Data publikacji: 1. października 2012, No. 102
|
|
"J eżeli chodzi o nazwę Fonica, Grupa Kapitałowa Complex S.A. we właściwym momencie wykupiła prawa do Znaku Towarowego FONICA, obecna spółka nie ma nic wspólnego z poprzednio istniejącą Fonicą poza kontynuacją produkcji gramofonów. [...]
W kwestii kontaktu z naszym głównym konstruktorem, wydaje mi się że lepiej aby porozmawiał Pan z audiofilem z którego inicjatywy ponownie powstała manufaktura gramofonów w Polsce - to pan Radosław Łodziato."
To część korespondencji, jaka prowadziłem z panią Pauliną Banaszewską, Managerem ds. Rozwoju firmy Audio-Fonica Sp. z o.o., do której należy marka (znak towarowy) Fonica. Ponieważ nie wiedziałem o panu Łodziato niczego, wygooglowałem go, co zresztą nie było trudne.
Na stronie firmowej Complex Holding czytamy:
"Absolwent Wydziału Ekonomiczno-socjologicznego Uniwersytetu Łódzkiego, magister ekonomii.
Od maja 2006 roku wiceprezes Zarządu Complex S.A. ds. finansowych.
W latach 2004 - 2006 dyrektor finansowy w AON COMPLEX w Łodzi.
W latach 1997 - 2004 związany z BRE BANK S.A. w Warszawie Oddział w Łodzi, gdzie zajmował kolejno stanowiska: inspektora kredytowego, naczelnika wydziału kredytów, oraz doradcy ds. ryzyka kredytowego.
Urodził się w Łodzi w 1973 roku.
Zainteresowanie: motoryzacja, sport (strzelectwo)"
Czyli - mój rocznik.
Skąd jednak u człowieka biznesu, człowieka sukcesu - a tak wynika z tego krótkiego bio - w dziedzinie, którą się zajmuje myśl o założeniu firmy audio? I to firmy zajmującej się gramofonami?
Pojawienie się na rynku marki Fonica jest dużym wydarzeniem. To jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich marek audio, od początku kojarzona wyłącznie z analogiem. Zapewne większość z lepszych gramofonów starszych czytelników "High Fidelity" nosiła ten znaczek. Tak było w moim przypadku - dzięki kopaniu rowów pod gaz w miejscowości, w której wtedy mieszkałem, niespełna 15-letni chłopak stał się posiadaczem cuda - gramofonu GS 464 z prostym ramieniem i stroboskopem, ułatwiającym regulację prędkości obrotowej. Mój brat wciąż z niego korzysta. Część z was miała zapewne gramofony Adam (GS 424), Bernard (GS 434) lub Daniel (G-1100 Fs) - ten ostatni z sensorami, automat, z którego i ja przez jakiś czas korzystałem. A przecież odtwarzacz Compact Disc CDF-101 tej firmy, pierwszy polski "cedek" na rynku spowodował, że nie poszedłem na swoją studniówkę. Miałem pieniądze na to lub na to, więc wybór był prosty... Bo Fonica to kawał polskiej historii audio. I nie tylko - gramofon Bambino, wprowadzony do sprzedaży w roku 1963 (wersja WG 252) był podstawą większości imprez w polskich domach przez lata 60., stając się symbolem swoich czasów.
Łódzkie Zakłady Radiowe Fonica (ZWAT, ŁZR Fonica, T-4) zostały założone w roku 1945 jako wydzielona część Państwowych Zakładów Tele i Radiotechnicznych w Warszawie. Firma początkowo skupiona była na produkcji telefonów i dopiero w roku 1953 powstał pierwszy jej gramofon - model G-53 (w przyszłym roku będziemy więc obchodzili 60. lecie!), który był pierwszym polskim gramofonem produkowanym na masową skalę. W 1956 zaprezentowano pierwszy gramofon ze zintegrowanym wzmacniaczem (lampowym). Rok później gramofony stanowiły już 40% produkcji Foniki, w związku z czym podjęto decyzję o przekazaniu produkcji telefonów innej firmie i skoncentrowaniu się na produktach związanych z reprodukcją dźwięku. W 1958 zmieniono nazwę firmy na Łódzkie Zakłady Radiowe i dopiero w dwa lata później, w 1960 przyjęto nazwę Fonica.
Lata 70., dzięki licencjom zakupionym w Telefunkenie, Thomsonie, a następnie Tenorel (wkładki) firma przeżywa rozkwit. Potrzeby były tak duże, że silniki zaczęto produkować u zewnętrznego dostawcy, w Sosnowcu, w firmie Silma. W 1970 roku wyprodukowano łącznie 461 000 gramofonów - kompletnych i decków przeznaczonych do wbudowania w meble, centralki radiowęzłowe itp.
Rok 1989, czyli w Polsce rok przełomu, obszedł się z firmą brutalnie. Rocznie wytwarzano już tylko 1000 gramofonów. W 1991 roku, po strajkach, podjęto decyzję o likwidacji firmy. Próbowano znaleźć inwestorów, przede wszystkim w Korei, jednak trzy kolejne firmy, Kyungbang Ltd, Kyungbang Machinery i, od 1998 roku, Daewoo nie przywróciły jej świetności. Firma została ostatecznie zlikwidowana w 2002 roku.
Przez dziesięć lat nic się nie dzieje i wydaje się, że pozostała nam tylko nostalgia. W tym roku (2012) zupełnie bez ostrzeżenia otrzymałem wiadomość o reaktywacji firmy Fonica, a właściwie brandu. Przysłała ją pani Paulina Banaszewska, którą już przywołaliśmy, w imieniu firmy Audio-Fonica, nowego właściciela znaku handlowego (czyli nazwy, niestety loga już nie) Foniki. Właścicielem i głównym udziałowcem spółki Audio-Fonica jest giełdowy Complex S.A. Jak czytamy w materiałach firmowych: "Reaktywacja firmy to efekt zauważalnego od pewnego czasu wzrostu zainteresowania muzyką z gramofonów analogowych."
To zapewne był jeden z impulsów, ale jestem niemal pewien, że chodzi o osobistą determinację pana Łodziaty, który chciał ocalić markę od zapomnienia. Aspekt ekonomiczny zapewne był ważny, ale dla tak dużej firmy jak Grupa Kapitałowa Complex chyba drugorzędny.
ODSŁUCH
Płyty wykorzystane w odsłuchu (wybór)
- Air, Love 2,Archeology/Virgin/EMI/The Vinyl Factory, 53361, 2 x 200 g LP (
- Andreas Vollenweider, Caverna Magica, CBS, 25 265, Halfspeed Mastered, LP (1983).
- Bill Evans trio, Waltz for Debby, Riverside Records/Analogue Productions, APJ009, "Top 25 Jazz", Limited Edition #0773, 2 x 180 g, 45 rpm LP (1961/2008).
- Brendan Perry, Ark, Cooking Vinyl/Vinyl 180, VIN180LP040, 2 x 180 g LP (2011).
- Budka Suflera, Cień wielkiej góry, Live 2011 + studio 1975 (box), Polskie Nagrania Muza/Budka Suflera Productions, BSP 05-2011, 2 x 180 g LP + 2 x CD; recenzja TUTAJ .
- Chet Baker Quartet, Chet Baker Quartet feat. Dick Twardick, Barclay Disques/Sam Records, Limited Edition, 180 g LP (1955/2011).
- Chico Hamilton Quintet, Chico Hamilton Quintet feat Buddy Collette, Pacific Jazz Records, PJ-1209, LP (1955).
- Czesław Niemen, Postscriptum, Polskie Nagrania, SX 1876, LP (1980).
- Depeche Mode, Personal Jesus 2011, Mute Records Ltd, 12BONG43, 33 1/3 rpm maxi-single (2011).
- Depeche Mode, World in my eyes/Happiest girl/Sea of sin, Mute/Sire/Reprise, 21735, maxi-single (1990).
- Diana Krall, All for You, Verve Music Group/ORG,ORG 006, 2 x 180 g LP (1996/2009); recenzja TUTAJ.
- Eberhard Weber, Chorus, wyk. Jan Garbarek, Ralf-R. Hübner, ECM Records, ECM 1288, LP (1985).
- Frank Sinatra, In the Wee Small Hours, Capitol Records/EMI, 88654 12, 180 g LP (1955/2009).
- John Coltrane, Giant Steps, Atlantic/Rhino, R1 512581, "Atlantic 45 RPM Master Series", 2 x 180, 45 rpm (1960/2008).
- Kate Bush, 50 Worlds For Snow, Fish People, 72986615, 2 x 180 g LP (2011); recenzja TUTAJ.
- Komeda Quintet, Astigmatic, Muza Polskie Nagrania /Polskie Nagrania, XL 0298, "Polish Jazz Vol. 5", LP (1966/2007).
- Kraftwerk, Autobahn, King Klang Produkt/EMI, STUMM 303, Digital Master, 180 g LP (1974/2009); recenzja TUTAJ.
- Kraftwerk, Techno Pop, Capital Records/KlingKlang/Mute Records, STUMM 308, digital master, 180 g LP (1986/2009); recenzja TUTAJ.
- Mel Tormé, Oh, You Beautiful Doll, The Trumpets of Jericho, Silver Line, 904333-980, 180 g LP (2000).
- Queen, Innuendo, EMI Records Ltd., 67988 13, 180 g LP (1998/2009).
- Yaz, Upstairs at Eric's, Warner Bros. Records/Mobile Fidelity, MOFI 1-020, "Silver Label", Special Limited Edition No. 2044, 150 g LP (1982/2012).
Gramofon F-600 nie jest urządzeniem, które od razu udało mi się sklasyfikować, umiejscowić w siatce, którą znam. Zwykle jest tak, że wystarczy kilka znanych do bólu utworów, parę płyt, żeby dało się opisać jakieś 90% brzmienia danego urządzenia. Oczywiście im droższy produkt, tym dłużej to trwa, tym więcej elementów wchodzi w grę, jednak zasada jest podobna - pierwsze wrażenie mówi o urządzeniu najwięcej, a dalsza część testu najczęściej jedynie dopełnia luki, czasem tylko modyfikując to, czy tamto.
Z F-600 było inaczej. Początkowo dźwięk tego gramofonu mnie trochę rozczarował. Może miałem jakieś przerośnięte oczekiwania, a może po prostu potrzebny był czas, żebym zrozumiał, o co w tym dźwięku chodzi. Mogło być też tak, że w grę wchodziły obydwie te przyczyny. I dopiero z czasem, słuchając kolejnych płyt zacząłem doceniać co pan Radosław Łodziato zrobił i zrozumieć, jakie w tym celu decyzje podjął.
Pierwszą, niezwykle ważną informację o dźwięku gramofonu z daną wkładką daje nam dźwięk, jaki wydaje igła przy opuszczeniu na płytę. Słuchając go setki razy, z różnymi gramofonami i wkładkami, wyrabiamy w sobie coś w rodzaju "przyzwyczajenia", tj. zdolności do wiązania tego pojedynczego dźwięku i dźwięku danego gramofonu w ogóle.
Pierwszy dźwięk, jaki z Foniki dochodzi jest duży, ciemny, ciepły i masywny. Nie ma wyraźnie "widocznego" centralnego elementu, także jeśli chodzi o scenę dźwiękową, a zajmuje po prostu sporą przestrzeń między głośnikami. I podobny dźwięk dostajemy grając płyty.
Pierwszym krążkiem, jakiego posłuchałem był cyfrowy remaster Autobahn Kraftwerku, płyta doskonale mi znana, także w tej wersji. Rozczarowanie o którym mówiłem wiąże się z tym, że poszczególne elementy tego grania, czy to syntezatory, czy głosy, były dość mocno wtopione w tło. Z gramofonami z podobnego przedziału cenowego i droższymi każdy z planów muzycznych (bo w przypadku syntezatorów trudno mówić o "dźwięku" jako takim) jest lepiej rozseparowany od pozostałych i ma wyraźniejszą bryłę (3D). Tak było np. w przypadku Transrotora Zet1 (czytaj TUTAJ), od którego, jak sądzę, F-600 zapożyczył kształt podstawy. Z Foniką dźwięk miał masę, był mocny i solidny, co do tego nie było wątpliwości, jednak wydawał mi się zbyt mało selektywny, nawet zbyt mało rozdzielczy. I o ile jeden z tych elementów da się poświęcić w imię drugiego (otrzymujemy wtedy dwa kompletnie różniące się dźwięki), o tyle jeśli obydwa szwankują, nie ma co mówić o dobrym graniu. A Fonica F-600 nie pokazała na początku ani jednego, ani drugiego. Wiedząc, że nie chodzi o wygrzanie łożyska, silnika czy paska napędowego (gramofon wcześniej kręcił się bez przerwy niemal przez tydzień) chciałem złożyć to na karb gramofonu, spakować go, odesłać i podziękować nie publikując testu.
Na szczęście nie jestem w stanie czegoś takiego zrobić - metodologia testów, jaką przyjąłem dawno temu zakłada wielokrotny odsłuch danych fragmentów, z różnymi ustawieniami wkładki, jeśli się da to i ramienia, z różnymi płytami, przez dłuższy czas.
Tego ostatniego nie było zresztą trzeba zbyt wiele, bo już druga (Diana KrallAll for You), a szczególnie trzecia (Komeda Quintet, Enigmatic) płyta pokazały, że to było błędne wrażenie. Kolejne krążki pozwoliły zaś dojść do tego, dlaczego tak się stało. Zanim do tego doszło musiałem jednak podnieść nieco tył ramienia i zmienić nieco obciążenie wkładki Kanusi - z 400 na 200 Ω. Obydwie czynności zajęły mi około 36 sekund.
Okazuje sie, że gramofon znakomicie różnicuje nagrania ze względu na to, jak została przygotowana taśma-matka. Najprostszym rozróżnieniem jest to, czy to była taśma cyfrowa, czy analogowa. Tłoczenia z tymi pierwszymi zagrały płycej tonalnie (nie chodzi o bas, do tego jeszcze wrócę), bardziej plastikowo i bardziej tępo. I nie chodzi o to, że było źle. Kiedy przyzwyczaimy się do takiego grania okaże się, że i Autobahn, i Techno Pop, i remastery Depeche Mode, i Yaz (Yazoo) zagrają fajnie, przyjemnie, dobrze.
|
Tyle tylko, że i wspomniana Diana Krall, i remastery Analogue Productions, a także - to wyjątek - płyta Komedy, co do której mam niemal pewność, że została wytłoczona z cyfrowego masteru, zabrzmiały bez porównania lepiej. Ich góra była niesamowicie dźwięczna i pełna, nie będąc jasna. Źródła pozorne miały zdecydowanie lepszą fakturę i wymiar w głąb. Gramofon nie pokazuje specjalnie szerokiej sceny dźwiękowej, ale przez dość duży wolumen instrumentów i głosów, a także bardzo dobry wymiar w głąb oferuje równie dobrą, choć inną perspektywę niż gramofony rozrzucające wszystko na hektarach powierzchni z boków kolumn. Tutaj wszystko jest bardziej skupione i podporządkowane rytmowi.
Najważniejsze jest jednak, że to nie jest zgaszony, ani nawet ciemny dźwięk. Waltz for Debby Bill Evans Trio z pierwszej serii Top 25 Jazz Analogue Productions (45 rpm), czy wydane przez Rhino, również na dwóch płytach 45 rpm, Giant Steps Johna Coltrane'a miały niesamowicie rozbudowaną górę - mocną, wypełnioną i różnicowaną. Choć, trzeba powiedzieć, ta ostatnia płyta mniej, co z kolei fajnie ukazało, że gramofon świetnie różnicuje pod tym względem nagrania o podobnej proweniencji.
Nie jest przy tym tak, że każdy cyfrowy master grany na Fonice zostanie przez nas sklasyfikowany jako "nie do słuchania" i osiądzie gdzieś na niższej półce, potem stoczy się jeszcze niżej po to, by wreszcie wylądować gdzieś na strychu, w garażu czy w piwnicy, bo szkoda nam będzie go wyrzucić, a nie będziemy go w stanie słuchać.
Fenomen F-600 polega na tym, że choć pokazuje nam błędy przed nim (czyli w płycie, jej przygotowaniu i samym materiale), to po pierwszym momencie, kiedy jesteśmy zaskoczeni tym, jak słabo niektóre płyty grają, wrócimy do wszystkich innych, do - zdawałoby się - niewybaczalnych reedycji EMI z cyfrowych masterów, w rodzaju Innuendo Queenu z 2009 roku, czy trzech płyt Franka Sinatry, np. In The Wee Small Hours z tego samego roku (to nie był dobry rocznik dla winyli z EMI). Bo choć będą brzmiały gorzej niż analogowe, albo nawet cyfrowe, ale lepsze remastery, to jednak będziemy mądrzejsi o powyższe doświadczenie i przyjmiemy je z dobrodziejstwem inwentarza.
I tak, właśnie powiedziałem, że płyty nacięte z cyfrowych taśm-matek mogą zagrać lepiej lub gorzej, nie da się ich wrzucić do jednego worka z napisem "trash" i wykasować z pamięci. Choć ciągle miałem w głowie dźwięk płyt Analogue Productions, płyty Komedy (absolutne zaskoczenie!), płyt Mobile Fidelity z "regularnej" edycji (edycja Silver Label ze srebrnym paskiem to tłoczenia z cyfrowych masterów), czy wreszcie oryginały z lat 50. i 60., to jednak najlepsze krążki o cyfrowym rodowodzie, żeby przywołać box The Doors (swoją drogą ciekawe, jak wypada w porównaniu z najnowszym, analogowym remasterem Analogue Productions - może ktoś z państwa je porównywał?), płyty ECM, np. Chorus Eberharda Webera, grany przez Jana Garbarka i Ralfa-R. Hübnera, ale i inne zagrały świetnie. I znowu - wciąż nie tak dobrze jak płyty "analogowe" od A do Z (a właściwie od A do A - AAA). A mimo to satysfakcjonująco, można by powiedzieć, że "wystarczająco dobrze", co pozwala się z nich cieszyć jak ze wszystkich pozostałych.
A kiedy już przejdziemy i przez ten próg, kiedy zobaczymy w cyfrze zapośredniczonej przez winyl coś więcej niż to, co ja zobaczyłem przy pierwszej odsłuchiwanej na F-600 płycie Kraftwerku, okaże się, że i współcześnie nagrane cyfrowo, tłoczone z plików wysokiej rozdzielczości 24/96 płyty, jak chociażby 50 Words For Snow Kate Bush (DAA, czytaj TUTAJ) mogą zagrać hipnotycznie. W otwierającym płytę Snowflake z Kate Bush śpiewa Bertie, syn piosenkarki. Jego śpiew, falsetem, nieco dziecinny, ale zaskakująco poruszający został oddany przez polski gramofon niesamowicie emocjonalnie, z głębią. A rzadko który gramofon, bez względu na cenę to potrafił.
W dobrym traktowaniu wszystkich płyt (ale po opisanej przeze mnie drodze, krótkie demo może tego nie pokazać) pomagają niezwykle słabo odczuwalne trzaski dochodzące z głośników. Często jest tak, że konstrukcje nastawione na maksymalną detaliczność i selektywność pokazują ten element w przerysowany, nawet karykaturalny sposób. F-600 absolutnie nie! I choć początkowo myślałem, że chodzi po prostu o wycofanie góry, o jej stłumienie, to płyty o których już mówiłem - płyty Komedy, Coltrane'a, Evansa pokazały, że to coś innego, że blachy są piękne i mocne. Z Foniką brzmienie jest aksamitne i ma ciemne tło. Sam dźwięk może być jaśniejszy lub ciemniejszy, bardziej dobitny lub wycofany, w zależności od materiału. Nigdy jednak nie będzie "zatrzeszczony".
A dochodzi do tego jeszcze jeden element, który chyba to wszystko, o czym pisałem "ustawia". Chodzi o bas. Jest w znacznej części mocniejszy niż reszta pasma i mocne "puff" przy opuszczaniu płyty za każdym razem to potwierdzało. Jest niski i choć nie wydaje się specjalnie konturowy, jego rytmiczność jest zaskakująco dobra. Co potwierdziły nowsze remiksy, w znacznej mierze "klubowe" nagrań Depeche Mode, z maxi-singli. Uderzenie było natychmiastowe, nie ciągnęło się i miało dobrą definicję. Budowane na tym plany dźwiękowe nie zlewały się ani z basem, ani ze stopą perkusji. Dobre granie basu to domena ciężkich, nieodsprzęganych gramofonów, jednak F-600 robi to lepiej niż inne gramofony w podobnej cenie. I choć było to słychać i z jazzem, to jednak dopiero takie właśnie, impulsowe uderzenia, jak w nagraniach z elektroniką pokazały, że pod tym względem jest znakomicie.
Podsumowanie
Ponieważ jednak średni bas gra mocniej niż środek, wokale mają nieco niżej położony akcent niż normalnie. Tak było z Bertiem, z Krall, z Sinatrą. Modyfikacja jest wyraźna i jednoznaczna. Nie oznacza rujnacji brzmienia, ale trzeba o niej wiedzieć, żeby odpowiednio dobrać pozostałe komponenty systemu.
O innych słabszych stronach tego gramofonu juz pisałem: to dość wąska scena dźwiękowa, niezbyt przekonująca selektywność (często pod tym pojęciem rozumie się detaliczność, ale to coś więcej) oraz ogólne ocieplenie dźwięku.
Ważne jest jednak to, jak gramofon brzmi jako całość, nie jego poszczególne składowe. A F-600 jest pod tym względem naprawdę udanym gramofonem. Jego brzmienie nie jest neutralne per se, ale jest przemyślane i poszczególne jego składowe najwyraźniej zostały dobrane z namysłem i rozmysłem. To po prostu autorskie spojrzenie na materiał dźwiękowy.
Brzmienie F-600 jest gęste, pełne i mocne. Dobrze różnicuje nagrania i premiuje dodatkowym "bonusem" te najlepsze. Nie pokazuje trzasków, choć trzeba powiedzieć, że szum przesuwu jest dość wysoki, tyle że słychać go raczej na niższym środku niż na górze. Gramofon jest ładnie, bardzo solidnie wykonany, ramię ma niezwykle wygodną regulację VTA, a całość jest polska. I sprzedawana jest pod legendarną nazwą Fonica. Niezwykle udany, ciekawy debiut tej firmy (bo to ostatecznie debiut, z Foniką łączy ją tylko nazwa i zakres działalności). Gratulacje!!!
Metodologia testu
Gramofon stał na stoliku Base IV Custom, na drewnianej półce i dodatkowo na platformie Acoustic Revive RAF-48H, ale nienapompowanej. Współpracował z dwoma przedwzmacniaczami gramofonowymi:
Do porównania użyłem także docisku do płyt Pathe Wings PSW-650 o wadze 650 g.
Odsłuch przebiegał inaczej niż zwykle, tj. słuchałem całych płyt, a nie ich fragmentów.
BUDOWA
F-600 to gramofon firmy Fonica, marki należącej do producenta o nazwie Audio-Fonica Sp. z o.o.. To konstrukcja nieodsprzęgana, z napędem paskowym i silnikiem sterowanym przez zewnętrzny kontroler obrotów. Przychodzi z zamontowanym ramieniem Regi RB300, dla którego wykonano bardzo fajną regulację VTA, z której możemy wygodnie korzystać także podczas odtwarzania płyt.
Z systematyki wynika, że to gramofon masowy a więc wygaszający drgania w dużej masie. Choć, tak po prawdzie, nie jest on szczególnie ciężki, to tylko 12,3 kg. Z drugiej strony nie jest też tak lekki, jak tańsze gramofony Regi, czy Pro-Jecta.
Jego konstrukcja w pewnej mierze przypomina konstrukcję modelu Zet1 firmy Transrotor, przynajmniej jeśli chodzi o wybór kształtu i materiału podstawy. To wycięty w kształt czterolistnej koniczyny czarny akryl, niczym nie tłumiony. Talerz o średnicy 298 mm także jest z akrylu. Na talerz nakłada się grubą matę z prasowanego filcu. Pozostałe, metalowe elementy wykonano z pasywowanego mosiądzu, przez co konstrukcja w pewnej mierze przypomina urządzenia krakowskiej firmy Ancient Audio. Podobieństwo idzie zresztą nieco dalej - model F-800 Foniki niezwykle przypomina gramofon, jednostkowy egzemplarz wykonany przez Jarka Waszczyszyna (Ancient Audio) dla Jarka Śmietany, znanego gitarzysty jazzowego: podstawa z granitu, akrylowy talerz, pasek itp. To mogą być oczywiście podobieństwa powierzchowne, a pan Radosław Łodziato mógł nie widzieć gramofonu AA, jednak pierwsze wrażenie jest właśnie takie.
Mosiądz widać w kilku miejscach i to on, wraz z czernią akrylu, nadaje całości ton. Mosiężne są trzy (jeden z tyłu i dwa z przodu) stożki, na których stoi gramofon, mosiężny jest ciężki krążek dociskowy nakładany), mosiężna jest regulacja VTA, a także obudowa silnika i jego kontrolera. No i mosiężna jest blaszka z logo firmy. Choć tego nie widać od razu, mosiężny jest także dość gruby wałek z kołnierzem, na który nakłada się akrylowy talerz.
Najważniejszy element podstawy, odwrócone łożysko ślizgowe zostało opracowane w Fonice - jego łoże jest mosiężne, a zamiast trzpienia mamy małą kulkę z dwutlenku cyrkonu, materiału, jak podaje producent, o wytrzymałości (twardości?) porównywalnej z diamentem. Łożysko jest smarowane lepkim smarem i ma niezwykle małą tolerancję - nakładając od góry walec trzeba poczekać dłuższą chwilę, żeby "zjechał" na sam dół i oparł się na kulce. Trzpień z kulką jest stalowy.
Walec został wytoczony z jednego elementu wraz z osią na którą nakłada się płytę i krążek dociskowy. Wydaje mi się, że oś ma minimalnie zbyt dużą średnicę fi. O ile płyty Analogue Productions wchodziły na nią idealnie, o tyle niemal wszystkie pozostałe (a najgorzej było z płytami Mute) trzeba było wciskać, a potem z trudnością, ruchem okrężnym, ściągać.
Krążek dociskowy jest dość ciężki, waży 932 g (ważyłem) i ma kształt podobny do krążków Pathe Wings, o których kiedyś pisałem. Na jego obwodzie nałożono dwa gumowe ringi, a na górze wmontowano oczko "waserwagi" (poziomicy), pozwalające ustawić poziom gramofonu. A ten ustawimy jedynie poziomując półkę na której stoi. Stożki pod gramofonem powinny być wciśnięte na maksa, wtedy najlepiej spełniają swoją rolę. Na ich obwodzie są gumowe ringi, które odsprzęgają je od podstawy.
Silnik stoi w okrągłym wycięciu w lewym tylnym rogu. Wciska się go w owo wycięcie tak, aby między nim i podstawą była gumowa opaska. Pozwala to nieco odsprzęgnąć silnik, ale wiąże go całkiem solidnie z samą podstawą. Na osi silnika przykręcono szeroki, mosiężny talerzyk, z którego moment obrotowy przenoszony jest na talerz za pomocą okrągłego w przekroju, gumowego paska.
Wydaje się, że to silnik synchroniczny. Sterowany jest zewnętrznym sterownikiem z generatorem kwarcowym, w kształcie cylindra. Na jego szczycie jest mały wyłącznik, guzik do zmiany obrotów oraz dwie niebieskie (fuj!) diody LED, wskazujące jedną z wybranych prędkości obrotowych - 33 1/3 lub 45 rpm. Sterownik z silnikiem łączymy krótkim kabelkiem zakończonym wtykiem identycznym z wtykami w gramofonach Pro-Jecta, a do niego wchodzimy napięciem z zewnętrznego, ściennego zasilacza prądu zmiennego 18 V polskiej produkcji.
Ramię to, jak mówiłem, OEM-owa wersja ramienia Rega RB300. To znana i ceniona konstrukcja z zawieszeniem kardanowym, prostą rurką, odlewem ze stopu magnezu, tworzącą jedną całość z główka ramienia i osłoną poziomego zawieszenia. Podstawa jest stalowa, a antyskating magnetyczny. Jedyną słabością tego ramienia jest brak regulacji VTA. Fonica zaprojektowała własną regulację, bardzo ładną i przyjemną w użytkowaniu. Sygnał wychodzi od spodu, za pośrednictwem złoconych gniazd RCA. W komplecie nie ma interkonektu. I dobrze - i tak każdy od razu kupuje coś lepszego...
Gramofon przychodzi w drewnianej, zaskakująco niewielkiej skrzynce z drewna, w której trzeba na przyszłość zmienić sposób mocowania zawiasów, ponieważ firma przewozowa dała im w dość łatwy sposób radę... Wnętrze skrzynki wypełnione jest sztywną pianką, w której wycięto miejsca na poszczególne elementy składowe silnika. Dobrze pomyślane. Warto by tylko pomyśleć we własnym zakresie o jakiejś pokrywie przeciwkurzowej - i akryl, i mata przyciągają do siebie kurz jak odkurzacz.
|