Przetwornik cyfrowo-analogowy Audio-gd NFB-7.32 Cena (w Polsce): 6311 zl (z opcjonalną regulacją głośności) Producent: Audio-gd Kontakt: 2nd industrial park, Fulu, Leliu, Shunde Distric, Foshan City, Guangdong Province, Postal code: 528300 China tel.: 0086 757 25636128 e-mail: audio-gd@126.com Strona internetowa: www.audio-gd.com Kraj pochodzenia: Chiny Produkt do testu dostarczyła firma: 4HiFi - Grupa Inter Projekt Tekst: Marek Dyba Zdjęcia: Marek Dyba, Audio-gd (nr 2, 4) |
Data publikacji: 18. stycznia 2013, No. 105 |
|
Produkty, które przychodzą do recenzji mógłbym sklasyfikować na wiele różnych sposobów. Jednym z nich, mającym w tym przypadku najlepsze zastosowanie jest podział na (zwykle) nowe produkty znanych mi już producentów, nowości od producentów znanych, ale z którymi nie miałem wcześniej do czynienia oraz na rzeczy zupełnie obcych mi firm. Te pierwsze wiążą się ze swego rodzaju ekscytacją pt.: "co też nowego wymyślili ludzie z firmy xyz?". Te drugie są potencjalną niespodzianką, choć w przypadku znanych marek zwykle wiadomo, czego z grubsza można się spodziewać. Ale to te trzecie są prawdziwie wielką niewiadomą – taka przygoda może się różnie skończyć – może być pozytywnym zaskoczeniem, ale może być też rozczarowaniem. Wspominam o tym wszystkim dlatego, że ten test jest nieco wyjątkowy o tyle, że wybierając urządzenie, a może raczej markę urządzenia, do testu opierałem się na dwóch rzeczach – rekomendacji właściwie jednego, nieznanego mi człowieka i robiących duże wrażenie zdjęciach wnętrz urządzeń tego producenta. Bo sama marka Audio-gd była mi do niedawna na dobrą sprawę nieznana. Gdy zaczęła się jakiś czas temu przewijać na forum Audiostereo.pl na początku nie zwróciłem na nią nawet uwagi. Dopiero, gdy za rekomendacjami poszły „rozebrane” zdjęcia, nieco bliżej się nią zainteresowałem. Nie zamierzam tu zgrywać wielkiego specjalisty jeśli chodzi o stronę techniczną testowanych urządzeń, ale ponieważ przewinęło się przez mój pokój ostatnimi czasy całkiem sporo DAC-ów z różnych półek cenowych, więc nie mogłem nie zauważyć, że zwłaszcza te w większych obudowach oferują zazwyczaj mnóstwo „audiofilskiego powietrza”. DAC nie jest w końcu aż tak skomplikowanym urządzeniem, w tym sensie, że nie składa się z wielu elementów i stąd zwykle ogranicza się najwyżej do kilku niedużych płytek drukowanych, jakiegoś niewielkiego trafa i tyle. Tymczasem przetworniki Audio-gd umieszczane są w dużych, solidnych obudowach i to nie po to, żeby dostojniej wyglądały, tylko dlatego, że ich wnętrze jest dość szczelnie, w bardzo porządny, uporządkowany sposób wypełnione – obudowy po prostu nie mogłyby by być mniejsze. Już samo to wzbudziło moją ciekawość – co oni tam napakowali, bo przecież nie balast? ODSŁUCH Nagrania użyte w teście (wybór):
NFB-7.32, podobnie (jak podejrzewam) jak i inne produkty Audio-gd należy do grupy urządzeń, których nie da się ocenić po pierwszych kilkunastu sekundach grania. Nie mówię oczywiście o ostatecznej ocenie, ale o pierwszym wrażeniu, które zazwyczaj sporo o obiekcie odsłuchu mówi. Nie jest to bowiem przetwornik, który gra pełnią swoich możliwości zaraz po podłączeniu. Dlaczego? Być może z tego samego powodu, dla które jego wnętrze wygląda na „wypchane do granic możliwości”. Z tego co można wyczytać w materiałach firmowych jest to układ bez sprzężenia zwrotnego, nie znajdziemy tu żadnych wzmacniaczy operacyjnych (OPA), ani