Data publikacji: 18. stycznia 2013 no. 105
|
|
Odsłuch, który miał miejsce w połowie grudnia 2012 roku zbliżył nas o jeden krok do 100. rocznicy pierwszego spotkania w tej formule. Przed nami wciąż jakieś dwa lata (14 spotkań), jednak z drugiej strony za nami już lat osiem. Mogłoby się więc wydawać, że jesteśmy znudzeni, że wszystko już wiemy i o sobie, i o sprzęcie. Że wszystko już słyszeliśmy i widzieliśmy. KTS - PANY - i ch... Nietrudno jednak człowiekowi myślącemu i choć trochę obytemu zbyć tego typu stwierdzenia wzruszeniem ramion. Każdy szczyt, każdy top, każda "ściana" w końcu ustępuje czemuś jeszcze mocniejszemu, ważniejszemu, lepszemu.
Takie przystanki są jednak konieczne. Bycie 'audiofilem' jest dla mnie jednym z synonimów bycia 'człowiekiem', jedną z emanacji ludzkiej potrzeby czegoś wyższego, w tym przypadku wyrażaną przez dążenie do odtworzenia muzyki z całym, przynależnym jej pięknem, emocjami i atrybutami powodującymi, że zawieszamy, choćby na chwilę, niewiarę w to, że to nie są prawdziwi wykonawcy, a jedynie mechaniczne odtworzenie czegoś dawno wybrzmiałego, ostatecznie i definitywnie zakończonego. A bycie człowiekiem oznacza przecież ciągłą zmianę, często na lepsze (rozwój). Najszybciej i najpełniej dojrzewamy zaś mierząc się z przeżyciami granicznymi. Mając to wszystko na względzie nie możemy oczywiście udawać, że tego typu sytuacje w audio są równie ważne, jak w życiu codziennym, rodzinnym czy zawodowym. Składają się jednak na coś, co czyni z nas tych, kim jesteśmy.
Zachowując wszelkie proporcje z łatwością da się wskazać w życiu audiofila takie sytuacje graniczne. To zazwyczaj pierwszy kontakt z dźwiękiem z prawdziwego zdarzenia, przez duże 'D'. Inicjacja najczęściej następuje zresztą przy okazji odsłuchu niedrogiego systemu - ot, dobrze zestawione NAD-y, Music Halle z kolumnami w rodzaju Castle'a i mamy epifanię. Ważne jest to, że dokonywana jest ekspozycja naszego doświadczenia na coś kompletnie różniącego się od dotychczasowych przeżyć, na coś, czego nie byliśmy świadomi i czego się nie spodziewaliśmy.
Krakowskie Towarzystwo Soniczne to goście dość mocno zblazowani. Nie wiem, jak bardzo bym się starał podrzucić im coś nowego, zawsze będą trochę kręcić nosami i dystansować się od tego, co robimy. Nie narzekam, zawsze mogę na nich liczyć, ale coraz trudniej ich czymś zaskoczyć. Zainteresowanie w ich oczach widzę tylko w dwóch przypadkach (poza odkorkowywaniem nowego wina...): kiedy słuchamy czegoś z absolutnego topu i kiedy spotykamy się z kimś ciekawym. Tak się składa, że spotkanie #86 było swego rodzaju kumulacją - mieliśmy zarówno ultra-ciekawego gościa, jak i dwa, niebywale drogie (każde w swojej kategorii), topowe produkty. I tak to jakoś wygląda, że i gość zostanie u nas na dłużej, i omawiane produkty. A przynajmniej ich część.
Człowiek - bezcenny
Człowiek zawsze na pierwszym miejscu. Sam tak o sobie pisze:
Jestem miłośnikiem muzyki odtwarzanej najchętniej w technice lampowej, zwłaszcza na lampie 300B. Lubię styl vintage jako symbol dobrych i trwałych produktów z duszą. Kocham radio, nie tylko to stare lampowe, ale i to instytucjonalne, które może być wspaniałym sposobem komunikacji społecznej i teatrem wyobraźni.
Wiele lat pracowałem w radiu jako prezenter muzyczny, a następnie jako reportażysta. Moje zainteresowania dziennikarskie skupiały się wokół problemów i wyzwań społecznych, ale pokazywałem w swoich reportażach także nietuzinkowe postaci i ich fascynacje, zwłaszcza kulturą, sztuką i nauką. Moje reportaże otrzymały liczne nagrody krajowe i międzynarodowe. Wspomnienie o legendarnym prezenterze radiowym Tomaszu Beksińskim Romantycy muzyki rockowej uzyskało od słuchaczy Trójki tytuł "Reportażu Roku 2001". Reportaż ten żyje obecnie niejako drugim życiem w internecie i inspiruje fanów Tomasza do rozwijania swoich fascynacji i poszukiwania niebanalnej muzyki.
Pozostając wiernym wielu zespołom z lat pracy w radiu, odkrywam także nowe nurty muzyczne i obecnie słucha coraz więcej klasyki, zwłaszcza kameralistyki z udziałem skrzypiec i fortepianu, w których jak najlepszym odtworzeniu pomaga mi oczywiście lampa 300B.
Nadal rozwijam zainteresowania problematyką społeczną i wielokulturowością. Na swojej macierzystej uczelni, Uniwersytecie Jagiellońskim, kieruję jednostką wspierającą studentów z różnego rodzaju niepełnosprawnościami w dostępie do wykształcenia uniwersyteckiego.
Ireneusz Białek, bo o nim mowa, nie pisze jednak czegoś, co musi zostać powiedziane - Irek jest osobą niewidzącą. Kieruje przy tym na uczelni wydziałem, który ma pionierskie zasługi w nauczaniu języków osoby z niepełnosprawnościami, które dla większości innych uczelni wykluczają tych ludzi z kręgu ich zainteresowań. Bo, proszę sobie wyobrazić, jak można uczyć języka osobę niesłyszącą? Przecież to będzie dla niej TRZECI język, po migowym i polskim! A Irek ze swoimi ludźmi nie takie rzeczy robi. Ważne, żeby wiedziało o tym więcej ludzi, poza specjalistami, ciekawymi metodyki tego typu nauczania. Doceńmy to.
Irek jest też, jak napisał, melomanem i audiofilem. Czyta "High Fidelity" od lat, korzystając z możliwości technicznych, jakie dają komputery. Jest też dziennikarzem. Jak do nas trafił? Jak zwykle to sprawa przypadku, ale i przyciągania się odpowiednich ludzi - trafił przez "High Fidelity", wino i znajomości. Ważne, że się nam odnalazł...
Płyta - za 7000 zł
Gdyby nie moja pomyłka, płyta o której mowa, pewnie by się w Polsce nie znalazła. Kosztujące (w Japonii) 136 500 jenów wydawnictwo, w Polsce kosztowałoby ok. 7000 zł (wliczając w to cło, VAT i koszty przesyłki). A mówimy o jednej płycie Compact Disc.
Płyta to jednak niebywała. Wykonana w ultra-limitowanej serii 200 sztuk (ta w rękach Janusza, który ją ostatecznie kupił, ma numer, o ile pamiętam, 028) została wykonana nie z plastiku, ze szkła kwarcowego - stąd nazwa całej serii: Crystal Glass CD. Remaster został do niej wykonany osobno, przez inny zespół, prosto z cyfrowej taśmy-matki CBS o numerze DC-113. Taśma jest cyfrowa dlatego, że to The Goldberg Variations Bacha, w wykonaniu Glena Goulda z 1981 roku, a to konkretne nagranie zostało dokonane w domenie cyfrowej (SGCD02 /TDCD91228). Pomysłodawcą i patronem całej serii jest prestiżowy, japoński magazyn "Stereo Sound". Magazyn współpracował przy jej wykonaniu z właścicielem taśmy-matki, firmą Sony. Jak mówią ludzie mający do czynienia z innymi płytami Crystal Glass - nie ma lepszego nośnika cyfrowego.
Nie od "Stereo Soundu" się to jednak zaczęło. Już w 2008 roku Victor Entertainment, oddział JVC ogłosił opracowanie zupełnie nowego sposobu wykonania płyt Compact Disc, o nazwie “Super Excellent Glass”. Spotkały się w nim dwa patenty: należący do JVC sposób kodowania dźwięku K2HD oraz wyjątkowo precyzyjny sposób wykonania samego krążka, nie z poliwęglanu, a z krystalicznego szkła, z warstwą złota w miejsce aluminium. Za ten drugi odpowiedzialna jest inna japońska firma, Memory-Tech. Trzy pierwsze tytułu, jakie zaprezentowano to:
- Kaori Osamu Village, Aranjuez Concerto
- Ingrid Fuzjko V. Georgii-Hemming, Campanella Miracle
- Ikuko Kawai, New World
Każdy kosztował 180 000 jenów, na rynku ukazały się w kwietniu 2009 roku. Ich astronomiczna cena wynika z zupełnie innego sposobu wykonywania pitów i landów - wykonuje się to laserem, jak gdyby to był szklany "stamper" z którego tłoczy się normalne płyty.
Płyta Sony wykonywana jest inaczej, choć wciąż podstawą jest ultra-czyste szkło kwarcowe. W tej wersji na szkło nanosi się specjalną żywicę, w której następnie wypala się pity i landy (właściwie to pity, ale niech będzie...). Tak przygotowaną warstwę naświetla się promieniami UV, utwardzając ją. Proces wypalania wykonuje się na maszynach przeznaczonych do wykonywania płyt Blu-ray w procesie o nazwie Phase Transistion Mastering. W wyniku tych działań kształt pitów i landów jest perfekcyjny. Dokładnie w ten sam sposób tłoczy się płyty Blu-spec CD, teraz w wersji BSCD2.
A pomyłka? Cóż - poprosiłem mojego przyjaciela, Yoshiego Hontai, żeby mi kupił płytę z Gouldem. Tyle, że źle sobie odczytałem cenę, myląc się o rząd wielkości - 700 zł za płytę CD i tak wydawało mi się szaleństwem. Kiedy do mnie przyszła, kiedy zobaczyłem fakturę, prawie zemdlałem. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło, ja oparłem się o ścianę, zachowując pion, a krążek ma już swój dom. I jest to chyba jedyna taka płyta w Polsce, a pewnie i w Europie. Więcej informacji TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ. Szczególnie drugi z artykułów, napisany przez Roberta Harleya, naczelnego "The Absolute Sound" wyjaśnia wiele z zaskakujących różnic w brzmieniu płyt CD wykonanych w różnych technikach.
Kable - za 400 000 zł
O ile zarówno Irek, jak i płyta Goulda trafili do nas okrężną drogą, o tyle główny temat 86. spotkania był całkowicie naturalnym przedłużeniem mojego testu, jaki wykonałem dla amerykańskiego pisma "Enjoy The Music.com", a który zaplanowany został na styczniowe wydanie magazynu (czytaj TUTAJ). Mowa o topowym systemie okablowania firmy Siltech z serii Royal Signature Double Crown. Tym samym mowa o kwocie ponad 400 000 zł za całość: interkonekt Siltech Royal Signature Series Double Crown Empress, kabel głośnikowy Siltech Royal Signature Series Double Crown Emperor oraz kilka kabli sieciowych Siltech Royal Signature Series Double Crown Ruby.
Odsłuch w innym systemie niż mój, z innymi ludźmi był dla mnie bardzo ważny. Takie drążenie tematu zawsze ma sens, jednak w przypadku topowych produktów jest niezbędne. Bo choć odsłuchałem Siltechy zarówno z moim systemem odniesienia, jak i z końcówkami mocy Accuphase A-200, z kolumnami Amphion Krypton3 i innymi, to jednak system Janusza jest dla nas wszystkim punktem odniesienia. Bazujący na 18-watowych monoblokach Ancient Audio z lampami 300B firmy Takatsuki TA-300B (czytaj TUTAJ), topowym odtwarzaczu Compact Disc firmy Ancient Audio oraz małych kolumnach Sonus faber Electa Amator (I) jest w wielu aspektach poza konkurencją. Oczywiście - małe rozmiary kolumn i niska moc wzmacniacza nie pozwalają na oddanie rozmachu i potęgi dźwięku, jak w moim systemie, jednak coś za coś - ja nie mam tej rozdzielczości, selektywności i naturalności, co Janusz.
System testowy
- Odtwarzacz CD: Ancient Audio Lektor Grand SE, czytaj TUTAJ
- Wzmacniacz mocy: Ancient Audio Silver Grand Mono, czytaj TUTAJ i TUTAJ
- Kolumny podstawkowe: Sonus faber Electa Amator (I), czytaj TUTAJ
- Interkonekty: Acrolink Mexcel 7N-DA6300, czytaj TUTAJ
- Kabel głośnikowy: Tara Labs Omega, czytaj TUTAJ
- Kable sieciowe: Acrolink 7N-PC9100, czytaj TUTAJ
- Kondycjoner sieciowy: Ancient Audio First Generator
- Akcesoria: Acoustic Revive, czytaj TUTAJ i TUTAJ
METODOLOGIA ODSŁUCHU
Odsłuch miał charakter porównania A/B, ze znanymi A i B. Porównywane były całe systemy okablowania, na który składały się: interkonekty od odtwarzacza CD/przedwzmacniacza do końcówek mocy, kable głośnikowe oraz dwa kable sieciowe, zasilające przetworniki. Oznacza to, że mieliśmy dwa pełne (niemal, bo kabli sieciowych w systemie Janusza jest sześć, a my zmienialiśmy dwa, ale niech będzie...) systemy okablowania, które do siebie porównywaliśmy. Zwykle jest tak, że jako pierwszy ('A') wybierany jest system zastany, który znamy, a jako 'B' występuje system, który chcemy ocenić. W tym przypadku zmieniliśmy kolejność - pierwszy był system Siltecha. Zdecydowaliśmy się na taką modyfikację ze względu na nietypową budowę kabli tej holenderskiej firmy, wymagających dłuższego grania z ułożonymi w danej pozycji biegami. Przed testem grały w tym samym miejscu trzy dni. Jak zwykle, uwagi od słuchaczy zebrałem po całym odsłuchu, tamując na wszelkie sposoby, a to chrząknięciami, a to znaczącym podniesieniem brwi, ich rozmowy i wymianę wrażeń w jego czasie...
|
ODSŁUCH
Płyty użyte do odsłuchu
- Missa Criola, Lasting Impression Music, LIM K2HD 040, UDC Collector's Edition, gold CD.
- Stan Getz & Joao Gilberto, Getz/Gilberto, Lasting Impression Music, LIM K2HD 036, UDC Collector's Edition, gold CD.
- Peggy Lee, Mink Jazz, Toshiba-EMI, TOCJ-9327, CD.
- Miles Davis, Kind of Blue, Sony Records Japan, SRCS 9104, CD.
- J. S. Bach, The Goldberg Variations, CBS/Sony Records Japan/Stereo Sound, wyk. Glen Gould, "Limited Edition No. 28/200", SGCD02 /TDCD91228, Crystal Glass CD.
Porównanie A/B
Każdemu ze słuchaczy zadałem trzy pytania, na które mieli odpowiedzieć:
1. Czy słychać jakąś różnicę?
2. Który system był według nich lepszy?
3. Czy warto dopłacić różnicę w cenie między systemami?
I prosiłem o komentarz.
