Data publikacji: 1. luty 2013, No. 106
|
|
High-end to specyficzny świat. Jest bytem osobnym. Jest zamknięty, hermetyczny. I obowiązuje w nim swoista etykieta. W odróżnieniu do znacznie bardziej "luźnej" przestrzeni hi-fi skupiony jest na rzeczach, które w niższych przedziałach cenowych nie są aż tak ważne, albo są wręcz rozumiane na odwrót. To może być podejście do sposobu budowy, filozofia związana z użytymi elementami, rodzaj reklamy, rozumienie stosunku jakość/cena (a właściwie wyeliminowanie tej kategorii), a także sposób sprzedaży. Jednym z ważniejszych wyznaczników jest też częstotliwość wprowadzania danego produktu do oferty. W skrócie: im rzadziej, tym lepiej.
Mała częstotliwość zmiany oferty warunkowana jest kilkoma czynnikami. Jeden wiąże się z tym, że realny postęp na tak wysokim poziomie jakościowym nie zdarza się co chwilę, a drobne poprawki kumulują się w dłuższym okresie czasu. Inny związany jest z tzw. "dumą posiadacza". Chodzi o to, że kupując coś drogiego - w domyśle: dobrego - oczekujemy, że będzie dobre także za rok, dwa, trzy, a może i więcej. Wycofanie danego modelu po roku czy dwóch, bez wyraźnej przyczyny, tylko po to, aby odświeżyć ofertę jest wbrew logice obowiązującej w sferze dóbr luksusowych. A high-end tam się właśnie lokuje. I jest wreszcie powód prozaiczny: jeśliby się oferta high-endowych produktów zmieniała zbyt często, konsumenci wstrzymywaliby się z zakupem, czekając na nowszy model.
Od Accuphase E-202 do E-260
MODEL | ROK. M. | MOC | TR. WYJ. | KOL. | WSK. |
E-202 | 1974.05 | 100 W/8 Ω | bi-polar | srebrny | TAK |
E-203 | 1979.08 | 70 W/8 Ω | MOS-FET | srebrny/ złoty | NIE |
E-204 | 1981.12 | 75 W/8 Ω | MOS-FET | złoty | NIE |
E-205 | 1985.12 | 80 W/8 Ω | bi-polar | złoty/ czarny | NIE |
E-206 | 1989.02 | 100 W/8 Ω | bi-polar | złoty/ czarny | NIE |
E-207 | 1992.11 | 100 W/8 Ω | bi-polar | złoty/ czarny | NIE |
E-210 | 1995.04 | 80 W/8 Ω | bi-polar | złoty | NIE |
E-211 | 1998.10 | 90 W/8 Ω | bi-polar | złoty | NIE |
E-212 | 2001.11 | 90 W/8 Ω | bi-polar | złoty | TAK |
E-213 | 2005.04 | 90 W/8 Ω | bi-polar | złoty | TAK |
E-250 | 2008.11 | 90 W/8 Ω | bi-polar | złoty | TAK |
E-260 | 2013.01 | 90 W/8 Ω | bi-polar | złoty | TAK |
Jak się wydaje, przedział 3-5 lat jest optymalny. Przećwiczyła to firma Accuphase na przykładzie otwierających jej ofertę wzmacniaczy, tzw. "integr" (czyli wzmacniaczy zintegrowanych) z rodziny '2xx'. Następcy poprzednich modeli prezentowani są bowiem właśnie co trzy, cztery lub pięć lat.
Wszystko zaczęło się od modelu E-202, wprowadzonego do sprzedaży w maju 1974 roku, czyli niemal dokładnie dwa lata od rozpoczęcia przez tę japońską firmę działalności. Urządzenie bazowało na bipolarnych tranzystorach mocy i oferowało 2 x 100 W/8 Ω oraz - ciekawostka - regulowany "damping", w trzech krokach: 50-5-1. Jego cechą charakterystyczną były wychyłowe wskaźniki mocy. Model E-203 z 1979 roku wykorzystywał na wyjściu tranzystory MOSFET i miał moc 2 x 70 W/8 Ω. Zrezygnowano w nim z wskaźników, ale dostępny był w kolorach srebrnym i złotym. E-204 miał nieco wyższą moc wyjściową (o 5 W) i można go było kupić w złocie lub czerni (!). Z tego ostatniego koloru zrezygnowano dopiero w roku 1995, wraz z modelem E-212, tylko w złocie. W E-205 z 1985 roku ponownie wrócono do bipolarnych tranzystorów w końcówce, MOSFET-y pozostawiając jedynie w stopniu wstępnym wzmacniacza mocy. Taki układ wykorzystywano aż do roku 2001 i modelu E-212, gdzie zastąpiono je bipolarami. Jak widać, E-212 był całkowitą rewizją poprzednich założeń. E-205 miał moc 2 x 80 W/8 Ω, podniesioną do 2 x 100 W/8 Ω w modelach E-206 oraz E-207. Model E-210 to zupełnie nowa konstrukcja, dlatego nie dziwi powrót do mocy 80 W/8 Ω, w E-211 podniesionej znowu o 10 W. W E-212 z 2001 roku powraca coś, co jest dla Accu charakterystyczne - wychyłowe wskaźniki mocy. W najnowszym modelu, E-260 po raz pierwszy dołącza do nich alfanumeryczny wyświetlacz na modułach LED. W modelu E-213 po raz pierwszy zastosowano uład MSC, polegający na równoległym prowadzeniu sygnału wieloma biegami. Aż do E-250 regulacją siły głosu zajmował się klasyczny potencjometr. e wspomnianym modelu zastąpił go wyrafinowany, analogowy układ regulacji siły głosu o nazwie AAVA-II.
ODSŁUCH
Płyty wykorzystane w odsłuchu (wybór)
- Random Trip, Nowe Nagrania, 005, CD + FLAC 24/44,1 (2012).
- Diorama, Cubed Deluxe Edition, Accession Records, A 114, 2 x CD (2010); recenzja TUTAJ.
- Gerry Mulligan & Scott Hamilton, Soft Lights & Sweet Music, Concord Jazz/Mobile Fidelity, UDSACD 2017, SACD/CD (1986/2006).
- Hilary Hahn, Hilary Hahn Plays Bach, "Best Classics 100", Sony Classical/Sony Music Japan Entertainment, SICC 30087, 2 x BSCD2 (1997/2012).
- Hilary Hahn, Hilary Hahn Plays Bach, Sony Classical, SK 62793, "Super Bit Mapping", 2 x CD (1997).
- Józef Skrzek, "Pamiętnik Karoliny", Polskie Nagrania/Metal Mind Productions, MMP CD 0535 DG, CD (1978/2009).
- McCoy Tyner, Inner Voices, "Jazz Next Standard. Spiritual Jazz", Milestone, UCCO-9467, CD (1977/2008).
- Miles Davis Sextet, Someday My Prince Will Come, Columbia/Mobile Fidelity Sound Lab, MFCD 828, CD (1961/?).
- Norah Jones, The Fall, Blue Note/EMI, 99286, CD (2009).
- Pat Metheny Group, Offramp, ECM, ECM1216, CD (1982).
- Porcupine Tree, Deadwing, Lava, 93437, CD (2005).
- Portishead, Third, Go! Disc/Universal Music K.K. (Japan), UICI-1069, CD (2008).
- Schubert, Lieder, wyk. Dietrich Fischer-Dieskau, dyr. Gerald Moore, "Signature Collection", EMI, 55962 2, 4 x SACD/CD.
- Tadeusz Woźniak, Tadeusz Woźniak, MUZA Polskie Nagrania /Polskie Nagrania, PNCD 1289, CD (1974/2010).
Japońskie wersje płyt dostępne na
Najtańsze konstrukcje danego producenta życie mają niełatwe. Z punktu widzenia purystów, ludzi gotowych wydać na ukochane zabawki duże pieniądze taki produkt niegodny jest uwagi, bo w ofercie są też znacznie droższe, a więc o wiele bardziej pożądane urządzenia. Z kolei dla ludzi dopiero aspirujących do wysokiego, wyznaczanego przez daną firmę, poziomu dźwięku, ale nie dysponujących wystarczającą gotówką, najtańszy wzmacniacz - dla przykładu - jest deską ratunku, jedyną nadzieją na wejście do elitarnego klubu, w tym przypadku klubu Accuphase'a. Problem jest taki, że pierwsi od razu spisują taki wzmacniacz na straty, NIE OCZEKUJĄC po nim zbyt wiele, z kolei drudzy właśnie zbyt wiele od niego OCZEKUJĄ. Tak było w przypadku wzmacniaczy firm Krell i Mark Levinson, tak jest i w przypadku "startowych" integr Accuphase. Od urządzeń, w USA czy Japonii będących często wzmacniaczami z drugiego systemu wymaga się niemal tyle, co od flagowych produktów. A to błąd. Należy od nich bowiem oczekiwać tego, co zdają się oferować, o czym mówią ich konstruktorzy, a nie gruszek na wierzbie.
We wzmacniaczach otwierających jego ofertę, japoński Accuphase upatruje możliwość dotarcia o ludzi, którzy z audio nie mają wiele wspólnego, albo do tych, którzy często słuchają muzyki, mają doświadczenie w sprawach audio i chcieliby mieć coś na dłużej. Jak rozumiem, chodzi o to, aby E-260, będący przedmiotem tego testu, stał się częścią muzycznego uniwersum danego domu na dłużej.
Choć mogłoby się to wydawać nieistotne, bo przecież wszystko jedno, czy kupujemy dany produkt z myślą o szybkim apgrejdzie, czy nie, tak naprawdę to klucz do zadowolenia z niego, do - tak to widzę - szczęścia. Do spokoju ducha, co jest nie do przecenienia. Proponuję więc czytać ten test tak, jak się go starałem napisać, to znaczy jak ktoś, kto ze spokojem, ale i wytrwałością szuka swojego centrum muzycznego, a nie jak frustrat chcący za wszelką cenę dobić do wyimaginowanego, najczęściej zwodniczego, "absolutu". Proszę mi wierzyć - to dwa, całkowicie się od siebie różniące podejścia, skutkujące różnymi wynikami.
E-260
Wzmacniacze Accuphase mają charakterystyczny "dźwięk własny". Jego poszczególne składowe z czasem się zmieniają, są modyfikowane, a czasem zastępowane przez inne, jednak jako całość da się go rozpoznać bez względu na cenę urządzenia i rok jego produkcji. E-260, choć najtańszy w cenniku, wszystkie jego elementy pokazuje już w krótkim odsłuchu.
To granie z pasją i rozmachem o bardzo szeroko sięgających skrajach pasma. Brzmienie poszczególnych płyt pozostaje podobne, tj. uwaga słuchacza nakierowana jest na środek pasma, ale bez obcinania jego skrajów. Każda płyta rozwija przed nami swój własny świat. Wzmacniacz pokazuje je bez wysiłku, gładko, w rzetelny sposób, bez popadania w coś w rodzaju znudzonej rutyny. A o to w audio zaskakująco łatwo. Jeśli urządzenie jest zbyt wycofane, jeśli nie przekazuje w oczywisty i jednoznaczny sposób emocji, wówczas gra właśnie tak - czasem może i nonszalancko, efektownie, ale bez zaangażowania, które w muzyce jest warunkiem wstępnym do czegokolwiek. E-260 nie jest mistrzem w różnicowaniu, nie ma co owijać w bawełnę, zresztą żaden wzmacniacz zintegrowany tego producenta nigdy nie był. Ale nie na tym budowany jest ten przekaz, a na "konkrecie". Chodzi mi o to, że wokale, instrumenty, akustyka - wszystkie te elementy pokazywane są w duży sposób, ładnie, mocno. Nie tak namacalnie, jak robią to drogie lampy, albo drogie tranzystory, ale wystarczająco do tego, aby słuchać z zaciekawieniem, z zainteresowaniem, dostrzegając piękno (jeśli to piękna muzyka oczywiście) tego, co jest przed nami, bez specjalnej chęci do analizy tego, co słyszymy.
