pl | en
Test
Wzmacniacz zintegrowany
ModWright Instruments
KWI 200


Cena (w Polsce): KWI 200 - 20 000 zł
Opcje: DAC - 3000 zł, phono - 1000 zł , czarny - 1000 zł

Producent: ModWright Instruments Inc.

Kontakt:
21919 NE 399th Street ǀ Amboy, WA 98601 ǀ USA
tel.: +1 360.247.6688 | e-mail: info@ModWright.com

Strona producenta: www.ModWright.com

Kraj pochodzenia: United States of America

Urządzenie do testu dostarczyła firma: Soundclub

Tekst: Marek Dyba
Zdjęcia: Marek Dyba | ModWright Instruments (srebrna wersja)

Data publikacji: 16. października 2012, No. 102




Firma ModWright powstała w podobny sposób, jak wiele innych firm. Jej właściciel, Dan Wright, zaczynał od poprawiania/ulepszania konstrukcji innych firm, przynajmniej do czasu gdy uznał, że nauczył się wystarczająco wiele, by zaproponować własne produkty. Modyfikacje, które wykonywał, czy to odtwarzaczy Sony, Transportera, a później także Oppo, polegały m.in. na dodawaniu lampowych stopni wyjściowych. Nic więc dziwnego, że pierwsze własne produkty Dana były także urządzeniami lampowymi – były to przedwzmacniacze liniowe (w tym topowy z opcjonalnym, osobnym, lampowym zasilaczem) i przedwzmacniacz gramofonowy. Firma od początku prowadziła politykę, obecnie coraz popularniejszą (na razie) głównie wśród amerykańskich producentów audio, polegającą na produkcji urządzeń w kraju, a nie w Azji. Drugą cechą charakterystyczną były (i nadal są) umiarkowane (jak na branżę audio) ceny, dzięki którym produkty z logiem ModWrighta stały się symbolem znakomitego stosunku jakości brzmienia do ceny.
Jak to możliwe przy produkcji w USA? Otóż w branży audio można oszczędzać w sposób sprytny (czytaj - rozsądny). Można przecież zaprojektować swoje urządzenia tak, by wszystkie, albo przynajmniej większość, dało się instalować w takiej samej obudowie – klasyczny efekt skali pozwala, bez wpływu na jakość, obniżyć koszty produkcji.
ModWright kojarzy się również ze swego rodzaju minimalizmem formy – nie dość, że stosowane są bodaj tylko dwa typu obudów (większość urządzeń mieści się w mniejszej, a jedynie końcówki mocy KWA150 i 150SE potrzebują większej), to na dodatek są one dość proste – nie ma rzędów błyskających diod, mnóstwa przełączników, wyświetlaczy rodem ze statków kosmicznych, fikuśnych grawerowań, etc., etc.
Jedynym ustępstwem na rzecz nieco bardziej wymagających (pod względem estetyki) klientów jest możliwość zamówienia ModWrightów w czarnych obudowach (zamiast srebrnych), ale jest to związane z dodatkowym kosztem, który klient musi pokryć. Pewnym ukłonem, jak się domyślam, głównie w stronę azjatyckich klientów (a o ile wiem, to tych jest sporo) jest podświetlenie loga, znajdującego się na froncie urządzenia, oraz wnętrza końcówek mocy (co nawiasem mówiąc można wyłączyć). Taka panuje obecnie moda – diody wszędzie gdzie się da – i to moda na tyle znacząca, że producenci jej ulegają, stosując podświetlenia diodowe nawet we wzmacniaczach lampowych (vide choćby brytyjskie ArtAudio).

Sam, od jakiegoś czasu, jestem posiadaczem końcówki mocy KWA100SE i przedwzmacniacza lampowego LS100, przede wszystkim dlatego, że potrzebowałem solidnego, względnie mocnego, a jednocześnie brzmiącego tak, bym mógł słuchać muzyki z przyjemnością, wzmacniacza tranzystorowego do codziennego recenzowania. Mogę kochać brzmienie mojego SET-a na 300B, ale nie jest on w stanie napędzić wielu kolumn, które trafiają do mnie do testów. Zdecydowałem się na dzielony zestaw ModWrighta, dlatego, że w mojej ocenie, grał on zdecydowanie pełniejszą, bardziej nasyconą średnicą, niż większość tranzystorów, które znałem. To oczywiście znaczy, że nie jest on idealnie neutralny, gra lekko ocieplonym dźwiękiem, ale to właśnie sprawia, że mogę go słuchać z przyjemnością, jak wspominałem w recenzji, nawet z takimi kolumnami jak Matterhorny Roberta Bastanisa (czytaj TUTAJ). Dlatego też wybrałem końcówkę KWA 100SE, a nie „zwykłą” KWA100, bo ta ostatnio grała (dla mnie) chłodniejszym, mniej nasyconym dźwiękiem.
LS100 jest natomiast najnowszym i obecnie wciąż najtańszym przedwzmacniaczem w ofercie ModWrighta, jednocześnie oferującym świetny dźwięk (a wymiana lamp na lepsze dalej podnosi klasę dźwięku). Dodatkowo było to pierwsze urządzenie, oparte o nowy pomysł Dana (tzn. nie nowy w ogóle, ale nowy w ModWrightcie), czyli umożliwiające rozbudowę. Z tego samego rozwiązania korzysta od dawna choćby Accuphase – mianowicie do przedwzmacniacza (a teraz także integry) można dołożyć kartę z dodatkowym urządzeniem - w przypadku LS100 z przetwornikiem cyfrowo-analogowym, lub z przedwzmacniaczem gramofonowym (lampowym!) MM/MC. Prace nad tymi kartami nieco się przeciągnęły, stąd dopiero niedawno miałem okazję przetestować lampowy przedwzmacniacz gramofonowy, który spisał się wyśmienicie. Natomiast nie udało mi się jeszcze posłuchać DAC-a. Przynajmniej do teraz.
Do testu otrzymałem bowiem najmłodsze dziecko Dana Wrighta – pierwszą w historii firmy integrę, oznaczoną symbolem KWI200. Z opisów, które dane mi było czytać już od dobrych kilku miesięcy, wywnioskowałem, że Dan chciał stworzyć wzmacniacz zintegrowany, który zaoferuje dźwięk o podobnej charakterystyce, jak kombinacja KWA100 i LS100. Najwyraźniej zinterpretowałem to sobie tak, że integra będzie hybrydą, z lampowym stopniem wstępnym i tranzystorową końcówką. Gdy więc wzmacniacz dotarł do mnie, po podłączeniu zacząłem się rozglądać za lampami w środku i... żadnej nie znalazłem. KWI200 jest bowiem integrą stricte tranzystorową. Co więcej otrzymałem wzmacniacz w wersji maksymalnej, czyli z zainstalowanymi kartami DAC-a i phonostage'a, a ten ostatni okazał się być innym, niż ten oferowany do LS100, jako że i tu nie ma ani jednej lampy, a i cena różni się znacząco. Tu pozwolę sobie na mały przytyk w stronę Dana – na stronie ModWrighta i owszem można znaleźć informację o tym, że DAC i phono są opcjami do KWI200 i LS100, ale już o tym, że są dwa różne phonostage nie ma ani słowa. Może warto byłoby jednak zamieścić o tym nieco więcej informacji?

O ModWright pisaliśmy:

  • TEST: Przedwzmacniacz liniowy ModWright Instruments LS 36.5, czytaj TUTAJ (urządzenie wyróżnione RED Fingerprint)
  • TEST: Odtwarzacz wieloformatowy OPPO BDP-83 by Dan Wright, czytaj TUTAJ

ODSŁUCH

Nagrania wykorzystane w teście (wybór):

  • AC/DC, Live, EPIC, E2 90553, LP.
  • Arne Domnerus, Jazz at the Pawnshop, Proprius, ATR 003, LP.
  • Big Joe Maher, Mojo, Wildchild!, 02352, CD.
  • Bobby Battle Quartet, The offering, Mapleshade, 01332, CD.
  • Cassandra Wilson, New moon daughter, Blue Note; CDP 7243 8 37183 2 0, FLAC.
  • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity, MOFI 2-002, 180 g LP.
  • Kari Bremnes, Ly, ais, B001PK3LZ0, CD.
  • Led Zeppelin, Led Zeppelin, Atlantic/Warner Music, WPCR-11611, FLAC.
  • Midnight Blue, Inner city blues, Wildchild!, 09352, CD.
  • Miles Davis, Sketches of Spain, Columbia Stereo, PC8271, LP.
  • Patricia Barber, Companion, Premonition/Mobile Fidelity, MFSL 2-45003, 180 g LP.
  • Pink Floyd, Wish you were here, EMI Records Japan, TOCP-53808, FLAC.
  • V.A. Mozart, Le Nozze di Figaro, Harmonia Mundi HMC 901818.20, FLAC.
  • Verdi, Il Trovatore, RCA Red Seal 74321 39504 2.
Japońskie wersje płyt dostępne na

Jak już wspomniałem KWI200 umieszczono w takiej samej obudowie jak mniejsze końcówki mocy i przedwzmacniacze tej firmy. Oczywiście różni się ona szczegółami (nawet dość istotnymi), ale ma te same wymiary co reszta. Najbardziej charakterystyczną cechą wizualną tego urządzenia jest... symetria. Na froncie mamy bowiem dwie duże gałki (głośność i selektor wejść), dwa przyciski (włącznik, oraz tzw. "bypass" [obejście] dla kina domowego, czy też innymi słowy pre-in), oraz... dwa wyświetlacze. I to właśnie ten ostatni element zdecydowanie wyróżnia tę integrę na tle wszystkich innych, które przychodzą mi do głowy. Po pierwsze – wyświetlane, niebieskie znaki są naprawdę DUŻE, więc ich odczytanie nawet ze sporej odległości nie przysparza żadnych problemów i to bezsporny plus tego rozwiązania. Po drugie – mamy dwa osobne wyświetlacze co wygląda... no może ocenę zostawię Państwu, acz mówiąc szczerze moim zdaniem bardziej pasowałby jednak jeden centralny wyświetlacz, może i podzielony na pół, ale jednak jeden. Ale może to tylko "ja". Zresztą wyświetlacze można wyłączyć (przy pomocy pilota, korzystając z przycisku... standby). Jeden z nich wyświetla symbol aktualnie wybranego wejścia, drugi poziom głośności. Oczywiście na froncie nie mogło zabraknąć podświetlanego loga ModWrighta, ale jeśli chodzi o front to by było na tyle.

Tył natomiast, jest dość bogaty, choć po części również dzięki zainstalowanym opcjonalnym kartom z "dakiem" i przedwzmacniaczem gramofonowym. Solidne, pozłacane gniazda głośnikowe umieszczono najbliżej bocznych krawędzi tylnej ścianki, natomiast gniazdo sieciowe - pośrodku. Wszystkie pozostałe gniazda pogrupowano. Po lewej stronie (patrząc od tyłu) umieszczono wejścia liniowe (3), wejście pre-in oraz wejście XLR. Po prawej znalazły się natomiast złącza 12 V do zdalnego sterowania, wyjście pre-out oraz, jeśli zamontowane są opcjonalne karty, także wejścia dla DAC-a i przedwzmacniacza gramofonowego. Jednym ze sprytnych, niemal nic nie kosztujących udogodnień dla użytkownika, stosowanym już wcześniej w innych urządzeniach tej marki, są dwa zestawy opisów gniazd – opisy nad gniazdami są umieszczone „normalnie”, a te pod gniazdami „do góry nogami”, dzięki czemu zaglądając od góry za sprzęt da się wygodnie przeczytać te drugie opisy. Prawda, że proste? Dlaczego tego inni nie robią?
Wzmacniaczem można sterować za pomocą pilota zdalnego sterowania, identycznego jak ten, który dostałem z LS100. Poza podświetlanym logiem nie ma więc tu niczego na pokaz, żadnych bajerów – każde rozwiązanie jest przemyślane, a kilka jest po prostu sprytnych, ułatwiających życie użytkownikom i/lub obniżające koszty produkcji w sposób, który nie wpływa negatywnie na brzmienie. Poza walorami sonicznymi właśnie takie praktyczne, pro-klienckie podejście zdecydowało, że nabyłem w swoim czasie dzielony zestaw ModWrighta jako system recenzencki.

Wzmacniacz testowałem w kilku konfiguracjach. Zacząłem od używania go po prostu jako integry, do której podłączyłem własne, zewnętrzne źródła – komputer za pośrednictwem konwertera USB-S/PDIF Lampizatora i TeddyDAC-a (czytaj TUTAJ i TUTAJ) oraz gramofon TransFi Salvation (czytaj TUTAJ) z moim phonostagem ESELabs. Zamiarem było oczywiście porównanie do brzmienia posiadanego przeze mnie zestawu dzielonego KWA100SE + LS100, który, jeśli już obracać się w ofercie tego producenta jest ewentualną, choć trochę jednak droższą, alternatywą. KWI200 ma jedną przewagę nad moją końcówką mocy – znacząco większą moc (200 W vs 130 W, przy 8 Ω), ale, co było oczywiste, w przypadku Bastanisów Matterhorn nie miało to żadnego znaczenia, a jak się później okazało, również w przypadku Ascendo C8 Renaissance nie zauważyłem istotnego wpływu tego parametru na dźwięk.
Brzmieniowo KWI200 wpisał się bardzo dobrze w, nazwijmy to, szkołę brzmienia ModWrighta. Jaka to szkoła? To tranzystory, którym brzmieniem bardzo blisko jest do klasy A, mogące się podobać także takim miłośnikom lamp jak ja. Składa się na to pewien zestaw cech – przede wszystkim delikatnie ocieplona, dobrze dociążona/wypełniona średnica, mocny, nisko schodzący, ale raczej mięsisty niż bardzo konturowy bas i w końcu otwarta, detaliczna, ale także dobrze dociążona góra pasma, której nie grożą wyostrzenia, czy rozjaśnienia (no chyba, że w przypadku koszmarnie złego nagrania). W miarę wspinania się w górę oferty, każdy kolejny wzmacniacz oferuje podobny zestaw cech brzmienia, ale oczywiście wszystkiego jest coraz więcej, a dźwięk jest coraz bardziej wyrafinowany, finezyjny, coraz bardziej płynny. Zważywszy, że KWI200 jest pierwszą i na razie jedyną integrą tego producenta, trudno go odnosić wprost do jego innych wzmacniaczy, bo tam zawsze wchodzi w grę jeszcze przedwzmacniacz, a już ten podstawowy, LS100, prezentuje naprawdę wysoką klasę.

Gdybym jednak musiał ustawić jakąś hierarchię, to integra wylądowałaby w mojej ocenie między KWA100 a KWA100SE. Między tymi dwoma końcówkami mocy jest całkiem spory przeskok jakościowy (na korzyść tej drugiej). Powiem więcej - dla mnie ta druga oferuje nawet lepszy, dojrzalszy, bardziej kompletny dźwięk niż KWA150 (choć już KWA150SE to wyższa liga), ale nie wiem czy powinienem się do tego publicznie przyznawać, zważywszy na ceny obydwu urządzeń. Ujmując rzecz inaczej – dzielona amplifikacja składająca się z 100SE i LS100 oferuje moim zdaniem dźwięk nieco wyższej klasy niż KWI200, ale to ten ostatni wzmacniacz wskazałbym jako zwycięzcę w porównaniu do zestawienia KWA100+LS100. Mimo bowiem, że jest to maszyna stricte półprzewodnikowa, potrafi dopieścić także najważniejszą, przynajmniej z mojego punktu widzenia, część pasma, czyli średnicę. Dzieje się to kosztem niewielkiego odstępstwa od neutralności – tak, i co z tego? Dzięki temu wokale nabierają namacalności, większy nacisk w przekazie położony jest na emocje, lepiej słychać faktury każdego głosu, a barwa wydaje się bardziej naturalna. Plusem jest także fakt, że występujące naturalnie w niejednym głosie sybilanty tak właśnie są pokazane – naturalnie, dzięki czemu zupełnie nie przeszkadzają w odbiorze.
Mocną stroną prezentacji KWI200 jest także budowanie dużej sceny, na której jest mnóstwo powietrza, realne przestrzenie między poszczególnymi źródłami dźwięku, z których każde jest trójwymiarowym, precyzyjnie umieszczonym w przestrzeni, obiektem.
OK., kilka (dużo droższych) wzmacniaczy tranzystorowych, których miałem okazję posłuchać, potrafi nadać każdemu ze źródeł dźwięku lepiej zdefiniowane kontury, „ciało”, ale to zdarza się dopiero na bardzo wysokiej półce. Co najważniejsze (na pewno dla mnie) testowana integra oferuje płynną, muzykalną prezentację, taką która łatwo „wchodzi”, której słucha się bez wysiłku i zmęczenia, taką niemal... lampową.

Może nie powinienem tego pisać, bo to może zniechęcić zatwardziałych solid-state'owców, ale takie są fakty – to nie jest klasycznie brzmiący półprzewodnikowy wzmacniacz. Dźwięk wydaje się płynąć bardzo swobodnie, z oddechem, ważną rolę grają wybrzmienia i akustyka sali koncertowej. Wzmacniacz całkiem dobrze radzi sobie także z wydobywaniem z nagrania tych mniejszych detali, które często giną w natłoku podawanych „na twarz” głównych wydarzeń na scenie. I mówię tu nie tylko o tym, co dzieje się na pierwszych planach, ale także o detalach, smaczkach ukrytych w głębi sceny.

I choć jest to urządzenie stricte solid-state nie pojawiało się tu osuszenie dźwięku, które jest, dla mnie (!), częstą przypadłością wzmacniaczy tranzystorowych i dopiero te w klasie A na nią nie cierpią.

Integra ModWrighta potrafi wcale nieźle przyłożyć – spore trafo robi swoje - zapas mocy zdecydowanie pozytywnie wpływa na dynamikę prezentacji i na wspomniane wcześniej „uderzenie”.
Na samym początku napisałem, że jedną z cech charakterystycznych ModWrightów jest nisko schodzący, ale raczej mięsisty niż punktowy/konturowy bas (podkreślam słowo „raczej” bo raczej nie jest to kwestia wolnego, ciągnącego się basu, tylko tego, że są wzmacniacze, które oferują krótszy, bardziej punktowy bas, który wówczas najczęściej nie ma tak dobrego dociążenia). Będę się tego w ogólnej charakterystyce brzmienia wzmacniaczy tej marki trzymał. Mimo to KWI200 potrafi, przynajmniej na niektórych nagraniach, zaskoczyć punktowością basu. Nawet przez pewien czas skupiłem się na tym aspekcie i po pierwsze doszedłem do wniosku, że wzmacniacz zachowuje się trochę jak konstrukcje w klasie A, tzn. potrzebuje duże czasu na osiągnięcie maksimum swoich możliwości i wówczas właśnie bas staje się bardziej punktowy, konturowy. Po drugie KWI200 wydawał się być bardziej wrażliwy na jakość nagrań, niż wiele innych urządzeń. Tzn. jeśli w nagraniu ładnie uchwycono punktowy, twardy bas, to tak to testowany wzmacniacz pokazywał. Ale jeśli tylko pojawiało się nagranie, w którym bas był nieco uwypuklony, podbity, wówczas ModWright zachowywał się trochę jak szkło powiększające, wyraźnie pokazując, że to nagranie nie zostało idealnie zrealizowane. Niemniej zdolność tego wzmacniacza do pokazania mocnego, punktowego basu trochę mnie zaskoczyła, bo mimo wielu podobieństw sonicznych do końcówek KWA100 (i SE), w tym aspekcie bliżej mu było do topowego wzmacniacza KWA150SE.
Z mojego punktu widzenia troszkę tu jeszcze brakowało tego muśnięcia lampowego czaru, który daje LS100 w moim zestawie jeszcze większej płynności, gładkości dźwięku i jeszcze bardziej przekonującej namacalności, jeszcze lepszego nasycenia, choć z drugiej strony miałem wrażenie nieco większej dynamiki, większej swobody w oddawaniu skoków tejże. Muszę się tu przyznać do jednej rzeczy – sam nie mogę zrozumieć, dlaczego nie wpadłem, gdy jeszcze miałem na to czas, by skorzystać z wejścia pre-in i podłączyć do niego LS100. Być może uda mi się to jeszcze zrobić już po oddaniu tego tekstu – spróbuję wówczas przemycić krótką informację o efektach w jednej z kolejnych recenzji. Na teraz, „na czuja”, wydaje mi się, że może być jeszcze lepiej, ale zobaczymy...

Opcje - DAC, przedwzmacniacz gramofonowy

W dalszej kolejności musiałem oczywiście przetestować opcje dodatkowe – DAC-a i przedwzmacniacz gramofonowy. Podnoszą one wartość KWI200, szczególnie dla osób, które chciałyby mieć w jednej obudowie niemal cały system, poza samym źródłem oczywiście, ale tym może być komputer, który większość ludzi i tak posiada. Dodatkowo wejście pre-in pozwala zintegrować ten wzmacniacz z systemem kina domowego, co też może być argumentem dla części klientów – fronty kina domowego mogą być napędzane tą integrą, a reszta innym wzmacniaczem/amplitunerem kina domowego.
Oczywiście opcjonalne urządzenia zintegrowane we wzmacniaczu mają sens, pod warunkiem, że oferują odpowiednią jakość brzmienia – z jednej strony takie rozwiązania mogą się kojarzyć z pewnym kompromisem między jakością brzmienia a wygodą użytkowania, ale z drugiej choćby wspomniany już Accuphase udowadnia, że to wcale nie musi oznaczać pogorszenia klasy.
Jak wspomniałem, prace nad "dakiem" mocno się w ModWrightcie przeciągnęły, co z jednej strony mogło nieco irytować ludzi, którzy na ten przetwornik czekali, z drugiej jednak potwierdza podejście Dana do swoich produktów – na rynku pojawiają się dopiero, gdy są na 100% gotowe.
DAC ma dwa wejścia – S/PDIF (koaksjalny) oraz USB. Trudno znaleźć jakiekolwiek informacje o tym przetworniku, poza faktem, że USB pracuje w trybie asynchronicznym z rozdzielczością do 24/192. Z tego co udało mi się znaleźć cały układ oparto o kość Burr Brown PCM 1794. Wraz ze wzmacniaczem otrzymujemy płytkę CD ze sterownikiem do wejścia USB – instalacja przebiegła w moim przypadku bezproblemowo, również w trakcie użytkowania nie natknąłem się na żadne problemy – po instalacji komputer (PC z WIN7) widział ModWrighta jako kartę dźwiękową... XMOS, co rozwiązało kwestię skąd pochodzi kość obsługująca wejście USB.

DAC, niezależnie od tego, którego wejścia się używa, brzmi przede wszystkim bardzo czysto, takie przynajmniej zrobił na mnie pierwsze wrażenie. Właśnie czystość, transparentność brzmienia „zaatakowały” mnie pierwsze, a dopiero w dalszej kolejności dotarły do mnie detaliczność i otwartość prezentacji. Choć trudno było mi analizować brzmienie samego DAC-a, z racji słuchania go wyłącznie z KWI200, to jednak odniosłem wrażenie, że ma on w pewien sposób dopełniać/równoważyć brzmienie wzmacniacza. Jak wspominałem testowana integra oferuje delikatnie ocieplony dźwięk, tymczasem sam DAC wydaje się dostarczać bardziej neutralne brzmienie, skutkiem czego temperatura przekazu całości nieco się obniża, kierując się właśnie w stronę neutralności. I choć wolałem dźwięk z przetwornikiem TeddyDAC, w którym było więcej powietrza, który był nieco bardziej namacalny, gęstszy, to jest to bardziej kwestia preferencji niż znaczącej różnicy klas, a to stwierdzenie w kontekście cen obydwu urządzeń świadczy jak najlepiej o przetworniku ModWrighta. Zresztą brzmienie testowanego DAC-a bardziej przypominało mi Hegla HD11 – neutralny, czysty, transparentny dźwięk, z dużą ilością detali i sporą, dobrze poukładana sceną.
Po raz kolejny potwierdziła się moja teza, że w przypadku większości dostępnych obecnie na rynku DAC-ów z wejściem USB (większości, a nie wszystkich!) nieco lepiej sprawdza się jednak rozwiązanie z dodatkowym konwerterem USB-S/PDIF. Tak też było tym razem. Czy to z konwerterem Lampizatora, czy z Stello U3 dźwięk zyskiwał przede wszystkim na nasyceniu i płynności, przez co stawał się bardziej organiczny, namacalny, oferując również lepszy wgląd w emocjonalną stronę muzyki. Nie są to duże różnice, konwerter, co pisałem we wcześniejszych recenzjach, nie wprowadza rewolucji do klasy i charakteru brzmienia DAC-a, ale są to różnice na poziomie, który sprawia, że tej samej muzyki słucha się jakby łatwiej, przyjemniej, że brzmi ona bardziej naturalnie, a emocjonalne zaangażowanie przychodzi samo.
Moim zdaniem panowie z ModWrighta wykonali kawał dobrej roboty, tworząc przetwornik, który po pierwsze oferuje dźwięk wysokiej próby, myślę, że spokojnie porównywalny do zewnętrznych DAC-ów w podobnej cenie, a po drugie bardzo dobrze komponuje się z brzmieniem samego wzmacniacza.

Na koniec zostawiłem sobie przedwzmacniacz gramofonowy. Wcześniej miałem okazję posłuchać wersji z lampami na pokładzie, oferowanej w postaci karty do instalowania w przedwzmacniaczu LS100 i muszę przyznać, że zrobiła na mnie bardzo duże, pozytywne wrażenie. Podobnie zresztą jak i oferowany dawniej osobny, wolnostojący przedwzmacniacz gramofonowy SWP 9.0 SE, który miałem kiedyś okazję recenzować. Ten ostatni wypadł znakomicie, a karta oferowana do LS100 w pewnym sensie zastąpiła go w ofercie, kosztując zdecydowanie mniej, a grając chyba wcale nie gorzej ("chyba", bo odstęp między odsłuchem jednego i drugiego phono wynosił co najmniej 2 lata). Wersja oferowana do KWI200 nie ma lamp na pokładzie (a obydwa poprzednie miały) i kosztuje już naprawdę niewiele, bo zaledwie 1000 zł. W tej cenie nie ma zbyt wielu przedwzmacniaczy gramofonowych MM/MC, a oferujących tak dobry dźwięk jest jeszcze mniej. Tak się złożyło, że miałem okazję użyć tego phonostage'a z wkładkami MM (Goldringami 2100 i 2300 oraz Ortofonem VMS 10SE mkII), a także porównać bezpośrednio z Manleyem Chinookiem (czytaj TUTAJ). I choć nie zamierzam twierdzić, że to ta sama klasa co Manley, to jednak przy tych, stosunkowo niedrogich wkładkach MM, aż tak gigantycznej różnicy w klasie brzmienia nie było, co jak najlepiej świadczy o testowanym urządzeniu. Energetyczny, żywy dźwięk, z potężnym basem, świetnie podawanym rytmem i skrzącą się, detaliczną góra pasma mógł się podobać. Manley potrafił dodatkowo jeszcze troszkę dociążyć średnicę, czego mi odrobinę brakowało w wydaniu ModWrighta, ale też i wkładki typu MM, zwłaszcza te niezbyt drogie, gigantami prezentacji średnicy po prostu nie są, a amerykański phono pokazał to, co od nich otrzymało. Gdy przyszło do współpracy z Koetsu Black, ModWright także pokazał się z całkiem dobrej strony oferując gładki, płynny, spójny dźwięk. Jasne, że nie był wstanie pokazać pełni możliwości tej wkładki, ale przecież mówimy o wkładce kosztującej 5 czy 6 razy więcej niż ten phonostage i takich zestawień w praktyce raczej nikt nie będzie stosował. Ważne natomiast było realistyczne oddanie charakteru brzmienia Koetsu – lekko ocieplonego, niezwykle płynnego i gładkiego.
Niezależnie od stosowanych wkładek za każdym razem mocną stroną były czystość i dynamika brzmienia, jak również pace&rhythm. Dzięki tym cechom na dobrą sprawę każda z płyt, których używałem, brzmiała co najmniej dobrze, a wiele wręcz bardzo dobrze. Myślę, że większość osób, które używają wkładek czy to MM czy MC do poziomu, powiedzmy, 2000 zł decydując się na zakup KWI200 mogłaby spokojnie kupić go od razu z opcjonalnym przedwzmacniaczem gramofonowym. Oczywiście można rozglądać się za osobnym przedwzmacniaczem, który zapewne będzie kosztował więcej. Jeśli dodamy do tego koszt dodatkowych kabli może się jednak okazać, że aby osiągnąć podobną klasę brzmienia trzeba wydać minimum dwu-krotność ceny tej karty, a pewnie nawet więcej.

Podsumowanie

Dan Wright po raz kolejny mnie zaskoczył. Znam większość urządzeń, które wyszły spod jego ręki, posiadam nawet dwa jego produkty i jeden przez niego zmodyfikowany, a mimo tego za każdym razem, gdy pojawia się coś nowego chcę się jak najszybciej przekonać, czy znowu wykonał tak dobra robotę jak wcześniej. I po raz kolejny mu się to udało. Trzymając się własnej szkoły brzmienia stworzył produkt, który z jednej strony jest odpowiedzią na obecną tendencję rynkową dotyczącą głównie produktów budżetowych i ze średnich półek (czyli konieczność integracji wielu urządzeń w jednej obudowie), z drugiej oferując dźwięk, który lokuje to urządzenie w górnych sferach hi-fi, niemal na granicy high-endu.
Od strony użytkowej KWI200 dysponuje wystarczającą mocą by napędzić większość kolumn dostępnych na rynku, może być wyposażony w przetwornik cyfrowo-analogowy (także z wejściem asynchronicznym USB obsługującym gęste pliki), phonostage, oraz wejście pre-in, dające możliwość integracji tego wzmacniacza z systemem kina domowego. Czegóż więcej można oczekiwać od takiego urządzenia? Mogłoby jeszcze serwować pyszne espresso, ale właściwie to robi i to bez kofeiny, serwując słuchaczom duże porcje energii prosto z podłączonych do niego głośników.

BUDOWA

KWI200 to pierwszy i na dziś jedyny wzmacniacz zintegrowany w ofercie firmy ModWright Instruments. Zbudowany został w układzie dual-mono i pracuje w klasie A/B, dysponując mocą 2 x 200 W przy 8 Ω (400 W przy 4 Ω). To wzmacniacz tranzystorowy wykorzystujący MOSFETY w końcówce mocy. Całość zamknięto w aluminiowej obudowie (do wyboru dwa wykończenia – srebrne lub, za dopłatą, czarne), takiej samej jak w przypadku większości innych urządzeń tego producenta. Na froncie urządzenia znajdują się umieszczone symetrycznie dwie duże gałki (kontrola głośności i selektor wejść), dwa małe przyciski (główny włącznik, oraz włącznik wejścia pre-in/obejścia dla kina domowego) oraz dwa, także symetrycznie rozmieszczone, wyświetlacze, na których bardzo duże, czytelne znaki pokazują poziom głośności oraz wybrane w danym momencie wejście. Pośrodku, jak we wszystkich urządzeniach ModWrighta, umieszczono podświetlone na niebiesko logo firmy.
Na tylnym panelu znajduje się bateria gniazd. Solidne, pozłacane gniazda głośnikowe umieszczono parami najbliżej obydwu bocznych krawędzi tylnej ścianki, natomiast gniazdo sieciowe pośrodku. Wszystkie pozostałe gniazda pogrupowano. Po lewej stronie (patrząc od tyłu) mamy wejścia liniowe (3xRCA), wejście pre-in (RCA), oraz wejście XLR. Po prawej znalazły się natomiast złącza zdalnego sterowania 12 V, wyjście pre-out oraz, jeśli zamontowane są opcjonalne karty, także wejścia DAC-a i przedwzmacniacza gramofonowego. Jednym ze sprytnych udogodnień dla użytkownika, stosowanym już wcześniej w innych urządzeniach tej marki, są dwa zestawy opisów gniazd – opisy nad gniazdami są umieszczone „normalnie”, a te pod gniazdami „do góry nogami”, dzięki czemu zaglądając od góry za sprzęt da się wygodnie przeczytać te drugie opisy.

Ażurowa pokrywa ułatwia wentylację urządzenia, które jednakże wydaje się grzać w mniejszym stopniu niż końcówka mocy KWA100SE, której używam na co dzień. W środku wrażenie robi duże trafo o mocy 1,5 kVA, oraz dwa masywne, niebieskie radiatory, do których przykręcono MOSFETY. Trafo otoczone jest wianuszkiem dużych kondensatorów o imponującej łącznej pojemności ponad 234 000 μF.
Większą część układu zmontowano na jednej płycie głównej. W KWI 200 zastosowano sterowaną cyfrowo analogową regulację głośności. Sygnał na wejściu jest buforowany i trafia do pojedynczego, bezpośrednio sprzęganego z prądowym stopniem wyjściowym, stopnia wejściowego zwanego Solid State Music Stage, zaprojektowanego przez Alana Kimmela, czyli człowieka znanego w światku DIY, jako twórca układów... lampowych. Oczywiście jest on także odpowiedzialny w pewnym stopniu za pozostałe konstrukcje ModWrighta, więc jego udział w tym przypadku nie jest zaskoczeniem.
Opcjonalnie wzmacniacz można wyposażyć w jedną lub dwie karty rozszerzeń. Jedna z nich to półprzewodnikowy przedwzmacniacz lampowy MM/MC, druga to przetwornik cyfrowo-analogowy oparty o kość Burr Brown PCM 1794, z koaksjalnym wejściem S/PDIF oraz asynchronicznym wejściem USB, opartym o kość XMOS-a. Obydwa wejścia obsługują sygnał o rozdzielczości do 24 bitów/192 kHz.



system-odniesienia