Przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio TheRIAA Cena (w Polsce): 9800 euro (z VAT) Producent: RCM Audio Kontakt: RCM S.C. | 40-077 Katowice | ul. Matejki | Poland tel.: 32/206 40 16 ǀ 32/201 40 96 | fax: 32/253 71 88 e-mail: rcm@rcm.com.pl Strona internetowa: www.rcmaudio.pl Kraj pochodzenia: Polska Tekst: Wojciech Pacuła Zdjęcia: Wojciech Pacuła |
Data publikacji: 18. stycznia 2013 (oryginalnie: 1. grudnia 2012) |
|
Miałem w swoim systemie wiele przedwzmacniaczy gramofonowych - lepszych, gorszych i tych całkiem do dupy. O Boże! - nie chcę brzmieć w tak seksistowski sposób, jakbym mówił: "miałem w tyle kobiet..." Zacznijmy jeszcze raz: w swoim życiu korzystałem z wielu przedwzmacniaczy gramofonowych. Nie, nie wiem, jak z tego wybrnąć - jakby wszystko kojarzyło mi się tylko z JEDNYM. Zaczynam po raz ostatni: znam (o, tak! - to brzmi znacznie lepiej!) wiele przedwzmacniaczy gramofonowych. Pewnie ponad setkę z okładem. Wiele z nich znam dobrze lub bardzo dobrze. Najlepsze, najlepiej trafiające w to, co rozumiem pod pojęciem high-endu były trzy: Manley Steelhead, sekcja RIAA w przedwzmacniaczu Convergent Audio Technology SL1 Legend oraz RCM Audio Sensor Prelude IC. I z tych trzech najbardziej podobał mi się ten ostatni. Niepozorny, śmiesznie tani (wiem, wiem - firmy nie lubią, żeby zestawiać ich produkty, a nawet ich nazwę ze słowem "tani" - ale to najlepiej oddaje sedno rzeczy), z maleńkiej, kilkuosobowej (żeby nie powiedzieć dwuosobowej) firmy RCM Audio z Katowic (Polska). I Manley, i CAT były, każdy na swój sposób fantastyczne i bez chwili wahania mógłbym z nimi dzielić życie, kto wie, może nawet do samego końca - mojego lub ich, mówiąc sakramentalne "tak" oraz, że "cię nie opuszczę aż do śmierci". Jeśli jednak miałbym wskazać jeden produkt, z którym to życie byłoby i zabawne, i ciekawe (na pewno nie nudne!), i zaskakujące, to byłby to jednak produkt RCM Audio. W ciągu ostatnich - ile to już będzie, chyba jakieś pięć - lat wielokrotnie spotykałem się ze zdziwionymi spojrzeniami, pytaniami, a nawet zarzutami pod adresem tego małego, aluminiowego pudełeczka. Że dlaczego z nim? Dlaczego tak tani? Dlaczego taki brzydki? Dlaczego taka nieznana firma, jak przecież mogę mieć cokolwiek, co mi do głowy przyjdzie (bo ostatecznie taka jest prawda). Na wszystko to mogłem odpowiedzieć krótko: bo to urządzenie, które sprawdziło się ze wszystkimi gramofonami, każdą pojedynczą wkładką, jakie kiedykolwiek testowałem. I z kosztującym 100 000 euro Transrotorem Argos, i z kosmicznie drogą wkładką Air Tight PC-1 Supreme, z najdroższymi wkładkami Dynavectora i Miyajima Labs., i z topowymi gramofonami SME czy AVID-a. A z drugiej strony były przecież najtańsze przedwzmacniacze Pro-Jecta, wkładeczki Audio-Techniki, Denona i Ortofona, którym polski przedwzmacniacz potrafił oddać sprawiedliwość i bez wydziwiania, bez gwiazdorstwa współpracował z nim, wydobywając z nich to, co najlepsze. To jedyny przedwzmacniacz gramofonowy, z jakim miałem do czynienia, który był tak "stabilny" i tak powtarzalny, bez względu na to, do czego go podłączałem. THERIAA to zupełnie nowy projekt RCM Audio i Rogera Adamka, właściciela firmy. Roger (nie będę udawał, że się nie znamy) to człowiek, który w Polsce znany jest przede wszystkim ze swojej pasji do analogu. Jego firma dystrybucyjna RCM S.C., na bazie której wyrosła RCM Audio, przez lata była jednym z niewielu miejsc, gdzie można było posłuchać i kupić gramofony, wkładki itp., pomimo że niemal wszyscy spisali tę technikę na straty. Roger i jego ludzie są też chyba najbardziej doświadczonymi ekspertami w Polsce jeśli chodzi o analog. W domu właściciel RCM-u od lat ma gramofon 30A, a od jakiegoś czasu 30/12, z dystrybuowanej przez siebie firmy SME, z topową wkładką Dynavectora. Przez lata grał je z przedwzmacniaczem Sensor, podobnie jak ja, nie znajdując argumentów za jego wymianą na coś bardziej wymyślnego. Coś jednak musiało przeważyć szalę i projekt, który ma już parę lat, dostał przyspieszenia i zrealizował się w postaci THERIAA. To przedwzmacniacz półprzewodnikowy, z wydzielonym zasilaczem, o konstrukcji dual-mono. Zasilanie jest symetryczne, a kabel przesyłający prąd do głównego urządzenia zakończono bardzo ładnymi wtykami Amphenola. Zasilacz ma trzy stopnie filtracji, z pojemnością 125 600 µF na kanał. Zastosowano w nim kondensatory Elna i Panasonic (ze srebrnej serii), Nichicon Fine Gold i Wima, w zależności od miejsca, w którym pracują (odsłuchy!). Patrząc na THERIAA, zaglądając do jego wnętrza można wrócić na chwilę do obiekcji, jakie (jak mi się wydaje), mogły kierować słuchaczami, kiedy widzieli Sensora. Cena i wygląd nowego przedwzmacniacza to, jak mówię, absolutny top. No dobrze -cena wciąż wydaje się okazyjna, bo nie ma nic wspólnego z tym, jak swoje produkty wyceniają Boulder, Kondo czy chociażby Zanden. Ale, trzeba przyznać, jest już godziwa... Firma wciąż jest maleńka, nieznana, choć sporo ludzi już wie, z czym ma do czynienia i gdzie Polski należy szukać. To, co pozostało niezmienione, to nie tak komfortowy, jak w Manleyu (gałki na przedniej ściance), czy np. w przedwzmacniaczu Array Obsydian PH-2 sposób zmiany obciążenia wkładki (w tym ostatnim wszystkie nastawy wybierane są za pomocą pilota; Array to marka, należąca do dwóch Holendrów, Chrisa van Liempd i Willema van der Bruga, która niegdyś przygotowywała elektronikę dla van den Hula). BUDOWA Zacznijmy jednak od podstaw, od opisu budowy. THERIAA to przedwzmacniacz gramofonowy z korekcją krzywej RIAA, półprzewodnikowy, oparty na układach scalonych. Choć Roger Adamek to człowiek "lampowy" do szpiku kości, w przypadku przedwzmacniaczy gramofonowych lampowym urządzeniom, jak na razie, mówi głośne - nie! Środek ucieszy oko każdego, kto zna się na rzeczy. Podzielone jest na trzy komory - dla lewego i prawego kanału oraz małą część dla kabla zasilającego. Kanały od siebie oddzielone są grubą na 10 mm płytą z aluminium, zaś jeden z kanałów od kabla aluminiowym kątownikiem. I wreszcie zasilacz. Ma kubaturę o połowę mniejszą niż właściwe urządzenie i nieco inną budowę mechaniczną obudowy. Front i tył to płytki z aluminium, a góra, dół i boki to zamknięty profil, do którego wsuwa się płytkę z układem zasilającym. Mimo prostszego wykonania to wciąż bardzo solidna, sztywna konstrukcja. Jedynie nóżki są prozaiczne - to gumowe półsfery przyklejane do dna obudowy.
Na przedniej ściance mamy diodę LED sygnalizującą włączone napięcie, zaś na tylnej gniazdo sieciowe IEC z bezpiecznikiem oraz duży, mechaniczny wyłącznik sieciowy. |
Na jej wejściu, od strony przedniej ścianki (wytłumianej matą tłumiącą drgania) mamy duży filtr sieciowy oraz dwa transformatory zasilające, każdy dla swojego kanału. Za nimi widać mostki prostownicze na radiatorach i sporo ładnych kondensatorów filtrujących - po sześć na kanał. Obydwa kanały zasilacza odseparowane są od siebie grubą aluminiową płytką, ekranującą je między sobą. Z tyłu wychodzi kabel zasilający napięciem DC z czterema parami, skręconych ze sobą linek miedzianych, z dodatkową linką masy. To budowa na niezwykle wysokim poziomie teoretycznym i materiałowym, wynik lat pracy dystrybucyjnej, produkcyjnej, bycia audiofilem i melomanem, perfekcjonistą. ODSŁUCH Ten test ułożył mi sie zupełnie inaczej niż jakieś 99,99 (czyli 4N:) testów, jakie wykonuję. Zwykle jest tak, że słuchając muzyki od razu dokonuję syntezy tego, co słyszę, porównuję, uczę się tak, jakbym był klientem szukającym urządzenia dla siebie. Wymieniam więc płyty, zmieniam otoczenie testowanego produktu, szukam, dociekam. Zacznę od małego wyznania: jestem absolutnie, całkowicie zadowolony z modelu Sensor firmy RCM. Znam go, jest świetnym punktem odniesienia dla wszystkiego, co w życiu słyszałem. Jest solidnym "słupem granicznym". Mimo to co jakiś czas słyszałem lepsze rzeczy, lepsze elementy, a raz, czy dwa (Manley, CAT, Vitus - no dobrze, niech będą trzy...) słyszałem, czy testowałem produkty, które obiektywnie rzecz biorąc były od Sensora lepsze. I kropka. Czystość to pierwsza cecha, jaką zauważymy. Wydawało mi się, że Manley Steelhead brzmi czysto, że Sensor ma ultra-czysty dźwięk. To nieprawda. Niemal wszystkie, może poza Vitusem i CAT-em, przedwzmacniacze gramofonowe, jakie znam mają bardziej "zaśmiecony" dźwięk. Nie chodzi, o to, że szumią, że brumią czy o coś równie banalnego. Chodzi o to, że kiedy mamy gęste granie, kiedy bierzemy do ręki słabiej zrealizowany krążek, to najlepsze przedwzmacniacze, jak THERIAA, porządkują wszystko tak, że rozumiemy o co w nim chodziło, że gładko przebijamy się przez warstwę błędów, zamierzonych i przypadkowych odchyłek od neutralności, dewiacji. Tak było z raczej jasno i nieco chaotycznie zarejestrowanymi nagraniami z, wydanej na białym winylu, składanki *Stars and Topsoil** Cocteau Twins (4AD, CAD 2K19), ale też z najnowszą, właśnie wydaną, rocznicową wersją płyty "So" Petera Gabriela (z boxu *25th Anniversary Deluxe Edition**, Realworld, PGBOX2). Tego typu nagrania, a można do tego dorzucić też, kompletnie nieudane reedycje EMI płyt Sinatry i Queen (cyfrowe remastery) brzmią w suchy, płaski sposób. Jeszcze gorzej swoje nagrania na winylu zaczęła wydawać monachijska wytwórnia ECM, jakby doświadczenie ECM-u, wydawnictwa z tego samego miasta gdzieś wyparowało. Kolejnym słowem-kluczem jest koherencja. To element, jakiego dane mi było doświadczyć w życiu tylko kilka razy. Np. z topowymi gramofonami AVID-a, SME, z Argosem Transrotora, z wkładką Air Tight PC-1 Supreme. Tutaj miałem to samo. Manifestuje się to we współdziałaniu wszystkich elementów i budowaniu czegoś więcej, czegoś poza "dźwiękami". Nie mamy potrzeby analizowania tego, co słyszymy, a jedynie to oceniamy, odruchowo i naturalnie. W hi-fi niemal zawsze poziom analizy poprzedza ocenę - pytamy "co" i "dlaczego", "jak" i "gdzie". Czasem także "w porównaniu do czego". Przy przedwzmacniaczu z Katowic nie ma takiej potrzeby. Wszystko jest na swoim miejscu - jest znakomicie rozbudowana góra i niski, mięsisty bas, jest nasycony środek i piękna barwa. Dlatego przyjmujemy to jak coś normalnego, danego i już. Zatrzymujemy się bowiem na elementach głębiej - dlaczego taki instrument, jak mają sie względem siebie poszczególne plany, jaka była atmosfera w czasie nagrania. I słychać to nie tylko z purystycznymi, referencyjnymi nagraniami Analogue Productions, Speakers Corner i ORG, ale także z płytami naciętymi z taśm-matek cyfrowych. Oczywiście - im bliżej analogowej taśmy-matki, im wyższa prędkość obrotowa (45 rpm), tym jesteśmy wszystkiego bliżej, tym bardziej naturalny przekaz dostajemy. THERIAA nie eliminuje jednak z gry słabych tłoczeń, słabych realizacji. Pokazuje co i jak, ale przeskakuje od razu głębiej, wciąga nas w muzykę. Jak mówię - *So** Gabriela nigdy mi się od strony realizacyjnej nie podobało, uważam, że jest tam "coś", co powoduje podświadome zmęczenie, irytację, bez względu na tłoczenie, wydanie, format (*nota bene**, najgorzej brzmi remaster wydany na hybrydowej płycie SACD...). Testowany przedwzmacniacz przebił sie jakoś przez tę warstwę. Choć w jego brzmieniu jest więcej detali, bo to bardziej selektywne urządzenie niż niemal wszystkie znane mi przedwzmacniacze gramofonowe, to jednak góra wydaje się z nim spokojniejsza niż chociażby w pre Vitusa czy Manleya. Tylko CAT, ale to dzięki zaokrągleniu i ociepleniu, robił coś podobnego. I wreszcie kategoria, która najtrudniej poddaje się falsyfikacji, a ta jest - moim zdaniem - podstawą przy każdym badaniu naukowym (a tym właśnie, badaniem przez ogląd, są odsłuchy sprzętu audio). Myślę o pięknie. Podsumowanie Roger Adamek, chyba nieświadomie zasiał w mojej głowie niepokój. Nigdy wcześniej nie miałem usilnej potrzeby wymiany Sensora na coś lepszego, na rozwód z nim. Jak każdy, doceniałem to, co inne modele miały do zaoferowania, podziwiałem nawet (czasami), jednak nie na tyle, żebym się zastanawiał, co by było "gdyby". METODOLOGIA TESTU Test miał formę porównania A/B ze znanymi A i B. Odsłuchiwane były pojedyncze utwory i całe płyty. Do bezpośredniego porównania miałem przedwzmacniacz Manley Seelhead i RCM Audio Sensor Prelude IC. Skorzystałem z dwóch gramofonów - Transrotora Rondino, z firmowym napędem TDM i ramieniem SME 5009 oraz Dr. Feickert Analogue Blackbird z 12" ramieniem Jelco. Korzystałem też z wkładek Miyajima Labs - stereofonicznej Kansui i najnowszej, monofonicznej ZERO, jak również z Air Tight PC-1 Supreme. Do ramienia SME podłączony był interkonekt gramofonowy Siltech Classic Anniversary Phono. Przedwzmacniacz stał na pneumatycznej platformie Acoustic Revive RAF-48H i zasilany był kablem zasilającym Acrolink Mexcel PC-9300. Dane techniczne (wg producenta) Po raz pierwszy test ukazał się w języku angielskim 1. grudnia 2012 roku w amerykańskim magazynie "EnjoyTheMusic.com", czytaj TUTAJ. |
|
|||
|
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity