Przetwornik cyfrowo-analogowy Accustic Arts TUBE-DAC II MK2 Cena (w Polsce): 30 000 zł Producent: SAE GmbH & Co. KG Kontakt: SAE GmbH & Co. KG Hoher Steg 7 | 74348 Lauffen | Niemcy tel.: +49 7133 97477-0 | fax: +49 7133 97477-40 e-mail: info@accusticarts.de Strona producenta: www.accusticarts.de Kraj pochodzenia: Niemcy Produkt do testu dostarczyła firma: Soundclub Tekst: Marek Dyba | Zdjęcia: Marek Dyba, Accustic Arts |
Data publikacji: 16. luty 2013, No. 106 |
|
Tak się jakoś składa, że ostatnio ciągle trafiają do mnie przetworniki cyfrowo-analogowe. Wynika to zapewne przede wszystkim z dwóch faktów – po pierwsze wielkiego boomu na tego typu urządzenia, który obserwujemy od jakiegoś czasu i który jakoś wcale nie przygasa, a po drugie... przetworniki najczęściej są małe, lekkie, łatwo jest je więc dostarczyć do klienta/recenzenta. Testowany tym razem DAC trochę zaprzecza tej ostatniej tezie, podobnie jak i dwa inne testowane niedawno, czyli Audio-gd i Calyx Femto, wszystko bowiem są słusznych rozmiarów. Każdy z nich jest w stanie gabarytami i masą zawstydzić wiele urządzeń teoretycznie większych i cięższych, z niektórymi wzmacniaczami włącznie. Ale po kolei – o ile się nie mylę, to na łamach „High Fidelity” jeszcze żadnego urządzenia tej marki nie testowaliśmy. Aż się wierzyć nie chce, bo przecież Accustic Arts już od ładnych kilku lat ma polskiego dystrybutora. Brand należy do niemieckiej firmy SAE (Schunk Audio Engineering), mającej swoją siedzibę i zakład produkcyjny w Lauffen am Neckar, niedaleko Stuttgartu. Firma nie jest już bynajmniej „młódką”, jako że powstała w 1996 roku. Na początku swoją działalność koncentrowała na rynku profesjonalnym, zajmując się przede wszystkim wyposażaniem studiów nagraniowych. Być może dlatego właśnie jej pierwszym seryjnym produktem były monitory bliskiego pola, słowem produkt w sam raz do studia. Nieco później powstała marka Accustic Arts (skrót od ACCUrate acouSTIC ARTS) – nazwa może nie do końca szczęśliwy, bo każda anglojęzyczna osoba zgrzyta zębami widząc taki „błąd” w nazwie firmy, stworzona dla urządzeń wytwarzanych już nie na rynek pro, tylko dla audiofilów. Dla tych ostatnich firma przygotowała praktycznie rzecz biorąc kompletną ofertę obejmującą kolumny, wzmacniacze i odtwarzacze CD (w tym dzielone), oraz kable i listwy. Słowem – można złożyć kompletny system tej marki. Niemniej w tym teście zajmę się referencyjnym przetwornikiem cyfrowo-analogowym, z lampowym stopniem wyjściowym, choć wspomnę również o transporcie CD tej samej firmy, o który dodatkowo poprosiłem dystrybutora. ODSŁUCH Płyty wykorzystane w odsłuchu (wybór)
Jedno, co trzeba przyznać Niemcom z Accustic Arts to fakt, że nie zaskakują klientów designem swoich urządzeń. Dorobili się bowiem swojego własnego stylu, designu właśnie, który stosują z powodzeniem w każdym kolejnym urządzeniu. Na pierwszy rzut oka można więc stwierdzić, że to produkt AA (nie mylić z... Avantgarde Acoustic). Nie inaczej jest z drugą wersją (mkII) referencyjnego DAC-a. Urządzenie to słusznych rozmiarów, jak na przetwornik także dość ciężkie, choć można ostatecznie uznać, że jakimś uzasadnieniem masy i wielkości jest lampowy stopień wyjściowy (tak naprawdę masa w dużej mierze bierze się z bardzo solidnej obudowy). Zacznę, jak to zwykle ostatnio w recenzjach przetworników, od pierwszego wrażenia. A może tym razem od jego braku... No właśnie, przy każdym z testowanych przetworników w notatniku pojawiał się jakiś zapis już po pierwszym kawałku, a tutaj nie bardzo wiedziałem co zapisać. Kartka pozostała więc czysta, a ja słuchałem dalej, i dalej, i dalej... Po przesłuchaniu kilku kolejnych płyt stwierdziłem w końcu, że oto muszę przedefiniować określenie, które w języku angielskim ma jednoznacznie pozytywny wydźwięk – „non-fatiguing sound”, gdy tymczasem w języku polskim określenie „niemęczący dźwięk” ma wydźwięk co najmniej dwuznaczny. Zapewne wiecie Państwo o co mi chodzi – to określenie takiego dźwięku, którego można słuchać godzinami. Nie dość, że z ogromną przyjemnością, to jeszcze kompletnie bez żadnego zmęczenia. Co ciekawe, w moim przypadku najczęściej taki dźwięk oferują urządzenia mające lampy na pokładzie, choć oczywiście trafiają się wyjątki od tej niepisanej reguły. Tu było to coś więcej niż po prostu niemęczący dźwięk. Chodziło o niesamowitą naturalność, gładkość i płynność dźwięku. Najwyższy chyba czas podkreślić (bo wspominałem już wcześniej), że płyta kręciła się w transporcie Accustic Arts Drive II, który dostałem niejako dodatkowo. Faktem jest, że nie mam własnego transportu CD najwyższej klasy i choć z testowanym „dakiem” odtwarzacz wieloformatowy Oppo grał bardzo dobrze, to jednak uznałem, że żeby dać mu szanse na zaprezentowanie 100% możliwości, muszę poprosić o transport dorównujący przetwornikowi klasą A najłatwiej było wziąć urządzenie tego samego producenta. Transport i przetwornik spiąłem kablem BNC firmy Audiomica, model Flint Consequence, który pożyczyłem od producenta jeszcze w czasie wystawy Audio Show 2012 (zarówno w wersji BNC jak i koaksjalnej) i uparcie trzymam – oba grają znakomicie, ale kosztują tyle, że o zakupie mogę jedynie pomarzyć. Jak się okazało pożyczenie tego transportu było strzałem w dziesiątkę, bo dopiero razem zagrało to naprawdę genialnie. Od czego jednakże mnogość wejść na tylnym panelu – wystarczy wziąć dobry konwerter USB, choćby niedrogie Stello U3, podłączyć kablem cyfrowym do jednego z wejść akceptujących sygnał do rozdzielczości 192 kHz i voilà! Możemy grać muzykę z komputera korzystając z, powiedzmy, 90% możliwości tego DAC-a. Nie, nie pomyliłem się – 100% rezerwuję dla zestawienia DRIVE II z TUBE-DAC II MK2. Bo przecież U3, choć znakomity, nie jest najlepszym konwerterem USB na świecie, więc całkiem możliwe, że również i z komputera można uzyskać 'stuprocentowy dźwięk'. Wróćmy więc do muzyki. Równie namacalnie, przekonująco i wciągająco co Jazz at the Pawnshop brzmiało właściwie każde dobrze zrealizowane nagranie jazzowe, także te z wokalami. Gdy zaczynała śpiewać Ella Fitzgerald, czy Etta James ciarki dosłownie chodziły mi po plecach – tak niesamowicie realistycznie to brzmiało. Z jednej strony decydował o tym realizm trójwymiarowej, znakomicie poukładanej prezentacji, który sprawiał, że i wokalistka i każdy z towarzyszących jej elementów był pełnowymiarowym, mającym odpowiednie wymiary i wagę źródłem dźwięku, z konkretnym miejscem na scenie. |
Z drugiej strony wybitna rozdzielczość i selektywność, sprawiające, że każde źródło dźwięku było równie czytelne, wyraźne i ważne. No i po trzecie niemieckie urządzenia potrafiły renderować głosy wokalistek z niebywałą precyzją, dostarczając jak na dłoni każdy detal barwy, faktury i emocji zawartej w każdym śpiewanym słowie. Umiejętność pokazanie tego ostatniego elementu, emocji, nie przestawała mnie zachwycać. Wystarczyło puścić naszego rodzimego wokalistę, który, jak to ktoś ładnie napisał, „śpiewa płacząc, rozdzierając własną dusze na strzępy”, czyli Marka Dyjaka, by dać się bezwarunkowo porwać dramatycznej historii jego życia, ukrytej w tekstach. Ale Accustic Arts to nie tylko mistrz, jak to niektórzy określają, audiofilskiego plumkania. W transporcie lądowały również płyty AC/DC, czy Johna Lee Hookera – słowem bardzo dynamiczny kawał rockandrollowego grania, i agresywnego, mocnego bluesa. W obu przypadkach podstawą do dobrego zagrania tych płyt jest pace&rhythm – tempo i rytm, tu absolutnie bez zarzutu. Żeby to dobrze wyszło potrzebny jest mocny, zwarty, rytmiczny bas ze świetnym timingiem – jak się okazało to także nie był żaden problem. Trzeba było zagrać ostre gitarowe riffy, oddać czysto mocno zachrypnięte głosy i to z tak mocnym podkładem instrumentalnym – zaliczone i zaliczone. Generalnie rzecz biorąc przy takiej muzyce można by sobie darować nawet studiowanie detali prezentacji – albo siedzi się obojętnie, albo niemal obojętnie, co oznacza, że gra do niczego, albo muzyka nas porywa nie dając wysiedzieć spokojnie – znaczy jest rytm, tempo, jest prawdziwa „jazda” i zaczyna się ładowanie akumulatorów (dlatego takiej muzyki nie należy słuchać w samochodzie za kółkiem, no chyba że w czasie rajdu). Nie mam pojęcia, czy testowany przetwornik sprawdziłby się w jeszcze cięższej muzyce – jakimś trash metalu, czy czymś takim, ale nie widzę żadnych powodów, dla których nie miałby tego także zagrać bardzo dobrze – wydaje się, że ma wszystko, co byłoby do takiego zadania potrzebne. No chyba, że mówimy o słabszych realizacjach, bo wówczas mogłoby się okazać, że Accustic Arts jest jednak „za dobry”, za dużo z płyty odczytuje i zbyt bezpośrednio pokazuje to, co na płycie nagrano. Ten DAC nie ma bowiem w zwyczaju ukrywać wad nagrań, nie ma tu ukrywania, wygładzania, zaokrąglania. Nie jest to może bardzo analityczny styl dCS-a, który słabości nagrania pokaże w tak klarowny sposób, że właściwie lepiej tych gorszych nagrań nie słuchać w ogóle, niemniej Accustic Arts bardzo wyraźnie nagrania różnicuje. Te bardzo dobre zabrzmią wybitnie, ale w tych słabszych nie będzie wątpliwości, co przy ich realizacji spaprano – np. płyty U2 pozostaną płaskie, suche, a krążki Carlosa Santany sprzed kilku lat będą miały przewalony bas. Oczywiście w czasie mojej przygody z Accustic Arts TUBE-DAC II MK2 nie mogło zabraknąć choć odrobiny klasyki. Mając już przykłady tego, jak znakomicie to urządzenie radzi sobie z pokazywaniem przestrzeni, musiałem zagrać dwie płyty, w których odgrywa kluczową rolę. Po pierwsze moja ulubiona wersja Carmen z Leontyną Price. Wersja szczególna, bo raz, że von Karajan za pulpitem dyrygenckim oznacza niezwykle dynamiczną interpretację. Dwa, że jest to „duże” przedstawienie, stąd jeśli w tle mają maszerować chóry, to faktycznie tam są, przemieszczają się dość daleko za znajdującymi się na pierwszym planie solistami, co po prostu słychać. A słychać tym lepiej, im lepszy system, a więc i źródło. W jednej ze scen na pierwszym planie znajduje się trójka śpiewaków – primo śpiewających, secundo przemieszczających się po scenie, zaś na dalszym, bardzo głębokim planie, maszerują dwa chóry, oczywiście także śpiewające. No i oczywiście mamy tu także orkiestrę. Pokazanie tego w tak jasny, klarowny, wyrazisty i precyzyjny sposób, jak to pokazało testowane źródło, jest naprawdę niezłym wyczynem, bo wymaga połączenia wielu cech brzmienia, a tylko niewiele, najlepszych źródeł to potrafi. Tak jak Accustic Arts – selektywność i rozdzielczość pozwala śledzić każde ze źródeł dźwięku bez wysiłku, umiejętność oddania znakomicie poukładanej przestrzeni pozwala zachować porządek na scenie, przekonujące oddawanie emocji zawartych w głosach, namacalne rysowanie każdego z tych głosów, różnicowanie dynamiki i umiejętność swobodnego oddawania skoków tejże, co doskonale podkreśla emocje, nastrój chwili – wszystko to złożyło się na efekt w postaci przeżywania spektaklu jakby odbywał się przede mną. Gdyby komuś jednak było mało tego, co testowane urządzenie ma do zaoferowania w stanie fabrycznym, zawsze pozostaje jeszcze opcja, której nie ma w DAC-ach wykonanych w technologii solid-state – można się pobawić w wymianę lamp. Producent, właściwie jak każdy, sugeruje, żeby pozostać przy lampach, które sam wstawił. Pomimo naprawdę wybitnego dźwięku, każdego fana lamp korcić będą próby z różnymi NOS-ami, bo zawsze jest nadzieja, że można jeszcze lepiej, a nawet jeśli nie lepiej, to choć nieco inaczej. Pan Maciej z Soundclubu, znając moje zamiłowanie do lamp, przywiózł mi więc kilka kompletów różnych modeli, bo, jak stwierdził, ma sygnały od swoich klientów, że niektórzy z nich jednak wolą inne, niż fabryczne, lampy. Po dłuższych odsłuchach na tym, co dostajemy z fabryki odkręciłem kilka śrubek mocujących górną pokrywę i zaczęła się zabawa. Nie, przy żadnej z par lamp nie pojawiły się jakieś diametralne zmiany – ogólny, wybitnych charakter brzmienia tego urządzenia pozostał ten sam. Wymiana baniek próżniowych w tak dopracowanym urządzeniu skutkuje raczej delikatną zmianą smaku, że tak to kulinarnie ujmę. Wkładanie innej pary porównałbym właśnie do doprawiania potrawy do smaku, własnego smaku – to nadal ta sama potrawa, tyle że z subtelną nutką nowej przyprawy. Z przyprawami jest jednakże tak, że do jednej potrawy bardziej pasuje jedna, do innej inna. I trochę tak było właśnie z lampami. Np. po włożeniu pary Telefunkenów zapisałem niemal natychmiast – genialny fortepian! (na jednej z płyt Możdżera, a potem także Yamamoto). Podsumowanie Od pewnego czasu testuję sporo przetworników cyfrowo-analogowych i robię to najczęściej pod kątem ich możliwości grania muzyki z plików, albo bezpośrednio z wejścia USB, albo za pośrednictwem konwertera USB. Osobiście niemal w ogóle nie gram już muzyki z płyt CD – pliki i winyl całkowicie zaspokajają moje potrzeby. Tymczasem zestaw Accustic Arts, czyli przetwornik + dedykowany transport, przypomniał mi, że i ze srebrnych płyt da się wydobyć mnóstwo cudownej muzyki, emocji i niezwykle przekonującą iluzję uczestnictwa w muzycznym spektaklu. Przez cały czas, gdy ten zestaw gościł u mnie ani razu nie włączyłem gramofonu – osoby, które mnie znają wiedzą, że to najwyższa rekomendacja, jaką odtwarzacz cyfrowy może ode mnie uzyskać. Howgh! BUDOWA Accustic Arts TUBE-DAC II MK2 to robiący znakomite pierwsze wrażenie przetwornik cyfrowo-analogowy z hybrydowym stopniem wyjściowym. Urządzenie mierzące 100x482x375 mm i ważące 12 kg wyposażono w niezwykle solidną i pięknie wykończoną obudowę z aluminium w kolorze srebrnym lub czarnym o ściankach grubości 10 mm. Na froncie w układzie symetrycznym znajdują się dwie duże, srebrne gałki – (patrząc od frontu) po lewej selektor wejść, po prawej włącznik lamp w stopniu wyjściowym. Pośrodku panelu frontowego znajduje się srebrne logo, a pod nim trzy diody: (od lewej) sygnalizacja, czy na wybranym wejściu jest podawany sygnał, sygnalizacja czy lampy są włączone czy w okresie rozgrzewania, sygnalizacja wyłączenia (standby) lamp. Z tyłu umieszczono 7 wejść cyfrowych (w dwóch grupach), 2 wyjścia cyfrowe (koaksjalne i AES/EBU) oraz wyjścia analogowe zbalansowane i niezbalansowane. Dolna grupa wejść cyfrowych jest zoptymalizowana dla sygnału wejściowego o maksymalnej częstotliwości próbkowania do 48 kHz (czyli z założenie dla klasycznych transportów CD) – mamy tu 1xAES/EBU, 1xkoaksjal, 1xBNC. W drugiej grupie, umieszczonej powyżej, mamy wejścia zoptymalizowane do pracy z sygnałem o częstotliwości próbkowania do 192 kHz. Tu są do dyspozycji dwie pary wejść. Jedna para to koaksjal i wejście optyczne Toslink, między którymi znajduje się przełącznik, który musimy ustawić w jednej lub drugiej pozycji. Druga para to kolejne wejście koaksjalneoraz port USB (akceptujący sygnał do 96 kHz). Obok znajduje się jeszcze gniazdo zasilania oraz główny wyłącznik urządzenia.
W środku znajdujemy dwa, umieszczone w ekranujących je puszkach, transformatory toroidalne – 100 V A i 50 VA, z których większy zasila sekcję cyfrową urządzenia, a mniejszy stopień lampowy. Zasilanie podzielone jest na kilka osobnych sekcji – jedna zasila wyłącznie cyfrową obróbkę sygnału, osobna służy wyłącznie do rozgrzewania lamp, jeszcze inna zasila pracujące lampy. W sumie w zasilaniu umieszczono kondensatory o łącznej pojemności 84000 µF. Niemal cały układ zmontowano na jednej, dużej płycie głównej, a jedynie sekcję cyfrową dedykowaną sygnałowi wysokiej rozdzielczości umieszczono na osobnej, mniejszej płytce. Specyfikacja techniczna (wg producenta) |
|
|||
|
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity