należą się również pewne przywileje dla stałych klientów.
Przypadkiem również, mam znajomych w Anglii. Są zaprzyjaźnieni z branżą audio. Zapytałem ich kiedyś o to, jak u nich wygląda sprawa wypożyczania. Wyniki sondy są następujące: wypożyczanie sprzętu jest mało popularne, raczej przypadkowe. Dotyczy najczęściej drogich kabli. Z reguły prezentacja odbywa się w sklepie lub wykwalifikowany przedstawiciel firmy prezentuje sprzęt w domu potencjalnego zainteresowanego.
|
W przypadku braku zakupu, klient pokrywa koszty dojazdów. Oczywiście moje badanie było jednostkowe i miało charakter przypadkowy, ograniczony do 2 sklepów. To zapewne zagadnienie, które można przeprowadzić metodą statystyczną i na większą skalę.
Alternatywnie zrobiłem również inny eksperyment, związany z fotografią, równie pięknym hobby. Łączy w sobie pasję, sztukę jak i wręcz mikroskopijną detaliczność. Zupełnie jak słuchanie muzyki - emocje na pierwszym planie. Sprzęt fotograficzny również potrafi kosztować równowartość dobrego, nowego samochodu.
Postanowiłem zatem zapytać się, w dowolnie wybranym sklepie fotograficznym, czy mógłbym wypożyczyć na dni dni aparat o wartości 12 tys. zł. w celu porównania go ze sprzętem który posiadam. Jeżeli mnie zainteresuje, wezmę pod uwagę jego zakup. Postanowiłem to zrobić telefonicznie, wtedy rozmowa jest luźniejsza. I nikt mnie nie zapamięta.
Sprzedawca grzecznie mi wytłumaczył, że takich usług nie świadczą. Oznajmił, że sprzęt jest nowy i nie można go używać, bo jak trzeba będzie ten aparat wysłać, to nowy nabywca może zorientować się, że aparat nie jest fabrycznie nowy. W dodatku ktoś robił nim zdjęcia! I będzie kłopot – zapewne trzeba będzie pomyśleć o, korzystnym tylko dla jednej strony, rabacie. Otrzymałem również informację, że bez problemu mogę wypożyczyć taki model aparatu w wyspecjalizowanej firmie. Dostałem nawet numer kontaktowy. Następnie uprzejmy sprzedawca powiedział, że jeśli zaprzyjaźnię się z aparatem, wówczas serdecznie zaprasza do zakupu. Otrzymam gratis w postaci specjalnej torby na aparat. Jednodniowa opłata mojego wyśnionego Canona wynosiła 160 zł + pełna kaucja.
Na koniec zostawiam deser, ten jest zawsze najbardziej oczekiwany. Dzisiejszy handel jest nieco inny niż ten, sprzed 10 lat. Teraz mamy wszechobecny internet, który kilkanaście lat temu zapewne wielu oceniało jako ciekawostkę, która wielkiego znaczenia mieć nie będzie. A kupować wzmacniacz czy kolumny przez internet? Abstrakcja! Ma to sporo wspólnego z wyobrażeniem sobie, powiedzmy 10 lat wstecz, odtwarzania muzyki z plików komputerowych. To było coś wyjątkowego dziwnego, w żaden sposób nie audiofilskiego. Przyjmowało się, że to rozwiązanie przeznaczone wyłącznie dla posiadaczy odtwarzaczy przenośnych. A dziś? - To niezwykle silny trend, powoli dominujący rynek, należący do tej pory do klasycznych płyt CD. Rozwój takiego sposobu odtwarzania muzyki jest bardzo dynamiczny i co chwilę na horyzoncie pojawiają się nowe możliwości.
Wracając jednak do głównego tematu, przedstawię pewną wirtualną sytuację. Załóżmy, że przykładowo Pan „X”, może posłuchać urządzenia „Y” w Warszawie, może je nawet wypożyczyć, powiedzmy bez żadnej opłaty. Dziś zaczyna być mało ważne, że sklep w Warszawie urządzenie ściągnął, zakupił, przygotował prezentację, a następnie użyczył sprzęt zainteresowanemu do domu. Pan „X” może to samo urządzenie kupić, powiedzmy, w Łodzi, od innego sklepu, który zaoferuje je 120 zł taniej za pośrednictwem jakiegoś popularnego internetowego serwisu aukcyjnego. W końcu Pan „X” już wie, jak brzmi i może je kupić taniej…
Takie sytuacje mają miejsce w rzeczywistości. Zaczyna się robić niewesoło, szczególnie jak takie zjawisko ma dużą skalę. Współpracując z innymi sklepami, nie tylko w Warszawie, niejednokrotnie uświadamiano mnie, że pewne osoby mają już status celebrytów. Są ogólnie znani i rozpoznawalni. Kiedy już sprawdzili wszystko, co było do sprawdzenia w swojej okolicy, szukają następnego punktu na mapie. Rekordzistami są natomiast osoby, które po przesłuchaniu, przykładowo, kabla zasilającego, szukają niższej ceny u dystrybutora czy producenta. Może będzie taniej. W takim przypadku poważna firma takiemu zainteresowanemu daje pstryczka w nos i odsyła „przypadkowo” do sklepu, gdzie towar wypożyczył. Jak we wszystkim, zdrowy rozsądek powinien zostać na górze. Na całe szczęście, nie miałem jeszcze prośby o wypożyczenie wkładki gramofonowej…
Poprzednie felietony z cyklu „Przychodzi…”
Cz. I pt. Odsłuch, czytaj TUTAJ
Cz. II pt. Nie tak łatwo, czytaj TUTAJ
Cz. III pt. Po drugiej stronie barykady, czytaj TUTAJ
Cz. IV pt. Wszechwiedza, czytaj TUTAJ
Cz. V pt. Japoński maj, czytaj TUTAJ
Cz. VI pt. Nie tylko handel, czytaj TUTAJ
|