Wspomniałem o swoistych światach każdej płyty - jeśli jest to świat zgodny ze światem Accuphase, wówczas dostaniemy coś jeszcze, coś naddanego. Tak było np. z nowym tłoczeniem płyty Hilary Hann grającej Bacha. Płyta została właśnie wydana na płycie Blu-spec CD2, a więc najnowszej odsłonie tego pomysłu Sony, i brzmi fenomenalnie. Starsza wersja, wersja, którą mam, tj. oryginał z kodowaniem Super Bit Mapping była naprawdę satysfakcjonująca. BSCD2 (tak brzmi oficjalny skrót Blu-spec CD2) brzmi jednak głębiej, znacznie wyraźniej, ale w dobry sposób, skrzypce brzmią naturalniej. Wcześniej tego nie dostrzegłem, ale oryginalne wydanie jest wyraźnie zgaszone. Ma pełnię, ciepło, jakie daje zastosowanie SBM, ale z wyraźnie ściętym wyższym środkiem. Nowa wersja wcale nie ma więcej góry, to kwestia czegoś bardziej fundamentalnego - lepszej struktury, spójności i czystości dźwięku.
I taki właśnie "świat" przynależy do ducha E-260. Kokietuje niewielkie składy. Nieważne, z jaką muzyką, byle na scenie było kilku wykonawców, bez ściany dźwięku. Jak wspomniana Hann, jak McCoy Tyner z Inner Voices, jak Norah Jones z The Fall, jak wreszcie Portishead ze swojej trzeciej, wyraziście zatytułowanej płyty Third. Jak mówię - rodzaj muzyki nie ma znaczenia. Z tymi płytami usłyszałem coś więcej niż bym się mógł spodziewać po tranzystorze. Było to nasycenie, głębia, budowanie dużych obrazów pozornych i rozmach. W preferowaniu mniejszych składów nie chodzi bowiem o to, że wzmacniacz wydaje się słabowity, ze kompresuje dynamikę, czy że jej nie ma. Rzecz w jego skupieniu na poszczególnych instrumentach, na tym, że takie składy pokazywane są lepiej, bo je lepiej "widzimy".
Duże składy orkiestrowe, mocny rock, elektronika, jak np. z Cubed Dioramy (warto sprawdzić ich najnowszą płytę Even The Devil Doesn't Care - premiera 25. stycznia 2013) zagrają tak, jak zostały nagrane, tj. Accuphase pokaże duże granie, rozmach, wykop, dynamikę, czy co tam jeszcze chcemy. Nie będzie to jednak tak wciągające, jak coś bardziej kameralnego.
|
Jak mówiłem, wzmacniacz ma szeroko rozciągnięte pasmo - i od góry, i od dołu. Bas jest naprawdę ładny, ma świetną barwę i w średnim i wyższym paśmie jest nieźle różnicowany. Niski bas już taki nie jest, to cecha wszystkich integr Accuphase z tej serii, odkąd pamiętam. Nic się nie wlecze, nie buczy, jednak selektywność i skupienie nie jest tam tak dobra, jak powyżej. Drugi skraj pasma, wysokie tony, wydaje się lekko ocieplony. Ma ładną barwę, jest czysty i dźwięczny, co daje w efekcie otwarte, wcale nie zmulone brzmienie.
W systemie, gdzie jest sporo wysokich tonów, w którym chcemy umieścić E-260, uważałbym na nie. Japoński wzmacniacz gra blachy perkusji, trąbkę, w nieco sodki sposób, nie ma w tym dźwięku agresji, ale też niczego nie chowa. Górę słychać u niego mocniej, a przynajmniej tak ją odbieramy, ponieważ wysoki środek, tam gdzie rezydują sybilanty (2-5 kHz) jest przez A-260 wycofywany, wygładzany. Daje to plastykę temu, co poniżej, chroni przed słabo zarejestrowanym materiałem, który brzmi fajnie, ale też subiektywnie podnosi poziom tego, co powyżej.
Dlatego też szukałbym partnera dla tego wzmacniacza wśród zrównoważonych kolumn, w których nie ma problemu z wysokimi tonami. Jeśli będzie ich za dużo, to Accuphase tak je po prostu pokaże i pomimo że najwyższa góra jest w nim łagodna, to nie będzie niczego maskował. Tak w ogóle to nie traktowałbym E-260 jako remedium na cokolwiek. Tak, są sytuacje, zestawienia, w których da się charakter jednego produktu, nawet błędy, skorygować, a właściwie zamaskować charakterem drugiego. Takie działanie mieści się w idiomie dopasowania audiofilskiego systemu, jest powszechnie przyjęte i akceptowane, sprawdza się jednak raczej w niższych przedziałach cenowych. Podobnie jak np. zestawianie przedwzmacniacza lampowego z tranzystorową końcówka, aby złagodzić brzmienie tej drugiej i mieć mocny wzmacniacz. Mój dzielony system wzmacniający też ma lampy w przedwzmacniaczu i tranzystory w końcówce, ale z zupełnie innego powodu, te elementy się uzupełniają, a nie korygują; wzmacniają swoje mocne strony, a nie maskują słabe.
Podobnie z E-260 i źródłem czy - co ważniejsze - kolumnami. Najwięcej frajdy będziemy mieli, kiedy podłączymy do niego coś o zbliżonym balansie tonalnym - Harbethy, Spendory, Castle. Warto wypróbować oczywiście Dynaudio, bo to też często spotykane zestawienie. Jeśli się dobrze spiszemy, przy odrobinie szczęścia, otrzymamy świetnie nasycony, skupiony dźwięk o rozmachu. Jego rozdzielczość będzie zaskakująco dobra, choć selektywność by na to nie wskazywała. Zrozumienie danego nagrania, jego przeżycie będzie więc czymś normalnym. Ale i audiofile będą mogli się zabawić, bo, jak wspomniałem, różnice pomiędzy różnymi tłoczeniami, wersjami, remasterami będą klarowne i jednoznaczne.
E-260 vs E-250
Różnice między urządzeniami różnych marek to coś, czym się pisma audio, ale i audiofile, zajmują. Czym się różnią, w czym są podobne, próba oceny, stratyfikacji - to jest coś, co nas kręci. Znacznie rzadziej mamy jednak możliwość porównania danego urządzenia do jego poprzednika. Przyczyny tego stanu rzeczy można próbować wyjaśniać na różne sposoby, wśród których najbardziej nośmy jest temat "spisku" producentów, producentów i dziennikarzy, dystrybutorów i dziennikarzy i innych, nawet bardzo egzotycznych "aliansów". W "High Fidelity" staramy się jednak rozumować, a nie świrować. Dlatego przyjmuję, że przyczyny są prozaiczne: kiedy do sklepów trafia nowy model, starego już zazwyczaj na półkach nie ma. Producenci tak sobie układają kalendarz, aby nie wprowadzać zamieszania, nie utrudniać życia klientom i swoim dystrybutorom, a ci sprzedawcom. Jest bowiem tak, że jeśli kupujący nie jest pewien, staje przed niezbyt jasnym wyborem, wówczas nie kupuje niczego i jest często dla nas, dla audio, stracony na zawsze.
Rzadko mam możliwość bezpośredniego porównania urządzeń "zstępujących" i "wstępujących" danej serii. Mogę je porównywać jedynie analizując swoje notatki pod kątem tego, jak wypadło porównanie danego produktu względem systemu odniesienia. A szkoda.
Słuchając obok siebie E-250 i E-260 w znacznie większym stopniu można bowiem docenić to, co robią inżynierowie Accuphase'a z modelu na model, na co przekładają się, przecież drobne, zmiany. Ładnie da się także wskazać zalety starszego modelu, uzasadnić nasze wcześniejsze spostrzeżenia, uzmysłowić sobie co się nam w nim tak naprawdę podobało. Ale da się też wyłapać zmianę myślenia o danym produkcie, zobaczyć, na czym się w danej serii (a więc w danym czasie) inżynierowie skupiają.
W tym przypadku jest to niezwykle klarowne: chodzi o różnicowanie, rozdzielczość i skupianie (definicję) dźwięku. Jak mówiłem, w E-260 nowa jest płytka przedwzmacniacza, końcówka ma zaś większy współczynnik tłumienia, choć sama się nie zmieniła. Ten sam jest też zasilacz. Tak drobne zmiany dały jednak coś w rodzaju nowego otwarcia. E-250 gra w ciepły sposób, taki trochę "misiaczkowaty", przynajmniej jeśli porównamy go z E-260. Nowy wzmacniacz ma znacznie lepiej definiowany bas i znacznie lepiej koncentruje się na poszczególnych dźwiękach, instrumentach i planach. Skrzypce Hillary Hann z E-250 zajmowały znacznie więcej przestrzeni między głośnikami i wydawały się (ale dopiero w porównaniu!) trochę rozmyte, jakby brakowało w nim czegoś 'centralnego", jakby krawędzie instrumentu były rozmazane. E-260 niczego nie "wycina" z przestrzeni. Jeśli tak się dzieje w państwa systemach, tj. jeśli poszczególne głosy są ostro widoczne, nie mają związku z akustyką i innymi instrumentami - oddajcie sprzęt do lombardu. Prawdziwe skupienie polega na połączeniu wyrazistości danego źródła dźwięku i jego połączeniu z tym, co dookoła, z kontekstem. Tak jak w E-260. Poprzedni model nie był pod tym względem wcale taki zły, nadrabiał mocnym "body" instrumentów, jednak raz posłuchany nowy model pozostaje w pamięci jako wzorzec.
Rozdzielczość i różnicowanie to dwie kolejne elementy, które docenimy w nowej integrze. Przekładają się bowiem na lepszy przekaz emocji, a także na wyższą dynamikę. Ta bezspornie lepsza jest w E-260. Kiedy po pół minuty w utworze Pewnego dnia o świcie, otwierającym debiutancką płytę Tadeusza Woźniaka z 1974 roku wchodzą nagle, w jednym kanale, dęciaki, przy nowym wzmacniaczu aż podskoczyłem (nie pamiętałem ich) - tak były mocne, obecne i były tak dużym kontrastem dla grającej wcześniej gitary klasycznej. Podobnie było w tytułowym nagraniu z płyty Offramp Pat Metheny Group (koniecznie muszę tę płytę kupić na złocie, w mini LP; to, moim zdaniem, jedna z lepszych płyt Pata) - bas miał dalece lepsze skupienie, a całość wydawała się większa i bardziej naturalna. W bezpośrednim porównaniu E-250 wydawał się grać nieco wolniej i bardziej "mokro". Nowe urządzenie niczego nie wyostrza, nie konturuje, a jednak wydaje się znacznie bardziej wyraźne.
Podsumowanie
Wprowadzanie nowych modeli przez producentów audio warunkowane jest w różny sposób. Może to być konieczność wymiany linii na świeżą, zmiany w dostępie do podzespołów, chęć lepszego skalkulowania zysków, nadążanie za zmianami rynku i za konkurencja, czy wreszcie poprawa dźwięku. Nie można się z góry obrażać, że ten ostatni postulat jest tylko jednym z wielu. Jak pokazuje przykład E-250 i E-260 postęp jest ewidentny i duży. Jego skala, a także charakter zmian przypomina mi to, co słyszę po przejściu z europejskiego tłoczenia płyty na tłoczenie z Japonii. Może nie SHM-CD czy BDCS2, ale na klasyczny mini LP - już tak.
Choć starszy model wciąż mi się podoba, bo czaruje ciepłą barwą, pewną miękkością, to jednak nowy jest wyraźnym odbiciem się do góry, przejściem w kierunku high-endu.
Ciekawą sprawą jest kwestia ceny. Przez długi cza można było kupić w Polsce E-250 za 16 000 zł, co było naprawdę niską kwotą. Cennik niemiecki był bowiem znacznie wyzszy, Jak się okazuje, nie było to w smak naszym braciom zza Łaby, co zresztą nietrudno zrozumieć, i obecna cena, także w Polsce wynosi 19 990 zł. Na tym tle podwyżka o 1000 zł nowego modelu wydaje się symboliczna. Oto bowiem w ciągu czterech lat, jakie dzielą te produkty koszty materiałów (np. metali) zmieniły się w Japonii drastycznie, często o 50, a nawet 100%. Podobnie ceny energii. Podwyżka cen pochodzących stamtąd produktów jest więc nieunikniona. W przypadku nowego wzmacniacza jest jednak kosmetyczna.
Dlatego właśnie E-260 wydaje się tak dobrą inwestycją, tak bym bowiem traktował jego zakup. To może być wzmacniacz na zawsze. Fantastyczna budowa, legendarna marka i niezwykle niska awaryjność (przynajmniej w porównaniu z innymi markami) to dodatkowe atuty. Powiem też, że bardzo przyjemnie słuchało mi się muzyki przez słuchawki, korzystając z wyjścia słuchawkowego we wzmacniaczu. W przypadku tranzystorów to bardzo rzadki przypadek - niemal zawsze sygnał pobierany jest z tranzystorów wyjściowych, a to chyba najgorsze możliwe rozwiązanie. Tutaj HiFiMAN-y HE-300, które do tego połączenia gorąco polecam (czytaj TUTAJ) ładnie zgrały się z nieco podniesionym balansem tonalnym. wzmacniacz zapewnił świetne wysterowanie, mocny, dobrze definiowany baz i lekko słodkie wysokie tony. Można oczywiście lepiej, ale trzeba będzie wydać jakieś 2000 zł na zewnętrzny wzmacniacz słuchawkowy (plus okablowanie) i nie wiem, czy to ma sens.
20 000 zł to i dużo, i mało - zależy, z którego miejsca skali patrzymy. W tym przypadku wydaje się, że w sam raz. Powtórzę: jeśli odpowiednio dobierzemy elementy towarzyszące, to E-260 może być ostatnim wzmacniaczem w naszym życiu.
METODOLOGIA TESTU
Urządzenie stało na platformie antywibracyjnej Acoustic Revive RST-38, podobnie jak porównywany z nim E-250. Obydwa zasilane były kablami sieciowymi Oyaide Tunami GPX-R. Sygnał zbalansowany z odtwarzacza Ancient Audio AIR V-edition prowadzony był kablami Acoustic Revive XLR-2.0PA II, a sygnał do głośników kablem SPC-PA tej samej firmy.
Test miał charakter porównania A/B/A ze znanymi A i B, przy użyciu próbek muzycznych o długości 2 min. Punktem odniesienia był dzielony wzmacniacz Ayon Polaris III [Custom Version] + Soulution 710, wzmacniacz lampowy Jadis I-35 oraz wzmacniacz cyfrowy Devialet D-Premer AIR.
BUDOWA
Różnice w wyglądzie między nowym i starym wzmacniaczem Accuphase'a sprowadzają się do kilku drobnych zmian. Trzy z nich są jednak, z mojego punktu widzenia, istotne. To bardzo solidna budowa, z grubym, anodowanym na złoty kolor przednim panelem, dwoma dużymi gałkami po bokach oraz kilkoma mniejszymi pod akrylowa płytką zakrywającą niewielkie, wychyłowe wskaźniki mocy (a właściwie VU-metry). Lewą gałką zmieniamy wejście, co sygnalizuje czerwona dioda LED, a prawą siłę głosu. Choć ma punkt początkowy o końcowy, to nie jest regulacja oporowa. Choć za gałką jest klasyczny, bardzo ładny potencjometr Alpsa, jest on tylko enkoderem, pokazującym układowi regulacji siły głosu, w którym miejscu jest gałka. Dla użytkownika znacznym udogodnieniem jest obecność w nowym wzmacniaczu alfanumerycznego, LED-owego wskaźnika siły głosu, w dB. W E-250 gałki były nieco inaczej ustawione, podobnie jak przyciski.
Doszedł tylko jeden przycisk, zmieniający fazę absolutną na wejściu zbalansowanym. To przydatny element, ponieważ japońskie urządzenia wciąż korzystają z okablowania "amerykańskiego" z pinem nr 3 "gorącym", a cały świat używa do tego pinu 2. Kiedy podłączymy więc do E-260 inne urządzenie niż odtwarzacz Accuphase, czy Luxmana, faza na wyjściu głośnikowym będzie odwrócona. Można to skorygować właśnie tym przełącznikiem. Poza tym funkcjonalność jest identyczna jak w E-250, czyli znakomita.
Ilość gniazd przyłączeniowych jest w obydwu modelach taka sama, choć zmienił się ich układ - to znak przeprojektowanej płytki wejściowej. Gniazda są też identyczne, są średniej klasy. Znacząca zmiana zaszła jednak w konstrukcji obudowy. W E-250 mieliśmy klasyczną, giętą blachę, tutaj zaś mamy budowę modułową, z podwójnymi, sztywnymi ściankami bocznymi i płaską blachą przykręcaną od góry. To znacznie lepsze rozwiązanie wzięto wprost z droższych modeli Accu.
Środek wygląda niezwykle podobnie. Z tyłu mamy płytkę wejściowa, z przekaźnikami oraz płytkę regulacji siły głosu. To opracowany samodzielnie układ polegający na analogowej zmianie wzmocnienia w układzie prądowym. Sygnał zamieniany jest najpierw na prądowy, tam obrabiany, a potem na napięciowy. Uniezależnia to wejście i wyjście układu od siły głosu, pozwalając na stałe warunki pracy przedwzmacniacza i końcówki. Sygnał regulowany jest w domenie analogowej, a układ nazywa się AAVA, czyli Accuphase Analog Vari-gain Amplifier. Początkowo stosowany jedynie w najdroższych przedwzmacniaczach, np. C-3800, w serii "2xx" po raz pierwszy został zastosowany w modelu E-250. Nosił tam nazwę AAVA-II. Rozwiązanie w E-260 jest nieco inne, tj. ma inne wejście. Poprzednio była to para tranzystorów MOS-FET (na kanał) - wzmacniacz ma budowę zbalansowaną), a teraz układy scalone, ale w topologii MSC z pięcioma równoległymi biegami.
Końcówki zmontowano na osobnych płytkach i przykręcono do dużych radiatorów. W E-250 były identyczne jak w E-260, a więc z tranzystorami bipolarnymi i z dwoma, pracującymi równolegle, parami Sankenów 2SA1186+2SC2837 w push-pullu, w klasie AB. W nowym wzmacniaczu przeprojektowano jednak układ prądowego sprzężenia zwrotnego, dzięki czemu osiągnięto dwukrotnie wyższy współczynnik tłumienia (100vs200), niższe szumy oraz znacznie mniejsze zniekształcenia intermodulacyjne.
Zasilacz też wygląda identycznie - do spory transformator EI o mocy 400 W w ekranującej osłonie, z dwoma dużymi kondensatorami filtrującymi tuż przed nim. Poszczególne sekcje są od siebie ekranowane, co usztywnia przy okazji budowę.
Trzeba wspomnieć o możliwości dołączenia w późniejszym czasie opcjonalnych płytek - przeznaczono na nie zaślepione sloty na tylnej ściance. Może to być przedwzmacniacz gramofonowy, przetwornik cyfrowo-analogowy (DAC-30), albo dodatkowe wejścia analogowe. Wybór należy do użytkownika.
Dane techniczne (wg producenta)
Moc wyjściowa (rms): 115 W/4 Ω | 105 W/6 Ω | 90 W/8 Ω
Total Harmonic Distortion
(obydwa kanały wysterowane równocześnie, pasmo 20-20 000 Hz): 0,05%
Zniekształcenia intermodulacyjne (IM): 0,01%
Pasmo przenoszenia (wejście liniowe i ‘Power In’):
20-20 000 Hz (+0/–0,2 dB), dla pełnej mocy; 3-150 000 Hz (+0/–3 dB), dla mocy 1 W
Damping factor: 200 (8 Ω)
Regulacja barwy dźwięku:
BASS: 300 Hz/10 dB (50 Hz) | TREBLE: 3 kHz/10 dB (20 kHz)
Loudness: +6 dB (100 Hz)
Stosunek sygnał/szum (ważony, A):
wejście zbalansowane: 91 dB | wejście na końcówki mocy: 122 dB
Pobór mocy: 49 W (bez sygnału wejściowego) | 245 W (max.)
Wymiary (SxWxG): 465x151x420 mm
Waga: 20 kg
|