Przetwornik cyfrowo-analogowy Eximus DP-1 Cena (w Polsce): 9900 zł Producent: April Music, Inc. Kontakt: 3F Bangbaehill Bldg., 882-3 Bangbae-Dong Seocho-Gu, Seoul 137-840 | Korea tel.: +82-2-3446-5561 | fax: +82-2-3446-5564 e-mail: info@aprilmusic.com Strona internetowa: April Music Kraj pochodzenia: Korea Południowa Produkt do testu dostarczyła firma: Soundclub Tekst: Marek Dyba Zdjęcia: Marek Dyba, April Music |
Data publikacji: 16. grudnia 2012, No. 104 |
|
Sprowadzenie do Polski przetwornika cyfrowo-analogowego Eximus DP1 zajęło polskiemu dystrybutorowi trochę czasu. Może nawet trochę więcej niż "trochę". Na wszelki wypadek wyjaśniam, że to przedstawiciel linii produktów południowokoreańskiej firmy April Music. A przecież sporo urządzeń tego producenta, sprzedawanych pod marką Stello, jest dobrze na polskim rynku znanych – począwszy od świetnie przyjętego na rynku, bardzo rozsądnie wycenionego DAC-a DA100 Signature, przez bardzo dobry konwerter USB – U3, po integrę oraz odtwarzacz CD z serii 500. O tym, że Koreańczycy na wielu polach już dogonili Europę, Japonię czy Stany, oferując produkty co najmniej równie dobre, a często nawet lepsze, już chyba wszyscy wiedzą. Również w naszym, audiofilskim grajdołku, trzeba się zacząć z nimi liczyć, może jeszcze nie na tym najwyższym top high-endowym poziomie, ale dajmy im jeszcze z 10 lat... (zobaczmy np. wzmacniacz Emilé KI-40L). Proszę tylko popatrzeć jak wygląda testowany Eximus – tak się złożyło, że w czasie testu byli u mnie konstruktorzy z Amare Musica (czyli ludzie, którzy sporo się napracowali, by ich monobloki i pre, prezentowane na Audio Show 2012, nie tylko grały jak grają, ale także by wyglądały tak znakomicie jak wyglądają. Obejrzeli Eximusa z każdej strony i stwierdzili, że tak zrobionej i wykończonej obudowy nie dałoby się zamówić w Polsce za żadne pieniądze – nikt by się nie podjął jej wykonania, nawet przy dużym zamówieniu. Nie są to zapewne puste słowa, bo i pan Roger Adamek dla swojego nowego referencyjnego przedwzmacniacza gramofonowego THERIAA obudowę zamawiał za granicą, słono za nią płacąc. Co ciekawe, ludzie z April Music zlecili stworzenie designu tej obudowy Alexowi Rasmussenowi z firmy A-Rex/Neal Feay, który wcześniej maczał palce w projektowaniu obudów dla Constellation Audio i Ayre. 'April' w nazwie firmy to 'kwiecień', czyli w zasadzie pierwszy pełny miesiąc wiosny, a wiosną pojawiają się utęsknione przez wszystkich zieloniutkie liście. Chyba właśnie drogą takich skojarzeń poszedł pan Rasmussen, jako że przyciągającym oczy motywem, powtarzającym się wielokrotnie na górnej pokrywie DP-1 są różnej wielkości liście. Wygląda to arcyciekawie, zwłaszcza w połączeniu z innymi elementami tej pięknej obudowy. Boczne ścianki są dziurkowane jak siteczka – z jednej strony poprawia to zapewne wentylację, z drugiej znakomicie wygląda. Przyciski i pokrętło są w takim samym kolorze jak cała obudowa. Górne i dolne krawędzie są pięknie frezowane. Jedyną rzeczą, która mi nie całkiem pasowała do tej eleganckiej całości był główny wyłącznik sieciowy. Choć trzeba też powiedzieć, że jego wybór chyba nie był przypadkowy, bo umieszczono go w kolejnym przetłoczeniu w kształcie podłużnego liścia – zwykły przycisk nie bardzo by tu pasował. BRZMIENIE Nagrania użyte w teście (wybór)
Jak już wspomniałem DP-1 to kilka urządzeń w jednym. Można przyjąć, że jego podstawową funkcją jest konwersja sygnału cyfrowego do postaci analogowej. Sygnał cyfrowy może być dostarczony do urządzenia poprzez jedno z kilku wejść. Mamy do dyspozycji: 2 x S/PDIF koaksjalne, wejście optyczne, AES/EBU, I2S oraz asynchroniczne USB. Wszystkie akceptują sygnał o rozdzielczości do 192 kHz. DAC daje możliwość upsamplowania każdego dostarczanego sygnału – używając przycisku na froncie urządzenia można upsampling pominąć, upsamplować do 88/96 kHz, lub do 176/192 kHz (urządzenie korzysta z dwóch zegarów dla 44,1 i 48 kHz, upsampling następuje do wielokrotności natywnej częstotliwości próbkowania pliku). Odsłuchy zacząłem z DP-1 w roli wyłącznie przetwornika D/A – po USB podpiąłem komputer (WIN8 64 bity, Jriver i JPlay), a po koaksjalu mój odtwarzacz, w roli transportu. podpięty bardzo dobrą cyfrówką firmy AudioMica, Flint Consequence. Nie odnotowałem żadnych problemów z instalacją sterownika do urządzenia, mimo że zdarzają się one dość często w przypadku 64-bitowego Windowsa 8. Podobnie jak w przypadku Bricasti M1, tak i tutaj obydwa testowane wejścia cyfrowe oferowały równie dobry i właściwie identyczny w charakterze dźwięk. W przypadku produktu pochodzącego z Korei nie powinno to w zasadzie dziwić, jako że ich Stello U3 jest bardzo udanym urządzeniem. A z tego można wnioskować, że firma bardzo dobrze radzi sobie z implementacją USB. By to potwierdzić odsłuchałem te same nagrania Patricii Barber i Cassandry Wilson, co we wcześniejszym teście. Niskie głosy obydwu pań miały tym razem odpowiednią „masę”, dociążenie, i brzmiały nieco ciemniej, niż w wydaniu M1. W moim przekonaniu były przez to bardziej prawdziwie, a przynajmniej bardziej takie, jak do tego przywykłem (choćby z moim TeddyDakiem, czy też z płytami winylowymi). Tu także przekaz skupiał się nieco bardziej na emocjach, na barwie głosów, na intymnym kontakcie między śpiewającą a słuchaczem, a mniej na zaakcentowaniu każdego detalu, drgnięcia głosu, oddalenia się ust od mikrofonu. Nie chodzi mi tu o wartościowanie, który sposób prezentacji jest lepszy – to trochę jak spieranie się, czy należy kierować się sercem, czy rozumem. Serce (moje) przemawia jednak bardziej za prezentacją typu Eximus/Reimyo, czy z wcześniej słuchanych, Lampizator, ale rozum tłumaczy, że to Bricasti jest wierniejszy nagraniu, niczego nie dopieszcza, nie upiększa, po prostu „wali prosto z mostu” to, co zawarto w nagraniu, czyli jest według audiofilskich standardów lepszym przetwornikiem. Nie chodzi mi o uproszczenie przekazu, tylko bardzo bezpośrednią interpretację, a może raczej brak interpretacji. A jest lepszy i wszyscy miłośnicy czystego, detalicznego, analitycznego grania wskażą go bez wahania. Ale DP-1 ma w sobie coś, co sprawia, że człowiek słuchając ulubionych nagrań nie ma się ochoty przestać, nawet jeśli są to już mocno oklepane płyty, które znamy na pamięć. "Interpretacja” Eximusa sprawia, że nie da się od nich oderwać, bo człowiek je przeżywa, zamiast ich słuchać. To wcale nie musi być prezentacja doskonała. Już o tym pisałem – jeśli idziemy na koncert na żywo, to o ile realizator, albo muzycy nie spaprzą swojej roboty kompletnie, to zawsze to co usłyszymy będzie nam się podobać bardziej niż najlepsze nawet odtworzenie płyty, nawet jeśli jest to płyta doskonała od strony technicznej, dopieszczona w studio, a na żywo przytrafiły się jakieś kiksy, wpadki, a gość w rzędzie obok fałszował na głos. Tak właśnie trochę jest z testowanym przetwornikiem – może i nie jest doskonały – Bricasti potrafił w tych samych kawałkach pokazać bardziej zwarty, sprężysty bas, czy jeszcze dźwięczniejszą górę, o większej transparentności, klarowności prezentacji nie wspominając. Ale mnie łatwiej było zanurzyć się w muzyce, zapomnieć o bożym świecie słuchając zwłaszcza nagrań live przez Eximusa. Bo co właściwie można by "Koreańczykowi" zarzucić? Bas – mocny, schodzi bardzo nisko, jest dobrze różnicowany, może nie aż tak twardy i sprężysty jak w przypadku M1, ale równie energetyczny i dynamiczny. Średnica – nie tak neutralna jak u znacznie droższego konkurenta, ale bardzo gładka, kolorowa, a przede wszystkim niezwykle nasycona, co być może zostało osiągnięte przez jej ocieplenie – tyle, że akurat ja z tego zarzutu nie będę robił, wręcz przeciwnie. |
Góra pasma – otwarta, detaliczna, dobrze rozciągnięta, mocno nasycona. OK., Bricasti wydobywa tu jeszcze ciut więcej – np. przy uderzeniu w dzwonek czuje się wręcz jak drga powietrze, wybrzmienie jest nieco dłuższe, ale to wszystko są stosunkowo niewielkie, choć zauważalne różnice. Eximus sprawdza się nadzwyczajnie we wszystkich nagraniach live i to niezależnie od rodzaju muzyki. Wspomniany Arne Domnerus z Antiphone blues - znakomicie oddana przestrzeń kościoła, organy grające jakby z wysoka i saksofon znajdujący się nieco niżej i bliżej. Jazz at the Pawnshop także z panem Domnerusem w roli głównej – wyborne akustyczne granie w niezbyt dużym klubie i niepowtarzalna atmosfera kreowana m.in. przez szczęk naczyń, toczone chwilami w tle rozmowy, oraz samych, najwyraźniej doskonale się bawiących, muzyków. Z zupełnie innej beczki - Live AC/DC – wulkan energii, gitarowe szaleństwa i tłum kapitalnie bawiący się na stadionie – porywający spektakl, któremu nie sposób się oprzeć – nawet gdy ma się podły humor, ta płyta, w tak energetycznym, wciągającym wydaniu jak z Eximusem, wciąga w wir doskonałej zabawy. Świetne akustyczne nagranie Whitesnake na Starkers in Tokyo zassało mnie swoim klimatem, niesamowitym głosem Davida Coverdale'a, a wokół mnie równie zaangażowana była reszta publiczności. Także w granym u mnie ostatnio nad wyraz często z wszelkich nośników (CD, plików, winyli i DVD) koncercie, Muddy' Waters, z dołączającymi w trakcie członkami The Rolling Stones, pozostawił po sobie wyborne wrażenia. Najpierw nieśmiało do bluesowego mistrza dołączył wywołany do tablicy Mick Jagger, który rozkręcał się z kawałka na kawałek, a potem także Keith Richards i Ronnie Wood, którzy pokazali, że doskonale czują bluesa. A ja siedziałem sobie w tym strasznym tłoku, pijąc Buda i bawiąc się nieziemsko, kołysząc w świetnie oddawanym rytmie, śledząc niemal każdy ruch palców raz jednego, raz drugiego gitarzysty. I jak pisałem, nie miał znaczenia gatunek muzyki, czy była grana w małej sali czy na stadionie, akustyczna czy elektryczna – sposób prezentacji DP-1 był po prostu niezwykle angażujący, bardzo pozytywny, nie pozwalający siedzieć obojętnie. Także w kolejnym doskonale znanym większości audiofilów koncercie Jarretta, który odbył się w Koeln, testowany "Koreańczyk" wykazał się pełnią możliwości. Choć wydaje się, że oddanie solowego fortepianu nie powinno być tak trudne i większość DAC-ów zagra go całkiem nieźle, to jednak tylko pewna ich część odda go bardzo dobrze, a tylko bardzo, bardzo nieliczne zagrają go genialnie, porównywalnie do tego, co można usłyszeć na dobrym gramofonie z winylu. Eximus otarł się o tę grupę genialnych interpretatorów owego koncertu i zabrakło mu naprawdę niewiele. Nie miał problemu z oddaniem skali dźwięku, barwy, zachowań muzyka, publiczności, otoczenia akustycznego, a jedyny element, gdzie ciut mu zabrakło do najlepszych to pełne wybrzmienia, bo to co pokazywał bywało czasem odrobinę za szybko ucinane. Ale namacalność prezentacji, tworzenie iluzji brania udziału w tym niezwykłym wydarzeniu, zaryzykuję wręcz stwierdzenie: wisząca w powietrzu chemia między wykonawcą a słuchaczem – to mocne strony bohatera tego testu. Uczepiłem się koncertów, bo przy nich Eximus wyróżniał się najbardziej pośród wielu DAC-ów, których dane mi było słuchać. Ale nie oznacza to, że muzykę nagraną w studio grał źle. Z każdą dobrze zarejestrowaną ścieżką radził sobie co najmniej bardzo dobrze, brak owej niepowtarzalnej, koncertowej atmosfery starając się rekompensować skupianiem uwagi słuchacza na kwintesencji, istocie granej muzyki. Jakże fajnie było słychać różnorodnych, multikulturowych klimatów na płycie Tri Continental, tria, którego członkowie faktycznie pochodzą z trzech krańców świata. Jakże doskonale słuchało się ścieżek dźwiękowych – z Gladiatora, gdzie w czasie bitwy powietrze skrzyło się napięciem, z niesamowicie klimatycznego Łowcy androidów, czy w końcu mrocznej ścieżki dźwiękowej z potężnym, niskim basem z ostatniego Batmana, by wymienić tylko kilka. I dopiero gdy przychodziło do płyt z ewidentnie „przewalonym” basem, jak choćby wspominanej przeze mnie już nie raz płyty Carlosa Santany, czy też nagrań płaskich jak deski, jak większość płyt U2, Eximus udowadniał, że z próżnego i Salomon nie naleje. Nie próbował na siłę ich wygładzać, „uładniać”, ulepszać – jeśli dostawał dobry „wsad”, odpłacał się pięknym, wciągającym dźwiękiem, ale jeśli wpychałem do niego byle co, odpłacał się mi pięknym za nadobne. Krótki test DP-1 pracującego w roli przedwzmacniacza był udany – żadnych problemów z wysterowaniem KWA100SE nie zanotowałem. Podobnie jak w przypadku podobnej próby z Bricastim, tak i tu wolałem rozwiązanie z przedwzmacniaczem LS100. Ale i bez niego koreańskie urządzenie spisywało się bardzo dobrze, a jedyną wadą, jaką można mu od razu wytknąć w takim systemie jest brak pilota. Tyle, że biorąc pod uwagę jego brzmienie taki drobiazg można mu natychmiast wybaczyć. Podsumowanie O ile jeszcze kilka lat temu głośno się mówiło o boomie gramofonowym/winylowym, to obecnie najszybciej rozwijającą się działką audio, jest tzw. PC Audio, czyli systemy, w których źródłem sygnału są komputery (niekoniecznie PC). Niezbędnym elementem takich systemów są przetworniki cyfrowo-analogowe, najlepiej z wejściem USB (jeśli takowego brak, zawsze można użyć konwertera USB/coax) i dlatego obecnie powstają dziesiątki, a może i setki przetworników cyfrowo-analogowych na całym świecie. Teoretycznie im większy wybór mają klienci, tym lepiej dla nich. Tyle tylko, że w praktyce ogromna ilość takich urządzeń na rynku sprawia, że zwykłemu Kowalskiemu trudno jest dokonać wyboru. Jeśli bowiem przesłucha się odpowiednio dużej ilości DAC-ów to można dojść do wniosku, że wiele z nich brzmi podobnie. BUDOWA Eximus DP-1 to urządzenie pochodzące z dobrze znanej na polskim rynku, koreańskiej firmy April Music. To trzy urządzenia w jednym: przedwzmacniacz, wzmacniacz słuchawkowy, oraz przetwornik cyfrowo-analogowy. Urządzenie zamknięto w wyjątkowej urody obudowie aluminiowej, której górny panel pokrywają wytłoczenia w kształcie liści, będących nawiązaniem do nazwy firmy (April to kwiecień, pierwszy miesiąc wiosny). Boczne panele pokryto okrągłymi otworkami, które tworzą coś w rodzaju siteczka – wygląda to znakomicie, a i spełnia zapewne funkcję wentylacji. Do wnętrza DAC-a właściwie nie udało mi się zajrzeć – po odkręceniu dolnego panelu mogłem sobie obejrzeć spodnią część płytki drukowanej i trafo, z którego przykręceniem później bardzo zdrowo się nabiedziłem – zapewne jest sposób na rozebranie tego urządzenia, ale nie jest on zbyt prosty, przynajmniej dla mnie, więc odpuściłem dalsza eksplorację. Ponieważ producent nie chwali się zastosowanymi rozwiązaniami mogłem jedynie skorzystać z informacji dostępnych w sieci. Wynika z nich, że wejście cyfrowe wyposażono w specjalny, kompensowany temperaturowo układ minimalizujący jitter, przetwornik to kość PCM 1974A, w układzie dual mono, a kość obsługująca USB pochodzi od XMOS-a – to 32-bitowy procesor XS1-L1 i jest to de facto rozwiązanie wzięte z Stello U3. Układ upsamplera to kolejna kość, TI SRC4192. W pełni zbalansowany, dyskretny stopień wyjściowy pracuje w klasie A. Dane techniczne (wg producenta) |
|
|||
|
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity