Data publikacji: 1. listopada 2012, No. 103
|
|
35. ROCZNICA FIRMY HARBETH!!!
Model Monitor 30 (albo M30) został opracowany do pracy w studiach BBC w roku 1997. Jego pierwsza, „domowa” wersja nosiła nazwę Monitor 30 Domestic. Kolumna ta została zaprojektowana jako następca monitora BBC LS5/9. W tym roku obchodzi więc 15. rocznicę istnienia!
Oryginalnie, czyli w pierwszej wersji, kolumna dzieliła przetwornik wysokotonowy z flagowym M40.1 i miała podobnie wyglądający, o takiej samej średnicy, głośnik niskośredniotonowy, co średniotonowy w topowym modelu. Membrana w M30 wykonana była jednak z pierwszej wersji, opatentowanego przez Harbetha materiału (plastiku) o nazwie RADIAL, a średniotonówka w M40.1 z jej nowszej wersji, o nazwie RADIAL-2X (tak mówi o tym Alan Shaw na firmowym forum internetowym). Głośnik w M40.1, choć wyglądał niemal identycznie jak w M30, był optymalizowany pod kątem pracy w roli głośnika średniotonowego, w zamkniętej komorze.
Pojawienie się modelu Monitor 30.1 Domestic zbiega się w czasie z 35-leciem firmy - szkoda, że nie zmieniono jego nazwy na M35... Jak się można było spodziewać, wymieniono w nim głośnik niskośredniotonowy na podobny, niezwykle solidny, ale z membraną RADIAL-2. Poprawiono także głośnik wysokotonowy, aplikując drobne poprawki. A właściwie zlecając je - niemal wszystkie przetworniki do swoich kolumn Harbeth wykonuje samodzielnie, właśnie poza wysokotonowymi. Te, wprowadzając wymagane przez Alana Shawa, właściciela firmy Harbeth, poprawki wykonuje norweska firma SEAS. Zmiany miały miejsce także w zwrotnicy, przeprojektowanej przy pomocy najnowszych technik symulacji komputerowej.
Moim najważniejszym celem - mówi Alan Shaw - była poprawa integracji między przetwornikami tak, aby lepiej grały w szerszym kącie, jak również optymalizacja pasma przenoszenia. Obydwa problemy zostały rozwiązane przez znaczące przeprojektowanie zwrotnicy.
Zmiana jakościowa w technikach symulacji komputerowej, jaka zaszła od 1997 roku pozwoliła mi przesunąć dotychczasowe granice i dzięki temu M30.1 są kolumnami uniwersalnymi, nadającymi się zarówno do studia, jak i do domu.
Z zewnątrz nowy model wygląda niemal identycznie jak poprzedni. Poza jednym szczegółem - teraz mamy pojedyncze gniazda głośnikowe, wcześniej były podwójne - a to dobry ruch. To wciąż jednak konstrukcja dwudrożna, wentylowana, umieszczonym z przodu, bas-refleksem. Rura tego ostatniego jest jednak bardzo krótka, przez co przypomina po prostu otwór stratny.
Kolumny są piękne - do testu przyszła wersja w okleinie Rosewood, czyli identycznej, jak w należących do mnie, używanych w systemie referencyjnym, modelu M40.1. W tych ostatnich jestem zakochany, podobni ejak moja rodzina, mam je od prawie dwóch lat i za każdym razem, kiedy siadam do słuchania cieszę się, że są u mnie. Jednak dopiero M30.1 powaliły nas wszystkich na kolana - wyglądają, jak dziecko M40.1, jakby z nich wypączkowały - niezwykle podobne, ale jeszcze słodsze...
Kolumny są projektowane, produkowane i wykonywane jako pary, z numerem seryjnym, w którym zakodowana jest informacja o tym, która jest która. Chodzi w tym o jak najlepsze parowanie kolumn. Firma ma każdy egzemplarz zapisany w swojej bazie danych na wypadek, gdyby kiedyś trzeba było dosłać któryś z przetworników.
Choć kolumny są parowane, to jednak nie są lustrzane względem siebie - wylot bas-refleksu w obydwu kolumnach jest po lewej stronie, nieco powyżej głośnika wysokotonowego. Lustrzane są tylko maskownice - logo Harbetha przyklejono na nich tak, że w obydwu może być albo od środka, albo od zewnątrz. Kolumny powinny pracować z założonymi maskownicami - tak są projektowane i mierzone. Tyle tylko, że wtedy znika ich nieprawdopodobna uroda.
Osobnym tematem są podstawki pod Harbethy - bo dotyczy to wszystkich modeli. O tym, jak to można rozwiązać i jakie są z tym problemy pisałem kiedyś, przy okazji wykonanych dla mnie przez pana Kena Ishiguro, właściciela Acoustic Revive, podstawek dla moich M40.1. Powiem tyle - poza tym jednym, spektakularnym przypadkiem, Japończycy stosują wyłącznie drewniane, lekkie, otwarte podstawki wyglądające jak taborety. W pozostałych krajach jest różnie, ale coś jest na rzeczy... Ważne, żeby głośnik wysokotonowy był na wysokości uszu.
O FIRMIE HARBETH PISALIŚMY
- TEST: kolumny Harbeth M40.1 DOMESTIC, czytaj TUTAJ
- NAGRODA ROKU 2011: kolumny Harbeth M40.1 DOMESTIC, czytaj TUTAJ
- TEST: kolumny Harbeth M30 DOMESTIC, czytaj TUTAJ
- TEST: kolumny Harbeth Super HL5, czytaj TUTAJ
- TEST: kolumny Harbeth COMPACT 7SE-3, czytaj TUTAJ
- TEST: kolumny Harbeth P3ESR, czytaj TUTAJ
ODSŁUCH
PŁYTY WYKORZYSTANE W ODSŁUCHU (WYBÓR)
- Assemblage 23, Bruise. Limited Edition, Accession Records, A 128, 2 x CD (2012).
- Carol Sloane, Little Girl Blue, Sinatra Society of Japan, XQAM-1036, HQCD (2010).
- Dead Can Dance, Anastasis, [PIAS] Entertainment Group, PIASR311CDX, "Special Edition Hardbound Box Set", CD+USB drive 24/44,1 WAV (2012).
- Depeche Mode, Enjoy The Music....04, Mute, XLCDBONG34, maxi-SP (2004).
- Diary of Dreams, Panik Manifesto, Accession Records, EFA 23452-2, CD (2002).
- Elgar
- Delius, Cello Concertos, wyk. Jacqueline Du Pré, EMI Classic, 9559052, 2 x SACD/CD (1965/2012).
- Ella Fitzgerald, Joe Pass, Take It Easy, Pablo/JVC, JVCXR-0031-2, (1973/1987).
- Hilary Hann, Hilary Hann Plays Bach, Sony Classical, SK 62793, Super Bit Mapping, 2 x CD (1997).
- Imogen Heap, Speak For Yourself, Sony Music [Japan], SICP-1387, CD (2007).
- Novika, Tricks of Life, Kayax, 013, CD (2006).
- Pat Metheny Group, Offramp, ECM, ECM 1216, CD (1982).
- Portishead. Dummy, Go! Disc Limited/Universal Music [Japan], UICY-20164, SHM-CD (1994/2011).
- Radiohead, The King Of Limbs, Ticker Tape Ltd, TICK001CDJ, Blu-spec CD.
- The Montgomery Brothers, Groove Yard, Riverside/JVC, JVCXR-0018-2, XRCD (1961/1994).
- This Mortal Coil, HD-CD Box SET: It’ll End In Tears, Filigree & Shadow, Blood, Dust & Guitars, 4AD [Japan], TMCBOX1, 4 x HDCD, (2011).
- Vangelis, Spiral, RCA/BMG Japan, 176 63561, K2, SHM-CD (1977/2008).
- Yo-Yo Ma & Bobby McFerrin, Hush, Sony Music/Sony Music Hong Kong Ltd., 543282, No. 0441, K2HD Mastering, CD (1992/2012).
Japońskie wersje płyt CD i SACD dostępne na
Każda kolumna głośnikowa, jaką testuję gra u mnie przede wszystkim ze wzmacniaczem odniesienia, będącym dla mnie wzorcowym źródłem napięciowym i prądowym, o wysokim współczynniku tłumienia, ultra-szerokim paśmie przenoszenia i znikomych zniekształceniach. To coś w rodzaju urządzenia laboratoryjnego, do którego podpina się badane kolumny. Soulution 710, bo o nim mowa, też obłędnie gra, ale jego prymarną cechą jest właśnie "znikanie" z toru. Jeśli jednak słyszę, że dane kolumny w tej konfiguracji mają jakieś anomalie - większe czy mniejsze - albo po prostu czuję, że trzeba spróbować podejść do nich z innej strony, staram się ich posłuchać też z czymś diametralnie innym, z czymś co z CHARAKTERU WŁASNEGO zrobiło zaletę. Szukam, dopytuję, piszę maile, dzwonię - jednym słowem staram się ustalić, co jest polecane, co się sprawdziło i dlaczego. Z Harbethami wiedziałem od razu, czego im trzeba...
Najpierw jednak odbyła się, obowiązkowa, runda z, już przywołanym, wzmacniaczem odniesienia. Przy takim połączeniu Harbethy od razu pokazały niezwykle kolorową, pełną średnicę i zaskakująco nisko schodzący bas. Ten ostatni z nagraniami z płyty Portishead był mocny i pełny. Dawał po garach. Także z nagraniami This Mortail Coil był niski i głęboki, a doszła do tego fantastyczna wielkość sceny, dzięki której nagrania miały rozmach i skalę, które nie wynikają z dynamiki tych kolumn, w skali makro nieco uspokojonej.
Góra była lekko zaokrąglona, ale nie jakoś wyraźnie. Jej część - tam, gdzie mamy głoski 'p' i 'f' była nawet nieco mocniejsza niż w modelu M40.1, przypominając strojenie modelu P3ESR (czytaj TUTAJ). Nie było to więc wyostrzenie, bo i 's', i 'c' były w dobrej proporcji z resztą pasma, ale lekkie "odświeżenie" pasma. Kiedy kolumny pojawiły się na rynku Alan Shaw pisał o ich "otwarciu" oraz lepszej detaliczności - i to akurat słychać od razu.
Średnica jest dla tych kolumn zakresem najważniejszym i chyba nikt się niczego innego nie spodziewał. Ukształtowana jest w charakterystyczny sposób. Jej wyższa część jest wycofana, przez co, jeśli porównamy M30.1 z innymi kolumnami, Harbethy wydadzą się ciemniejsze i mniej otwarte. Doskonała rozdzielczość wszystkich konstrukcji tej firmy nie dopuszcza do zamulenia dźwięku, do jego zgaszenia - tam ciągle mnóstwo się dzieje! - nawet krótkie demo pozwoli jednak ten element pokazać.
Podzakres, w którym mamy najwięcej energii to część pasma pomiędzy 300 i 800 Hz. Czyli dokładnie tam, gdzie "rodzi" się głos. Wszystkie wokale są przez to nieco promowane i dowartościowywane. Dzieje się to jednak przez ich "dopieszczenie", "wymuskanie", a nie przez ich wypchnięcie do przodu. To kolumny, które pozwalają słuchaczowi bawić się muzyką, przeżywać ją nie tylko na poziomie intelektualnym, ale też emocjonalnym, równie przecież ważnym. Nic w nich nie jest robione na siłę, nie jest wymuszane stąd brak rzucanych tuż przed naszym nosem instrumentów, choć ogólnie kolumny można określić jako "ciepłe".
Jak mówiłem, kolumny M30.1 mają swój własny, rozpoznawalny charakter. Można powiedzieć, że to "firmowy" charakter kolumn Alana Shawa. To uprawomocnione założenie, trzeba jednak pamiętać o tym, że są tak naprawdę dwa nurty w ofercie tego producenta - bardzo do siebie podobne, razem wyraźnie inne niż u innych producentów, jednak odmienne. Jeden to bardzo ciepłe granie. I już. Dobrym reprezentantem tej frakcji był poprzednik M30.1, model M30 (Monitor 30 Domestic, czytaj TUTAJ) oraz Compact 7SE-3 (czytaj TUTAJ). Z drugiej strony mamy bardziej precyzyjne, bardziej wyraziste kolumny, jak P3ESR i Super HL5 (czytaj TUTAJ). M40.1 są z kolei bytem osobnym, poza tymi ograniczeniami. Model M30.1 ma barwę ustawioną gdzieś pośrodku, pomiędzy Super HL5 i M30.
Harbeth M30.1 + Heed Audio Obelisk Si/X-2
Słuchając M30.1 będziemy mieli wrażenie, że grają z wysoką dynamiką. To nie jest tak do końca, to ostatecznie kolumny podstawkowe, wrażenie to jest jednak przemożne i spowodowane jest przede wszystkim znakomitą dynamiką w skali poszczególnych instrumentów, nie w skali makro.
Testowane kolumny ze wzmacniaczem odniesienia dość wyraźnie pokazują modyfikację pasma przenoszenia. Chodzi przede wszystkim o dwa podniesione miejsca - na górze (chodzi o 'p' i 'f') i na wyższym basie. O ile to pierwsze zupełnie mi nie wadziło, o tyle to drugie, z biegiem czasu coraz bardziej. Powodowało bowiem, że kolumny grały dość jednostajnie. Mocny i dobitny wyższy bas z większością nagrań był nieco nużący. Trzeba było coś z tym zrobić.
Mógłbym pisać o poszukiwaniach, "wynalazkach", przekopywaniu się przez archiwa, ale to niepotrzebne. Być może mój imidż by się dzięki temu jakoś podbudował - ale trudno. Prawda jest bardziej banalna - od razu wiedziałem, co powinienem zrobić.
Pamiętają państwo System dla dojrzałych, artykuł w którym opisałem złożony przeze mnie system dla wymagających melomanów, system za całkiem przyzwoite pieniądze? Jeśli nie, to zachęcam do zapoznania się z nim TUTAJ - będzie łatwiej zrozumieć sytuację z Harbethami.
W skrócie: są zestawienia, które ze sobą dobrze grają zawsze i wszędzie. W tym przypadku chodziło przede wszystkim o kolumny Spendor SP1 oraz wzmacniacz Heed Obelisk Si (starą wersję). Każdy z nich miał wyraźny charakter własny, dość podobny zresztą, jednak razem dawały coś znacznie wykraczającego poza zwykłą sumę. Dawały piękną muzykę. Nie inaczej jest w tym przypadku.
|
Po skończonym dla "Audio" teście Obeliska Si z zamontowanym przetwornikiem Dactilus 1.2 i napędem Obelisk DT czułem spory niedosyt. I nie chodzi nawet o pomiary, które pokazały, że wzmacniacz ma bardzo małą nadwyżkę mocy, wysokie szumy i spore zniekształcenia, bo to znam ze wzmacniaczy lampowych. Chodziło o to, że tak rekomendowany przez producenta wariant, tj. wykorzystanie Obeliska Si jako centrum systemu, z wejściem cyfrowym i zamontowanym "dakiem" nie do końca się sprawdził. Wzmacniacz przez wejścia analogowe gra bez porównania lepiej! Test dotyczył konkretnego systemu, był porównywany z innym takim samym systemem (Cyrusa), gdzie DAC we wzmacniaczu jest bez porównania lepszy i nic na to nie mogłem poradzić. Dlatego wydaje mi się, że Heed powinien zweryfikować swoje zdanie o płytce DAC-a o której mówię. To fajne urządzonko, ale ma się nijak do Obeliska Si!!! I nie da się złożyć z tak wyposażonego wzmacniacza i napędu systemu porównywalnego z propozycją konkurencji. Obelisk Si musi mieć znacznie lepsze źródło!
Dlatego też obecność Harbethów M30.1 była mi bardzo na rękę. Obelisk Si jest bowiem ich naturalnym, jakby skrojonym na miarę, partnerem. Kosztujący 5590 zł zmacniacz (teraz w kolorze białym - proszę rzucić okiem ma zdjęcia), podrasowany zewnętrznym zasilaczem X-2 za 3190 zł pozwolił mi wydobyć z tych kolumn to, co najlepsze. Tak, dobrze państwo rozumiecie - testowane kolumny zagrały bardziej satysfakcjonującym, bardziej "właściwym" dźwiękiem niż z trzydziestokrotnie droższym wzmacniaczem odniesienia. Nie dlatego, że Heed, nawet z zasilaczem X-2, z którym - jak mówię - przeprowadziłem odsłuch, jest lepszy od Soulution 710 i Polarisa III [Custom Version], których używam, nie o to chodzi. A dlatego, że wzmacniacz ten gra z Harbethami (nie tylko z M30.1) niezwykle synergicznie, że tworzy z nimi prawdziwy SYSTEM.
W tak zestawionym połączeniu Harbethy M30.1 wciąż miały dość punktowy, trochę podbarwiony wyższy bas, czasem nieco głuchy. To cecha tych kolumn, z którą trzeba żyć. Teraz jednak był, że tak powiem, treściwy i po prostu właściwy, był obudowany "tkanką miękką", którą słychać zwykle ze znacznie droższych kolumn (i przede wszystkim większych).
Środek pasma nieco się jeszcze pogłębił, dostał jeszcze większego oddechu. Wprawdzie pogłosy są w tych kolumnach gaszone dość szybko, to jednak nie dotyczy to samych instrumentów, ich dźwięku bezpośredniego, który jest gęsty i pełny i który ma znakomitą głębię 3D, ma obrys, nie tylko płaski obraz.
Wolumen dźwięku z Heedem był nieco mniejszy niż z Soulution, ale i tak, w porównaniu z innymi kolumnami, był obłędny w swoich rozmiarach. Podobnie scena dźwiękowa - niezwykle ekspansywna, duża, szeroka i całkiem głęboka. Już o tym kiedyś mówiłem - Harbethy współpracują z pomieszczeniem inaczej niż klasyczne kolumny. Ponieważ ich obudowa rezonuje, pełni w kreowaniu dźwięku ważną rolę, dźwięk emitowany jest w dość szerokim polu w szerszym niż zazwyczaj paśmie (nie tylko do przodu i im wyżej, tym bardziej kierunkowo). Powoduje to właśnie coś takiego - "kulę" dźwięku, dość ciepłą sferę, w której centrum siedzimy. Nie ma tu wysokiej selektywności i detaliczności tak, jak je zazwyczaj rozumiemy. Dźwięki są wyraźne, ale raczej płynne i obłe niż punktowe - mam nadzieję, że to, co piszę jest zrozumiałe.
Góra była nieco spokojniejsza niż z Soulution, ale Heed po prostu tak gra, nieco ciepło. Nie była jednak mało rozdzielcza, ani też zgaszona. Powiedziałbym nawet, że dopiero teraz wydawała się bardziej wyrafinowana w wybrzmieniach, głębi, bogactwie. Uderzenia w blachy pozostawały po sobie powidok, coś jak posmak, nie były suche.
W ogóle, 'suchy' to przeciwieństwo tego, co można o M30.1 napisać. To bogaty dźwięk, pełny dźwięk, nasycony, czasem nawet wysycony - na pewno nie suchy, nie cienki. Wszystko jest pokazywane w ten sposób, co z jednej strony ukazuje, że różnicowanie barwy jest tu uśrednione, a co będzie jednak przez większość uczestników tej zabawy, tj. ludzi słuchających muzykę, zdecydowanie preferowane, jako bliższe temu, czego oczekują po odsłuchu w domu. Analityczne, ale mało wypełnione kolumny brzmią niezwykle efektownie. Jeśli jednak nie są wyrafinowane, nie pokazują wewnętrznej budowy danego dźwięku, tylko jej zarys, obrys, są strasznie meczące.
Z M30.1 nigdy do tego punktu nie dojdziemy - chyba, że oczy same będą się nam zamykały późno w nocy. To wciągający dźwięk, przede wszystkim za sprawą bogactwa, jaki w sobie niesie. Na kolumnach tych można słuchać zarówno skrzypiec solo, jak z płyty Hilary Hann, elektroniki spod znaku Diary of Dreams i Assemblage 23 (zagrało to fantastycznie!), ale i oglądać filmy.
To ostatnie będzie dla wielu kinomanów objawieniem. Nic tak bowiem nie rujnuje seansu, jak skrzekliwe, suche, nienaturalne głosy aktorów, wydobywające się z jakiegoś płaskiego, taniego p...lnika ustawionego pod ekranem. Ludzie - nie wchodźcie w to! W nagraniach 5.1/7.1 niemal zawsze źle korzysta się z możliwości technicznych systemu wielokanałowego i przypisuje się do kanału centralnego głos mono, nie rozwijając go na boki. Słuchając tego samego w stereo, właśnie przez M30.1 słyszymy to o niebo lepiej, głos jest po prostu naturalny.
Podsumowanie
I to jest chyba kluczowa cecha, choć pozamuzyczna, tego głośnika - jego wszechstronność i uniwersalność. Przyjęło się uważać, że Harbethy to kolumny do zadań specjalnych i nagrań z wokalem w roli głównej, kameralistyki, ew. jakiejś niewymagającej dużych natężeń dźwięku elektroniki. Raz, że to nie do końca nieprawda (po prostu ten typ muzyki zabrzmi pięknie, pozostałe tylko ładnie), a dwa, że M30.1, podobnie zresztą jak M40.1, pokazują coś zupełnie przeciwnego. To niezwykle uniwersalne konstrukcje, trochę ciepłe, ale i otwarte, z którymi wszystko zagra co najmniej dobrze. Wszystko, bez wyjątku. Słabo zarejestrowany materiał zostanie dowartościowany, a purystyczne nagrania pokażą taką mikrodynamikę, tak szybkie uderzenia bębnów, talerzy, że większość kolumn, które przyjęło się uważać za "szybkie" i transparentne wyda się zepsutych. Ich charakter, jeśli chodzi o barwę, jest nieco inny niż dotychczasowych kolumn tej firmy i wyraźnie widać dążenie Alana Shawa, ich projektanta, do przekroczenia pewnych ograniczeń które zawsze w jego kolumnach występowały. A mowa tu o zamknięciu brzmienia, ciemnej barwie i dynamice w skali makro. Słychać, że nieco otwarto głośnik wysokotonowy, że lekko "podrasowano" wyższy bas. Myślę, że jest jak najbardziej OK., jednak dalej bym nie szedł - moim zdaniem ten konkretny głośnik wysokotonowy, choć przecież bardzo, bardzo fajny, więcej po prostu nie potrafi i nie warto go za mocno eksponować.
Każda kolumna głośnikowa, jako konstrukcja, to zbiór, zwykle dużych, kompromisów. Tak jest i tutaj. Są one jednak tak dobrane, że dźwięk jest oszałamiający. I zaskakująco uniwersalny. Tyle tylko, że trzeba zachować czujność i właściwie dobrać urządzenia towarzyszące. Nie wystarczy podłączyć najlepszy wzmacniacz, jaki jest w sklepie na półce, bo to zapewne będzie porażka. Nie można też podłączyć byle lampy, bo porażka będzie jeszcze dotkliwsza. Trzeba podłączyć wzmacniacz z charakterem. I to z charakterem, który będzie współgrał z Harbethowym widzeniem świata. O jednym kierunku już sporo napisałem - to Heed Obelisk Si z zewnętrznym zasilaczem X-2. Użyłem go z nowymi kablami Siltecha z serii Explorer, interkonektem 180i za 2190 zł (1 m) i tego bym się trzymał (w czasie testu polski dystrybutor nie miał jeszcze kabla głośnikowego i sieciówki z tej serii).
Drugim oczywistym tropem jest Leben. Każda z wersji wzmacniacza CS300 będzie jak najbardziej na miejscu. Idealnie będzie jednak dopiero z CS600P (ew. CS1000P, choć w tym przypadku wolałbym starszy model). Trzecim tropem jest firma ASR Emitter I (test modelu Emitter II TUTAJ). Z tymi urządzeniami słyszałem Harbethy w wielu miejscach i było znakomicie. Na pewno są i inne, równie ciekawe połączenia, warto więc poeksperymentować. Ja jednak piszę o tym, co dobrze znam i co się sprawdziło nie tylko u mnie - to takie "pewniaki".
M30.1 to nie są kolumny idealne, bo słychać modyfikację barwy i ich różnicowanie, czy to dynamiki w skali makro, czy barwy, czy wreszcie przestrzeni jest nieco ujednolicane. Po prostu Harbethy widzą muzykę przez różowe okulary. Jeśli i my tego potrzebujemy, wtedy to mogą być kolumny docelowe. Jeślibym miał na to warunki, czyli miejsce (lub drugi, mniejszy system), kupiłbym je sobie i grał na zmianę, z inną elektroniką, z moimi M40.1.
BUDOWA
M30.1 to kolumny podstawkowe firmy Harbeth, należące do prestiżowej serii Mastering Series Professional Monitor Speaker tego producenta. A to dlatego, że występują w dwóch, różniących się tylko wykończeniem obudowy wersjach - domowej, wtedy nazywają się Monitor 30.1 Domestic oraz studyjnej, o nazwie Monitor 30.1. W skrócie mówi się o nich M30.1.
To kolumny podstawkowe, dwudrożne, z głośnikiem niskośredniotonowym wentylowanym bas-refleksem. Jego wylot umieszczono na przedniej ściance, z boku, nieco powyżej głośnika wysokotonowego. Głośnik wysokotonowy to miękka kopułka z ciężkim, odlewanym frontem i siateczką przed membraną, dużym, podwójnym systemem napędowym i sporą komorą z tyłu, tłumiącą w kontrolowany sposób energię pochodzącą od tylnej strony membrany. Głośnik T25-HB produkowany jest przez norweskiego SEAS-a z uwzględnieniem poprawek wprowadzanych przez Alana Shawa (stąd literki 'HB' w symbolu). Głośnik należy do prestiżowej serii Excel, jego membrana o nazwie firmowej Sonotex ma średnicę fi 26 mm.
Głośnik niskośredniotonowy LFHAR200S wykonywany jest przez Harbetha. Ma niezwykle sztywny, ciężki, odlewany kosz i duży magnes, na którym doklejono drugi, niewielki krążek (ekranowanie magnetyczne?). Jego membranę wykonano z, opatentowanego przez firmę Harbeth, materiału o nazwie RADIAL-2. To odmiana polipropylenu. Membrana zawieszona jest na gumowym resorze z odwróconą fałdą. Głośnik wysokotonowy przykręcany jest od przodu, a drugi od tyłu, od wewnątrz. Od poprzedniej wersji, RADIAL, różni się przede wszystkim zmienionym zawieszeniem (tak mówi Alan Shaw na blogu).
Budowa obudowy jest niezwykle charakterystyczna dla tego producenta. Ścianki nie są bardzo grube, a jednak są solidne. Środek wzmocniono dwoma drewnianymi wstawkami tworzącymi literę 'T'. Na ich przecięciu wspiera się magnes głośnika niskośredniotonowego.
DANE TECHNICZNE (WG PRODUCENTA)
Konstrukcja: dwudrożna, z bas-refleksem
Pasmo przenoszenia: 50 Hz -20 kHz (+/-3 dB w wolnej przestrzeni, w odległości 1 m z założonymi maskownicami)
Impedancja nominalna: 6 Ω
Skuteczność: 85 dB/1 W/1 m
Sugerowana moc wzmacniacza: szeroki zakres mocy, idealnie - powyżej 45 W
Moc maksymalna: 150 W
Wymiary (HxWxD): 460 x 277 x 285 mm
Wykończenie: cherry, tiger ebony, eucalyptus, maple i rosewood
Waga (sztuka): 13,4 kg
Front i tył nie są wklejane, a przykręcane do ramy wieloma wkrętami. Na tylnej ściance przykręcono płytkę ze zwrotnicą, a pozostałą część wytłumiono cienką warstwą maty bitumicznej. Zwrotnica jest dość rozbudowana - widać w niej cztery cewki rdzeniowe i osiem kondensatorów (polipropylenowych). Najwyraźniej zastosowano tu pułapkę na basie, linearyzującą impedancję, a przez to ułatwiającą napędzenie kolumn przez wzmacniacze małej mocy. Co ciekawe, płytka pochodzi ze starszego modelu, to wersja z 2007 roku, z miejscem na podwójne gniazda. Widać, że Alan nie lubi niczego marnować - wszystko może się przydać. Wnętrze kolumny wytłumiono grubymi warstwami pianki - zarówno na bokach, jak i z tyłu.
Sygnał doprowadza się pojedynczymi, złoconymi zaciskami, takimi samymi jak w M40.1. To słaby punkt tej konstrukcji - gniazda nie dają się porządnie zakręcić i są dość kiepskie. Maskownica rozpostarta jest na metalowej ramce, którą wciska się w szczelinę na przedniej ściance. Producent rekomenduje odsłuch z założonymi maskownicami.
Ze względu na nietypowe proporcje kolumn zaleca się stosowanie nieco niższych niż normalnie standów - myślę, że dolna krawędź kolumny powinna się znaleźć na wysokości ok. 40-45 cm od podłogi, w zależności od tego, jak wysoko siedzimy. Głośnik wysokotonowy powinien się znaleźć na wysokości naszych uszu.
Piękny głośnik, piękna inżynieria, piękny dźwięk. Klasyk.
|