Wzmacniacz zintegrowany GW DEIMOS Cena (w Polsce): 24 800 zł Producent: Strefa GW Kontakt: Strefa GW Dariusz Ciszewski ul. Sikorskiego 162 | 42-202 Częstochowa | Polska tel.: 48-509-798-144 e-mail: biuro@klimatowo.pl Kraj pochodzenia: Polska Tekst: Marek Dyba Zdjęcia: Marek Dyba, Strefa GW |
Data publikacji: 16. kwiecień 2013, No. 108 |
|
Jakiś czas temu otrzymałem maila od Wojtka, który prosił, żebym skontaktował się w sprawie testu wzmacniacza lampowego z panem Dariuszem Ciszewskim. Przyznaję szczerze, że ani nazwisko pana Dariusza, ani nawet bardzo charakterystyczna nazwa strony internetowej, www.klimatowo.pl, kompletnie nic mi nie mówiły. Zajrzałem więc na nią i oczom moim ukazał się niecodzienny widok. Jak by na to nie spojrzeć, strony internetowe większości producentów audio są do siebie w jakiejś mierze podobne, przynajmniej sposobem zorganizowania. Tymczasem tu jest zupełnie inaczej, co wynika w dużej mierze z faktu, że audio jest tylko jedną z kilku, i to wcale nie najważniejszą z działek w działalności częstochowskiej firmy/platformy Klimatowo. W obowiązku do obrony tradycji i polskiego rzemiosła narodził się pomysł stworzenia witryny KLIMATOWO. Z ogromną przyjemnością zapraszamy do pierwszego w Polsce sklepu, który powstał w opozycji do wszechobecnego kiczu i bylejakości. Oferta firmy to przede wszystkim ryngrafy, medale pamiątkowe, wyroby grawerowane, ręcznie malowane, szkaplerze i płaskorzeźby. Innymi słowy – sztuka. Skąd więc nagle w ofercie wzmacniacze? Nagle o tyle, że to bodaj najnowszy dodatek do oferty firmy (w przygotowaniu są także meble audio), a trafiły do oferty, bo jak mi powiedział pan Dariusz, co prawda Klimatowo to przede wszystkim artyści, ale ich bliskim przyjacielem, pracownikiem Częstochowskiej Politechniki, jest pan Grzegorz, miłośnik urządzeń lampowych, który na ich tworzeniu „zęby zjadł”. Wcześniej robił to na własne, tudzież przyjaciół potrzeby. Ale przecież po pierwsze muzyka to też forma sztuki, a więc tego czym Klimatowo zajmuje się na co dzień, a po drugie nic nie stało na przeszkodzie by połączyć techniczną wiedzę z artystycznym zacięciem. Wystarczy zajrzeć do zakładki „wzmacniacze lampowe”, obejrzeć zdjęcia, by wiedzieć co mam na myśli. Każdy z oferowanych obecnie trzech wzmacniaczy tej firmy jest po prostu piękny. To nie są urządzenia zapakowane w proste, seryjnie produkowane obudowy. Tu każdy z modeli ma indywidualnie zaprojektowaną, ręcznie wykonywaną formę, to, zgodnie z początkową deklaracją producenta, „piękna rzecz z duszą”. Widać od razu, że obudowy zostały zaprojektowane przez ludzi z wielką wyobraźnią i artystycznym zacięciem. Miałem okazję chwilę porozmawiać z panem Dariuszem, który opowiedział mi ile czasu panowie spędzili razem, w trójkę opracowując wygląd i wykonanie tych obudów. Zasadniczo obudowy wzmacniaczy projektuje i wykonuje ręcznie pan Marcin– były modelarz, mistrz juniorów w budowie modeli makiet samolotów, który swoje doświadczenie w obróbce drewna i metalu zdobył w Aeroklubie Częstochowskim. Pan Dariusz jest koordynatorem projektu, który także miał swoje do powiedzenia. A gdy dwóch ludzi o duszach artystów dawało się ponieść wrodzonej fantazji, ten trzeci, inżynier, sprowadzał ich na ziemię tłumacząc, iż pewne rozwiązania są konieczne, by urządzenie właściwie działało – dyskusje były ponoć bardzo gorące, bo obie strony obstawały przy swoim. ODSŁUCH Nagrania wykorzystane w teście
O ile w przypadku niedawno testowanego SoundArta Rocka II (czytaj TUTAJ) zewnętrzny zasilacz był połączony z urządzeniem głównym grubym kablem ze specyficznymi, wielopinowymi wtykami z nakrętkami, tak tu kabel od strony zasilacza jest mocowany na stałe (choć nakrętka sugeruje co innego), a od strony wzmacniacza mamy wtyk, który skojarzył mi się ze złączem euro. Oczywiście nie jest to SCART, ale złącze o podobnym do niego kształcie, dodatkowo dociskane zapinką. Deimos pewnymi rozwiązaniami przypomina wzmacniacze „starej daty” i nie ma to być bynajmniej określenie pejoratywne. Weźmy choćby front urządzenia – mamy tu dwa pokrętła, czyli zapewne potencjometr i selektor wejść, jak przyzwyczaiła nas większość współczesnych konstrukcji. Nie do końca – to dwa potencjometry, po jednym dla każdego kanału – to rozwiązanie, które pojawia się w wyszukanych japońskich wzmacniaczach lampowych (choćby w znakomitym ATM300 Air Tighta), ale także np. w ukraińskich lampowcach (miałem kiedyś takiego Abraxasa). Jedyne malutkie zastrzeżenie, a może raczej sugestia do twórców – przydałoby się cokolwiek, choćby prosta skala ułatwiająca ustawienie takiej samej głośności dla obydwu kanałów (ostateczną weryfikacje wykonują uszy, ale zważywszy, że trzeba wstać z miejsca odsłuchowego, podejść do wzmacniacza, zmienić głośność, wrócić na miejsce ocenić, podejść ponownie, poprawić itd., to jednak łatwiej byłoby to robić z jakąś podziałką/skalą, bo same pojedyncze linie na pokrętłach to ciut za mało, gdy nie ma żadnego punktu odniesienia). Z tyłu natomiast mamy, obok bardzo solidnych gniazd głośnikowych, zaledwie dwa wejścia liniowe, a pośrodku znajduje się mechaniczny przełącznik, którym wybieramy źródło. To bardzo minimalistyczne, choć może nie najwygodniejsze w codziennym użytkowaniu rozwiązanie – przy przekładaniu ręki nad mocno nagrzewającą się stalową częścią obudowy (końcówka mocy pracuje w klasie A) trzeba zachować dużą ostrożność. Coś za coś – puryści zapewne powiedzą, że to najlepsze możliwe rozwiązanie (od strony sonicznej) i mają rację, a że pilotem, czy gałką z przodu byłoby łatwiej przełączać między wejściami – to też prawda. Wzmacniacz oparto na radzieckich lampach mocy typu 6P45S, które można było kiedyś znaleźć w... telewizorach Rubin – zastosowano po dwie takie pentody (acz pracujące w trybie triodowym) na kanał, pracujące w trybie push-pull. Lampy sterujące to 6N6P, a odwracające fazę - 6N1P. Trudno było zacząć inaczej niż od muzyki akustycznej – w końcu do niej właśnie (i wokali) tak naprawdę tworzy się urządzenia lampowe. Jeśli potrafią zagrać także inne rodzaje muzyki – tym lepiej, ale tym postanowiłem się zająć później. Na pierwszy ogień poszła płyta Renaud Garcii Fonsa Mediterranees. Pierwsza obserwacja, pierwsze wrażenie było takie: to niezwykle, nawet jak na lampę, otwarty, pełen powietrza dźwięk. To oczywiście tylko pewne elementy większej całości. Bo dużo powietrza może być tylko na sporej, przestrzennej scenie – w tym wypadku budowanej przede wszystkim na głębokość, jako iż na szerokość nie wykraczała poza rozstaw kolumn. Na owej scenie, zaczynającej się na linii kolumn, Deimos pokazuje duże źródła pozorne, z których każde ma swój kształt i masę. Nie ma tu super-precyzji w rysowaniu kształtów poszczególnych instrumentów, ale choćby słysząc kontrabas widziałem oczami duszy wielki, ciężki instrument z ogromnym pudłem rezonansowym, a nie rozmytą plamę dźwięku nieokreślonej wielkości. |
Bardzo żywo, dźwięcznie wybrzmiewały różnego rodzaju „przeszkadzajki”, których na płytach Fonsa jest bardzo wiele – kolejny raz dała o sobie znać owa otwartość prezentacji, mnóstwo powietrza, które wydało się drżeć przenosząc stuknięcia, brzdęknięcia itp. owych przeróżnych drobnych instrumentów. Płyta meksykańskiego duetu Rodrigo y Gabrieli udowodniła, że w zakresie, w którym grają gitary akustyczne, z szybkością dźwięku nie ma najmniejszego problemu. W końcu to heavy-metalowcy, co wyraźnie słychać w ich sposobie i tempie grania, z którymi Deimos radził sobie bez problemu. Dla mnie istotna była namacalność i naturalność brzmienia gitarowego duetu – płyta, której słuchałem to jeszcze w dużej mierze czyste gitarowe granie, bez używanych nagminnie na późniejszych płytach efektów. W tym przypadku faktycznie można było ocenić, czy gitara brzmi jak gitara. Jak przystało na dobrą lampę częstochowski wzmacniacz potrafił oddać także ogromną ekspresję, serce jakie sympatyczni Meksykanie wkładają w swoje granie – to element, którego często brakuje mi w prezentacji tranzystorów, a i nie wszystkie push-pulle potrafią ten aspekt odpowiednio oddać. A wśród owych kolejnych płyt musiały się znaleźć także nieakustyczne – trochę mojego ulubionego bluesa, czy rocka. Jako, że odsłuchy LAR-a [IA-30T mk2, test w tym samym numerze „High Fidelity – przyp. red.] i Deimosa prowadziłem przez większość czasu na przemian – dzień, dwa jeden, potem drugi i kolejna zamiana – dość łatwo wyłapałem inny sposób prezentacji basu, tak ważnego w muzyce elektrycznej i elektronicznej. O