Krakowskie Towarzystwo Soniczne Spotkanie #108 Kondo ONGAKU
Producent: AUDIO NOTE Co., LTD. |
d samego początku było jasne, że kiedy tylko wzmacniacz Kondo OnGaku trafi do mnie do testu, będę chciał posłuchać go razem z przyjaciółmi z Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Takie spotkania są dla nas nie tylko okazją do rozmowy i posłuchania muzyki, ale przede wszystkim nauką, niezależnie od tego, czy dany produkt trafia w nasze oczekiwania i wyobrażenia, czy się z nimi rozmija. Każdy kolejny odsłuch sprawia bowiem, że wiemy więcej. Nie znaczy to oczywiście, że „wiemy” to samo – każdy z nas jest inny i w konfrontacji z urządzeniami audio reagujemy zarówno emocjonalnie, jak i racjonalnie, a i e-moveo, i interpretacja ratio są osobiste, każdy ze słuchających odnosi je do własnych doświadczeń i do tego, jak wyobraża sobie „dźwięk absolutny”. Spotkanie KTS-u z OnGaku miało miejsce po zakończeniu testów u mnie. Wzmacniacz przewieźliśmy do Janusza cztery dni wcześniej, ponieważ urządzenia tego typu potrzebują kilku dni, aby się „ułożyły”, chodzi przede wszystkim o transformatory wyjściowe. Ponieważ system Janusza jest „zamknięty”, na stoliku, na którym stoi nie ma miejsca na inne urządzenia. Jeśli chcemy coś w nim przesłuchać, trzeba wymieniać odsłuchiwane urządzenia – jak to miało miejsce z CD-35 Ayona - albo przygotować osobny stolik – jak z systemem Vivaldi firmy dCS. OnGaku wymusił na nas to drugie. Firma Audio Center Poland wypożyczyła nam modułowy stolik Naim Audio Fraim, który był na tyle „mobilny”, że mogliśmy go ustawić w dowolny sposób. Na półce ustawiliśmy odtwarzacz Ancient Audio Lektor Grand SE. Wzmacniacz Kondo miał być porównywany do wzmacniacza Ancient Audio Silver Grand Mono. Obydwa to wzmacniacze typu SET, lampowe, niskiej mocy, z kultowymi triodami na wyjściu i srebrnymi transformatorami wyjściowymi. Różnią się z kolei typem użytych lamp, ich ilością, a także mocą: Ancient Audio – 2 x 300B | 2 x 18 W, Kondo – 211 | 2 x 27 W. Wzmacniacze sterowane miały być z regulowanego wyjścia odtwarzacza CD, pomimo że OnGaku jest wzmacniaczem zintegrowanym – w jego przypadku gałkę siły głosu ustawiliśmy tak, aby symulował czułość wejściową końcówek mocy Ancient Audio. Połączenie między odtwarzaczem i wzmacniaczami zapewniał interkonekt Siltech Triple Crown, a między wzmacniaczami i kolumnami Sonus faber Electa Amator (I) kable głośnikowe Siltech Double Crown. Zasilanie w całości prowadzone było kablami Acrolink Mexcel 7N-PC9500, a kondycjonowanie napięcia zapewniane było przez kondycjoner Ancient Audio Re-Generator. JAK SŁUCHALIŚMY Metodologia była prosta i wynikała z ograniczeń związanych ze wzmacniaczami lampowymi i wymogów narzucanych przez czas potrzebny na przepięcie wzmacniaczy. Najpierw wysłuchaliśmy więc wzmacniacza Kondo, następnie wymieniliśmy jego lampy sterujące na inne, aby stwierdzić, w jakim stopniu wpływają na dźwięk, powtarzając odsłuchy części płyt, a na koniec tych samych płyt posłuchaliśmy ze wzmacniaczem Ancient Audio, zachowując ich kolejność i długość słuchanych fragmentów. Dotychczas w niemal wszystkich ze stu siedmiu spotkań KTS-u, jakie miały miejsce, wyglądało to w ten sposób, że uczestnicy zajmowali swoje ulubione miejsca, na których siedzieli do końca spotkania. Oznaczało to, że tylko jedna osoba ma idealne miejsce odsłuchu, dwie siedzące za nią nieco gorsze, ale całkiem niezłe, a pozostałe lokalizacje obarczone są licznymi kompromisami. Ponieważ jednak trwa to już wiele lat, „nauczyliśmy się” z tym żyć i brać na to poprawkę. Co jakiś czas trzeba jednak coś zmienić, żeby przyzwyczajenie nie zmieniło się w rutynę. Kiedy zaczniemy słuchać rutynowo, trzeba będzie przemyśleć sens spotkań… Mówię to nieco na wyrost, ponieważ póki poziom emocji podczas odsłuchów jest niezwykle wysoki. Ale zmiany są konieczne. Do pomysłu zainspirował mnie Janusz, który poprosił, aby każdy z nas na spotkanie przyniósł jedną płytę. Zawsze coś ze sobą przynosimy, ale tym razem miał to być jeden, wybrany krążek, a nie siatka przypadkowo zgarniętych ze stołu :) Pociągnąłem więc ten pomysł dalej i wymyśliłem, że każdy będzie siadał na tym jednym, najlepszym miejscu, aby wysłuchać właśnie swojej płyty. Przed odsłuchem miał na jej temat powiedzieć kilka słów, na przykład dlaczego ją wybrał, czego mamy szukać itp. Myślę, że pomysł wypalił i chciałbym ten sposób słuchania kontynuować. Po każdej płycie dana osoba wypowiadała się na temat dźwięku, a inni dodawali coś od siebie. Zdecydowałem, że nie będę niczego moderował, ani nagrywał, ale poproszę o komentarz mailowy, już po spotkaniu, żeby każdy mógł sobie ułożyć w głowie to, co słyszał i miał możliwość skonfrontowania tego, co usłyszał z dźwiękiem swojego systemu. Wypowiedzi przytaczam bez skrótów. DŹWIĘK Rysiek B. Dzięki dobrym ludziom, a ostatnio dwóm Wojciechom, Szemisowi i Pacule, wzniosłem się o kolejny szczebel drabiny high-endu. KTS nr 108 zapisuję jako mój kolejny przełomowy w historii. Pozwólcie, abym w sposób telegraficzny i zapewne nie respektujący kolejności zdarzeń, przypomnę poprzednie nasze "kamienie milowe": A teraz w jaskini kolegi Janusza gościliśmy Cesarza high-endu Kondo OnGaku. Porównanie Japońskiej Legendy i Silver Grand Mono krakowskiej firmy Ancient Audio wydawało mi się – przy trzykrotnej różnicy cenowej wzmacniaczy – mało profesjonalne, ale się myliłem. A jednak – wiedząc, że polecą gromy – napiszę o ich spotkaniu prosto, może banalnie, ale tak to czułem. Wzmacniacze, obydwa bliskie mojego ideału dźwięku, choć zasadniczo różne obnażyły wzajemnie swoje słabości i zalety. A oto, co usłyszałem; Pozwólcie proszę, jak dziecku, pomarzyć o połączeniu zalet obu wzmacniaczy, bo wreszcie znalazłem świętego Graala. Zapewne poza fanami Panów Wojciechów Pacuły i Szemisa, czcigodni konstruktorzy i producenci mojego wywodu nie przeczytają, a szkoda, bo mogliby bez wstydu się poprawić, podobnie jak Chopin robił ze swoimi dziełami. Wszystkie wyżej wymienione sesje utwierdzają mnie w opinii, że high-end łączy w sobie cechy dźwięku obecnego na każdym z w/w spotkań KTS. Domowy high-end to spójne połączenie tego, co słyszą mikrofony, tworzy reżyser dźwięku i odtwarza nasz system ze spektaklem live w najlepszej sali koncertowej. Kończąc – żal, że ideały nie istnieją, ale jakże fascynujące jest ich poszukiwanie. Jarek Waszczyszyn Przede wszystkim, chciałbym bardzo podziękować Januszowi oraz Wojciechom za zorganizowanie spotkania! Na spotkanie przyszedłem więc mocno podkręcony. I jak to bywa, marzenia i wspomnienia nie przystały do rzeczywistości. Akurat dwa dni pod rząd słuchałem tańszych, ale bardzo dynamicznych zestawów. I pierwsze wrażenia po odsłuchu OnGaku miałem bardzo przeciętne. System u Janusza i Silver Grand Mono znam bardzo dobrze, nawet z monitorami Sonus faber potrafił zagrać ze zróżnicowaniem barw, dynamiki, przestrzeni. Tymczasem z OnGaku wszystko zagrało bardzo jednostajnie, a moja płyta była klapą spotkania. Kładłem to na karb zbyt krótkiej akomodacji słuchu (gram na innym zestawie, mój pokój ma inną akustykę). Najgorsze, że jakoś nie mogłem wejść w ekstazę, którą kilku kolegów czuło bezwarunkowo. Miałem kiedyś kilka razy taką sytuację, że mój słuch był przyzwyczajony do pewnych przerysowań w moich poprzednich systemach i możliwość sporego błędu brałem pod uwagę. Stąd chwila prawdy dla mnie nastąpiła, kiedy przełączyliśmy wzmacniacz na Ancient Audio. Moje uszy okazały się jednak OK. Po płaskim, mało ciekawym dźwięku OnGaku dostałem to, czego mi brakowało - dynamikę, a zwłaszcza jej zróżnicowanie, paletę barw no i oddanie przestrzeni nagrania, czyli rozmieszczenie instrumentów na scenie, akustykę sali. Na płycie, którą przyniósł Wiktor słyszałem szum samochodów na zewnątrz sali koncertowej. To wrażenie przestrzeni było tak naturalne, że dopiero zatrzymanie płyty uświadomiło mi, co się stało. Fortepian i saksofon z płyty The Peacocks stały się żywe, a nie nagrane 50 lat temu. To samo z gitarą Marka Knopflera. To były emocje. Ale OnGaku w konfrontacji z Silver Grand Mono pokazał też swoje mocne strony. Otóż japoński wzmacniacz był absolutnie gładki. Silver Grand jednak czasami coś prezentował za ostro. Gdybym taką gładkość mógł dodać do mojej konstrukcji! Po spotkaniu przegadaliśmy z Januszem trochę czasu, bo jak zwykle emocje grały długo po wyłączeniu prądu. To był wyjątkowy wieczór. Janusz stwierdził podczas spotkania, że gdyby ktoś zaoferował Ongaku (bez możliwości odsprzedaży!) w zamian za Silver Grand Mono, on by z tego nie skorzystał. W pełni się z nim zgadzam. Jak również z inną jego uwagą. Otóż OnGaku był szczytem techniki lampowej z lat 70. Stworzył kanon bezkompromisowego wzmacniacza lampowego: bezpośrednio żarzone triody, brak pętli sprzężenia zwrotnego, lampowy prostownik, srebrne okablowanie i transformatory. Ale dla mnie to był tylko punkt startu do projektowania. Konstrukcja Ancient Audio rozwinęła zarówno stosowane rozwiązania (zwłaszcza zasilacz) jak i bazę elementową i materiałową (Teflon w kondensatorach i transformatorach , ultraszybkie kondensatory elektrolityczne). To już nowy wiek, nowa jakość. Może nie każdemu to odpowiada, bo pokazuje nagą prawdę o wszystkim, co jest na płycie. To jest cel, do którego jako konstruktor dążę i np. dlatego chylę czoło przed twórcami dCS-a, którzy przegonili mojego Lektora Granda w realizmie muzyki. I coś mi się wydaje, że Hiroyasu Kondo też tego szukał. OnGaku jest, był i będzie symbolem. Młodszym czytelnikom wypada coś podrzucić z kontekstu historycznego - otóż w latach 70. prymat tranzystora nad lampą był bezdyskusyjny, prymat megakoncernów nad samotnymi konstruktorami niepodważalny. Człowiek, który miał odwagę samotnie się temu przeciwstawić był więc gigantem. Mariusz Najpierw kilka słów o porównaniu lamp. Zasadnicze różnice pomiędzy tymi prezentacjami polegały na przesunięciu sceny w drugim wariancie wyraźnie poza linię głośników. W ten sposób z pozycji uczestnika spektaklu wchodzimy w rolę obserwatora. Po drugie istotnie zmieniła się równowaga tonalna: ubyło sopranów na rzecz dopalenia górnej średnicy. Jak zwykle w takim przypadku dźwięk staje się bardziej substancjalny dając większy komfort obcowania z autentycznym spektaklem o energetycznym przekazie. Nachalność prezentacji triangla z lampami, w które wzmacniacz jest standardowo wyposażany być może wywołuje audiofilskie emocje, jednak na żywo nigdy nie widziałem triangla przed orkiestrą i dlatego tym razem również „dziękuję” za taką prezentację. Do odsłuchu wybrałem płytę Verdi Choruses, bo to jedna z wybitnych realizacji Dekki, którą znam dobrze z pierwszego tłoczenia LP. To bardzo złożona materia muzyczna, która szczególnie dla systemów lampowych małej mocy stanowi wyzwanie. Całościowo prezentację oceniam jako rozczarowującą, biorąc pod uwagę jakość i cenę wszystkich składników systemu. Chyba nie wszystkie się tutaj z sobą „lubią”. Nawet przypuszczam kto (co) tutaj robi focha. Teraz Kondo vs. AA. AA z większą swobodą napędza monitory SF. Gra wyższą i szerszą sceną. To może się podobać. Z drugiej strony dźwięk jest jaśniejszy. A na sopranach pojawiło się wyraźnie podkolorowanie. Jestem tym zaskoczony, bo znam ten system dobrze i wcześniej tego nie słyszałem. Takiego defektu nie akceptowałbym nawet w budżetowych systemach. Jedyne wytłumaczenie, jakie przychodzi mi do głowy to szalejący w Krakowie smog... Ponieważ Kondo gwarantuje większy komfort odsłuchu, pomimo pokusy rozwinięcia sceny, wybieram OnGaku. Jednak trudno dzisiaj mówić o audiofilskiej nirwanie. Właściwie tylko słuchając gitary Marka Knopflera pojawiła się namiastka muzycznej magii, która może być jakimś odbiciem legendy OnGaku. Wiciu Musiało minąć 20 lat od kwietnia 1973 roku, kiedy po raz pierwszy usłyszałem koncertową wersję Strange Kind of Woman w niedzielnej audycji marka Gaszyńskiego i Witolda Pogranicznego, zanim 30 października 1993 roku usłyszałem ją na żywo w Zabrzu. O lampowym wzmacniaczu OnGaku prawdopodobnie usłyszałem w połowie lat 90. minionego wieku. Na sprawdzenie jego brzmienia nie musiałem czekać tak długo, jak na koncert Deep Purple, bowiem właściciel Zena Studio w Krakowie, bodajże wczesną jesienią roku 1997, umożliwił ciekawym - już wtedy - legendy wysłuchanie możliwości brzmieniowych tego wzmacniacza. Pamiętam, że prezentacja ta nie zrobiła wtedy na mnie szczególnego wrażenia. I ponownie musiało upłynąć 20 lat, by nadarzyła się okazja usłyszenia tego wzmacniacza w bardziej przyjaznych warunkach, na 108. posiedzeniu Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Zanim przybyli inni uczestnicy spotkania, gospodarz odtworzył dla mnie trzy płyty z koncertami fortepianowymi i symfonią Wolfganga Amadeusza Mozarta. Moje pierwsze wrażenie było stonowane. Pamiętałem bowiem brzmienie systemu gospodarza, więc niezła przestrzenność, klarowność i dystynktywność przekazu muzycznego wydobywana przez OnGaku nie robiła wrażenia. Co więcej, szczególnie w koncertach fortepianowych (Curzon i Goulda wydanych na płytach Esoteric) tutti smyczków raziły ostrością brzmienia, zdecydowanie ponad ich naturalnym brzmieniem. Zatem do odsłuchu przystępowałem już z pewnym, nie ukrywam, sceptycznym nastawieniem. Wydawało mi się, że system uwypukla górną średnicę, czego nie lubię. Jest to często traktowane jako wyraz przejrzystości, klarowności systemu i pomaga w tworzeniu przestrzenności, ale ostatecznie brzmi szklisto i nienaturalnie w odniesieniu do faktycznego brzmienia instrumentów akustycznych. Moja opinia została wywrócona do góry nogami, gdy na odtwarzacz Ancient Audio trafiły płyty mi znane. Pierwsze nagranie z tej grupy to Jimmie Rowles ze Stanem Getzem w nagraniu, w którym fortepian zabrzmiał nisko, naturalnie, bez drażniących podbarwień, natomiast saks tenorowy Getza soczyście. Drugim nagraniem był fragment opery Mascagniego Cavalleria Rusticana. Była to płyta wybrana przez mnie. Zaprezentowana była trochę zbyt cicho, ale zabrzmiała fantastycznie. Jest to kapitalne nagranie inżynierów z wytwórni Decca. Nagranie ma dużo przestrzeni, ale z OnGaku zrobiło się wręcz holograficzne. Wierne, przykuwające uwagę dialogi chóru żeńskiego i męskiego oraz wspaniały głos Pavarottiego. Trzecią płytą, która zabrzmiała inaczej niż zwykle to chorus z Trubadura Verdiego, który często bywa odtwarzany w czasie naszych spotkań. Orkiestra zabrzmiała bez ostrych podbarwień (także flety), a moją uwagę zwrócił wyraziście brzmiący trójkąt jak chyba nigdy wcześniej (ciekawe). Głosy chóru zbalansowane, wybrzmiewające i wciągające w akcję. I na koniec Dire Straits. W ostatnim roku w kilku systemach słyszałem ich płyty. Brzmią ostro i nieprzyjemnie. Tu odtworzyliśmy Six Blade Knife z pierwszego albumu zespołu w wersji Platinium SHM-CD. O dziwo nagranie zabrzmiało bez irytujących podbarwień górnego pasma. Żadnych sybilantów u wokalisty, tak drażniących w innych odtworzeniach. Nie wiem czy kiedykolwiek wcześniej, a uwielbiam ten numer, zdałem sobie sprawę, że Pick Withers gra szczotkami. Szczotki masują membrany bębnów, a bas Illsleya kapitalnie dyktuje pulsację utworu. Bas był wypełniony, gładki, musujący. Po zmianie lamp sterujących brzmienie Ongaku zmieniło się nieznacznie. Już po dwóch, trzech płytach ponownie odtworzonych stało się ewidentnie, że magia holografii zniknęła, a co najmniej jej urok wyraźnie pobladł. Natomiast przybrały na naturalności głosy ludzkie, a także saksofon Getza. Należałoby poświęcić znacznie więcej czasu i posłuchać większej liczby różnych nagrań, by ustawić hierarchię – czy układ pierwszy, czy drugi jest bliższy preferencjom słuchacza. |
Podsumowując - Kondo OnGaku mnie oczarował. Z pozycji umiarkowanego sceptyka, po wysłuchaniu kilkunastu fragmentów w dwu konfiguracjach lamp, chciałbym wołać – „więcej!!!” Ten wzmacniacz ma nieprawdopodobny dar uwodzenia słuchacza. Jak określił to Ryszard S. jest to jak wejście z pięknego i spokojnego Shire niziołków do powabnego świata elfów. Dla mnie to jak kosztowanie ambrozji. Kuszące i powabne. I chciałoby się wychylić kolejny róg. Nie mam pojęcia jak skończyłaby się ta uczta; czy rozsadzającym głowę kacem, czy osiągnięciem wiecznej nirwany. Niemniej zaryzykowałbym, gdyby tylko była taka okazja, i bardzo chciałbym zostać z tym wzmacniaczem i z moją płytoteką sam na sam choćby przez chwilę. Może dowiedziałbym się o niej znacznie więcej niż dzisiaj wiem. Na razie jednak rozsadza moją głowę świadomość jego ceny. Tomek Muszę uczciwie przyznać, że wieczór z OnGaku okazał się dla mnie jednym z najciekawszych, jakie kiedykolwiek spędziłem u Janusza. Realizm prezentacji tego wzmacniacza, na płytach takich jak Filia Praeclara z Divox Antiqua, czy też Les Ambassadeurs Sabine Devieilhe Rameau, był zupełnie niespotykany. Przenosił w całkiem nowy wymiar doznań. Przy bezpośrednim porównaniu z OnGaku, wzmacniacz Ancient Audio zabrzmiał ostro, wręcz jazgotliwie. Oczywiście to spore nadużycie napisać coś takiego, ale w tej konfrontacji, biorąc pod uwagę, że mówimy tu i tu o dźwięku najwyższej próby, takie właśnie odniosłem wrażenie. Wszystkie nagrania muzyki klasycznej, wokalnej, instrumentów „niezamplifikowanych”, jak to mawiam, wypadły na Kondo fantastycznie. Problem zaczął się przy nowoczesnych brzmieniach, jak np. na przyniesionym przeze mnie tego wieczoru albumie Agnes Obel Citizen Of Glass. Tutaj ewidentnie czar OnGaku gdzieś pryskał, widać, że nie dla słuchania takiej muzyki konstrukcja ta została stworzona, przynajmniej w standardowej wersji, z seryjnie montowanymi lampami. Również debiutu Dire Straits na Platinum SHM-CD słyszałem już lepsze wykonania, aczkolwiek tutaj OnGaku zaproponowało prezentację, której na pewno nie odrzuciłbym bez zastanowienia, słychać było wielką klasę. Podsumowując powtórzę raz jeszcze, że wzmacniacz ten potrafił odnaleźć się w hermetycznym systemie Janusza jak mało który i oczarować mnie bardzo, co niniejszym doceniam, zwłaszcza że konstrukcje typu SET nigdy nie leżały w kręgach moich zainteresowań brzmieniowych. Marcin Na „swój” utwór wybrałem Six blade knife zespołu Dire Straits. Numer ten jest mi dobrze znany z domowego sprzętu, jak również słyszałem go kilka razy na referencyjnych zestawach kolegów. Zasiadłem więc na centralnym miejscu, żeby dobrze się wsłuchać w szczegóły. Słyszałem wcześniejsze utwory kolegów, ale siedziałem trochę z boku sceny i spodziewałem się kosmetycznego wpływu na dźwięk. Lecz to, co usłyszałem z głośników po prostu mnie zmiażdżyło. Miękkość perkusji, barwa gitary i wokal zabrzmiały przepięknie. Tyle koloru, wypełnienia, przestrzeni jeszcze nie słyszałem nigdzie. A całość składała się na coś, co tworzyło spektakl. Do tego niespotykana przestrzeń w której każdy dźwięk miał swoje miejsce. To było niesamowite przeżycie. Wszystkie aspekty były na plus oprócz jednego, mianowicie zmniejszył się (bo nie mogę powiedzieć, że zniknął całkowicie) pazur, jaki ma w swoich utworach Dire Straits. Gdzieś jakby mniej dynamicznie, bardziej grzecznie zagrali. Ale dla mnie był to tylko drobny niuans, który nie jest w stanie zakłócić tego o czym wspomniałem wcześniej. Dla mnie to był spektakl. Nie słyszałem nigdy wcześniej czegoś takiego. Mógłbym z OnGaku obcować do końca życia. Szkoda, że człowiek ma tylko dwie nerki :) Bartosz W przeciwieństwie do (chyba wszystkich) kolegów z KTS-u spotkanie z OnGaku nie było dla mnie nacechowane tyloma emocjami. Owszem, zdawałem sobie sprawę z renomy jaką cieszy się ten sprzęt, znałem też historię jego producenta na tyle, by wiedzieć, że spotkam na swojej drodze urządzenie w swojej klasie referencyjne. Daleko mi jednak było od czołobitności i rzucania ekstatycznych werdyktów jeszcze przed odsłuchem. Ten, jak się okazało, był dla mnie ważny z dwóch powodów. Przede wszystkim dlatego, iż OnGaku jest bez wątpienia propozycją wybitną. Oferowany przez niego dźwięk jest doskonale przemyślany, wyciska z reszty sprzętu (źródła, kolumn, kabli) siódme poty, samemu w ogóle się nie męcząc. Brzmienie jest bardzo gładkie, eleganckie i wyrafinowane. OnGaku nie próbuje szokować słuchacza żadnym konkretnym elementem składowym dźwięku, zapewniając zamiast tego spójny przekaz. Jeszcze większe wrażenie zrobiła na mnie scena dźwiękowa. Jej holografia stała na najwyższym poziomie; przyznam się szczerze, że nie pamiętam, żebym kiedyś usłyszał coś podobnego w tej kwestii. Jak wspomniałem akapit wyżej, spotkanie z OnGaku było dla mnie istotne jeszcze z jednego powodu. Tym razem nieco bardziej osobistego. Nie jestem bowiem szczególnym fanem lamp. W dźwięku szukam przede wszystkim tego, czego te zapewnić nie mogą: dynamiki, energii, zadziorności. Byłem jednak ciekaw jak w tym aspekcie spisze się crème de la crème wzmacniaczy lampowych. I chociaż także ten aspekt stał na wysokim poziomie, to – jak się okazuje – pewnych rzeczy po prostu nie da się przeskoczyć. Lampa, nawet najlepsza, nigdy nie zagra równie energetycznie co high-endowy tranzystor (pisząc te słowa mam przede wszystkim na myśli topowy wzmacniacz Naima, model Statement). I wielki, legendarny OnGaku nie jest tutaj wyjątkiem. Na sam koniec chciałbym jeszcze poświęcić parę słów temu aspektowi japońskiej integry, który podczas spotkania KTS-u nie był (tak mi się wydaje) w ogóle poruszony. Mówię tu o zjawiskowym wyglądzie. OnGaku wygląda po prostu przepięknie, czerpiąc pełnymi garściami z rozwiązań estetycznych tak pięknie opisanych w świetnym eseju Pochwała cienia Jun’ichirō Tanizakiego. To wzmacniacz bardzo „klasyczny” w swoim wyglądzie, ale doprowadzający tę klasykę do perfekcji. Wiktor Krzak OnGaku to wzmacniacz owiany legendą. Spotkanie z nim, to wydarzenie, które zaczyna się na długo przed wciśnięciem przycisku play. Już jego obecność robi wrażenie, jeszcze podczas ciszy, w czasie wygrzewania lamp. Pierwsze wrażenie, które natychmiast przykuwa i olśniewa, to niebywała przestrzenność. Po pewnym czasie przychodzi zastanowienie, czy nie jest nazbyt rozdęta, czy rzeczywiście to zostało zapisane w nagraniu. Druga rzecz, która dociera dopiero po pewnej chwili, ale okazuje się znacznie ważniejsza, to barwa. W tej kwestii OnGaku robi rzecz zupełnie magiczną i niespotykaną w żadnym innym znanym mi urządzeniu. Stawiam ten wzmacniacz jako wzór. Nie technicznie, nie pod względem parametrów, czy konkretnych rozwiązań układowych, a nawet nie pod względem konkretnych własności akustycznych, przestrzeni, kontroli, czy zrównoważenia barwy, ale pod względem przekazania emocji nagrania, poczucia wyjątkowości spektaklu, w którym bierzemy udział. Uważam OnGaku nie tylko za wzmacniacz, lecz za kompletne dzieło sztuki. Wojciech Szemis Chciałbym serdecznie wszystkim podziękować, a szczególnie panu Wojciechowi oraz panu Januszowi z Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego za zaproszenie mnie na niezwykle miły wieczór, kiedy mogłem współuczestniczyć w celebracji – a właściwie w doświadczeniu zjawiska, jakim jest odtwarzanie emocji zapisanych w formie muzyki. Jednakże nie sama muzyka stanowiła o tym piątkowym wieczorze, ale wypowiedziane słowa. Ograniczony czas pozwalał jedynie na esencjonalne wypowiedzi i dlatego nie było tam żadnego zbędnego słowa. Może dlatego, że brzmienie muzyki zapierało dech w piersiach i brakowało oddechu. Uwiodło nas ono i uniosło. Nie wiem, czy była to zasługa odtwarzacza Lektor, wzmacniacza OnGaku czy kolumn Electa Amator. Niemały udział miały na pewno kable. Przyznaję się, że dałem się ponieść atmosferze spotkania i teraz, kiedy piszę te słowa, wydaje mi się, że najciekawsze było bycie razem i smakowanie brzmienia i muzyki. Na to bycie składały się niezwykłe osobowości poszczególnych uczestników spotkania. Udziałem z mojej strony było przyniesienie wzmacniacza Kondo On-Gaku, który jest nieprzerwanie produkowany od początku lat 90. XX wieku do obecnego czasu. Jest to pierwsza i niepowtarzalna konstrukcja wzmacniacza lampowego z transformatorami wyjściowymi nawiniętymi drutem ze srebra. Jednakże nie w samym zastosowaniu srebra ukryta jest tajemnica brzmienia muzyki, lecz w tym w jaki JAPOŃSKI sposób drut ten jest ciągniony, aby uzyskać korzystną dla dźwięku strukturę molekularną oraz jakich użyto izolacji. Wielu konstruktorów próbowało kopiować ideę srebrnych transformatorów oraz prostotę układu elektrycznego projektów Kondo. Skutki wszyscy znamy. Zawsze odnosili wyniki do tego JAK zrobił to Kondo-san. Dlaczego? Ponieważ nikt nie potrafi zrobić tego lepiej. Sam znam może sześciu, może siedmiu konstruktorów wzmacniaczy lampowych, którzy wszyscy na swój sposób mierzą się z osiągnięciami Kondo-sana lub (nawet!) rywalizują z nim. Bardzo mnie to cieszy – w koncepcjach tego inżyniera można przecież znaleźć niezwykłą inspirację. Kibicuję im. Bardzo ciekawym tematem jest jak to każdemu z nich wychodzi. Szkoda, że nieduża liczba wzmacniaczy firmy Kondo oznacza ograniczoną ilość takich spotkań w przyszłości. Chociaż... Każdy z nich to odrębna projekcja artysty - konstruktora i inny świat muzyki, tak jak prywatny świat każdego melomana. To jednak dużo. Wojciech Pacuła Jak widać, słuchacze podzielili się na dwie grupy – tę, dla której ważniejsze były przymioty wzmacniacza Ancient Audio i tę, dla której Kondo był bezkonkurencyjny. To zupełnie normalne. Mówimy o produktach z najwyższej półki, o szczycie techniki lampowej, choć różnie egzekwowanej. Przy tej półce nawet niewielkie zmiany w stosunku do osobistego „dźwięku absolutnego” urastają do nieprawdopodobnych rozmiarów. I myli się ten, który uważa, że im lepsze urządzenia, tym bardziej są do siebie podobne. Na pozór rzeczywiście tak jest, ponieważ wysokiej klasy produkty z górnej półki nie mają większości problemów tańszych urządzeń, co je do siebie „upodabnia”. Tak naprawdę jednak dopiero po pozbyciu się tych problemów na plan pierwszy wychodzą personalne przekonania konstruktora dotyczące nie „góry”, czy „dołu” itp. – rzeczy ważnych, ale nie przy takiej klasie – a sama struktura dźwięku, to jak za jego pomocą przekazywana jest muzyka. Pomimo więc, że obydwa wzmacniacze realizują ten sam paradygmat wzmacniacza SET, choć są zupełnie inne niż przytłaczająca większość współczesnych wzmacniaczy, to różnice między nimi były duże i, że tak powiem, decydujące. Zgadzam się z opinią Jarka i Bartosza, którzy wskazali na znacznie lepiej prowadzony atak, dynamikę i to, co Marcin nazwał „pazurem” we wzmacniaczu Ancient Audio. W bezpośrednim porównaniu słychać, że Kondo gra nieco węższym pasmem, nie schodzi tak nisko i nie wchodzi tak wysoko, jak AA, a do tego atak ma wygładzony, jakby był wypolerowany. To elementy, które powodowały, że płyty z większą kompresją sygnału, wymagające szybkości, bo tylko ona pozwala zrekonstruować „kształty” dźwięków, zabrzmiały mocniej, w bardziej zrywny sposób na AA. Ale też momentalnie słychać było, że wzmacniacz Jarka jest jasny i mało wypełniony. Ja również chciałem o nim napisać „jazgotliwy”, ale ubiegł mnie Tomek. Co nie znaczy, że to dźwięk zły, czy sam w sobie „jasny”. Znaczy to, że okazuje się taki w porównaniu z Kondo. Co jest szczególnie ciekawe i znaczące, ponieważ japoński wzmacniacz grał w zamkniętym systemie, do którego wzmacniacze AA są „ustawiane”. Nie dało się też nie zauważyć, właśnie w takiej konfrontacji, że polski wzmacniacz ledwie zipie starając się napędzić Sonusy, a więc odebrałem ten aspekt zupełnie na odwrót niż Mariusz, nie wiem też, skąd ta rozbieżność wynika. Zgadzam się z Wiktorem, który poza protokołem mówił, że Ancient musi pracować na skraju wydajności i że zapewne się stale przesterowuje – stąd, jak zakładam, ostrość o której kilku z nas mówiło. Po raz pierwszy Janusz, który się przed tym od wielu lat bronił, uczciwie przyznał, że jego kolumny nie pokazują wszystkiego – Kondo wymusiło z nich wszystko, co najlepsze, a i tak słychać było, że Sonusy zatrzymują sporo muzyki i to one były, nie mam co do tego wątpliwości, najsłabszym ogniwem tego systemu, z obydwoma wzmacniaczami. Powtórzę – to był pierwszy raz, kiedy tak wyraźnie słychać było wszystkie ograniczenia tych znakomitych głośników. Nawet z systemem dCS-a nie mieliśmy do nich żadnych uwag. Biorąc to wszystko pod uwagę nie miałem wątpliwości, że Kondo i jego propozycja jest ofertą dla mnie i to taką, która trafia prosto do mojego serca. Jeśliby miał do tego atak, dynamikę i zrywność, to byłby to – jak mówił Rysiek – wzmacniacz doskonały. Ale też nie chciałbym, żeby to była dynamika i atak AA, a Naima Statement, o którym wspomniał Bartosz. Bardzo szanuję polski wzmacniacz, podobnie zresztą jak Jarka. Jak dla mnie to porównanie pokazało jednak, że pewnych rzeczy, takich jak naturalność, gładkość, holografia, polski wzmacniacz po prostu nie potrafi oddać tak dobrze, jak Kondo. I jeszcze, że chociaż wiele rzeczy od lat 70. XX wieku się zmieniło, wiele udało się poprawić, to jednocześnie są rzeczy, do których uczniowie Kondo-sana wciąż nie dotarli. Dlatego też, jeślibym mógł, zostałbym z Kondo OnGaku na zawsze. Wiedząc, w czym niedomaga, co można zrobić inaczej, może nawet lepiej. Nie miałoby to znaczenia, ponieważ muzyka z nim jest tak piękna, że nie ma się nawet ochoty tych tematów poruszać. Ale to ostatecznie moja, prywatna opinia i – to chyba jasne – można wybrać inaczej, a ten inny wybór będzie równie prawomocny. SYSTEM UŻYTY W ODSŁUCHU
Dziękuję firmie Audio Center Poland oraz panu Romanowi za wypożyczenie stolika Naim Audio Fraim! |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity