REPORTAŻ - WYSTAWA AUDIO SHOW 2012 wg ORGANIZATORA, WYSTAWCY, PRODUCENTA, CZYTELNIKA Nazwa: Audio Show Edycja: XVI Organizator: Adam Mokrzycki Services Data: 10-11 listopada 2012 Godziny otwarcia: Sobota 12.11 - 10-20.00 | Niedziela 13.11 - 10-18.00 Miejsce: Hotele Radisson Blu Sobieski, Golden Tulip, Bristol Strona internetowa: www.audioshow.com.pl Tekst: Adam Mokrzycki | Artur Mierzwiak Marcin Michalczyk | Jacek Lewandowski Zdjęcia: Wojciech Pacuła |
Data publikacji: 1. grudnia 2012, No. 104 |
|
Opublikowany w zeszłym miesiącu reportaż z XVI edycji wystawy Audio Show (2012; czytaj TUTAJ) był naszym autorskim spojrzeniem na tę imprezę. Chcielibyśmy jednak pokazać ją z każdej możliwej strony, żeby czytelnicy mogli wyrobić sobie bardziej pogłębione zdanie. Dlatego proponujemy na pół godziny powrót do Warszawy, do hoteli Radisson Blu Sobieski, Golden Tulip oraz Bristol z czterema przewodnikami: ORGANIZATOREM - panem Adamem Mokrzyckim, WYSTAWCĄ - panem Arturem Mierzwiakiem, PRODUCENTEM - panem Marcinem Michalczykiem oraz CZYTELNIKIEM - panem Jackiem Lewandowskim. W międzyczasie swoje dwa słowa dopowie nasz współpracownik, Krzysztof Kalinkowski. AUDIO SHOW OKIEM ORGANIZATORA Targi, Targi i po Targach. 16. edycja Audio Show przeszła do historii. Adam Mokrzycki jest właścicielem firmy Adam Mokrzycki Services, będącej, od samego początku, organizatorem wystawy Audio Show. AUDIO SHOW OKIEM WYSTAWCY Ja, Artur Mierzwiak, zdrowy na ciele i umysle, chciałbym opowiedzieć jak wyglądają przygotowania do wystawy AS od strony wystawcy. Zwykle w drugiej połowie okresu wakacyjnego drogą mailową przychodzi informacja o planowanej wystawie. Audio Show odbywa się na początku listopada. Zwykle reakcja za każdym razem jest podobna: mamy jeszcze tyle czasu… Na pewno ze wszystkim zdążymy. Cóż, bywa różnie, czasami coś umyka, czasami coś brakuje i często gęsto, to drugi dzień wystawy jest tym lepszym dźwiękowo :) Mijają wakacje, przychodzi wrzesień i powoli wracamy do rzeczywistości. Kończą się urlopy, zaczyna się ruch w interesie. Rozpoczynamy też przygotowania do wystawy. Na wstępie musimy założyć jakiś plan działania i zdecydować, co będziemy prezentować, czy mamy jakieś nowości, a może ciekawy pomysł, którym zwrócimy uwagę zwiedzających. Kiedy mamy już jakąś fajną - przynajmniej według nas - koncepcję i wydaje się że teraz tylko przed nami same przyjemności to niestety nadchodzi chwila prawdy. Wystawa wymaga pewnych ofiar i to nie tylko finansowych. Dla przykładu, trzeba mieć żelazną kondycje fizyczną, bo załadunek i rozładunek urządzeń ważących po kilkadziesiąt, a czasami kilkaset kilogramów w niejednym przypadku skończył się bólami kręgosłupa! Ba, mało tego - wielogodzinne prace przy adoptacjach pokoi hotelowych do późnych godzin nocnych lub/i wczesnych rannych wyciskały z niejednego ostatnie siły i siódme poty. Ale nic to! Adrenalina robi swoje, a w czasie pracy jesteśmy trochę jak w transie. Jak zapewne państwo wiecie na AS przybywają wystawcy z różnych zakątków naszego kraju, jak i goście z zagranicy. Należy sobie zapewnić zakwaterowanie, miejsce parkingowe, jakieś wyżywienie i coś do picia... Często wystawca ma kilka osób personelu i musi sobie to wszystko dobrze skalkulować, wliczając w to również opłatę za udział w wystawie. Wypada by tu jeszcze napisać parę słów o działaniach reklamowych związanych z AS. Jedni projektują nowe ulotki inni wizytówki jeszcze inni zakładają nowe strony www , wynajmują ładne hostessy, zapraszają zagranicznych gości. A to wszystko wymaga nie lada wysiłku i zorganizowania. Jak już sobie to wszystko ułożymy, zaplanujemy i zapniemy na ostatni guzik, przystępujemy do działania. I tu mamy pierwsze sito: nie zawsze i nie wszystkim kalkuluje się przyjazd czy udział w wystawie, trzeba by powiedzieć: niestety! Najlepiej mają miejscowi wystawcy, ponieważ odpada im sporo kosztów, a i czas spędzony na dojazdach jest krótszy. Ale w pewnym momencie wystawy sprawiedliwości staje się zadość. Nawiążę do wątku logistycznego na przykładzie hotelu Sobieski. Otóż zwykle co roku pokoje są udostępniane w piątek po godzinie 14:00. Oznacza to, że dla większości wystawców od tej godziny zaczyna wyścig z czasem. Do dyspozycji mamy jedno wejście do hotelu , wąski przejazd przed hotelem, gdzie wszyscy chcą "zrzucić towar”, 2 windy, 6 pięter wystawy i kilkadziesiąt pokoi. Nie muszę chyba pisać więcej, co się dzieje, kiedy wszyscy chcą wejść prawie w tym samym czasie do hotelu! Bywają fajne sceny jak z filmu: samochody tarasują przejazd, taksówki hotelowe nie mogą podjeżdżać pod hotel, goście hotelowi chodzą lekko zdziwieni tym, co się dzieje. A to przecież walka z czasem, nerwami i przeciwnościami losu, typu zablokowana winda, brak wózków, kolejka do wejścia. I w tym właśnie momencie wszyscy mają równe szanse - po prostu muszą odczekać swoje, bez względu, czy to "duzi", czy "mali" wystawcy. Mam nadzieję, że kiedy za rok się spotkamy na wystawie, spojrzą na nas Państwo bardziej przychylnym okiem, doceniając trud włożony w przygotowania. A wszystko dla nas dla miłośników dobrego dźwięku! Z pozdrowieniami, zadowolony jak co roku, WYSTAWCA. Artur Mierzwiak, autor relacji, jest właścicielem salonu Audio Punkt, mającego swoją siedzibę w Warszawie, przy ul. ul. Stefana Batorego 35. Salon czynny jest od poniedziałku do piątku w godz. 11:00 - 19:00, w sobotę w godz. 11:00 - 15:00. AUDIO SHOW OKIEM (niedużego) PRODUCENTA Tak... (Odpowiadając sobie na nieco retoryczne pytanie) – było kilka pokoi, w których magiczna siła kazała pozostać w fotelu dłużej niż przysłowiowe parę chwil. Nie można w tym kontekście nie wspomnieć o Amare Musica w aplikacji z kolumnami Clockwork (niewiarygodnie dobry kawał polskiej roboty!), o prawie budżetowej prezentacji w Grobel Audio z nowymi cudeńkami Franco Serblina, o pokoju gdzie grał Soulution wraz z Ascendo, ale o tym wszystkim pisał Redaktor Naczelny, nie będę więc zabierał mu chleba... Moje słowa przelewam „na papier” niejako w uzupełnieniu głównej relacji z imprezy. Chciałbym bowiem wspomnieć o dwóch prezentacjach, które szczególnie przykuły moją uwagę, w tym jedna na bardzo długo. Nie przez fakt, że, potrzeba było zaproszeń i odstania swojego w tłumie przed wejściem z bysiorami jako ochroną na bramce wejściowej – choć w tym wypadku czas umiały (o dziwo całkiem dobrze zorientowane w temacie) najładniejsze hostessy na wystawie - i również nie przez fakt, że wino w tym roku było nieco kwaśne i ziemiste. Zatem wiadomo już, o czym będzie mowa. Jeszcze nie rozpocząłem, a od razu nasuwa się pytanie czy te dźwięki można w jakikolwiek sposób porównać? – Prawidłowa odpowiedź brzmi: nie sądzę. Czy można postawić na piedestale jeden wyżej niż drugi? – Zapewne tak, co zaraz uczynię. Zważając na powyższe, obydwie przywołane prezentacje (nie umniejszając nic kilku innym – choćby tym wymienionym z początkiem tekstu) to chlubny wyjątek i zarazem sprawdzian, kto we współczesnym projektowaniu systemów audio panuje nad materią, a nie odwrotnie. Do rzeczy... Wyżej na drodze poszukiwania absolutu postawiłbym... Zaraz, zaraz - myślę, że jednak można posunąć się dalej w tym twierdzeniu, zatem w kategoriach absolutnych, na Audio Show to jeden z najwspanialszych dźwięków, jakie słyszałem w życiu (podobne wrażenie zrobiła na mnie onegdaj prezentacja Sonus faber Stradivari z Gryphonami). Bohaterowie tegorocznego spektaklu to JBL Everest DD 66000 zaaplikowane z niezwykłą synergią do monobloków Mark Levinson No.53 poprzedzonych przedwzmacniaczem Mark Levinson No. 326S i odtwarzaczem SACD Mark Levinson No. 512. Jest, więc swoboda i rozmach, przy czym podany w sposób niebywale lekki, ale nie pozbawiony swojej właściwej wagi. Piekielnie równy, duży, ale o absolutnie właściwych proporcjach dźwięk. Nie straszący żadnym podbiciem w newralgicznym dla (zbyt) wielu zestawów zakresie 70-120 Hz, nie napompowany, a jednak powalający swoją autorytarnością. Kiedy jednak trzeba - subtelny i delikatny. Instrumenty, ich wielkość dynamika i barwa, oddane z wielką starannością, przy zachowaniu praktycznie naturalnych rozmiarów. Gradacja dynamiki i planów i płynność przekazu - perfekcyjna!, rozciągnięcie pasma na najwyższym z możliwych poziomów. Trudno w tym przypadku w ogóle mówić o takim zjawisku jak scena dźwiękowa - wszystko dzieje się tu i teraz. Żaden zakres pasma nie próbował dominować, nic nie wysuwało się na pierwszy (często zbędny) plan. A pomiędzy dźwiękami – absolutna cisza. Potężny, szybki, ze wspaniałym uderzeniem dół pasma dopełniał szczytów szczęścia. Było więc owo potężne uderzenie, ale tylko wtedy, kiedy tak zostało to zaplanowane przez realizatora dźwięku. We Get Request – Oscar Peterson Trio (a znam tę płytę na pamięć) zagrało zjawiskowo, a każdy dźwięk udowadniał zarazem jak wielu producentów mija się z prawdą w zakresie ułożenia poszczególnych oktaw tak w paśmie, jak i na bezwzględnej dla danego zestawu linii SPL. Na drugim biegunie, subiektywnie też na nieco innym poziomie, choć w wielu aspektach jednak podobnym, postawiłbym propozycję HiFi Clubu, chociaż składowe systemu był dla mnie pewnym zaskoczeniem. To nie McIntosh? Przecież są w jego ofercie nowe wspaniałe urządzenia, po to przyjechałem... Zagrał bowiem system w skład, którego wchodziły: VTL MB 450 Mk III – lampowy wzmacniacz mocy, VTL TL-6.5 - lampowy przedwzmacniacz, VTL TP6.5 - lampowy przedwzmacniacz gramofonowy, VPI Classic – gramofon z wkładką Lyra Scala, a wszystko okablowane Transparentem Audio ... I „klu” systemu – nowe Thiele CS 2.7. Cóż powiedzieć... Było intymnie? Tak – momentami wręcz pościelowo. Było jedwabnie? – Tak, niczym u najlepszych producentów tkanin z Azji. Nie było mocarnie... Nie było takiej potrzeby, zresztą fizyki i tak się nie oszuka, a rozmiar ma znaczenie. Absolutnie nie chcę przez to powiedzieć, że z głośników sączył się miodowy nektar! Bo nie brak było powietrza, detalu, szybkości i właściwego w moim mniemaniu ułożenia góry i wyższego środka. Wysokie tony brzmiały czysto, ale także z odpowiednią wagą nawet dla delikatnych muśnięć perkusji w wyższych oktawach. Eufonia – może to jest to słowo? Podając za słownikami: znaczy to ni mniej ni więcej jak „artystyczne metody kształtowania brzmieniowej warstwy utworu (pierwotnie literackiego) znane już w starożytności. Kryteria stosowania i oceny raczej płynne, zależne od metod badawczych oraz indywidualnego odczucia badającego.” Reasumując, żeby jakość nie przeszła w ilość, należy podkreślić, że obydwa dźwięki to propozycja dla zdecydowanie bardzo zamożnych, ale jednocześnie wytrawnych słuchaczy i melomanów dysponujących tak grubym portfelem, jak i odpowiednimi gabarytowo pomieszczeniami. Zrozumienie bowiem istoty dźwięku nie polega (moim zdaniem) na wyodrębnieniu poszczególnych zakresów pasma i ich wręcz spektralnej analizie. Ilość zmiennych elektrycznych, fizycznych i akustycznych a także psychoakustycznych jest zbyt duża, żeby poddać tego typu systemy takiej, nieco dziecinnej, analizie, którą jakże wielu uprawia. |
Zrozumienie dźwięku musi skłaniać do przyjęcia jakiegoś punktu wyjścia, ale nie może nim być analiza brzmienia poszczególnych składników systemu, bo nie mamy do tego podstaw, nie znając poszczególnych urządzeń ze swoich systemów odniesienia. Mój opis i decyzja, dlaczego to właśnie te dwa systemy wynika z przyjęcia wstępnego założenia, że przyjmuję dźwięk takim, jakim odbierają go moje uszy - w całości. I po prawdzie nie interesuje mnie, czy ktoś ma kłopoty z akustyką sali czy jakieś inne wyimaginowane problemy z prądem. Posługując się, może zbyt daleko idącą przenośnią, można powiedzieć, że dobry system zagra dobrze i w stodole... Czego najdobitniejszym przykładem było kilka innych pokojów. I jeszcze jeden (w ramach podsumowania) niezwykle ważny aspekt. Przyszło nareszcie! komuś do głowy, że to nie poziom bezwzględny SPL świadczy o jakości systemu prezentacji, a co za tym idzie efektu końcowego w postaci dźwięku docierającego do naszych uszu? Gratulacje zatem dla tych dwóch prezentacji za dobór poziomu głośności do możliwości sali, systemu oraz repertuaru... Nie zawsze jednak (i na szczęście) ten, kto głośno krzyczy jest na piedestale. Autor relacji, Marcin Michalczyk jest twórca marki Sound&Line. AUDIO SHOW OKIEM CZYTELNIKA Witam! Hotel Bristol Pomny ubiegłorocznych przygód związanych z niecodziennymi emocjami towarzyszącymi Świętu Niepodległości postanowiłem zacząć zwiedzanie od Bristolu w sobotę tak, aby w niedzielę być dalej od centrum... Bałem się, że wybrawszy się tam w niedzielę natknę się na zbyt wielką rzeszę miłośników spędzania wolnego czasu w inny sposób. Może to nieuzasadnione podejrzenia, ale nie chcę być posądzany nie wiadomo o co, zaliczany do mniejszości etnicznych i/lub seksualnych, ani nawet nie chciałbym dostać kostką brukową gdziekolwiek, ot takie przyziemne powody. Wizyta w tym hotelu od zawsze była ostatnim akordem w zwiedzaniu AS. Nie tym razem. Na początek od razu miły akcent, prezentacja kolumn Avantgarde Acoustic. Humor od razu się poprawia, jak widzi się kolegę Armina Kraussa, bo wiadomo, że będzie wesoło i niebanalnie. Nie dość, że zaprezentuje sprzęt, to jeszcze ciekawie opowie o konstrukcji, nie wspominając, że potem potupie do rytmu i również pośpiewa... Te kolumny nikogo nie pozostawiają obojętnym, klasa sama w sobie, wrażenie obcowania z muzyką na żywo i kropka (żona mówi, że najlepsze są te w zielonym, błyszczącym lakierze, ale ja myślę, że jednak czerwone…). Do tego ich wygląd, jedyny w swoim rodzaju, lakier na tubach jak w modelach samochodów klasy Premium. Jeśli kiedyś stworzę krótką listę na zakupy kolumn marzeń, kiedy oczywiście wygram w totolotka, któryś z modeli AA na niej się znajdzie, a jak! Potem odmiana, pokój Ancient Audio i kolumny Studio Oslo. Pierwsze wrażenie: co tutaj robią głośniki komputerowe? Drugie wrażenie: nie no to jakiś żart jest… Ale nie, żadnej ściemy, przestrzeń taka, że zawstydzi wiele droższych konstrukcji. Umówmy się, że o wiele droższych. W ogóle ten dźwięk to jakiś mało przystający do wielkości obudów. Nawet moja lepsza połowa jest pod wrażeniem (podobają jej się również odjazdowe kolory, w jakich można kolumny zamówić…). Te głośniki są trochę jak Fiat 500 w wersji Abarth, nie wygląda, a potrafi wstrząsnąć. Konstatuję, że patrząc na nie kołacze mi się po głowie dialog z Chłopaki nie płaczą: Wracając jednak do meritum. Kolejną ciekawą brzmieniowo propozycją był z pewnością zestaw DCS-a z kolumnami Wilson Audio Sasha. Słychać, że to dźwięk wysokiej próby, angażujący i precyzyjny, jak lubię. Z minusów to jak zwykle – niestety - na pokazach Audiofastu „szczególna atmosfera” (jak na procesji Bożego Ciała, mszy lub innym apelu poległych). Chodzi naturalnie o muzykę, same „poważne propozycje”, jak nie klasyka, o której prezenter nie jest w stanie słowa powiedzieć, to awangardowy jazz, itp. Przydałoby się więcej luzu, bo wchodząc tam człowiek ma wrażenie, że przerywa jakieś misterium. Ale może to dobrze, tak ma być, a spodziewałem się niepotrzebnie bardziej luzackich klimatów? Ale co tam, grunt, że gra jak należy i wiadomo, co może być punktem odniesienia. Aż się boję pomyśleć, że te kolumny może nie potrafią zagrać czegoś bardziej luzackiego. No nie wiem - rock, albo jakiś ambitny pop, elektronika, czy coś takiego. Hotel Golden Tulip Tutaj od razu wejście smoka, kolumny Pancin Art Technology. Powiedzieć o nich, że wyglądają odlotowo to jak powiedzieć o Monice Bellucci, że jest ładna… Niebanalna konstrukcja, coś na kształt zespawanych do kupy kilku pocisków artyleryjskich czy też jakiegoś silnika odrzutowego? Nie wiem, co było inspiracją, ale samo to budzi już ciekawość. Okazało się jeszcze, że nawet nieźle grają. Wszystko jak należy, bas scena, barwa. Potem zapytałem sympatycznego Pana o cenę. Cóż, nie wiem jak dalej powiedzie się debiutantowi, ale życzę mu jak najlepiej. Największym zaskoczeniem na plus w tym miejscu okazał się dźwięk kolumn Sounddeco. Nie znając wcześniej kompletnie dokonań tej firmy, ani nie mając zielonego pojęcia o ich brzmieniu nie nastawiałem się na nic szczególnego. Dźwięk natomiast okazał się bardzo wciągający, przyjemny i taki „do polubienia” od pierwszego usłyszenia. Ktoś może teraz stwierdzić, że pewnie grały efekciarsko lub coś takiego. Ale nie, w tym dźwięku nie było nic efekciarskiego, był „akuratny”. Potem spojrzałem na cenę, okazała się niewysoka w kontekście jakości brzmienia, „na ucho” stawiałbym na 2 lub 3 razy wyższą. Chętnie posłuchałbym ich dłużej w domu. Kolumny grały o ile dobrze zapamiętałem z elektroniką AVM. Hotel Sobieski, niedziela Na początek prezentacje Audiosystemu. Na pierwszy rzut kolumny Avalon Isis, robią wrażenie, trochę „trumienny” wygląd, ale dźwięk pierwsza klasa. Z drugiej strony - cena jak w salonie Mercedesa, to jak miałoby być? Za taką kasę nikt nikomu łaski [uwaga - nie chodzi o słowo 'laski'! - przyp. red.] nie robi. Jedna z tych rzeczy, o których można sobie śnić. Ciekawie w mojej opinii zaprezentował się jeden z gramofonów firmy Fonica. Model F-600 widziałem wcześniej jedynie na zdjęciach, na żywo zyskuje. No może nie wygląda jak milion dolarów, ale całkiem atrakcyjnie. Zawsze za wzór designu gramofonowego uważałem sprzęt Transrotora,a nasz, polski nie odstaje na tym polu, do tego jakie eleganckie opakowanie! Kończąc jednak zachwyty nad estetyką wizualną dwa słowa o brzmieniu. Szczerze mówiąc słuchałem krótko, ale było on z pewnością „jakieś”, zachęcało do pozostania, ot co. Spójne, „kremowe”, relaksujące, to chyba dobre przymiotniki. Czuję, że moglibyśmy się polubić, a może zresztą się polubimy, a co? Idąc dalej wdepnąłem do pokoju Bodnar Audio, w którym grały kolumny Sandglass Piano Edition w towarzystwie sprzętu M2Tech. Brzmienie bardzo spójne i wciągające, pełna synergia, przynajmniej na tyle ile udało się usłyszeć. Niebanalny pomysł na wygląd, zresztą o tym to spokojnie można byłoby napisać esej, ale lepiej zobaczyć samemu i koniecznie posłuchać. Nie jestem fanem kolumn szerokopasmowych, ale te akurat w sobie coś szczególnego mają. Potem dobrzy znajomi z ubiegłego roku, elektronika TAD, ale tym razem w zestawie z firmowymi monitorami. Będzie krótko, w tym sprzęcie „coś jest”. Jakość dźwięku była po prostu znakomita w każdym aspekcie, jeden z najlepszych dźwięków na wystawie. Szkoda, że całość kosztuje takie potężne pieniądze. Wybitne konstrukcje jednak tanie nigdy nie będą. Audio Show 2012 – impresje Ciekawie brzmiał jak również prezentował się zestaw Pliniusa z kolumnami Sonus faber, prezentacja w pokoju Audioforte. Dźwięk co najmniej godny uwagi no i cena z tych bardziej ludzkich. Wchodząc do kolejnego pokoju pomyślałem sobie: no nie, to normalnie jakieś jaja… A to kolumny Vaessen. Poza ich wyglądem, bo akurat jak byłem to nie brzmiały jakoś zniewalająco zwróciłem uwagę na interesujący pomysł na adaptację akustyczną - były to pompowane materace pewnej popularnej marki, do kupienia bez problemu w hipermarketach. Chyba wypróbuję, jakby nie patrzeć koszt niewielki i demontaż łatwy, żony nie zdenerwują, a i przed gośćmi można ukryć swoje „fobie” (wiadomo, odbicia, bas się snuje). Przy okazji montażu można będzie poćwiczyć „płuca”. Ja tak całkiem poważnie. No i temperatura zaczęła wzrastać, nieubłaganie zbliżałem się do pokoju z topowym zestawem Accuphase, kolumnami Dynaudio i zestawem kabli, które same kosztują tyle, że ho ho… Wrażenia? Z wyglądu bomba, chciałbym mieć taki zestaw w domu. Ale jak zagrało, ktoś zapyta? No zagrało poprawnie, ale żeby szał jakiś, spazmy, dreszcze rozkoszy to nie. Cóż, inna sprawa, że jeszcze nie słyszałem kolumn rzeczonej firmy, które przypadłyby mi do gustu, więc to może z tego powodu? Akurat natrafiłem na moment, w których prezenter zarzucił krążek z Fugą J.S. Bacha. Nie ukrywam, jak usłyszałem co będzie grane napaliłem się jak stonka na wykopki, ale żeby to był dźwięk życia, to niestety nie powiem. Organy były za mało „organowe”, ot co. Brakowało nieco „ciężaru”, jeśli ktoś słyszał ten instrument na żywo to potem nie ma przebacz. Zresztą od zestawu „w takiej cenie” to się oczekuje dużo. Potem był jeszcze jakiś jazz, grało fajnie, ale nie musiało wspinać się na takie wyżyny jak poprzednio. Żeby była jasność: nie deprecjonuję tego grania, na pewno zestaw potrafi wiele, za krótko tam byłem po prostu. Tylko czy ktoś komuś kazał go pokazywać? Zestaw w cenie Bentleya to i wymagania są adekwatne. W ramach kontrastu swoje kroki skierowałem następnie wprost do pokoju gdzie grały kolumny Pylon Topaz z elektroniką Lectora, o ile dobrze zapamiętałem… Zabawne, jakim te kolumny grają „ułożonym” dźwiękiem i to za jaką cenę! Nie wiem dlaczego są tak nisko wyceniane, bo grają bardzo fajnie. Leciał sobie jakiś blues, noga od razu zaczęła podrygiwać. Całość grała analogowo, spójnie i przyjemnie. Od razu „do wzięcia”, bez zbędnych pytań i ceregieli. Szczególnie interesująco wypadło to w porównaniu z zestawem, który miałem okazję słuchać chwilę wcześniej, a tu jakoś tak 100 razy taniej, a też dobrze. W kontekście jakość/cena to w ogóle nie ma o czym mówić. Na sam koniec Kondo, system za dwa miliony… Akurat trafiłem na prezentację twórczości jakiegoś awangardowego kompozytora. Inaczej jak psychodeliczną sieczką tego nazwać nie sposób. Ciężko było wytrzymać w ogóle i utrzymać nerwy na wodzy. Już miałem zapytać czy repertuar dobierał jakiś koń, ale okazało się, że była to płyta jednego z widzów. Współczuję jego żonie i dzieciom, szczerze. Wiem, o gustach niby się nie dyskutuje, jest on jak du...a, każdy ma swoją, no ale litości... Są moim zdaniem jakieś granice, po co epatować ludzkość czymś takim? Jak chce ktoś słuchać w domu zmiksowanego dźwięku wiertarki udarowej z podkładem rytmicznym walenia (chodzi mi oczywiście o pływającego ssaka...) w okresie godowym to OK., ale w domu! Jeżeli nikt na dodatek nie popełnił dotychczas z tego powodu samobójstwa, to niech tam mu będzie, ale tak publicznie? No i po co to, chyba po to, żeby pokazać jakim się jest „znawcą” i jaki ma się wyrafinowany gust. Cóż, Chińczycy gotują i jedzą żywe ryby, więc co ja tam wiem. W takich nerwach to trudno wyciągać daleko idące wnioski co do dźwięku, ale coś tam było słychać. Zestaw ogólnie brzmiał on pewno nieźle, a czy wart jest takich pieniędzy? Trzeba byłoby posłuchać dłużej, ale willa pod Warszawą czy Kondo? Każdy sam sobie odpowie na to pytanie. |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity