Data publikacji: 1. lipca 2012, No. 99
|
|
Po raz pierwszy, należący do serii Reference, przedwzmacniacz Audio Research zobaczyłem dawno temu, jakieś 15 lat wstecz (a może więcej, nie pamiętam) w systemie jednego z lepiej zaopatrzonych krakowskich audiofilów. By to model Reference 2 i współpracował z jednej strony z topowym przetwornikiem firmy dCS, a z drugiej z monoblokami Passa 0 i Magnepanami 3.6. To był jeden z fajniejszych dźwięków tamtego czasu i zapadł mi w pamięć na bardzo długo. Tak naprawdę mam go w głowie po dziś dzień. I choć miłośnicy a to cyfry, a to lamp, a to klasy A, a to wreszcie paneli magnetostatycznych wskazywaliby na wybrane przez siebie techniki, mówiąc, że to techniki „sprawcze”, to skłaniałbym się jednak do tego, że chodziło po prostu o znakomitą synergię poszczególnych składowych.
Od tamtego czasu Audio Research kilkakrotnie zmieniło swój topowy przedwzmacniacz, wprowadzając najpierw drugą wersję Ref2, potem Ref3, a wreszcie Ref5. Ukoronowaniem pracy Williama Zane Johnsona, (1929-2011), założyciela i „mózgu” firmy był rocznicowy przedwzmacniacz Reference Anniversary – przygotowany na 40. rocznicę powstania firmy dwuczęściowy, piękny przedwzmacniacz, który od dwóch lat nie jest już produkowany (ostatecznie, to produkt rocznicowy, prawda?). Choć nie Johnson go projektował, to można chyba uznać, że jest to właśnie JEGO największe osiągniecie na polu przedwzmacniaczy – w urządzeniu zastosowano bowiem wszystkie patenty wypracowane przez niego w ciągu lat pracy w ARC.
William Jonson przygodę z audio rozpoczął w czasach, w których większości czytelników „High Fidelity” jeszcze na świecie nie było, w roku 1949, budując pierwszy komercyjnie dostępny wzmacniacz (na zamówienie). W roku 1951 założył swoją pierwszą firmę o nazwie Electronic Industries, w ramach której budował wzmacniacze, naprawiał telewizory TV itp. – oferował cały wachlarz usług. Firmą kierował do roku 1968, kiedy to sprzedał ją innej firmie – Peploe, Inc., pozostając na stanowisku dyrektora generalnego. Najwyraźniej jednak nie był stworzony do pracy u kogoś, bo wytrzymał na tym stanowisku tylko dwa lata. W 1970 roku zdecydował się założyć swoją drugą, i ostatnią, firmę (w Minneapolis, USA) – Audio Research Corporation. Od razu wiedział, że chce projektować urządzenia lampowe, kontynuując pracę zapoczątkowaną w Electronic Industries.
Choć z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się to naturalne, to w latach 70. budowa urządzeń lampowych, a nie tranzystorowych mogła wydać się objawem ciężkiej choroby psychicznej, a w najlepszym razie skrajnym przypadkiem nieprzystosowania. Były to bowiem czasy „burzy i naporu”, kiedy dla wszystkich było jasne, że półprzewodniki w krótkim czasie całkowicie wyprą lampy i że te ostatnie można będzie obejrzeć tylko w muzeum techniki. Dzisiaj wiemy, że tak się nie stało. Wówczas była to jednak odważna i – jak się okazało – dalekowzroczna decyzja. Bo chociaż Audio Research w późniejszym czasie stosowała tranzystory FET w swoich urządzeniach (chociażby na wejściu przedwzmacniacza Ref3), to jednak jej znakiem rozpoznawczym po dziś dzień pozostają lampy.
Ciekawa jest przy tym argumentacja Williama Johnsona, tłumaczącego swój wybór Robertowi Harleyowi w wywiadzie z 1994 roku. Obecny wydawca magazynu „The Abso!ute Sound” zapytał najpierw o lampy, a potem o tranzystory. Przytaczam obydwa fragmenty, ponieważ są symptomatyczne i dobrze oddają motywacje założyciela Audio Research – dążenie do jak najlepszego dźwięku, bez oglądania się na technologię. Bo to nie był kolejny „nawiedzony” gość, kolejny „miłośnik” tego, czy tamtego. Jedyną jego miłością była muzyka:
Harley: Biorąc pod uwagę komercyjną dominację tranzystora w tamtych czasach [chodzi o rok 1970 – przyp. red.], dlaczego zdecydował się pan na lampy?
Johnson: Wypróbowałem tranzystory, ale uważałem, że dźwięk, jaki byłem w stanie z nich uzyskać, w różnych układach i przy różnych technikach, był przerażający – to było straszne. Kiedy pojawiły się FET-y, spróbowałem po raz kolejny. I choć udało mi się zaprojektować układy o niezłych wynikach, wciąż nie było w tym dźwięku. Dzisiaj mamy za sobą doświadczenia i z bipolarami, i z FET-ami, i mogę powiedzieć, że niektóre nasze produkty solid-state są prawdopodobnie lepsze od naszych produktów lampowych.
[…]
Harley: Dźwięk nowoczesnych urządzeń lampowych ma mniej “lampowy” charakter. Dlaczego?
Johnson: Na szczęście przez ostatnie lata udało się poprawić techniki związane z zasilaniem, konstrukcję transformatorów wyjściowych i dostaliśmy znacznie bardziej transparentny dźwięk. Tak na marginesie, sami nawijamy transformatory – odpowiedzialny za to jest Rich Larsen.”
(Robert Harley, William Z. Johnson of Audio Research: High Definition, Stereophile, 3 sierpnia 1994, czytaj TUTAJ; )
William "Bill" Zane Johnson przeszedł na emeryturę w 2008 roku, kiedy firma Audio Research Corporation została sprzedana włoskiej grupie inwestycyjnej Quadrivio SGR, mającej obecnie w swoich zasobach także dwie inne, „kultowe” marki: Sonus faber i Wadia. Zmarł 10 grudnia 2011 roku.
Nietrudno jednak zauważyć, i nie będzie to tani chwyt, że jego spuścizna jest żywa, że przetrwał w swoich urządzeniach. Testowany przedwzmacniacz ma w sobie wszystkie rozwiązania zastosowane w większości już w pierwszym referencyjnym produkcje tego producenta, obecne także w owym, jakże dla mnie pamiętnym, modelu Reference 2. Chodzi o:
- rozbudowany układ zasilający, z półprzewodnikowymi prostownikami, ale z lampowym układem stabilizującym napięcie anodowe; i wtedy, i teraz korzysta się z tetrod strumieniowych 6550 (tylko w Ref1 były to tranzystory FET);
- transformatory nawija się samodzielnie, albo korzysta z najlepszych źródeł; trafa przykręca się nie do dolnej ścianki, a do boków urządzenia, z przodu – tam, gdzie najmniej wpływają na układ wzmacniający;
- wzmocnienie ma możliwie najkrótszą ścieżkę i ma miejsce w triodach pracujących w klasie A;
- urządzenia mają budowę zbalansowaną;
- obciążeniem katod lamp są nie oporniki, a tranzystory FET;
- sterowaniem siłą głosu i przełączaniem zajmują się enkodery, a nie mechaniczne przełączniki i potencjometry;
- przednia ścianka to płat aluminium z charakterystycznymi „rączkami”.
Są też i zmiany, jak wyświetlacz, okrągłe, a nie kwadratowe przyciski itp. Wystarczy jednak jeden rzut oka na model Reference 5 SE, żeby wiedzieć, z czyim produktem mamy do czynienia. Bo, jak słyszeliśmy w Matriksie, jedne rzeczy się zmieniają, a inne nie…
Warto przeczytać:
- Robert Harley, William Z. Johnson of Audio Research: High Definition, “Stereophile”, 3 sierpnia 1994, czytaj TUTAJ.
- John Atkinson, Paul Messenger, William Zane Johnson 1926–2011, “Stereophile”, 17 grudnia 2011, czytaj TUTAJ.
ODSŁUCH
Płyty użyte do odsłuchu (wybór):
- Audio Accesory - T-TOC Records High Quality Data Master Comparison, TDVD-0002, DVD-R (2011), ripy 16/44,1, 24/96, 24/192 FLAC.
- Paganini for two, Gil Shaham, Göran Söllscher, Deutsche Grammophon/JVC, 480 246-5, XRCD24 (1993/2009).
- Stereo Sound Reference Record. Jazz&Vocal, Stereo Sound, SSRR4, SACD/CD (2010).
- Stereo Sound Reference Record. Nobu’s Popular Selection, Stereo Sound, SSRR5, SACD/CD (2010).
- André Previn, After Hours, Telarc/Lasting Impression Music, LIM UHD 051, CD (1989/2011).
- Assemblage 23, Bruise, Accession Records, A 128, Limited Edition, 2 x CD (2012).
- Beverly Kenney, Beverly Kenney sings for Johnny Smith, Roost Records/EMI Music Japan, TOCJ-9731, CD (1956/2012).
- Clan of Xymox, Subsequent Pleasures, Metropolis, Met 204, CD (1983/2001).
- Depeche Mode, Personal Jesus 2011, Sire/Reprise 21328-2, MS CD (2011).
- Dominic Miller & Neil Stancey, New Dawn, Naim, naimcd066, CD (2002).
- Dominic Miller, Fourth Wall, Q-rious Music, QRM 108-2, CD (2006); recenzja TUTAJ.
- e.s.t. Esbjörn Svenson Trio, 301, ACT Music + Vision, ACT 9029-2, CD (2012).
- Handel, La Maga Abbandonata, Simone Kermes, Maite Baumont, Il Complesso Barocco, dyr. Alan Curtis, Deutsche Harmonia Mundi/Sony Music Entertainment, CD 88697846212, CD (2003/2011).
- McCoy Tyner, Nights of Ballads & Blues, Impulse!, IMP 12212, 20-bit Super Mapping, CD (1963/1997).
- Me Myself And I, Do Not Cover, Creative Music, 005, CD (2012).
- Pat Metheny Group, Offramp, ECM, ECM1216, CD (1982).
- Sara K., Don’t I Know You From Somewhere?, Stockfisch, SFR 357.6055.2, CD (2008); recenzja TUTAJ.
- The Beatles, Rubber Soul, Parlophone/Apple/Toshiba-EMI, TOCP-51116, CD (1965/1998).
Japońskie wersje płyt dostępne na
Przygotowując się do tego testu przeprowadziłem zwyczajowe rozpoznanie („research”), polegające na przeczytaniu możliwie dużej ilości, pochodzących z wiarygodnych źródeł, testów, wywiadów, zapoznaniu się z materiałami firmowymi itp. Czytając testy zaskoczyła mnie w nich pewna rozbieżność – jedne mówiły o tym, jak idealnie przedwzmacniacz Ref5 SE znika z toru, a inne, jak idealnie ten dźwięk kreuje, jak fantastycznie dany system dopełnia. A przecież tertium non datur, tj. „albo-albo”, jak mówił Gustlik: „albo w lewo, albo w prawo”… (Czterej pancerni i pies, reż. Konrad Nałęcki, Andrzej Czekalski, 1966-1970) Co ja o tym myślę? Ano, pomijając problem samego przedwzmacniacza jako takiego, przedwzmacniacza oddzielonego od źródła (np. odtwarzacza CD), skłaniałbym się do poglądu mówiącego, że przedwzmacniacz jest spiritus movens dobrego systemu, że raczej „kreuje” dźwięk niż że z niego „znika”. Ref5 SE jest, moim zdaniem, dobrym tego przykładem.
Inna przyczyną zróżnicowanego wyniku testów, poza założeniami, mógł być dany system, w którym przedwzmacniacz Audio Research pracował. U mnie idealnie wpisał się w koncepcję systemu odniesienia (referencyjnego), stanowiąc dobry łącznik między odtwarzaczem Ancient Audio Lektor Air V-edition, z lampowym wyjściem, na dokładnie tych samych lampach, które znajdziemy w testowanym przedwzmacniaczu (6H30P) i wzmacniaczem solid-state Soulution 710. Wspólnym mianownikiem wszystkich moich urządzeń jest bardzo krótka ścieżka sygnału, dzięki której każda zmiana jest w nim od razu widoczna. Tak też było z testowanym urządzeniem.
Amerykański przedwzmacniacz wyraźnie i jednoznacznie manifestował swoją obecność. Podobnie jak inne najlepsze (jakie znam) przedwzmacniacze zaproponował własne spojrzenie na reprodukowany materiał, swoją jego interpretację. Bo przecież reprodukcja dźwięku na tym – ostatecznie – polega.
Ref5 SE gra dużym, wypełnionym, dojrzałym dźwiękiem. Jego balans tonalny ma dwojaki charakter. Z jednej strony jest nieco przesunięty w kierunku niższej średnicy i wyższego basu, a z drugiej słychać, że nieco mocniej podawana jest średnica w okolicach 1-2 kHz.
Największą wagę ma to pierwsze. Brzmienie Audio Research jest pełne, mocne, nasycone. Słychać, że znakomicie zachowane są proporcje, że to jest spójny i koherentny dźwięk. Choć nie był jakoś wybitnie rozdzielczy, to jednak zachwycał fantastyczną selektywnością, pięknie różnicował lokalizację, barwy itp.
Wszystko to wyszło w porównaniu krzyżowym z przedwzmacniaczem odniesienia i z innymi przedwzmacniaczami tego testu. I to ważna informacja, bo pokazuje, jak się ma testowane urządzenie w kontekście innych, najlepszych przedwzmacniaczy. Ale równie ważna była dla mnie informacja o tym, jak sprawdza się Ref5 SE w długich odsłuchach, jako główny element systemu, bez porównań i bez podmianek. Bo ostatecznie każdy przedwzmacniacz, każdy element toru go fałszuje, nieodwołalnie zmienia. A sztuką jest tak wszystko poukładać, żeby zmieniał w sposób, który nasz odbiór muzyki ubogaca.
Reference 5 SE firmy Audio Research kreuje, przynajmniej w moim systemie, swój własny świat. Jego wpływ na dźwięk jest wyraźny i dość jednoznaczny. Prezentuje nieco ciepły, lekko zaokrąglony przekaz. Można by powiedzieć, że nieco słodki, gdyby nie to, że nie ma tu jednoznacznego podbarwienia części wyższej średnicy, która tego typu „słodkość” powoduje. Jeśli chodzi o czystość dźwięku, granie w niewymuszony sposób, bez poczucia, że coś tam jest zapiaszczone, podbarwione, zniekształcone, to Ref5 SE należy do absolutnej czołówki, bez względu na cenę (mimo iż w kontekście innych urządzeń w tym numerze nie jest specjalnie drogi).
A nie jest przy tym urządzeniem, które by coś z dźwięku zabierało, nie „czyści” go przez ekstrakcję.
Jak mówię, amerykański przedwzmacniacz zagrał w pełny sposób. Aż się ciśnie na usta słowo „muzykalnie”, ale wiem, że to określenie niektórych melomanów irytuje. Ale dokładnie coś takiego ten preamp powoduje – wypełnia przestrzeń między głośnikami, kreuje bardzo dużą scenę dźwiękową, wciąga do swojego świata.
Pomimo dość ciepłej barwy nie ma się wrażenia wyskakiwania głosów, albo innych instrumentów ulokowanych dokładnie przed nami, z miksu, rysowania ich przed linią kolumn. Powiedziałbym wręcz, że Ref5 SE jest pod tym względem unikalny – jego dźwięk, przy zachowaniu wszystkich wspomnianych wcześniej atrybutów, jest nieco, delikatnie zdystansowany.
Dlatego np. Sara K. z pięknej, solowej płyty Don’t I Know You From Somewhere?, a i Beverly Kenney z monofonicznego krążka Beverly Kenney sings for Johny Smith ulokowane były nieco za bazą głośników. Wokale były duże, wyraźne, miały dobrze wyróżnioną bryłę, ale nie wyskakiwały przed instrumenty, raczej je dopełniały niż „liderowały”.
Płyty te pokazały też inną cechę tego dźwięku – testowany przedwzmacniacz pokazuje naprawdę duże źródła pozorne, ale nie rysuje wyraźnie ich krawędzi, przynajmniej nie przez ich „wycinanie”. I wcale nie kłóci się to z tym, co napisałem wyżej, że to selektywny dźwięk (a selektywność to właśnie umiejętność ukazywania zarysów instrumentów, ich wydobywanie z miksu). Rzecz w tym, że Ref5 SE dochodzi do tego inną drogą, nie przez odchudzenie dźwięku, a przez jego maksymalne uplastycznienie. To część tego gęstego, mięsistego grania, dzięki któremu nie jest po prostu ciężkie, a właśnie – plastyczne.
|
I to jest chyba rzecz, która powoduje ciarki na plecach, kiedy słuchamy dobrze nam znanych nagrań. I to bez względu na to, jak zostały zarejestrowane, przez kogo wydane itp. Nadrzędnym celem urządzeń audio jest przecież – pisałem o tym we wstępniaku z maja 2012 roku pt. ODSŁUCH – KRÓTKIE WPROWADZENIE DO NIETYPOWEGO ZACHOWANIA (czyli dlaczego słuchanie nie zawsze jest odsłuchem i co z tego wynika), (czytaj TUTAJ) – przekazanie emocji związanych z daną muzyką, nagraniem. Sposób jest rzeczą drugorzędną, choć ostatecznie używa się do tego dość zbliżonych narzędzi. A w przekazywaniu emocji to urządzenie jest znakomite.
Bo plastyka tego dźwięku, lekko zaokrąglony atak, gęsty środek i nieco ciemna góra i wszystko inne dawały razem mieszankę, która zachęcała, wciągała, przykuwała uwagę. I do tego, jak mówię, bez znaczenia było, jakie to nagranie. Bo równie dobrze, co wypieszczone płyty Stockfischa, co niesłychanie naturalne nagrania Naima, co niezwykle „normalne” nagrania z lat 50. zabrzmiały płyty o dość podejrzanej kondycji dźwięku, jak zestaw największych przebojów Anny Jantar Nic nie może wiecznie trwać, czy też nagrania demo Clan of Xymox z reedycji ich debiutu pt. Subsequent Pleasures. W obydwu przypadkach wokal jest ustawiony daleko w miksie i jest niezbyt dobrze różnicowany. Audio Research pokazał je takie, jakie są, ale też ich nie „utopił” w ciemnej, gęstej średnicy. Ta sprawiała takie wrażenie, ale tylko generalnie, bo kiedy przychodziło do pokazania jakiegoś wydarzenia – czy to wspomniane wokale, czy np. gitary z płyty Dominica Millera i Neila Staceya – to okazywało się, że wszystko jest na swoim miejscu.
Reference 5 SE gra dużym dźwiękiem. Niczego nie pomniejsza, nie odchudza. Rysuje bardzo dużą scenę dźwiękową, na której instrumenty są pokazywane przez różnicę w barwie, przez drobne różnice fazowe, a nie przez ich „wycinanie”, przez wyraziste pokazywanie ich krawędzi. Dynamika jest wysoka, dzięki czemu świetnie wypadają nie tylko małe składy, co mógłby sugerować opis barwy, ale także duże składy, jak np. orkiestrowe aranżacje z najnowszej płyty Sigur Rós pt. Valtari.
A jak pięknie brzmi fortepian! Np. z nowej płyty 301 z premierowym materiałem grupy E.S.T. To gęste, płynne granie. Nieco dociążone, ale wcale nie zamknięte. Powiedziałbym nawet, że mój Ayon Polaris III [Custom Version] gra w nieco ciemniejszy sposób, że wyższa góra jest w Ref5 SE mocniejsza, wyraźniejsza. To razowe, dojrzałe granie na zawsze. Wcale nie idealne, ale z tak dobranymi elementami, że je łatwo zaakceptować.
A czego amerykański preamp nie potrafi? Trudno na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie, bo Ref5 SE właściwie nie ma słabych stron. To jest absolutnie topowy przedwzmacniacz i tak się zachowuje. Można natomiast wskazać elementy, w których to ten, to inny, równie drogi lub droższy, przedwzmacniacz pokazuje coś więcej.
Dla przykładu, to nie jest najbardziej rozdzielczy dźwięk, przynajmniej jeśli porównamy go z połączeniem mojego odtwarzacza bezpośrednio z końcówką mocy, albo z Soulution 720. Drobne różnice w fakturach instrumentów są w Ref5 SE uśredniane. Podobnie jak dynamika. Ta jest wysoka, znacznie wyższa niż tańszych przedwzmacniaczy. Bez porównania lepsza niż przy połączeniu CD bezpośrednio do końcówki. Ale TAD i mój Ayon pokazują w tej mierze coś więcej, wchodzą jeszcze głębiej w nagranie. Z kolei, wspomniany już, Soulution 720 schodzi głębiej na basie, lepiej jego najniższy zakres kontroluje, ale i lepiej ukazuje różnice na samej górze pasma – lepiej niż wszystkie przedwzmacniacze lampowe w teście, włączając w to mojego Ayona.
Bo idealnych rozwiązań nie ma i zawsze będzie coś, co można będzie poprawić. Jeśliby było inaczej, to kolejne topowe urządzenia danej firmy nie miałyby sensu – bo jak można poprawić ideał, prawda? A chodzi o to, żeby tak dobrać poszczególne elementy, żeby zaproponować coś szczególnego, co z jednej strony pozwoli oddać muzykę w możliwie „bebechowy” sposób, tj. wciągnąć w swój świat słuchacza, a z drugiej postarać się jak najmniej od siebie dodać.
Podsumowanie
Audio Research Reference 5 SE jest urządzeniem, które (muszę podkreślić: w moim systemie, w porównaniu do innych przedwzmacniaczy z tego wydania „High Fidelity”) wyraźnie zaznacza swoją obecność. W znakomitej części robi to na jego korzyść. Kreuje dźwięk w sposób, dzięki któremu otrzymujemy bardzo gęsty, głęboki obraz. Słuchamy kolejnych płyt z zainteresowaniem, czekając, co się jeszcze wydarzy, jak i czym zostaniemy zaskoczeni. Śledzimy muzykę, ale mamy w świadomości jej „mechanikę”, tj. to, jak jest odtwarzana. Muzyka zawsze jest jednak na pierwszym miejscu. To nie jest urządzenie idealne, bo takiego nie ma, ale też można znaleźć w innych drogich urządzeniach coś, czego tutaj nie ma. Tylko czy warto? Czy naprawdę chcemy płacić dwa, trzy razy więcej, żeby dostać troszkę czegoś „TAM”? Trzeba się siebie samego o to zapytać, zresztą jak zawsze.
Metodologia testu
Przedwzmacniacz porównywany by do mojej referencji, modelu Polaris III [Custom version] firmy Ayon Audio, a także do innych przedwzmacniaczy testowanych o lipcowego wydania „High Fidelity”: Soulution 720, TAD C-600, Avantgarde Acoustic PRE, Octave Jubilee i do bezpośredniego połączenia między odtwarzaczem Ancient Audio Lektor Air V-edition i końcówką mocy Soulution 710. Przedwzmacniacz pracował z dwoma końcówkami – wspomnianym Soulution 710 i Lebenem CS-1000P. Do sieci podłączony był kablem sieciowym Harmonix X-DC350M2R Improved-Version i stał na swoich nóżkach i na drewnianej półce stolika Base IV [Custom Version].
Test miał charakter porównania A/B ze znanymi A i B. Sample muzyczne miały długość 2 min. Odsłuchiwane były również całe płyty. Do podłączenia użyłem kabli zbalansowanych – zarówno od strony odtwarzacza, jak i od strony końcówki mocy.
Warto spróbować wyłączyć na czas odsłuchu wyświetlacz – dźwięk się nieco poprawia. Ważne jest też, żeby urządzenie się przed odsłuchem rozgrzało– godzina powinna wystarczyć na ustabilizowanie się temperatury, a więc i parametrów aktywnych elementów wzmacniających i zasilających.
BUDOWA
Przód i tył
Reference 5 SE to przedwzmacniacz liniowy, lampowy. Jego bryła jest duża, a wygląd został wypracowany w ciągu lat i niewiele się w tym czasie zmienił. Z przodu to gruba aluminiowa płyta z dużymi rączkami, takimi samymi jak w sprzęcie profesjonalnym. W przypadku ARC to oczywiście tylko element ozdobny – rączki służyły do utrzymywanie urządzeń podczas wkładania ich do studyjnego „racka”. Reszta obudowy wykonana jest z grubych blach aluminiowych – poza górną ścianką. Ta jest ażurowa i wykonana z jakiejś odmiany półprzezroczystego tworzywa sztucznego, być może akrylu.
Są jednak i różnice. Po pierwsze przednią ściankę okupuje duży, zielony wyświetlacz. Odczytamy na nim siłę głosu w zapisie cyfrowym, a także na bargrafie, wybrane źródło, odwróconą fazę absolutną, tryb mono oraz rodzaj wejścia - RCA lub XLR. Z pilota dostępne są też trzy inne komendy – zmiana balansu między kanałami, licznik pracy lamp, który można skasować oraz wyłączenie wyświetlacza. Licznik pracuje w dwóch trybach – „użytkownika”, do którego mamy dostęp, oraz „dealera”, do którego ma dostęp dystrybutor. Gałki są połączone z dwupozycyjnymi przełącznikami z „postojową” pozycją centralną. Jedną z nich zmieniamy wejście, a drugą siłę głosu.
Pod wyświetlaczem umieszczono kilka guzików – wyłącznik ‘standby’, uruchomienie trybu ‘unity gain’, tj. dezaktywowanie regulacji siły głosu oraz wzmocnienia (dla zewnętrznego procesora, np. kina domowego), mono, zmieniającą fazę absolutną i ‘mute’. Guziczki są okrągłe, w czym powtarzają projekt plastyczny wzmacniacza Reference 40th Anniversary, który zerwał z dotychczasowymi, kwadratowymi guzikami.
Z tyłu mnóstwo gniazd. Mamy do dyspozycji łącznie 6 wejść w dwóch formatach (nie wolno podłączać ich równocześnie) – 6 RCA i 6 XLR. Na pilocie jest sześć nazw, a to dlatego, że pod każdą z nich mamy dwa wejścia - RCA i XLR. Osobno umieszczono wejścia zbalansowane i niezbalansowane dla zewnętrznego procesora. Z boku mamy wyjścia – cztery sztuki wyjść głównych (XLR i RCA) oraz parę wyjść do nagrywania (RCA i XLR). Wszystkie gniazda XLR są od szwajcarskiego Neutrika, a RCA od amerykańskiej firmy CMC, ale z naniesionym logo Audio Research. Jest też gniazdo sieciowe EIC, ale inne niż zwykle, bo 20-amperowe (jest większe niż 16-amperowe). Po co – nie wiem, 16-amperowe z powodzeniem by wystarczyło.
Środek
Układ wewnątrz podzielony jest między cztery główne płytki drukowane. Wyglądają solidnie, a ścieżki są bardzo grube. Przy tylnej ściance mamy płytkę wejściową. Gniazda na tylnej ściance są do tej płytki wlutowane. Wybiera się między nimi za pomocą przekaźników firmy Zelter.
Po wybraniu wejścia trafiamy na główna pytkę, zajmującą całą dolną ściankę. Układ wzmacniający został ustawiony równolegle do tylnej ścianki, skracając w ten sposób ścieżkę sygnału. Na wejściu układu jest regulacja siły głosu, układy scalone firmy Maxim Dallas – scalone drabinki rezystorowe, cztery sztuki – po jednej na kanał i na gałąź. Sterowane są przełącznikami scalonymi DG409DJZ. Ich kombinacja pozwala ustawić siłę głosu w 104 krokach.
Po stłumieniu sygnał trafia do lamp wzmacniających – to rosyjskie lampy 6H30P-EW produkcji Sovteka. Pierwszy w układach audio zastosował je pan Victor Khomenko, właściciel firmy Balanced Audio Technology, nazywając je „SuperTube”. Przez jakiś czas lampy były dostępne tylko dla niego, dopiero potem zostały udostępnione innym producentom. O ich zaletach można przeczytać w artykule Khomenki 6H30 Tube - One Designer's Perspective.
Lampy w Ref5 SE pracują w klasie A, bez sprzężenia zwrotnego. W układzie mamy bardzo mało elementów, przede wszystkim precyzyjne oporniki. Widać też tranzystory – najwyraźniej zastosowano aktywne obciążenie katody, w miejsce pospolitego pasywnego, za pomocą opornika. Lamp jest cztery, to podwójne triody. Obydwie połówki każdej z nich połączono równolegle, żeby obniżyć ich impedancję wyjściową i podnieść wzmocnienie. Na lampy nałożono gumowe ringi minimalizujące drgania, a więc mikrofonowanie.
Wyjście sprzęgane jest przez bardzo duże kondensatory polipropylenowe o pojemności 10 μF na gałąź, bez loga. Za nimi są jeszcze kontaktrony kluczujące wyjście i krótkie odcinki kabelków prowadzące sygnał do gniazd wyjściowych. Podobne kabelki były na wejściu – żyła uziemienia jest inna niż żyły z sygnałem. To nowe kabelki, inne niż w Ref5.
Zasilacz
Całą resztę wnętrza, tj. jakieś ¾, zajmuje zasilacz. Oparty jest na dwóch transformatorach – R-core i toroidalnym. Firma od lat montuje je do bocznych ścianek, odsprzęgając je w ten sposób mechanicznie od układu. Wydaje się, że trafo R-core podaje napięcie anodowe, a toroid żarzenia i napięcie dla układów pomocniczych. Prostowników mamy w sumie pięć, wszystkie odsprzęgnięte wysokiej jakości kondensatorami, minimalizującymi szumy generowane przez przełączające się diody. Sekcja anodowa, wspólna dla obydwu kanałów, jest jeszcze lepsza – zastosowano w niej szybkie diody Shotky’ego, które szybciej się przełączają, przenosząc szumy znacznie wyżej w paśmie.
Zasilacz jest niezwykle rozbudowany od każdej strony. Sekcja anodowa wyposażona została w mnóstwo kondensatorów polipropylenowych MultiCap i RealCap oraz w 18 kondensatorów elektrolitycznych – o 8 więcej niż w wersji Ref5 (bez ‘SE’). Bocznikowanie ich przez wysokiej klasy kondensatory foliowe jest znaną praktyką, bo charakterystyka elektrolitów jest nieliniowa, niezbyt szczęśliwa jeśli chodzi o audio. Niektóre firmy idą dalej – Ayon Audio i Conrad Johnson nie stosują w zasilaczach żadnych elektrolitów, a wyłącznie polipropyleny. Ale jest minus takiego rozwiązania – pojemność filtrująca, ze względu na koszty i miejsce jest ograniczona. Audio Research podeszła do tego niezwykle ambitnie i solidnie, stosując wiele kondensatorów o różnej pojemności i różnych rodzajów.
Osobo prostowane i filtrowane są napięcia anodowe i żarzenia. Napięcie anodowe, choć prostownik jest półprzewodnikowy, stabilizację ma prowadzoną na lampach – tetrodzie strumieniowej 6550WE Sovteka i kolejnej triodzie 6H30P.
Pilot
Pilot zdalnego sterowania urodą nie grzeszy. Jest plastikowy, ale dzięki zróżnicowaniu kształtu guzików obsługa urządzenia jest bardzo sprawna.
Dane techniczne (wg producenta):
Pasmo przenoszenia (+0/-3 dB): 0,5 Hz-200 kHz (przy pełnej mocy, XLR, obciążenie 200 kΩ)
Zniekształcenia: <0,01% (2 V RMS, XLR)
Wzmocnienie:
- główne wyjście: - 12 dB XLR ǀ– 6 dB RCA
- wyjście ‘tape rec’: 0 dB
Impedancja wejściowa: 120 kΩ XLR ǀ 60 kΩ RCA
Impedancja wyjściowa: 600 Ω XLR ǀ 300 Ω RCA
Polaryzacja wyjściowa: nie odwraca
Napięcie wejściowe max.: 20 V RMS (XLR ǀ 10 V RMS (RCA)
Napięcie wyjściowe: 2 V RMS (XLR) ǀ 1 V RMS (RCA) (przy obciążeniu 200 kΩ
Napięcie wyjściowe, max: 30 V RMS (<0,5% THD/1 kHz).
Przesłuch międzykanałowy: -80 dB lub lepiej (1 kHz i 10 kHz)
Szum: 1,7 μV RMS (ważony IHF; 109 dB poniżej sygnału wyjściowego 2 V RMS)
TUBE COMPLEMENT: (4)-6H30P dual triodes, plus (1 each) 6550C and 6H30P in power supply.
Wymiary (Sz. x W x G): 480 x 178 x 394 mm (bez uchwytów) + 38 mm (uchwyty)
Waga: 13,9 kg
Pobierz tekst w PDF
|