kondensatorów sprzęgających, a całość oparto na własnym rozwiązaniu Audio-gd zwanym ACSS (Audio-gd Current Signal System), czyli autorskiej technologii polegającej na pracy w domenie prądowej. Stąd właśnie wzięły się rozbudowane układy, zamiast niewielkich OPA, i dlatego urządzenie potrzebuje sporo czasu, by osiągnąć optymalne warunki pracy. Jeśli więc ktoś będzie próbował ocenić brzmienie NFB-7.32 w ciągu minuty po jego włączeniu to pewnie oceni go źle i da sobie spokój. Ale wystarczy włączyć urządzenie pół godziny przed krytycznym odsłuchem i... okazuje się, że to już zupełnie inna bajka. Tak było w moim przypadku – za pierwszym razem włączyłem DAC-a, zacząłem słuchać i niespecjalnie mi się podobało. Zająłem się więc innymi rzeczami, a do słuchania wróciłem po kilkudziesięciu minutach i od razu stwierdziłem, że gra zupełnie inaczej. Pozostawało pytanie, czy była to kwestia akomodacji słuchu, czy może urządzenie rozgrzało się i dlatego zaczęło "brzmieć". Za drugim razem, przed kolejną sesją odsłuchową, włączyłem NFB-7.32 jakieś pół godziny przed rozpoczęciem odsłuchu. Tym razem nie siedziałem w pomieszczeniu odsłuchowym, więc o akomodacji słuchu nie było mowy – gdy zacząłem słuchać, byłem już pewny, że to konkretne urządzenie musi się rozgrzać przed odsłuchem – dla mnie nihil novi sub sole, bo podobnie jest z niemal każdym urządzeniem lampowym, a te należą w końcu do moich ulubionych. Nawiasem mówiąc NFB-7.32 faktycznie nieco się nagrzewa – wystarczy dotknąć górnej pokrywy, by się o tym przekonać. W czasie odsłuchu korzystałem z trzech źródeł – odtwarzacza płyt (po koaksjalu), dedykowanego komputera PC (po USB) oraz tegoż samego komputera po USB, ale z konwerterem USB Lampizatora po drodze. Ta ostatnia opcja pojawiła się przede wszystkim dlatego, że nie udało mi się zmusić NFB-7.32 do współpracy z JPlayem, którego używam jako podstawowego softu do odtwarzania muzyki na PC. To drugi DAC, po Heglu HD25, którego nie udało mi się skłonić do współpracy z JPlayem – nie twierdzę, że się nie da, może ktoś bardziej zaawansowany byłby w stanie sobie poradzić, ale w moim przypadku skończyło się na graniu bezpośrednio z JRivera (bez wtyczki JPlaya), albo z konwerterem Lampizatora po drodze. Pierwsze wrażenie, które ostatnimi czasy skrzętnie zapisuję przy odsłuchach kolejnych DAC-ów, to: równy, gęsty/mocny/esencjonalny dźwięk. Z jednej strony grało to faktycznie równo, wydawało się, iż żadna część pasma nie wyskakuje przed szereg. Z drugiej dźwięk był gęsty, mocny, esencjonalny (w sensie – mocno nasycony), rysowany grubą kreską i stąd wydawał się mieć akcent położony nieco niżej niż w przypadku moich DAC-ów. Tyle, że rzecz właśnie w tym, że mimo że to średnica, chyba nawet jej niższa część, była najmocniej nasycona, najgęstsza, to bynajmniej nie była ona wypychana przed resztę pasma. Na dobry początek posłuchałem sobie wiekowego nagrania Cyrulika sewilskiego. W momentach, gdy na scenie słychać było naraz kilka mocno, wyraziście pokazanych głosów a i cała orkiestra grała całkiem głośno, zaskakiwało mnie pojedyncze uderzenie w trójkąt, które brzmiało bardzo czysto, dźwięcznie i nie dało się go nie zauważyć, pominąć. Podobnie było z wszelkimi drobnymi elementami w całkiem przecież gęstym, złożonym dźwięku, które łatwo było wyłapać, mimo iż pojawiały się zaledwie w tle i to mimo tego, że, jak wspomniałem, to nagranie dość wiekowe, a co za tym idzie szumiące bardziej niż współczesne. |
To było pierwszą wskazówką na to, że przetwornik Audio-gd potrafi pokazać prawdziwie czarne tło, czyli ograniczyć (własny) szum tła, zniekształcenia do minimum A dzięki czemu dźwięk wydaje się czystszy, wyraźniejszy, a na takim czarnym tle owe małe detale, smaczki łatwiej jest wyłapać. W pełni potwierdziło się to w kolejnych nagraniach - czarne tło i instrumenty rysowane na nim dość grubą kreską, to jedne z istotniejszych cech tego DAC-a. Bo choć NFB-7.32 nie jest mistrzem budowania głębokiej sceny, to jednak bardzo dobrze definiuje położenie poszczególnych instrumentów w przestrzeni i wyraźnie rysuje ich wielkość. Przy chwilami wręcz imponującej szerokości jednocześnie nieco spłyca scenę, przez co w niektórych przypadkach zmniejszają się odległości między poszczególnymi źródłami dźwięku, ale poprzez owo rysowanie instrumentów grubą kreską i pokazywanie ich na czarnym tle unika efektu zlewania się blisko siebie położonych źródeł w jedno. To dość niezwykła umiejętność, bo łatwiej jest jednak separować poszczególne instrumenty, gdy są pokazywane na większej scenie, gdzie odległości są spore, niż wtedy, gdy znajdują się blisko siebie. I choć całość prezentacji nie była aż tak namacalnie trójwymiarowa (do czego potrzebna jest przede wszystkim głębia sceny) jak z przetwornika TeddyDAC, to NFB-7.32 potrafił czasem zaskoczyć właśnie szerokością sceny, tym jak daleko poza rozstawem kolumn potrafił niektóre dźwięki pokazać. I nie mówię tu wcale o zamierzonej zabawie stereofonią Watersa na Amused to Death, gdzie - nawiasem mówiąc - wszystko było na swoim miejscu, tylko o „zwykłych” nagraniach, które zwykle mieszczą się między kolumnami. Tu często otwierały się poza ich rozstaw. Istotne jest tu owo zawężenie do „często”. Gdyby KAŻDE nagranie nagle okazywało się tak „szerokie” oznaczałoby to ingerencję urządzenia w nagranie, raczej niepożądaną. Tymczasem pojawiało się to tylko na niektórych nagraniach, co sugeruje, że faktycznie tak to mogło być z nich zarejestrowane, a inne przetworniki po prostu nie potrafiły tego w taki sposób pokazać. Mocnymi stronami tego przetwornika są dynamika i dół pasma. Podobnie jak w przypadku przetwornika Bricasti M1, tak i teraz zabrałem ze sobą to urządzenie na spotkanie ze znajomymi audiofilami i kompletnym systemem Reymio (czytaj TUTAJ). Podobnie jak wtedy, tak i teraz wypięliśmy z systemu japońskiego DAC-a i wpięliśmy doń NFB-7.32. I choć nikt nie miał wątpliwości, że urządzenie różnią się od siebie klasą, to jednak gdy przyszło do zagrania mocniejszej, rockowej muzyki, na twarzach fanów tejże pojawił się klasyczny „banan”. Bo w tej muzyce, w tym systemie, Audio-gd czuł się jak ryba w wodzie. Świetnie prowadził rytm, potrafił przy... walić gdy trzeba, był wulkanem energii, nogi same tupały, głowy się kiwały. Przy takiej muzyce właściwie znikała przewaga Reymio, drzemiąca w wyrafinowaniu, detaliczności, rozdzielczości etc., bo tu liczyła się przede wszystkim dynamika i rytm, a inne elementy schodziły na dalszy plan. A że nagrania rockowe to nie to samo co audiofilskie, to osobna kwestia, która także testowanemu przetwornikowi w tym momencie się przysłużyła. W muzyce bardziej audiofilskiej, wymienione wyżej, zalety dawały "Japończykowi" wyraźną przewagę. Choć, jak to w audio bywa, bynajmniej nie taką, jaka wynikałaby z horrendalnej różnicy w cenie. Wracając do moich odsłuchów. Choć polski dystrybutor Audio-gd dość mocno zachwalał wejście USB tego przetwornika, to jednak nie mogło się ono równać z najlepszymi jakie znam, choćby z obydwoma DAC-ami firmy Calyx (test modelu DAC 24/192 czytaj TUTAJ). Nie oznacza to, że grało źle, absolutnie nie! Tyle, że podobnie jak np. w przypadku Hegla HD25, przez wejście koaksjalne Audio-gd grało lepiej, wyraźnie lepiej. Dźwięk był bardziej kolorowy, bardziej plastyczny. Nawet jeśli nie zyskiwał na głębi sceny, to jednak poszczególne elementy pokazywane na niej wydawały się nieco bardziej namacalne. Także bas, ciągle przy dostarczaniu sygnału przez wejście koaksjalne, był prowadzony twardszą ręką, że tak powiem. Lepsza była kontrola, bas był nieco szybszy i bardziej sprężysty, chyba także troszkę lepiej różnicowany. Pomimo że przy graniu po USB, wcale nie miałem powodu się do tego przyczepić. Podobne wrażenie miałem, gdy skorzystałem z pośrednictwa Lampizatora między komputerem a wejściem koaksjalnym NFB-7.32. Urządzenie pana Fikusa sprawiło, że dźwięk z komputera całkowicie dorównał klasą temu, co do tej pory słyszałem z płyt CD. Zauważalne były niewielkie różnice – wydawało mi się, że dźwięk nieco bardziej się otworzył, że pojawiło się więcej powietrza, ale były to różnice tak nieduże, że głowy za ich faktyczne istnienie nie dałbym sobie obciąć. Faktem jest, że na pewno brzmiało to lepiej, niż przy bezpośrednim połączeniu PC z wejściem USB testowanego DAC-a. Faktem także jest, że do tej pory poznałem tylko kilka wyjątków od reguły, mówiącej, że konwerter USB między komputerem a przetwornikiem wpływa pozytywnie na brzmienie. Audio-gd bynajmniej nie wyróżniało się tu więc na minus. Podsumowanie Nie mam wątpliwości, że każdy fan rocka czy innej cięższej muzyki wybierając między przetwornikami Teddy DAC a NFB-7.32 wybrałby raczej Audio-gd. Ale czy tak nie jest z wyborem każdego urządzenia do naszych systemów? Wybieramy je pod własne preferencje muzyczne i brzmieniowe i po to właśnie odsłuchujemy wiele urządzeń, by znaleźć to, które po wpasowaniu w nasz system zagra tak, jak tego oczekujemy. Warto więc wiedzieć, że jest taka firma jak Audio-gd, że ma polskiego dystrybutora i że jest zaprzeczeniem stereotypu chińskiej firmy. Jej twórca, pan He Qinghua, nauki pobierał w USA, tam zdobywał nagrody za swoje konstrukcje, a że wrócił do ojczyzny więc na jego produktach widnieje napis: "Made in China". Warto obejrzeć i posłuchać jego produktów, bo jest to dźwięk na wysokim poziomie, który może przypaść do gustu wielu osobom. BUDOWA NFB-7.32 to topowa wersja przetwornika cyfrowo-analogowego wyposażonego w kość Sabre ES9018 chińskiej firmy Audio-gd. Wrażenie robi już pierwszy kontakt z tym urządzeniem, jako że umieszczono je w dużej, solidnej i ciężkiej obudowie z aluminium. Na froncie znajduje się (w testowanej wersji z regulacją głośności) pięć sporych, srebrnych przycisków. Po lewej stronie mamy główny włącznik, a jedna para przycisków po prawej pozwala przełączać między cyfrowymi wejściami, druga natomiast zwiększać lub zmniejszać głośność. Z tyłu znajdziemy wyjścia analogowe zbalansowane (XLR), niezbalansowane (RCA), oraz ACSS (wyjścia prądowe służące po połączeń z innymi urządzeniami Audio-gd wyposażonymi w stosowne wejścia). Jest tam również aż 6 wejść cyfrowych: koaksjalne BNC, AES/EBU, koaksjalne RCA, optyczny Toslink, USB oraz I2S. |
|
|||
|
|
|
|
|
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity