KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE Spotkanie #109: Cena (w czasie odsłuchu): |
edną z przyjemniejszych rzeczy w pracy, która wykonuję – a, przypomnę, jestem dziennikarzem specjalistycznym, zajmującym się zagadnieniami audio wysokiej jakości – jest kontakt z ludźmi, którzy podzielają moją pasję do muzyki i do jej możliwie jak najlepszego odtworzenia. Te dwa bieguny audio, tj. muzyka z jednej strony (sztuka) i sposób jej mechanicznej reprodukcji (technika) są nierozłączne i – tak sobie myślę – nie ma jednej bez drugiej. Ale też w realnym świecie jest tak, że jedni konstruktorzy zbliżają się to do jednej, to do drugiej strony tego równania, zostawiając w ten sposób w produkcie swoje odciski palców, coś co ich wyróżnia. Być może dlatego tak ciekawi i tak godni zaufania są ci, którym udaje się utrzymać między tymi dwoma elementami niemal idealny balans. Wśród nich są nasi przyjaciele: Gabi van der Kley-Rijnveld i Edwin van der Kley, wspólnie tworzący marki Crystal Cable oraz Siltech w ramach International Audio Holding BV. Przypomnę, że obydwoje są członkami Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, a to jest ich druga wizyta na naszym spotkaniu. Poprzednio przywieźli do Krakowa pachnące wówczas nowością interkonekty i kable głośnikowe Siltech Triple Crown (czytaj TUTAJ). Tym razem przyjechali z kablami sieciowymi obydwu marek. Chociaż kable i Crystal Cable, i Siltecha są projektowane przez Edwina, wytwarzane są w tej samej fabryce, tradycją jest przyporządkowanie marki Crystal Cable do Gabi, a Siltecha do Edwina. Sami zresztą ten podział pielęgnują, ponieważ na pokazach każde z nich prezentuje „swój” brand. A w dodatku delikatne, wyglądające jak biżuteria kable Crystala „pasują” do kobiecej dłoni, a solidne kable Siltecha do męskiego stylu. Obydwie marki mają swojego odbiorcę docelowego, wyglądają inaczej i grają inaczej. Łączy je wspólne DNA projektanta, podobne myślenie o roli okablowania oraz ta sama fabryka. Różni rodzaj przewodników, ich struktura oraz dźwięk. POWER x 2 Wydarzeniem tegorocznych wystaw audio, począwszy od CES 2017 w Las Vegas, po monachijski High End 2017, były prezentacje nowych kabli obydwu marek: The Ultimate Dream Power firmy Crystal Cable oraz Triple Crown Power Siltecha; dodajmy, że w ramach tej pierwszej zaprezentowano całą nową serię The Ultimate Dream, z kolei interkonekty oraz kable głośnikowe Triple Crown znamy od jakiś trzech lat. Informacje o tych pokazach rozeszły się, jak fale po wodzie i wywołały sporo zamieszania. Muszę przyznać, że nie było to bicie piany, a realne COŚ, ponieważ prezentacja systemu Gabi w Monachium przyniosła nagrodę Best Sound naszego miesięcznika – przekazaliśmy ją na początku spotkania. The Ultimate Dream Power jest obecnie flagowym kablem sieciowym Crystal Cable. Choć jego przekrój jest niewielki, przez co kabel jest bardzo giętki, składa się on z wiązki siedmiu drutów solid-core, każdy w osobnym, podwójnym ekranie ze złoconego, monokrystalicznego srebra i z monokrystalicznej, srebrzonej miedzi. Sześć z nich wykonanych jest w technologii monokrystalicznej ze srebra, a centralny, srebrno-złoty rdzeń działa jak niskostratny przewód masy. Do izolacji użyto podwójnej warstwy Kaptonu oraz materiału o nazwie PEEK (PolyEtherEtherKetone). Kable są zakończone modyfikowanymi wtykami japońskiej firmy Oyaide z jej topowej serii F1. Dodajmy, że są bardzo giętkie i przychodzą w wysmakowanym, przypominającym małą, modną walizeczkę, pudełku. Nowy kabel sieciowy Siltecha wykorzystuje nowe monokrystaliczne srebro S8 w izolacji powietrznej (rurki z powietrzem). Topologia ta nosi nazwę Air Cradle Construction. Łączy ona przewodniki o bardzo dużej łącznej średnicy oraz izolację na bazie Teflonu o ultraniskiej gęstości. Taka kombinacja daje bardzo niską indukcyjność, rezystancję i pojemność. W czasie badań nad kablami korzystano z poprzednich doświadczeń nad zachowaniem się przewodników w polu magnetycznym, podpierając się COMSOL (Multiphysics software) oraz pomiarami wykonywanymi za pomocą FW Bell (3D Gauss) oraz Audio Precision (THD). Chociaż bowiem kabel sieciowy wydaje się mało znaczącym elementem systemu audio, ponieważ „w ścianie”, a potem na „powietrzu” mamy kilometry zwykłych kabli, rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Rzecz w tym, że pola magnetyczne wytwarzane przez przepływ prądu w kablu są przyczyną zniekształceń w kilku konkretnych zakresach częstotliwości, indukowanych następnie we wszystkich urządzeniach systemu i znajdujących się w pobliżu interkonektach i kablach głośnikowych. Zniekształcony prąd może być bardzo wysoki i prowadzić do nasycenia się („saturation”) kabla zasilającego, co dodatkowo zniekształca napięcie zasilające. Największe zniekształcenia pochodzą od wyższych harmonicznych częstotliwości 100/120Hz-450/500Hz. Właśnie dlatego Edwin kładzie szczególny nacisk na jak najlepsze zasilanie końcówki mocy lub wzmacniacza zintegrowanego, ponieważ tam mamy do czynienia z najwyższym poborem prądu. A najbardziej wymagające są wzmacniacze pracujące w klasie A, ponieważ w ich przypadku mamy do czynienia z bardzo wysokimi pikami prądu. Takie podejście znajduje się dokładnie na przeciwległym krańcu tego, co wypracowaliśmy w ramach spotkań Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Z naszych ustaleń wynika, że najbardziej podatny na zmianę kabla zasilającego jest źródło sygnału – np. odtwarzacz CD. Być może obydwie strony mają rację. Audio porównaniem stoi i porównaniem na spotkaniu się zajęliśmy. System Tomka zasilany jest kablami Vovox – niedrogimi, przyjemnymi sieciówkami szwajcarskiej firmy, od których rozpoczęliśmy odsłuch. Ponieważ do dyspozycji mieliśmy tylko trzy kable Crystal Cable, a w systemie grały cztery urządzenia, do wzmacniacza mocy na stale wpięliśmy kabel Siltech Triple Crown Power. Zmienialiśmy za to trzy inne kable: do transportu CD (Ayon Audio CD-T), przetwornika D/A (Ayon Audio STRATOS) oraz przedwzmacniacza Accuphase C-3850. Vovoxy wymieniliśmy najpierw na komplet Acrolinków Mexcel 7N-PC9500, a potem na komplet Siltechów Triple Crown Power. Po przerwie porównaliśmy kable Siltecha oraz Crystal Cable The Ultimate Dream Power. Po pierwszej turze i po drugiej poprosiłem o wypowiedzi uczestników spotkania, po czym rozpoczęliśmy dyskusję. Jak zwykle bowiem w takim przypadku bywa nie do końca się ze sobą zgadzaliśmy. Poza jednym: zmiana kabli sieciowych dała bardzo duże zmiany w dźwięku. Czy na plus, czy na minus – o tym przeczytają państwo poniżej. Słuchaliśmy płyt przyniesionych przez uczestników. SŁUCHANE PŁYTY
Magda Chciałabym zaznaczyć, że dobór utworów nie do końca odpowiadał moim preferencjom, co być może rzutowało również na mój osobisty odbiór – nazwisko Eda Sheerana było mi do tej pory obce, podobnie jak zaprezentowany utwór i, muszę przyznać, nie jest to stylistyka, w jakiej gustuję. Jeszcze więcej problemów miałam z Infected Mushroom, gdyż zasadniczo słuchanie takiej muzyki jest bolesne dla moich uszu (sorry, panie Tomaszu) i, jeśli mogę, natychmiast od niej uciekam. Rozumiem jednak, że dla celów porównawczych konieczne jest zestawienie różnych stylów i sposobów nagrywania muzyki, poza tym, uczestnicy spotkania mają prawo do swoich gustów. Jeśli chodzi o wrażenia odsłuchowe przy kolejnych zestawach kabli: pierwszy, oparty na kablach Vovox, tj. stanowiący punkt wyjścia, był dla mnie dość agresywny, a przy tym mało różnicujący, co było dla mnie szczególnie widoczne przy płycie Taurus tria Emerson, Lake and Palmer, którą znam dość dobrze – dźwięk atakował chaosem, tworząc przy tym zbitą magmę. Zmiana na kable Acrolink była więc dla mnie jakościowym skokiem na plus – pojawiła się większa selektywność i przestrzeń, i to we wszystkich utworach, choć najbardziej dostrzegałam to we wspomnianym fragmencie ELP. Tymczasem, przy kablach Siltech okazało się, że to, co uważałam do tej pory za brzmienie analityczne, ale pełne, tak naprawdę tworzyło bezkształtną masę dźwięków, bo dopiero teraz pojawiła się prawdziwa selektywność, która jednocześnie nie gubiła siły, zwłaszcza w muzyce elektronicznej, gdzie kontrasty barw uwidoczniły się znacząco. Jednocześnie zwiększyła się łagodność, jedwabistość głosu. Dotyczyło to szczególnie Nat ‘King’ Cole’a, którego barwa głosu zyskała jeszcze większą soczystość i głębię. Z drugiej strony jednak uderzyła mnie bezbarwność orkiestry stanowiącej tło dla wokalisty i wyraźne rozdzielenie jej od solisty, który nagle „zbliżył się” do słuchacza, daleko w tyle zostawiając instrumentalistów. Jednakże, w głębszym głosie Boba Dylana, o którym jeszcze nie wspomniałam, kable ujawniły ze zdwojoną mocą pewien nieco drażniący dla mnie efekt syczenia przy niektórych spółgłoskach, którego wcześniej – przy kablach Acrolinka nie odbierałam nieprzyjemnie. Taurus brzmiał tu jeszcze ciekawiej, pojawiło się jeszcze więcej przejrzystych szczegółów współistniejących w potężnej ścianie dźwięków, które jednak nie zlewały się w „galaretę”. Ogólnie rzecz ujmując, kable wydobyły zalety, ale i wady nagrania, co może czasem oznaczać rozczarowanie. Okazało się jednak, że najbardziej zadziwiająca zmiana kabli miała dopiero nastąpić: Crystal Cable sprawił, że słuchając Infected Mushroom, a zwłaszcza Eda Sheerana, miałam wrażenie, że to inne utwory, jakby zmieniła się barwa, dźwięk stał się ciemniejszy, pojawił się pogłos, który zapewne istniał w nagraniu, a który dopiero teraz został wydobyty przez kabel. Ponieważ tych utworów słuchaliśmy na początku sesji z Crystal Cable, a zmiana przyniosła tak powalający efekt, utrzymał się on w moim umyśle w dalszej części „programu”, wpływając na odbiór fragmentów muzyki Dylana, Nat ‘King’ Cole’a i Emersona. Trudno było mi się skupić na uchwyceniu różnic między obecnym a wcześniejszym kablem, bo muzyka po prostu sprawiała mi tak wielką przyjemność, że nie myślałam, „po co” jej słucham. A koniec końców, o to właśnie przecież chyba chodzi. Podsumowując, chciałam podkreślić, że – jak stwierdzili to również inni uczestnicy spotkania – brakowało mi próbki z muzyki klasycznej. Chociaż słucham jazzu, znam twórczość Dylana, często słucham też starego progresywnego rocka (z elementami elektronicznymi jak u ELP), to współczesna muzyka pop czy elektroniczna – jak w wykonaniu Infected Mushroom – była tu nowym doświadczeniem. Jednak, mimo wszystko, jeszcze bardziej miarodajne byłoby porównanie z tym, co znam najlepiej, czyli z instrumentarium orkiestry symfonicznej lub grającej muzykę dawną. I to moje jedyne zastrzeżenie dotyczące tego skądinąd niezwykle inspirującego doświadczenia. Krzysztof Jako gość i absolutny debiutant na spotkaniach Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego nie czuję się specjalnie uprawniony do wydawania sądów w materii dźwiękowej, zwłaszcza że ocenę utrudnia mi brak muzyki klasycznej, przede wszystkim wokalnej, z którą mam do czynienia na co dzień. Pomimo tych ograniczeń mogłem posłuchać