Tomek
1. Tak.
2. Siltech.
3. Zaskakujące, jak dla mnie, ale: tak.
Największym zaskoczeniem było dla mnie coś, co można by nazwać rozciągnięciem pasma. Z systemem Janusza wydawało sie, że mamy więcej basu, że schodził niżej. Więcej góry słyszałem z systemem Siltecha. I dostałem tym jakby mnie ktoś w głowę walnął, taki "dysonans poznawczy" (ha, ha!): Siltech miał o wszystkim znacznie więcej informacji, o powietrzu, atmosferze nagrania, technice gry, instrumencie, technice nagrania. Było więcej detali, ale takich dyskretnych, nienarzucających się. Uderzyła mnie magia, realizm. Mimo że w pierwszym momencie system Janusza wydawał się bardziej efektowny, Ale to było chyba takie "na pokaz". Siltech to niewiarygodny spokój, ale taki spokój "przyczajony".
Andrzej
1. Tak.
2. Siltech
3. Niestety - tak.
Wyraźnie słychać, że system z Acrolinkami i Tarą grał głośniej, fizycznie głośniej. Wydaje mi sie też, że ten system gra cieplej. Siltech wydał mi się bardziej szczegółowy, rozdzielczy, po prostu bardziej detaliczny. Ale w najlepszej możliwej manierze. Na płycie z Gouldem jego "mruczenie" było z Siltechem wyraźniejsze, ale też bardziej naturalnie "siadał" we wszystkim. To nie był jeden dźwięk z fortepianem, ale coś osobnego, albo jakby dograne, albo jakby po prostu mikrofony zebrały to z innej płaszczyzny niż instrument. Z Siltechem brzmiało to tak, jakbym słyszał to przed sobą, na żywo. Z systemem Janusza to BYŁO jak dograne.
Bas - nie wiem, czy do końca mógłbym się zgodzić z Tomkiem, może trochę. Mam natomiast wrażenie, że jak coś przy Siltechu mruknęło, to było to treściwsze, mocniejsze. Z Getzem blachy brzmiały nieco bardziej twardo, ale w normalniejszy sposób, jak na żywo. Cała perkusja z tymi kablami brzmiała, jakby została właściwie ustawiona i przygotowana. Natomiast z Acrolinkami i Tarą bardziej podobało mi się brzmienie saksofonu, w utworze nr 5, lepiej było słychać atak, instrument brzmiał mocniej. W tym jednym aspekcie system Janusza przynajmniej dorównywał systemowi Siltecha. Wybieram jednak bez wahania Siltecha, bo wszystko z nim brzmi prawdziwiej, normalniej.
Ryszard S.
1. Tak.
2. Siltech
3. Tak, zdecydowanie warto.
System z Acrolinkiem i Tarą gra bardzo dobrze. Bo można by odnieść wrażenie, że jest z nim coś nie tak - to wybitny, topowy system okablowania. Ale z Siltechem w torze mieliśmy coś, jak z Prosiaczkiem: efekt "czerwonych uszu". Nie lubię słuchać tego konkretnego nagrania (mowa o Wariacjach...), bo mam dyskomfort wynikający z mruczenia Goulda. Mam wrażenie, że obcuję z genialnym artystą i niedorozwiniętym melomanem jednocześnie.
Ale Siltech... Tym razem miałem cudowną emanację całego pudła rezonansowego, dużego, takiego "czarnego". Wcześniej tego nie było, wszystko było bardziej sztuczne i takie, jak zapamiętałem. Bardzo podobało mi się też odtworzenie z Siltechem nagrania z płyty Kind of Blue. Kultura - ktoś potrafił w naturalny i wyważony sposób złapać wszystkie podzakresy. Przy Getzu słyszałem z Siltechem nieco więcej sybilantów. Ale dla kontrastu powiem, że z Acrolinkami i Tarą wszystko wydawało się bardziej rozmyte, przez to trochę cieplejsze. Peggy Lee z Siltechem wydała mi się poprawna, ale dźwięk wydawał mi się trochę wysuszony. Kiedyś odbierałem tę płytę w bardziej namacalny sposób, teraz w obydwu przypadkach była bardziej zdystansowana, prawdę mówiąc nie wiem, co się stało. W tym jednym przypadku, z głosem żeńskim nie było dla mnie z Siltechem "chemii" w dźwięku. Trochę, jakby brakowało wielkości dźwięku. System Acrolinków i Tary to w przy tej płycie taki "chutnik" (od "chuci"...).
Ryszard B.
1. Tak.
2. Siltech
3. Tak.
Bałem się tego przesłuchania. Bo to przecież ogromne pieniądze, a ja zwykle słyszę inaczej niż wszyscy... Naprawdę nie pamiętam, żeby opinie wszystkich były tak jednoznacznie zgodne. Także moja. Ryśkowi S. z Siltechem brakowało dużego dźwięku i kiedy to mówił, pomyślałem, że się czepia. Dopiero po przełączeniu na system Janusza to usłyszałem: rzeczywiście Siltech pokazuje wszystko nieco mniejsze. Tyle tylko, że chyba sensowniejsze, bardziej naturalne, jakby poprzedni system wszystko rozdmuchiwał. Przy Acrolinkach miałem krótkie wybrzmienie dźwięku. Siltech pokazywał wszystko dłużej. Także zróżnicowanie barwowe z tymi kablami było lepsze. To jedwabisty dźwięk o szerokim paśmie. Po nim trudno Acrolinka i Tary słuchać.
Irek
Nie czuję się uprawniony do oceny tego dźwięku, ponieważ nie mam doświadczenia z systemami tej klasy. Mam cudowny wzmacniacz JAG 300B, kupiony zresztą dzięki wskazówkom Wojtka, ale to tutaj jest z innej planety. To wspaniały system, z Acrolinkami i Siltechem na równi. I ocena przy nim wysiada - zgadzam się z tym, co powiedział Tomek.
Postaram się jednak streścić moje odczucia. Nie wiem, może to efekt psychologiczny, ale tak naprawdę zacząłem słuchać na dobre za drugim razem. Wtedy mi się wszystko spodobało naprawdę. Nie znam systemu, tym bardziej tych kabli i trudno mi się na razie w tym połapać. Ale słychać, że Siltech gra trochę bardziej sucho, ale mimo to właśnie z nimi słuchało mi się najlepiej.
Janusz
1. Absolutnie tak!
2. Wyłącznie Siltech.
3. Oczywiście - sam kupuję interkonekt...
Coś niesamowitego! Z Siltechami nasycenie dźwięku, wypełnienie, bezpośredniość. Piękne wokale. W porównaniu z nimi mój dotychczasowy system jest bez sensu, jak zepsuty. A przecież wiem, że jeszcze tydzień temu wydawał mi się, ale wam także, genialny, fantastyczny, fenomenalny. Tak się dzieje, kiedy usłyszymy coś lepszego od "genialnego"... Interkonekt Acrolinka, sam w sobie wybitny, przy porównaniu z Siltechem wydaje się mniej wypełniony, płytszy tonalnie. Jeszcze niedawno ten kabel był dla mnie "ścianą", nie wiedziałem, co można by poprawić. Teraz to po prostu słychać. Z Siltechem na pewno też tak kiedyś będzie, ale do te pory... Nie potrafię sobie wyobrazić, że może być lepiej niż z systemem Siltecha. Cena jest oczywiście absurdalna, ale jeśliby miał te pieniądze, to nie wahałbym sie ani chwili. Teraz sobie kupię interkonekt i też będę szczęśliwy. Absurdalnie szczęśliwy...
Podsumowanie - czyli moje zdanie
Można by tę część nazwać po prostu: "co ja o tym wszystkim myślę". Ale 'podsumowanie' sugeruje bezstronność, a to lepiej się "sprzedaje" :) Niech więc tak zostanie...
Ponieważ to nie jest regularny test, a coś w rodzaju felietonu skrzyżowanego z reportażem, mogę się wypowiedzieć w luźniejszej formie. A w tym przypadku to szczególnie istotne, ponieważ doświadczenie, jakim było porównanie systemów z Acrolinkiem i Tarą oraz Siltecha było jednym z najważniejszych, z jakimi miałem w ostatnich latach do czynienia.
Z systemem Siltecha dźwięk był mistyczny. Szczególnie z płytą Goulda. Słuchałem prawdziwego wykonania. Pomimo oczywistych słabości realizacyjnych tego materiału! Jak gdyby istotniejsze były rzeczy związane z emocjonalnym aspektem przekazu. Ale nie przez zanegowanie techniki, a pomimo niej, poprzez nią. Nie chodzi też o dualizm emocje-rozum, to zabawa na innym poziomie. Kiedy Gould uderzył po raz pierwszy w klawisze fortepianu i zapadła cisza (pauza), zamarłem wraz z nim. To był głęboki, normalny, w sensie: naturalny, dźwięk. Nigdy czegoś takiego z systemu audio nie słyszałem. Po przejściu na system Janusza wszystko się zdeformowało. Dźwięk wydawał się głośniejszy, efektowniejszy, bas był większy, a góra cichsza. Był to jednak dźwięk "robiony". Siltech grał inaczej: niebywale naturalnie. Nie myślałem, że elektronika Jarka Waszczyszyna i kolumny Franco Serblina są w ogóle do pokazania tak wielkiej różnicy zdolne, uważałem, że przedtem byliśmy pod "ścianą".
Powrót na stare kable był bolesny. Co ciekawe, po powrocie do siebie do domu szybko się do niego przyzwyczaiłem (mam niemal dokładnie te same kable, co Janusz). Wciąż mam jednak w głowie to, czego doświadczyłem z Siltechami. Takiej gładkości z płyty CD się nie spodziewałem. Wiem, że w jej pitach i landach jeszcze tyle muzyki, że szkoda gadać, ale nie myślałem, że aż TYLE. Hipnotyczny przekaz mieliśmy nie tylko z Crystal Disc, ale i z innymi płytami. I ze specjalnym wydaniem płyty Getz/Gilberto, i z Gouldem na szkle dźwięk był po prostu wybitny. Powiem tak: jeślibym tej klasy dźwięk miał ze wszystkich płyt CD nie potrzebowałbym ani plików wysokiej rozdzielczości, ani gramofonu.
Przywołany już Robert Harley porównując dźwięk płyt Crystal Disc do klasycznych krążków napisał coś, co doskonale charakteryzuje różnice między kablami Janusza i systemem Siltecha:
Nie cierpię powtarzać wytartego komunału opisującego postępy w dźwięku cyfry, ale szklany CD brzmiał bardziej "analogowo". Był gładszy, miał większy oddech, był bardziej otwarty i głębszy, brzmiał swobodniej. W porównaniu z nim poliwęglanowy dysk był bardziej płaski, a pomiędzy źródłami dźwięku było mniej powietrza; struktura instrumentów była mniej naturalna, brzmiąc - w porównaniu z Glass CD- w sztuczny sposób.
Czyżby przewidział nasze spotkanie? A może w jakiś ponadnaturalny sposób doznał objawienia, zapisując dokładnie to, generalnie, wszyscy obecni u Janusza myślimy o Siltechu? Niczego bym z góry nie wykluczał...
Informacje o producentach
SILTECH
Kontakt:
Nieuwe Stationsstraat 10 | 6811 KS Arnhem | Netherlands
tel.: +31 (0) 26 353 9040 | e-mail: info@siltechcables.com
Strona firmowa: www.siltechcables.com
Kraj pochodzenia: Holandia
ACROLINK
Kontakt:
Yoshi Hontani
3016-1 Tsunatori-machi, Isesaki-shi Gunma Pref. 372-0812 | Japan
tel.: +81-270-24-0878 | fax: +81-270-21-1963
e-mail: e-hontani@musonpro.com
Strona firmowa: www.acrolink.jp
Strona polskojęzyczna: www.acrolink.pl
Kraj pochodzenia: Japonia
TARA LABS
Kontakt:
TARA Labs, Inc. | 1020 Benson Way | USA
tel.: 541 488 64 65 | fax: 541 488 64 63
e-mail: tech@taralabs.com
Strona firmowa: taralabs.com
Kraj pochodzenia: USA
|