Data publikacji: 1. luty 2013, No. 106
|
|
Wielu jest producentów okablowania i chyba każdy z nich proponuje nie tylko interkonekty i kable głośnikowe, ale również kable sieciowe. Część z nich ma nawet w ofercie listwy sieciowe. Znakomita większość firm robi to w bardzo do siebie podobny sposób.
Dobrze przygotowane okablowanie, w tym przypadku interesuje nas okablowanie związane z zasilaniem urządzeń, jest w stanie pokazać nieprawdopodobne rzeczy. To, dlaczego kabel sieciowy tak bardzo wpływa na dźwięk jest punktem zapalnym wszelkich dyskusji między słuchającymi i mierzącymi i trzeba jasno powiedzieć, że wciąż nie ma jednej, spójnej teorii, która by to wyjaśniała. Audio to jednak teren eksperymentów i liczą się ich wyniki, nie teoria, bo tę często buduje się na bazie organoleptyki, post factum. A wyniki większości prób są jednoznaczne: począwszy od, bardzo fajnego, wzmacniacza NAD C316BEE, na końcówce Soulution 710 skończywszy, od taniego odtwarzacza plików, po kosztujące kilkaset tysięcy złotych źródła dCS i Jadis - zmiana kabla sieciowego, a nawet listwy sieciowej wyraźnie, często w dramatyczny sposób zmienia brzmienie. I tego się trzymam.
Klasyczne metody, byle robione z głową, talentem i przy dużych środkach na badania, przynoszą oszałamiające rezultaty. Wystarczy wspomnieć, testowany miesiąc temu, system okablowania sieciowego Oyaide (czytaj TUTAJ), czy też kable sieciowe Acrolink 7N-PC9300 Mexcel i listwy sieciowe Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate (czytaj TUTAJ). To tylko dwa przykłady na to, jak można to zrobić z polotem.
W budowie kabli sieciowych kluczowe elementy to: dobór materiału na przewodnik, wybór dielektryka, rodzaj konstrukcji oraz ekranowanie (lub jego brak - to też się mieści w tej kategorii). Ta ostatnia sprawa podzieliła świat audio na dwa obozy - jeden, według którego wokół przewodników powinno być jak najmniej metalu (patrz - firmy DNM Design i ETI Research) i druga, według której największym zagrożeniem dla sygnału (a prąd w kablu sieciowym to niemodulowany jeszcze sygnał) są zewnętrzne zakłócenia RF, EM i inne. Ci ostatni postawili wszystko na jak najbardziej efektywne ekranowanie swoich kabli. Według nich wszystko w audio sprowadza się po prostu do eliminacji zakłóceń.
Ekran w kablu to płaszcz z przewodzącego materiału (o dużej konduktywności) wokół przewodników z sygnałem użytecznym, podłączone do uziemienia (na potencjale Ziemi) lub do innego punktu (innego potencjału). Zazwyczaj jest to oplot miedziany, siatka lub wiązka drucików, folie miedziana lub aluminiowa, czasem pełne rury z metalu. Dobrze wykonane, często w różnych kombinacjach (np. siatka plus dwie warstwy folii) przynoszą znakomite rezultaty.
Są jednak i inne sposoby na zwiększenie efektywności ekranu – polaryzacja ekranu, czyli układy aktywne. W tego typu rozwiązaniach do ekranu podłącza się napięcie, polaryzując odpowiednio ekran, polepszając w ten sposób odporność na zakłócenia. Jednym z ciekawszych tego typu sposobów, a na pewno najbardziej znanym, jest DBS, czyli Dielectric-Bias System firmy Audioquest. Z jego podstawami można się zapoznać w napisanym przystępnym, eleganckim językiem dokumencie dostępnym TUTAJ.
Jak się jednak okazuje, sam koncept nie jest nowy i na pewno nie należy do Audioquesta. Ani do żadnej innej firmy. Jest częścią ogólnej wiedzy, a opatentowane są jedynie jego konkretne realizacje - Audioquest posiada patent na DBS zaś Synergistic Research, o której chciałem tym razem opowiedzieć, na Active Shielding.
Ted Denney III, szef projektantów, dyrektor generalny Synergistic Research Inc. tak o nim mówi:
Pozwól mi Wojtku wyjaśnić, czym jest Active Shielding. Pierwsze eksperymenty z aktywnym ekranowaniem rozpoczęły się w 1996 roku i polegały na wpięciu baterii w statyczny układ z anodą (+) baterii podłączoną do przewodnika biegnącego przez całą długość kabla i anodą (-) podłączoną do ekranu. Próby z tymi prototypami pokazały poprawę dźwięku w wysokich częstotliwościach. Niestety zwiększyły też szum tła (szczególnie przy długich odcinkach kabli), działając jak antena, zbierając zakłócenia RF oraz EM. Moje pierwsze eksperymenty są generalnie tym, co opatentował Audioquest.
Następnym krokiem były eksperymenty z zamkniętym obwodem, w którym ekran przewodził prąd DC z układem buforującym pomiędzy ekranem i masą, z osobnym przewodem dla masy. Zamknięty obwód nie tylko poprawił, subiektywnie, jakość dźwięku, ale także spowodował znaczące, mierzalne, zmniejszenie szumów, poprawiając detale, przy lepszym rozciągnięciu pasma - od dołu do góry. Ponieważ obwód zamknięty pobiera prąd nie mogliśmy już więcej stosować baterii, ponieważ rozładowalibyśmy je w przeciągu kilku godzin.
No dobrze, coś na początek jest. To samo, albo coś podobnego mogłem jednak wcześniej wyczytać na stronie internetowej producenta. Poprosiłem więc Teda o rozwinięcie tematu różnic miedzy DBS i Active Shielding. Bez żadnego krygowania się napisał:
Pozwól mi Wojtku o skomentowanie twojego pytania. Poniższy link wyjaśnia w detalach różnice między należącym do Audioquesta systemem DBS i naszym Active Shielding.
LINK
Generalnie, w naszych kablach podajemy na ekran zarówno NAPIĘCIE, jak i PRĄD. Pozwala to ekranowi połączyć się z masą nie w podłączanych komponentach, a masie układu zasilającego ekran. Dzięki temu ma szumy są znacznie niższe niż w kablach z systemem DBS czy w normalnych ekranach. Jeślibyśmy stosowali baterie, jak Audioquest, to - powtórzę - szumy nie byłyby tak niskie i bardzo szybko rozładowalibyśmy baterie; byłaby to kwestia jednej czy dwóch godzin (chyba, że baterie miałyby wielkość akumulatora samochodowego).
Active Shielding to w skrócie coś jak turbodoładowanie silnika, a DBS to hood scoop [dodatkowy otwór wlotu powietrza na masce w samochodach 74/75 Cobra II czy 74/78 Mustang - przyp. red.].
Zastosowana w kondycjonerze PowerCell EM Cell jest w 100% naszym opracowaniem i jej technologia jest opatentowana. U jej podstaw jest teoria związana z mechaniką kwantową mówiąca o relacjach miedzy dwoma polami energii. Dzięki temu nie ma żadnych ograniczeń w wielkości prądu - żadnych! O ile wiem, EM Cell jest jedynym na świecie układem filtrującym dla prądu i napięcia.
Jak już kilkukrotnie mówiłem, stosowanie pojedynczych kabli w danym systemie, w towarzystwie okablowania innych producentów to zaledwie półśrodek. O tym, co dany układ potrafi możemy się przekonać stosując jak najwięcej kabli danej firmy i danego rodzaju. Dlatego też do testu wypożyczyłem kondycjoner Tesla PowerCell 10SE MkIII z okablowaniem dla całego systemu: kablami sieciowymi Element C•T•S Analogue Power dla przedwzmacniacza i końcówki mocy oraz Element C•T•S Digital Power dla odtwarzacza CD. Kable SR są grube i sztywne, szczególnie przy wtyczkach. Nie udało mi się więc podłączyć „Elementu” do końcówki Soulution 710. W tym konkretnym wzmacniaczu gniazdo IEC jest umieszczone z tak, że kabel musi być dość giętki. Mój Acrolink 7N-PC9300 Mexcel tam akurat pasuje - Element C•T•S Analogue Power niestety nie. Test przeprowadziłem więc, podłączając kablami SR odtwarzacza CD i przedwzmacniacz. Sieciówkę tej firmy wypróbowałem też ze wzmacniaczem zintegrowanym Jadis I-35 oraz odtwarzaczem CD Restek Epos.
ODSŁUCH
Płyty wykorzystane w odsłuchu (wybór)
- Random Trip, Nowe Nagrania, 005, CD + FLAC 24/44,1 (2012).
- Barbara Lea, Woman In Love, Riverside/Sinatra Society of Japan, XQAM-160, CD (1955/2007).
- Danielsson/Dell/Landgren, Salzau Music On The Water, ACT Music + Vision, ACT 9445-2, CD (2006).
- David Gilmour, On An Island, EMI, 55695, CCD (2006).
- Diorama, Cubed Deluxe Edition, Accession Records, A 114, 2 x CD (2010); recenzja TUTAJ.
- Gerry Mulligan & Scott Hamilton, Soft Lights & Sweet Music, Concord Jazz/Mobile Fidelity, UDSACD 2017, SACD/CD (1986/2006).
- Hilary Hahn, Hilary Hahn Plays Bach, "Best Classics 100", Sony Classical/Sony Music Japan Entertainment, SICC 30087, 2 x BSCD2 (1997/2012).
- Jethro Tull, Thick As a Brick, "40th Anniversary Set", Chrisalis/EMI 461923, CD + DVD PCM 24/96 (1972/2012).
- Józef Skrzek, "Pamiętnik Karoliny", Polskie Nagrania/Metal Mind Productions, MMP CD 0535 DG, CD (1978/2009).
- McCoy Tyner, Inner Voices, "Jazz Next Standard. Spiritual Jazz", Milestone, UCCO-9467, CD (1977/2008).
- Megadeth, Countdown to Extinction, Capitol/Mobile Fidelity Sound Lab, UDCD 765, gold-CD (1992/2006).
- Miles Davis Sextet, Someday My Prince Will Come, Columbia/Mobile Fidelity Sound Lab, MFCD 828, CD (1961/?).
- Muse, The Resistance, Warner Music Japan, WPZR-30355-6, CD+DVD (2009).
- Norah Jones, The Fall, Blue Note/EMI, 99286, CD (2009).
- Pat Metheny Group, Offramp, ECM, ECM1216, CD (1982).
- Porcupine Tree, Deadwing, Lava, 93437, CD (2005).
- Portishead, Third, Go! Disc/Universal Music K.K. (Japan), UICI-1069, CD (2008).
- Schubert, Lieder, wyk. Dietrich Fischer-Dieskau, dyr. Gerald Moore, "Signature Collection", EMI, 55962 2, 4 x SACD/CD.
- Tadeusz Woźniak, Tadeusz Woźniak, MUZA Polskie Nagrania /Polskie Nagrania, PNCD 1289, CD (1974/2010).
Japońskie wersje płyt dostępne na
Nie lubimy, kiedy naukowcy mówią językiem nauki. Tj. kiedy używają skomplikowanego, przynależnego danemu wycinkowi wiedzy, w którym się akurat specjalizują, języka. Jest dla nas niezrozumiały, a to nas irytuje, wzbudza agresję. Chcielibyśmy, żeby mówili tak, abyśmy wiedzieli o czym mówią, żebyśmy mogli się włączyć do dyskusji; chcielibyśmy zająć jakieś stanowisko, a nie być zaledwie dekoracją, atrapą rozmówcy.
I rzeczywiście jest tak, że specjaliści w danej dziedzinie nadużywają specjalistycznego żargonu, chcąc często za jego pomocą przykryć swoje kompleksy, pokazać, kto tu "rządzi". Albo po prostu zapominają, że rozmawiają nie z kolegami po fachu, a z laikami.
To jednak tylko jedna strona medalu. Druga jest nie mniej przykra dla ludzi spoza danego kręgu, jednak przynajmniej czysta i jasna: na pewnym poziomie, przy dostatecznie skomplikowanych zagadnieniach nie da się mówić inaczej niż "językiem nauki". Jest bowiem bardziej wielowymiarowy, bogatszy i znacznie bardziej jednoznaczny niż ogólne określenia używane przez nas na co dzień. I w rozmowie między fachowcami, dotyczącej interesującej ich dziedziny jest jedynym możliwym językiem. Bez niego dyskurs, jakikolwiek, wróciłby do poziomu "ale jest za..biście/ch...wo!", do wyboru.
Dlatego proszę się nie gniewać, jeśli mówię w sposób, w jaki przyjęło się mówić w audio i w naukach, z których ten język został zapożyczony - z dziedziny sztuki i krytyki sztuki, przede wszystkim malarstwa, muzyki i literatury, a także z dziedzin pokrewnych, tj. dziennikarstwa specjalizującego się w ocenie win, zegarków i samochodów. To język, który nieźle znam, którego przez wiele lat używałem na studiach i który się po prostu sprawdza. Jest opisowy, ale takim właśnie językiem posługują się wszystkie przeze mnie przywołane dziedziny sztuki i związana z nimi krytyka. Ostatecznie czytają państwo magazyn specjalistyczny, redagowany przez specjalistów (audiofilów-melomanów) dla specjalistów (audiofilów-melomanów), mówiący o produktach specjalistycznych.
Dlatego właśnie, bez krygowania się i fałszywego wstydu, kreowania się na "zioma", zacznę od takiego stwierdzenia: poddany testowi system okablowania sieciowego Synergistic Research ma jedną cechę, której nie miał żaden inny system sieciowy, jaki znam, ani mój, ani nawet Siltechy z serii Royal Double Crown: zagęszcza struktury. Myślę, że to stwierdzenie najlepiej oddaje sedno systemu SR. Nie jest łatwy do wypreparowania, to wskazania nań palcem, ale ostatecznie, za każdym razem do niego wracałem. I to on powodował największe zmiany w dźwięku.
Dotarcie do tego nie jest łatwe, ponieważ za każdym razem, z każdą płytą działa to nieco inaczej. Można oczywiście wyodrębnić pewien korpus, grupę nagrań, w której wyniki są zbliżone, ale nawet to nie będzie do końca precyzyjne. Bo sieć od SR fantastycznie różnicuje nagrania. Powiem więcej: pokazuje różnice lepiej niż jakikolwiek inny system, który miałem u siebie w domu. Trzeba oddać mu sprawiedliwość - nie narzuca swojego charakteru wszystkim nagraniom, przynajmniej nie bezpośrednio. Wnosi coś swojego, nawet dość wyraźnie, ale nie jest to proste, mechaniczne "nałożenie" na każde nagranie, które słychać zawsze i wszędzie.
Zagęszczanie o którym mowa to powiększanie źródeł pozornych, pokazywanie ich krawędzi i brył (!), powiększanie wolumenu. Najlepiej słychać to w nagraniach, w których zachowana jest relacja przestrzenna, tj. wielkości i intensywności źródeł dźwięku, w których instrumenty mają dostatecznie wyrafinowaną, bogatą strukturę. W przypadku, kiedy nagranie jest pod tym względem kiepskie, czyli w większości współczesnych nagrań pop i rock wychodzą inne zalety kabli SR, ale ta konkretna znika.
Tak, będzie mowa o wokalach. Wystawy audio, wszelakiego typu, jak również pokazy mogą doprowadzić do wymiotów, do alergii na damski wokal. Tyle tylko, że przesada nie oznacza, że samo sedno jest złe, że nikt takiej muzyki nie słucha, że to badziew.
|
Badziewna jest najczęściej akurat ta muzyka, którą odtwarza się na wystawach, ze szczególnym uwzględnieniem współczesnych "artystek", często "artystek jazzowych". Dopóki traktujemy je „lajtowo”, tj. jako przyjemny muzak - nie ma sprawy. Ze sztuką, z prawdziwą muzyką to jednak nic wspólnego nie ma. Ale kiedy słuchamy: Peggy Lee, Barbary Lea, Sary Vaughn, Chris Connor, Carole Creveling, Carol Sloane, Keely Smith, Doris Drew, Jane Harvey, Elle Fitzgerald i innych, prawdziwych Wokalistek, wtedy kable SR wnoszą coś wyjątkowego, wybitnego.
Uwypuklą mocne źródła dźwięku. W tym przypadku wokale. Przy płytach z klasyką będzie to instrument prowadzący lub głos, przy jazzie wszystkie mocno grające instrumenty; ach, jak genialnie, namacalnie, bebechowo grała płyta trio Danielsson/Dell/Landgren Salzau Music on The Water! Mówiłem, że to działa przede wszystkim na małe składy? Nie? - Ale można to było tak odczytać. Prawda jest jednak bardziej skomplikowana. Okazuje się, że dobre realizacje z dużymi składami, jak klasyka z Chorusami Verdiego, jak nowy remaster Thick As a Brick Jethro Tull (fantastyczna wersja z materiałem PCM 24/96 - polecam!), dostają takie samo "pchnięcie w plecy", że tak powiem. Ale nie nożem, a ręką przyjaciela, kierującą nas na scenę.
O właśnie - teatralna scena to dobre porównanie. Po czym da się, tak na szybko, poznać dobrego aktora? Po pierwsze po dykcji, a po drugie po umiejętności "znajdowania" światła. W teatrze stosuje się statyczne układy świateł, tzw. "sceny", w których każdy reflektor ma ściśle określony kąt padania, jasność i punkt, w który celuje. Aktorzy muszą się nauczyć, gdzie w danej scenie stoją i po jakich trajektoriach się poruszają - tak, aby zawsze pozostawać w założonym oświetleniu. Młodzi aktorzy i ci słabi mają z tym ciągłe problemy, poruszają się jakby mieli problemy z koncentracją, ciągle szukając dobrego miejsca, nigdy go nie znajdując. Aktorzy wybitni, a z kilkoma pracowałem (wśród nich numerem 1 jest dla mnie Jan Peszek, aktor totalny), robią to od niechcenia, poza kalkulacją. Po prostu zawsze stoją tam, gdzie trzeba, nawet jeśli sytuacja jest dla nich nowa (np. na próbach).
Kable Synergistic Research wraz z kondycjonerem tej firmy pełnią w systemie rolę "talentu". Jakby kierowały aktorami (wokalistami i instrumentalistami) tak, aby zawsze "łapali" światło. Kiedy śpiewa Barbara Lea, śpiewa tylko dla nas. Kiedy Landgren gra na puzonie, robi to tylko dla nas. Ale i dla swoich kolegów, z których każdy ma wyraźną bryłę, piękną barwę i jest namacalny.
Jak widać nie mówię o klasycznych kategoriach, w których poruszamy się oceniając kolumny, wzmacniacz i inne elementy systemu audio. To nie ma sensu. Najważniejsze dzieje się tu bowiem między nimi, "pomiędzy" barwą, balansem tonalnym i dynamiką. I to te spostrzeżenia są, moim zdaniem, najważniejsze dla dobrego zrozumienia testowanego systemu, a także do jego oceny, pod kątem własnego systemu, upodobań, poszukiwanego ideału. Trzeba jednak powiedzieć też słowo o nich samych, żeby mieć pełny obraz.
Średnica brzmi w nieco bardziej otwarty sposób niż z moim systemem kabli. Nawet nie to, że jest jaśniejsza, bo nie jest. Jednak niższy środek jest z SR lżejszy nie tak gęsty, jak u mnie. Z kolei wyższa część tego pasma w amerykańskim systemie jest lepiej doświetlona, bardziej rozdzielcza. W porównaniu z nim mój japoński system brzmi nieco bardziej "oldskulowo", jak nagrania z lat 50. ubiegłego wieku. Jeślibym miał w jakiś sposób skomentować skraje pasma, to powiedziałbym, że słychać je u mnie nieco słabiej, że są bardziej kontrolowane. Szczególnie bas. Dolny zakres instrumentów jest nieco lepiej różnicowany, ale też wydaje się płytszy. Czy tak jest w rzeczywistości - nie wiem, może to akurat sprawa współpracy z moimi kolumnami, z resztą okablowania. Być może w pełnym systemie SR brzmiałoby to inaczej. Tu i teraz, czyli u mnie, z moim systemem bas wydaje się lekko "przytrzymany", kontrolowany, ogarniany” z każdej strony; nie ma tu miejsca na przypadek, na niekontrolowaną ekspresję.
Podobnie odbieram pogłosy. Ponieważ najważniejsze są w dźwięku Synergistic Research pierwsze plany, wszystko wokół niech jest słabsze, podporządkowane głównemu dźwiękowi. Przekaz jest więc bardziej esencjonalny, ale też i suchszy zarazem - to nie te dwie rzeczy sie w tym przypadku nie wykluczają! Esencja to głosy, instrumenty, współbrzmienia, a suchość (choć to nie do końca trafione słowo, innego nie mam) to mniejsza aktywność akustyki w ostatecznym brzmieniu. Mój system wydaje się przez to bardziej dynamiczny, taki trochę "koncertowy", nie do końca przewidywalny. SR charakteryzowałby się zaś brzmieniem "studyjnym", może nawet „wystudiowanym”.
Podsumowanie
Tak się składa, że przed i w trakcie tego testu prowadziłem ciekawą korespondencję z panem Stanisławem, jednym z czytelników "High Fidelity", konstruktorem, którego DAC grał w pokoju audiostereo.pl podczas wystawy Audio Show 2012. Jego "konikiem" są zakłócenia RF i EM, rujnujące dźwięk. Chciałbym przytoczyć fragment naszej korespondencji, żeby zobrazować to, o czym mówię i pokazać, że problem eliminacji zniekształceń jest jednym z najważniejszych, z jakimi audio zmaga się od lat:
Ale mam [...] spostrzeżenie z wszystkich wystaw audio. Regułą jest, że na takich wystawach zazwyczaj sprzęty źle grają, chociaż bywają wyjątki. Mam taką swoją, trochę domorosłą teorię, że wynikiem tego nie zawsze jest zła akustyka pokoi hotelowych, ale ogromne zakłócenia generowane poprzez sieć energetyczną. Na takich wystawach urządzeń cyfrowych podpiętych jest cała masa, a wszystko to zazwyczaj jest od siebie bardzo mało oddalone. Właśnie na Audio Show 2012 przekonałem się, że tak właśnie jest. Otóż zrobiłem przypadkowy błąd tzn. nie podłączyłem przewodu ochronnego DAC-a do przewodu ochronnego gniazdka, ponieważ w domu środek filtra sieciowego od strony pierwotnej mam podłączony do kaloryfera. Jak wiemy środek ten stanowią dwa kondensatory połączone szeregowo pomiędzy przewodem fazowym a zerowym. Środek właśnie powinien być połączony z przewodem ochronnym. Brak tego połączenia spowodował to, że jak podłączało sie kable czincz do innego wzmacniacza można było zaobserwować potężne iskrzenie! Oczywiście nie było to spowodowane jakimś przebiciem, czy złą izolacją, ale właśnie zakłóceniami, które to właśnie w momencie podłączania czinczów zwierane były do ziemi. Efekt ten później pomierzyłem w domu analizatorem widma i wiem obecnie, że są to zakłócenia w. cz. Ale właśnie w domu przy takim polaczeniu występuje tylko mała iskierka, a tam w hotelu Sobieskim szły iskry jak ze spawarki. Myślę, że efekt ten spowodowała duża ilość zakłóceń w sieci energetycznej, powodująca, że na wystawach gra zazwyczaj tak kiepsko. [...]
Wiele bawiłem sie hobbistycznie wzmacniaczami jak i DAC-ami (ponad 20 lat) i mam pewne intuicje jak i dowody mierzalne oraz odsłuchowe, że zakłócenia są główną przyczyną tego, że ciągle słuchamy gramofonów analogowych i ciągle nie jesteśmy z tego dźwięku zadowoleni.
Dla przykładu, kiedy zamontowałem swojego DAC-a na AS2012, to początkowo byłem bardzo sfrustrowany dźwiękiem, a dodatkowo przypominało mi to jakby cofnięcie sie z konstrukcją o jakieś 100 kroków wstecz. A te kroczki to różne metody minimalizacji zakłóceń. Dlatego uważam zakłócenia za główny powód niskiej jakości dźwięku na wystawach. Proszę zwrócić uwagę na to, jaki jest bas na tych wystawach? Przecież to nie jest wina akustyki! Jeśli mam bardzo zakłócony system z dużym jitterem, to właśnie na basie tak zagra. Nie sądzi Pan? Przecież dopiero super niski jitter i niskie zakłócenia dają dobry efekt. Dla mnie to taki tor: patrząc od źródła JPlay, później izolacja galwaniczna, odkłócony asynchroniczny przetwornik USB, super dokładne zegary, niskoszumny DAC (ja lubię Sabre) i dopiero to daje tę melodykę na basie i nieważne czy jest to głośno, czy cicho; słychać wiolonczele, słychać kontrabas i nigdy nie ginie w tle. A na zakłóconych systemach z jitterem słychać tylko buczenie i nie wiadomo, jaki to dokładnie instrument. I stąd te „buczące” pokoje i dziwne dźwięki.
ZAKŁÓCENIA nic więcej...;)
Jestem pewien, że Ted Denney III dokładnie to samo miał na myśli, kiedy po raz pierwszy wykonał aktywne ekranowanie kabli. Zresztą nie tylko on – słuchając kabli sieciowych Siltecha, z dedykowaną im listwą Octopus słyszałem bardzo podobne modyfikacje dźwięku. Choć ogólnie brzmienie było inne, to akurat pewne zwarcie basu, jego kontrola, podobnie jak kontrola wszystkich podzakresów była niemal identyczna. A sieciówki Siltecha mają jeden z najbardziej zaawansowanych, najdroższych ekranów pasywnych, jaki można spotkać na rynku. I są bardzo drogie.
System sieciowy Synergistic Research jest najbardziej rozbudowanym systemem, jaki znam. Stopień jego skomplikowania jest równie duży, jak rozbudowanego systemu audio. Wszystkie te działania mają jednak cel i poparte są solidnymi podstawami – zarówno naukowymi, jak i płynącymi z doświadczenia w dziedzinie zasilania układów audio (czyli organoleptyką).
To wszystko opłaciło się, jak mało co. Urządzenia zasilane kablami SR dostają coś w rodzaju "doładowania", pokazując wiarygodne bryły, piękne barwy, świetnie różnicując płyty. Sprawę dobrze nagranych już omówiłem. Jeśli chodzi o słabsze realizacja, albo kiepskie tłoczenia, jak Countdown to Extinction Megadeth, czy On An Island Davida Gilmoura dźwięk robi się bardzo przyjemny, choć dość płaski dynamicznie. Każda płyta zachowuje swój własny charakter, a modyfikacje nie zmieniają ich wszystkich w ścieżkę dźwiękową tego samego, kiepskiego filmu.
Boję sie produktów, w których forma przeważa nad treścią - a tak, na pierwszy rzut oka, wyglądają kable Synergistic Research. Światełka, zasilacze, filtry - wszystko to jest tak inne od klasycznych audiofilskich doświadczeń, że może przytłoczyć. Kiedy jednak poczytamy literaturę tematu, kiedy zobaczymy o co chodzi i kiedy wreszcie posłuchamy co ten cały cyrk wnosi do dźwięku, wówczas zaczynamy myśleć, że to innym kablom czegoś brakuje, zaczynamy szukać zasilaczy i wypatrywać świecących punkcików diod LED... To absolutnie topowy system zasilania, równoważny jakościowo mojemu, wypieszczonemu, złożonemu wyłącznie z japońskich elementów, oferujący jednak nieco inne spojrzenie na dźwięk, w kilku punktach jeszcze lepsze, jeszcze bardziej krwiste niż to, co u siebie mam na co dzień. Gratulacje – to kawał dobrej roboty, wiele lat prób i badań, a za to trzeba płacić. Kosztuje bowiem nie materiał, kilo gwoździ, ale lata spędzone na eksperymentach, czyli wiedza. Jak zawsze. W tym przypadku opłaca się to jak nigdy!
BUDOWA
System sieciowy Synergistic Research składał się z trzech elementów: kondycjonera sieciowego Tesla PowerCell 10SE Mk III, Element C•T•S Analogue Power - kabli sieciowych przeznaczonych do zasilania urządzeń analogowych oraz Element C•T•S Digital Power kabli sieciowych przeznaczonych do zasilania urządzeń cyfrowych.
Kondycjoner to ma dużą obudowę, wykonaną z niemagnetycznego materiału, czarnego akrylu. Na przedniej ściance mamy tylko wyfrezowaną nazwę nie ma żadnych wskaźników. Te znajdziemy z tyłu urządzenia. Mamy tam pięć, podwójnych gniazd sieciowych SR, filtr układu EM Cell (z niebieską diodą – taki sam, jak w aktywnych platformach tej firmy), gniazdo dla zewnętrznego zasilacza, zasilającego owe aktywne układy minimalizujące szumu i gniazdo dla kabla zasilającego urządzenie. Gniazdo jest cudowne, podobnie jak wtyk – to PowerCon firmy Neutrik, znakomite rozwiązanie, zarówno jeśli chodzi o mechanikę, jak i elektrykę.
Wewnątrz urządzenia umieszczono aktywne układy redukcji szumów wysokoczęstotliwościowych EM Cell. To układy umieszczane obok elementów, z którymi współpracują – w torze, ani też równolegle, przewodów zasilających nie ma żadnych układów. Dzięki temu pobór mocy zależy wyłącznie od wydajności instalacji elektrycznej w naszym domu. Po szczegóły odsyłam na stronę internetową producenta TUTAJ. Nie będę udawał – części z nich, jak np. „Quantum Tunneled” nie rozumiem.
Kable z serii Elements zostały opracowane przy wykorzystaniu technologii znacznie droższej, prestiżowej serii Galileo System. Chodzi przede wszystkim o zastosowanie aktywnego ekranowania z dielektrykami powietrznymi ("Active Shielded Air Dielectrics”; chodzi o rurki, w których znajdują się druciki), czysty wolfram ("Pure Tungsten”) oraz układ Enigma Tuning ("Enigma Tuning Circuit”), czyli wymienne filtry Enigma.
Kable są bardzo grube – składają się ze skręconych ze sobą wielu biegów kabla, o trzech różnych średnicach. Każdy z testowanych kabli składa zbudowany jest z trzech materiałów: miedzi (Cu), wolframu (W) oraz srebra (Ag). Zakończone są wysokiej klasy wtykami G07. W każdym znajdziemy dwa wymienne filtry, korygujące w pewnej mierze brzmienie. W czasie testu zastosowany był filtr „środkowy”, mający się charakteryzować neutralnym brzmieniem. Nie wymieniałem go na inne, ponieważ jednym z podstawowych wymogów jest podłączenie zasilania, a więc i filtra, na 72 godziny przed odsłuchem. W tym przypadku test miał więc odwrotną kolejność: B/A, ze znanymi B i A, gdzie A to system odniesienia, a B system testowany. Najpierw przesłuchałem wybrane płyty i nagrania z systemem B, a potem te same z A. Nie ma możliwości bezpośredniego porównania pojedynczych utworów. Wspomniane filtry, Enigma Bullets, zakończone są niebieskimi diodami (ciekawe, czy dostępne są inne kolory?) i mocno się rozgrzewają. Do każdego kabla należy podłączyć zewnętrzny zasilacz ścienny z bardzo ładnymi, ekranowanymi kablami i złoconymi wtykami Tesla (własnej produkcji). Oznacza to, że oprócz gniazd dla kabla sieciowego musimy zatroszczyć się także o gniazda dla zasilaczy. Producent sugeruje zastosowanie dobre listwy sieciowej, ale można też spróbować podpiąć je do samego kondycjonera, jak to pokazałem na zdjęciach. Samodzielne eksperymenty – mile widziane. Kondycjoner w czasie testu stał na platformie antywibracyjnej Acoustic Research RAF-48H, zasilacze wpięte były do listwy sieciowej Oyaide MTS-4e.
Dystrybucja w Polsce
FAST M.J. Orszańscy s. j.
Romanowska 55e, | 91-174 Łódź | Polska
tel.: 42 61 33 750 | fax: 42 61 33 751
e-mail: info@audiofast.pl
Strona internetowa: audiofast.pl
|