wykonawców reprezentujących różne epoki, style i gatunki, co pozwoliło mi wyrobić sobie wstępne zdanie na interesujący nas wszystkich temat, czyli zmian, jakie wprowadziły nowe kable Siltech i Crystal Cable do systemu Pana Tomka. Zmian, dla których punktem odniesienia były cenione Acrolinki 7N-PC9500. Podczas pierwszej serii odsłuchów wykorzystaliśmy zastane okablowanie i muszę przyznać, że w porównaniu z kolejnymi zestawami wypadło ono najsłabiej, co można pokazać na dwóch przykładach: pierwszych minut suity Tarkus grupy Emerson, Lake and Palmer i piosenki Nat King Cole’a But Beautiful z albumu The Very Thought of You. W pierwszym przypadku miałem wrażenie kompletnego chaosu dźwiękowego, w drugim zaś aksamitny głos amerykańskiego śpiewaka wydawał się zbyt wysunięty do przodu i agresywny, a wyeksponowane głoski szeleszczące odbierały mi przyjemność ze słuchania tego utworu. Problem z Nat ‘King’ Colem zniknął wraz ze zmianą kabli na Acrolinki, które mają tendencję do lekkiego wycofywania głosu ludzkiego i łagodzenia konturów, bez utraty szczegółowości i selektywności, dzięki czemu towarzysząca śpiewakowi orkiestra Gordona Jenkinsa nie brzmiała tak ostro, jak poprzednio. Równie dobrze wypadł Bob Dylan w przepięknej balladzie You’re a Big Girl Now, wciąż natomiast pozostawał niedosyt przy słuchaniu ELP, zaś transowa muzyka Infected Mushroom wydawała się mniej przekonująca. Tarkus nabrał życia i właściwych proporcji dopiero przy kablach Siltecha, scena muzyczna stała się wreszcie uporządkowana i nie miałem wrażenia chaosu. Dynamika była znacznie większa, lepiej niż poprzednio zabrzmieli Ed Sheeran i Infected Mushroom, natomiast Nat ‘King’ Cole i Bob Dylan wypadli nieco inaczej, choć trudno powiedzieć, czy lepiej. W ich przypadku nie chodziło o różnicę w jakości brzmienia, tylko o coś mniej uchwytnego, czego przy tak krótkim odsłuchu nie jestem w stanie poprawnie zdefiniować. Podsumowując ten etap porównań, powiedziałbym, że Siltech wygrał „na punkty”, ale nie była to wielka przewaga, a przecież nie usłyszeliśmy ani kameralnych składów jazzowych, ani muzyki symfonicznej (przydałaby się dogrywka). Po przerwie przeszliśmy do ostatniego etapu, czyli bezpośredniego porównania dwóch nowych kabli sieciowych i chyba w tym aspekcie zdania uczestników spotkania były najbardziej podzielone. Do odsłuchów doszły dwie nowe płyty jazzowe, Rosemary Clooney i tria Oscara Petersona, zastępując Emersona i Dylana. Kabel The Ultimate Dream zaskoczył mnie pozytywnie, jako że nigdy wcześniej nie słuchałem produktów z firmy Gabi Rijnveld, w dodatku sprawdził się bardzo dobrze zarówno w dynamicznej muzyce Eda Sheerana i Infected Mushroom, jak i – co dla mnie znacznie ważniejsze – w kameralnym składzie jazzowym. Dźwięki kontrabasu Raya Browna i perkusji Eda Thigpena nie przytłaczały i nie tłumiły pianisty, a takie miałem wrażenie, gdy słuchałem tego standardu na Siltechu. Bardziej problematyczna okazała się muzyka wokalna, czyli Nat ‘King’ Cole i Rosemary Clooney, w ich głosach dostrzegłem elementy niepożądane, podobnie jak w brzmieniu towarzyszących im zespołów, ale to wrażenie pojawiło się dopiero jakiś czas po zakończeniu spotkania i musiałbym wrócić do tego zestawu, by raz jeszcze się mu przysłuchać. Jarek Waszczyszyn Jestem z krwi i kości inżynierem, stąd wpływ kabli sieciowych na dźwięk jest dla mnie doświadczeniem z pogranicza magii, albo kosmosu o innej krzywiźnie czasoprzestrzeni… Ale pierwsza zmiana na Acrolinka już pokazała, co się święci. Znam te kable od 10 lat, i wiem co potrafią. Zastosowanie sieciówki Acrolinka jest zazwyczaj jak zdarcie kurtyny. |
Stąd bardzo byłem ciekaw Siltecha Triple Crown. I to było TO, jeśli chodzi o prawdę. Bo prawda jest taka, że jesteśmy przeładowani informacjami, ale nieprawdziwymi. To niestety robi CD – podaje jak na talerzu śmieci, które przeszkadzają. Stąd takie zachwyty nad winylem lub taśmą. Siltech był ciemny, nie był zawalony sztucznymi błyskotkami. I właśnie wtedy zaczęła swingować orkiestra z Nat ‘King’ Cole’a. Wreszcie usłyszałem też dialog pomiędzy lewą a prawą ręką organów Keitha Emersona. Pomiędzy orkiestrą a wokalistą. Nawet grzybki były zainfekowane jakoś ekscytująco. Wybitny kabel. Nie mogę się doczekać, kiedy zagra z moją elektroniką u Janusza. To może być wybitny realizm. A na koniec Crystal Cable. Od razu mówię, że widać tam kobiecą rękę. One są śliczne! Ale znam Crystala z wielu systemów, sam czasami gram na nich na prestiżowych wystawach. Mogę się zgodzić z moimi kolegami, według których sieciówka Crystal The Ultimate Dream jest mniej „prawdziwa” niż Siltech. Ale do tego systemu to było bingo! Przypominam, że transport CD, preamp, końcówka są w cenie kabli, o i ile nie tańsze. Taki system ma ograniczenia, przede wszystkim w dynamice. I właśnie Crystal zrobił efekt wejścia ładnej sekretarki na zebranie rady nadzorczej banku, wszystko się ożywiło, nabrało kolorów. Być może, systemy bardziej żywe lepiej utrzyma w ryzach Siltech. Ale w tym przypadku - Viva Crystal! Wielkie dzięki za wizytę! Tomek Muszę przyznać, że kable zasilające Triple Crown od Siltecha zrobiły na mnie niemniejsze wrażenie, niż dwa lata temu ich odpowiedniki w postaci interkonektów. Co prawda ze względu na dużą liczbę uczestników spotkania siedziałem bardzo blisko jednego z głośników, warunki odsłuchowe miałem więc utrudnione, ale mimo to byłem w stanie dostrzec wiele cech dźwięku nowych kabli Siltecha, które po prostu deklasowały zarówno mój (prawie) wyjściowy zestaw kabli, jak i zestaw oparty o Acrolinki. Zachwycił mnie przede wszystkim rytm, energia, głębokość basu i oddanie kontrastów dynamicznych na tytułowym utworze z przygotowanej przeze mnie na ten odsłuch najnowszej płyty duetu Infected Mushroom pt. Return To The Sauce. Poczułem się przez moment jak na ich występie live, który miałem przyjemność obejrzeć niecały miesiąc temu w Mediolanie. Na wybranym przez Bartka ostatnim albumie Eda Sheerana kable zasilające Siltecha potrafiły ze skompresowanego i nijakiego (brzmieniowo) utworu zrobić audiofilskie wydarzenie. Nie zawiodłem się również na najnowszych sieciówkach Crystal Cable. Zagrały one trochę inaczej niż Siltechy, ale zaprezentowały równie wysoki poziom i kulturę brzmienia. Niczym by jednak był odsłuch samych tych kabli, gdyby nie obecność na spotkaniu Gabi i Edwina, których to drugi raz mieliśmy już przyjemność gościć na spotkaniu Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, a których to uważam za najciekawsze osobistości jakie kiedykolwiek miałem okazje poznać, i to nie tylko w branży audio. Nieziemskie wprost wiedza i doświadczenie Edwina, całkowicie nienarzucająca się umiejętność ich przekazania rozmówcy, w połączeniu z perfekcyjnym angielskim, z idealnie zrozumiałym w naszej części kontynentu akcentem, powodują, że mógłbym słuchać go całymi godzinami. Z wielkim bólem przyszło mi po kilku dniach rozpinanie tego zestawu kabli, aby zwrócić go właścicielowi. Na razie słucham wyłącznie radia, żeby przyzwyczaić nieco słuch do tego, co usłyszę na posiadanym przeze mnie okablowaniu, aby zmniejszyć ten szok. Rysiek B. Wizyta w Zakonie. Tym razem nasze 109. spotkanie osobiście zaszczycili Gabi oraz Edwin van der Kley z firm Crystal Cable i Siltech. Powód był nie byle jaki – debiut najnowszych i topowych kabli zasilających tych firm. Jak grało ? Wystartowaliśmy od kabli sieciowych VOVOX model, na stałe rezydujących w systemie Tomka. Za podsumowanie mojej sonicznej oceny podpadłem dwu Przyjaciołom na raz: Teraz zapinamy Siltechy Triple Crown i od razu mamy dużą zmianę, ale tym razem już w ramach tej samej klasy co wyżej. Krótko mówiąc, to różne estetyki, obydwie na najwyższym poziomie. Moje natychmiastowe skojarzenie odesłało mnie do spotkania KTS #108, tj. Kondo Ongaku vs Ancient Audio Silver Grand Mono. Siltech to: dojrzałość, równowaga, gęstość, genialna muzykalność – pokazuje on piękny i bogaty świat. Acrolink to: dynamika, niespotykane bogactwo barw, czystość, szczegółowość i holografia – świat bywa bogaty, ale nie zawsze piękny. Ukochani w muzyce i High-Endzie, wybieracie sami we własnym raju – tylko wy możecie oceniać, co jest wam potrzebne. Na deser, po „papieskich” kremówkach z Wadowic podłączyliśmy na krótko Crystal Cable The Ultimate Dream. Po Siltechu i kremówkach to była jazda: dynamika, emocje, doskonałe basisko, muzyka z płyt naszych młodych zakonników KTS uniosła nas na inny poziom. Starych mnichów z zakonu to nie kręciło, ale co na to Tomek i Bartek ? Pewnie sami napiszą. Zostańcie z High-Endem – wasz Rysiek. PS Bartosz Pacuła Spotkanie z topowymi kablami sieciowymi Siltecha i Crystal Cable było, jak się można domyślić, przeżyciem wyjątkowym. I to nie tylko dlatego, że z ich możliwościami mogłem się zapoznać w wyjątkowym towarzystwie szefostwa obu firm. Kable te okupują w naszym świecie audio sferę najwyższego, najbardziej wyrafinowanego high-endu dostępnego nielicznym. I nie odnoszę się tutaj tylko do grubości portfela, ale właśnie audiofilskiego obycia. Spotkanie z tymi sieciówkami zapamiętam na długo - i to z dwóch powodów. Po pierwsze, urzekła mnie elegancka, minimalistyczna pod względem wizualnym propozycja od Crystal Cable. Topowe przewody sieciowe tego producenta nie tylko zaoferowały znakomity dźwięk, tj. gęsty, ale nie przymulony; dynamiczny, ale nie agresywny, ale udowodniły też, że wszystkie próby obalania audiofilsko-kablarskich „mitów” są śmiechu warte. W końcu jednym z naczelnych "dowodów" na to, że kable nie działają, ma być argument autosugestii: jeżeli kabel jest gruby i czerwony, to wpływa na to, że audiofile postrzegają dźwięk jako duży i ciepły. Tymczasem holenderskie kable są niezwykle cienkie i białe - a potęga ich dźwięku jest momentami niewyobrażalna. Nieco więcej problemów mam z topowymi sieciówkami Siltecha. Obiektywnie, o ile możemy o czymś takim w tym kontekście mówić, są one lepsze od kabli Crystala. Brzmienie systemu z nimi na pokładzie było bardziej aksamitne, głębsze, wypełnione różnymi detalami. Także prezentacja sceny dźwiękowej robiła większe wrażenie z Siltechami. Tak się jednak dzieje w przypadku, kiedy odpalamy dobrze nagrany album. Bo sieciówki Siltecha - muszą to Państwo wiedzieć - nie wybaczają błędów. Ze słabo nagranymi i/lub wydanymi krążkami obejdą się bez pardonu, bezlitośnie punktując ich wady. Dochodzi więc czasami do takiej sytuacji, że niektórych płyt po prostu nie da się słuchać; po obnażeniu ich słabości już nie zechcemy do nich wrócić. Dlatego ja sam - jako człowiek, który ma w swojej kolekcji sporo źle nagranych rzeczy, głównie ze świata rocka i metalu - skłaniałbym się ku propozycji Crystal Cable. Być może coś stracę, ale za to zachowam spokój ducha, gdy zdecyduję się na odsłuch słabo zrealizowanej płyty. Janusz Vovox Acrolink Siltech Gdy zaczyna się dźwięk, pierwsze wrażenie, wręcz nieodparte, to jak inaczej to brzmi. Bo przecież w Acrolinku poszczególne dźwięki są tak bezpośrednie, czyste, czytelne, dźwięczne. A tu prezentacja jest trochę inna. Szok. Tak, ale nie do końca. Trochę tak jak widok pięknej pojedynczej barwy, np. bieli, z odległości kilkunastu metrów i tej samej barwy w otoczeniu różnych kolorów. To w dalszym ciągu ta sama biel, ale nasze oko jest zaburzone również kolorami znajdującymi się obok. Stąd Acrolink pokazuje pewne dźwięki wyraźniej, bowiem nie przekazuje informacji o innych. Dlaczego? Bo ich tam nie ma. Taka prezentacja dźwięku, jak w Acrolinku, jest typowa praktycznie dla wszystkich kabli, z mniejszą lub większą wiernością. Czy to interkonektów, kabli głośnikowych czy sieciówek. Oczywiście, podstawową różnicą we wszystkich pozostałych kablach jest stopień zachowanie równowagi tonalnej oraz oddanie prezentacja dźwięków bliższych tym, które znamy z doświadczenia. Żaden ze znanych mi kabli głośnikowych nie idzie w takim kierunku jak Siltech. Maksymalne nasycenie, gęstość szczegółowości przekazu muzycznego w połączeniu z muzykalnością. Nie będę się zbytnio rozwodził nad prezentacją przez ten kabel głosów ludzkich. Powiem tylko tyle: można usłyszeć czy artysta odwala „chałturę”, czy naprawdę przeżywa swój występ. Dodatkową cechą, niewystępującą u konkurencji w takim stopniu, jest prezentacja dźwięków w naturalnej, albo w podświadomie akceptowalnej przez naszą pamięć, wielkości, tej znanej z prezentacji na żywo, albo naszego wyobrażenia o niej. Coś wspaniałego. Żaden zakres nie wydaje się uprzywilejowany. Wszystkiego jest tyle, ile na nagraniu. Po prostu jest dobrze. Powiem więcej – jest wyśmienicie! Wiciu Po zmianie kabli z Vovox na Acrolink 9500 brzmienie stało się bardzie przytulne, cieplejsze z ładnie brzmiącą średnicą. Zwróciłem na to uwagę w nagraniu Bob Dylana You’re A Big Girl Now z albumu Blood On the Tracks. Jest tam kilka akustycznych gitar, które wraz z głosem bardziej ujęło moje serce, a może uszy z Acrolinkiem? Podmiana na Siltech Triple Power Cord spowodowała wyeksponowanie detali przekazu. Tarkus ELP zabrzmiał wartko, selektywnie (brzmienie przypominało mi przekaz z odsłuchu na kablach VOVOX). Przynajmniej wydała mi się podobna filozofia brzmienia. Muszę tu przyznać, że dawno nie byłem u Tomka i musiałem przyzwyczaić się do brzmienia miejsca, zestawu. A ponieważ do porównań ruszyliśmy z marsza, albowiem odsłuch zaczął się ze sporym opóźnieniem i nie było już czasu do stracenia, to i na gry wstępne nie było już czasu. Bardzo spodobały mi się na Siltechu nagrania Ed Sheerena i Infected Mashrooms – energetyczne, z selektywnym, pulsującym basem, doskonale wyodrębnionymi składowymi poszczególnych instrumentów. Dałem 3:2 dla Siltecha, bowiem nagrania Dylana i Nat King Cole’a bardziej podobały mi się w ocieplonej wersji Acrolinka. Natomiast gwoździem programu okazało się porównanie Siltech Triple Power Cord z Crystal Cable The Ultimate Dream. Crystal zagrał wzmożonym basem. Zignorował górne pasma. W utworze Infected Mushrooms wydawało się, że membrany głośników Dynaudio C4 zostaną wyrwane z posad i obserwowałem je z uwagą, by niczym George Bush Junior w razie zagrożenia zręcznie uchylić się przed nadlatującymi membranami (nieco starsi czytelnicy może pamiętają te sceny z sandałami z Iraku). Bałem się, że albo odlecą membrany, albo cewki pójdą z dymem, bowiem tak bas nagrania został wzmocniony. Inne przekazy jak Ed Sheeran czy trio Oscara Perteresona zdecydowanie wolałem w Siltechu. Różnica między tymi dwoma kablami jest wręcz podręcznikowa i może być świetnym przykładem dla niewierzących, że kabel zasilający ma znaczenie! Państwo van der Kley przygotowało świetną, komplementarną ofertę dla audiofilów – masz do wyboru dwa zupełnie inaczej grające kable. Tu nie ma cienia wątpliwości, że grają całkowicie odmiennie. Zatem albo owies, albo siano, a nie jakiś owies GMO lub owies BIO i bądź tu mądry i pisz wiersze. Wielbiciele detalu i szerokiego spektrum dźwięku – Siltech, miłośnicy basu i dolnego wykopu – Crystal Cable. Post scriptum – ze spotkania wyszedłem niezdecydowany co do tego, czy nowy kabel Siltecha jest przełomowy w stosunku do Acrolinka 9500, ale potem miałem krótką okazję na ponowne spotkanie z tymi kablami. Posłuchaliśmy u Janusza kilka dni później Siltecha podpiętego jedynie do napędu CD z pięcioma innymi kablami Acrolink 9500 na innych elementach systemu. I wtedy Siltech mnie zaintrygował. Szczególnie w kiepskim nagraniu Stabat Matter Pergolessiego w wydaniu Harmonia Mundi z Adreasem Schollem na wokalu. W sposób tajemny, mistyczny i niezgłębiony opanował przesterowanie tej płyty. Dało się jej słuchać na tym kablu. Od tego momentu zrozumiałem, że Siltech Triple Crown Power jest kablem wyjątkowym. Konieczna jest bliższa znajomość, która może nic nie znaczyć i być jedynie przelotna, ale równie dobrze może przekształcić się w trwałą fascynację, a wtedy biada wam portfele. Aha, Tomku, Twój system bardzo mi się spodobał i płyta też. Dobrze, że w KTS jest młoda krew i inna muzyka. Chętnie posłucham innych propozycji. Tak trzymać!!!! Podsumowanie, czyli Wojciech Pacuła Trzeba przyznać, że w tym systemie kable Siltecha były o wiele lepsze niż Acrolinki. Może ich nie zdeklasowały, bo japońskie kable pokazują niesamowitą energię i barwę, ale z Siltechami dostaliśmy więcej informacji, a jednocześnie dźwięk był ciemniejszy – rzecz w high-endzie podstawowa. Wszystko nabrało ciała i życia. Siltech znacznie lepiej różnicował plany dźwiękowe, zarówno na poziomie usytuowania źródeł pozornych na scenie dźwiękowej, jak i na poziomie barwy. Acrolinki wydawały się w tym porównaniu zbyt „zbite” i za mało selektywne, chociaż w porównaniu z niemal wszystkimi innymi kablami, jakie słyszałem to właśnie Acrolinki zachwycały rozdzielczością. Ale właśnie na tym polega porównanie i nauka – dopóki nie usłyszymy czegoś lepszego, tym najlepszym jest to, co znamy. Z tym większą ciekawością wysłuchałem więc kabli Crystal Cable. Chociaż ich cena nie odbiega znacząco od kabli Siltecha, to spotykam się często z lekceważącym podejściem do nich, „bo to przecież bardziej ozdoba niż kabel”. Prawda jest inna. Myślę, że Gabi i Edwin celowo, z rozmysłem przygotowali dwie, odmienne dźwiękowo propozycje. Crystale grają bowiem niebywale ciepłym, pełnym dźwiękiem. Instrumenty podają w mniejszej skali niż Siltech nie są też tak rozdzielcze i selektywne. Tyle tylko, że w wielu systemach to właśnie one pozwolą na osiągnięcie właściwego balansu – a synergia, czy jak tam to nazwiemy, jest w audio najważniejsza. Od kilku lat korzystam z interkonektów Crystal Cable Absolute Dream na zmianę z Siltechami Triple Crown, ponieważ są urządzenia, które wymuszają takie, a nie inne zestawienie. Jeśli coś w systemie irytuje, drażni, jest rozjaśnione itp., wówczas Crystale doskonale to opanują i zamienią w muzykę, pozostając bardzo wysoko na skali jakości. Poświęcą nieco rozdzielczości i rozmachu, ale może się okazać, że będą tym elementem, który pozwoli cieszyć się muzyką bez oglądania się na technikę. A Siltechy? Cóż – to obok kosztującego 36 000 zł za 1,5 m japońskiego Harmonixa X-DC Studio Master Million Maestro najlepszy kabel sieciowy, jaki kiedykolwiek słyszałem. Gabi, Edwinie – tot een volgende keer! SYSTEM UŻYTY DO ODSŁUCHÓW
Transport Compact Disc: Ayon Audio CD-T |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity