Data publikacji: 16. listopada 2012, No. 103
|
|
Mój wyjazd w 2011 roku do Monachium na wystawę High End 2011 był niezwykle owocny (reportaż TUTAJ). Posłuchałem wielu fajnych produktów, jak również spotkałem się z ciekawymi ludźmi. Jedną z ważniejszych nowości była zupełnie przeprojektowana, świeżutka seria Focus (New) firmy Dynaudio. Wprowadzone do niej zmiany wyniosły kolumny Dynaudio na zupełnie nowy poziom. Nic więc dziwnego, że model Focus 160, który najbardziej mnie zaskoczył, otrzymał od nas wyróżnienie Best Sound 2011.
Ale Dynaudio przygotowała wówczas więcej niespodzianek. Oprócz nowych Focusów pokazała bowiem również zupełnie nową odsłonę serii Confidence, z dopiskiem II (Confidence C1 II itd.), a także jej wersję specjalną.
Projekt o wspólnej nazwie "Signature" (bo o niej mowa) został zapoczątkowany z bezpośredniej inspiracji szefa firmy Dynaudio, pana Wilfrieda Ehrenholza, który w domu słuchał muzyki przez kolumny C1, model podstawkowy z - przecież - nie najwyższej serii swojej firmy. Mimo że przecież ma do dyspozycji dowolne kolumny z oferty swojej firmy, Jak mówi, fascynowały go w C1 niesamowite możliwości, jak również ich przezroczystość na wzmacniacze i źródła. Ważna była też ich niepowtarzalna aparycja.
Okazja do usprawnienia serii Confidence pojawiła się, kiedy zmiany wprowadzone do "rocznicowego" modelu Sapphire przełożyły się na znaczącą poprawę dźwięku w stosunku do "regularnych" modeli. Zmiany te poprowadzono jeszcze dalej. Chodzi przede wszystkim o bardziej wyrafinowany sposób pokrywania jedwabnej kopułki wysokotonowej przetwornika Esotar2 i o przeprojektowaną cewkę napędową głośników średniotonowych i nisko-średniotonowych. Ta ostatnia nawijana jest teraz jeszcze precyzyjniej, aluminiowym drutem na karkasie z Kaptonu. W zwrotnicy zastosowano wysokiej klasy kondensatory i bardzo drogie oporniki (Caddock), wymieniono okablowanie wewnętrzne - i tak powstała seria Signature. Żeby ją jeszcze bardziej odróżnić od równie nowej, ale "zwykłej" serii 'II', zdecydowano się wyróżnić jej obudowę przez specjalne wykończenie - ciemnobrązową okleinę Mocca lub ciemnoczerwoną (rubinową) Bordeaux. Kolumny z serii Signature swoją światową premierę miały podczas wystawy 2011 Salon Son & Image w Paryżu, w marcu 2011 roku, jednak szerszej publiczności ukazały się w maju tego samego roku, podczas wystawy High End w Monachium. Dla mnie osobiście ważniejsze było uhonorowanie wówczas tańszej serii Focus (New), ponieważ może się nią cieszyć znacznie większa grupa melomanów. W roku 2012 nie miałem juz jednak żadnych skrupułów i przyznałem modelowi C4 Signature wyróżnienie Best Sound High End 2012. Aha - ponieważ to seria Signature, z tyłu każdej kolumny znajdziemy aluminiową, elegancką plakietkę z naniesionym metodą sitodrukową podpisem pana Wilfrieda Ehrenholza.
ODSŁUCH
Płyty wykorzystane w odsłuchu (wybór)
- Jesteś Bogiem, soundtrack, Magic Records, 3719533, CD (2012).
- Blue Mitchell Sextet, Blue Soul, Riverside/JVC, VICJ-41559, 20bit K2, CD (1959/2006).
- Bob Dylan, The Freewheelin', Columbia/Mobile Fidelity, UDSACD 2081, Special Limited Edition No. 3085, SACD/CD (1963/2012).
- Dead Can Dance, Anastasis, [PIAS] Entertainment Group, PIASR311CDX, Special Edition Hardbound Box Set, CD+USB drive 24/44,1 WAV (2012); recenzja TUTAJ.
- Depeche Mode, Enjoy The Music....04, Mute, XLCDBONG34, maxi-SP (2004).
- Diary of Dreams, The Anatomy of Silence, Accession Records, A 132, CD (2012).
- Elgar
- Delius, Cello Concertos, wyk. Jacqueline Du Pré, EMI Classic, 9559052, 2 x SACD/CD (1965/2012).
- Lisa Gerrard, The Silver Tree, Sonic Records, SON212, CD (2006).
- Muse, The Resistance, Warner Music Japan, WPZR-30355-6, CD+DVD (2009).
- The Chordettes, "They're Riding Hihg", Says Archie, Cadence/Ultra Vybe, CDSOL-1256, CD (1957/2008).
- The Tokens, The Lion Sleeps Tonight, RCA/BMG, 66510, CD (1994).
- This Mortal Coil, HD-CD Box SET: It’ll End In Tears, Filigree & Shadow, Blood, Dust & Guitars, 4AD [Japan], TMCBOX1, 4 x HDCD, (2011).
Japońskie wersje płyt CD i SACD dostępne na
Jest nas wielu, wiem, że tak właśnie jest, którzy wyszliśmy z kina po seansie filmu Jesteś Bogiem wstrząśnięci i pod wielkim wrażeniem Magika i jego kolesi z Paktofoniki (Jesteś Bogiem, reż. Leszek Dawid, 2012). Zarówno opowiedziana historia, jak i sposób, w jaki została pokazana oraz zagrana pozwoliły na chwilę zawiesić "niewiarę" w to, co się dzieje na ekranie, uwierzyć, że oglądamy coś prawdziwego - we wszystkich znaczeniach tego słowa.
U źródeł powodzenia tego filmu leży jednak muzyka tej polskiej grupy - muzyka i słowa. Nie jestem fanem hip-hopu, nie znam się na nim, nudzi mnie. Jednak nawet ja słuchałem kiedyś Kalibru 44 (poprzedniej grupy Magika, lidera Paktofoniki), a potem samej Paktofoniki. Nie nałogowo, ale - zdarzało się.
Film dobrze pokazał, co mnie w tych kawałkach ujęło, co do siebie przekonało - muszę powtórzyć: prawdziwość. Ci chłopcy naprawdę tą muzyką żyli, naprawdę głęboko wierzyli w to, o czym śpiewają i - nade wszystko - byli w tym fantastyczni!
Po filmie poszedłem od razu kupić jego ścieżkę dźwiękową. Była to pierwsza płyta, jakiej posłuchałem z C1 Signature. Mogłoby się wydawać, że to mezalians absolutny, wzorcowy - muzyka z dołów społecznych, pełna złości, żalu, ale i smutku, a z drugiej strony wyrafinowane, arystokratyczne kolumny z podpisem Twórcy, przeznaczone do "wyższych celów". Pamiętacie, na czym Paktofonika nagrywała swoje utwory? W jakich warunkach? Nie da się chyba wyznaczyć dwóch bardziej przeciwstawnych punktów.
Łączy je jednak rzecz najważniejsza - muzyka. Dynaudio niewiarygodnie dobrze pokazały bowiem rzecz w hip-hopie podstawową, bez której tej muzyki nie ma, pokazały rytm, puls, motorykę - jakkolwiek byśmy ten "sekretny składnik" nazwali.
Amerykańscy redaktorzy audio z pogardą odnoszą się do priorytetów swoich europejskich (czytaj: brytyjskich i francuskich) kolegów po piórze, wśród których najważniejszy jest PRAT, czyli - według jednej wykładni - "Peace Rhythm and Timing" lub - według innej - "Peace, Rythm and Tempo". Po części ich rozumiem - bez wypełnienia i czegoś, co nazywa się najczęściej "flow", czyli płynności z muzyki pozostaje tylko jej szkielet. I w wielu przypadkach dźwięk taki właśnie jest, szkieletowy. Z drugiej jednak strony każdy, kto choć raz był na koncercie, najlepiej zarówno na nienagłaśnianym koncercie muzyki klasycznej, jak i na koncercie rockowym ten wie, że dynamika, uderzenie, atak, szybkość, czyli wszystko to, co składa się na pojecie PRAT-u są dla kreowania dźwięku absolutnie podstawowe.
Większość domowych kolumn tego nie "łapie", nie potrafi oddać dynamiki i szybkości w tak fantastyczny sposób, jak kolumny estradowe. Confidence C1 Signature w znacznej mierze potrafią. To kolumny, które spokojnie stają w szranki z kolumnami planarnymi, jak magnetostaty czy elektrostaty. Bo pokazały podskórny puls - a to jest coś więcej niż tylko rytm - napędzający utwory Paktofoniki tak, jak to sobie wyobrażałem w kinie, że powinno być. Kinowe nagłośnienie akurat pod tym względem nie jest złe, jednak i tak była to tylko pewna propozycja dotarcia do miejsca, w którym testowane monitory Dynaudio (jakkolwiek by w kontekście ich wymiarów i konieczności użycia podstawek nie brzmiało) twardo stoją na ziemi.
A przecież kolumny tej duńskiej firmy do tej pory nie były uważane za mistrzów szybkości - na drodze do pełnego oddania ataku stawał głośnik nisko-średniotonowy, a konkretnie materiał, z którego wykonana została membrana. Jak byśmy nie nazwali jej składu, to i tak podstawowym elementem jest tam polipropylen. A to nie jest materiał mający tak szybką odpowiedź impulsową, jak chociażby aluminium, ceramika, czy nawet dobrze przygotowany papier. Mimo to, w najlepszych aplikacjach, dzieje się z nim coś wyjątkowego - mam tak w moich Harbethach M40.1, miałem też w C1 Signature. To chyba pierwsze kolumny Dynaudio, które grają szybkim, idealnie rytmicznym dźwiękiem, jak jeden głośnik. Żadne inne kolumny tej firmy, jakie znam i jakie u siebie testowałem nie tego potrafią robić w aż tak spektakularny sposób.
Płyta z muzyka z filmu o Paktofonice to był oczywiście wstęp i to, o czym mówię pokazały też kolejne, począwszy od The Resistance grupy Muse, poprzez Blue Soul Blue Mitchell Sextet, po The Freewheelin' Boba Dylana. Dobrałem te nagrania z oczywistych względów - są absolutnie od siebie różne, na wszystkich poziomach. Jednak w każdym z tych przypadków rytm, tempo i atak są czymś podstawowym, bez czego wszystko "siada". Dynaudio były pod tym względem wyjątkowe - mocne, dynamiczne, szybkie, a przy tym niezwykle otwarte. Był to zbliżony poziom do tego, co pokazały u mnie, jakiś czas przedtem, potężne Kryptony3 firmy Amphion i naprawdę blisko tego, co robią Harbethy M40.1.
Od tych ostatnich testowane kolumny odróżniają się balansem tonalnym i sposobem pokazywania góry pasma. krótko mówiąc - są bardziej otwarte, szybsze i lepiej różnicują wysokie częstotliwości niż obydwie przywołane, topowe kolumny - zarówno Harbeth M40.1, jak i Krypton3 Amphiona. Może jedynie ceramiczne głośniki słuchanych chwilę przedtem, kolumn Estelon XA pozwalały na coś podobnego. I choć nie słyszałem tych kolumn obok siebie, to mam mocne wewnętrzne przekonanie, że Dynaudio wreszcie przygotowała głośnik, który można, na równych prawach, postawić obok oryginalnego Esotara, znanego mi doskonale z modelu Electa Amator (I) Sonus fabera (czytaj TUTAJ).
Dźwięk, jaki jest przezeń kreowany jest doskonale otwarty - to rzecz, której mi w Harbethach brakuje i której stosowany w nich głośnik wysokotonowy nie ma szans pokazać w równie dobry sposób (a może to jakiś pomysł - Harbethy z Esotarem2 - to byłby czad!). Duńskie kolumny charakteryzują się górą nie dość, że otwartą, to do tego precyzyjną i świetnie różnicowaną. Taką, która może być zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem.
Pokazuje bowiem wszystko bez "przebacz". To wszystko ma sens, nie mówię tu o zbyt mocnym wysokim zakresie, o zbyt lekkim balansie tonalnym, a o swego rodzaju "monitorowym" charakterze. W slangu komputerowców mówi się o czymś takim GIGO, tj. "Garbage In, Garbage Out", czyli, w wolnym tłumaczeniu: "jeśli na wejściu masz śmieci, to masz je też na wyjściu".
Problem w tym, że duża część nagrań, pomijając ich muzyczną stronę, mowa o jakości dźwięku, to rzeczywiście śmieci, albo im do nich niedaleko. I nawet jeśli mamy grubą skórę, to ucha nie da się oszukać. W swojej płytotece nie mam ich zbyt wiele, ale nawet wśród tych lepiej zrealizowanych znakomita większość ma jakieś problemy. Jak np. The Anatomy of Silence Diary of Dreams z akustycznymi wersjami ich największych przebojów.
|
Materiał na nią został zarejestrowany z dużą kompresją i dość brudną górą, czego C1 Signature nie omieszkały pokazać. Podobnie było z nagraniami Muse, a i innymi, których słuchałem podczas testu. I w ogóle mnie to nie obeszło. Bo pomimo problemów, przekaz muzyczny miał sens. Nie była to jazgotliwa góra, nie słyszałem "wywalonego" na wierzch syczenia, a po prostu komunikat o tym, jak dany utwór został zarejestrowany.
A nie "ruszyło" mnie to specjalnie, w tym sensie, że nie przeszkodziło w odsłuchu, ponieważ była to tylko część czegoś większego. To był pełny i koherentny przekaz, w którym góra pełni tylko rolę służebną w stosunku do czegoś naddanego, ważniejszego. Co było słychać z każdego rodzaju materiałem, niezależnie od tego, jak został nagrany.
Nie powiem chyba niczego odkrywczego, jeśli zauważę, że oryginalne Confidence C1 do mistrzów basu nie należały. Przynajmniej w moim systemie, w porównaniu z dużymi kolumnami, najczęściej podłogowymi. Nie miałem wątpliwości co do tego, że to malutkie obudowy z niewielkim głośnikiem nisko-średniotonowym - ot, takim, jak głośnik średniotonowy w stojących obok Harbethach M40.1.
Ich nowa wersja gra w bardzo podobny sposób. Tak się przynajmniej wydaje przez kilka pierwszych utworów. Dopóki nie dojdzie do nas, że słuchamy dwóch różnych kolumn. Nie podobnych, a właśnie takich - różnych. Wersja Signature gra głębszym i pełniejszym dźwiękiem. Dźwięk tych kolumn jest bardziej otwarty i czystszy. No i bas - pełniejszy i mocniejszy. To wciąż są małe obudowy, wciąż niewielki głośnik odpowiedzialny za bas i wciąż - to ważna informacja - otwór bas-refleksu nie pompuje jak szalony. Mimo to znacznie bliżej niskiemu zakresowi do tego, co słyszałem z estońskich Estelonów XA niż większości kolumn z bas-refleksem, także z oferty Dynaudio. Monitory tych ostatnich są zwykle większe, mają pokaźniejszy głośnik niskośredniotonowy niż C1 Signature, jednak to te ostatnie wydają się grać dźwiękiem o większym wolumenie, zdają się kreować większe źródła pozorne.
Najlepiej słychać to oczywiście w przypadkach, w których coś takiego wymagane jest do poprawnego odtworzenia, jak np. przy nagraniach z dużym udziałem elektroniki (tak, tak!), dla przykładu The Silver Tree Lisy Gerrard. Nagrania z niej zostały pokazane na ogromnej scenie, bardzo głębokiej i świetnie różnicowanej, bez nadmiernego konturowania źródeł pozornych.
Myślę, że to zasługa bardzo równego, spójnego zakresu niskośredniotonowego, a nie samego rozciągnięcia jako takiego. Bo to ostatecznie wciąż niewielki głośnik. W odpowiednich warunkach, tj. z niezbyt oddaloną tylną ścianą, z odpowiednim wzmacniaczem zadziwią każdego, kto je usłyszy, a nie będzie przygotowany na tak wyśrubowaną klasę brzmienia. Kolumny małe, ale o wielkim sercu.
Ważne jest jednak to, co powiedziałem wyżej - trzeba trochę powalczyć, żeby uzyskać z tych kolumn maksimum tego, co oferują. Ze średniej klasy elektroniką, albo elektroniką źle dobraną, niedokładnie ustawione itp. zagrają znacznie gorzej niż kolumny o połowę tańsze. Niedrogie, "wybaczające" konstrukcje są bowiem dość niewrażliwe na zmianę elektroniki i ustawianie, bo po prostu niewiele pokazują. Ich konstruktorzy skupiają się na całości, a nie na szczegółach. Testowane kolumny są niezwykle wyrafinowane i przez to wymagające. To jak z samochodem sportowym - nikt przytomny nie będzie się przecież oczekiwał, że będzie świetnie jechał po dziurawej drodze, z badziewnym paliwem, paściastymi olejami itp. I z przypadkowym kierowcą...
W przypadku testowanych kolumn najlepsze rezultaty uzyskamy ze wzmacniaczami, które mają raczej ciemną barwę. Nie ciepłą, nie o to chodzi - a właśnie to: ciemną. Rzecz w tym, że aby zestawić z C1 Signature absolutnie satysfakcjonujący system, trzeba je trochę "złamać", trochę "zepsuć" ich fenomenalną przezroczystość. To paradoks, ale tak właśnie jest - wąskie gardło to zwykle nagrania i nie spodziewam się, że ktoś kolekcjonuje płyty pod kątem jakości dźwięku - to byłby absurd! Jeśli zrobimy tak, jak mówię, to wciąż dostaniemy ponadprzeciętną przezroczystość, szybkość i dynamikę, a przy tym świetnie wypełnioną średnicę.
To nie może być słaby wzmacniacz lampowy. Można oczywiście wskazać przynajmniej dziesięć przypadków klasycznych kolumn, które idealnie zgrywają się z 8 watami SET-a, jednak w tym przypadku tak nie jest. Skuteczność C1 Signature na poziomie 85 dB jest niezwykle niska i nic tego nie zmieni. 4-omowa impedancja kolumn też nie pomaga...
Odsłuch zacząłbym oczywiście od wzmacniaczy dostępnych u tego samego dystrybutora, to zawsze najlepszy ruch. Na pierwszy ogień poszłyby końcówki (z regulowanym wejściem) Lebena: modele CS-660P oraz CS-1000P. Jeśli macie niewielki pokój, to lepszym wyborem będzie ten pierwszy - ma cieplejszą barwę i bardziej nasycony środek. Jeśli potrzebujecie więcej mocy, to nie ma odwrotu i trzeba będzie wybrać CS-1000P. Obok na półce w salonie zobaczycie zapewne wzmacniacz Ayona Triton III (2012). To najnowsza wersja tego urządzenia - i najlepsza. Ma cieplejszą barwę niż poprzedniki i mocniejszy bas. I wystarczającą moc.
Z urządzeń od innych dystrybutorów absolutnym priorytetem będą urządzenia Audio Research, np. model Reference 75. I tak - to jest ten poziom. A z drugiej ręki strzałem w dziesiątkę byłyby monobloki Pass 0 - dawno nieprodukowane, grzejące sie jak spore kaloryfery "jeże", o znakomitej wydajności prądowej i fantastycznej barwie.
Podsumowanie
Wśród kolumn dostępnych na rynku jest wiele kolumn dobrych, a nawet bardzo dobrych. Jest też sporo, choć z tym jest gorzej, kolumn po prostu ładnych, atrakcyjnych. Testowane Dynaudio należą do czołówki w obydwu kategoriach. Dla przykładu - to ten sam poziom wyrafinowanego designu, co - zapierające dech w piersiach projektem plastycznym - kolumny Franco Serblina Accordo. Jeśli chodzi o dźwięk, to absolutny top.
Ale pod kilkoma warunkami, które powinniśmy uważnie przemyśleć, aby zdecydować, czy to kolumny dla nas, do naszego systemu. Pierwsza uwaga związana jest z otoczeniem akustycznym. Kolumny nie powinny stać zbyt daleko od tylnej ściany, bo będą trochę za "chude". Dół będzie zaskakująco mocny i duży, jednak niższy środek zostanie lekko schowany, a tego należy tu unikać. Druga uwaga dotyczy wzmacniacza, który powinien być raczej nasycony, raczej pełny i raczej ciemny niż rakietowo zwinny i szybki. Kolumny same z siebie są szybkie i przezroczyste i nie potrzebują do tego żadnych "podpórek". Żeby cieszyć się z każdej płyty trzeba je przyciemnić, trochę schować górę. Głośnik wysokotonowy w tej wersji jest obłędny i chyba niczego tej klasy (może poza pierwszą wersją Esotara) nigdy nie słyszałem. Jeśli bym mógł, to tylko dodałbym im trochę głębi na środku pasma. W idealnym świecie nie trzeba by tego robić, jednak żyjemy tu i teraz i nic nie wskazuje (moim zdaniem, wy możecie uważać inaczej) na to, że to się w najbliższej przyszłości zmieni. To po prostu luksusowe kolumny i tak należy je traktować - z szacunkiem.
Metodologia testu
Odsłuch miał charakter porównania A/B, ze znanymi A i B i dość długim czasem pomiędzy próbkami A i B. Sample muzyczne miały długość 2 min., ale po zakończeniu oficjalnego testu odsłuchiwane były też całe płyty.
Kolumny testowane były na firmowych podstawkach Stand4, które świetnie dopełniają je wizualnie. To ważne, ponieważ standy są wysokie, przez co głośnik wysokotonowy kolumn jest wyżej niż na zwykłych podstawkach, niemal na wysokości uszu. Kolumny są ze standami skręcone, co też jest ważne, ponieważ mają wąziutką ściankę dolną i stojąc na klasycznych podstawkach będą niestabilne.
Podstawki Stand4 stały nie na podłodze, a na platformach Acoustic Revive RST-38. C1 Signature porównywane były bezpośrednio do kolumn Estelon XA oraz Harbeth 30.1 i M40.1. Osie kolumn skrzyżowane były nieco przede mną, a maskownice były ściągnięte.
BUDOWA
Dynaudio Confidence C1 Signature to specjalna wersja kolumn Confidence C1, które testowaliśmy niemal dokładnie trzy lata temu, w październiku 2009 roku (No. 66; czytaj TUTAJ). Wprowadzona została do sprzedaży w połowie 2012 roku wraz z wersją II C1.
To kolumna dwudrożna, dwugłośnikowa, podstawkowa z obudową typu bas-refleks. Do jej wykonania wykorzystano dwa głośniki produkcji Dynaudio - najnowszą wersję kopułki wysokotonowej Esotar2 oraz nisko-średniotonowy głośnik z uszlachetnianą dodatkami polipropylenu membraną. Rozwiązanie to nosi nazwę Magnesium Silicate Polymer.
Głośnik wysokotonowy ma średnicę fi 28 mm i membranę wykonaną z jedwabiu pokrywanego materiałem tłumiącym drgania. Firma zwraca szczególną uwagę właśnie na pokrywanie, które zostało udoskonalone - materiał tłumiący jest teraz rozprowadzany dokładniej i znacznie cieńszą warstwą. Głośnik ma bardzo mocny magnes neodymowy. Przed jego frontem, grubą, aluminiową, odlewaną płytką, zamocowano metalowy pałąk, mający chronić membranę przed uszkodzeniem.
Głośnik nisko-średniotonowy ma sztywny, odlewany kosz z żebrowaniem wykonanym w taki sposób, aby jak najmniej wpływało na przepływ powietrza od tylnej strony membrany. Nowością w tej wersji jest zupełnie nowy, kaptonowy karkas cewki i sama cewka - z precyzyjnie nawiniętym, aluminiowym drutem.
Obydwa przetworniki przykręcone są do płyty o kształcie minimalizującym zniekształcenia mające swoje źródło w ugięciach i odbiciach fal na krawędziach ścianki przedniej. Ta w C1 Signature ma nieregularny kształt i została wykończona bardzo ładnym, czarnym lakierem. Front jest szerszy niż obudowa i został do niej przykręcony nie bezpośrednio, a poprzez materiał tłumiący drgania.
Obudowę wykonano z płyt MDF i pokryto wysokiej klasy, naturalnym fornirem. W serii Confidence Signature dostępne są dwie wersje wykończenia - Mocca lub Bordeaux. Obydwa rozpoczynają swój żywot jako forniry Bird’s Eye Maple, bejcowane i pokrywane wysokiej klasy lakierem o wysokim połysku (Dynaudio mówi o "Gloss Piano Lacquer"). Wykończenie to po raz pierwszy pojawiło się w kolumnach przygotowanych na 30. lecie firmy - modelu Sapphire.
Z tyłu obudowy mamy wylot bas-refleksu o dużej średnicy i specjalną, aluminiową tabliczkę z naniesionym metodą sitodrukową podpisem właściciela firmy, Wilfrieda Ehrenholza. Są tam też, bardzo solidne, pojedyncze, złocone zaciski głośnikowe.
Od spodu kolumna wzmocniona jest wąskim, ale dość grubym elementem z MDF-u, który optycznie odciąża kolumnę i do którego wkręcamy śruby od podstawek. To do niego przekręcono dużą płytkę zwrotnicy. Znajdziemy na niej znakomite elementy, np. oporniki Caddocka i metalizowane, polipropylenowe kondensatory PA-MKP-FC firmy SRC. Cewka filtrująca głośnik niskotonowy jest bardzo duża, nawinięto ją na karkasie transformatorowym i jest powietrzna.
Podstawki to model Stand4 - z aluminium, z dwoma rurami i dolnym blatem składającym się z trzech części - dwóch aluminiowych płyt na zewnątrz i materiału tłumiącego wibracje pomiędzy nimi. Od spodu wkręca się długie, stalowe kolce.
Dane techniczne (wg producenta):
Skuteczność (2,83 V/1 m): 85 dB
Moc maksymalna: 170 W
Impedancja: 4 Ω
Pasmo przenoszenia: 45 Hz-22 kHz (+/- 3 dB)
Waga: 10,9 kg
Wymiary (W x H x D): 200 x 445 x 430 mm
|