ile w przypadku LAR-a bas był niezwykle zwarty, dynamiczny, dociążony, poza absolutnie samym dołem, o tyle Deimos potrafił pokazać, i to bardzo autorytarnie, także i najniższe tony, dobrze wypełnione, z tym, że nie było tu aż tak doskonałej kontroli jak w przypadku wzmacniacza pana Eugeniusza. Choćby szarpnięcie struny basu elektrycznego – wydawało się być jeszcze potężniejsze, atak bardziej fizycznie odczuwalny. Z drugiej strony, gdy przychodziło do błyskawicznego wygaszenia takiego dźwięku, LAR potrafił to zrobić szybciej. Właściwie już o tym pisałem: owa „autorytarność” występowała również w brzmieniu kontrabasu, dając wrażenie ogromnej potęgi tego instrumentu. Brak doskonałej kontroli, a dokładniej umiejętności natychmiastowego wygaszenia dźwięku, był tam, powiem to, mile widziany, bo przecież instrument akustyczny ma długo wybrzmiewać. Z Deimosem, przy nagraniach z gitarą basową, czy mocno pracującą stopą perkusji udział tychże w prezentacji nieco więcej „ważył”, niż w przypadku LAR-a – to efekt tego jeszcze mocniejszego dołu pasma. Na sam koniec zostawiłem sesję z wokalami. Pojawiająca się od czasu do czasu słodycz średnicy skłoniła mnie do rozpoczęcia od płyty Franka Sinatry. Ciekaw byłem, czy aby jego aksamitny wokal nie zostanie jeszcze bardziej dosłodzony, co nie byłoby mile widziane. Ale nie, nie było takiego efektu. To był ciągle ten niezwykle gładki, ciepły wokal, jaki znałem choćby z własnego systemu odniesienia. Podobnie było z nagraniami Evy Cassidy – ciepły, choć i mocny głos, niebywale nasycony emocjami, sprawiający, że słuchacz zapomina o cały świecie. Podsumowanie GW Deimos to żywy dowód tego, że Klimatowo bardzo poważnie traktuje swoją deklarację, mówiącą o walce z kiczem i otaczaniu się pięknymi rzeczami. Projekt plastyczny tego wzmacniacza jest czymś absolutnie wyjątkowym, niepowtarzalnym i trudno jest znaleźć cokolwiek innego na rynku, co mogłoby się z nim równać. To pięknie, ręcznie wykonane urządzenie, które będzie ozdobą każdego salonu, w którym zagości. Ale przecież to nie tylko ładny wizualnie przedmiot, to także wzmacniacz lampowy oferujący bardzo otwarty, przestrzenny dźwięk, z mocnym, nasyconym basem i nutką słodyczy na środku i górze pasma, która tak dobrze komponuje się z luksusowym wyglądem. To piękne połączenie maksymalizmu formy z audiofilskim minimalizmem, który objawia się choćby tylko dwoma, przełączanymi mechanicznie wejściami liniowymi, czy też osobną regulacją głośności dla każdego kanału. Efekt brzmieniowy jest bardzo, bardzo dobry, a że, jak zawsze powtarzam, słuchamy nie tylko uszami, ale i po części oczami, takie „słuchanie” muzyki za pomocą GW Deimosa jest po prostu pięknym doświadczeniem. To piękna, po prostu piękna rzecz z duszą! BUDOWA GW Deimos to zintegrowany wzmacniacz lampowy pracujący w układzie push-pull. Jest efektem wspólnej pracy artystów i inżyniera, co widać na pierwszy rzut oka. Obudowa wzmacniacza jest małym dziełem sztuki, acz forma nie przerosła treści. Wymyślny kształt, dopracowane detale i ręczną robotę połączono z praktycznymi rozwiązaniami, niezbędnymi by mieszczący się w obudowie układ mógł pracować w optymalnych warunkach. Ze wzmacniacza wydzielono do osobnej, również bardzo eleganckiej obudowy, zasilacz. Z tego, co udało mi się zobaczyć, w środku znajduje się duży transformator toroidalny oraz spora bateria kondensatorów. Na froncie umieszczono przycisk z diodą, który jest wyłącznikiem sieciowym. Świecąca na czerwono dioda sygnalizuje włączenie urządzenia. Z tyłu zasilacza wychodzi gruby, mocowany na stałe kabel, od strony wzmacniacza zakończonony wtyczką przypominającą nieco z kształtu złącze EURO. Na tylnym panelu samego wzmacniacza znajduje się stosowne gniazdo, do którego wtyk ten wkładamy, dociskając do następnie zapinką znajdująca się na wtyku. Obok gniazda zasilania na tylnym panelu wzmacniacza znajdują się solidne gniazda głośnikowe, oraz dwie pary wejść niezbalansowanych (RCA). Między wejściami umieszczono prosty przełącznik, którym wybieramy używane w danym momencie wejście. Wszystkie te elementy osadzono w metalowej płycie, perforowanej w celu lepszej wentylacji wnętrza wzmacniacza. |
|
|||
|
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity